Jak co roku nieopodal głównego, ściągającego z całego świata nieprzebrane rzesze audiofilów show, czyli zlokalizowanego w przestronnych halach MOC High Endu egzystuje sobie jej zdecydowanie skromniejszy w swym wymiarze krewniak – hifideluxe. W dodatku krewniak będący nie tylko swoistym sprawdzianem przed ewentualnym skokiem na głęboką wodę – pełen morderczej konkurencji „akwen” Lilienthalallee, lecz również zdecydowanie bardziej bezpiecznym, przynajmniej pod względem biznesowym, start-upem. Żeby było ciekawiej, pomimo upływu lat, hifideluxe cały czas przypomina swą atmosferą nie tyle to, co można obserwować „u nas” – w listopadzie, w Hotelu Sobieski podczas stołecznego Audio Video Show, lecz zdecydowanie bliżej mu do klimatu jednorazowego warszawskiego wydarzenia wystawienniczego, czyli odbywającej się 15 i 16 czerwca … 2002 r. nomen omen w Hotelu Marriott wystawy Hi-End. To ta sama kameralność połączona z wyczuwalnym w większości pokoi niepokojem, że się uda, że ktoś zajrzy, posłucha i zagłosuje własnym portfelem przedłużając żywot dedykowanej złotouchym efemerydy o kolejny sezon. Nie muszę chyba dodawać, iż nie wszystkim egzotycznym gatunkom daje się przetrwać, część jednak ewoluuje i rozwijając żagle przenosi się na High End, więc i fluktuacja wystawców nader skutecznie zapobiega nudzie i wrażeniu déjà vu. Dlatego też, chcąc złapać oddech, bądź też w ramach swoistej rozgrzewki przed maratonem po halach MOC warto choć na dłuższą chwilę wybrać się na Berliner Straße 93 do Munich Marriott Hotel, by na własne oczy i uszy przekonać się cóż tam ciekawego dzieje się w audiofilskim podziemiu. O słuszności powyższej rady przekonaliśmy się z Jackiem już nie raz, więc nauczeni doświadczeniem również i w tym roku po ekstremalnych doznaniach zebranych podczas zamkniętego dla niezrzeszonych czwartkowego dnia głównej monachijskiej wystawy piątkowe popołudnie poświęciliśmy na hifideluxe.
Klucz na zwiedzanie podwojów Marriotta mamy od lat niezmienny – wchodzimy tylko tam gdzie po pierwsze się da (co nie zawsze jest takie oczywiste), gdzie coś gra i gdzie wystawcom zależy na zaprezentowaniu swojej oferty w stopniu chociażby zbliżonym do naszego zaangażowania w uwiecznienie tego na zdjęciach. Logiczne? Okazuje się, że nie do końca, gdyż np. w tym roku w kilku pokojach spotkaliśmy się nie tylko klasycznymi awariami, które spokojnie można podciągnąć pod wypadki losowe i choroby wieku dziecięcego (zastanawiające, że w 99% dotyczyły źródeł grających z plików), lecz również zaskakującą niefrasobliwością i brakiem jakiejkolwiek aranżacji wynajmowanych pomieszczeń w rezultacie czego ustawiając systemy tuż pod oknami wychodzącymi na południowy zachód fundowali odwiedzającym iście oślepiające doznania. Jakby tego było mało co poniektórzy uznali, że więcej znaczy lepiej i w kilkunastometrowych klitkach ustawiali pierwszy rząd krzeseł w odległości niemalże pół metra od linii kolumn. Jeśli zaś chodzi o tych, którym przez powyższą selekcję udało się przejść to … serdecznie zapraszam na krótki spacer po osiemnastu hotelowych pokojach i jakże odmiennych pomysłach na dźwięk.
Na pierwszy ogień poszedł TOTALDAC, który wbrew swojej nazwie postanowił spróbować sił we wzmacnianiu i przedstawił oprócz streamera d1 i d1-dac-a również przedwzmacniacz d1-driver i wzmacniacz mocy Amp-1 a całość podpiąć, w dość niewielkim pomieszczeniu, podpiąć po ustawionych zaskakująco blisko ściany całkiem pokaźnych Magico M6. Całe szczęście operujący kontrolującą powyższą układankę prezenter najwidoczniej zdawał obie sprawę z karkołomności całego przedsięwzięcia, więc nie przesadzał z głośnością, choć i tak dało się zauważyć, że dół pasma z chęcią zagościłby również i w sąsiednich pokojach.
Co z pewnością mogłoby zapobiec chyba największej „wtopie” tegorocznego hifideluxe, czyli pojawieniu się systemu Audio Note UK. Ustawiona byle jak i na byle czym elektronika z „firmowo” wepchniętymi w rogi pokoju kolumnami AN-E grała bez nawet najmniejszego śladu dynamiki i wypełnienia a wystawcy chcąc powyższe mankamenty rozpaczliwie ratowali się coraz to wyższym poziomem generowanych decybeli. Krótko mówiąc czarna rozpacz.
Całe szczęście kilka metrów dalej, w FM Acoustics, było zgodnie z tradycją rewelacyjnie. Operowe arie w wykonaniu Carlo Bergonzi’ego i potężnego aparatu orkiestrowego zachwycały i przenosiły nas do słonecznej Italii. Dynamika, oddech i swoboda zachwycały przykuwając na długie minuty do hotelowych krzeseł. Spokojnie można uznać, iż warto było wybrać się na hifideluxe jedynie po to, by ww. systemu posłuchać. Tak powinien brzmieć High-End i tak właśnie brzmiał. Jednym słowem rewelacja.
Żeby jednak nie było zbyt różowo, wystarczyło zajrzeć do Distretto Audio, by na własne uszy przekonać się, że nawet z użyciem lampowej elektroniki Angstrom Audio i kolumn Venezia Marco Serri Design z powodzeniem można się … ogolić nie gorzej niż brzytwą. Najwidoczniej jednak tego typu estetyka ekipie z Włoch bardzo pasowała, bo humory im dopisywały. Ostre chłopaki ;-)
I znów jesteśmy w audiofilskiej nirwanie. Niby tuby Acapelli nie wydają się być oczywistym wyborem do rocka a tymczasem koncert Lou Reeda z Berlina zabrzmiał co najmniej uzależniająco.
O ile jednak Acapelle zaskoczyły reprodukowanym repertuarem, to system zupełnie nieznanej mi francuskiej marki Askja wywołał klasyczny opad szczęki połączony ze szczerym niedowierzaniem. Bowiem coś, co wyglądało jakby Pixar zaprojektował dystrybutory paliwa i akcesoria AGD dla któregoś z wielkich amerykańskich koncernów z lat 50-ych ubiegłego wieku. Śmiem twierdzić, iż skojarzenia pistacjowych dziwadeł ze wzornictwem znanych z akcesoriów KitchenAid nie są wcale takie bezzasadne. W dodatku o ile identyfikacja kolumn nie powinna nikomu nastręczać większych problemów, to już z reszt widocznego na powyższych zdjęciach osprzętu wcale nie jest tak łatwo. Co prawda ustawione na stoliku ustrojstwo od biedy da się określić mianem wzmacniacza, jednak warto mieć też świadomość iż posiada ono na swoim pokładzie zaprojektowany przez TOTALDAC-a przetwornik cyfrowo/analogowy. Tuż pod nim, przypominający maszynę do wypiekania chleba moduł jest dedykowanym systemowi Absolute Vector Origin zasilaczem a ustawione w pobliżu kolumn „pufy” to autorskie filtry/zwrotnice. Niekonwencjonalne, przynajmniej jeśli chodzi o design? Bynajmniej, jeśli jednak weźmiemy pod uwagę, iż stoi za nimi Didier Kwak odpowiedzialny m.in. za efekty specjalne do „The Fifth Element” Luca Besson a futurystyczne kształty (przynajmniej kolumn) wynikają z aerodynamicznych uwarunkowań zaczerpniętych z F1 to zaczyna zamiast śmiesznie robić się ciekawie. Ciekawość ta przerodziła się jednak bardzo szybko w niedowierzanie a następnie nad wyraz pozytywne odczucia natury sonicznej, gdyż ww. system zaoferował niezwykle wyrafinowane a zarazem dynamiczne i koherentne brzmienie. Swoboda i wolumen dźwięku zachwycały swą autentycznością, w czym nawet nie przeszkadzał fakt, iż źródłem był najzwyklejszy notebook z nadgryzionym jabłkiem na klapie. Dźwięk wystawy? Nawet jeśli nie, to było niezwykle blisko.
Diesis Audio – szybko, z wykopem i sporą rozdzielczością. Klasyka wypadła nie mniej intrygująco od ustawionej w sąsiedztwie … szynki.
Kroma Audio – pierwszy z dwóch obecnych na hifideluxe systemów ww. marki a zarazem pierwszy i jeśli pamięć mnie w tej chwili nie myli jedyny set, w którym można było usłyszeć „zerówkę” C.E.C.-a.
Przez ostatnie lata ekipa JMF Audio przyzwyczaiła nas, że gdzie jak gdzie, ale u Nich zawsze gra co najmniej wybitnie. Nie inaczej było i tym razem, lecz zamiast jak dotychczas promować gęste formaty SACD i Blu-ray Pure Audio załapaliśmy się na prezentację poczciwej czarnej płyty z gramofonu i to był przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Czego jak czego ale wielkiej symfoniki z iście apokaliptycznymi partiami chóralnymi jeszcze tak zaprezentowanej nie słyszałem. Chapeau bas!
Drugi system z kolumnami Kroma Audio, lecz tym razem zamiast tranzystorów mamy lampy VAC a zamiast bądź co bądź referencyjnego źródła CD nie mniej wyrafinowany gramofon TechDAS Air Force One. Rezultat? Nad wyraz pozytywny rozdzielczość i spójność dźwięku nie pozostawiały wątpliwości, że z analogu da się naprawdę sporo wycisnąć.
Opuszczając całkiem przestronne sale konferencyjno – balowe w drodze do windy zajrzeliśmy do pokoju Klimo, gdzie w równym rządku ustawiono zaskakującą baterię urządzeń odpowiedzialnych za wzmocnienie sygnału pochodzącego z firmowego, jakże charakterystycznego gramofonu i nie mniej wysublimowanych, smukłych kolumn.
W tym roku La Rosita jakoś niespecjalnie zapadła mi w pamięć. Całość wypadła dość szaro i bez większych emocji.
Co innego elektronika Jeffa Rowlanda, która obsługiwana przez samego jej twórcę zaskakiwała tym, co potrafiła wycisnąć z filigranowych monitorków Trenner&Friedl ART . Jak widać znajomość praw fizyki i świadomy dobór odpowiedniego do kubatury pomieszczenia repertuaru potrafi zaowocować wyśmienitym dźwiękiem.
W tym roku kolumny Fyne Audio usłyszeć można było w bodajże trzech sąsiadujących ze sobą pokojach, z których udało nam się zagościć jedynie w dwóch, co i tak utwierdziło mnie w przekonaniu, że czego jak czego, ale kolumnom tym niezależnie od linii i towarzyszącej im elektroniki wyrafinowania i rozmachu nie sposób odmówić. Świetnie dogadujące się z topową elektroniką Regi F703 grały świetnie, jednak nie miały zbytnich szans przy F1-12 napędzanych współpracującą ze streamerem Cary Audio DMS-600 lampową końcówką Carry Audio CAD-120S MkII.
A teraz mała niespodzianka, czyli polski akcent pod postacią produkowanych w … Kutnie kondensatorów Miflexa, które zobaczyć i przy okazji usłyszeć można było w zwrotnicach koreańskich kolumn SeaWave Plotinus. Szkoda tylko, że dźwięk z trudem „mieścił” się w niewielkim hotelowym pokoiku.
Podobne dolegliwości trapiły system firmowany przez Korę, w którym Avantgarde’y miały najdelikatniej rzecz ujmując nieco przyciasno.
Za to tandem Bakoon / Soundkaos nijakich problemów nie miał i grając z mikroskopijnych kolumienek VOX 3 nad wyraz dobitnie udowadniał, że jednak warto iść na jakość a nie li tylko ilość generowanych decybeli i że nieraz mniej znaczy lepiej.
Bodajże dopiero debiutująca marka Aretai zaprezentowała aspirujące do miana high-endu kolumny 4-drożne, i przyjazne amplifikacji (93dB/ 8Ω) kolumny Contra. Pech jednak chciał, że nie pomógł im nie tylko niewielki hotelowy pokój, co i użyta zaskakująco budżetowa elektronika Primare. Czyżby klasyczny falstart? Poczekamy do przyszłego roku i zobaczymy jak się sprawy będą miały.
Zainteresowanych innym punktem widzenia uprasza się o nieodchodzenie od radioodbiorni … znaczy się komputerów, gdyż na dniach ukaże się również relacja Jacka, na którą serdecznie zapraszam.
Marcin Olszewski
Uczciwie przyznam, że czekając na busa mającego dowieźć mnie na hifideluxe i rozmawiając z innymi mającymi podobny cel audio-zapaleńcami doszliśmy do dość niepokojących wniosków, iż wybieramy się tam nie mając absolutnie żadnych oczekiwań. Po prostu częścią z nas kierowała zwykła ludzka ciekawość, a pozostali uznali, że tradycji musi stać się za dość, więc decyzję o chwilowym opuszczeniu MOCa podjęli głównie z przyzwyczajenia. Ot taka dłuższa przerwa od wystawowego harmidru i okazja na spotkanie z markami, którym bądź to nie udało się załapać na High End, bądź mając swoją ściśle określoną klientelę cenią sobie spokój i kameralne położenie hotelu Marriott.
W ramach swoistego wprowadzenia w temat i zarazem przypomnienia odwiedzającym złote czasy Hi-Fi pierwsza ekspozycja witała przybyłych już od progu, czyli u zwieńczenia schodów prowadzących do największych konferencyjno-balowych sal.
I tutaj kolejne, nomen omen bardzo miłe zaskoczenie, gdyż pierwszy pokój jaki odwiedziliśmy zajmowali nasi południowi sąsiedzi ze Słowacji prezentując nie tylko obecne u nas na testach stoliki Neo, lecz przede wszystkim zjawiskowo i wręcz lubieżnie seksowne kolumny Stark Audio Jane inspirowane przeuroczą i oczywiście obecną na wystawie małżonką producenta. Abstrahując od wiece atrakcyjnych walorów wizualnych (oczywiście kolumn, a nie muzy artysty) kolumny w tzw. okamgnieniu zauroczyły nas witalnością, rozdzielczością, dynamiką i muzykalnością, co biorąc pod uwagę ich niewielkie gabaryty i jeszcze akceptowalną (20 000€) cenę należy uznać za wielce godne pochwały. Oczywiście zdaję sobie doskonale sprawę, że dla większości populacji homo sapiens próg 50 kPLN (o 80 kPLN nawet nie wspominając) wydaje się nieprzekraczalny, ale słowackie piękności miały w sobie coś, co nie pozwalało oderwać od nich ani oczu ani uszu. W dodatku bardzo miłe pogawędki z reprezentantami widocznych na zdjęciach marek sprawiały, że powoli zaczęliśmy tracić z Jackiem ochotę na dalsze przemierzanie hotelowych korytarzy. No bo niby po co, skoro w Starku gra świetnie, kwa smakuje wybornie a ze Słowakami rozmawia się jak ze swoimi jedynie od czasu do czasu przechodząc na angielski.
Całe szczęście poczucie obowiązku wzięło górę nad czystko hedonistycznym podejściem do życia i po niemalże godzinie radosnej paplaniny przeplatanej repertuarową żonglerką ruszyliśmy nasze ospałe cielska do sąsiedniej gali, gdzie co prawda niespodzianki nijakiej nie było, ale sam poziom prezentacji i jakość prezentowanego dźwięku od lat utrzymuje się na tym samym, bardzo wysokim poziomie. Mowa oczywiście o systemie FM Acoustics i niezmordowanym Panu Manuel Huberze, który z zadziwiającym, nieposkromionym entuzjazmem opowiadał o każdym, lądującym na talerzu jednego z dwóch używanych podczas naszej bytności gramofonów krążku. Co prawda pierwsze nagranie na jakie się załapaliśmy było niemalże bootlegową koncertówką Joe Cockera i trudno było rozpływać się w tym przypadku nad jej walorami natury audiofilskiej, lecz już każda kolejna, nieco pieczołowiciej zarejestrowana produkcja jedynie potwierdzała potencjał złocistego, szwajcarskiego seta.
Z królestwa winylu i ociekającego złotem dostojeństwa za jak dotknięciem czarodziejskiej różdżki przenosimy się do mainstreamu XXI w, czyli konstrukcji aktywnych, na wskroś nowoczesnych i do pełni szczęścia potrzebujących jedynie źródła. Wyposażony w udogodnienia typu DSP i zgrabny kontroler system Kii THREE BXT oferował piekielnie szybki, dynamiczny a zarazem nieprzerysowany spektakl w niemalże całkowicie pozbawionej jakichkolwiek adaptacji akustycznych sali.
Kolejna prezentacja i kolejny współczesny akcent, czyli bratobójczy pojedynek dwóch ultra gęstych formatów – SACD i Blu-ray Pure Audio, z którego ten pierwszy nie tylko już po pierwszej rundzie padł na deski, co musiał być z nich ścierany przy pomocy wiadra i dobrze namoczonego mopa. System JMF Audio na oko wyglądał dokładnie tak samo jak w zeszłym roku, więc nie będę się powtarzał i jedynie dodam, iż pomimo dość przytłaczających gabarytów kolumn całość brzmiała w sposób nad wyraz naturalny i nieprzesadzony. A jeśli chodzi o różnice pomiędzy oboma formatami, to SACD nie było w stanie dorównać BR pod żadnym względem i to począwszy od rozdzielczości i trójwymiarowości generowanej sceny, poprzez ogniskowanie źródeł pozornych na słodyczy i nasyceniu skończywszy. Co ciekawe prezentacja prowadzona była na dyskach nagranych z tego samego mastera, więc o tzw. „drukowaniu meczu” nie było mowy.
Desis Audio, czyli kolejne, dość niekonwencjonalne konstrukcje open baffle spięte z legendarną amplifikacją Kondo i … nie wiem co było powodem, ale w porównaniu z tym, czego słuchałem dosłownie przed chwilą, całość wypadła płasko i bez wyrazu a przebywanie w tym pomieszczeniu dłużej niż kwadrans nie wydawało się konieczne.
Za to w Jadisie, w przeciwieństwie do zeszłorocznego potknięcia wszystko było na swoim miejscu i w dodatku dawało wyjaśnienie mojego niedosytu A.D. 2017. Wiecie Państwo o co chodzi? Oczywiście o odpowiednia dbałość o amplifikację, gdyż podwojenie zespołu wzmacniającego z dwóch do czterech końcówek sprawiło, że dwuipółdrożne kolumny Audioplan Konzert III potrzebują nieco więcej watów aniżeli się początkowo wydawało.
I kolejny dowód na to, żeby nigdy nie mówić nigdy. Otóż odkąd pamiętam Acapelle były rokrocznie wciskane do pomieszczenia mogącego służyć co najwyżej za studencką kawalerkę w centrum miasta o tyle tym razem dystrybutor postarał się o odpowiedni metraż i wreszcie można było posłuchać tych uroczych tub (Campanille 2) w adekwatnych ich klasie warunkach.
Włoska Omega, czyli pokój do którego zagląda się z podobnymi emocjami, co do naszej rodzimej Zety Zero. Niepodrabialny design, atmosfera przypominająca bardziej jakieś tajemne pogańskie obrządki i trudny do przewidzenia efekt brzmieniowy. Całe szczęście tym razem system w składzie – THE STREAM CD, DNA MONO monobloki, okablowanie z serii THE ELEMENT i kolumny BOTTICELLI nie rozczarowywały i jedynie kręcący w nozdrzach aromat łupanego tuż za plecami słuchaczy sera sprawiał, iż nie posiedzieliśmy dłużej.
A teraz wyjątek potwierdzający wystawową regułę mówiącą, że to właśnie winyl zasługuje na miano pełnokrwistego referencyjnego źródła. Traf bowiem chciał, iż to właśnie w pokoju sygnowanym przez Kroma Audio niewątpliwie zasługujący na uznanie TechDAS Air Force Three uzbrojony w ramię S.A.T-a i wkładkę Top Wing Suzaku (Red Sparrow) jak niepyszny musiał uznać wyższość dzielonej „Zerówki” C.E.C.-a.
O ile podczas minionego Audio Video Show budzące respekt kolumny Soulsonic Hologramm-X wydawały się najdelikatniej rzecz mówiąc na styk do stadionowej loży o tyle w przestronnych wnętrzach Marriotta bez najmniejszego problemu miały gdzie złapać oddech, tym bardziej, że ustawiono je w połowie długości udostępnionego przez organizatorów lokum, więc wgląd w kreowaną przez nie scenę mógł zbić z tropu niejednego starego wyjadacza.
Kolejny zawodnik wagi ciężkiej, czyli włoska Viva Audio bezczelnie puszczała oko ku posiadaczom przeogromnych loftów i domów przypominających hangar zdolny zmieścić DC-10.O ile jednak design nieco przytłaczał, to już brzmienie nie wydawało się aż tak kontrowersyjne, choć prowadzona z plików, zamiast bezczynie stojących nieopodal gramofonów wywoływał nasze nieukrywane zdziwienie.
Rezygnacja z przestronnych balowo-konferencyjnych sal na rzecz zupełnie cywilnych i przywodzących na myśl doskonale nam znane „klitki” z Sobieskiego („życzliwym” pragnę wyjaśnić iż chodzi o hotel przy Pl. Zawiszy a nie izolatki warszawskiego Instytutu Psychiatrii i Neurologii) wymusiła zauważalną zmianę rozmiarówki prezentowanych systemów. Jako dowód niech posłuży zestaw złożony z elektroniki Eery, Grandinote i kolumn Ppfff Pandora. Uczciwie trzeba przyznać, że Francuzom fantazji nie brakuje i nazwanie własnego przedsiębiorstwa onomatopeją uwalniania bąbelków podczas spożywania wybornego Champagne przez otwór paszczowy wymaga niezłego poczucia humoru a jeśli dodamy do tego zakładam, że dość mało akceptowalną w okolicach Torunia i dość nijakiej willi na Żoliborzu, kampanię reklamową z modelkami przebranymi za zakonnice, to w Polsce na oficjalnego dystrybutora przyjdzie nam pewnie jeszcze chwilę (oby tylko do kolejnych wyborów) poczekać. Jeśli zaś chodzi o dźwięk, to 2/3 reprodukowanego pasma było jak najbardziej OK., lecz każdorazowe pojawienie się najniższych składowych powodowało zauważalne problemy ze wzbudzaniem się pokoju i oczywiście ich kontrolą.
Dość niespodziewana niespodzianka, czyli spotkanie z cyklu „nasi tu byli” – poznański Cube Audio w kooperacji z włoskimi lampowcami Tektron. To danie dla wiedzących, czego się chce miłośników oldschoolowego brzmienia i adekwatnego mu designu.
No i chyba najbardziej kuriozalne, jeśli chodzi o typowo „hydrauliczny” wygląd zespoły głośnikowe – Bayz Audio Curante. O dziwo ich brzmienie było całkowicie konwencjonalne, lecz wspomniany design wykluczał ich zakup przez 99,99% populacji homo sapiens.
Honor grupy zwolenników alternatywnego poprawiania doskonałości ratował Rohm Semiconductors z dumą prezentując na forum publicum wpiętą w „mały” zestaw MBL-a kompletnie gołą płytkę własnego autorstwa.
Na deser zostawiłem dość ciekawe połączenie brytyjskiego mainstreamu, czyli topową elektronikę Regi z również okupujących szczyt oferty kolumn F1-10, mającej podobno … 200 lat doświadczenia manufaktury Fyne Audio. Zapominając choć na chwile o dość wybujałym ego ludzi za ww. produktem stojących same kolumny prezentowały dojrzałe i muzykalne brzmienie niepozbawione tak dynamiki, jak i rozdzielczości. Ot idealne miejsce na to by usiąść i wreszcie ochłonąć słuchając dobiegającej naszych uszu muzyki dla najzwyklejszej przyjemności.
W zeszłym roku kolejną edycję Hifideluxe widziałem dość niewyraźnie. Całe szczęście najwidoczniej koniunktura się zmieniła i branża zaczyna łapać drugi oddech. W związku z powyższym nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Państwa na kolejną porcję zdjęć i krótkich opisów nad którymi w pocie czoła pracuje Jacek, a sam zabieram się za danie główne, czyli podróżniczą epopeję z MOC-a.
Marcin Olszewski
cdn. …
Najnowsze komentarze