1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. AVM Evolution CD5.2

AVM Evolution CD5.2

Opinia 1

Dziwnym trafem i z całkowicie niewyjaśnionych dla mnie przyczyn wyroby Audio Video Manufaktur, w skrócie AVM, nie miały na naszym rynku zbytniego szczęścia. Nie wiadomo czy powodem była polityka cenowa, czy niezbyt intensywnie prowadzone kampanie reklamowe skutek był taki, że z reguły łatwiej było o odsłuch za granicą niż w Polsce. Czasy i … dystrybutorzy jednak się zmieniają a dzięki temu, miejmy nadzieję i AVM na stałe zagości w świadomości złotouchych w nadwiślańskim kraju. Oczywiście jedna jaskółka wiosny nie czyni, lecz pan Grzegorz Pardubicki – oficjalny dystrybutor ww. marki najwidoczniej wyszedł z podobnego założenia, gdyż do naszej redakcji był łaskaw dostarczyć dwa urządzenia – odtwarzacz CD CD5.2 i wzmacniacz zintegrowany A5.2 należące do środkowej linii Evolution. Chcąc jednak odpowiednio zasygnalizować pojawienie się, lub jak kto woli powrót do gry (oczywiście na terenie PL) tego istniejącego od ponad 20 lat producenta postanowiliśmy z Jackiem każde z urządzeń opisać z osobna, gdyż choć razem stanowią wielce udany duet, to również podczas występów solowych okazały się niezwykle wdzięcznymi obiektami naszego zainteresowania. W związku z powyższym na pierwszy ogień poszedł odtwarzacz, który już na etapie sesji zdjęciowej zaintrygował nas całkiem pokaźnych rozmiarów „oknem” w pełnej krasie prezentującym znajdujące się tuż za nim lampy. Nie uprzedzajmy jednak faktów.

AVM Evolution CD5.2 jest jednym z trzynaściorga rodzeństwa należącego do linii Evolution. Oprócz nich w ofercie niemieckiego producenta znajdziemy dwa all-in-one’y Inspiration i pięć high-endowych urządzeń z serii Ovation. Jak na niewielką europejską manufakturę powyższe portfolio robi wrażenie, nieprawdaż? Ponadto dostarczony do testów odtwarzacz, jak przystało na rasowego przedstawiciela XXI – wiecznej myśli technicznej nie jest li tylko zwykłym dyskofonem, lecz z powodzeniem zdolny jest pełnić rolę centrum zarządzania – uszlachetniania wszelakiej maści cyfrowych źródeł, jakimi w naszym systemie dysponujemy. W końcu dokonując takiego bądź co bądź dość poważnego zakupu dobrze byłoby nie tylko uzyskać jak najlepszą jakość ze srebrnych krążków, ale i znacząco podnieść walory soniczne dekodera TV SAT, konsoli, odtwarzacza plików Audio/Video czy nawet komputera. Jednak po kolei.
Obudowę wykonano z solidnych szczotkowanych i anodowanych na czarno (dostępne są również wersje w kolorze naturalnym i z chromowanym frontem) aluminiowych płatów, co nadaje całości skromny, lecz zdecydowanie elegancki i co najważniejsze ponadczasowy wygląd. Płytę czołową zdobią dwie, symetrycznie umieszczone po obu stronach wyraźnego, niebieskiego wyświetlacza, grupy przycisków w konfiguracji 5+1, gdzie pięć małych guziczków funkcyjno nawigacyjnych uzupełnia jeden większy – z lewej pełniący rolę włącznika a z prawej umożliwiający wysunięcie płyty z napędu szczelinowego.
Tylnej ściany AVMowi spokojnie mógłby pozazdrościć niejeden „wolnostojący” DAC. Oprócz zdublowanych wyjść analogowych (RCA i XLR) szczęśliwy nabywca otrzymuje do dyspozycji sześć, bądź po zamówieniu dodatkowego modułu nawet siedem wejść cyfrowych w skład których wchodzą AES/EBU, dwa koaksjalne i dwa optyczne SPDIF, oraz dwa USB, z czego w standardzie jest standardowe, obsługujące sygnały do 24 Bit/48kHz a jako opcja jest asynchroniczne (IN7) umożliwiające odtwarzanie sygnałów do 24 Bit/192 kHz. Gdyby jeszcze komuś było mało spokojnie może AVMa podpiąć pod zewnętrzny rejestrator cyfrowy, bądź wyższej klasy przetwornik poprzez parę (coax/opt) wyjść SPDIF. Listę przyłączy zamykają gniazda triggera, dedykowane zewnętrznemu czujnikowi IR i zintegrowane z włącznikiem głównym gniazdo sieciowe IEC.
Rządek terminali zarówno z dołu, jak i z góry otaczają podwójne „szlaczki” otworów wentylacyjnych zapewniających komfort termiczny pracującej wewnątrz, w stopniu wyjściowym, parze lamp ECC83 (12 ax7a), które z powodzeniem można obserwować poprzez zamontowaną na płycie górnej odtwarzacza pleksiglasową, przydymianą szybkę. Nie wnikając głebiej w technikalia wspomnę tylko, że w roli upsamplera wykorzystano układ Cirrus Logic CS 8421 a za konwersję D/A odpowiadają kości (po jednej na kanał) Wolfson WM 8741. I jeszcze jeden miły drobiazg – po wybudzeniu z trybu stand-by urządzenie o postępach w stabilizacji parametrów informuje napisem „waiting for tube warmup”, w którym litery z małych zmieniają się na wielkie od końca do początku frazy. W momencie, gdy wszystkie osiągną „pełny wymiar” odtwarzacz gotowy jest do pracy. Sporo zabawy mogą też dostarczyć bogate możliwości regulacji filtrów cyfrowych i upsamplingu, które pozwalają w zauważalny sposób wpływać na końcowe brzmienie urządzenia.

W grze 5.2 nie sposób doszukać się efekciarstwa, epatowania tak modną ostatnio hiperdetalicznością i wszelakimi oznakami cyfrowości. Już pierwsze dźwięki „Possibilities” Herbiego Hancocka wskazywały na dość wyraźny zamysł konstruktorów – zamiast oszałamiać i porażać postanowili oni słuchaczy oczarowywać i uwodzić niezwykle łatwo przyswajalną muzykalnością i tzw. dobrym „ułożeniem” – kulturą przekazu. Wspominam o tym już na wstępie przelewania na papier własnych obserwacji, gdyż jest to dość jasna wskazówka dla potencjalnych klientów – albo lubi się taką estetykę grania i wtedy warto czytać dalej, albo niekoniecznie i spokojnie można zająć się czymś innym.
W związku z powyższym, skoro kworum składa się (a przynajmniej powinno) z grona ukierunkowanego na muzykę a nie reprodukcję poszczególnych dźwięków, spokojnie możemy przejść dalej. Niezależnie od materiału, jakim nakarmimy CD 5.2 całość zostanie zaprezentowana w elegancki, wręcz wysublimowany sposób. Głosy ludzkie zostaną delikatnie dosaturowane, podkreślona zostanie ich emocjonalność, barwa i piękno a niejako niepostrzeżenie na dalszy plan przesunięte zostaną artykulacja, czy aspekty natury technicznej. Dzięki takim zabiegom nawet twórczość Anny Marii Jopek potrafi koić skołatane nerwy, gdyż uwaga słuchacza kierowana jest na sex-appeal a nie tzw. foniatryczno – laryngologiczne tendencje czy to samej wokalistki, czy też ekipy realizatorsko-masteringowej. Idźmy zatem krok dalej, ba idźmy na całość i sięgnijmy po nagrania, które trzymamy wyłącznie poprzez sentyment za szczeniackimi czasami, bo słuchać ich się prawdę powiedziawszy nie da. Do tejże grupy spokojnie mogę zaliczyć zarówno „Keeper of the Seven Keys” Helloween, jak i jeszcze koszmarniej zrealizowany „Zombie Attack” Tankard. Oczywiście zdaję sobie sprawę z przerażenia malującego się na twarzach tych, którzy raczyli byli choćby pobieżnie sprawdzić zawartość wspominanych albumów, jednak od czasu do czasu nachodzą mnie myśli, że może tym razem da się coś z nich wycisnąć, że może choć przez chwilę poczuję to, co czułem będąc zbuntowanym nastolatkiem katując takimiż koszmarkami siebie i swoje otoczenie. Cóż, z przykrością musze stwierdzić, że i tym razem cud się nie zdarzył a mętna breja w wyborne wino przemienić nijak się nie chciała. Nie było jednak katastrofy, ot tragedia, jakich wiele zalega na sklepowych półkach. Co ważne obu albumów wysłuchałem w całości i to bez myśli samobójczych i trwałych następstw natury psychicznej (przynajmniej ja takowych nie zaobserwowałem). O ile scena pozostawała płaska jak stolnica i o jakiejkolwiek namiastce trójwymiarowości nie można było nawet marzyć, to irytujące dotychczas do granic wytrzymałości cykanie blach i wszechobecna jazgotliwość przybrały zdecydowanie bardziej strawną formę. Pojawiło się coś na kształt barwy a linia melodyczna i drive powodowały mimowolne podrygiwanie kończyn dolnych. Jakby na to nie patrzeć jest to spory sukces. Dość jednak prób reanimowania, czy nawet ekshumacji nierokującego szans na poprawę truchła – czas wrócić do żywych.
W zdecydowanie bardziej akceptowalnym repertuarze AVM wykazywał się o niebo szerszym wachlarzem posiadanych zdolności. O ile kontury źródeł pozornych kreślone były wyraźną, acz grubszą niż zdążył mnie przyzwyczaić dyżurny Ayon, kreską nie sposób było odmówić im realizmu i klarowności. Ich lokalizacja na sugestywnie kreowanej przed słuchaczem scenie nie powodowała niedosytu i dopiero dalsze plany delikatnie skłaniały się ku impresjonistycznej zwiewności i ledwo zauważalnemu rozedrganiu. Nie przeszkadzało to jednak nawet w najmniejszym stopniu z czerpania przyjemności z odsłuchów nawet dużych składów orkiestrowych. Nie wiadomo kiedy sięgnąłem po stojące obok siebie, zrealizowane z niezwykłą troską pozycje „Adagio – Karajan” [XR480-245-9] XRCD24 K2, „Mississippi Moan” – Bruce Katz Band [XRCD24-NT006] XRCD24 K2 i „Masterpiece. Touching Folklore Music” – corazon de Mario Suzuki [XRCD24-NT001]. Gęstość, kremowość i niemalże karmelowa homogeniczność tychże nagrań przez niemiecki odtwarzacz została jeszcze wzmocniona. Wszechobecny spokój, elegancja a zarazem niezachwiana świadomość słuszności obranej drogi sprawiała, że nie sposób było w prezentowanym przekazie doszukać się nawet najmniejszych oznak nerwowości, czy próby złapania przypadkowego słuchacza na tanie triki. W zamian za to oferowany dźwięk nie nudził ani po pierwszej, ani po ósmej godzinie odsłuchu, nie powodował też irytacji a akurat o nią przy moim repertuarze nietrudno.
Podobne uwagi pojawiły się w moich notatkach przy ocenie dostępnych wejść cyfrowych. O ile brak zamontowanego asynchronicznego modułu USB w dość znacznym stopniu ograniczył rolę komputera w roli źródła, to już uszlachetnienie i poprawa brzmienia Olivki, czy dekodera TV-Sat były bezdyskusyjne. Sygnał przepuszczony przez AVMa tracił swoją cyfrową kanciastość i związane z nią wszelakiej maści artefakty zabijające realizm. Czuć było, że lampowy stopień wyjściowy dwoi się i troi, by wreszcie można było wygodnie rozsiąść się w fotelu i bez grymasu (przynajmniej jeśli chodzi o dźwięk) obejrzeć któryś z bloków informacyjnych a nawet mecz.

Blisko dwutygodniowa obecność w moim systemie nad wyraz bogato wyposażonego odtwarzacza AVM Evolution CD5.2 sprawiła, że z uwagą zacząłem przeglądać ofertę tego niemieckiego producenta. Skoro, nazwijmy to „przystępne cenowo”, jak na audiofilskie realia, urządzenie sprawiło, że czas spędzony na odsłuchach dostarczył mi głównie pozytywnych doznań, to czegóż można spodziewać się po serii Ovation? Czas pokaże, czy dane nam będzie zasmakować górnopółkowych delicji, jednak nawet linia Evolution zasługuje na uwagę wszystkich miłośników wyrafinowanego dźwięku chcących przede wszystkim przy muzyce odpocząć i czerpać z niej jak najwięcej radości.

Marcin Olszewski

Dystrybucja: Grzegorz Pardubicki – avm-audio.pl
Cena: 3 990€

Dane techniczne:
– Lampowy stopień wyjściowy (lampy ECC83 (12 ax7a))
– 2 wyjścia liniowe (Cinch i XLR)
– 2 wyjścia cyfrowe (SPDIF coaxialne i SPDIF optyczne)
– 7 wejść cyfrowych: 2 x USB (192/24 asynchroniczne (opcja), 1 x 48/24), 2 x SPDIF, 2 x optyczne, AES/EBU
– Przetwarzanie sygnału aż do 192 kHz/24 bit (regulowany upsampling w zakresie 44,1 kHz/16 bit – 192 kHz/24 bit)
– 2 przełączalne filtry cyfrowe (smooth/sharp)
– Napięcie wyjściowe wyjść analogowych: 2,5 V
– Impedancja wyjściowa RCA: 50 Ω
– Impedancja wyjściowa XLR: 150 Ω
– Pasmo przenoszenia: <5 Hz – 20 kHz, poprzez wejścia cyfrowe >50 kHz
– SNR: SNR: 102 dB/105 dB(A)
– Zużycie energii: 40 W (Maksymalne), <1 W (Standby)
– Wymiary (S x W x G): 430 x 130 x 325 mm
– Waga: 11 kg
– Dostępne opcje wykończenia: Obudowa wykonana z anodowanego aluminium w kolorze srebrnym lub czarnym; opcjonalnie możliwość zamówienia chromowanego panelu czołowego

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon 1sc
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Odtwarzacz plików: Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center
– Gramofon: dwusilnikowy Transrotor ZET 3 + 12″SME + Zyx R1000 Airy3 + 9″SME + Zyx R1000 Airy3 Mono + zasilacz Transrotor Konstant M-1 Reference
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Phasemation EA-1000; Octave Phono Module
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI 5
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders; Raidho S-2.0
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Siltech Classic Anniversary 770i
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: GigaWatt PF-2 + przewód Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; HighEndNovum PMR Premium; Albat Revolution Loudspeaker Chips

Opinia 2

Będąca bohaterem tego spotkania niemiecka firma AVM, posiadająca mocno rozbudowaną ofertę urządzeń audio i co ważne dystrybuowana u nas już od dłuższego czasu, jakoś nie może się przebić przez mur mocno ugruntowanych na polskim podwórku graczy. Kilka linii źródeł cyfrowych, zintegrowanych i dzielonych wzmocnień sygnału, streamerów i bibliotek plików w różnych konfiguracjach teoretycznie powinno sprawić przysłowiowy „bum” zakupowy. Tymczasem obserwując rynek, daje się zauważyć, że mimo sporego portfolio tej znanej za naszą zachodnią granicą marki u nas jest o niej jakoś tak dziwnie cichutko. Dlatego otrzymując od dystrybutora Pana Grzegorza Pardubickiego propozycję zapoznania się z jej produktem w postaci odtwarzacza kompaktowego  AVM EVOLUTION CD5.2, nawet przez moment nie wahaliśmy się w podjęciu decyzji kwalifikującej dany model do testu, a te kilka lat obecności w Polsce bez większego rozgłosu – bez znaczenia pozytywnego, czy negatywnego – miało spory udział w finalizacji rozmów około testowych. A może okaże się czarnym koniem wśród nabywców tego roku kalendarzowego? Wyłuskanie takiego rodzynka z przepastnej oferty rozdających karty dystrybutorów, byłoby naszym sukcesem. A z drugiej strony, gdy nawet będzie to tylko pojedynczy głos informacyjny o jej bycie na planecie Ziemia, to i tak zrobiliśmy to z największą przyjemnością.

 

Niestety, albo stety – w zależności od punktu widzenia bytu takich dodatków – nadeszły czasy, gdy zwykły odtwarzacz kompaktowy powinien być centrum dowodzenia wszelkiego rodzaju sygnałami – czy to analogowymi, czy cyfrowymi z plikami włącznie. Tak jest i tym razem. Mnogość opcji przyjmowania danych sprawia, że ten w założeniach czytnik srebrnych krążków odsyła w niebyt różnego rodzaju dodatkowe dac-e, streamery i kompakty jednoczynnościowe. Ale jak to również często bywa, projekt zakładający zaaplikowanie wszystkiego co można w jednym pudełku sprawił, że rzeczony CD5.2 otrzymał dodatkowo stopień wzmocnienia oparty o szklane bańki. A co? Jak szaleć, to szaleć. W pewnych aspektach ma to swoje uzasadnienie. Jakie przyświecały akurat tej konstrukcji nie wiem – choć się domyślam, ale podjąłem próbę weryfikacji, czy efekt końcowy warty był, zaprzęgnięcia tej stareńkiej techniki do kombajnu obrabiającego dane cyfrowe we wspólnym układzie elektrycznym.
Gdy przyzwyczajony do przesadnie ciężkich bez względu na rodzaj urządzenia produktów aspirujących do półki Premium szarpnąłem urządzenie do góry, o mały włos nie wybiłem sobie zębów. Kompakt co prawda bardzo lekki nie jest, ale jego gabaryty wzbudzają należyty szacunek, który starałem się ukazać, przykładając zapas mocy w procesie logistyki na drugie piętro. Okazało się jednak, że panowie z AVM’a postawili na zdobywające coraz większy poklask pośród producentów zasilanie impulsowe i mając możliwość wygenerowania kilkukrotnie większego zapasu mocy, niż jest im potrzeba, znacząco ograniczyli jego ciężar. Jak taka zabawa z jeszcze nie do końca akceptowanym wśród audiofilów sposobem dostarczania energii wpłynie na efekt dźwiękowy, spróbuję zweryfikować, ale wiedząc również, że na pokładzie mamy jeszcze kilka lamp elektronowych, zdaję sobie sprawę, iż może to być wypadkowa całości pomysłu konstrukcyjnego. No nic, zobaczymy- ups, posłuchamy. Jak przed momentem wspomniałem, niemiecki produkt marki AVM model CD5.2 jest sporym jak na odtwarzacz kompaktowy urządzeniem, swoimi gabarytami licując z moim preampem liniowym Reimyo, czyli przy standardowej dla komponentów audio szerokości jest jakieś 30% wyższe. Sądzę, że jest to podyktowane koniecznością podniesienia „dachu” nad oddającymi spore dawki ciepła lampami, które jednak w tym przypadku przesadnie się nie grzeją, gdyż dość szczelna, wykonana z drapanego aluminium obudowa, nie posiada żadnych otworów wentylacyjnych, ukazując jedynie swe wnętrzności przez okienko z dymionego pleksi w tylnej części jej górnej płaszczyzny. Jedynym miejscem poprawiającym napowietrzenie środka konstrukcji, są dwa ryflowane prostokątne moduły na spodniej części obudowy, ale bez dedykowanego ujścia na zewnątrz. Grałem z tym urządzeniem ładnych kilkanaście dni i stwierdzam, że nie miałem problemów natury przegrzania, co potwierdza słuszność zaniechania wkomponowywania w obudowę zbędnych kanałów wietrzących całość, łamiących przy tym ascetyczny w formie projekt plastyczny. I dobrze. Przednia ścianka jest symetrycznie obdarzona sporej ilości manipulatorami guzikowymi, które na tle czerni urządzenia swym srebrnym kolorem przełamują jej monotonię. W centralnej części umieszczono duży, niebieski wyświetlacz, pokazujący wszystkie związane z obróbką sygnału informacje, a pod nim szczelinowy napęd płyt Cd. Dystynkcja w każdym aspekcie, która powinna się podobać. Lekko zapadnięty względem okalającego całość kołnierza obudowy tylny panel, jak przystało na centrum dowodzenia dzierży: siedem wszelakiej maści wejść cyfrowych, wyjście analogowe w standardzie XLR i RCA, oraz zintegrowane z włącznikiem gniazdo IEC. Całość konstrukcji stabilizują cztery stopy, będące sporej średnicy, ale niedużej wysokości błyszczącymi walcami. Jak wynika z opisu, prezentowane urządzenie spełni najbardziej wybujałe potrzeby nowoczesnego audiofila pod względem kompatybilności, a także często poszukiwanej ogólnie stonowanej aparycji.
 
Biorąc pod uwagę minimalizm przełączeniowy podczas testu – jeden guzik na przedwzmacniaczu (łączówki w moim i testowanym Cd były identyczne), proces weryfikacji możliwości sonicznych jest bardzo łatwy. Jedyne co pozostaje recenzentowi, to próba oceny tego co słyszy w korelacji do swoich preferencji i ogólnie przyjętych wartości bezwzględnych, a to zajmuje już zdecydowanie więcej czasu. Kilka kawałków na moim napędzie, potem przesiadka na AVM, wyłapanie gdzie tkwi clou pomysłu na dźwięk i następuje kilkudniowy maraton krystalizujący usłyszane aspekty. Tak też było i tym razem. Przesiadka z mojego dość wyczynowego pod względem rozdzielczości, ale idącego w stronę analogu japońskiego napędu na niemiecki odtwarzacz AVM, skutkuje natychmiastową zmianą ostrości źródeł pozornych. Nie wiem, czy to zasługa lamp, czy zasilania urządzenia, ale całość spektaklu muzycznego otrzymuje stosowną dawkę zmian odbieranych jako gładkość i pastelowość – oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu. Sądzę, że raczej jest to zasługa zastosowanych lampek, które w założeniu powstawania tej konstrukcji miały właśnie nadać całości brzmienia taki sznyt, niż pokłosie nowo-lansowanego zasilania. Niestety taka zmiana konturu może zaskoczyć jakiegoś kochającego wszechobecne iskierki w eterze słuchacza i podsunąć w odbiorze odczucie lekkiego zgaszenia dźwięku. Przyznaję, pierwsze wrażenie może generować podobne wnioski, ale jest to efekt interpretacji informacji dobiegających do naszych narządów słuchu, że coś się dzieje, a buńczuczna wyobraźnia jako pierwsze podsuwa takie degradujące usłyszany materiał muzyczny oceny. Tymczasem naprawdę niedługa, dwu-trzy utworowa aklimatyzacja pozwala znaleźć nić porozumienia z pomysłem konstruktorów. Lampiarze z wyboru prawdopodobnie w ogóle nie zauważą opisywanego problemu, chyba że swój system skroili na granicy tej maniery i dodatkowa dawka miodu spowoduje przekroczenie granicy zdrowego rozsądku. A, że zdrowy rozsądek w zabawie w audiofilię jest czymś dalekim od definicji encyklopedycznej, tak więc najlepiej samemu sprawdzić, gdzie leży nasz punkt „G”, w tej materii. Niemniej jednak, ja mimo wspomnianej lekkiej korekty blasku dobiegających do mnie dźwięków, już w połowie płyty miałem za sobą proces akomodacji, przypatrując się jedynie co potrafi ten niemiecki „Multi-odtwarzacz”. Przypadkowa koncertowa płyta Wayne’a Shortera zatytułowana „Footprints Live” dzięki odtwarzaczowi AVM w bardzo realistyczny sposób zaprosiła mnie na to wydarzenie. Szerokość i głębokość sceny dobrze pozycjonowały muzyków, wyraźnie zaznaczając ich zajmowane nań miejsca. Jeśli chodzi o postrzeganie dźwięku jako takiego, to powiedziałbym, że słuchanie tego zestawu, przypomina mi zmianę źródła z cyfrowego na gramofon odtwarzający stare tłoczenia płyt. Wszystko staje się bardziej stonowane niekłujące w uszy zbytnią lawiną dźwięków, podając wszystko naszym organom słuchu bez zbytniej utraty informacji. Oczywiście ma to swoje uwarunkowania w konturowości źródeł pozornych, ogólnego ciężaru dźwięków i złagodzeniu iskier w blachach perkusisty – co w wartościach bezwzględnych jest jakimś uśrednieniem materiału źródłowego, jednak nie zwalałbym tego na kark braku wiedzy na temat konstruowania urządzeń, tylko nazwał świadomym działaniem pod konkretną grupę docelową. Nie widzę innego wytłumaczenia zastosowania szklanych baniek w takich produktach. Wracając do koncertu Wayne’a, mimo, że kontrabas nie był wycięty żyletką, a talerze nie świdrowały nadmiernie mych bębenków, dostałem idealnie skrojony w ”domenie analogowej” – czytaj manierze – materiał muzyczny. Oczywiście pragnę wspomnieć, że ten nalot lampy pomaga wielu instrumentom wejść na odczuwalnie wyższe niż byśmy się spodziewali poziomy swoich możliwości – choćby saksofon front mena, za co wielu kocha właśnie szklane bańki. Dla mnie to był dobrze odtworzony krążek, a że inaczej niż mam na co dzień, tylko dodawało smaczku tej konfrontacji. Nie zarzucał mnie zbędną ilością informacji na temat każdej zagranej frazy, podając ją jedynie w możliwie najbardziej strawnej i przyjemnej dla ucha postaci.
   
Znając ogólną manierę EVOLUTION CD5.2, do frontowej szczeliny połykającej błyszczące płytki włożyłem muzykę generowaną elektronicznie, której idealnym przedstawicielem pod względem obfitości górnych tonów i przepastnie nasyconych dolnych rejestrów wydawała się być grupa Depeche Mode z materiałem „Exciter”. Decydując się na ten ruch, trochę obawiałem się zbytniego ugładzenia, tych jakby nie patrzeć celowo energetycznych, bogatych w świdrujące nasz mózg pików różnorodnych cykadeł zwanych muzyką. Ale podczas tego seta nie zanotowałem zbytniej inwazji starej rodem z czterdziestoletniej radiostacji techniki lampowej, w będące pokłosiem pogoni za nowoczesnością sztucznie generowane dźwięki. Owszem słychać było ukulturalnienie świszcząco-szeleszczących syntezatorów, ale odebrałem to jako nadanie im bardziej ludzkiej struktury, niż brutalne zgaszenie światła. Wielu wielbicieli takich fajerwerków może to zniechęcić, ale dla mnie oszczędzającego cenne narządy słuchu, jest całkowicie do przyjęcia.
 
Zastanawiając się na koniec, do kogo konstruktorzy kierują produkt pod nazwą AVM EVOLUTION CD5.2, rzekłbym, że raczej do słuchaczy cierpiących na nadmierne pobudzenie ich zestawów audio. Dawka gładkości i ogólnego utemperowania bez utraty czytelności pozwoli odetchnąć przy muzyce. Sądzę nawet, że jeśli ktoś znajdujący się ze swoimi poglądami w okolicach neutralności, mógłby wnieść do obcowania ze światem dźwięków wiele dobrego. Naprawdę czasem warto sprawdzić, czy nie czas na zmiany w naszym postrzeganiu jego jakości, gdyż zasiedzenie w jednej opcji, powoduje utratę możliwości poznania innego punktu widzenia, a to często oznacza włączenie wstecznego biegu.

Jacek Pazio

  System wykorzystywany w teście, to kompletny zestaw firmy Combak Corporation
Elektronika Reimyo:
– dzielony odtwarzacz Cd: CDT – 777 + DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz lampowy: CAT – 777 MK II
– tranzystorowa końcówka mocy: KAP – 777
Kolumny: Bravo Consequence+
Kablezasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sek
cjaniskotonowa)
IC RCA: Harmonix HS 101-GP
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Stolik: Rogoz Audio
Akcesoria:
– antywibracyjne: stopy pod końcówkę mocy Harmonix TU 505EX, platforma antywibracyjna AcousticRevive RST-38H, platforma antywibracyjna Audio Philar
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: Dr. Feickert Analogue „Twin”
ramię: SME V
wkładka: Dynavector XX-2 MKII
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM „THERIAA”
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM „SENSOR PRELUDE”
– gramofon Transrotor Z3
– dwa ramiona SME 9 i 12 cali sygnowane marką Transrotor
– wkładki ZYX AIRY MONO i AIRY STEREO

Pobierz jako PDF