Tag Archives: 2 Chasis Preamplifer LCR Riaa Nano X Core Silver Wired


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. 2 Chasis Preamplifer LCR Riaa Nano X Core Silver Wired

Zikra Audio Preamplifier

Link do zapowiedzi: Zikra Audio Preamplifier

Opinia 1

Wszyscy znający mnie bliżej audiomaniacy znakomicie znają moje podejście do lampowych rozwiązań audio. Owszem, spokojnie można stwierdzić iż lubię oferowaną przez nie prezentację. Ba, nawet potrafię się nią zachwycić. Jednak na chwilę obecną codziennym w perspektywie codziennego obcowania, przynajmniej dla mnie, prezentuje nazbyt piękną, bo w przeważającej ilości zbyt mocno polukrowaną wizję świata muzyki – naturalnie mam na myśli udane konstrukcje. Teoretycznie wszystko jest w porządku, bo esencjonalnie, namacalnie i lotnie, jednak zazwyczaj raz mniej, a innym razem bardziej brakuje im jednego. Dla ułatwienia dodam, że chodzi o pierwiastek pozwalający na komfortowe słuchanie i przysłowiowego plumkania i rockowego szaleństwa. O co chodzi? To chyba jasne, że o odpowiedniej jakości dolny zakres. I nie chodzi o jego ilość, bo przysłowiową bułę bardzo łatwo wytworzyć, tylko jakość w rozumieniu zejścia, energii, dobrze rozumianej twardości i odpowiedniej rozdzielczości. I gdy do niedawna sytuacja wydawała się bez wyjścia, coraz częściej konstruktorzy rozwiązań lampowych pokazują, że gdy dysponuje się odpowiednią wiedzą, zamknięte w szklanej bańce elektrony w wielu aspektach projekcji basu są w stanie stawić czoła dobrym tranzystorom. Niemożliwe? Bynajmniej, o czym po niedawnym teście phonostage’a Destination Audio – to był znakomity przykład, jak brzmi mój lampowy wzorzec, kolejny raz przekonałem się podczas testu dzisiejszego bohatera. O kim, a raczej o czym mowa? Cóż, marka dopiero przeciera szklaki na naszym rynku, jednak jeśli robi to w ten sposób – o tym w dalszej części tekstu, nie mam więcej pytań. Panie i panowie, oto przedstawiciel duńskiej myśli technicznej, z portfolio którego, dzięki olsztyńskiemu dystrybutorowi Prestige Audio, w nasze progi trafił pokazujący, że dla lampy nie ma rzeczy niemożliwych przedwzmacniacz liniowy Zikra Audio Preamlifier.

Jak na high end-ową konstrukcję przystało, nasz bohater składa się z dwóch osobnych bytów. Naturalnie głównym powodem jest zapewniające jak najlepsze efekty brzmieniowe oddzielenie odpowiednio rozbudowanej sekcji zasilania od sterującej sygnałem głównej części przedwzmacniacza. Ich obudowy są typowymi, wykonanymi z polerowanego aluminium płaskimi platformami, a różnią je li tylko skryte wewnątrz układy oraz usadowiony na górnej płaszczyźnie osprzęt. Wszystko jest na tyle fajnie przemyślane, że mimo spełniania różnych zadań oprócz zastosowania różnych lamp, obydwa moduły wizualnie są do siebie bardzo podobne. Chodzi o w obydwu przypadkach umieszczenie na bokach serii skrytych w czarnych puszkach dławików oraz centralnie osadzonego w zasilaczu transformatora i aplikację pomiędzy nimi stosownych dla każdego z produktów lamp elektronowych. Jeśli chodzi o wyposażenie manualne zasilacza, z racji prostego zadania nakarmienia urządzenia życiodajną energią został wyposażony jedynie w główny włącznik na prawym boku oraz gniazdo bezpiecznika, zasilania i przewód zakończony wielopinowym wtykiem do połączenia z sekcją sterującą. Natomiast preamp, na froncie oferuje nam dwie gałki sterujące – wzmocnienia i wybór wejścia liniowego, na rewersie gniazdo odbierające energię elektryczną od zasilacza, wyjścia sygnału w standardzie XLR z realizującymi ich wybór dla każdego kanału osobno przełącznikami hebelkowymi oraz na górnej płaszczyźnie tuż przy tylnej ściance zestaw wejść i wyjść z przedwzmacniaczem gramofonowym włącznie w wydaniu RCA. Tak pokrótce prezentuje się nasz punkt zainteresowania. Chyba przyznacie, że nasz bohater prezentuje się nie tylko okazale, to jeszcze pokazuje, jak przy realizacji innych zdań można ciekawie zunifikować wizualnie dwie zajmujące się całkowicie innymi zadaniami konstrukcje. Mówiąc kolokwialnie, ja to najzwyczajniej w świecie kupuję.

Gdy przeszedł czas na kilka strof o brzmieniu rzeczonego przedwzmacniacza, myślę, że bardzo istotnym dlatego testu będzie moje skromne oświadczenie. Otóż jeśli w tym momencie z jakiś powodów miałbym obcować z konstrukcjami lampowymi, w dziale wstępnego wzmacniania sygnału audio Zikra Audio Preamlifier byłby jednym z niewielu, jeżeli nie jedynym – to naturalnie zależałoby od finalnego brzmienia reszty toru – kandydatem do ożenku. Powodem jest oczywiście cały czas mocno artykułowany przeze mnie aspekt radzenia sobie tego rodzaju konstrukcji z niskimi rejestrami. Czy to oznacza, że reszta pasma akustycznego jest dla mnie mniej istotna? Naturalnie nic z tych rzeczy, jednak nawet średnio znający się na rzeczy pasjonat audio spokojnie powoła do życia coś grającego w estetyce piękna ponad wszystko. Będzie soczyście, przez to przyjemnie, lotnie i dzięki temu zjawiskowo namacalnie, jednak zabraknie pierwiastka pozwalającego włożyć do odtwarzacza, czy położyć na talerzu gramofonu czegoś z dwóch stron muzycznej barykady. Oczywiście taki „umilacz” życia pozornie zagra wszystko. Tylko czym innym jest słuchanie muzyki bo jest ładna, a czym innym jest obcowanie z pełną skalą jej nieprzewidywalności. A niestety, ta ostatnia bardzo mocno determinowana jest podejściem danego urządzenia do posadowienia dźwięku w odpowiednich proporcjach uderzenia, krawędzi i kontroli. To nie może być nudne, miękkie masowanie trzewi, bo rock i elektronika tak naprawdę tego nie cierpią, tylko w zależności od słuchanego materiału umiejętne dozowanie wspomnianej miękkości na przemian ze skomasowaną energią. Dlatego też od samego początku jak mantrę wspominam kwestię basu, bowiem taki, jakże bardzo oczekiwany przeze mnie stan pokazał mi opiniowany duński przedwzmacniacz. Osobiście wyłapuję to od pierwszych mocnych akordów. Włączam jakąkolwiek płytę, nawet z plumkającym jazzem i wiem, że to jest to, czego oczekuję od dobrego urządzenia, a tym bardziej od brylującego w segmencie ekstremalnego High Endu. Chodzi o pewnego rodzaju dobrze rozumianą twardość dźwięku, połączoną z dobrze zdefiniowaną w domenie krawędzi i szybkości narastania sygnału esencjonalną energią, bez czego cytując klasyka: „Jest miło, bo jest miło”, co przecież na dłuższą metę staje się nudą do kwadratu. Zikra na szczęście opanowała to zagadnienie w perfekcyjny sposób, co sprawiło, że tak naprawdę proces testowy nie skupiał się na poszukiwaniu zalet, bo te od jakże dźwięcznej i swobodnie prezentowanej góry pasma, przez plastyczną, esencjonalną oraz pełną najdrobniejszych informacji średnicę, po nisko schodzący, w pełni kontrolowany, energetyczny o mocny bas były poza zasięgiem wielu konstrukcji konkurencji, tylko na opanowywaniu zdumienia, jak znakomicie konkurowała z tranzystorem. Tylko żebyśmy się dobrze zrozumieli, mam na myśli radzenie sobie z pokazaniem drastycznie odmiennych w odbiorze stanów mojego umysłu podczas słuchania różnorodnego materiału. Tego romantycznego i tego agresywnego w sposób adekwatny dla każdego z nich, co jest już wyższą szkoła jazdy.
Pierwszym bardzo dobrym przykładem dla udowodnienia powyższej tezy jest najnowsza płyta AC/DC „Power Up”. Muzyka niełatwa do odtworzenia, gdyż zrealizowana bez szału, jednak nawet taka, gdy dobrze ją się zaprezentuje, potrafi rozkochać również sceptyków. Jednak aby to się stało, nie wystarczy ją ocieplić i nasycić, aby nie była krzykliwa, bowiem dostaniemy coś na kształt reklamy piwa Żywiec z określeniem „prawie”, co zawsze czyni wielką różnicę. Niestety chcąc odpowiednio sprostać wymaganiom wspomnianej grupy, należy delikatnie podkręcić poziom plastyki, przyprawić całość szczyptą esencjonalności oraz energetycznym, zwartym i nisko schodzącym, jakby punktowym basem. Inaczej zamiast radosnego popisu muzycznych buntowników dostaniemy ciepłe kluski à la „Hard rock”. I nie mam na myśli jedynie podkręcania ekspresji stopy perkusji, żeby dosadniej kopała, tylko również wagę gitar. Owszem, mają być soczyste, ale riffy muszą mieć odpowiednią wagę i twardość, aby bezkompromisowo przemówić do słuchacza. I w takim stylu tę od młodzieńczych lat hołubioną przez mnie formację pokazał przedwzmacniacz Zikra. Była agresja i odpowiedni plus, tylko ta pierwsza jako wynik umiejętnie ukształtowanej wyrazistości, a ten drugi dzięki dobrze osadzonej w masie, w pełni kontrolowanej energii jako feedback utrzymania szybkości narastania i wygaszania dźwięku.
Innym, dosłownie i w przenośni z przeciwnego bieguna kandydatem na obronę tezy znakomitego występu tytułowej konstrukcji jest nierzadko eksploatowany przeze mnie krążek Leszka Możdzęra „Kaczmarek”. Niby jeden, ale jakże wymagający, a w przypadku umiejętności wirtuoza miażdżący sporo ocenianych zestawów instrument. Kiedy ma czarować, mieni się milionem wywołanych muskaniem klawiszy, trwających w nieskończoność, niczym mgła unoszących się bezwiednie pomiędzy kolumnami sonicznych alikwot. W przypadku chęci wywołania jakiej nieokiełznanej kawalkady emocji zaś, nie wiadomo jakim cudem, natychmiast wywołuje istne trzęsienia ziemi. I gdy wydawałoby się, że to banalne zadanie, gdy raz zderzymy się z tym materiałem w pełnym spektrum zawartych w nim, na przemian targających sobą emocji od rozterki, przez żal, po wściekłość, okazuje się, że czasem lotność, czarowanie migotaniem pojedynczych nut i pozornie solidny, ale nazbyt krągły i zachowawczy w kwestii zejścia bas, podane z typową estetyką zawsze pięknej brzmieniowo lampy to za mało, aby nie powiedzieć ułomnie. Bredzę? Bynajmniej, gdyż jeśli nawet górny i środkowy zakres w wydaniu jakiejkolwiek konstrukcji lampowej mają dużą szansę pokazać się z dobrej strony, to bez pomagającego również poczynaniom rockmenów odpowiedniego pokazania dolnego zakresu będzie to tylko namiastka, co potrafi zdziałać raz filigranowy w brzmieniu, a innym razem burzący mury twardymi i natychmiastowymi akordami, piekielnie dostojny fortepian. Dobrze oddany w materii niskich rejestrów potrafi zagonić w kozi róg nawet perkusję. I zapewniam, nie chodzi mi o sam poziom wygenerowanych Hertz-ów, tylko naturalnie ilość i jakość zawartych w materiale informacji. To jest ewidentny kiler, z którym już drugi raz w ostatnim czasie na takim poziomie jakości bez problemu poradziła sobie u mnie konstrukcja ze szklanymi bańkami. Jak to możliwe, że to takie rzadkie uczucie? Patrząc na ogrom oferty tego typu urządzeń na rynku, nie mam pojęcia. Jednak jeśli to już kolejny taki przypadek, jaki z tak zwanym opadem szczęki zaliczyłem w okowach swojego muzycznego sanktuarium, to tylko się cieszyć, że wreszcie konstruktorzy zaczynają rozumieć, iż lampa elektronowa to tylko technologia pozwalająca dotrzeć do prawdy w muzyce, a nie coś co ma stygmatyzować brzmienie wykorzystującego ją urządzenia.

Jaka będzie puenta powyższego słowotoku? Cóż, bardzo wymowna. Otóż dostarczony przez olsztyńskiego dystrybutora duński przedwzmacniacz liniowy Zikra Audio dzięki estetyce prezentacji jest na tyle uniwersalny, że nie widzę najmniejszego problemu zaskarbienia przezeń serc dosłownie każdego melomana. Z jednej strony oferuje zalety dobrze zaaplikowanej lampy, czyli pięknie wibruje i przez to zjawiskowo rozświetla przestrzeń szerokiej i głębokiej wirtualnej sceny, natomiast z drugiej bardzo mocno pilnuje się w oddaniu zwartego, pełnego zadzioru i schodzącego do piekieł basu. Dzięki temu z łatwością pokazuje nie tylko pełen romantyzmu, ale również ekspresji pakiet emocji każdego rodzaju muzyki, co finalnie ma bardzo duże szanse przekonać do siebie melomanów z obydwu stron barykady – tak piewcę lamp elektronowych, jak i rasowego wielbiciela krzemu. Z doświadczenia wiem, że to nie takie łatwe, gdyż zazwyczaj u tych drugich sprawa rozbija się o tak często wspominany w moim opisie dolny zakres. A, że w tym paśmie w moim odczuciu Duńczycy wręcz brylują, w kwestii typowania docelowego klienta jestem dziwnie spokojny.

Jacek Pazio

Opinia 2

Oprócz wszem i wobec znanych największych graczy rynek audio składa się z bezliku mini i mikro manufaktur, których lwia część do niedawna miała szanse zaistnieć jedynie wśród lokalnych społeczności. Oczywiście zazwyczaj poprzez pocztę pantoflową i / lub podróże/przeprowadzki, czy wręcz łut szczęścia jakiś ich promil przebijał się do świadomości szerszego grona odbiorców jednak nadal zasięgi takich działań pozostawiały wiele do życzenia. Nastała jednak era Internetu, świat skurczył się do postaci najbliższego paczkomatu, więc to, czy dane urządzenie produkowane jest tuż za miedzą, czy też na kojarzącej się głównie z wakacyjnymi destynacjami Bali staje się jeśli nie zupełnie nieistotnym, to przynajmniej mało krytycznym kryterium podczas procesu decyzyjno – zakupowego. I właśnie z takim, może niekoniecznie egzotycznym, acz niewątpliwie egzystującym w osobowym rozmiarze mikro i iście undegroundowej rozpoznawalności bytem przyszło nam się, dzięki uprzejmości olsztyńskiego Prestige Audio, zmierzyć. Mowa bowiem o duńskiej, mającej swą siedzibę w położonym nad Roskilde Fjord miasteczku Jyllinge manufakturze Zikra Audio, z której to portfolio wyłuskaliśmy lampowy przedwzmacniacz liniowy 2 Chasis Preamplifer LCR Riaa Nano X Core Silver Wired, którego nazwę na potrzeby niniejszej epistoły pozwolimy sobie skrócić do samego Preamplifier-a.

Stojący za Zikra Audio Michael Zingenberg jest orędownikiem możliwie daleko posuniętego minimalizmu, więc zarówno design, jak i budowa jego produktów dalekie są od bizantyjskiego przepychu i przeładowania wszelakiej maści komplikacjami. Stawia jednak na gwarantującą długowieczność solidność a tym samym korpusy są z polerowanego aluminium. Skoro pojawiła się liczba mnoga, to jasnym jest, iż mamy do czynienia z konstrukcją dzielona, lecz nie polegającą na odseparowaniu od siebie kanałów, lecz jedynie sekcji zasilania od sygnałowej. Całe szczęście obie sekcje zunifikowano tak pod względem designu, jak i gabarytów, więc ustawione obok siebie tworzą harmonijną całość. Mamy zatem do czynienia z polerowanymi bazami z biegnącymi wzdłuż krawędzi bocznych i tylnej rzędami prostopadłościennych matowych silosów kryjących w swych wnętrzach transformatory i dławiki a pomiędzy nimi stosowny zestaw lamp. Z oczywistych, wynikających z pełnionej funkcji, względów płytę czołową zasilacza pozbawiono jakichkolwiek manipulatorów przenosząc na prawy bok włącznik główny a na zaplecze gniazdo zasilające i komorę bezpiecznika, oraz przewód zasilający dla modułu sygnałowego. A w części sygnałowej front zdobią dwie solidne gałki odpowiedzialne za wybór źródła i regulację głośności pomiędzy którymi umieszczono formowy logotyp.
W module zasilacza znajdziemy transformator zasilający dwie lampy prostownicze 5R4WGA (GZ34 lub 657G) następnie cztery podwójne dławiki dla wysokiego napięcia i dwa dławiki dla napięć żarowych. Uziemienie „pływa” i poprzez dławiki trzyma się jedynie punktu neutralnego transformatora. Zarówno transformatory jak i dławiki są zamawiane zgodnie ze specyfikacją Zikry w belgijskim Monolith Magnetics. Tak uzdatnione napięcie 200V trafia do modułu sygnałowego 1,5m przewodem uzbrojonym w wielopinowe militarne złącze. W samym przedwzmacniaczu znajdują się dodatkowe boczniki RC obniżające napięcie zasilania. do ok. 170V. Sekcja sygnałowa to już królestwo czterech pojedynczych triod EC88010, permalloyowych transformatorów i okablowania z czystego srebra w bawełnianym oplocie sygnowanego przez amerykańskiego Jupitera. Za regulację głośności odpowiada high-endowy potencjometr Alps RK50 a w ścieżce sygnałowej nie ma żadnego kondensatora.

Jak to jednak bywa walory wizualne, choć niezaprzeczalnie istotne, nie mogą przesłaniać kwestii brzmieniowych a pełnię szczęścia można osiągnąć w momencie, gdy dołączy do nich wzorowa ergonomia. I nieco uprzedzając fakty śmiem twierdzić, że Michael Zingenberg ów ambitny cel osiągnął. Oczywiście ocenę projektu plastycznego każdy powinien dokonać we własnym zakresie, niemniej jednak trudno się tu do czegokolwiek przyczepić. Podobnie z ergonomią, która stawia na logikę i intuicyjność a jedyne, czego przynajmniej z mojego punktu widzenia brakuje, to opisów terminali we/wyjściowych. Za to brzmienie … niejako z automatu przywołuje wspomnienia równie undergroundowej konstrukcji Audio Tekne TFA 9501, lecz w porównaniu z japońskim konkurentem pod względem realizmu i iście holograficznej rozdzielczości idzie o krok, bądź nawet dwa dalej. Ponadto pod żadnym pozorem na tym pułapie jakościowym nie należy się w jego brzmieniu doszukiwać stereotypowych cech poczciwej lampy, czy co gorsza iść w zaparte, że jako ortodoksyjny tranzystorowiec na pewno to, co Zikra reprezentuje najdelikatniej rzecz ujmując nie jest z naszej bajki. Czemu? Bo po prostu zrobimy sobie krzywdę wykluczając możliwość zetknięcia jeśli nie z absolutem, co z konstrukcją ze wszech miar wybitną. Żeby jednak była jasność. Duński preamp gra szalenie transparentnie i rozdzielczo i to na tyle, że bliżej mu do rześkości wiosennego alpejskiego poranka aniżeli rozleniwiającej naturalności toskańskiego popołudnia. Jest za to niesamowicie witalny, energetyczny i swobodny w oddawaniu nawet największych i gwałtownych skoków dynamiki. Zamiast jednak przybliżać pierwszy plan, podkręcać tempo, czy rozdmuchiwać źródła pozorne tytułowy przedwzmacniacz z jednej strony kurczowo trzyma się faktów, lecz z drugiej jest im w takim stopniu wierny, że niebezpiecznie zbliżamy się do poziomu, gdzie granica pomiędzy uczestnictwem w jakimś wydarzeniu muzycznym na żywo a reprodukcją przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. I wcale do takiej intensywności nie potrzebujemy wymuskanych ultra-audiofilskich, tłoczonych na złocie albumów, gdyż nawet szalenie daleki od takowych ambicji „Fear Inoculum” TOOL-a pokazał klasę duńskiej konstrukcji uwalniając zarówno zazwyczaj ukrytą na dalszych planach misterną pajęczynę szmerów szeptów i pogłosów, jak i niemalże infradźwiękowe tąpnięcia basu. Efekt był wręcz porażający – z jednej strony dość zagmatwane linie melodyczne i dość mroczne klimaty a z drugiej oszałamiający pakiet informacji, których istnienia do tej pory istnienia jedynie mogliśmy domniemywać. A tu dostaliśmy je nie dość, że z zaskakującą intensywnością i namacalnością, to jeszcze podane niemalże że na srebrnej tacy. W dodatku bez sztucznego podbicia kontrastu i równie bolesnego przejaskrawienia. Podobnie na thrashowym i szaleńczo galopującym „Palace For The Insane” angielskiej formacji Shrapnel bez trudu dało się wyekstrahować poszczególne parte instrumentalne i jeśli tylko kogoś naszła ochota niezobowiązująco za nimi podążać. Jednak kluczowe było to, że nawet podczas najbardziej karkołomnych, iście kakofonicznych spiętrzeń dźwięków na scenie panował wzorcowy ład a każdy dobiegający naszych uszu dźwięk miał swoje precyzyjnie określone miejsce w trójwymiarowej przestrzeni, swój czas i co najważniejsze rolę, jaką pełnił w nadrzędnej całości. W związku z powyższym wspomniana wcześniej rozdzielczość nie polegała na wyselekcjonowaniu poszczególnych składowych i przedstawieniu ich słuchaczowi „luzem”. Lecz przedstawieniu w pełni spójnej i koherentnej całości, lecz w takiej formie, by każdy, nawet najmniejszy trybik wchodzący w jej skład był widoczny na równi z nią, ową całością. Kluczowym jednak był fakt wprost onieśmielającego zróżnicowania i precyzji najniższych składowych, którym nie sposób było przypisać nawet odrobiny lampowego zmiękczenia, czy chociaż delikatnego pogrubienia krawędzi definiujących źródła pozorne. Nie było również mowy o jakimkolwiek osuszeniu, czy też osuszeniu, więc jeśli ktoś obawiał się, ze Zikra odżegnując się od swej niezaprzeczalnej lampowości próbuje uciekać w stereotypową „tranzystorową” ostrość, to może spokojnie owych lęków się wyzbyć.
Podobnie sprawy mają się ze średnicą i najwyższymi składowymi, gdzie króluje krystaliczna czystość i witalność dzięki czemu nawet na „’Round M: Monteverdi Meets Jazz” wokal Roberty Mameli płynnie przechodzi z głębokiej barwy i urzekającego wysycenia do rejestrów przy których pękają kieliszki do wina. I wcale nie chodzi tu o jakąś ponadnormatywną ofensywność a jedynie zdolność oddania pełnej siły emisji a nie asekuracyjnego wycofania sprawiającego, że cały czas jest „ładnie i miło”, acz niekoniecznie prawdziwie. A jak już zdążyłem wspomnieć Zikra prawdy się trzyma i prawdę przekazuje, więc jeśli tylko uda się Państwu tak skonfigurować system, by i pozostałe jego składowe takie cechy wykazywały, to śmiem twierdzić, że już po kilku odsłuchach ulubionych krążków powinniście być z udzielającymi się na nich muzykami jeśli nie na „ty”, to w nader przyjacielskich relacjach.
Może i marka Zikra Audio niewielu z Państwa cokolwiek do tej pory mówiła a nazwa 2 Chasis Preamplifer LCR Riaa Nano X Core Silver Wired wydaje się nazbyt długa, lecz wystarczy zaledwie kilka kwadransów z tytułowym, duńskim przedwzmacniaczem w systemie a jasnym stanie się, że szalenie trudno będzie znaleźć Wam godnego mu sparingpartnera. Nie dość bowiem, że poraża realizmem, to przy okazji jest niezwykle cichym urządzeniem i to nie tylko wśród lampowego towarzystwa, lecz w ujęciu globalnym, więc i miłośnicy wysokoskutecznych kolumn powinni zwrócić na niego uwagę.

Marcin Olszewski

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Sensor 2 mk II
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80

Dystrybucja: Prestige Audio
Producent: Zikra Audio
Cena: 40 000 €

Dane techniczne
– Lampy: 4 x EC8010; zasilacz – 2 x GZ34 lub 2 x 657G (prostownicze)
– Wejścia: 1 para RIAA (MM), 2 pary RCA (liniowe)
– Wyjścia: Para RCA, para XLR
– Pasmo przenoszenia: 12-115 kHz
– Wymiary (szer. x gł. x wys.): 440 x 330 x 210 mm
– Waga: 25 kg + 28 kg (zasilacz)