1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Reportaże
  6. >
  7. Audio Video Show 2015

Audio Video Show 2015

Skoro dziewiętnasta edycja Audio Video Show przeszła zaledwie tydzień temu do historii najwyższy czas na (nie)małe, znaczy się adekwatne do skali warszawskiej imprezy podsumowanie. W suchych danych wyglądało to mniej więcej tak: ponad 120 wystawców, ponad 140 sal konferencyjnych i „drobne” 10 000 metrów kwadratowych ekspozycji. Wygląda imponująco? Z pewnością, jednak zdecydowanie większe wrażenie rozmach AVS robił na żywo, tym bardziej, że osiem rokrocznie udostępnianych przez Hotel Bristol sal zastąpionych zostało przez … blisko sześćdziesiąt lóż VIP stadionu PGE Narodowego. Nie dziwi zatem fakt pewnej ewolucji samej idei, ale i organizacji wystawy. Po pierwsze powrócili najwięksi potentaci z rynku TV – Samsung, Sony, Panasonic, czy Epson a po drugie organizatorzy powrócili do znanej sprzed lat dwuipółdniowej formuły. Więcej czasu, więcej miejsca, czyli generalnie można byłoby się spodziewać większego spokoju i zauważalnego przeluźnienia w porównaniu z zeszłorocznym, dwudniowym permanentnym oblężeniem. Nic z tego Mili Państwo. Zgodnie z regułą, że natura nie znosi próżni również i tym razem audiofile stanęli na wysokości zadania płynąc nieprzebraną rzeką przez hotelowe i stadionowe korytarze.  O ile w Golden Tulipie i Stadionie Narodowym owym tłumem udawało się całkiem sensownie sterować o tyle w Sobieskim … Za przebywanie poza przestronnymi, zlokalizowanymi na parterze salach konferencyjnych powinien przysługiwać dodatek za pracę w szkodliwych dla zdrowia warunkach. Nie ma co owijać w bawełnę i zaklinać po prostu zatęchłej rzeczywistości, gdyż to, co działo się w większości pokoi zakrawało na absurd i całkowity brak szacunku zarówno dla wystawców, jak i zwiedzających. Niestety tego typu dantejskie sceny dzieją się od lat i chyba tylko pojawienie się na stołecznej mapie centrum konferencyjnego z prawdziwego zdarzenia pozwoliłoby ulżyć wąskim i całkowicie nieprzystosowanym do takiego zaludnienia hotelowym korytarzom i pokojom. Nie ma jednak co marudzić, gdy z jak to się mówi co nas nie zabije to nas wzmocni a skoro czytają Państwo niniejsze wynurzenia, to jednak przeżyliśmy i w dodatku co nieco udało nam się w kadr złapać, czym w tym momencie zaczynamy się z Państwem dzielić.

Do dobrego, zaobserwowanego m.in. na monachijskim High Endzie, tonu należy odpowiednie rozpoczęcie, bo jak wiadomo dobre wrażenie robi się tylko raz a zła inauguracja potrafi położyć się cieniem na dalszych, nawet perfekcyjnych działaniach. Dlatego też wszyscy, a przynajmniej większość akredytowanych przedstawicieli mediów zostali zaproszeni do sali kinowej na stadionie Narodowym na oficjalną konferencję „Audio Video Show. Widzę i słyszę więcej”, którą swoją obecnością uświetnili Paweł Edelman i Andrzej Smolik, w rolę prowadzącego wcielił się Hirek Wrona a o oprawę multimedialną zadbał Samsung.

To jednak nie był koniec „przedprogramowych” atrakcji, gdyż tuż po konferencji zostaliśmy przetransportowani do Hotelu Golden Tulip w celu uczestnictwa w zamkniętym odsłuchu jednej z głównych atrakcji i jak się później miało okazać bardzo skutecznego magnesu przyciągającego rzesze ciekawskich – sprowadzonego specjalnie z okazji AVS, szokującego nie tylko ceną (7 mln PLN), ale i gabarytami systemu głośnikowego Living Voice Vox Olympian z dedykowanymi modułami basowymi Vox Elysian zasilanego japońską elektroniką Kondo. Przygotowana specjalnie na potrzeby licznie przybyłych przedstawicieli mediów mini prezentacja najnowszej płyty Andrzeja Smolika „SMOLIK|KEV FOX” była jedynie wstępem, zachętą do kolejnych odwiedzin w Sali Azalia 1 i weryfikację pierwszych wrażeń na zdecydowanie bardziej wpisującym się w estetykę tego monumentalnego systemu repertuarze. Warto było też eksperymentować z miejscem odsłuchu, gdyż jak się można było nausznie przekonać miało ono krytyczne znaczenie w postrzeganiu takich aspektów dźwięku jak charakterystyka tonalna, spójność i prowadzenie linii basu.

Ponieważ skala AVS 2015 przerosła nasze i pewnie organizatora, najśmielsze oczekiwania jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem zdaliśmy sobie sprawę z fizycznej niemożności bycia wszędzie, zobaczenia i posłuchania wszystkiego a przy okazji porozmawiania ze wszystkimi. Trzeba było zatem wybierać samemu, bądź zdawać się na ślepy los, który w większości przypadków objawiał się ekstremalnym zatłoczeniem bądź niemalże całkowitym brakiem tlenu co po prostu uniemożliwiało wykonywanie jakichkolwiek innych czynności poza pośpieszną ewakuacją. Pozwolę sobie więc na szereg mniej, bądź bardziej niezobowiązujących dygresji, bo i tak i tak nie sądzę a wręcz odradzałbym podejmowanie jakichkolwiek decyzji zakupowych jedynie na podstawie tej, bądź jej podobnym relacjom a nawet osobistych odsłuchów w wystawowych wnętrzach … z jednym wyjątkiem.

Chodzi mianowicie o słuchawki, które w tym roku obrodziły w sposób niemalże niewyobrażalny, choć nie obyło się niestety bez pewnych organizacyjnych zgrzytów. Mógłbym oczywiście to przemilczeć i udawać, że nic się nie stało, ale biorąc pod uwagę, że na przyszły rok zapowiedziana została premiera nowych Orpheusów mam cichą nadzieję, że Sennheiser Polska wyciągnie z tegorocznego rozgardiaszu jakieś konstruktywne wnioski. O co chodzi? O szeroko reklamowany i promowany jeszcze przed AVS najdroższy system słuchawkowy świata: lampowo – elektrostatyczny zestaw słuchawkowy Sennheiser Orpheus połączony okablowaniem Siltech Triple Crown z dzielonym odtwarzaczem CD/SACD Accuphase DP-900 + DC-901 za łączną kwotę przekraczającą… 400 000 PLN. Zgodnie z założeniami odsłuchy miały mieć charakter 15-minutowych indywidualnych sesji pozwalających w komfortowych warunkach doznać rozkoszy obcowania ze słuchawkowym absolutem. Niestety rzeczywistość przybrała formę zdecydowanie bliższą podróży zatłoczonym ponad wszelkie normy pociągiem na Hel w dniu rozpoczęcia wakacji. (Nie)szczęśliwiec, na którego przyszła pora siadał w fotelu i natychmiast był szczelnie oblepiany wielowarstwowym kordonem oglądaczy i czekających na swoją kolej, dyszących mu nad głową osobników. Prawdę powiedziawszy tak hardcore’owych warunków jeszcze nie spotkałem.

Zdecydowanie spokojniej było u konkurencji, gdzie bez pośpiechu i wiszących za plecami gapiów można było sprawdzić soniczne możliwości kilkuset (!!!) modeli. O skali słuchawkowego zagłębia najlepiej świadczą suche liczby – 25 wystawców, blisko 50 różnych producentów i zakres cen od 300 PLN do 120 tys. PLN. Wszystkiego można było dotknąć, posłuchać a co najważniejsze praktycznie w ciągu kilku/kilkunastu minut porównać niemalże nie wstając z krzesła, bądź przesuwając się raptem o parę kroków. Dodatkowo większość wystawców umożliwiała wpięcie swoich playerów/smartfonów w tor i przetestowanie interesujących nas nauszników na własnym, ulubionym repertuarze.

Przechadzając się przez niemalże cztery dni z łatwością można było zauważyć, że część z wystawców stawiała na minimalizm i to w najbardziej surowej jego odmianie usadawiając nieraz wcale nie najtańsze systemy bezpośrednio na podłodze a adaptację akustyczną ograniczając li tylko do firmowego bannera. Przeciwległy biegun reprezentowały pokoje zajmowane przez Gato Audio, Hi-Ton (T+A) czy HiFi Club (kompletny system McIntosha) i wcale w tym momencie nie chodzi mi o obłożenie wszystkiego ustrojami, ale o jakąś własną/charakterystyczną aranżację, która robiła tzw. klimat.

Duńskie Gato Audio postawiło na świetnie sprawdzający się od kilku lat pomysł z kominkiem.

HI-TON Home of Perfection to już biało – czerwone plamy światła mogące np. nawiązywać do następujących po wystawie obchodów 11-listopada.

HiFi Club za to poszedł w klimatyczną czerń i industrialną monumentalność nocnej metropolii. Ponadto jasnym było, że taka ekspozycja ma jedynie łapać za oko i intrygować zwiedzających a nie dostarczać jakiś ponadprzeciętnych doznań dźwiękowych. W przypadku tego dystrybutora jest to swoiste novum, ale biorąc pod uwagę właśnie taki pomysł na promocję amerykańskiej marki widoczny np. na monachijskim High Endzie można uznać, że ktoś „na górze” stara się unifikować i uspójniać działania promocyjno – marketingowe w skali globalnej.

Tegoroczna wystawa nad wyraz boleśnie, przynajmniej potencjalnym nabywcom, pokazała, że jeśli chce się uzyskać naprawdę wysokiej klasy brzmienie z monitorów to poniżej kilkudziesięciu tysięcy raczej nie ma co liczyć na cuda. Wystarczyło bowiem przejść się spokojnie po AVS by mieć tego pełną świadomość. Jednak po kolei. O tym, że czasem mniej znaczy lepiej można było przekonać się w pokojach, w którym wystawcy postawili na jakość a nie ilość i zamiast próbować wcisnąć do kilkunastometrowych kubatur potężnych podłogówek zaprezentowali monitory. Efekt? Akurat w przypadku poniższych systemów lepszy niż świetny. Oprócz wspólnych cech konstrukcyjnych łączy je jeszcze jedno – w każdym z pokoi spędzając po kilkanaście/dziesiąt minut co najmniej raz dane mi było słyszeć pytania o ukryty przed wzrokiem słuchaczy subwoofer. Z oczywistych względów monitorowym El Dorado był Hotel Sobieski.

Katowicki RCM zaskoczył wszystkich przyzwyczajonych do ich pokazów w Bistolu nad wyraz kompaktowym systemem opartym na elektronice niemieckiej firmy Einstein Audio oraz amerykańskich kolumnach AudioMachina CRM II. Pomimo niezaprzeczalnie mało poważnych gabarytów i niezbyt wysokiej skuteczności (84dB/8 Ω) przybyłe zza oceanu monitorki oferowały potężny i mocno osadzony na basowych fundamentach dźwięk przykuwający słuchaczy do kanapy na długie minuty. O popularności tego systemu najlepiej świadczył fakt permanentnego oblężenia hotelowego pokoju pomimo fizycznej niemożności odprowadzenia, pomimo otwartego okna, ciepła generowanego przez niemieckie lampowce, a co za tym idzie niemalże tropikalnych temperatur. Był to ewidentny przykład, że jeśli tylko coś gra po prostu bardzo dobrze, to wszelkie niedogodności schodzą na zdecydowanie dalszy plan. Wielkie brawa i w pełni zasłużony szacunek należą się przede wszystkim nie tylko ekipie RCMu dzielnie stojącej na straży prezentowanych audiofilskich precjozów, lecz również Annette Heiss i Volkerowi Bohlmeierowi, którzy dzielnie znosili „listopadowe tropiki”.

Bardzo energetyczną prezentację przygotowali panowie z Wiener Lautsprecher Manufaktur grając z aktywnych monitorów Sissi z preampem Anton. Stalowa kontrola, niesamowita zwartość i punktualność dźwięku z wzorcowo prowadzoną linią basu były świetnym przykładem na to, że do pełni szczęścia wcale nie potrzeba potężnych podłogówek.

Vis a vis Wiedeńczyków przepiękną stolarką i równie wysublimowanym brzmieniem kusiły filigranowe podstawkowce Brodmann Acoustics Festival Shelf współpracujące z elektroniką Elektrocompanieta.

Od zeszłego roku krakowski Audio Cave zauważalnie złapał wiatr w żagle, bo w miniony weekend można było w reszcie posłuchać ich kompletnych propozycji sprzętowych z futurystycznymi Nime Audiodesign Elite One. Co ciekawe pomimo niezaprzeczalnie odważnego designu brzmienie było całkowicie poprawne i normalne a po chwilowych, późnowieczorno – czwartkowych problemach z kontrolą najniższych składowych, za które jak się później okazało odpowiedzialne były drastyczne spadki napięcia w hotelowych gniazdkach, wszystko wróciło do normy i czarowało słuchaczy gęstym i soczystym brzmieniem. Jak widać na załączonych zdjęciach oparte na ceramicznych przetwornikach Accutona „Jedynki” z powodzeniem zgrywały się z systemem Pathosa w skład którego weszły plikograj Musiteca, przedwzmacniacz InControl i monobloki InPower.

Również SoundClub postanowił pokazać, że High-End niejedno ma imię i że małe potrafi być nie tylko piękne, ale i fenomenalnie grające. Biorąc pod uwagę, że praktycznie tuż przed AVS pozyskał do swojego portfolio markę Raidho nie dziwi zatem fakt, że oprócz potężnych Hansenów (o czym dalej) zdecydował się na prezentację dwóch uroczych monitorów – XT-1 (nowość z 10 cm porcelanowo-tytanowymi wooferami)  i D-1. O niesamowitej, wręcz legendarnej przestrzeni generowanej przez duńskie maluchy nie ma co pisać, bo trzeba byłoby się naprawdę mocno wysilić, by ją zepsuć, ale i pozostałe aspekty dźwiękowego spektaklu pozostawały na bardzo wysokim poziomie, W dodatku rozdzielczość i witalność szły w parze z gładkością i słodyczą niezależnie od tego, czy napędzała je końcówka ModWrighta, czy też niekoniecznie kojarzone ze stereotypową muzykalnością urządzenia Soulution. Ponieważ na wystawie szwędaliśmy się już od czwartkowego wczesnego południa pierwsze zdjęcia ukazują jeszcze nieokablowany system, ale za to pozbawiony również nieuniknionych przy tego typu imprezach odcisków palców. Jak widać na załączonych zdjęciach warszawską ekipę dzielnie wspierał Paweł Franc Skulimowski z Franc Audio dostarczając nie tylko masywne platformy i stoliki, lecz również mające swoją oficjalną światowa premierę listwy zasilające łączące w sobie charakterystyczny/firmowy design z markowymi komponentami Furutecha.

Niejako w opozycji do potężnych Lumen White’ów roztaczających swój niezaprzeczalny urok w Golden Tulipie krakowski Nautilus w debiutował na Stadionie Narodowym z intrygującymi i przepięknie wykonanymi mini monitorkami Crystal Arabesque Minissimo w lakierze Solar Orange tworzącymi wraz z firmowym okablowaniem Crystal Cable i elektroniką Accuphase’a nader udany system. Rozmach i dynamika dźwięku wręcz przeczyła prawom fizyki.

A skoro wspomniałem o Tulipie to kontynuując eksplorację krakowskich specjałów to nie sposób nie wspomnieć o debiutujących w dystrybucji Nautilusa kolumnach Lumen White White Light Anniversary, które wraz z kompletnym systemem Ayona zapewniały pełną obsadę podczas prezentacji prowadzonych przez kolejny raz odwiedzającego AVS Gerharda Hirta. To jednak nie koniec nowości, bo Gerhard nie byłby sobą, gdyby nie przywiózł czegoś intrygującego i tak też było tym razem a w roli prawdziwej wisienki na audiofilskim torcie wystąpił imponujący przedwzmacniacz Ayon Conquistador.

Przeprowadzkę z Bristolu wykorzystał również RCM pojawiając się w Warszawie z monstrualną (135 kg, 3 przewody zasilające) końcówką mocy Vitus Audio MP-S 201, czarującymi diamentowymi Accutonami na średnich i wysokich tonach kolumnami Berlina RC9. Nie zabrakło również japońskiego flagowego gramofonu TechDas Air Force One oraz reprezentującego domenę cyfrową duetu w postaci transportu CEC TL-0 V3.0 oraz przetwornika Thrax Audio Maximinus. Jeśli komus do pełni szczęścia nie wystarczała sama, nomen omen, serwowana w wybornej jakości muzyka to nie było problemów, by odpowiedzi na nurtujące go dylematy natury technicznej podpytać licznie przybyłych na zaproszenie polskiego dystrybutora konstruktorów. A oto pełna lista: Hans Ole Vitus – Vitus Audio, Britta Mogensen – Vitus Audio, Alexander Vitus Mogensen – Alluxity, Roland Gauder – Gauder Akustik, Rumen Artarski – Thrax Audio. I proszę mi wierzyć na słowo, że przy takiej gromadce indywidualności nie sposób było się nudzić nawet chwili.

Do równie wysokiego poziomu przyzwyczaił nas przez lata Grobel Audio i co istotne nie zawiódł swoich fanów w tym roku. Bez zbędnego nadęcia salę Magnolia wypełniała spokojna i niespieszna muzyka dająca wytchnienie i ulgę po całodziennym maratonie. W roli amplifikacji wykorzystano integrę Jadis I88 opartą na ośmiu lampach KT150, która zupełnie niezobowiązująco napędzała przepiękne Ktemy Franco Serblina.

Zdarzały się też niestety tzw., wypadki przy pracy, bądź w co poniektórych przypadkach pokusiłbym się nawet stwierdzenie, że za takim a nie innym zestawieniem nie stało nic więcej aniżeli całkowity przypadek i dość znaczne ubytki słuchu u osób poniższe sety do publicznej prezentacji dopuszczające. Do grona poniższego grona muszę niestety zaliczyć poniższe systemy:
– elektronika Cyrusa podejmująca heroiczną, acz zdaną na nieunikniona klęskę, walkę z Focalami Sopra N°2
– drące się w niebogłosy Triangle Magellan napędzane monoblokami McIntosha
– ustawione bezpośrednio na dywanie (nie dowieźli kolców?) Sonus Fabery z Audio Researchami

Całe szczęście były to wyjątki potwierdzające regułę a w ramach poprawy nastroju zapraszam do całkiem pokaźnej galerii obecnych na AVS gramofonów, których ceny mieszczą się w przedziale od ok. 1 tys. PLN do niemalże 400 000 PLN, więc nie powinno być najmniejszego problemu ze znalezieniem czegoś interesującego.

Pozostając w analogowych klimatach wspomnę jeszcze o systemie prezentowanym przez cieszyńskiego Voice’a, w skład którego wchodził magnetofon szpulowy Studer A807, wzmocnienie zapewniła dzielona amplifikacja Chord Electronics pod postacią przedwzmacniacza CPA-3000 i końcówki mocy SPM-1200 MK II, źródłem był futurystyczny odtwarzacz Red Reference i oczywiście nie zabrakło przyciągającego uwagę zwiedzających przetwornika Dave, wraz ze skromnie mu asystującym malutkim Mojo. Całości dopełniały wyposażone w aktywną sekcję basową zupełnie normalnie wyglądające kolumny Cabasse Pacific 3 SA.

A teraz pora na jeden z najlepiej grających systemów na tegorocznej wystawie, czyli duet ESA/Avid . Najnowsze dipolowe flagowce ESA Red House wespół z potężną, dzielona amplifikacją Avida i topowym gramofonem Acutus Reference tegoż samego producenta zagrały w sposób równie spektakularny, co zjawiskowy. Niesamowita dynamika i brak najmniejszych oznak kompresji przy nieraz niemalże nomen omen stadionowych poziomach głośności zasługiwały na bardzo wysokie noty. Również sam design i jakość wykonania Red House były nad wyraz namacalnym świadectwem zdolności konstrukcyjnych pana Andrzeja Zawady, który w zdecydowanie bardziej akceptowalnej, ba wręcz atrakcyjnej formie zdołał zakląć bezkompromisowość swoich wcześniejszych konstrukcji.

Kolejnym polskim i równie miłym akcentem okazały się potężne tuby Destination Audio napędzane 1,5W, nie, to nie pomyłka – słownie półtorawatowymi końcówkami mocy opartymi na lampach 45 oferowały dźwięk niezwykle atrakcyjny, wciągający i … niezaprzeczalnie „zrobiony”. Jednak w owym „zrobieniu” czuć było pomysł, spójność i to się po prostu nie tylko mogło podobać, ale się podobało. Szanse, by załapać się na jakąś sensowna miejscówkę graniczyły z cudem a że grano z plików, więc i przerw „technicznych” na żonglerkę nośnikami nie odnotowałem. Pikanterii prezentacjom dodawało okablowanie i akcesoria prądowe szwedzkiej marki Entreq dystrybuowane przez GFmod Audio Research.

Wypada pochwalić też tegoroczną prezentację Zeta Zero, podczas której wreszcie zrezygnowano z prób ogłuszenia słuchaczy a ofensywność wielowstęgowych „cebul” zastąpiono omnipolarną eterycznością najnowszych konstrukcji Orbital 360. Cały system został okablowany rodzimymi przewodami Audiomica Laboratory, które podobnie jak wyroby Zety cieszą się zdecydowanie większym zainteresowaniem zagranicznych odbiorców aniżeli rynku lokalnego.


Kończąc rajd po „polskich drogach” warto również wspomnieć o systemie przygotowanym przez specjalistyczną manufakturę gramofonową J.Sikora prezentującą wersję gramofonu Basic Special Edition wraz z trójdrożnymi kolumnami Akkus Redwine 1261.

Na liście rodzimych wystawców nie mogło zabraknąć … Tonsila, który również i w tym roku postawił na niezobowiązującą ekspozycję a i tak przyciągał prawdziwe tłumy gotowe dać się pokroić za możliwość odrestaurowania wspomnień buntowniczej młodości a przy okazji rzucenia uchem na najnowsze Altusy 380.

Po kilkuletniej nieobecności do wystawowego krajobrazu powrócił warszawski Audio Klan i już na pierwszy rzut oka widać było chęć nadrobienia zaległości. Kilka dedykowanych swoim flagowym markom pomieszczeń, imponująca ekspozycja najnowszych 800ek w hallu H10 na pierwszym piętrze i równie interesująca prezentacja zarówno gramofonów, jak i designerskich urządzeń przenośnych cieszyły się naprawdę sporym zainteresowaniem. Jednak drobnica, drobnicą, lecz mając nad wyraz napięty harmonogram wolałem większość czasu spędzać w pokojach, w których można było posłuchać Devialetów napędzających 803D3 i przepięknych, łypiących błękitnymi bulajami Passów z Elacami FS 509 VX-JET.

Równie uroczo prezentowały się także promujące japońskie słuchawki AudioTechnica hostessy zachęcające do robienia sobie z nimi (zarówno z dziewczynami, jak i słuchawkami) tzw. selfie, z której to okazji chętnie korzystali zwiedzający.

Coraz bardziej popularny i rosnący w siłę nurt plikowo – streamingowy na Stadionie reprezentował m.in. Marcin Ostapowicz, który przygotował na tę okazję nie lada gratkę dla miłośników cyfry w postaci polskiej premiery uroczego Auralica Aries Mini, który zaskakująco dzielnie walczył ze swoim starszym rodzeństwem.

Jakby tego było mało współgospodarz loży – serwis Tidal postarał się o kolejną niespodziankę i zorganizował fenomenalny mini koncert SMOLIK / KEV FOX. Jeśli ktoś do tej pory uważał, że w kilkunastu metrach nie da się zorganizować rockowego koncertu, to miał niebywałą okazję zmienić zdanie.

Z tzw. ciekawostek przyrodniczych moja uwagę zwróciły dwa systemy oparte na niekoniecznie standardowych kolumnach.
Pierwszy z nich to skandynawski duet Hegel H360 + Gradienty Revolution oferujący niezwykle spójny a zarazem przestrzenny dźwięk.

Drugi to natomiast nie lada niespodzianka, gdyż było to połączenie klasyki audio, czyli elektroniki Brystona z uroczymi ortoakustycznymi kolumiekami Larsen, które wydają się spełnieniem marzeń większości Pań Domu. Nie dość, że małe, to jeszcze dedykowane do ustawienia tuż przy samej ścianie. Co ważne, owe „tuż”, to nie audiofilskie „nie mniej niż 75 cm”, lecz jakieś … 2 – 2,5cm. Niemożliwe? Cóż, w tym przypadku usłyszeć znaczy uwierzyć.

Kojarzeni do tej pory jedynie z filigranowymi monitorkami Włosi z Diapason dzięki bydgoskiemu Audio-Connectowi mogli pochwalić się potężnymi podłogówkami Dynamis, które zachowując całą muzykalność drobniejszego rodzeństwa oferowały nieporównywalnie bardziej spektakularny i potężniejszy dźwięk a z końcówkami Wells Audio tworzyły niesamowicie gęsty spektakl muzyczny. Jedna z najlepszych prezentacji podczas tegorocznego AVS.

No to najwyższa pora na wagę superciężką, czyli przenosimy się do Ameryki Północnej, prężymy muskuły, spluwamy w dłonie i … dzwonimy po ekipę tragarzy zdolną do ustawienia w naszych czterech katach kanadyjskich i amerykańskich kolosów.
Oczywiście Klonowy liść reprezentują dystrybuowane przez warszawski Sound Club takie marki, jak  m.in. przyodziane w skórę Hanseny, czy Tenor, choć i amerykański Boulder, który ostatnimi czasy wzbogacił soundclubowe portfolio prezentował się wielce smakowicie.

Klasyka klasyki, czyli superintegra Mark Levinson Nº585 napędzała równie kultowe śnieżnobiałe (Polar White) JBLe DD67000 Everest. Koncertowa dynamika, zero owijania w bawełnę i prawdziwa, pierwotna radość grania. To lubię.

No i zamykające stawkę Wilsony, którym przeprowadzka z klasycznych sal Bristolu wyszła tylko na dobre. Większa przestrzeń i lepsza akustyka stadionowych lóż zaowocowały zniwelowaniem problemów z kontrolą basu, choć uczciwie trzeba przyznać akurat w tym podzakresie swoje trzy grosze dorzucił dość oryginalny sposób doprowadzenia życiodajnej energii (co jest do wychwycenia na jednym ze zdjęć).

Poniżej obszerna galeria z pozostałych audioshołowych prezentacji:

Rzut oka na mniej bądź bardziej pogięte telewizory:

I w formie bonusa zdjęcie naszego dyżurnego systemu poprzedzone „kolumienkami” na widok których Jackowi niebezpiecznie zaświeciły się oczy.

Do zobaczenia za rok i oby  warszawskie Audio Video Show dalej rozwijało się tak dynamicznie jak do tej pory.

Marcin Olszewski

Pobierz jako PDF