Mając kontakt, nawet z nie wiadomo jak wyszukanej urody przedmiotem bardzo często nie potrafimy odnaleźć w nim choćby minimalnego śladu, piętna jego twórcy. Nie wiemy, czy jest to wyrób nad zaprojektowaniem którego, ktoś spędził bezsenne noce, czy to kolejny efekt koroporacyjnej burzy mózgów nad statystycznymi danymi prognozującymi potrzeby określonej grupy docelowej. Dlatego też, gdy tylko nadarza się ku temu okazja, staram się poznać ludzi stojących za danym wzmacniaczem, kolumną, czy przewodem. Usiąść, spokojnie porozmawiać i spróbować spojrzeć na dany przedmiot przez pryzmat ich poglądów, pasji i przekonań. Poznając człowieka, poznaję niejako jego dzieło i nawet, jeśli efekt finalny daleki jest od spełnienia moich oczekiwań z reguły rozumiem powody takiego stanu rzeczy. Chodzi o gusta Drodzy Państwo, a jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje, co nie oznacza jednocześnie, że nie można na ich temat rozmawiać. Oczywiście powyższe dywagacje mają sens tylko i wyłącznie w sytuacji, gdy spełniony zostaje jeden, podstawowy warunek – urządzenie jest poprawnie zaprojektowane i wykonane. Niestety w dzisiejszych czasach, i to nie tylko w audio, mamy do czynienia m.in. ze zjawiskiem tzw. rebrandingu polegającym na przemianowywaniu produktów firm trzecich na własne, dorabianiu do tego odpowiednio zagmatwanej, tajemniczej i patetycznej ideologii a co najważniejsze pompowaniu ceny końcowej mającej odpowiednio pozycjonować dany produkt na rynku. W związku z powyższym każdy wyjazd do siedziby, fabryki konkretnego wytwórcy jest idealną szansą poznania założyciela – fundatora danego przedsięwzięcia, ale i w pewnym sensie również weryfikacją rzeczywistego procesu technologicznego.
Tak też było i tym razem – zmiana dystrybutora, a raczej przywrócenie polskiej dystrybucji włoskiej marce Zingali Acoustics zaowocowało nie tylko pojawieniem się uroczych kolumn na zeszłorocznym Audio Show, ale i wizytą przedstawicieli prasy w zlokalizowanej nieopodal Rzymu (Aprilii) fabryce.
Panowie Giuseppe Zingali i Yair Wahal z wrodzonym zapałem i swadą opowiadali zarówno o historii firmy nie tylko prezentując modele archiwalne, ale i oprowadzając po nader rozległych włościach.
Ogrom hal produkcyjnych przypominał minione lata świetności włoskiej gospodarki, choć z drugiej strony recesja przyczyniła się również do tego, że firmy takie jak Zingali nie muszą gnieździć się na kilkudziesięciu metrach, lecz mogą sobie pozwolić zarówno na lokum, jak i park maszynowy, o jakim do niedawna większości producentów nawet się nie śniło.
Mając niemalże nieograniczoną powierzchnię do zagospodarowania grzechem byłoby jej nie wykorzystać, więc i w Zingali postarano się nie tylko o pomieszczenie przeznaczone do wygrzewania kolumn przed wysyłką (każda para musi przepracować co najmniej 24h), jak i wykonano model oparty na wcześniej wykorzystywane przetworniki JBLa, aby pracując nad nowymi modelami cały czas mieć na podorędziu brzmienie, od którego cała ta przygoda z dźwiękiem się zaczęła.
Pan Giuseppe Zingali co i rusz podkreślał, że jedynie terminale głośnikowe (WBT) i drewno na fronty (importowane z Kalifornii) nie pochodzą z Włoch, a wszystkie pozostałe elementy są wykonywane na miejscu, bądź zamawiana u lokalnych poddostawców. Nie będę ukrywał, iż fakt importowania drewna z USA wywołał moje zdziwienie, lecz okazało się, iż powód takiego działania miał swoje czysto techniczne podłoże. Chodziło mianowicie o to, by zapewnić oprócz atrakcyjnego tzw. „rysunku” przede wszystkim odporność i stabilność fizyczną przy czasem trudnych do przewidzenia warunkach lokalowych. W końcu wydając kilka, czy nawet kilkadziesiąt tysięcy € na wymarzone kolumny nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie podejmował ryzyka związanego z pękaniem frontu na skutek rozpalenia w kominku po powrocie z długiego weekendu spędzonego na nartach.
Skoro część udowadniającą, że „Made in Italy” nie jest tylko naklejką pojawiającą się na przypływających z Azji „półproduktach” przejdźmy do meritum.
Przez część muzealną przeszliśmy dość śpiesznie, gdyż po drugiej stronie recepcji naszym oczom ukazał się prawdziwy Hall of Fame.
W urządzonej z iście bizantyjskim przepychem i włoską fantazją sali zarówno pod ścianami, jak i ‘nawie głównej’ rozstawiono zarówno ‘kamienie milowe’ w historii firmy, jak i przedstawicieli limitowanych edycji dedykowanych m.in. takim markom motoryzacyjnym jak Ferrari, czy Porsche.
Naszą uwagę zwróciły ukryte pod firmowymi pokrowcami modele, których premierę przewidziano zarówno na tegoroczny High-End w Monachium, jak i przyszły 2015 rok. z wiadomych względów nie mogę napisać o nich nic, oprócz tego, że warto uzbroić się w cierpliwość.
Oczywiście tego typu wycieczka nie miałaby większego sensu, bez …dokładnie – mają Państwo absolutna rację – bez odsłuchu pary topowych Zingali Client Evo 3.18 za ‘drobne’ 52.000€, które były o dziwo o 20.000€ tańsze od stojących nieopodal modeli Client Name Evo 2.1. Indagowany w sprawie tej pozornej niekonsekwencji Pan Giuseppe z rozbrajającą szczerością stwierdził, że po prostu Client Evo 3.18 grają bardziej liniowo i finezyjnie a zarazem poprawniej, jednak to właśnie oparte na 21” wooferze Client Name Evo 2.1 mają największy … wykop i to właśnie za nie Klienci są w stanie wysupłać drobną różnicę w cenie obu modeli. Niestety nie mieliśmy okazji być świadkami takiego bratobójczego pojedynku, lecz nawet wersja ‘audiofilska’ potrafiła uderzyć z siłą parowego młota w trzewia zgromadzonych w 40 metrowym, profesjonalnie zaadaptowanym akustycznie pokoju demonstracyjnym słuchaczy. I właśnie kilka słów o adaptacji chciałbym w tym momencie napisać. To, że większości z nas zabiegi mające na celu poprawę warunków odsłuchowych jednoznacznie kojarzą się najpierw z wizualną dewastacją docelowego pomieszczenia, a następnie próbami obłaskawienia rozeźlonej małżonki nie musze nikomu przypominać. O dziwo, zarówno w ‘Hall of Fame’, jak i demo-roomie było nie tylko ładnie, ale i elegancko, a wrażenia nie psuły żadne gąbki, wykonane ze sklejki dyfuzory i inne wątpliwej urody utrojstwa. Oczywiście cały pic polegał na tym, że oprócz konkretnych wymiarów ustroje zostały dyskretnie bądź to ukryte, bądź tak wpasowane w pozostałe dekoracje, że stanowiły nie tylko ich integralną część, ale i same nadawały pomieszczeniu niebanalnego wyglądu. Wystarczy tylko wspomnieć o gęsto rozsianych na suficie stożkach AcoustiConeŽ 61BA produkcji Brüel Acoustics.
Oprócz ortodoksyjnego stereo Zingali nie zapomina o miłośnikach srebrnego ekramu oferując własne, autorskie rozwiązania umożliwiające w ‘domowych’ warunkach osiągniecie brzmienia zarezerwowanego do niedawna wyłącznie dla naszpikowanych zaawansowaną elektronika sal kinowych, warto jednak pamiętać, by przed próbą osiągnięcia koncertowych poziomów głośności uprzedzić, a jeszcze lepiej zaprosić na projekcję sąsiadów.
Mając na uwadze dynamicznie rozwijający się sektor systemów desktopowych i PC audio Zingali nieśmiało wprowadza ekskluzywnie wykończone modele dedykowane majętnym i wybrednym odbiorcom szukającym niebanalnego uzupełnienia komputerowych źródeł muzyki.
W dodatku, choć ich wygląd w porównaniu z Evo 3.18 budził powszechne rozbawienie, to już brzmienie dalekie było od żartu. Oczywiście ten mikroskopijny zestaw 2+1 w 40 metrowym pokoju nie miał szans, jednak zajmując miejsce 1,5-2 od mini-bałwanków można było z łatwością usłyszeć potencjał drzemiący w tych uroczych mikrusach.
Opuszczając późnym wieczorem fabrykę Zingali Acoustics czułem zarówno niesamowitą satysfakcję, z faktu poznania producenta, i miejsca, w którym te niezwykłe kolumny powstają jak i niedosyt wynikający z niemożności spędzenia tam co najmniej tygodnia, podczas którego mógłbym na spokojnie nie tylko prześledzić proces narodzin poszczególnych modeli, jak i przesłuchania kilku, bądź tez kilkunastu gotowych wyrobów.
Serdeczne podziękowania dla organizatora tej pasjonującej wyprawy – Pana Bartłomieja Nowaka z GFmod Audio Research, oraz gospodarzy – Panów Giuseppe Zingali i Yair Wahal za gościnę i cierpliwość. Do zobaczenia w Monachium.
Tekst i zdjęcia: Marcin Olszewski