1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Silent Angel Bonn N8

Silent Angel Bonn N8

Link do zapowiedzi: Silent Angel Bonn N8

Zakładam, że dla większości z Państwa pojęcie „efekt motyla” nie jest obcy. Od razu doprecyzuję, iż nie chodzi o zachowane gdzieś w pamięci blade wspomnienia thrillera fantastycznonaukowego z 2004 roku, o tym właśnie tytule, lecz o nieco mniej przerażający dla ogółu synonim chaosu deterministycznego, czyli wrażliwej zależności od warunków początkowych. Przekładając to na nieco bardziej strawną formę w telegraficznym skrócie wyjaśnię, iż mowa o zjawiskach i procesach, gdzie nawet niewielkie nie tylko błędy, anomalie, lecz nawet zaokrąglenia i uśrednienia danych, parametrów początkowych skutkują diametralnie różnymi wynikami końcowymi. Co to wszystko ma wspólnego z tematyką audio? Okazuje się, że całkiem sporo, gdyż poddaje w zasadną wątpliwość postawę „akcesoryjnych agnostyków” uparcie twierdzących, że wszelakiej maści okablowanie, poprawiacze prądu, czy też akcesoria, absolutnie nie mają znaczenia, gdyż nie mają wpływu na to, co tak naprawdę dobiega naszych uszu z głośników. Krótko mówiąc najzwyklejsza logika nakazywałaby właśnie o jakość owych parametrów wejściowych jak najlepiej zadbać, by podczas dalszej obróbki ich nie powielać i nie amplifikować powstałych na wejściu nieścisłości. Dlatego też w ramach niniejszej recenzji pochylimy się nad zagadnieniem, które z racji powszechności streamingu wydawać by się mgło warte uwagi, a dziwnym zbiegiem okoliczności może nie tyle odsuwane jest w niebyt, co traktowane jako niekoniecznie z naszą działką związane. Mowa bowiem o naszej domowej … infrastrukturze sieci ethernetowej. Tak, tak chodzi właśnie o fizyczne medium transmisyjne – czyli zarówno okablowanie, jak i liniowe urządzenia komunikacyjne, vide routery, switche i serwery. Medium, które umożliwia przesyłanie sygnałów elektrycznych, podkreślę „sygnałów elektrycznych” a nie zer i jedynek, jak niczym mantrę powtarzają nasi oponenci.
O wpływie zbudowanego z myślą o zastosowaniach audio serwera mogliśmy ostatnio przekonać się podczas testu wielce udanego Melco N1A/2EX, któremu towarzyszyło niepozorne, lecz jak się okazało nie mniej istotne urządzenie, w znaczącym stopniu poprawiające finalną jakość dźwięku odtwarzanych plików, czyli … switch Melco S100. Jak się Państwo domyślają poczynione wtenczas obserwacje niebagatelnego wpływu tego, wydawać by się mogło pomijalnego w naszej audiofilskiej układance akcesorium sprawiło, iż mając już na koncie doświadczenia z okablowaniem ethernetowym (Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence, Fidata HFLC) postanowiliśmy możliwie szybko nadrobić zaległości związane z urządzeniami komunikacyjnymi i rozpocząć eksplorację segmentu audiofilsko zorientowanych switchy.
Tym oto sposobem w iście ekspresowym tempie na redakcyjny tapet trafiła dopiero co rozpoczynająca swój byt na polskim rynku nowość, czyli dostarczony przez wrocławskie Audio Atelier switch Silent Angel Bonn N8. Jeśli zastanawiacie się Państwo cóż potrafi takie niepozorne, mające wybitnie komputerową proweniencję, akcesorium zdziałać w systemie właśnie na pliki zorientowanym serdecznie zapraszam do dalszej lektury.

W ramach swoistej wizytówki wypadałoby w dosłownie kilku słowach nakreślić pochodzenie dzisiejszego gościa. Otóż marka Silent Angel należy do firmy Thunder Data założonej przez Erica Jian Huanga, który wcześniej był dyrektorem technicznym EMC China, a w jej portfolio znajdziemy obecnie właśnie switch Bonn N8, serwer muzyczny Rhein Z1, oraz moduł VitOS dedykowany platformie Raspberry Pi 4.
Na pierwszy rzut oka Bonn N8 wyglądem nie odbiega od podobnych mu, przynajmniej pod względem funkcjonalności, „cywilnych” gigabitowych konkurentów w stylu Netgeara 8p GS108GE, czy TP-Linka 8p TL-SG108E a więc ogólnodostępnych switchy z pułapu 150 PLN. Całe szczęście wypakowując „milczącego aniołka” z eleganckiego czarnego, kartonowego pudełka wyściełanego precyzyjnie dociętą szarą gąbką można poczuć zauważalną różnicę w solidności wykonania i jakości użytych materiałów. Metalowa obudowa jest bowiem nader sztywna a grubość użytych profili zapobiega nie tylko nieporządnym wibracjom, co mówiąc wprost uginaniu się ścianek podczas prób ich ściśnięcia. Co do samej aparycji to nikt nie próbuje tu wyważać już dawno temu otwartych drzwi, więc na froncie znajdziemy jedynie firmowy logotyp i dziesięć diod z których osiem zielonych wskazuje status połączenia konkretnego portu a dwie pozostałe informują o zasilaniu (zielona) i ewentualnych problemach – alarmowa czerwona. Korpus pozbawiono jakichkolwiek dekoracji, więc bez zbędnego marudzenia przechodzimy na zaplecze, gdzie do dyspozycji mamy osiem portów Ethernet (RJ-45) i gniazdo dedykowane zewnętrznemu zasilaczowi wtyczkowemu. Krótko mówiąc emocje jak na grzybobraniu. W komplecie jest jeszcze wspomniany wtyczkowy zasilacz i krótki przewód Ethernet, który z racji posiadania zdecydowanie wyższej klasy okablowania pozwoliłem sobie zostawić w spokoju.
Jednak o przewadze N8 decyduje nie aparycja a trzewia, do których azjatycki producent ewidentnie się przyłożył. W obwodzie zasilania mamy podwójną filtrację redukującą szum o 18 dB (dokładnie 17.78 dB), dodatkowo zaimplementowano autorską płytkę ultra precyzyjnego zegara TCXO o dokładności 0.1 ppm i kolejny podwójny układ izolujący wrażliwe podzespoły o 20.79 dB. W celu izolacji od zakłóceń EMI wnętrze obudowy wyklejono specjalną folią Silent Angel Noise Absorber (SANA). Tuż za portami Ethernet ulokowano pełniące rolę filtrów cewki indukcyjne (po cztery na gniazdo), za którymi znalazła się bateria 32 mikro transformatorów zapewniających separację galwaniczną każdego z portów, a nad pracą całości czuwa ukryty pod metalową płytką mikroprocesor.
I jeszcze jedno. Jak się dobrze poszpera w odmętach Internetu, to można natrafić na różne ciekawostki. Tak też było tym razem. Okazuje się bowiem, że tytułowego Music Angela można również nabyć w nieco odmiennej szacie wzorniczej. Otóż trzewia N8 występują na zasadzie umowy licencyjnej również pod banderą NuPrime jako Omnia SW-8 a różnice dotyczą dodania masywnej aluminiowej obudowy, dokładnie monolitycznej skorupy, i niskoszumowego zasilania. Oczywiście powyższy tuning nie jest za przysłowiowe dziękuje a cena wzrasta do 499 €.

A teraz najważniejsze, czyli wpływ tytułowego malucha na brzmienie cyfrowej odnogi mojego systemu, w którym na wejściu znajduje się dwuzakresowy modem operatora kablówki i internetu Connect Box spięty z moim prywatnym routerem TP-Link Archer C6, do którego z kolei mam podłączony zarówno NAS WD MyBook Live, jak i Lumina U1 Mini a całość okablowana została przewodami NEYTON Ethernet Cable CAT7+. Tytułowy switch wylądował zatem za Archerem i do niego zostały podłączone wszystkie pozostałe elementy mojej domowej architektury. Ponadto chcąc wyeliminować wpływ sygnatury dyżurnego okablowania, dzięki uprzejmości (alfabetycznie) Audio Center Poland, Audiomica Laboratory i Voice podczas testów korzystałem również wymiennie z okablowania Ethernet pod postacią modeli Wireworld Chroma 8 i Starlight 8, Audiomica Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence i 3 sztuki Cardas Audio Clear Network. Z tego też powodu testy zajęły mi wielce intensywne dwa tygodnie, podczas których początkowe emocje związane z nowym elementem toru zdążyły opaść.

Jednak ad rem. Po pierwsze już od startu słychać, że spektrum działania Silent Angela jest zdecydowanie szersze od tego, w jakim działał switch Melco S100. Chodzi bowiem o to, iż Melco eliminował cyfrowy szum tła, pasożytnicze artefakty powodując aksamitnie czarne i nieprzeniknione tło, poprawiając tym samym odstęp sygnału od szumu a co za tym samym rozdzielczość. Z kolei Bonn N8 idzie o krok, bądź nawet dwa dalej. Nie dość bowiem, że robi to, co swój poprzednik, to jeszcze wyraźnie przesuwa skraje słyszalnego pasma. Mówiąc wprost z N8 w torze dostajemy więcej góry i dołu. I nie, tu nie chodzi o ich ordynarne wypchnięcie, lecz o ilość dostarczanych informacji, rozdzielczość, zróżnicowanie i klarowność, oraz wolumen. Pojawienie się tytułowego malucha działa jak, posługując się motoryzacyjną analogią, profesjonalny chip tuning połączony ze zdecydowanie bardziej inwazyjną poprawą właściwości jezdnych naszego turladełka. Wracając jednak na nasze podwórko i mówiąc wprost słyszymy nie dość, że więcej, co po prostu lepiej i wcale nie oznacza to, że chiński switch coś tam od siebie dodał, interpolował, zmultiplikował i dokleił, lecz jedynie zlikwidował obecne do tej pory wąskie gardło na wejściu. Te informacje cały czas tam, czyli w materiałach źródłowych, były a to, że dopiero teraz je w pełni usłyszeliśmy to już zupełnie inna bajka.
Aby tego doświadczyć wcale nie trzeba od razu sięgać po jakieś ultra dopieszczone audiofilskie zasoby, gdyż nawet na mainstreamowym hard rocku w stylu „Black Moon Pyramid” , gdzie dziwnym zbiegiem okoliczności znajduje się wielce urodziwa ballada „Silent Angel” a Axel Rudi Pell udowadnia jak misternie potrafi szyć na swoim Fenderze Stratocasterze, usłyszymy to, co powinniśmy. Oczywiście przesiadka z gitarowych galopad na nieco bardziej wysublimowaną estetykę, jaką reprezentował m.in. niezwykle klimatyczny, pochodzący z lat 1962-63, album „Afro Bossa” Duke Ellington & His Orchestra (dostępny zarówno na TIDAL-u w wersji MQA Studio Master 24bit/192 kHz, jak i na HDtracks w klasycznych FLAC-ach 24bit/192kHz, oraz HIGHRESAUDIO® 24bit/96kHz) sprawiła, że do głosu doszedł swoisty analogowy plankton. Wspominam o tym nie bez przyczyny, gdyż początkowy efekt WOW! wywołany agresywną filtracją i zbyt zgrubnym czyszczeniem powoduje utratę właśnie takich pozornie nieistotnych niuansów, przez co znika konieczny dla pokreślenia autentyzmu nagrań flow między muzykami. N8 tego właściwego, naturalnego ruchu drobinek kurzu i aury otaczającej muzyków nie rusza. Wręcz je unaocznia tak operując światłem, że krawędzie źródeł pozornych zyskują na wręcz holograficznej namacalności. Z premedytacją nie napisałem w tym momencie o konturowości, czy ostrości, gdyż nie chodzi li tylko o zwykłe działanie filtra „Unsharp Mask” a zdecydowanie bardziej złożone, trójwymiarowe działanie kreowania namacalnych brył muzyków i ich instrumentów. Pomijając jak zwykle referencyjne dęciaki i bezdyskusyjne różnice w ich barwie (kremowo-czekoladowy klarnet Russella Procope’a) proszę tylko zwrócić uwagę na to, co wyczynia odpowiedzialny za perkusjonalia Sam Woodyard, czy swobodę graniczącą z wynikającej z niewątpliwej wirtuozerii nonszalancją, z jaką na fortepianie przygrywa sam Ellington.
Wróćmy jeszcze na chwilę do wspomnianego na wstępie rozciągnięcia skrajów pasma. Jeśli ów fragment cały czas nie daje Państwu spokoju proponuję posłużyć się jednym z naszych dyżurnych albumów, czyli „Khmer” Nilsa Pettera Molværa, gdzie mamy iście subsoniczne, przywodzące na myśl dokonania Billa Laswella, syntetyczne zejścia, jak i wwiercające się w korę mózgową, nieodparcie kojarzące się z elektrycznym okresem twórczości Milesa Davisa, partie trąbki, czy też gitarowe przestery. Ten pozorny, transowo-jazzowy galimatias jest naprawdę sporym wyzwaniem dla większości systemów, jednak wyzwaniem wrednym i na swój sposób złośliwym. Bowiem już na budżetowych systemach potrafi zachwycić i w owym zachwycie trzymać tak długo, aż nie usłyszymy tych zagmatwanych fraz na secie potrafiącym zagrać je lepiej. Nagle okazuje się, że ileś tam procent do tej pory nam umykało – bas zatrzymywał się w pół kroku a góra grana była na pół gwizdka, więc do czasu osiągnięcia zasłyszanego poziomu po ww. krążek/pliki sięgamy nader niechętnie, wiedząc, że jedynie ślizgamy się po jego powierzchni. I właśnie pojawienie się w systemie Silent Angela jest takim przeskokiem o szczebel, bądź dwa wyżej. Jest lepszym, bardziej szlachetnym i generalnie wyższej klasy obliczem naszego systemu, o którego istnieniu dopiero teraz mogliśmy się przekonać. Całkiem nieźle jak na tak niewielki wydatek.

Wydawać by się mogło, że z większością zjawisk fizycznych dotyczących tematyki audio jako tako się uporaliśmy. Zadbaliśmy o odpowiednio czysty prąd, odprzęgnęliśmy naszą drogocenną elektronikę od pasożytniczych wibracji, czyli nic, tylko siedzieć i delektować się najwyższej klasy dźwiękiem. Okazuje się jednak, że jest w tym sporo racji, gdyż tylko nam się tak wydawało a tak naprawdę zostawiliśmy odłogiem kwestię jakości źródła docierającego do naszego streamera popularną skrętką sygnału cyfrowego. I jeszcze raz podkreślę, że nie są to przysłowiowe zera i jedynki, lecz takie same ładunki elektryczne, jak w innych połączeniach przewodowych, czy to w interkonektach, czy kablach głośnikowych, więc na miły Bóg, czemu mielibyśmy akurat ten obszar uznawać za wyłączony z reguł do tej pory się sprawdzających. Dlatego też jeśli chcecie Państwo przekonać się na własne uszy co tak naprawdę wasze systemy w kwestii grania z plików mają do powiedzenia ze zwykłej, ludzkiej ciekawości sięgnijcie po Silent Angel Bonn N8 a zrozumiecie, że jest to bilet w jedną stronę a powrót do stanu sprzed N8-ki nie ma racji bytu.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– DAC: Chord DAVE
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³, Chord Electronics Étude, Chord Electronics Ultima 5, Abyssound ASX-2000
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF; Cardas Clear Reflection
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform; Finite Elemente Carbofibre SD & HD
– Stopy antywibracyjne: Finite Elemente Cerabase compact, Cerapuc, Ceraball
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+, Wireworld Chroma 8 + Starlight 8, Audiomica Anort Consequence + Artoc Ultra Reference + Arago Excellence, Cardas Audio Clear Network
– Stolik: Rogoz Audio 4SM

Dystrybucja: Audio Atelier
Cena: 1 749 PLN

Dane techniczne:
– Złącza: 8 szt. RJ-45 10/100/1000 Mbps
– Diody LED:
Zasilanie (Zielona)
Alarm (Czerwona)
8 x Status portów (podłączenie / aktywność)
– Dokładność zegara głównego: 0.1 ppm @ 25 °C
– Absorber EMI : Silent Angel Noise Absorber (SANA)
– Izolacja szumu:
Główny obwód zasilania: 17.78 dB @ 100MHz x 2,
Obwód zegara: 20.79 dB @ 100MHz x2
– Zasilacz: 5 VDC @ 1A klasy medycznej
– Maksymalny pobór mocy: 5W
– Wymiary (S x G x W): 154.5 x 85 x 26 mm
– Waga: 1.2 kg (brutto)

Pobierz jako PDF