Opinia 1
Pomimo tego, że mamy końcówkę stycznia, to dziwnym zbiegiem okoliczności zeszłoroczne Audio Video Show nie tylko nie daje o sobie zapomnieć, lecz co i rusz podrzuca nam jedyne w swoim rodzaju pamiątki. Dzień po wystawie zawitał bowiem u nas fenomenalny system marzeń Naim & Focal, w powystawowy weekend wybraliśmy się do katowickiego Audio Stylu, by w zdecydowanie bardziej, aniżeli stadionowe, warunkach posłuchać TAD-ów Evolution One, potem gościliśmy rodzimą lampową konstrukcję Audio Reveal First, a obecnie cieszymy oczy i uszy kolejnym setem marzeń, czyli Magico A3 z topową elektroniką AVM-a a dosłownie na początku mijającego tygodnia dotarły do nas Audiovectory R 8 Arreté. Oczywiście nie mamy nic a nic przeciwko takiej formie odświeżania pamięci, bo dzięki nim nad wyraz namacalnie jesteśmy w stanie doświadczyć a zarazem utwierdzić się w przekonaniu, iż wszelakiej maści wystawy, powinny służyć li tylko oglądaniu, bo już samo słuchanie obarczone jest takim bagażem pasożytniczych artefaktów, że na dobrą sprawę kategoryzację ekspozycji należałoby wprowadzić jedynie na zestawy działające – czyli podłączone do prądu i takie, owego szczęścia nie mające. Jak się jednak okazuje podobny ruch panował również u naszych zaprzyjaźnionych dystrybutorów dokonujących bądź to przetasowań we własnych portfoliach, bądź też dopinających formalności związane z pozyskiwaniem nowych, zauważonych na minionej wystawie marek. Tak też właśnie było w przypadku Audio Atelier, które wśród ogromu prezentowanych urządzeń i systemów wyłuskało prawdziwą i budzącą zrozumiałą zazdrość perełkę, czyli brytyjską markę Falcon Acoustics.
Ze zrozumiałych względów rozmowy natury dystrybucyjnej objęte były ścisłą tajemnicą a i o fakcie ich finalizacji nikt nie „puścił farby”. Powiem nawet więcej. Otóż otrzymawszy zaproszenie odwiedzin wrocławskiego salonu Art and Voice, do momentu przekroczenia progu willi przy ulicy ul. Wojszyckiej 22a, autentycznie nie mieliśmy z Jackiem bladego pojęcia po co tak naprawdę przyjdzie nam się tłuc przez pół zaśnieżonej Polski. Serio, serio. Krzysztof Owczarek po prostu zadzwonił z zaproszeniem a my, mając do Niego zaufanie, że nie próbuje wsadzić nas na przysłowiową minę i jednocześnie mając w pamięci niepowtarzalny klimat dolnośląskiego salonu z ochotą na jego propozycję przystaliśmy. I już teraz, nieco uprzedzając bieg wypadków uczciwie muszę przyznać, że warto było zerwać się w sobotę chwilę po piątej rano i spędzić niemalże pół dnia w samochodzie, gdyż w przysypanym świeżym śniegiem Wrocławiu czekała na nas nie tylko niemalże cała oferta Falcon Acoustics, lecz również przeuroczy sam … Jerry Bloomfield. Dla osób niewtajemniczonych i niemających zbytnio pojęcia cóż owe, powyższe informacje oznaczają pozwolę sobie na małą audiofilską retrospekcję i cofnę się do Wielkiej Brytanii lat 60-ych ubiegłego wieku do studiów BBC, które wykorzystywały m.in. legendarne monitory LS3/5a i gdzie, a dokładnie w KEF Electronics Ltd., do kwietnia 1974 r. pracował, odpowiedzialny m.in. za wprowadzenie przetworników (znaczy się głośników) B1814, B139, B110, T15, B200, T27, M64 Malcolm Jones. Mr. Jones poszedł jednak na swoje i właśnie pod banderą Falcon Acoustics przez kolejne 32 lata niósł kaganek oświaty oferując swoje wyroby wszystkim miłośnikom klasycznego brzmienia Zjednoczonego Królestwa. Przechodząc w 2006 r. na, jak się miało bardzo szybko okazać połowiczną, emeryturę przekazał pieczę nad firmą swojemu przyjacielowi – Jerry’emu Bloomfieldowi, który z radością, i jak każdorazowo podkreśla, z dziką satysfakcją kultywuje nader chlubne audiofilskie tradycje.
Skoro nawet podczas wspomnianego AVS filigranowe, wyposażone w midwoofer B110 i wysokotonową kopułkę T27 monitorki LS3/5a zagrały z eletroniką, z którą nie miały najmniejszego prawa zagrać, czyli z usieciowionym odtwarzaczem CD35 Prisma Network CD i o zgrozo D-klasową integrą I35 Prisma Primare’a, to byliśmy szalenie ciekawi jak sprawdzą się w zdecydowanie bardziej przyjaznym środowisku.
Jednak na początek, chcąc nieco odtajać po podróży, skupiliśmy się na wymianie uprzejmości a gdy okazało się, że Jerry z niezwykłą serdecznością i entuzjazmem gotów jest podzielić się z nami swoją wiedzą, a przy tym jest szalenie ciekaw naszych spostrzeżeń, to nie omieszkaliśmy Go o to i owo podpytać. Okazji ku temu było bez liku, gdyż niemalże pod ręką mieliśmy przepięknie wyeksponowane serce i trzewia LS3/5a. Zero ściemy, zero baśni z mchu i paproci i historyjek o natchnieniu godnym kolejnego proroka. Ot mozolna, czysto inżynierska praca, oparta na doświadczeniu, zdobywanej przez lata wiedzy i co może okazać się dla co poniektórych „natchnionych” dość niewygodne, przede wszystkim fizyce, której praw nijak obejść i nagiąć się nie da. Za to ich znajomość okazuje się niezwykle pomocna, o ile tylko wie się co z ową wiedzą zrobić. A właśnie, co do roboty, to warto podkreślić, iż Falcony po dziś dzień wykonywane są nieopodal Oxfordu. Ponadto warto sobie uświadomić, iż w dobie z jednej strony upragnionej gigantomanii a z drugiej strony usilnych prób minimalizacji wszystkiego co da się minimalizować sztandarowy model Falcona pozostaje niezmiennie kompaktowy, co bardzo sugestywnie pokazuje zestawienie jego frontu z, jak się okazało bardzo przydatną do celów edukacyjnych, butelką … irlandzkiego destylatu.
Przestronny i zarazem szalenie klimatyczny salon, a zarazem główna sala ekspozycyjna Art and Voice mający być z założenia i tylko przedsionkiem, wstępem do właściwych odsłuchów po raz kolejny stał się miejscem prowadzenia audiofilskich dysput i niezobowiązującej kontemplacji zimowej aury za oknem.
Mając jednak na uwadze, że sobotnia wyprawa miała swój, jak się teraz okazało, nad wyraz jasny cel nie omieszkaliśmy dokonać również małego rekonesansu i sprawdzić cóż nowego pojawiło się tu i ówdzie i tym sposobem udało mi się wyłuskać wielce smakowite, przybyłe wraz z Jerrym, trzydrożne podłogówki R.A.M. Studio 30 wyposażone w wykonywane na zamówienie przetworniki, gdzie pomiędzy parą 6” polipropylenowych basowców i 1” tekstylnym tweeterem pyszniła się iście zjawiskowa, również miękka 2” kopułka średniotonowa. Dodając do tego świetny design łączący naturalną okleinę boków i pokrywającą pozostałe powierzchnie elegancką, tłoczoną syntetyczną (takie czasy) skórę oraz nad wyraz przyjazne parametry elektryczne (89dB/8Ω) może się okazać, że będzie to prawdziwy hit. Oczywiście, jak to zwykle u nas bywa najpierw będziemy woleli ich na spokojnie we własnych systemach posłuchać a z tym jeszcze chwilę zejdzie, bo prezentowana para pachniała fabryką i była kompletnie niewygrzana.
Wygrzani za to byli za to główni sprawcy naszej ekspedycji, czyli ustawione na firmowych standach (FAE-0053B), ortodoksyjnie wierne recepturze BBC monitory LS 3/5a w jedynie słusznej … 15 Ω wersji. Mało poważne gabaryty, obudowa zamknięta i deklarowana przez producenta skuteczność rzędu 83dB dość jasno wydawać by się mogło wskazywały na konieczność użycia odpowiednio muskularnej amplifikacji i wybór „kameralnego” (czytaj niewielkiego) lokum a tymczasem we Wrocławiu zastaliśmy je w 26 metrowym pokoju podłączone pod 50W, zintegrowany wzmacniacz Lavardin ISx Reference. Czyli proszenie się o kłopoty? Niewykluczone, ale zarówno Krzysztof, jak i reszta rezydującej na Wojszyckiej ekipy zamiast patrzeć w tabelki woli kierować się własnym doświadczeniem, bo kto jak nie Oni wiedzą najlepiej co mają na półkach. W rezultacie z dzielonym źródłem Reimyo wspomaganym Luminem i kanadyjsko – japońskim miksem (Luna Cables/Harminix/Hijiri) okablowania uzyskano efekt przewyższający wszelkie, nawet najbardziej optymistyczne przewidywania. Bowiem oferowaną dynamikę, rozmach i wyrafinowanie spokojnie można było przypisać iście high-endowemu systemowi opartemu na sporych podłogówkach, a tymczasem grało to, co wymieniłem – czyli to, co widać na załączonych fotografiach. Jeśli kogoś zachwyciła prezentacja podczas AVS, to po odsłuchu w Art & Voice prędzej sprzeda nerkę, lub podpisze cyrograf z Panem Ciemności, aniżeli chociaż nie spróbuje stać się jego szczęśliwym posiadaczem. Serio, serio. Siadając na kanapie vis a vis grającego systemu z szeroko rozstawionymi Falconami spokojnie można było zapomnieć o całym świecie i niejako od nowa słuchać ulubionych nagrań, gdyż takiej homogeniczności, soczystości i wyrafinowania przy jednoczesnej iście dzikiej frajdzie z grania ze świecą szukać.
A teraz mała anegdota natury sytuacyjnej. Kiedy tak sobie siedziałem i rozkoszowałem się kwintesencją legendarnego brzmienia BBC do pokoju odsłuchowego zajrzał Jerry Bloomfield z pytaniem, czy mógłby się przysiąść, na co z radością przystałem. W tzw. międzyczasie z Falconów sączyły się barokowe trele, kameralne „jazzy” i generalnie repertuar pozwalający ukoić skołatane nerwy, aż tu nagle Jerry z rozbrajającą szczerością stwierdził, że całkiem nieźle grają te ich maluchy, ale Metallicy na tym słuchać się raczej nie da. Popatrzyłem na Niego, sięgnąłem po iPada, kilka kliknięć i zabrzmiały pierwsze takty „Enter Sandman” Mety, a że w interpretacji Youn Sun Nah, to już zupełnie inna sprawa ;-) Jak byłoby z oryginałem nie sprawdzaliśmy, ale jeszcze nic straconego, bo skoro Falcon Acoustics ma już oficjalną polską dystrybucję, to prędzej, czy później któryś z ich wyrobów powinien się u nas na testach pojawić.
Serdecznie dziękując ekipie Art and Voice / Sztuka i Głos za zaproszenie, gościnę i szalenie miłą niespodziankę, w tym możliwość kilkugodzinnego spotkania z Jerrym Bloomfieldem, oraz odsłuchu w wielce komfortowych warunkach legendarnych monitorów Falcon Aoustics LS 3/5a, mamy nadzieję, że nowa pozycja we wrocławskim portfolio również nad Wisłą cieszyć się będzie w pełni zasłużoną popularnością. Do zobaczenia.
Marcin Olszewski
Opinia 2
Gdy ze stolicy Dolnego Śląska – Wrocławia dotarło do naszej redakcji zaproszenie odwiedzin zlokalizowanego tam salonu audio Art & Voice, całość z przyjemnością potwierdzonego przedsięwzięcia obciążona była dwoma niewiadomymi. Jedną, jak można się domyślić, stanowiła mocno determinująca przyjemność podróży kapryśna, bo często zmienna zimowa pogoda. Zaś drugą, zdawkowa informacja, że bez względu na wszystko poznawszy główny cel będziemy pozytywnie zaskoczeni. Niestety jak to w życiu bywa, według prognoz jednodniowe przemierzenie połowy Polski miało odbyć się w bardzo ciężkich warunkach drogowych, co już na starci mocno podnosiło porzeczkę naszych oczekiwań. Suma summarum wypad do przywołanego już Wrocławia doszedł do skutku, a wszystko co się tego dnia wydarzyło, postaram się w kilku zdaniach poniższej relacji wyłożyć.
Jak myślicie, czy wysiłek się opłacił? Naturalnie. I to nie tylko dla nas, ale również dla Was – jako potencjalnych zainteresowanych. Dlaczego? Okazało się bowiem, że czekała na nas legenda zespołów głośnikowych w postaci mogących wylegitymować się certyfikatem radia BBC, kultowych monitorów LS3/5a angielskiej marki Falcon Acoustics. Naturalnie we wrocławskim High end-owym showroomie oprócz przywołanych radiowych maluchów dumnie prezentowała się cała rodzina produktów spod znaku Falcon, jednak kolumny nie były jedyną atrakcją tej wizyty. Tą drugą, a spokojnie można powiedzieć, że ważniejszą była osobista wizyta w Polsce właściciela i współkonstruktora kolumn tytułowego brandu Jerrego Bloomenfielda. Sympatyczny gość z Wysp Brytyjskich bez najmniejszych oporów zdradzał ciekawe tajniki swojego portfolio, co sprawiło, że cały trud dotarcia na to wydarzenie odszedł w niepamięć.
Jak obrazują zdjęcia, tego przedpołudnia mieliśmy okazję, co prawda na razie wyjazdowo i jedynie wstępnie, ale za to w spokoju zapoznać się możliwościami budowania świata muzyki przez kultywujące doświadczenia radiowych lat zespoły głośnikowe LS3/5A. Rzeczone kolumny są pięknie wykonane, co przy fantastycznych wartościach sonicznych (o tym za moment) jest dodatkowym punktem „za” podczas ewentualnych rozważań zakupowych. System oparty był o źródło japońskiej marki Reimyo, francuski wzmacniacz Lavardin i kanadyjsko-japońskie okablowanie. Efekt? Spokojnie mogę określić jako zjawiskowy. Maleńkie pudełeczka, a bas jak z podłogówek. To natychmiast w Waszych ośrodkach zarządzania ciałem może rodzić podejrzenia typu – pewnie najniższe tony są dominujące. Ale uspokajam. Dźwięk był bardzo zrównoważony. Owszem trącony nutką muzykalności, ale tylko w celu przeciwdziałania oznakom anoreksji. To była muzyka, jakiej zawsze szukam. Gdy trzeba zwiewna, gdy trzeba mocna w barwie, ale zawsze przyjemna w odbiorze. Po czym wnoszę, że zaskakująco energiczny bas nie był zmorą kolumn? To proste. Wystarczyło puścić płytę Larsa Danielssona w duecie z Leszkiem Możdżerem, gdzie kontrabas mówiąc kolokwialnie jest lekko przewalony, a potem trio spod znaku ECM – Keith Jarret, Gary Peacock i Jack Dejohnette, aby zorientować się, że ilość basu w basie zależy nie od ogólnego sznytu grania kolumn, tylko materiału źródłowego. Kreśląc dalej opis odsłuchu chyba nikomu nie muszę udowadniać umiejętności kolumn w domenie budowania szerokiego i głębokiego spektaklu muzycznego przy zarezerwowanej dla małych monitorów zwiewności. Po prostu siadamy, zamykamy oczy i zatapiamy się w muzyce. Żadnych prób analizowania wydarzeń, co w teorii jest zmorą audiofilów, a co LS3-kom skutecznie udaje się wyeliminować. Nie wierzycie? Cóż, nie będę na siłę nikogo przekonywał. Wystarczy wybrać się do stosownej placówki.
Kończąc tą krótką, ale myślę, że mocną w przekazie relację z wyjazdu do Wrocławia chcę podziękować dystrybutorowi za zaproszenie na spotkanie z jak się okazało legendą działu zespołów głośnikowych. I nie chodzi mi w tym momencie o same kolumny, tylko w większej mierze o właściciela tego biznesowego przedsięwzięcia. To było bardzo miłe spotkanie tak około-techniczne jak i towarzyskie, co bez najmniejszych problemów pozwoliło zapomnieć nam z Marcinem o włożonym w ten wypad wysiłku. Czy nowa marka w portfolio okaże się biznesowym sukcesem, pokaże rynek. Jednak te klika spędzonych z monitorami Falcon Acoustics LS3/5A godzin pozwala mi przypuszczać, że może to być strzał w przysłowiową dziesiątkę.
Jacek Pazio