Tag Archives: 880L


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. 880L

Siltech Classic Legend 880i & 880L

Link do zapowiedzi: Siltech Classic Legend 880

Opinia 1

Kiedy niemalże na półmetku ubiegłorocznych wakacji dotarła do nas informacja o powolnym wygaszaniu dostępności cieszącej się w pełni zasłużoną popularnością i nieposzlakowaną opinią serii Classic Anniversary, której stuknęło wtenczas 13 lat, ciężko zachodziliśmy w głowę kto przy zdrowych zmysłach zarzyna kurę znoszącą złote jaja. Skoro coś się sprzedaje, rynek cały czas owe coś chłonie jak przysłowiowa gąbka, to jaki sens inwestować w coś nowego, co niewątpliwie trzeba będzie od nowa promować i niejako budować jego „markę” może nie tyle od zera, co od pewnego punktu, który Classic Anniversary przekroczyły pewnie dekadę wcześniej, jeśli nie lepiej. Wszystko jednak wskazuje na to, że ktoś w Niderlandach jednak odrobił pracę domową, przynajmniej z marketingu, i już na starcie nową „ofertę środka” przewrotnie ochrzcił … Classic Legend. Z jednej strony to dość odważne posunięcie, gdyż jak coś może być legendą, skoro jeszcze nie zdążyło na swoje konto zapracować, lecz z drugiej trudno Siltecha nie uznać za markę na swój sposób może nie tyle legendarną, co nad wyraz mocno zakorzenioną w starym dobrym High-Endzie, gdzie boska, mityczna i podkreślająca ekstremalność rozwiązań nomenklatura jest na porządku dziennym i nikt z tego powodu nie rozdziera szat i nie podnosi larum. Ponadto patrząc już chłodnym okiem na ową zmianę warty śmiało możemy uznać, iż nie jest to żadna rewolucja a w pełni naturalna ewolucja polegająca na zastąpieniu modeli z serii 330, 550 i 770 ich udoskonalonymi odpowiednikami 380, 680 i 880. A skoro ostatnimi czasy mieliśmy niewątpliwą przyjemność komplementować jubileuszowe wydanie pary książęcej, czyli Crown Princess & Prince 35 Anniversary, to ekipa Nautilusa – dystrybutora marki, nie chcąc narażać nas na zbyt duży szok wynikający z obniżenia półki zaproponowała przyjrzenie i przysłuchanie się przedstawicielom topowego typoszeregu, czyli 880-kom reprezentowanym przez interkonekty 880i (RCA, XLR) i przewody głośnikowe 880L, na co bez chwili wahania ochoczo przystaliśmy.

Co prawda Siltech w swych materiałach dość jasno daje do zrozumienia, że Classic Legend to oferta tzw. środka, czyli już nie „budżetowa” jak Explorer, lecz i zdecydowanie mniej drenująca kieszenie od Royal Signature, o Triple Crown nawet nie wspominając. Jednak już od progu, czyli od pierwszego kontaktu – od samych, widocznych w sesji unboxingowej pudeł, bo na pewno nie pudełek, w jakich dostarczane są Classic Legend trudno pozbyć się wrażenia, że to ewidentnie wysoka półka. Oczywiście do opasłych tomów jubileuszowych – 35 Year Anniversary, edycji Crown Princess & Crown Prince i skórzanych neseserów 3 koron jeszcze nieco brakuje, jednak cytując klasyka i tak jest „jakby luksusowo”. Przechodząc do konkretów, w wyściełanych przyciętą na wymiar sztywną gąbką pudłach otrzymujemy obleczone charakterystycznymi ciemnogranatowymi koszulkami niezbyt grube przewody z firmowymi satynowymi aluminiowymi splitterami. Ich obecność spełnia jednak nie tylko walor estetyczno – informacyjny (umieszczono na nich wskazówki dotyczące kierunkowości, numery seryjne, oznaczenie modelu i firmowe logotypy), lecz również pełnią funkcje elektryczne i mechaniczne. Ponadto to właśnie w nich następuje redukcja średnicy i przejście ze wspomnianego peszla na zabezpieczone błękitnymi termokurczkami końcowe odcinki ułatwiające aplikację przewodów w gniazdach.
Wyróżnikiem naszych dzisiejszych bohaterów od egzystującego już w niderlandzkim portfolio rodzeństwa są nowe srebrno-złote hybrydowe przewodniki o symbolu G9, w których mikroszczeliny pomiędzy kryształami srebra wypełnione zostały złotem. W roli potrójnej izolacji wykorzystano zarówno popularny Teflon, jak i termoplastyczny, organiczny polimer PEEK. Z kolei ekran zapożyczono z królewskiej serii Crown. W wyniku powyższych działań Classic Legend na tle swoich protoplastów mogą pochwalić się aż 2.5-krotnie lepszymi parametrami elektrycznymi i 1.5-krotnie większą izolacyjnością, a dla odbiorców niekoniecznie zainteresowanych niewiele mówiącymi im parametrami istotny powinien być fakt, iż pełnię swoich możliwości Legendy osiągają pełnię swoich możliwości już po około 100 godzinach pracy. Za swoiste novum wypada również uznać nowy sposób weryfikacji oryginalności zakupionych przewodów, gdyż oprócz laserowo naniesionych numerów seryjnych zostały wyposażone w niewielkie skórzane „breloczki” z wszytymi chipami, co dość jednoznacznie wskazuje na ostrą walkę z zalewającymi rynek mniej bądź bardziej ordynarnymi podróbkami.

Przechodząc do części poświęconej walorom sonicznym naszych dzisiejszych bohaterów na pierwszy ogień pozwolę sobie wziąć interkonekty i w dodatku sprowadzić je niemalże do wspólnego mianownika. Niemalże, bowiem jak już wielokrotnie nadmieniałem akurat w moim systemie lepiej sprawdzają się XLR-y, więc pomimo najszczerszych chęci mając przewody z tej samej serii tak w konfekcji RCA, jak i XLR niejako z automatu zawsze sięgać będę po te drugie, gdyż właśnie z nimi słychać u mnie nie tylko więcej, ale i lepiej. Niemniej jednak doskonale zdaję sobie sprawę, iż część odbiorców, czy to z technicznych, czy „światopoglądowych”, czy po prostu oczywistych – wynikających z lepszego wpasowania w system, względów woli jednak RCA. Jeśli zatem mamy obie łączówki z tego samego rozdania, zbudowane z takich samych przewodników i różniące się jedynie dodatkowym przebiegiem/konfekcją to śmiało możemy założyć, że grają tak samo a ewentualne różnice wynikają z preferencji/możliwości współpracującej z nimi elektroniki. A tytułowe łączówki Siltecha grają zaskakująco podobnie zarówno do wspominanych Crown Princess 35 Anniversary, co ze stoickim spokojem możemy uznać za dość oczywiste, jak i … Acrolinków 7N-A2070 Leggenda, co już takie oczywiste nie jest. Oczywiście chodzi o pierwsze i dość zgrubne wrażenie, gdyż po dłuższym zaznajomieniu z tematem i przysłowiowym podzieleniu włosa na czworo okazuje się, że zgodnie z zasadą mówiącą, że im dalej w las, tym więcej drzew, chyba, że dany areał dotknął kataklizm dewastacji w ramach „Lex Szyszko”, różnice pomiędzy wspomnianą konkurencją a przedmiotem dzisiejszej epistoły są. Jednak kluczowe jest to, że wszystkie ww. łączówki operują w bardzo zbliżonej do siebie estetyce opartej na niezwykle zaraźliwej motoryce, świetnej rozdzielczości i braku limitowania dynamiki w możliwie szerokopasmowym ujęciu. Chodzi bowiem o to, że SCL (Siltech Classic Legend) niczego nie powiększając i niczego nie rozdmuchując starają się raczej zapewnić pełną przepustowość arterii a więc nie limitować, nie degradować jednocześnie niczego nie interpretując, czy poprawiając. Chociaż z jednym małym wyjątkiem, którym jest … wyższy bas, gdzie delikatnie, bo delikatnie niewielki zastrzyk energii, przynajmniej na moje ucho się pojawia. Przykładowo na suchym, chrupkim i dość lekkim „Inhuman Rampage” DragonForce pojawiło się przyjemne dociążenie i bas, który choć nie schodził jakoś specjalnie niżej, to przynajmniej nabrał wielce pożądanego body. Całe szczęście tam, gdzie go nie brakuje, czyli np. na „Black Market Enlightenment” Antimatter owych kilka Dżuli więcej niewiele zmienia, co najwyżej powodując mocniejsze kopnięcie przy szarpnięciu struny gitary basowej, czy partiach perkusji. Jednak właśnie powyższe wydawnictwo pokazało jak nisko SCL potrafi „zejść” i jak świetnie radzi sobie z kontrolą i rozdzielczością reprodukowanego pasma. Nie było mowy o pogrubieniu konturów, uśrednieniu, czy zastąpieniu zróżnicowania onirycznymi i impresjonistycznymi plamami.
Choć Siltechy zdążyły mnie przyzwyczaić, że o górę pasma, przynajmniej od poziomu „starych” 770-ek, nie powinienem się martwić, to 880-ki są w pewnym sensie reprezentantami nowej jakości, a tak po prawdzie bardzo wyraźnym łącznikiem pomiędzy jeszcze cywilnymi seriami i pułapem gdzie zaczynają rządzić Royalsi. Oprócz bowiem wspomnianej, idącej ramię w ramię z ze zbliżoną do światła szybkością, rozdzielczości w tym wydaniu SCL mogą pochwalić się również zaskakującym, delikatnie muśniętym nutką słodyczy wyrafinowaniem. Od razu zaznaczę, że poprzednia inkarnacja, czyli wspomniane 770-ki dalekie były od jej braku, jednak nasi dzisiejsi bohaterowie nawet na szaleńczych gitarowych pasażach i niemiłosiernie katowanych blachach nie zapominają o tym, że w ich srebrnych żyłach „płynie” również złoto, które niejako zapobiega zbytniej analityczności i obniżeniu temperatury przekazu.
Skoro już kilkukrotnie przewijał się temat niemalże firmowej rozdzielczości, to pozwolę sobie jeszcze wspomnieć o równie wysokich ocenach na jakie zasługują tytułowe łączówki za wgląd w nagranie, precyzję lokalizacji poszczególnych muzyków i zarazem naturalność oddania przestrzeni w jakiej się poruszają. Nawet na niezwykle niespiesznym i utkanym z delikatnych, misternie splatających się melodii albumie „Adela” tria Aleksander Dębicz, Łukasz Kuropaczewski, Jakub Józef Orliński każde muśnięcie strun gitary, każde uderzenie w klawisz fortepianu jest swoistym mikro wybuchem o pełnym spektrum dynamiki przy jednoczesnym zachowaniu właściwych wykorzystanemu instrumentarium gabarytów, gdzie wzajemne interakcje nie zaburzają definicji ich odrębnych bytów.
Dołożenie do interkonektów dedykowanych im przewodów głośnikowych niewiele zmienia, co … szalenie cieszy, gdyż jest nader jasnym sygnałem wskazujących na ich neutralność. Mamy zatem tę samą swobodę i rozdzielczość, delikatnie tonizującą srebrną rześkość góry złotą nutkę słodyczy, lecz tym razem producent zadbał o większą liniowość przekazu, eliminując wspomniany zastrzyk energetyczny na basie. Dzięki temu uniknął swoistej kumulacji a tym samym zapobiegł ewentualnemu zaburzeniu równowagi tonalnej. Zarówno w duecie z łączówkami, jak i podczas solowych występów niderlandzkie głośnikowce oferują wyborną swobodę, dbałość o porządek na scenie i świetnie zachowaną gradację planów. Nie zamazują tego, co dzieje się w drugim, czy trzecim rzędzie, nie upraszczają wielkich składów, lecz też nie próbują bawić się w przesadną detaliczność, czy też z iście neurochirurgiczną precyzją godną trybów demonstracyjnych wielkoekranowych telewizorów oddawać najbardziej misterny splot wełny z jakiej została utkana marynarka klarnecisty, czy też dmącego tuż obok w waltornię sąsiada. Dyżurna ścieżka dźwiękowa z „Gladiatora” zabrzmiała z właściwą sobie potęgą, tutti wgniatały w fotel i co nader istotne SCL udało się zachować ich pełną naturalność. Już wyjaśniam o co chodzi. Pomijając mocno krzywdzące stereotypy i oparte na zazwyczaj traumatycznych przeżyciach doświadczenia ze srebrnymi przewodami wykonanymi z pośledniej jakości i/lub nieumiejętnie zaaplikowanych materiałów o odchudzaniu i wyostrzaniu dźwięku przez srebrne druty tutaj nie ma mowy. Podobnie jak o sztucznym konturowaniu ataku, który tak, jak ma to miejsce w naturze ma zdecydowanie bardziej krągłą definicję. Przecież ani bęben wielki nie „strzela” jak łamana, wysuszona na wiór drewniana szczapa, a instrumenty blaszane dęte oprócz właściwej im, natywnej „blaszaności” nie grają samym konturem, lecz przede wszystkim body i nawet flet piccolo, choć niewątpliwie przenikliwy w swej naturze, to de facto sporo ma w sobie słodyczy. I to wszystko Siltechy spinają w spójną i nad wyraz naturalną całość.

W ramach krótkiego podsumowania pozwolę sobie na pewną, niekoniecznie będącą na rękę tak producentowi, jak i dystrybutorom opinię. Otóż Siltech Classic Legend 880i & 880L charakteryzują się bodajże najkorzystniejszą relacją pomiędzy jakością i ceną w niderlandzkim portfolio. Oczywiście Royalsi oferują o wiele więcej, jednak za owe więcej trzeba słono dopłacić, co w większości przypadków znacznie studzi początkowy zapał nabywców. A 880-ki nie czując absolutnie żadnego respektu przed wyżej usytuowanym w hierarchii rodzeństwem grają z rodziną książęcą (Crown Princess & Prince 35 Anniversary) jak równy z równym.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Jak wiadomo, naturalną koleją rzeczy każdego wycinka naszego codziennego życia jest rozwój technologiczny. To zaś sprawia, że po pewnym czasie nawet najlepsze produkty chcąc nadążyć za wymogami nowych czasów, muszą przejść swoisty lifting. Naturalnie nie jest to jednoznaczne z marną jakością protoplastów, bowiem nadal w swojej klasie są znakomite, tylko jest skutkiem zmieniających się oczekiwań potencjalnych użytkowników. Podobny stan odnosi się również do naszego podwórka audio, co znakomicie pokazuje będąca clou spotkania, pochodząca z Niderlandów marka Siltech. W teorii jest na tyle rozpoznawalna i popularna, że mogłaby usiąść na laurach i kolokwialnie mówiąc, bezproblemowo odcinać biznesowe kupony na bazie starych produktów, a mimo to nie chcąc wypaść poza konkurencyjną burtę, konsekwentnie wdraża nowe pomysły techniczne. I żeby nie być gołosłownym, przywołam jako przykład dostarczony do naszej redakcji przez Nautilusa odnowiony zestaw okablowania niegdyś znakomicie odbieranej przez użytkowników serii Classic Anniversary. Serii, z której na dobry początek na recenzencki tapet trafiły topowe modele w specyfikacji 880i (RCA i XLR) oraz 880L (głośnikowy).

Idąc za informacjami producenta, w kwestii użytych materiałów rzeczona linia bazuje na odpowiednim stopie (G9) srebra i złota. Jednak nie jako budulec wrzucony do jednego kotła tworząc bliżej nieokreślone połączeni obydwu metali szlachetnych, tylko dzięki odpowiedniej technologii złoto ma za zadanie wypełnić mikropęknięcia w strukturze srebra. A to nie koniec ważnych informacji, bowiem w tym modelu w kwestii izolacji skręconej koncentrycznie pary przewodników posłużono się patentami z najwyższej serii Triple Crown. Mianowicie w celach zapewnienia sygnałowi niskich zniekształceń i maksymalnej dynamiki zastosowano połączenie tworzyw Dupont Teflon oraz PEEK. To zaś sprawia, że nowe modele serii 800 znacznie przewyższają poprzedników nie tylko w jakości oferowanego dźwięku, ale również we wszelkiego rodzaju pomiarach technicznych. Jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny, jak to Siltech zdążył nas przyzwyczaić, mamy do czynienia z zastosowanymi na przebiegu każdego kabla dwoma baryłkami jako nie tylko reduktorami średnicy, ale również pełniącymi funkcje elektryczne i antyrezonansowe. Jeśli chodzi o kwestię terminacji dostarczonego okablowania, temat głośnikowych rozwiązano na bazie firmowych widełek, zaś sygnałowych w oparciu o wtyki RCA i XLR japońskiej marki Oyaide. Tak prezentujące się produkty spakowano w wyściełane profilowaną gąbką i opatrzone stosownymi certyfikatami błękitne, prostopadłościenne, kartonowe pudełka.

Gdy wpinałem w system omawiany zestaw okablowania, pierwszym cisnącym się na myśl oczekiwaniem było potwierdzenie mocno zaznaczanej w odezwie producenta rozdzielczości prezentacji. Jednak odbierane nie jako otwieranie się dźwięku, czyli podniesienie jego tonacji, tylko oczyszczenie go ze szkodliwych zniekształceń. Jak to wypadło? Bardzo dobrze. Co prawda przekaz na tle posiadanego na co dzień zestawu był minimalnie lżejszy w środku pasma, jednak dół dzięki oferowanej pod pełną kontrolą energii, okazał się wręcz fenomenalnym, zaś górny zakres wulkanem nieskażonych niechcianymi artefaktami typu nadpobudliwość i szorstkość, lotnych informacji. Co ciekawe, mimo nieograniczonej swobody, całość prezentacji podana była w estetyce ewidentnie odczuwalnej, ale w żadnym wypadku nieszkodliwej plastyki. Nie jakiejś monotonnej papki, tylko przy wyraźnym zaznaczeniu krawędzi dźwięku i niczym nieograniczanym oddechu jego projekcji, często fajnie, acz nieinwazyjnej gładkości łagodzącej obyczaje. Bez jakiegokolwiek sztucznego ocieplania przekazu, tylko z oczekiwaną nutą kultury. Czy to oznacza, że środek na tle reszty zakresów był słabszy? Nic z tych rzeczy. Był idealnym oddaniem zamierzeń konstruktorów, bowiem wspomniana mniejsza waga oznaczała jedynie inne zaangażowanie okablowania z nasycanie świata muzyki. Nadal oferowała dobre body, z tą tylko różnicą, że bez presji na estetykę stylu rubensowskiego, który mógłby zaburzyć jej odpowiedni timing.
Z tego też powodu przez cały czas testu nie zauważyłem najmniejszych problemów w oddaniu prawdy o każdego gatunku muzycznego. Ta krocząca drogą sakralnej magii w stylu interpretacji zapisów okresu Baroku spod znaku Jordi Savalla, znakomicie okazywała nie tylko jej mistycyzm, ale dodatkowo realia kubatury podczas nagrywania tego typu wydarzeń. Mistycyzm karmił się wspominaną plastyką i nadal dobrze wyważoną średnicą, zaś wszelkie akustyczne artefakty zyskiwały dzięki dobrej rozdzielczości wysokich tonów. Podobnie sprawy miały się z wszelkimi odmianami jazz-u i wokalistyki. Nienachalna gładkość wespół z dobrą wagą przekazu nie tylko fajnie kolorowały raz instrumentalne, a raz „gardłowe” opowieści, ale pozwalały im również prawie bez końca, ze świetną artykulacją każdej nuty majestatycznie wybrzmiewać. Oczywiście nie inaczej było z mocnym graniem grup rockowych i wyczynową elektroniką, bowiem rockmenów wspierała energia przekazu, zaś cyfrowe nurty może nie zyskiwały, ale dzięki umiejętnemu dozowaniu ogólnej plastyki nic a nic nie traciły na wyrazistości. Owszem, gdybym miał być do bólu szczery, nie mogę nie wspomnieć, iż te ostatnie dwa style muzyczne w swej karierze kilka razy miałem szansę słyszeć w manierze innej, bardziej dosadnej ekspresji. Niestety nie tylko w dobrej, ale również w złej odsłonie. Pierwszą, zazwyczaj opartą o tańsze, ale czasem również bardzo zbliżone pułapu cenowego naszych bohaterów kable, cechowała bardziej szorstka, bo okraszona pakietem zniekształceń niezbyt przyjemna maniera nachalności – to gorsza strona. Natomiast drugą, bardzo rzadką – na bazie znacznie droższego, a przez to bardziej wyrafinowanego jakościowo zestawu kabli, zauważalnie większa nie tylko swoboda, ale także wyrazistość w zaznaczeniu dosłownie każdego niuansu muzyki – mowa o dobrej stronie. Co to oznacza? To banalnie proste. Z powyższego wywodu jasno wynika, że konkurencji ciężko będzie uzyskać jakość testowanego Siltecha nawet za porównywalne pieniądze. Naturalnie lepiej da się zawsze, tylko jakim kosztem? Wspominany przeze mnie jako przykładowo lepszy zestaw, to używany obecnie tandem za ponad 100 tys złotych. Dlatego chcąc być wiarygodnym w przywoływaniu tego typu wzorców, użyłem frazy „bardzo rzadko”. I nie po to by pokazać, jaki ze mnie Kozak, tylko aby oddać oferowaną przez serię Legend 880 zjawiskową jakość grania.

Gdy przyszedł czas na puentę tego testowego rozdania, na wstępie wieńczącego spotkanie akapitu zdradzę, iż kabel sygnałowy XLR Siltech Classic Legend 880i nie opuścił mojego zestawu. Powód? Jak pisałem. Najnowsza odsłona tej serii Siltecha oferuje nie tylko zaskakującą rozdzielczość, ale przy okazji projekcji mocnego, w pełni kontrolowanego basu oraz swobodnie wybrzmiewających wysokich rejestrów, nadal pokazując dobre osadzoną w barwie średnicę, unika jej sztucznego pompowania. Wpięcie tego kabla w tor powoduje złapanie przez system często poszukiwanego luzu. Jednak odbieranego nie jako rozjaśnienie prezentacji, tylko nadanie jej pozbawionej otyłości nieprzewidywalności wprost przekładającej się na tętnienie życiem. Tyle i aż tyle. Czy opiniowany Siltech może zaczarować każdego? Fakt, nie jest tani. Jednak lojalnie ostrzegam. Już dawno nie słyszałem przewodu tak dobrze skorelowanego w domenie cena/jakość. To zaś sprawia, że nawet przypadkowy kontakt może być brzemienny w skutkach. Ja w każdym bądź razie w pozytywnym tego słowa znaczeniu poległem.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
Źródło:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition,
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II

Dystrybucja: Nautilus
Producent: Siltech
Ceny:
Siltech Classic Legend 880i (SST RCA/Oyaide XLR): 17 590 PLN/1,25m
Siltech Classic Legend 880L (konfekcja widłami SSP 005): 37 490 PLN/2 x 2,5m; 41 790 PLN / 2 x 3m