1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Muzyka
  4. >
  5. Pylo – Bellavue EP + The Woman EP

Pylo – Bellavue EP + The Woman EP

Wykonawca:  Pylo
Tytuł:  Bellavue EP + The Woman EP
Gatunek:  Rock
Dystrybucja:  NaimLabel.pl

Pylo to kolejna formacja, o której istnieniu dalej nie miałbym bladego pojęcia, gdyby nie nasz zaprzyjaźniony dostarczyciel muzycznej strawy – NaimLabel.pl, co i rusz podsyłający jakieś smakowite kąski. Tym razem niespodzianka była podwójna, gdyż przesyłka zawierała nie jedną a dwie płyty i choć były to klasyczne EPki, to przynajmniej o jakość dźwięku byłem spokojny. Czego, jak czego, ale pod realizacyjnym bublem loga Naima nie uświadczymy. Jeśli zaś chodzi o warstwę muzyczną, to cóż … patrząc na okładki zdecydowanie bardziej optowałbym (zaznaczam, że bez słuchania) za „The Woman EP” aniżeli za wcześniejszą „Bellavue EP”. Powód? Powód jest oczywisty – mając do wyboru pięciu smutnych, zarośniętych jegomości i gibkie, nagie dziewczę wspinające się po surowej skale, bez chwili wahania wybieram bramkę nr.2.

Zacznijmy chronologicznie – od „Bellavue EP” będącej przykładem lekko płaczliwej, nostalgicznej maniery, jakiej ulegają zarówno młode, vide tytułowa, kapele jak i starzy wyjadacze w stylu U2, czy Kings Of Leon. Całe szczęście depresyjno – katatoniczny nastrój próbują co i rusz przełamać gitary, których mocne wejście w „Enemies” i chóralne partie stawiają ten utwór na równi z twórczością Hurts, tak chętnie puszczaną w rozgłośniach radiowych. Do głosu dochodzą prog-rockowe aspiracje i robi się naprawdę ciekawie, szorstko i zadziornie. Bardzo zgrabnym i intrygującym zabiegiem okazało się delikatne zwolnienie tempa utworu i wplecenie pod jego koniec lekko podchodzącego pod improwizację saksofonowego solo z plamami elektronicznych dźwięków w tle. „Crying on Land” podążą utartymi mainstreamowym szlakami aktualnych trendów muzycznych i przyjemnie koi nerwy słuchaczy nie zapadając jednak niczym szczególnym w pamięć. Najwięcej życia ma w sobie „Bare Eyed”, gdzie perkusyjne zrywy wspomagane gitarowymi, mocnymi riffami przykuwają uwagę i powodują, że krew szybciej zaczynała krążyć w żyłach. Szkoda tylko, że to już koniec tego ledwie 22 minutowej EP-ki.

Pierwsze takty rozpoczynające drugą w dorobku Pylo EPkę „The Woman” również przywodzą na myśl mocno „coldplay’owe” klimaty. Plamy gitarowych partii i męskie, choć „wysoko” śpiewane wokale delikatnie wprowadzają słuchacza w soft-rockową podróż. O ile „Introduction” ma w sobie coś z rozmarzenia późnych Floydów, to „Young” podskórnie pulsującym rytmem jasno daje do zrozumienia, że tworząca zespół piątka chłopaków próbuje swych sił w trochę bardziej energetycznych niż na debiutanckim krążku klimatach. I dobrze, bo całkiem nieźle sobie radzą. Niestety „Climbing Through the Sun” na kilometr zalatuje mi Coldplayem i gdybym nie wiedział, że to Pylo to z przekonaniem graniczącym z pewnością obstawiałbym, że to utwór Chrisa Martina i jego współtowarzyszy. Oczywiście dla większości będzie to jednoznaczna rekomendacja, lecz mi osobiście taka estetyka od pewnego czasu ździebko się przejadła. Od strony muzycznej, kompozycyjnej złego słowa powiedzieć nie mogę, bo wszystko jest perfekcyjnie zapięte na ostatni guzik i za przeproszeniem wchodzi lepiej niż śledzik z cebulką w oliwie, ale skoro pierwowzór od kilku lat gra bliźniaczo podobne do siebie kawałki to po co jeszcze naśladowcy? Nie mnie jednak oceniać ten muzyczny fenomen.
Za to „Woman” z czystym sumieniem, choć znam takich, którzy twierdzą, że takowego nie posiadam, mogę po prostu obcmokać. To niemalże blues-rockowa perełka z mocnym, z żelazną konsekwencją prowadzonym rytmem i wreszcie(!) chropawym, gardłowym wokalem Matthew Aldusa. Okazuje się, że ten chłopak potrafi się po męsku wydrzeć a nie tylko popiskiwać jak spłoniona panna. „Simple Souls” spina 18 minutowa Epkę w całość ponadprzeciętną melodyką i wpadającym w ucho refrenem. Czuć w tym kawałku siłę, rozmach a zarazem rzadko spotykane wśród lansowanych przez rozgłośnie hitów świeżość i autentyczność, tylko … odgrzewane kotlety cały czas z radioodbiorników płyną a o Pylo nie słychać. Szkoda.

Realizacyjnie oba krążki wypadają na tyle spójnie, że spokojnie mogłyby stanowić wsad na pełnowymiarowy album. Dodatkowo podobna spójność dotyczy warstwy muzycznej, więc nie ma obaw, że coś może się nie zazębić, tym bardziej, że mając możliwość wydania takiej „sklejki” na winylu podział na strony praktycznie załatwia sprawę. Nie bez przyczyny wspomniałem o LP, gdyż skoro z CD nagrania Pylo po prostu brzmią świetnie, to z czarnej płyty powinno być jeszcze lepiej. Jakość brzmienia jest po prostu typowa dla Naima (czytaj co najmniej bdb.) i jeśli gdzieś po drodze „siadała” dynamika, to była wyłącznie pochodna spowolnienia, osłabienia motoryki samej warstwy muzycznej a nie „wpadka” realizatorska.

Marcin Olszewski

Pobierz jako PDF