Opinia 1
Jak z pewnością nawet nie tyle się Państwo domyślacie, co po prostu doskonale wiecie, wzorem innych obszarów ludzkiej działalności, również i w szeroko rozumianym audio z łatwością można znaleźć marki niemalże na każdym kroku podkreślające swoją wyjątkowość, ekskluzywność i high-endowość mające kolokwialnie mówiąc parcie na szkło i prężenie się na ściankach, jak i takie, które nic nikomu udowadniać nie musząc, po prostu robią swoje, niespecjalnie zabiegając o błysk flashy i okładki branżowych periodyków. Nie mi osądzać który z ww. modeli biznesowy jest słuszny, więc jedynie z czysto kronikarskiego obowiązku nadmienię, iż nasz dzisiejszy bohater należy do drugiego ze wspomnianych obozów. Nie okupuje zatem rozkładówek, nie wyskakuje z lodówek i nie posiłkuje się legionami ślepo oddanych mu akolitów walczących o jego dobre imię, lecz zajmuje się tym co umie najlepiej, o czym dosłownie za moment, ocenę własnych poczynań pozostawiając odbiorcom. I tu ciekawostka, bowiem w jego portfolio można znaleźć zarówno ogólnodostępną budżetówkę, jak i propozycje dla najbardziej wyrafinowanych smakoszy wymuskanych dźwięków. O kim i o czym mowa? O niemieckiej marce in-akustik, której to niezwykle bogatego portfolio, dzięki uprzejmości stołecznego Horn-a udało nam się tym razem pozyskać na testy wielce urodziwy (a to, nieco spoilując, nie jedyna jego zaleta) … przewód zasilający Referenz AC-2405 AIR.
Referenz AC-2405 AIR to drugi od góry przewód zasilający in-akustika ustępujący pola jedynie flagowemu AC-4005 AIR tak pod względem średnicy (25 vs 40mm), ilości zastosowanych przewodników (4 vs 16), ich sumarycznej średnicy (2 x 3 mm² vs 2 x 4 mm²) i jak łatwo się domyślić również … ceny. Niemniej jednak reszta jest już wspólna. I tak pierwsze, co rzuca się w oczy, choć bardziej odpowiednim i bliższym prawdzie określeniem byłoby „na ręce”, to fakt, iż pomimo wspomnianej 25mm średnicy in-akustik jest szalenie wiotkim, niemalże „lejącym się” przewodem. Tę jakże pożądaną z czysto ergonomicznego punktu widzenia cechę zawdzięcza autorskiej budowie, którą nie tylko można, przez ażurową, zewnętrzną koszulkę, podejrzeć, lecz również wymacać. Zacznijmy jednak od początku, czyli od aparycji. A ta jest nad wyraz elegancka i z racji pochodnej anatomii koronkowości uroczo eteryczna. Zewnętrzną powłokę stanowi semi-transparentna koszulka, która w przeciwieństwie do siostrzanych głośnikowców LS-2404 i LS-4004 nie jest białą, a czarną „wylinką” pod którą umieszczono ekran w postaci gęstej plecionki z cynowanej miedzi szczelnie otulającej plastikowe „kręgi” – specjalne przelotki utrzymujące pożądaną geometrię prowadzonych przez nie przewodników. Satynowe aluminiowe tuleje pełnią nie tylko rolę ozdobną, lecz również informacyjno – funkcjonalną. Redukują bowiem średnicę przewodu przed biżuteryjnymi, carbonowymi wtykami, oraz informują o producencie, modelu, nr. seryjnym, oraz … przeznaczeniu danego egzemplarza. A właśnie, warto również wspomnieć, iż 2405 dostępny jest zarówno „goły” – jedynie z „zarobionymi” końcówkami przewodów, w konfekcji wtykami C15, jak i C19, co jasno wskazuje, że nie boi się wysokomocowych wzmacniaczy (vide nasz redakcyjny Gryphon Apex) i kondycjonerów (np. firmowy Reference Power Station AC-4500 Full 6F, czy Keces BP-5000) w takowe gniazda wyposażonych.
Co do budowy wewnętrznej, to cztery miedziane żyły multi-core o wysokiej czystości i przekroju 1,5 mm² każda prowadzone są we wspomnianych przelotkach – tworzących swoisty szkielet przegubowo zespolonych ze sobą „klipsach”, zgodnie z autorską technologią AIR Helix Point-to-Point piątej generacji, w której głównym izolatorem jest powietrze, więc ośrodek eliminujący konieczność sięgania po inne materiały mogące chłonąć transmitowaną przez przewodniki energię niczym gąbka. Piąta żyła PE biegnie centralnie i choć producent dyskretnie ów fakt pomija śmiało można założyć, iż ma ona taką samą średnicę, co otaczające ją rodzeństwo.
Przechodząc do opisu wrażeń nausznych zebranych w trakcie testów tytułowego przewodu jedynie nadmienię, iż z racji nieznanego mi przebiegu dostarczonego do „zabawy” egzemplarza i zarazem mając na uwadze zalecany przez producenta czas wygrzewania wynoszący 20-50h przez pierwszych kilka dni bytności in-akustika w moim systemie dałem mu czas na „rozprostowanie kości” i zadomowienie. Jak z pewnością domyślacie się Państwo ów okres akomodacji dotyczył również i mnie, mając na celu możliwie skuteczną eliminację czynnika ekscytacji. A tak, kiedy niemiecki łącznik wzmacniacza ze ścianą osiągnął zakładany dobrostan, a i ja przestałem na niego co i rusz zerkać zastanawiając się czy to już a może jeszcze trochę, jasnym stało się, że Referenz AC-2405 AIR broni się nie tylko ponadprzeciętną ergonomią i ponadczasowym wzornictwem, co przede wszystkim … brzmieniem. Reprezentuje bowiem wielce elitarne grono przewodów, które dyskretnie usuwając się w cień pozwalają muzyce płynąć własnym tempem, niezależnie od tego jakie by ono nie było. Dziwne, czy może raczej oczywiste? Niekoniecznie, gdyż z pewnością spotkaliście Państwo na swojej audiofilskiej drodze przewody, które coś poprawiały – windowały jakiś konkretny aspekt prezentacji na iście stratosferyczny poziom, tym samym wprawiając Was w niemy, bądź wywołujący artykulację kilku popularnych partykuł wzmacniających, zachwyt. Tymczasem in-akustik zgodnie z deklaracją swych twórców nie tyle niczego nie poprawia, gdyż oryginału poprawić nie sposób, co po prostu stara się jak najmniej … popsuć. Tak, tak moi mili audio-czytacze. Trzeba sprawę postawić jasno i Niemcy z wrodzoną sobie delikatnością i finezją (w końcu jak słodko i poetycko brzmi w języku Goethego niewinny „motylek” (der Schmetterling)) przyznają, iż każde połączenie, w tym prądowe, jest stratne, więc nadrzędnym celem jest zasilanie bez opóźnień czasowych, z minimalnymi stratami i w możliwie najkrótszym czasie. I tak właśnie „gra” tytułowy przewód – bezstratnie, dając tym samym oręż kablosceptykom idącym w zaparte, że „kable nie grają”. Sęk w tym, iż owe „niegranie” nie jest domeną umownych „kabelków od lampki” / „komputerowych” zazwyczaj dorzucanych do urządzeń wraz z instrukcją i w co wyższej klasy przypadkach nakładkami na nieużywane terminale, co stricte high-endowych, do których to grona nasz gość niewątpliwie się zalicza. Czyli to mniej więcej tak, jakby żyć w błogim przekonaniu, iż pieniądze szczęścia nie dają, będąc jednocześnie reprezentantem tzw. „old money” – rodu, gdzie owe środki były jeśli nie niemalże od zawsze, to przynajmniej od kilku pokoleń.
A tak już na serio, to AC-2405 AIR oferuje niezwykle zrównoważone i dojrzałe brzmienie dające pełen wgląd w nagranie, lecz nie poprzez atakowanie słuchacza poszczególnymi jego składowymi, a taką klarowność, rozdzielczość i stabilność obecnych na scenie źródeł pozornych, by odbiorca, gdy tylko najdzie go ku temu ochota, mógł ją dowolnie intensywnie eksplorować, nie bojąc się, że tuż za plecami pierwszoplanowych, wyciętych z żurnala – z laserową precyzją i ostrymi jak brzytwa krawędziami postaci, natknie się na muminkopodobnych, obłych statystów. I to nie tylko w małych, kameralnych składach („TARTINI Secondo Natura” trio Tormod Dalen, Hans Knut Sveen, Sigurd Imsen), lecz i wielkim aparacie wykonawczym („Rhapsodies” pod Stokowskim), na którym to można na własne uszy i na własnej skórze przekonać się, że prawdziwa dynamika to nie sztuczne podkręcanie tempa i nerwowe skoki głośności, lecz zdolność panowania i to ze stoickim spokojem nad całością rozgrywających się na scenie wielowątkowych wydarzeń z głośnością zarówno na poziomie szeptu, jak i ryku startującego odrzutowca a także umiejętność natychmiastowego przełączenia się między wspomnianymi stanami. Wielce udanie wypadają również z udziałem in-akustika wszelakiej maści chropowatości i niemalże garażowe przybrudzenia, dzięki czemu mając go w torze bez obaw można sięgać czy to ostre i bezpardonowe thrashe w stylu „Garage Inc.” Metallici , jak i surowe bluesy („The Heroines” Tony’ego Joe White’a ) mając jedynie na uwadze, że niemiecki przewód sam z siebie dodatkowej granulacji i rdzawej chropowatości nie dołoży a jeśli już, to równocześnie zadba o to, by żaden brud nie skalał aksamitnie czarnego, nieprzeniknionego tła. Dlatego też na tle nieco bardziej ekspresyjnych „drutów” in-akustik może, przynajmniej początkowo, jawić się jako nazbyt grzeczny i uładzony, co jest odczuciem tyleż błędnym, co krótkotrwałym. Czym innym jest bowiem przyciemnianie przekazu i wygładzanie faktur, czego AC-2405 AIR nie robi, a czym innym dbałość o to, by operować jedynie na sygnałach użytecznych – obecnych na nagraniu i nie kalać ich pasożytniczymi artefaktami, co właśnie Referenz opanował do perfekcji. Dlatego też jedynie ortodoksyjnie miłośnicy suchych jak pieprz cyknięć talerzy, chrupkiej niczym faworki perkusyjnej stopy i jazgotliwych riffów mogą uznać, iż nasz dzisiejszy gość nie do końca oddaje surowość dalekich od referencji wydawnictw w stylu „Best Of The B-Sides” Iron Maiden i jemu podobnych. Cóż, skoro jednak to nadal wolny kraj i każdy ma prawo do własnych opinii, gorąco zachęcam do własnousznej weryfikacji i samodzielnego wyrobienia sobie zdania. A jeśli chodzi o mnie i moje ucho, to 2405 może nie „wyciąga” za uszy takich archiwalnych (w końcu ów album jest składową box-u „Eddie’s Archive”) wykopalisk, ale też i nie piętnuje wspomnianej surowości, więc nawet kilkugodzinny odsłuch jak najbardziej jest możliwy a dla fanów gatunku wręcz wskazany.
W ramach podsumowania pozwolę sobie przewrotnie stwierdzić, że in-akustik Referenz AC-2405 AIR to przewód z jednej strony – z racji swej „bezstratności” na wskroś high-endowy, a z drugiej niezwykle „bezpieczny”. Bowiem jego obecność ani nie zmienia równowagi tonalnej podpiętej nim elektroniki, ani nie uwypukla, eksponuje jakiś nieprzewidywalnych podzakresów, składowych, lecz jedynie uwalnia drzemiący w „sprzęcie” potencjał udrażniając przepływ życiodajnej energii. Ponadto świetnie sprawdza się zarówno z prądożernymi wzmacniaczami tranzystorowymi, jak i dysponującymi zdecydowanie mniejszym apetytem kilkunastowatowymi lampowcami, czy źródłami, więc niejako z automatu odpada potencjalnym nabywcom dylemat, czy w przypadku przyszłych roszad mogą nim operować w obrębie całego posiadanego systemu, czy też ograniczać się do jakiejś konkretnej dedykacji.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II + 2 x bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Blue
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio; AudioSolutions Figaro L2
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody Ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Gdy zajrzałem do portalowej wyszukiwarki, trochę ze zdumieniem – zaznaczam, iż mamy bardzo dobry kontakt z dystrybutorem tytułowej marki i zorientowałem się, że ostatnie spotkanie z produktem tej stajni mieliśmy półtora roku temu. Jak wynika z historii, wówczas zajmowaliśmy się kondycjonerem sieciowym, ale jak się okazuje, wcześniej gościliśmy u siebie kilka modeli okablowania kolumnowego z jednym z pierwszych na świecie modelem stabilizującym odległość przewodników od siebie na ażurowym stelażu Air na czele, a nawet akcesoria audio w postaci podstawek pod okablowanie. Niby sporo, jednak znając portfolio marki … bez przysłowiowego szału. Dlatego chyba nikogo nie zdziwi fakt naszej aprobaty propozycji warszawskiego Horna by wziąć na tapet coś z dotychczas niemającej swojego przedstawiciela w serii testów sekcji zasilania. Co ciekawe, czegoś dla zwykłego Kowalskiego, gdyż mimo zajmowania drugiego miejsca w cenniku marki dostarczony do testu niemiecki In-Akustik Referenz AC-2405 Air nieco przekracza kwotę 10 tys złotych. Przyznacie, że w obecnych czasach to dość rzadki, warty odnotowania przypadek, dlatego ze zdwojoną ochotą zapraszam zainteresowanych do zapoznania moimi spostrzeżeniami z procesu testowego wspomnianej sieciówki.
Jak sugeruje nazwa rzeczonego kabla, przewodniki sygnału w znakomitej większości przebiegu nie są skręcone w jakiś wymyślny splot, tylko w stosunku do siebie lewitują w powietrzu. Naturalnie aby zrealizować takie ułożenie sporej grupy miedzianych przebiegów kabli, najpierw w równych odstępach zastosowano równolegle ułożone do siebie jako prowadnice, wykonane z tworzywa sztucznego krążki, a finalnie dla utrzymania całości w odpowiednim kształcie całość otulono stabilizującą siatką. Dzięki temu kabel jest stosunkowo giętki, a przez to łatwy w aplikacji nawet w trudnych warunkach zaszawkowych. Z pozoru temat budowy banalny w wykonaniu, jednak jak wiadomo, diabeł tkwi w szczegółach. Jeśli chodzi o garść informacji technicznych, najważniejsze to całkowita średnica kabla to 25 mm, prowadzenie sygnału odbywa się czterema wielożyłowymi splotami drucików o przekroju 1.5 mm² z wysokiej czystości miedzi, z naturalnych i oczywiście zaplanowanych względów dielektrykiem jest powietrze, ekran wykonano z ocynowanej siatki miedzianej, a całość zaterminowano wtykami ze złoconymi pinami. W drodze do klienta tytułowy Air pakowany jest w eleganckie, czarne, dodatkowo ozdobione wytłoczonym na górnej powierzchni logo marki oraz informacją o pochodzeniu pudełko, w którym znajdziemy odezwę od producenta i certyfikat oryginalności produktu.
Czym w sensie brzmienia ugościł mnie niemiecki kabelek? Otóż wbrew przez lata utartym opiniom na temat wyrobów tego landu nie był nadpobudliwy w sensie grania skrajami pasma. Zadając kłam tego rodzaju insynuacjom okazał się orędownikiem gładkiej, a przez to przyjemnej w odbiorze prezentacji. Jednak bez obaw, cały czas trzymał bardzo dobry poziom energii w pełni kontrolowanych, może nie rysowanych skalpelem, ale również nierozmytych uderzeń dźwiękiem, a z drugiej strony z łatwością budował odpowiednio dużą dla danego materiału wirtualną scenę. Jednym słowem pokazywał i drive i rozmach muzyki, tylko w estetyce umiejętnie dozowanej plastyki najwyższych rejestrów. To ostatnie działanie wbrew pozorom niesamowicie istotne, gdyż często podobne formowanie górnego zakresu zabija jego witalność, czego w tym przypadku perfekcyjnie udało się uniknąć. Wszystko co lądowało w napędzie CD brzmiało z dużą kulturą, jednak nadal w ramach potrzeb nieobliczalnie. Na dowód takiego stanu rzeczy posłużę się stadionową produkcją zespołu Metallica „S&M”. To jest wielkie przedsięwzięcie realizacyjne nie tylko z racji koncertu, ale również ogarnięcia wielkiej liczby muzyków ze składem symfonicznym włącznie. Czyli system musiał oddać wielkość całego wydarzenia, energię i muzykalność sekcji orkiestrowej, a wszystko nie mogło przykryć poczynań agresywnych rockmenów. I moim zdaniem za sprawą wspominanego utrzymywania drapieżności prezentacji i tylko lekkiego ugładzania górnego zakresu się udało. Owszem, muzyka nosiła cechy wszechobecnej gładkości, ale bez większego wpływu na wyrazistość popisów muzyków spod znaku Metallica – mowa o mocnych riffach gitar i pełnej ekspresji wokalizie, a także bez uśredniania czytelności projekcji akompaniującej rockowym popisom rozbudowanej ilościowo orkiestry. I nie to nie byle jakiej, gdyż z mocnym udziałem sekcji kontrabasów, które zlane w jeden pomruk brzmiałyby nudno, a dzięki dobremu różnicowaniu może nie ciętych żyletką, tylko nieco luźniejszą kreską pociągnięć strun fajnie podkręcały wydarzenie fajnym rozwibrowaniem. Do tego doszedł realizm wielkości goszczącej muzyków kubatury i nawet nie zorientowałem się, kiedy skończył się pierwszy z dwóch krążków tego wydawnictwa. Równie ciekawie prezentowały się nurty łagodniejsze. A to dlatego, że cały czas wspominana szczypta gładkości nie była siłowym naginaniem świata na swoją modłę, tylko jakby przyprawianiem danego materiału tego typu smaczkiem. W przykładowej interpretacji muzyki dawnej Christiny Pluhar i jej formacji L’apreggiata z krążka „Via Crucis” bez względu na sznyt grania kabla wszystko zostało podane w dobrych proporcjach. Instrumenty dawne i często sakralne teksty pokazywały odpowiednią wyrazistość i esencjonalność wybrzmień, dzięki czemu bez problemu mogłem zatopić się w kontemplacji tą muzyką. Muzyką która albo się kocha, albo nienawidzi, nawet jeśli ją się zna, dlatego tak ważne jest jej prawidłowa prezentacja przez system. Jeśli coś niedomaga, wystarczy jeden utwór, aby zrozumieć, iż nie ma szans na nić duchowego porozumienia. Oczywiście z uwagi na fakt raczej pozytywnego wpływu delikatnego uplastyczniania przekazu podczas sesji testowej nie było najmniejszego problemu z uzyskaniem pełnej zgodności zamierzeń artystów z moimi oczekiwaniami, dlatego także ta pozycja płytowa wypadła w zazwyczaj odbierany przeze mnie jako sukces, czyli interesujący sposób.
Gdybym miał określić potencjalnych użytkowników naszego bohatera, bez większych problemów poleciłbym go wszystkim poszukującym minimalnego ucywilizowania posiadanego zestawu. Kabel In-akustik Referenz AC-2405 Air utrzymuje bardzo dobry pakiet energii, nie gorszy jej zwarcia, a to co robi w najwyższych rejestrach, jest jedynie kosmetyką natury lekkiego makijażu. Na tyle bezpiecznego w skutkach, że jedynymi osobnikami nie do końca lubiącymi tego typu zabiegi będą wielbiciele ostrości przekazu ponad wszystko. Jeśli zatem nie idziecie tą drogą, temat zakupu lub choćby sprawdzenia w swoim środowisku rzeczonej sieciówki jest jak najbardziej zasadny.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– odtwarzacz CD Gryphon Ethos
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red-Silver
– przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
– końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
– kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
– IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
– XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
– IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
– kabel LAN: NxLT LAN FLAME
– kabel USB: ZenSati Silenzio
– kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord,
Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2.
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, QSA Silver, Synergistic Research Orange
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Horn
Producent: in-akustik
Cena: 7 999 PLN / 1m; 9 299PLN / 1,5m; 10 499 PLN / 2m
Najnowsze komentarze