Z potwierdzonej wieloma rozmowami z bracią audiofilską autopsji wiem, że mimo twardych dowodów na odporność przesyłu pakietów zer i jedynek z muzyką pomiędzy napędem i przetwornikiem cyfrowo-analogowym na jakiekolwiek zmiany w okablowaniu, w zderzeniu z rzeczywistością ów temat (przez wielu uznawany za aksjomat) nie jest już taki oczywisty. Nie chcę tutaj wywoływać małej wojenki pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami podobnych herezji, dlatego też jeśli ktoś nie miał szczęścia usłyszeć skutków zastosowania różnych kabli cyfrowych, lub z zasady jest wrogiem podobnego myślenia, dla spokoju ducha niech spożytkuje swój cenny czas na inne, niż czytanie dzisiejszego tekstu, czynności. Jednak jeśli doświadczyliście faktu wychwycenia często subtelnych, ale dla wielu diametralnych odmienności prezentacji muzyki w zależności od wpiętego w tor transmisji danych cyfrowego drutu, z uwagi na ciekawe spostrzeżenia powinniście zapoznać się z moimi ostatnimi doświadczeniami. Dodatkowej pikanterii dodaje fakt, iż trochę wbrew nastawieniu portalu Soundrebels na ekstremalny High End po prześledzeniu portfolio marki testowane cyfrówki okazują się być dość niedrogimi. Niedrogimi, gdyż po konfekcji firmowymi wtykami cena obydwu drutów nie przekraczają pułapu tysiąca złotych, co dla wielu adeptów dobrej jakości dźwięku jest barierą, za którą nawet spektakularne efekty z wielu powodów są poza obszarem zainteresowań. Tak więc, gdy temat z grubsza mamy określony, zapraszam na kilka akapitów streszczających efekt soniczny zastosowania dwóch nieco różniących się od siebie materiałem, z którego został wykonany przewodnik, kabli sygnałowych japońskiej marki Furutech. A będą to: wykorzystujący srebro FX- Alpha Ag i posrebrzaną miedź μ-X Ag. W celach uzupełnienia pakietu danych dodam, iż wizytę obydwu produktów w naszej redakcji zawdzięczamy katowickiemu dystrybutorowi RCM.
Część poświęcona aparycji dzisiejszych bohaterów nie będzie zbyt rozbudowana, gdyż obydwaj przedstawiciele przesyłu danych cyfrowych sprzedawani są ze szpuli, zatem nie oczekujcie od producenta specjalnych dodatków typu: piękny oplot, woreczki z aksamitu, czy wykonane z różanego drewna kuferki. Dostajemy produkt skupiony na efektach sonicznych a nie zbędnym, wizerunkowym blichtrze. Przybliżając dzisiejszych sparingpartnerów zaznaczę, iż zgodnie ze sztuką pracy na pakietach cyfrowych obydwaj oferują specyfikację 75 Ω a konkrety techniczne rozpocznę od kabla ukrywającego się pod sygnaturą FX-Alpha Ag. Idąc za fotografiami zdradzę, iż ubrano go w ciemną zieleń i nieco cieńszy od bratanka zespół izolujący, co w kontakcie organoleptycznym czyni go bardziej elastycznym. Dokładniejsze dane na jego temat donoszą, iż będące nośnikiem danych czyste srebro poddano procesowi Alpha. W dbałości o minimalizację wpływu zewnętrznych czynników na przecież bardzo ważne dla nas informacje ów drut ubrano w podwójny ekran z folii aluminiowej i oplot ze srebrzonej miedzi. Wieńcząc dzieło na to wszystko nałożono izolację z fluoropolimeru i spienionego polietylenu, a z zewnątrz otula go koszulka z PVC. Jeśli zaś chodzi o drugą łączówkę, czyli μ-X Ag, według doniesień prasowych temat wygląda następująco. Z wyglądu również oferuje przyjemną dla oka zieleń, ale jest zdecydowanie jaśniejszy i nieco grubszy. Trzon sygnałowy składa się z 37 miedzianych, srebrzonych drucików, poddanych procesowi Alpha. Całość w bardzo zbliżony do poprzednika sposób otulono plecionką ze srebrzonej miedzi, fluoropolimerem, spienionym polipropylenem i na to wszystko nałożono koszulkę PVC. Przyznacie, że przytoczone dane są dość zdawkowe, ale to jest pewnego rodzaju tajemnica firmy i niestety w czasach gdy wszyscy podrabiają wszystko, dbający o swoją pozycję na rynku producent na więcej nie może sobie pozwolić.
Zanim przejdę do konkretów, jeśli dla kogoś kontakt z rzeczonymi drutami będzie nosił znamiona dziewictwa, oznajmiam, iż są kierunkowe, co określają nadrukowane, uzbrojone tylko w jedną część grotu serie strzałek. Ja wiem, że dla wielu już sam wpływ kabli na dźwięk jest niedorzecznością a informacja o zalecanym kierunku przepływu sygnału tylko potwierdza konieczność wizyty u lekarza, ale jeśli producent coś zaleca, zdroworozsądkowo należy się do tego stosować. Ok. Wszelkie około-instalacyjne dane mamy za sobą, zatem kilka zdań o ingerencji w dźwięk, co przedstawię w formie konfrontowania ze sobą obydwu propozycji. Jednak nie dlatego, że jedna jest lepsza od drugiej w wartościach bezwzględnych, tylko każda z nich oferuje coś ciekawego dla całkowicie odmiennego w domenie gęstości dźwięku systemu audio. Oczywiście można je bez specjalnych strat dla fonii wzajemnie zastępować, ale jak wiemy, kabelkologia jest ostatnim szlifem naszej układanki, dlatego warto jest dobrać coś w punkt. Gdybym miał zderzyć obydwa kable w niezbyt długiej notatce, powiedziałbym, iż srebro wnosi do dźwięku dawkę spokoju, ugładzenia i masy, a srebrzona miedź przesuwając tonację o oczko w górę dodaje przekazowi muzycznemu nieco powietrza. Ale nie odbieramy tego w stylu, szlachetny kruszec muli, a jego przeciwnik krzyczy. Podczas testu obydwie propozycje porównywałem ze stacjonującym u mnie, znanym z muzykalności i dobrego wglądu w nagranie cyfrowym Harmonixem HS-102 i powiem szczerze, że Furutechy ze swoimi możliwościami plasowały się po obydwu stronach jego prezentacji. To co prawda oznacza, że ten ostatni łączył cechy naszych bohaterów, ale biorąc pod uwagę czterokrotnie niższą cenę pomiędzy porównywanymi drutami sprawa postrzegania w kontekście cena – jakość natychmiast nabiera rumieńców. Mało tego, Furutechy wpinałem przecież w dobrze zestawiony set, co już na starcie stawiało spore trudności adaptacyjne, a i tak wypadły bardzo dobrze. A wyjście z tarczą ze sparingu w tak wyczynowym zestawie pozwala sądzić, iż w grupie docelowej bez problemów są w stanie nawet rozdawać karty. Aby przybliżyć Wam, jak odebrałem każdy z naszych pretendentów, posłużę się dwoma płytami, z których na początek wybrałem jazzującą Cassandrę Wilson i jej krążek „Blue Light 'Til Dawn”. To jest mocno podrasowany na skrajach pasma materiał muzyczny, dlatego tutaj lepiej ze swoim pakietem spokoju w oddaniu blach perkusisty i nadaniu dodatkowej intymności głosowi artystki zaprezentowało się srebro. Naturalnie jaśniejszy μ-X Ag również nie powodował krwawienia z małżowin usznych, ale w konfrontacji z bratankiem był nieco nerwowy. Co dla tej pozycji płytowej wydaje się być ważne: raz – oferowana przez FX-Alpha Ag dodatkowa szczypta masy nie wpłynęła na pogorszenie czytelności grających w niskich rejestrach instrumentów, a dwa – dzięki konsekwencji przygaszenia światła na wirtualnej scenie, ta ze swoją prezentacją w porównaniu z miedzią robiła dodatkowe pół kroku w tył, za co wielu audiofilów dałoby się pokroić. To co, posrebrzana miedź zawsze była gorsza? Oczywiście, że nie, ale sporo zależeć będzie od repertuaru. Przykład? Proszę bardzo. Weźmy krążek formacji Bluiett Baritone Nation „Libation For The Baritone Saxophone Nation”. Tutaj role nieco się odmieniły. Ale znowu nie na tyle, żeby cos złego powiedzieć o przewodniku ze srebra, tylko akurat tego potrzebowała dana realizacja. Naturalnie, bardzo ważnym jest, aby nasz zestaw generujący muzykę różnicował nagrania, jednak ja chcę Wam przedstawić, co potrafi dany kabel. Dlatego też nie namawiam do posiadania dwóch i przepinania ich w zależności od słuchanej muzy, tylko dobranie jednej, wprowadzającej synergię całości opcji. Nic więcej. Wracając jednak do Bluietta, w tym rozdaniu wnoszony przez zabielany srebrem rudy kruszec pakiet świeżości i rozjaśnienia gęstych fraz saksofonów barytonowych okazał się niezbędnym do nadania im odpowiedniej szybkości narastania. Tak, wielu kochających przyjemne dla ucha ugładzenie i wysycenie dźwięku melomanów wybrałoby większy spokój, ale w realizacjach koncertowych bardzo ważny jest drive, a ten zdecydowanie lepiej wypadał po wpięciu cyfrówki ubranej w jaśniejszą zieleń. Tym bardziej, że na scenie były trzy bardzo nisko grające dęciaki i gdyby każdy z nich materializował się w estetyce majestatycznego uduchowienia, koncert nie byłby wydarzeniem free jazzowym, tylko dętą opowieścią dla tetryków. Jednak po raz kolejny przypominam, to był celowy, bardzo mocno determinujący końcowy efekt soniczny dobór repertuaru, który nie mówił co jest lepsze, a co gorsze w wartościach bezwzględnych, a jedynie uwypuklał, na co podczas doboru okablowania z pośród naszych bohaterów należy zwrócić uwagę. I tym optymistycznym akcentem, bez sztucznego lania wody pozwolę sobie zakończyć ten według mnie ciekawy z punktu widzenia poszukujących informacji opis. Dlaczego? Nie, nie ma żadnych podtekstów, tylko kolejne przykłady muzyczne konsekwentnie potwierdzałyby wspomniane wcześniej artefakty tracąc sens zaistnienia.
Powiem szczerze. W dobie szaleństwa cenowego interesującego nas działu gospodarki informacja od dystrybutora o wysyłce do mnie tanich, ale oferujących bardzo dobry efekt soniczny kabli cyfrowych, we wstępnych rozważaniach wkładana była między bajki. Dlaczego? Przecież każda pliszka swój ogonek chwali i nie spotkałem się ze sprzedawcą, który powiedziałby coś złego o swojej ofercie. Tymczasem zderzenie z kilkukrotnie droższym punktem odniesienia obydwaj zieloni bracia przetrwali bez większych strat. A co według mnie jest najciekawsze, za ułamek ceny proponowali bardzo bliski do testowej referencji punkt widzenia na wydarzenia muzyczne. Oczywiście każdy w delikatnie innej estetyce, ale jak wspomniałem, na tyle bliskiej, że zamiana jednego Furutecha na drugi nie niszczyła tego co udało mi się osiągnąć, tylko minimalnie przesuwała punkt ciężkości. To zaś dobitnie świadczy, iż konstruktorzy zielonych linek wiedzą, jak robić dobre okablowanie nawet na tak niskich pułapach cenowych. Puentując dzisiejsze spotkanie powiem Wam tylko jedno, jeśli jesteście na etapie poszukiwań tego typu konfekcji kablowej, grzechem byłoby zaniechanie próby z opisywanymi Japończykami, na co daję harcerskie słowo.
Jacek Pazio
Dystrybucja: RCM
Ceny:
FX – Alpha Ag + FP-108 R (wersja testowa) 790 PLN / 1,2m
FX – Alpha Ag + CF-102 R -1150 PLN / 1,2m
1mb – 270 PLN
µX – Ag + FP-108 R (wersja testowa) 680 PLN / 1,2m; 1 mb – 180 PLN
Dane techniczne:
μ-X Ag
・Konstrukcja: 37 drucików o średnicy 0,16 mm poddanych procesowi α
・Materiał: Srebrzona miedź μ-OFC
・Izolacja: Fluoropolimer + spieniony polietylen (P.E.)
・Ekran : plecionka z α-przewodów o średnicy 0,10 mm
・Zewnętrzna koszulka: Elastyczne PVC
・Max oporność przewodu : 0.022 Ω/M
・Średnica całkowita: 8,0mm (19 AWG)
FX-Alpha-Ag
・Konstrukcja: 7 przewodów o średnicy 0,18 mm z czystego srebra poddawanych procesowi α (Alpha)
・Izolacja-1 : Fluoropolimer
・Izolacja-2 : spieniony Polietylen
・Ekran: Taśma PET/Al + plecionka 0,10 mm α (Alpha)
・Zewnętrzna koszulka: Elastyczne PVC
・Impedancja :75 ± 3 Ω
・Średnica: 8,0mm (25AWG)
System wykorzystywany w teście:
– źródło: CEC TL0 3.0 + DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Harmonix SLC, Harmonix Exquisite EXQ
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro, Furutech NanoFlux – NCF, Hijiri Nagomi, CRYSTAL CABLE “THE ULTIMATE DREAM”
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Historia przenośnych urządzeń audio rozpoczyna się mniej więcej w 1979 roku. Wówczas to, będąca rynkowym potentatem firma SONY, pokazała światu odtwarzacz WALKMAN. Przez następnych kilkanaście lat wyznaczył on standard dla muzyki, której zadaniem było zmieścić się w kieszeni. Próby z ich następcą – przenośnym odtwarzaczem płyt CD zakończyły się w momencie upowszechnienia plików MP3. Pierwszy z nich pokazano światu w 1998, ale od tego momentu czyli mniej więcej od początku XXI wieku odtwarzacze tego typu są oczkiem w głowie prawie każdego producenta, który marzy o tym aby to jego urządzenie znajdowało się w kieszeni potencjalnego miłośnika plików audio. Postępująca miniaturyzacja oraz niezwykle szybki rozwój technologii spowodował dalsze zmiany na rynku. Obecnie powszechnie korzystamy z plików wysokiej rozdzielczości, oraz odtwarzaczy, które radzą sobie z odtwarzaniem muzyki zapisanej w dowolnym formacie bezstratnym.
PREMIERA – odtwarzacz COWON PLENUE R
Firma COWON może wydawać się marką tajemniczą i mało znaną. Ale – jak to czasami z produktami pochodzącymi z dalekiego wschodu bywa – ten południowokoreański koncern swoimi produktami potrafi wprawić w zakłopotanie każdą osobę, która szukając czegoś atrakcyjnego, wzięła do ręki na przykład ich wcale nie najdroższy odtwarzacz – PLENUE 2, tym którzy jeszcze togo nie zrobili, polecamy.
COWON specjalizuje się w produkcji odtwarzaczy audio. Firma została założona w kwietniu 1995 roku i baczni obserwatorzy rynku pamiętają być może jej produkty pod nazwą iAUDIO. Obecną nazwą jest Cowon iAUDIO, a odtwarzacze multimedialne oznaczane są samą nazwą Cowon. Siedziba firmy mieści się w stolicy Korei Południowej Seulu w budynku „COWON Tower”.
PLENUE R – nowość firmy COWON
COWON PLENUE R jest najnowszym, premierowym odtwarzaczem DAP firmy COWON. Tym razem inżynierowie nie zdecydowali się na poważne korekty w stosunku do poprzednich modeli. Z najważniejszych nowości mamy łączność Bluetooth i nową bardziej wydajną baterię, która zapewnia 17 godzin odtwarzania. Poza tym PLENUE R z zaprezentowanymi parametrami – będzie bez wątpienia flagowym urządzeniem marki COWON.
Wizualnie PLENUE R nawiązuje do bardzo nowoczesnej estetyki współczesnego design. Narożniki prostopadłościennych krawędzi ścięto pod różnymi kątami. Tylny, karbowany panel obudowy zwiększa bezpieczeństwo w chwilach gdy pracuje on leżąc na biurku czy stole, ale jego rozmiary i forma nie pozostawiają złudzeń – jest to nadal mobilny DAP, który swobodnie i wygodnie może znaleźć bezpieczne miejsce w kieszeni spodni.
Parametry audio w żaden sposób nie dają konkurencji powodu do odpoczynku. PLENUE R wspiera praktycznie dowolne formaty plików, na jego pokładzie mamy doskonały DAC USB, procesor Dual-Core, blisko 4-calowy wyświetlacz AMOLED 3.7, regulację głośności ze 140 skokami oraz możliwość powiększenia 128 GB pamięci wewnętrznej o kolejne 256 (za pomocą kart MicroSD). Bardzo funkcjonalna, litowo-polimerowa bateria zapewnić ma 17 godzin pracy.
COWON PLENUE R dostępny będzie w Polsce na początku września. Jego cena nie jest jeszcze znana.
PLENUE R – specyfikacja
• Pamięć: wbudowana – 128 GB, zewnętrzna – microSD SDXC, max 256GB
• Wyświetlacz: dotykowy 3.7”AMOLED (480×800)
• Obudowa: metalowa
• Złącza: Jack 3.5 mm, optyczne 3.5 mm, zbalansowane – Jack 2.5mm
• Przyciski: POWER, PLAY/PAUSE, VOL+, VOL-, FF, REW, Multi Button
• JetEffect 7:
o 66 ustawień: 50 fabrycznych+16 własnych)
o EQ: 10 Band Equalizer (EQ Filter)
o BBE+: BBE, Mach3Bass, 3D Surround, MP Enhance
o Efekty specjalne: Chorus (8 ustawień), Reverb (9 ustawień)
• Obsługiwane formaty: DXD,DSD (DFF, DSF), FLAC, WAV, AIFF, ALAC, APE, MP3, WMA, OGG, WV, TTA, DCF
• Bluetooth: 3.0
• DAC: TI PCM5242
Wymagania sprzętowe:
• CPU: Pentium lll 500MHz lub wyższy
• Windows 10/8/7/Vista/XP/2000/ME – wsparcie dla wszystkich funkcji
• MAC OS 10.x/Linux v2.4 lub wyższe: wsparcie dla transmisji plików
• S/N: niezbalansowane/zbalansowane – 123dB
• THD+N: 0.001% niezbalansowane, 0.001% zbalansowane (24bit, 48kHz)
• Crosstalk: -132dB – niezbalansowane, -134dB zbalansowane
• Wyjście: 1.4V rms niezbalansowane, 1.6 Vrms zbalansowane
• Impedancja wyjściowa: 0.8 Ohm – wyjście niezbalansowane, 1.6 Ohm wyjście zbalansowane
• Regulacja głośności: 140 poziomów
• Zegar: precyzyjny zegar TCXO (Jitter 1.0ps)
• Bateria: wbudowana, litowo-polimerowa, 3.000 mAh/3.7V
• Czas pracy: około 17 godzin (pliki MP3, 128kbps) / 16 godzin (pliki 24bit, 96kHz, FLAC)
• Czas ładowania: około 3 godzin (przez złącze Micro USB z adapterem 5V/2A)
• Port USB: USB 2.0 (rekomendowany port typu High Speed)
• Wymiary: 61.5 x 112.9 x 13.9 mm
• Waga: 154 d
COWON PLENUE 2 – dużo zmian, nowe doświadczenia i wrażenia dźwiękowe
Drugim, dotychczas najpopularniejszym wśród miłośników „plikowców” odtwarzaczem COWON, jest DAP PLENUE 2. Wraz z tym odtwarzaczem inżynierowie zdecydowali się na wprowadzenie do oferty marki wiele zmian i modyfikacji. I faktycznie: przy tak filigranowych rozmiarach PLENUE 2 zaskakuje zarówno wzornictwem jak i dźwiękiem – i to na najwyższym poziomie.
Wygodne i intuicyjne przyciski sterowania
W PLENUE 2 zastosowano, umieszczone na górze urządzenia, dwukierunkowe koło sterujące. To największa zaleta tego odtwarzacza – zarówno pod względem funkcjonalności jak i wzornictwa. Koła można łatwo obracać. Lewe, wielofunkcyjne – używać można do sterowania ustawieniami filtra DAC, zmiany ustawień wstępnych JetEffect. Dodatkowo można za jego pomocą sterować trybem odtwarzania i przewijania oraz regulować jasność ekranu. Prawe koło to 140 poziomów regulacji głośności (w odstępach co 0.5 dB). Nowością jest dioda LED na spodzie koła. Jej światło sprawia, że jest odtwarzacz jawi się jak bardziej luksusowy. Białe i czerwone światło subtelnie obrazuje stan urządzenia.
Wyświetlacz AMOLED o przekątnej 3.7 cala precyzyjnie i dokładnie reaguje na dotyk. Dzięki temu można bezproblemowym jest korzystanie z funkcji wyszukiwania dotykowego i przeciągania, ustawiania parametrów korektora, głośności i innych funkcji. Nowy interfejs graficzny wizualizuje odtwarzany album jako obracającą się płytę analogową, ale oczywiście mówimy nadal o plikach wysokiej rozdzielczości.
odtwarzacz COWON PLENUE 2 – gniazda słuchawkowe
Poza tym daje nam możliwość podglądu przeglądarki matrycy i dwukanałowego, stereofonicznego miernika poziomu głośności. Ekran i interfejs pozwalają użytkownikom na samodzielne strojenie poszczególnych parametrów GUI.
Oprócz fizycznych, obsługujących funkcje odtwarzania i nawigacji przycisków (z boku i na górnej krawędzi urządzenia), do dyspozycji mamy wielofunkcyjny przycisk w dolnej części panelu frontowego. Umożliwia on między innymi przeglądanie listy utworów i szybkie przejście do odtwarzanej bieżąco piosenki.
Ostatnim elementem obudowy są dwa gniazda: zasilające MikroUSB oraz slot kart dla zewnętrznej pamięci MikroSD. PLENUE 2 przy 128 GB pamięci wewnętrznej, akceptuje karty o pojemności do 256 GB. Wewnętrzna bateria pozwala maksymalnie na około 9 godzin pracy (przy plikach MP3) oraz 8.5 godzin ( przy formacie FLAC 24bit, 96kHz). Bateria, przy pomocy ładowarki 5V/2A ładuje się około 3 godzin. PLENUE 2 jest dość małym, bardzo zgrabnym i nowoczesnym wizualnie odtwarzaczem. Bez problemu mieści się w dłoni, kieszeni czy torebce. Dzięki bardzo trwałej, metalowej obudowie i wyświetlaczowi mamy wrażenie, że trzymamy w ręku niezwykle eleganckie urządzenie. PLENUE 2 to także ekran. Doskonałe kolory, ostrość wraz z rewelacyjnymi kątami widzenia: wszystko to połączone z intuicyjnym oprogramowaniem, cieszy muzyką nie pozostawiając właścicielowi wątpliwości, że trzyma w rękach niezwykle elegancki przedmiot.
Dźwięk bezstratnych formatów audio:
PLENUE 2 bez problemu radzi sobie z plikami audio wysokiej rozdzielczości 24bit/192 kHz. Tak zwane gęste formaty, zaraz po tym, jak upowszechniły się i zdobyły serca użytkowników sprzętu stacjonarnego, pojawiły się jako swego rodzaju wyznacznik jakości w urządzeniach mobilnych. Wysoka jakość nagranego pierwotnie dźwięku zapewnia wyraźniejsze, bogatsze doświadczenia w trakcie odsłuchu i lepiej oddają prawdziwe intencje artystów oraz inżynierów dźwięku. PLENUE 2 odtwarza większość popularnych, bezstratnych formatów takich jak FLAC,WAV, AIFF, ALAC, APE, stratnych WMA, OGG a także odchodzący powoli do historii MP3. Wyposażony w wysokiej jakości DAC odtwarza pliki w studyjnej jakości bez zbędnych zniekształceń i strat w dźwięku.
Cena sugerowana COWON PLENUE 2 wynosi 4.999 zł brutto.
Cowon Plenue 2 dostępny jest w wybranych sklepach w Polsce, w tym dostępny do testów między innymi w sklepach MP3store.
PLENUE 2 – specyfikacja
• Pamięć: Wbudowana: 128 GB, Zewnętrzna: microSD SDXC (Do 256GB)
• Wyświetlacz: 3.7″ Dotykowy AMOLED (480×800)
• Obudowa: Wysoko wytrzymała metalowa obudowa oraz piaskowane szkło
• Przyciski: Wł/Wył, Graj/Wstrzymaj, przewijanie, przycisk wielofunkcyjny, pokrętło wielofunkcyjne, pokrętło głośności
• Procesor: 2-rdzeniowy ARM Cortex A9 1.2 GHz
• DAC – AK4497EQ
• Głośność: 140 poziomów
• Bateria: Wbudowana Litowo-polimerowa, 3.050 mAh/3.7 V
• Czas pracy – około 9h (MP3) / 8.5h (24bit, 96kHz, FLAC)
• Czas ładowania – około 3h (ładując ładowarką 5V/2A lub mocniejszą)
• Wyjścia – słuchawkowe (3.5mm) / Optyczne (3.5mm) / symetryczne audio (2.5mm)
• Odtwarzacz: Wiele skórek graficznych, Analogowy miernik sygnału, Przeglądarka plików, obsługa wielu ulubionych zakładek
Formaty plików
• DXD / DSD(DFF, DSF) / FLAC / WAv / AIFF / ALAC / APE / MP3 / WMA / OGG / WV / TTA / DCF
• Kodeki audio – FLAC, WAV, AIFF, ALAC, WV(WavPack), TTA: 24bit/192kHz- 352.8/384 kHz FLAC, WAV Sampling ½ – 32 bitowy zmienny WAV, Wspieranie Tagów WAV
• Wsparcie do systemów 5.1
• MP3: MPEG 1/2/2.3 layer 3, ~320kbps
• WMA: 320kbps, 48kHz
• APE: Szybkie, normalne oraz wysokiej kompresji (~24bit/192kHz)
• OGG: Q10, 44.1kHz
• Informacje o plikach: CUE, SACD ISO (2 kanały)
• Napisy: LRC, LDB, Lyrics3, Tagi ID3 (informacje czasowe Tak/Nie)
• JetEffect 7 – 66 ustawień (50 fabrycznych + 16 użytkownika)
• EQ – 10 zakresowy
• BBE+ – BBE, Mach3Bass, 3D Surround, MP Enhance
• Efekty specjalne: – Chorus (8 trybów), Reverb (9 trybów)
• S/N: 123db niesymetryczne / 123 dB symetryczne
• THD+N: 0.0005% niesymetryczne / 0.0005% symetryczne (24bit, 48kHz)
• Przesłuch między kanałami: -137dB niesymetryczne / -139dB symetryczne
• Wyjście: 2Vrms niesymetryczne / 2Vrms Symetryczne
• Impedancja wyjściowa: 0.6 Ohm niesymetryczne / 1.2 Ohm symetryczne
• Zegar: Precyzyjny podwójny zegar TCXO (Jitter fazowy 1.0 ps)
Wymagania systemowe
• Procesor – Pentium III 500MHz lub wyższy
• System operacyjny – Windows 10 / 8 / 7 / Vista / XP / 2000 / ME : Wszystkie funkcje wspierane
• MAC OS 10.x / Linux v2.4 lub wyższy : Wspierany wyłącznie transfer plików
• Port USB – 2.0 High Speed (rekomendowany)
• Wymiary: 67.9 x 116.7 x 16,5 mm
• Waga: 192 g
Dystrybutor: MIP
Polska firma Base Audio, specjalizująca się w high-endowych akcesoriach takich jak: listwy zasilające, podstawki pod głośniki oraz stoliki przeznaczone do sprzętu grającego, odświeża ofertę tych ostatnich, proponując najnowsze modele: 2, 4 i 6. nazwy te określają ilość pełnowymiarowych komponentów audio, jakie może pomieścić dany stolik, a założenia pozostają te same: uniwersalna elegancja i radykalna prostota konstrukcji, w połączeniu z wielopunktową redukcją szkodliwych drgań, dokonywaną dzięki umieszczeniu na styku poszczególnych elementów konstrukcyjnych kolców o bardzo wysokiej twardości. Istotną cechą stolików Base jest także wykorzystanie dużej masy w postaci stalowej ramy spawanej od wewnątrz. Ta ostatnia technologia powoduje korzystniejszy rozkład naprężeń materiałowych, mający wpływ na zachowanie akustyczne całości. Usprawnia ona także proces obróbki i wykończenia, gwarantując nieskazitelną prezencję stolika. W kategorii tłumienia masowego firma zrobiła jeden wyjątek, proponując lżejsze, bardziej neutralne akustycznie blaty. Zamiast znanych z poprzedniej serii z kamiennych płyt, każdy z blatów jest wykonany z dwóch warstw sklejki o różnej grubości, połączonej klejem pomagającym dodatkowo wytracić mikrodrgania. Spoczywają one na gęsto rozmieszczonych i wyposażonych w podkładki regulowanych kolcach wkręcanych do ramy. Cała konstrukcja stoi na czterech większych kolcach, wykonanych ze specjalistycznej stali konstrukcyjnej lub narzędziowej o najwyższym współczynniku twardości. Dysponują one dedykowanymi podkładkami, a każdy z nich jest w stanie zachować idealną ostrość nawet pod naciskiem kilkuset kilogramów. Ich wkręcane do ramy korpusy wykonane z chromowanego mosiądzu, który ma nieco inną niż stal charakterystykę akustyczną. W standardowej wersji rama wykończona jest w satynowej czerni, a blaty – w jednym z czternastu ekskluzywnych fornirów naturalnych, albo lakierowane na biało. Nowością jest tu natomiast możliwość zamówienia specjalnej wersji blatów z prostokątnymi komorami, przeznaczonymi do wypełnienia kwarcem górskim i przykrycia niezależną platformą wykonaną z amerykańskiego orzecha hickory. Rozwiązanie takie neutralizuje niekorzystne śladowe zjawiska akustyczne, całkowicie izolując spoczywający na nim komponent od reszty systemu, a także od konstrukcji stolika.
W wersjach podstawowych Base 2 kosztuje 5000 zł, Base 4: 7000 zł, a Base 6: 9000 zł, a dopłata za każdą z dodatkowych platform wraz z kwarcem wynosi 800 zł.
Warto wspomnieć, że strona internetowa www.baseaudio.pl dostępna jest również w języku angielskim, gdyż producent przewiduje stopniowe rozszerzanie sieci sprzedaży na Europę oraz do innych krajów.
Na polskim rynku zadebiutował kolejny producent wysokiej klasy mobilnych odtwarzaczy. Jest nim Hidizs Audio – młoda, chińska firma właśnie wprowadza swój najbardziej zaawansowany player AP200, który jest kompatybilny z większością formatów wysokiej rozdzielczości: FLAC, APE, WMA, WAV, ALAC, Apple Losless, DSF, DSDIF
Odtwarzacz przetwarza także natywnie DSD64/128, PMC 384KHz/32Bit oraz ISO DSD
Dodatkowo AP200 oferuje dwa tryby pracy: Android oraz Pure Music.
W trybie Android użytkownicy mogą zainstalować dowolne aplikacje i korzystać z nich wedle własnego uznania. Oznacza to, że odtwarzacz jest kompatybilny np. z serwisami Tidal, Spotify, Deezer czy Pandora oraz pozwala na bezpośrednie strumieniowanie muzyki od wybranych usługodawców.
W trybie Pure Audio, odtwarzacz korzysta tylko z własnego oprogramowania, które dla poprawy jakości brzmienia oraz zwiększenia komfortu pracy, dezaktywuje pozostałe aplikacje.
Pre-instalowana aplikacja Hiby Music wnosi pewien powiew świeżości na rynek przenośnych odtwarzaczy. Rozwiązanie jest kompatybilne z DLNA i pozwala na odtwarzać muzykę zarówno w ramach LAN jak i wykorzystując serwery w chmurze (np. Dropbox).
W urządzeniu AP200 każdemu z kanałów przydzielono po jednym przetworniku. Zarówno prawy jak i lewy kanał są obsługiwane przez flagową konstrukcję ESS: ES9118C. Taki zabieg pomaga uzyskać zdecydowanie lepszą separację dźwiękową, nasycenie oraz głębszą i szerszą scenę.
Hidizs AP200 wykorzystuje dwa oscylatory krystaliczne – jeden dla częstotliwości próbkowania: DSD/44,1/88,2/176,4/352,8 kHz, a drugi dla 48/96/192/384 kHz. Efektem tego zabiegu jest znaczne zmniejszenie jitter’a, poprawa dokładności pracy zegara i bardziej stabilna praca. To z kolei prowadzi do wierniejszej reprodukcji dźwięków.
Wewnątrz odtwarzacza zamknięto układ Rockchip 28nm RK3188. Jest to konstrukcja typu SoC wykorzystująca cztery jednostki Cortex-A9. Gdy dodamy do tego pamięć RAM 1GB, dotykowy wyświetlacz IPS oraz symetrycznie rozlokowane przyciski i połączymy to z intuicyjnym interfejsem obsługi, okazuje się, że AP200 to zaawansowany technologicznie, a jednocześnie przyjazny użytkownikowi odtwarzacz Hi-Fi.
AP200 posiada wbudowany dwukierunkowy moduł Bluetooth 4.0 kompatybilny z kodekiem apt-X, dzięki czemu może zostać sparowany ze słuchawkami Bluetooth/apt-X lub pracować jako dekodujący wzmacniacz Bluetooth, wykorzystując przy tym własny układ z dwoma przetwornikami.
Łatwe parowanie AP200 z telefonem lub laptopem umożliwia bezprzewodowy przesył sygnału do odtwarzacza i poprawę jego jakości.
Oczywiście AP200 może także pracować jako wysokiej jakości źródło dla bezprzewodowych słuchawek lub systemów samochodowych.
AP200 korzysta z szybkiego łącza USB Type-C. Podłączając pod to gniazdo komputer lub smartfon, można skorzystać z dobrodziejstwa sekcji układu dual DAC i wykorzystać AP200 jako wzmacniacz sygnału, który jednocześnie posłuży jako przetwornik sygnałów o rozdzielczości do 384kHz/32Bit. (Tryb kompatybilny z urządzeniami pracującymi w oparciu o systemy Windows, Mac oraz Android z USB OTG)
Gniazdo słuchawkowe 3,5mm może funkcjonować także jako wyjście liniowe, poszerzając tym samym funkcjonalność odtwarzacza i umożliwiając np. parowanie jednostki z przenośnymi wzmacniaczami dla jeszcze większych możliwości wysterowania słuchawek.
Najnowszy player Hidizsa został zaopatrzony w akumulator litowy o pojemności 3100mAh z precyzyjnymi obwodami ochronnymi, zaprojektowanymi w Japonii. Układ ten oferuje do 10 godz. harców na jednym ładowaniu. Taki czas spokojnie wystarczy, aby odpłynąć w cudowny świat muzyki Hi-Fi.
Głównym założeniem już w fazie projektu Hidizs AP200 było to, aby pod każdym możliwym względem stworzyć produkt wyjątkowy, a tam gdzie możliwe przełomowy. Jednolity blok stali nierdzewnej użyty do budowy, obrabiany metodą CNC jest jednym z efektów głównego założenia. Starannie dobierane bloki materiału umieszczane w odpowiednich wspornikach obróbkowych są obrabiane z każdej strony według zindywidualizowanego programu komputerowego. Samo nadanie kształtu obudowie AP200 zajmuje ok. 120min. Aby jeszcze bardziej zwiększyć poziom wyjątkowości urządzenia, tylna ściana obudowy wykończona może zostać trzema różnymi rodzajami materiałów.
Wykończenia tylnych nakładek dla wersji ze stali nierdzewnej:
– Palisander – każda drewniana nakładka ma unikalny, naturalny wzór; ten rodzaj wykończenia wiąże się z wykwintnością i stylem i indywidualnością
– Szklana z teksturą włókna węglowego – nakładka charakteryzuje się wyraźnymi liniami, pełnymi geometrycznego piękna; ten rodzaj wykończenia oferuje poczucie styczności z produktem zaawansowanym technologicznie
– Szklana czysta – minimalizm i elegancja; ten rodzaj wykończenia oferuje najbardziej neutralne wrażenia
Poza obudową ze stali nierdzewnej, dostępna jest także wersja wycięta z bloku aluminium, której tył pokryto szkłem hartowanym. Ta odmiana występuje w trzech wersjach kolorystycznych.
Kontakt: Audiosquare, Hidizs
Opinia 1
Po walce z wibracjami metodą dociążania za pomocą audiofilskiej „cegły” o pobudzającej wyobraźnię nazwie Eliminator i klasycznej izolacji od podłoża z użyciem masywnych stópek Silent Feet Basic przyszła pora na sztandarowy produkt niemieckiego THIXARa, czyli platformę antywibracyjną Silence Plus Platform w rozmiarze L i karbonowym wykończeniu CF. Od razu zaznaczę, że przeskok na pełno rozmiarowe akcesorium pociąga automatycznie za sobą znacząco większe obciążenie finansowe, ale warto mieć świadomość, że tym razem wkraczamy na zdecydowanie wyższy poziom tak jakościowy, jak i miejmy nadzieję brzmieniowy i to, co do tej pory pokazały wielce urocze, ale jednak li tylko audiofilskie bibeloty ma szanse ewoluować do zupełnie innej ligi. A czy tak się stanie macie Państwo okazję się przekonać zerkając na poniższe akapity.
Jak przystało na produkt ewidentnie ekskluzywny i skierowany nie tylko do wymagającego, co bardzo często irytująco zmanierowanego klienta, Dirk Rüdell – założyciel i właściciel marki wprowadzając na rynek obecną wersję Silence Plus Platform postawił nie tylko na solidność, lecz i na elegancję w jej ultra nowoczesnej odmianie. Chodzi oczywiście o karbonowe wykończenie płyty nośnej, które bezpardonowo „łapie za oko” a niejako przy okazji podnosi walory estetyczne ustawionej na niej elektroniki Oczywiście na tym pułapie cenowym nie zabrakło możliwości customizacji umożliwiającej pokrycie całości karbonem, lub jeśli tylko ktoś preferuje bardziej rustykalne klimaty, naturalnym fornirem i wykończenie go na wysoki połysk.
Od strony konstrukcyjnej wiadomo zaskakująco niewiele i w głównej mierze opierać się można jedynie na czysto organoleptycznych doznaniach i nad wyraz lakonicznych informacjach samego producenta. Jak widać na załączonych zdjęciach tytułowa platforma składa się z dwóch płyt przedzielonych niewielką dylatacją, w głębi której ukryto bliżej nieokreśloną wkładkę/matę żelową całkowicie izolującą płytę roboczą od podstawy. Sam, umownie nazwijmy go „blat roboczy” tłumiony jest na trzy różne sposoby i konia z rzędem temu, który mógłby je w tym momencie ze stuprocentową pewnością wymienić.
Z niuansów akomodacyjno – użytkowych warto jeszcze nadmienić, iż od spodu znajdują się nagwintowane otwory, w które jeśli tylko mamy taką ochotę możemy zaimplementować dedykowane, dostępne jako odrębna propozycja, regulowane kolce M6.
Jak to zwykle w naturze bywa jeśli jakiś element w istniejącym ekosystemie wywołuje zmiany to rozpatrujemy je w kategoriach dość oczywistych, czyli ubytku, bądź wzrostu konkretnej wartości, parametru itp. Tak jest szybciej, prościej a przede wszystkim zgodnie z ogólnie przyjętymi standardami. Są jednak sytuacje, gdy ewidentnie jest lepiej a zarazem słychać, iż stan ten wynika nie tyle z poprawiania stanu zastanego ww. metodami a jedynie w zaprzestaniu, używając lapidarnej nomenklatury, „majstrowania” przy dźwięku. A skoro przy dźwięku jesteśmy i w dodatku poruszamy się w obszarze akcesoriów antywibracyjnych to zgrubnie ich działanie możemy podzielić na takie, które nieco dociążają i przeciwny obóz ów dźwięk odchudzający. Jednak, jak już w nieco zawoalowany, niemalże podprogowy sposób starałem się zasygnalizować THIXAR Silence Plus Platform owym zaszufladkowaniom się wymyka stawiając na powrót do źródeł i dążenie do tego, by ustawiona na niej elektronika zagrała na 100% swoich możliwości. Utopia? Niekoniecznie. To raczej niezwykle ambitny cel i punkt wyjścia zarazem, który niemiecki producent uparcie promuje skupiając się na pomiarach a następnie eliminacji wszelakiej maści drgań nie tylko mogących mieć, ale rzeczywiście mających realny wpływ na dostarczającą nam nausznych doznań elektronikę. Dla podkreślenia wagi powtórzę jeszcze raz i możliwie prosto – THIXAR nie modeluje dźwięku jako takiego, lecz stara się możliwie skutecznie odizolować reprodukującą go elektronikę od fizycznych interferencji i anomalii przyjmujących postać drgań a odmieniany przez wszystkie przypadki dźwięk, ze szczególnym uwzględnieniem jego jakości jest jedynie pochodną tychże zabiegów.
Przechodząc od bezpiecznego teoretyzowania do popartej płytowymi, dającymi się z łatwością zweryfikować (m.in. dzięki linkom do TIDALa) przykładami praktyki spieszę jedynie nadmienić, iż tak jak do tej pory punktem odniesienia nie był broń Boże dywan, bądź przypadkowy stolik, lecz dedykowany do zastosowań audio, pieruńsko ciężki modułowy stolik Rogoz Audio 4SM3 na którym THIXARy lądowały. Dodatkowo, dzięki uprzejmości łódzkiego dystrybutora marki – firmy CORE trends, do dyspozycji mieliśmy dwie takie same platformy, dzięki czemu mogłem je równocześnie sprawdzać tak pod źródłami, jak i amplifikacją.
Na pierwszy ogień poszedł pozornie łatwy i niezobowiązujący materiał, który tak naprawdę potrafi stać się iście zabójczą strawą serwowaną w ramach audiofilskiej „ostatniej wieczerzy”. Mowa o „Same Girl” Youn Sun Nah, gdzie filigranowa wokalistka w tzw. okamgnieniu potrafi przejść od dziewczęcego, wyemancypowanego świergotu do dzikiego pisku i krzyku (np. na „Enter Sandman”). Dodając do tego nader oszczędne i „blisko zdjęte” instrumentarium, okazuje się, że jesteśmy w stanie wychwycić każdą manipulację. Tymczasem THIXAR eliminując szkodliwe artefakty wynikające z degradujących brzmienie drgań reprodukującej materiał muzyczny elektroniki sprawił, iż całość stała się bardziej namacalna – obecna. Poprawie uległa tak trójwymiarowość przekazu, jak i stabilność umiejscowionych na scenie źródeł pozornych. Z jednej strony można było mówić o pewnym skonkretyzowaniu się wirtualnie kreowanych instrumentów i wokalistki, co można było powiązać ze zwiększeniem ich postrzeganej masy, lecz z drugiej jednoczesnemu oczyszczeniu uległy najwyższe składowe a tym samym klarowności i blasku nabrały pozbawione granulacji sybilanty. Dziwne? Niekoniecznie, gdyż pozorne obniżenie środka ciężkości było pochodną lepszej czytelności najniższych składowych a skoro słychać czegoś więcej, bądź nawet słychać coś, czego wcześniej słychać nie było nam dane, choć cały czas tam było, to i nasza uwaga w danym paśmie jest wzmożona. Podobne zjawisko zachodzi z górą pasma, lecz jego zwrot jest odwrotny – brak wspomnianej granulacji sprawia, iż automatycznie nie absorbujemy naszych zmysłów obroną przed spodziewanymi atakami bolesnych syków i trzasków.
Swobodę i brak najmniejszych oznak nerwowości jakie zapewniają niemieckie platformy docenić szczególnie mocno można jednak dopiero na nieco bardziej rozbudowanych formach muzycznych. To właśnie dopiero tam do głosu dochodzi prawidłowa (odzyskana?) rozdzielczość, dzięki której wgląd w dalsze plany świetnie zarysowanej i zrekonstruowanej sceny muzycznej jest tyleż całkowicie naturalny, co uroczo łatwy a ogniskowanie uwagi działa równie sprawnie jak zdrowe i błyskawicznie akomodujące się do zmieniających się warunków ludzkie oko. Sięgnijmy zatem po fenomenalny i zagrany na całkowitym luzie album „Charlie Watts Meets The Danish Radio Big Band (Live At Danish Radio Concert Hall, Copenhagen / 2010)”. Toż to prawdziwy majstersztyk, gdzie niby mamy do czynienia z muzyka lekką, łatwą i przyjemna, lecz zagraną i co najważniejsze nagraną na bardzo wysokim poziomie. W dodatku instrumentarium jest na tyle zróżnicowane, że do woli można wyławiać nieodkryte do tej pory niuanse i audiofilskie smaczki w stylu partii gdzieś ukrytych na dalszych planach perkusjonaliów, czy porównywać barwy dęciaków. Po prostu jest ewidentnie lepiej, bo czyściej, lecz czystością naturalną – natywną i organiczną a nie antyseptyczną sterylnością z wszechobecnym fetorem prosektoryjnych chemikaliów. Różnica może w teorii i na papierze niewielka, ale przynajmniej dla mnie zasadnicza, bo nie wiem jak Państwo, ale osobiście uparcie odnajduję przyjemność w słuchaniu muzyki a nie oderwanych od siebie dźwięków a THIXAR Silence Plus Platform właśnie materializować się muzyce pozwala.
Najwyższy czas na podsumowanie i choć wspomniany przed chwilą Charlie Watts przekornie gra „You Can’t Always Get What You Want” to w tym razem śmiem twierdzić, iż THIXAR Silence Plus Platform daje dokładnie to, czego nieustająco chcę i pragnę. Nie odchudza, nie zamula, lecz przyobleka muzykę w mięsistą, tętniącą życiem tkankę i materializuje ją w naszych przysłowiowych czterech (u Jacka ośmiu) kątach. Czy do pełni szczęścia trzeba czegoś jeszcze?
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD 10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5
– Przedwzmacniacz liniowy: Gato Audio PRD-3S
– Wzmacniacze mocy: Gato Audio PWR-222
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips
Opinia 2
Doskonale zdając sobie sprawę, iż jesteśmy prawie na półmetku sezonu ogórkowego a jednocześnie dysponując niespożytymi siłami witalnymi postanowiliśmy nie zwalniać zwyczajowego tempa i nieco zagospodarować Wasz wolny. Nie chcąc jednak, żeby czytanie naszych audiofilskich zalatywało monotonią znaleźliśmy pewne rozwiązanie. Otóż w celach wybitnie relaksacyjnych w dzisiejszym odcinku nie będziemy zajmować się urządzeniem generującym dźwięk per se, tylko produktem pozwalającym uzyskać jego najlepszą jakość. O co chodzi? O dla wielu łowców audio-voodoo banał, a dla dbającego o każdy szczegół swojego systemu melomana bardzo ważny element, jakim jest platforma antywibracyjna. Temat jest bardzo szeroki, gdyż co konstruktor, to inne założenia i dobór współpracujących ze sobą w celu wygaszania szkodliwych drgań komponentów. Dlatego też unikając przepychanek które rozwiązanie jest najlepsze, postanowiliśmy wziąć na warsztat platformę Silence Plus niemieckiej marki THIXAR, której opieki dystrybucyjnej podjął się stacjonujący w Łodzi CORE trends.
Tytułowa platforma antywibracyjna to nic innego, jak połączone ze sobą elastyczną masą dwie płaszczyzny nośne. W dolną, jeśli nie chcemy, aby cała powierzchnia przylegała do półki naszego stolika lub szafki, mamy możliwość wkręcenia separujących całość od podłoża kolców. Górna zaś jest typową, stabilizującą sprzęt audio podstawą, która w tym przypadku w fantastycznie prezentujący się wizualnie sposób została powleczona warstwą karbonu. Niestety, z racji pewnych tajemnic firmy bliższych informacji o samej masie separującej nie jestem w stanie przybliżyć, ale z doświadczenia organoleptycznego mogę jedynie zdradzić, iż nie jest jakoś szczególnie miękka. Skąd to wiem? Jak pokazują fotografie, stawiałem na produkcie Thixara stosunkowo ciężkie, ważące około 20 kilogramów japońskie napędy (Accuphase, Reimyo) i nie zauważyłem większych zmian wartości prześwitu pomiędzy obydwiema płaszczyznami. Puentując opis prezencji naszych bohaterek (do testu otrzymaliśmy dwie sztuki) dodam jedynie, iż oprócz bajecznego w odbiorze wizualnym karbonu górnego blatu bez dodatkowych designerskich ekstrawagancji jedynym co może jeszcze przykuć naszą uwagę, jest umieszczone w prawym rogu podstawy logo marki. Powiem szczerze, bez względu na fakt jak to odbierzecie, taki niuans bardzo mi się podoba i wcale nie dlatego, że jest jakiś szczególnie piękny, tylko swoim minimalizmem idealnie wpisuje się w powiedzenie: „Małe, a cieszy”.
Z uwagi, iż dzisiejsze starcie obracać się będzie wokół bardzo chimerycznie reagującego na docelowe miejsce aplikacji akcesorium, jakim są wszelkiego rodzaju produkty antywibracyjne, nie będę zbyt długo lał wody. Dlaczego użyłem słowa chimerycznie? Otóż nie da się w stu procentach przewidzieć, w jakim kierunku po zastosowaniu pod docelowym komponentem audio pójdą zmiany dźwięku. Owszem, pewien zgrubny azymut da się określić, jednak osobista, wieloletnia zabawa w audiofila dawno dała mi do zrozumienia, iż co wielbiciel dobrej jakości muzyki, to całkowicie inne postrzeganie tego samego zagadnienia i co gorsza często diametralnie inne oczekiwania. To zaś prowadzi do jednego wniosku. Próbować przekazać swoje obserwacje jest jak najbardziej wskazane, ale już forsować swoją nieomylność, a w szczególności w doborze wszelkich poprawiaczy dźwięku prosi się o zesłanie takiego redaktora przez mających swoje doświadczenia czytelników na internetową banicję. Dlatego też skreślę kilka zdań, co to takiego wydarzyło się u mnie i bardzo skrótowo poprę to występem jednej płyty. Koś może powiedzieć, że to niewiele. Jednak według mnie w tym przypadku całkowicie wystarczająco, gdyż rozmawiamy o zmianach wprowadzanych przez co prawda bardzo ważne, ale jednak biżuteryjne dodatki, a nie typowych urządzeniach i trudno rozwodzić się na temat dwóch sklejonych elastyczną masą deskach na równi z przykładowo topowym odtwarzaczem płyt kompaktowych japońskiego Accuphase’a. Niemniej jednak, jak na spowiedzi postaram się skreślić kilka ciekawych z punktu widzenia potencjalnych zainteresowanych informacji. Na koniec akapitu wprowadzającego uściślę, iż swoje obserwacje oprę o użycie niemieckich platform pod napędami CD i przetwornikami cyfrowo-analogowymi dwóch znanych szerokiej rzeszy melomanom japońskich brandów: Accuphase i Reimyo.
Głównym, wnoszonym przez aplikację karbonowej platformy Thixara w system audio artefaktem jest odczuwalne zwiększenie plastyki dźwięku . Ale nie odbieramy tego jako pospolitej „buły” lub niekontrolowanego rozlania się po podłodze spowolnionego dźwięku, tylko delikatny zastrzyk majestatyczności. Owszem, całość nabiera masy i koloru, ale to ma swoje bardzo ciekawie z punktu widzenia budowania wirtualnej sceny muzycznej konsekwencje. Jakie? Pierwszym dającym się wychwycić pozytywem jest spowodowane delikatnym przygaszeniem światła na scenie ewidentne jej pogłębienie. Kolejnym dobrem jest nabranie krągłości generowanych przez system instrumentów, a to przekłada się na jakby wyraźniejszą materializację ich w wektorach ogniskujących wrażenie 3D. Gdy najważniejsze sprawy mamy już za sobą, w swej dokładności relacji nie mogę jeszcze nie wspomnieć o nabraniu intymności i plastyczności tak prezentowanej muzyki, a to sprawia, że każda wykorzystująca, szczególnie kobiecą, wokalistykę muzyka aż kipi od erotyki podkręconych kolorem fraz gardłowych. I gdy spróbujemy zebrać wszystkie punkty w jedną całość, okażę się, że produkt zza naszej zachodniej granicy nieodwracalnie kieruję naszą układankę w stronę muzykalności. Ale nie obawiajcie się, to nie oznacza niczego złego, gdyż ten sznyt grania nie zaszkodził nawet mojemu, na co dzień naładowanemu magią koloru i wysycenia systemowi. A co to ma dorzeczy? Bardzo wiele, gdyż jeśli ja nie miałem najmniejszych problemów z odbiorem takiego przekazu, to jak zmulony musi być zestaw, aby to dobro zaczęło mu szkodzić. Naturalnie znajdą się systemy, które serdecznie podziękują za podobny sznyt grania, ale będzie to pomijalny margines, a nie niewyobrażalna rozmiarowo rzesza. Gdy zastanawiałem się, który z artystów ma zostać głównym rozdającym tego testu, nie bez przyczyny została nim Diana Krall ze swoim materiałem „All For You”. Z jakiego powodu? Proszę bardzo. Mamy panią o pięknym głosie, nadający monumentalności muzyce fortepian, kontrabas i kilka innych generatorów dźwięku. Mało tego, materiał jest dość dobrze zrealizowany, a rzekłbym nawet, że lekko za mocno podkręcony, co zdradzają mocny bas i spora dawka sybilantów. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, gdyż mimo tego nasze ubrane w fantastycznie prezentujące się łatki karbonu platformy potrafiły wyjść z tego obronną ręką, a rzekłbym nawet, że wprowadziły swoją, ciekawie wypadającą korektę soniczną. O co chodzi? Głos artystki został lekko wygładzony, a to natychmiast ukulturalniło przenikliwe syczące spółgłoski i dało poczucie lepszej materializacji Pani Krall w moim pokoju. Kolejne pozytywne zaskoczenie przyniósł fortepian. Z natury jest solidnym dawcą mocnych niskich dźwięków, a mimo aplikacji dodatkowego nasycenia nie zlał się w nieczytelną masę, tylko wybrał co najlepsze ze średnicy i tym sposobem wprowadził pewną spójność dźwiękową z wokalistką. Ale żeby nie było, że potraktowanie systemu dodatkową dawka masy nie ma swoich reperkusji, pewne może nie degradujące, ale zauważalne artefakty zgłosił kontrabas. Mianowicie zaczął grać więcej pudłem niż strunami. Na szczęście nie zatracił ważnych dla czytelności tego instrumentu informacji o początku dźwięku, tylko lekko go osłabił. Niestety, w przyrodzie nie ma nic za darmo, jednak biorąc wszelkie za i przeciw opisywanych platform antywibracyjnych po dogłębnej analizie jestem zdania, że wnoszą do dźwięku zdecydowanie więcej dobrego niż złego. Jednak idąc za wspominaną gdzieś na początku tekstu myślą przypominam, nie wszystko co wydarzyło się u mnie, w stu procentach pojawi się w innych warunkach sprzętowych, co automatycznie przerzuca pałeczkę na Waszą stronę.
Zawsze, gdy aplikuję podobne produkty pod swoje zabawki, boję się, czy nie otrzymam za dużo cukru w cukrze. Wyniki są różne i tylko najlepsi potrafią wyjść z takiego sparingu z tarczą. A jak na tym tle wypada niemiecka oferta? Powiem szczerze, że zaskakująco dobrze, gdyż podjęła rękawicę w bardzo trudnej sytuacji walki z mocno barwnym i soczystym systemem. Owszem, nie było to stuprocentowe zwycięstwo, ale jak wynika z opisu, większość składowych dźwięku zdawała się czerpać z tego mariażu same pozytywy. Nie wiem, na jakim etapie w kompletowaniu prywatnego zestawu audio jesteście, ale jeśli dotychczas nie mieliście okazji spróbować podobnych akcesoriów, THIXAR Silence Plus Platformw wartościach sonicznych wypada na tyle ciekawie, że osobisty sparing wydaje się być minimum, jakie powinniście zaliczyć. I nie ważne jest, czy uważacie swój system trafiony w punkt, gdyż jak to w audiofila kim życiu audiofila bywa, zawsze da się lepiej.
Jacek Pazio
Dystrybucja: CORE trends
Ceny:
powłoka karbonowa tylko na górnej platformie: 11 218 PLN
naturalny fornir na wysoki połysk: 12 684 PLLN
powłoka karbonowa na całości: 14 195 PLN
Dane techniczne:
Wymiary (S x G x W): 500 x 440 x 48 mm
Waga: 10,6 kg
System wykorzystywany w teście:
– źródło: Reimyo CDT – 777 + DAP – 999 EX Limited
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Harmonix SLC, Harmonix Exquisite EXQ
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro, Furutech NanoFlux – NCF, Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Rotel wzbogaca swoją serię 15 o najnowszy wzmacniacz zintegrowany RA-1572. Urządzenie wyposażone jest w wysokiej klasy rozwiązania, m.in. wyselekcjonowane elementy, zaawansowany przetwornik c/a, bogatą gamę złączy, w tym XLR, i zapewnia niezwykle wysoką jakość dźwięku.
Wzmacniacz zintegrowany RA-1572 jest najwszechstronniejszym modelem z nowej serii 15. Ten następca cenionej konstrukcji RA-1570 został zaprojektowany z myślą o wymagających miłośnikach muzyki oraz audiofilach i wyróżnia się jeszcze lepszymi możliwościami, wieloma nowymi funkcjami oraz bogatszym wyposażeniem. Urządzenie w jednej obudowie łączy wyrafinowaną sekcję przedwzmacniacza i pracujący w klasie AB wzmacniacz o mocy 120 W na kanał (8 Ω).
Elementem wyróżniającym tę konstrukcję jest bogactwo funkcji. RA-1572 wspiera popularne produkty strumieniowe, m.in. Sonos, Google Chromecast Audio i Airport Extreme poprzez cyfrowe połączenie, a także Amazon Dot2 za pomocą łączności Bluetooth z automatyczną kontrolą odbioru sygnału. Kolejne udogodnienia obejmują niezależną kontrolę wyjść głośnikowych A i B, opartą na Internecie aktualizację oprogramowania, możliwość przyciemnienia wyświetlacza i wskaźnika zasilacza, a także zasilanie 500 mA na tylnym panelu.
Projektanci konstruujący sekcje analogową, cyfrową i końcówkę mocy pracowali wspólnie, aby stworzyć niezwykle spójną konstrukcję. Zastosowany przetwornik c/a AKM 4495 (768 kHz/32 bity) zapewnia bogactwo muzycznych detali, szeroką scenę dźwiękową i akustyczną precyzję odwzorowania dźwięku. Samo urządzenie zostało dostrojone akustycznie w Wielkiej Brytanii. Zespół akustyków przez ponad cztery miesiące udoskonalał każdy układ audio i zasilanie oraz testował i wybierał najlepsze komponenty dla RA-1572. Czas poświęcony na dostrajanie całej konstrukcji urzeczywistniony został za pośrednictwem wydajności i jakości dźwięku, jakie gwarantuje ten model. Swoje możliwości wzmacniacz opiera na zasilaniu wykorzystującym transformator toroidalny. To serce urządzenia, które zostało zaprojektowane tak, aby zapewnić wystarczające napięcie i prąd do niezliczonych godzin bezproblemowego odsłuchu.
W parze z wysoką jakością dźwięku idzie łatwość współpracy ze źródłami dźwięku. RA-1572 wyposażony jest w dwa złącza optyczne, dwa koncentryczne, XLR, PC-USB obsługujące formaty PCM 768 kHz/32 bity i DSD 1x/2x, port USB na przednim panelu dla urządzeń Apple, a także analogowe wejścia RCA. Urządzenie wyposażone jest także w moduł łączności bezprzewodowej Bluetooth aptX oraz wejście umożliwiające podłączenie gramofonu z wkładką MM. Z myślą o wymagających użytkownikach projektanci wzbogacili RA-1572 o wyjście mono dla subwoofera, wyjście słuchawkowe i możliwość ustawienia stałego poziomu głośności dla wejść cyfrowych.
Rotel RA-1572 trafi do sprzedaży w sierpniu br. Klienci będą mieli do wyboru dwie wersje kolorystyczne – czarną i srebrną. Poglądowa cena detaliczna urządzenia wyniesie 8499 zł.
Dystrybucja: Audio Klan
Dawno nie było nic przenośnego? No to najwyższy czas zrekompensować Państwu ów okres i to w dwójnasób biorąc na warsztat dwa topowe DAPy Astell&Kern, które zmierzą się w morderczej, bratobójczej walce. Oto Astell&Kern AK380 i SP1000 A&ultima, którym towarzyszą bezkompromisowe i ultra high-endowe słuchawki … Final Sonorus X.
cdn. …
Opinia 1
Francuska Cabasse jest jedną z bardziej rozpoznawalnych, zajmujących się konstruowaniem zespołów głośnikowych rynku konsumenckiego marką. Jej oferta rozciąga się od strefy budżetowej po ekstremalny High End. Oczywiście próbując sprostać indywidualnym potrzebom wymagającej klienteli oprócz nadrzędnej wartości jaką jest dobry dźwięk, jej portfolio obejmuje zaskakująco wiele modeli. To zaś automatycznie generuje różnorodność brył, w które aplikowane są przetworniki, gdzie oprócz wszelkiego rodzaju prostopadłościanów pojawiają się mniejsze i większe sfery potocznie zwane kulkami. I tutaj dochodzimy do clou dzisiejszej rozbiegówki. O co chodzi? Nic specjalnego, tylko przypomnienie, iż w swym dążeniu do sonicznego absolutu ów producent postawił na monstrualnych rozmiarów (około metra średnicy), czterodrożne La Sphère. Niestety, z racji konieczności pojawienia się przedstawiciela marki, który dostroi czterokanałowy, sterowany procesorem DSP układ wzmacniający wspomniane flagowce do zastanego pomieszczenia odsłuchowego, temat wizyty topu oferty umarł w zalążku. Patrząc z perspektywy ciekawego doświadczenia trochę szkoda, że tak się stało, jednak idąc tropem popularnej kulki mam dla Was coś w zastępstwie. Co prawda nie będzie to już tak szalony projekt, ale główne założenie punktowego źródła dźwięku jest zgodne z ideologią firmy. Tak tak, Cabasse jest jedną z niewielu marek, która przez cały czas rozwija pomysł generowania fal sonicznych z jednego, w miarę spójnego lokalizacyjnie punktu. Zatem co takiego mam na myśli? Otóż w moich progach miałem przyjemność gościć należący do nurtu lifestyle zestaw trójdrożnych, sferycznych satelit wspomaganych wykorzystującym korygujące problemy pomieszczenia programy DSP subwooferem czyli monitory Cabasse Baltic 4 i modułu basowego Santorin 30-500, o których przybycie na testy zadbał cieszyński Voice.
Nie wiem, czy bywacie na różnego rodzaju wystawach budownictwa lub wykończenia wnętrz. Jeśli tak, z pewnością orientujecie się, co oznacza pojęcie „produkt lifestyle’owy”. Jeśli jednak nie do końca umiecie zdefiniować zbiór takich przedmiotów donoszę, że swoim designem i rozwiązaniami konstrukcyjnymi ma wpisać się w najnowsze nurty stylistyczne współczesnego gospodarstwa domowego. A co to oznacza? Ni mniej, ni więcej określając ów trend z przekąsem, ale bez złośliwych wycieczek powiedziałbym, iż jest to wariacja na temat bardzo ekskluzywnego wzornictwa rodem z „Ikei”, a to daje szerokie pole do popisu wszelkim, unikającym zbędnej ornamentyki produktom. I ten aspekt proponowany zaopiniowania zestaw z nad Loary spełnia w stu procentach, gdyż dostajemy bardzo nowocześnie wyglądające, umieszczone na równie eleganckich standach, generujące dźwięk kule, które w pracy w najniższych rejestrach wspomaga, co prawda prostopadłościenny, ale łatwo dający schować się gdzieś za zasłonami lub w narożniku salonu subwoofer. A jak to dokładnie wygląda? Proszę bardzo. Projekt wizualny kolumn wydaje się być bardzo prosty, jednak jak to zwykle bywa, diabeł tkwi w szczegółach. Rzuciwszy okiem, zauważamy wykończone w czarnym fortepianowym lakierze uzbrojone w przetworniki kule, które poprzez lekko pochylone ku tyłowi, fornirowane standy za sprawą okrągłych, również wykończonych w fortepianie podstaw stabilizowane są na podłożu naszej samotni. Gdzie jest zatem projektancki myk? Teoretycznie banał, ale śledząc poprzednie zdanie chyba zauważyliście, iż w wysokim połysku zrealizowano jedynie dolną i górna część kolumny, zaś podstawa stojąc w opozycji jest w wykończeniu naturalnego drewna. I właśnie takie zderzenie połysku z naturalnym matem bardzo często wykorzystywane jest w najnowszym wzornictwie, czego Francuzi nie omieszkali wykorzystać. Gdy przyjrzymy się samej konstrukcji generującej fale dźwiękowe, okaże się, iż mamy do czynienia ze wspomaganą portem bas refleksu konstrukcją trójdrożną, zatem nasuwa się pytanie, po co nam generator niskich rejestrów? Niestety, fizyki nie da się oszukać, dlatego unikając szkodliwego wyciskania basu z tak małych objętości obudowy, pełen zestaw obejmuje kompatybilny do danej kubatury pomieszczenia, firmowy sub. Kończąc wycieczkę po Balticach 4 zobowiązany jestem dodać, iż całość konstrukcji jest jednym, nierozbieralnym elementem, a dla ułatwienia implementacji terminale przyłączeniowe zlokalizowano w podstawach. Krótki przegląd wyglądu reproduktora basu informuje nas o dość prostej, bo wykorzystującej prostopadłościan obudowie. Ważną z punktu widzenia implementacji modułu basowego przy ścianie informacją (głośniki montowane w poziomie są bardzo czułe na bliskość ścian) jest skierowanie przetwornika ku podłodze. Ten zabieg zaś wymusił na pomysłodawcach zastosowanie odseparowanej łukami w dolnej części wszystkich czterech ścianek dodatkowej, umożliwiającej wkręcenie kolców podstawy. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, gdyż dzięki temu bryła nie nosi znamion ciężkiego kloca. Uzupełniając pakiet informacji o możliwościach regulacyjno-obsługowych należy dodać, iż w górnej części frontu znajdziemy wkomponowane w srebrną tabliczkę wyświetlacz informacyjny wybranych nastaw i tuż obok ułożony w okrąg zestaw przycisków funkcyjnych. Plecy naszego dostarczyciela trzęsień ziemi oferują zestaw wejść i wyjść dla kolumn, wejście dla mikrofonu pozwalającego dostroić do pomieszczenia wewnętrzne układy DSP, terminale sygnału analogowego w standardzie RCA i XLR, gniazdo USB, włącznik główny i gniazdo zasilające. Tak w kilku żołnierskich słowach przedstawiają się nasi bohaterowie w domenie wyglądu i funkcjonalności. Zaś na wieści, jak wypadli w boju zapraszam do lektury poniższego tekstu.
Oczywistą, rozpoczynającą to spotkanie testowe informacją jest powiadomienie, iż przed krytycznymi odsłuchami został wykonany proces kalibracji dołączonego w komplecie subwoofera, co zrealizowaliśmy z pomocą dostarczonego w zestawie mikrofonowi i oprogramowaniu. Nie był to jakoś męczący zabieg, dlatego też po dość szybkim wykonaniu niezbędnych czynności przystąpiłem do pracy. Efekt? Bez względu na fakt kierowania tej oferty do dość specyficznej, mało audiofilskiej, grupy docelowej, temat prezentowanego świata muzyki wypadł bardzo ciekawie. Po pierwsze. Po odpowiednim dogięciu kolumn względem słuchacza otrzymałem bardzo spójny fazowo, dający dobry wgląd w nagrania i dziejące się w nim interakcje pomiędzy poszczególnymi muzykami przekaz. A po drugie, dzięki kalibracji modułu niskotonowego (przypominam o występującym u mnie w pokoju piku na poziomi 69Hz) bas choć czasem na mój gust był zbyt mocno kontrolowany w przeważającej większości przypadków był obfity, ale punktowy. Jakieś wady? Nie wiem, czy jest to wada, ale muszę wspomnieć, iż z powodu codziennego obcowania z pełnopasmowymi, posiadającymi wielkie głośniki kolumnami kilkukrotnie zdarzyło mi się odczuć lekkie braki na przełomie średnicy i basu. To naturalnie jest częstą przypadłością podobnych rozwiązań, ale stając w obronie opisywanego zestawu przyznam, że częstowałem go bardzo wymagającą pod tym względem materiałem muzycznym, dlatego też proszę przyłożyć do tego aspektu nieco inną miarę. Miarę, którą określa słuchana muzyka, a ta najzwyczajniej w świecie może ominąć to zagadnienie szerokim łukiem. Jednak gdy do tego wszystkiego dodam swobodę przekazu i dobrze rozciągniętą w szerz i głąb wirtualną scenę muzyczną, okażę się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Owszem, to nie jest dźwięk dla wszystkich, ale szczerze powiedziawszy, jestem w stanie optować, iż wielu z Was, nawet zatwardziałych ortodoksów w dziedzinie konwencjonalnych, pełnopasmowych kolumn taką prezentacją byłoby bardzo ukontentowanych. A jak wyglądało to na przykładach płytowych? Swoją opiniodawczą zabawę rozpocząłem od polskiej grupy VOO VOO z jej najnowszym krążkiem „7”. Efekt? Konturowy a przez to szybki bas nadawał muzyce dobry rytm i nie pozwalał nisko grającym instrumentom na jakiekolwiek poluzowanie zwartego szyku. W tym przypadku był to ewidentny plus. Idźmy dalej. Dzięki czytelnej lokalizacji źródeł dźwięku bardzo dobrze zrealizowana płyta kreowała dalekie, pełne informacji o stanowiskach każdego z muzyków plany. Wiadomym jest, iż jest to pewnego rodzaju wizja masteringowca, ale po tym, co zaprezentował francuski set stwierdzam, że realizator dobrze wykonał zadanie. Jakieś braki? Może nie był to jakiś karygodny błąd, ale występujące w materiale muzycznym smyczki trochę traciły na zbyt oszczędnym potraktowaniu ich w kwestii nasycenia, co jest pokłosiem szycia suba z przetwornikami w niewielkiej gabarytowo kolumnie. Ale jak wspominałem, produkt jest dla nieco lżej traktujących cyzelowanie każdej nuty melomanów, dlatego też nie wylewałbym nad tym tematem zbyt wielu łez. To jest konsekwencja pewnych wyborów i szlus. Kolejnym krążkiem była elektronika spod znaku Yello i ich materiału „Touch”. Tutaj mam same dobre wieści, gdyż w przeciwieństwie do polskiego rocka, ta muzyka nawet w najmniejszym stopniu nie zauważyła artykułowanego linijkę wcześniej artefaktu. To był spektakl przez duże „S” i tylko naprawdę za wszelką cenę szukający dziury w całym malkontenci znaleźliby jakiś mankament. Może wyrosłem już z tej muzy i nie do końca ją rozumiem, ale podczas odtwarzania tej płyty nie zauważyłem niedociągnięć na miarę ich zapisania w tym teksie. Otrzymałem bowiem przenikliwe górne rejestry, w odpowiednich momentach silnie kopiący niski bas, a wszystko okraszone na przemian syntetyzowanym i naturalnym wokalem. Czegóż od z założenia smagającej nasze narządy słuchu muzyki chcieć więcej? Ja nie mam pytań. To co? Testowałem zestaw prawie bez wad? Oczywiście idąc za wcześniej wspomnianymi wnioskami nie, czego dobrym przykładem był sparing z muzyką dawną. Ale i w niej nie było jakiś straszliwych, skreślających bohaterów z potencjalnej listy odsłuchowej niedociągnięć. Pewnie się zdziwicie, ale w tym przypadku największym wrogiem zbliżania się do realizmu były dwa aspekty. Jeden to przywoływany przełom środka z niskimi tonami, co powodowało zbytnie wyszczuplenie głosów artystów i wspierającego ich zestawu instrumentów. Drugi zaś dotyczył zbyt dobrej kontroli basu. Niestety, wielkie kubatury kościelne rządzą się swoimi prawami i czasem nawet podczas najlepszych realizacji grające w niskich rejestrach instrumentarium potrafi lekko rozlać się po posadce wiekowych budowli. Tymczasem subwoofer Cabasse’a zafundował mi kontrolę równą szykowi kompanii reprezentacyjnej Wojska Polskiego. Owszem, w oderwanych od realiów tych nagrań wartościach bezwzględnych sprawa była zapięta na ostatni guzik, ale w odniesieniu do bycia tam i wtedy na koncercie temat miał swoje drobne wady. Ale po raz kolejny zaznaczam, ewentualne potknięcia będą zależały od materiału muzycznego, a barokowy pod kątem nasycenia środka pasma i dobrego zszycia poszczególnych zakresów dla wielu, zdecydowanie bardziej wysublimowanych niż dzisiejszy systemów był typowym kilerem. Także proszę o rozwagę podczas ferowania wyroków przed osobistym odsłuchem, gdyż niechcący możecie stracić możliwość poznania ciekawej propozycji.
Gdy zapadała decyzja o pojawieniu się seta Cabasse w naszej redakcji, tytułowego zestawu miałem okazję słuchać jedynie w warunkach wystawowych. I powiem Wam, że wtedy wypadał bardzo dobrze. Ale co innego słuchanie w pewnego rodzaju imprezowym pośpiechu, a co innego intymne spotkanie we własnym siedlisku domowym. Dlatego też bardzo jestem rad, że i u mnie w kilku stylach muzycznych pokazał się z dobrej strony. Tak, w wymagającej erotyki środka pasma muzyce sakralnej poległ, lecz zapewniam Was, jestem w stanie się założyć, iż niewiele systemów audio będzie w stanie sprostać krążkom, którymi potraktowałem kolumny Baltic 4 z subwooferem Santorin 30-500. Może wypadną nieco lepiej, ale osobiście, strojąc swój system właśnie pod tego typu muzykę z łatwością wytknę Wam wiele problemów. Jednak abstrahując od przepychanek u kogo zagra lepiej przypominam o rodowodzie rzeczonego zestawienia. Ten zaś na starcie stawia przed nim całkowicie inne założenia, które według mnie całkowicie spełnia. I gdy do tego dodamy niebanalny, wpisujący się w najnowsze designerskie trendy, a przez to gwarantujący dobre słowo małżonki wygląd, temat zakupu zależeć będzie jedyni e od zasobów portfela. Ale to już Wasze zmartwienie.
Jacek Pazio
Opinia 2
Do tej pory zapuszczając się w typowo lifestyle’owe rewiry ograniczaliśmy się bądź to do zaznaczenia obecności pochodzących z kręgu naszych zainteresowań urządzeń na dość luźno związanych z profilem naszego magazynu eventach, bądź na recenzowaniu jednostkowych przypadków ukrywających pod przykrywką cieszących oczy designerskich popisów wzornictwa przemysłowego rasowe trzewia Hi-Fi. Tak właśnie było w przypadku Devialeta Expert 440 Pro i Micromegi M-One 100, jednak jak widać na powyższych przykładach o ile z możliwą do zaakceptowania przez zmanierowanych dekoratorów wnętrz elektroniką nie ma problemu to schody zaczynają się w momencie, gdy dochodzimy do końca toru audio, czyli kolumn. Nie muszę przecież dodawać, iż to, co z audiofilskiego punktu widzenia jest piękne i intrygujące a przy okazji, dziwnym zbiegiem okoliczności dość absorbujące gabarytowe, z reguły kanciaste i niepasujące absolutnie do niczego, staje się kością niezgody przy finalnej aranżacji naszych salonów. Niby z pomocą przychodzą producenci oferujący modele naścienne w stylu EFX Martina Logana, Monitor Audio Soundframe, czy przestrzennych instalacji Architettura Sonora, ale … jakby to delikatnie ująć niekoniecznie są to obiekty naszych westchnień. Jeśli jednak w tym momencie wydaje się Państwu, że nie ma innego wyjścia i trzeba będzie zgodzić się na dość bolesny kompromis, to … śpieszę uprzejmie donieść, że jest jednak światełko w tunelu i zwie się ono … Cabasse Baltic 4. Jest jednak pewien mały haczyk, gdyż jeśli oprócz niezaprzeczalnych walorów wizualnych chcielibyśmy również doświadczyć pełnopasmowego dźwięku, to warto pomyśleć o odpowiednim wspomaganiu najniższych składowych subwooferem Santorin 30-500. I taki właśnie „tercet egzotyczny” otrzymaliśmy na testy dzięki uprzejmości dystrybutora marki – cieszyńskiego Voice’a.
Jak widać na powyższych zdjęciach ekipa z Cabasse niejako na nowo zdefiniowała pojęcie pozornie klasycznego i traktowanego pół żartem, pół serio zestawu 2+1. Nie da się bowiem ukryć, że myślą przewodnią był nie, jak to zazwyczaj ma miejsce kompromis, lecz jego przeciwieństwo, czyli bezkompromisowe połączenie unikalnego designu, równie autorskich rozwiązań technicznych i w rezultacie wysokiej klasy dźwięku. W związku z powyższym sercem Balticów są jedyne w skali światowej 3-drożne głośniki współosiowe pracujące w sferycznych, wentylowanych ku tyłowi 27 cm czaszach obudów. Całe szczęście konstruktorzy skupiając się na wzorniczej atrakcyjności uwzględnili również aspekt czysto ergonomiczny umiejscawiając terminale głośnikowe w podstawie strzelistego cokołu, w tym – naszym przypadku pokrytego okleiną umownie określaną jako wenge. Pod szczelnie okrywającymi fronty blaszanymi maskownicami, które przy odrobinie dobrej woli i cierpliwości daje się zdjąć, kryje się wielce intrygujący potrójny przetwornik złożony z 28 mm kopułki wysokotonowej otoczonej pozornie klasycznym, stożkowym przetwornikiem średniotonowym i 21 wypukłym – o kształcie przeciętego torusa, pasem niskotonowym.
Nieco mniej awangardowo, przynajmniej na pierwszy rzut oka, przedstawia się wspomagający Baltici subwoofer Santorin, który jak to zwykle w przypadku jednostek odpowiedzialnych za reprodukcję jedynie najniższych składowych przybrał formę prostopadłościennego, dość masywnego obelisku. Wersja dostarczona do redakcji dzięki czarnemu lakierowi fortepianowemu prezentowała się całkiem elegancko a jej monolityczny front ożywiało jedynie firmowe logo i niewielki, dwuwierszowy wyświetlacz z ułatwiającym obsługę i nawigację po menu krzyżakowym wybierakiem. W dodatku w komplecie nie zabrakło nie tylko poręcznego pilota, ale i mikrofonu pomocnego/koniecznego do prawidłowej korekcji akustyki pomieszczenia. Panel tylny to bogaty wachlarz wysokopoziomowych gniazd głośnikowych (niestety dość ściśle ulokowanych, więc z widełkami zalecana jest daleko idąca ostrożność), oraz niskopoziomowych i to w dodatku zarówno w standardzie RCA, jak i XLR. Z detali natury technicznej wypada jeszcze wspomnieć, że na spodzie zamkniętej obudowy Santorina, w zamontowany na stałe, wyposażony we wkręcane kolce cokół „dmucha” 30 cm przetwornik 30ND40 napędzany 500 W (moc znamionowa) wzmacniaczem.
Wbrew naszym wcześniejszym obawom zarówno proces konfiguracji francuskiego 2+1, jak i akomodacji tegoż tercetu przebiegł nadspodziewanie sprawnie i po ustawieniu wszystkiego pod nasze, podobno spaczone, gusta zaczęliśmy odsłuchy. Od razu zaznaczę, że o ile walory estetyczne oraz użytkowe, czyli przewodnia kulistość i odporność na destruktywną działalność górnych kończyn nieletnich milusińskich skłaniały nas do użytkowania Cabasse’ów z założonymi maskownicami o tyle aspekt czysto brzmieniowy obecność blaszanych „sitek” ewidentnie wykluczał. Bez maskownic zauważalnie poprawiała się przestrzenność i namacalność najwyższych składowych, dźwięk ulegał „uwolnieniu” i nabierał oddechu, więc właśnie w takiej konfiguracji prowadziłem większość sesji odsłuchowych. Oczywiście nie omieszkałem też spróbować, niejako jako przystawki, Balticów w wersji sauté, czyli bez suba i gdyby nie to, że nasz OPOS ma blisko 40 metrów kwadratowych to spokojnie można byłby je w takiej formie rekomendować. Tzn. proszę mnie źle nie zrozumieć. Dysponując 15-18 metrowym pomieszczeniem odsłuchowym właśnie od samych kulek wypadałoby przygodę z Cabasse rozpocząć, jednak w naszej oktagonalnej samotni osiągnięte efekty niespecjalnie korelowały z oczekiwaną przez dystrybutora ceną. Co prawda niby 2/3 reprodukowanego pasma było co najmniej OK, ale umówmy się – za 50 kPLN OK, to zdecydowanie zbyt mało i to zaledwie we wspomnianych 2/3 zakresu częstotliwości nas interesujących. Dlatego też nie próbowałem dzielić włosa na czworo, czy też krygować się na purystę zdolnego pójść na taki kompromis i pogodzić się z brakiem nie tylko najniższego, ale też wyższego basu. Niestety w tym wypadku mniej wcale nie oznaczało lepiej, lecz ewidentną dysfunkcję i trzeba było temu zaradzić zaprzęgając do pracy Santorina. No chyba, że ktoś gustuje w repertuarze, gdzie generatorem „basu” jest co najwyżej tamburyn. Ja do takiegoż grona nie należąc subem wspomagać się jednak zamierzałem. I w tym momencie dochodzimy do clue, czyli do tego jak tytułowy set gra, a gra on … „nieco inaczej” aniżeli konwencjonalne kolumny w podobnej cenie. Nie będę w tym momencie zbytnio owijał w bawełnę tylko od razu, szczerze i prosto z mostu powiem, że pracę subwoofera słychać a raczej nie tyle jego pracę, co „zszycie” z Balticami. Możliwe, że w naszym pomieszczeniu jeden Santorin to było za mało i przydałby się drugi, lecz niezależnie od ustawianych parametrów i korekcji interakcji pomieszczenia z ww. subwooferem „dołek” na częstotliwości podziału był na tyle wyraźny, że czuję się w obowiązku o nim wspomnieć. Abstrahując jednak od naszych (moich?) wygórowanych oczekiwań i patrzenia na obiekt niniejszego testu przez pryzmat ortodoksyjnego stereofila mam też świadomość, iż dla lwiej części naszej populacji zasygnalizowane przeze mnie odstępstwa od spójnej pełnopasmowości będą bądź to pomijalne, bądź wręcz niewychwytywalne, np. ze względu na brak odpowiednich punktów odniesienia – wzorców. Dlatego też pozwolę sobie na chwilowe zaniechanie poszukiwań porównywalnych cenowo sparingpartnerów i potraktuję zestaw Cabasse jako byt całkowicie odrębny, gdyż takim właśnie na naszej dość uporządkowanej audiofilskiej scenie jest.
O ponadnormatywnej homogeniczności odtwarzanego przez Baltici pasma wspomnę oczywiście już na wstępie, bo Cabasse na tym polu w dość bezpardonowy sposób rozprawiają się z większością wszelakiej maści „szerokopasmowców” oferując zdecydowanie lepsze rozciągnięcie reprodukowanego zakresu częstotliwości z brakiem ograniczeń na jego skrajach. W projekcie tym zniwelowano bowiem słyszalne dołki, górki i inne anomalia w zamian za to oferując świetne, punktowe źródło dźwięku zdolne oczarować tak rozdzielczością, jak i precyzją pozycjonowania źródeł pozornych. Nad wyraz sugestywnie wypadało to na muzyce elektronicznej w stylu „Collected” Massive Attack i „Di Pamp” Di Pamp. Dodatkowo wydawane przez Santorina basowe pomruki nadawały całości odpowiedniej dostojności i spokojnie można było mówić o niewątpliwej atrakcyjności takiej prezentacji. Nic nie drażniło, nie irytowało i nie przykuwało zbędnie uwagi pozwalając płynąc muzyce swoim własnym, niczym niezmąconym tempem. Warto również nadmienić, że kontrola najniższych składowych była co najmniej wzorcowa i każdemu, piekielnie szybkiemu i twardemu, o ile realizator nie postanowił inaczej, atakowi towarzyszył równie natychmiastowy powrót.
Jeszcze korzystniejsze światło na zestaw Cabasse rzuciły nagrania gitarowe. Zarówno okołojazzowe interpretacje szlagierów, czyli „What’s It All About” Pata Metheny’ego, jak i przesiąknięte wirtuozerią „Popular Classics for Spanish Guitar” Juliana Breama. Oczywiście zdaję sobie doskonale sprawę, że w powyższych przypadkach brzydko mówiąc wynik meczu ustawił sam instrument przewodni operujący głównie w paśmie reprodukowanym przez Baltici, ale … kto powiedział, że od czasu do czasu nie można nieco goszczącym u nas konstrukcjom pójść na rękę i poczęstować ich repertuarem, w którym mogą pokazać pełnię swoich możliwości i po prostu zabłysnąć. A Cabasse’y nie tylko błyszczały co wręcz lśniły i to światłem własnym a nie odbitym a sporadycznie pomrukujący Santorin dyskretnie trzymał się z boku ani myśląc wychodzić z cienia i właśnie przez tą, wrodzoną skromność zyskiwał w moich oczach i uszach. Każde trącenie struny i praca ręki na gryfie były namacalne, obecne i to obecne do tego stopnia, że pojęcie „bycia tu i teraz” grających muzyków przestawało być czysto abstrakcyjnym zwrotem a nabierało zaskakującego realizmu.
Jak zdążyłem w powyższym tekście nadmienić Cabasse Baltic 4 i Santorin 30-500 nie stanowią typowo audiofilskiej propozycji, nietypowo audiofilskiej z resztą również, gdyż dedykowane są nie zmanierowanym złotouchym malkontentom, lecz miłośnikom szerokorozumianego lifestyle’u, niebanalnego wzornictwa i przy okazji wysokiej klasy Hi-Fi. A tytułowe, francuskie 2+1 powyższe kryteria spełnia z nawiązką dając dodatkowo możliwość łatwej a co najważniejsze spójnej pod tak względem designu, jak i brzmienia rozbudowy do postaci wielokanałowej. Jeśli zatem w waszych domostwach króluje nowoczesne wzornictwo i właśnie rozglądacie się Państwo za czymś niebanalnym, co nie tylko dobrze, w takim minimalistycznym anturażu zagra, lecz i przypadnie do gustu zarówno płci pięknej, jak i sprawującym kontrolę nad wszelakiej maści „bibelotami” dekoratorze wnętrz, to Cabasse wydają się być dla Was naturalnym wyborem. I jeszcze jedno – całość, oprócz dostojnej czerni, jest oczywiście dostępna również w perłowej bieli co dodatkowo podnosi szanse na pełną akceptację „instancji wyższej”.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Voice
Ceny:
Cabasse Baltic 4: 49 500 PLN (para)
Cabasse Santorin 30-500: 11 900 PLN
Dane techniczne:
Cabasse Baltic 4
Konstrukcja: 3 drożna
Głośniki: Trójdrożny głośnik koncentryczny TCA
Efektywność: 91 dB
Częstotliwość podziału: 740 – 3500 Hz
Pasmo przenoszenia: 75 – 25 000 Hz
Impedancja nominalna: 8 Ω
Impedancja minimalna: 3,5 Ω
Moc znamionowa: 250 W
Moc szczytowa: 1210 W
Wymiary (h x l x p): 128 x 40 x 42,4 cm
Masa: 16 kg
Santorin 30-500
Głośniki: 1 x 30 cm 30ND40
Pasmo przenoszenia: 20 – 200 Hz
Moc znamionowa: 500 W RMS
Moc szczytowa: 1000 W
Wymiary (h x l x p): 43 x 38 x 47 cm
Masa: 28 kg
System wykorzystywany w teście:
– źródło: Reimyo CDT – 777 + DAP – 999 EX Limited
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Harmonix SLC, Harmonix Exquisite EXQ
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro, Furutech NanoFlux – NCF, Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Projekt
W ciągu ostatnich kilku lat dość mocno zmieniły się poglądy na temat dźwięku wysokiej rozdzielczości. Dla wielu osób siedzenie przed szafką wypełnioną ciężkimi, skomplikowanymi i co najważniejsze, tradycyjnymi urządzeniami audio staje się – krótko mówiąc – niewygodne. To co dzieje się poza czterema ścianami audiofilskich pokojów jest naprawdę niesamowite! Obecnie nie ma najmniejszego problemu, aby cieszyć się, odtwarzaną z plików wysokiej rozdzielczości, muzyką najwyższej jakości i to praktycznie w dowolnym miejscu: wystarczy zabrać ze sobą jakiś przenośny hi-endowy odtwarzacz oraz odpowiednie słuchawki… mamy na myśli oczywiście: QP2R – idealnie zaprojektowany przenośny DAP firmy Questyle.
QP2R jest odtwarzaczem drugiej generacji Questyle DAP. Zawiera on wszystko, co absolutnie najlepsze od Questyle. Firma niezmiennie podnosi poprzeczkę, łącząc w sobie znakomitą jakość dźwięku, kompaktowe rozmiary, odpowiednią moc oraz co najważniejsze: zadziwiająco niskie zużycie energii, wzorcowe wykonanie i rozsądną cenę. Questyle konsekwentnie trzyma się założenia: jakość dźwięku oraz wrażenia u słuchacza ponad wszystko! O perfekcyjnej budowie oraz obsłudze nawet nie wspominamy.
QP2R odziedziczył po młodszym bracie charakterystyczne cechy marki Questyle, ale przysłuchując się brzmieniu, bez problemu znajdziemy wyróżniające nowy projekt detale. QP2R nadal korzysta z Linuksa. System ten posiada unikalne cechy użytkowe, oferuje wydajność i stabilność, która przewyższa możliwości systemu Android.
Wydajność
Na płycie PCB w QP2R, sekcja audio obejmuje około 70% powierzchni. Można to porównać do silnika w samochodzie sportowym. Nie ulega wątpliwości, że to zdecydowanie wpływa to na jego wydajność.
Odtwarzacz wyposażony jest we wzmacniacz prądowy, który zbudowano w oparciu o dyskretne obwody, pracujące w klasie A. Dzięki w pełni zbalansowanemu wyjściu, układy wzmacniające posiadają teraz cztery grupy w porównaniu do poprzednio stosowanych dwóch. Jest to porównywalne do samochodów z napędem na dwa lub cztery koła. Cztery grupy prądowych obwodów wzmacniających znajdują się zarówno z przodu, jak i z tyłu PCB, co znacznie skraca ścieżkę sygnału. Dzięki temu poprawiona zostaje jakość dźwięku, co owocuje następnie ultra niskimi zniekształceniami na poziomie 0.0005 % oraz impedancją wyjściową mniejszą niż 0.1 Ω.
QP2R jest pierwszym przenośnym DAP na świecie, który wykorzystuje system kontroli BIAS klasy A. Ma to na celu uzyskanie pewności, że wzmacniacze prądowe, podczas napędzania różnych obciążeń (słuchawek lub głośników), działają w tej klasie. Dotyczy to szczególnie najtrudniejszych obciążeń i jednoczesnej potrzeby zapewnienia doskonałych wrażeń odsłuchowych oraz znakomitej wydajności.
Przypomina to prowadzenie samochodu sportowego, ustawionego na tryb „RACE” (tryb Sport Plus lub Sport Response). Silnik pracuje wówczas na bardzo wysokich obrotach, co razem z krótkimi przełożeniami skrzyni biegów oraz dobrą przyczepnością daje wielką satysfakcję z jazdy.
Wykonanie
QP2R zasadniczo utrzymuje styl QP1R. Jak pamiętamy, poprzedni model został zwycięzcą na iF Industrial Design Award, tak więc QP2R zachowuje wzornictwo poprzedniego modelu, które wprost nawiązuje do kobiecych kształtów. W odtwarzaczu QP2R wykorzystano nową, opatentowaną technologię łożyska płaskiego – odnajdziemy je w mechanicznym pierścieniu sterującym oraz pokrętle głośności. Dokładność tego mechanicznego i elektronicznego sterowania jest wprost niezwykła. Kolejnym istotnym elementem jest port typu C. Służy on do ładowania i przesyłania danych. Wewnętrzna tuleja portu wykonana została ze stali nierdzewnej – jest ponadto lśniąca i odporna na zarysowania.
Działanie
Inżynierowie firmy Questyle kierują się zasadą, że im bardziej skomplikowany staje się świat, tym bardziej warto upraszczać rozwiązania. Większość zaawansowanych technologicznie i profesjonalnych urządzeń sterowana jest mechaniczne i elektroniczne – ekran dotykowy jest rozwiązanie rzadszym. W strukturze mechanicznego pierścienia sterującego i pokrętła regulacji głośności znajduje się ponad 30 elementów. Inżynierowie Questyle oraz zespół R&D firmy Foxconn testowali przed wyborem ostatecznej koncepcji ponad sto różnych konstrukcji i materiałów.
Technologie
W QP2R wykorzystano opatentowane przez Questyle technologie „True DSD” i „3X Clock Asynchronous Structure”. Flagowy chipset DAC AKM AK4490 może obsługiwać nawet True DSD 256 oraz PCM384 / 32Bit. Ponadto w najnowszym odtwarzaczu Questyle znajdziemy 1Ghz procesor o wysokiej wydajności i niskim poborze mocy, 64 GB pamięci wewnętrznej i slot dla kart micro SD o pojemności do 200 GB. Wysoki poziom jakości dźwięku, zapewniają kondensatory tantalowe F95. Zasilanie oparte jest na baterii o dużej pojemności.
Zapewnia ona 10 godzin pracy, a specjalny chip, odpowiedzialny jest za precyzyjną kontrolę poziomu jej naładowania. Użytkownik do dyspozycji otrzymuje także pilot zdalnego sterowania, wyjście SPDIF, stację dokującą oraz możliwość podłączenia jednej pary zewnętrznych głośników aktywnych.
Dodtępność
Questyle QP2R produkowany jest w dwóch kolorach: złotym (gold) oraz srebrnym (silver). Będzie on dostępny już w sierpniu w wybranych sklepach w Polsce, w tym w sklepach MP3Store. Jego cena detaliczna wynosi 4999 zł brutto.
Specyfikacja
• Opatentowany w pełni dyskretny / w pełni zbalansowany / AMP trybu prądowego
• System kontroli BIAS czystej klasy A
• Obsługiwane formaty audio: WAV, FLAC, WMA, MP3, OGG, AAC, ALAC, AIFF, DFF, DSF, APE (Normale/Wysokie/Szybkie)
• Częstotliwość próbkowania: PCM 32 kHz – 384 kHz (16/24/32 bit), Natywny DSD: DSD64 (1Bit 2.8MHz), DSD128 (1Bit 5,6MHz), DSD256 (1Bit 11,2MHz)
• DAC: Chip AKM AK4490 DAC
• Wyjścia
o Słuchawkowe: 3.5 mm
o Optyczne: 3.5 mm
o Zbalansowane: 2.5 mm
• Poziom wyjściowy: niezbalansowany 1,8 Vrms / zbalansowany 3,6 Vrms
• Pasmo przenoszenia: ± 0.1dB (20Hz-20kHz)
• S/N: 100dB przy 1kHz, niezbalansowane / 102dB przy 1kHz, zbalansowane
• THD+N: 0,0006% @ 1kHz, niezbalansowane / 0,0005% @ 1kHz, zbalansowane
• Impedancja wyjściowa: 0,1Ω
• Ładowanie i przesyłanie danych: USB C, 5V 2A (PC i MAC)
• Wymagania systemowe dla komputerów PC: Windows XP/Windows7 i 8 (32 / 64bit)/Mac OS X 10.7 lub nowszy
• Pamięć
o Wewnętrzna: 64 GB
o Zewnętrzna karta Micro SD, maks. 1 x 200 GB
• Bateria: 3.100 mAh Akumulator litowo-jonowy 3,7 V, trwałość baterii 10 godzin
• Wyświetlacz: IPS, 2.4 cala (Sharp LCM)
• System operacyjny: Linux
• Obudowa: aluminium obrabiane CNC, dostępne kolory: złoty/szary
• Wymiary: 65 x 134 x 14,5 mm
Dystrybutor: MIP
Konstrukcja
W CMA400i wykorzystano najnowocześniejszą, firmową technologię firmy Questyle. Wizualnie imponujący, choć nadal niewielki, a jednocześnie w tajemniczym czarnym i matowym kolorze. Obudowa z piaskowaną fakturą jak również bursztynowe światła wskaźników LED doskonale podkreślają wizerunek tego wyjątkowego wzmacniacza. CMA400i może pracować w pozycji pionowej w specjalnie zaprojektowanej podstawce, co nie tylko oszczędza miejsce, ale również sprawia, że urządzenie prezentuje się wyjątkowo dostojnie.
Delikatnie zaznaczone punkty regulacji głośności, są już rozpoznawanym elementem całej rodziny produktów Questyle. Znajdujący się na przednim panelu przełącznik FUNCTION pomaga w wyborze funkcji wzmacniacza słuchawkowego lub przedwzmacniacza.
Obudowa CMA400i została wykonana z aluminium klasy lotniczej 6063. Gwarantuje to stabilne warunki pracy – nawet w temperaturze 55oC, która towarzyszy często pracy w klasie A. Każdy element urządzenia poddano precyzyjnej obróbce CNC. Zapewnia to standard tolerancji poniżej ± 0.02 mm. Pokrętło głośności wykonano z tolerancją poniżej ± 0.005mm. Są to najsurowsze, światowe standardy obróbki CNC.
Technologia
CMA400i pracuje w trybie pełnego zbalansowania. Wzmacniacz zawiera cztery grupy obwodów wzmacniających, które pracują w klasie A. CMA400i obsługuje 4-pinowe, zbalansowane wyjście XLR, 2.5 mm zbalansowane gniazdo słuchawkowe oraz standardowe gniazdo słuchawkowe 6.3 mm. Ponadto, nowa konstrukcja przełącznika Gain Control zapewnia doskonałą siłę napędową dla różnych rodzajów słuchawek.
Procesor True DSD
CMA400i został zaprojektowany z opatentowaną przez Questyle technologią: True DSD oraz AKM AK4490 DAC. Urządzenie przetwarza sygnały DSD bez konwertowania PCM i zapewnia True DSD. CMA400i zbudowany jest z czterech grup wzmacniaczy trybu prądowego. Pracują one w klasie A i osiągają poziom zniekształceń na poziomie 0.0006%. Imponująca wydajność techniczna oraz ciepłe i potężne brzmienie sprawiają, że CMA400i jest porównywalny ze wzmacniaczami słuchawkowymi klasy high-end. Wszystkie komponenty, zasilanie oparte na customowym transformatorze toroidalnym Noratel oraz 10 grupach niezależnego zasilania – wszystko to zapewnia wyjątkowo wysoką jakość dźwięku.
CMA400i jako serce systemu Hi-End
Wzmacniacz posiada znakomite możliwości przetwarzania sygnału. Obsługuje systemy Win XP, Vista, Win7, Win8, Win10 i Mac OS. Podczas łączenia się z komputerem odpowiada wyłącznie za przesyłanie danych. Po podłączeniu do tradycyjnych źródeł cyfrowych i aktywnych głośników stanowić może serce kompletnego zestawu audio. Dzięki CMA400i w dość łatwy sposób zwiększamy jego wydajność.
Audiofile zadowoleni będą z całkowicie odseparowanego układu DAC z interfejsami: optycznym i koncentrycznym. Kolejną charakterystyczną cechą CMA400i jest przełączenie pomiędzy wzmacniaczem słuchawkowym a przedwzmacniaczem. Służy do tego przełącznik FUNCTION W trybie DAC, CMA400i obsługuje wyjścia przedwzmacniacza RCA i XLR, które można wybrać przełącznikiem ADJ / FIX na panelu tylnym.
Jakość
Przed dostarczeniem do klienta każde urządzenie CMA400i jest testowane przez inżynierów QC firmy Foxconn. Do testów używany jest Audio Precision AP2722, a proces zakończy jest raport, który zawiera wyniki pomiarów. Każdy raport z testów jest unikatowy oraz zapisany w dwóch egzemplarzach: jeden umieszczony jest w opakowaniu produktu dla klienta, drugi przechowywany w firmie Questyle, może być wykorzystany w sytuacjach ewentualnych problemów z urządzeniem.
Dostępność
Questyle CMA400i dostępny będzie wybranych sklepach w Polsce, w tym w sklepach MP3Store już w sierpniu. Jego cena detaliczna to 3398 zł brutto.
Specyfikacja
• W pełni zbalansowany wzmacniacz słuchawkowy
• Customowy transformator toroidalny NORATEL
• Wyjścia: 2,5 mm oraz 4 pinowe XLR w pełni zbalansowane, jak również standardowe słuchawkowe 6,35 mm
• Przełącznik DSD/PCM
• Chipset DAC: AKM AK4490
• Kondensatory WIMA
• Kondensatory FG
• Rezystory DALE klasy militarnej
• Wykończenie: czarne
• Materiał obudowy: aluminium, obróbka CNC
• Wymiary: 279 mm × 189 mm × 55 mm
• Waga: 2,4 kg
• Status działania: czysta klasa A
• Zasilanie: 100-120V lub 220-230V, przełączalne
• Pobór mocy: 17 W
Sekcja przedwzmacniacza oraz DAC
• THD + N: RCA: <0,0009%; XLR: <0,0009%
• SNR: RCA:> 110dB; XLR:> 113dB (nie ważona)
• Wejście USB typu B: 44.1K-384K / 16-32Bit PCM i DSD natywne, DSD64 / 128/256
• Interfejs cyfrowy z wejściem i wyjściem SPDIF oraz wejściem OPT
• Wsparcie 44.1K-192K / 24Bit PCM
Sekcja wzmacniacza słuchawkowego
• Gniazdo słuchawkowe standardowe 6,35 mm
• Gniazdo słuchawkowe w pełni zbalansowane 4-pin
• Gniazdo słuchawkowe w pełni zbalansowane 2,5 mm
• Maksymalna moc wyjściowa (Po):
o 106mW @ 300Ω; 980mW @ 32Ω (standardowe gniazdo słuchawkowe)
o 418mW @ 300Ω; 3920mW @ 32Ω (zbalansowane gniazdo słuchawkowe)
• THD + N: 0.0013%@1kHz, Po = 100mW, 300Ω
• 0.0016: 1kHz, Po = 50mW, 32Ω
• Pasmo przenoszenia: DC-100kHz (+0, -0.7dB); DC-600kHz (+0, -3 dB)
Dystrybutor: MIP
Najnowsze komentarze