Opinia 1
Po zaskakująco długich przymiarkach wynikających nie tyle ze złej woli którejkolwiek ze stron, co prozaicznej niemożności utrafienia w moment kiedy dopiero co pokazana światu sztuka jeszcze nie znalazła nowego domu, bądź nie miała zostać nieco zmodyfikowana, w końcu udało nam się załapać na testy wyrobu rodzimej marki, która z tego co pamiętam zadebiutowała w … 2016 r. Tak, tak mili Państwo. Sześć lat oglądania na wystawach, sklepowych półkach (egzemplarzy czekających na odbiór) i pytań ze strony tak znajomych, jak i czytelników o to, czy już słuchaliśmy, bo chodzą słuchy, że owo „coś” ma potencjał. Co innego jednak słyszeć o czymś z drugiej, bądź nawet trzeciej ręki a czym innym jest doświadczyć wpływu konkretnego urządzenia na posiadany system we własnych czterech, bądź jak to ma miejsce w przypadku naszego OPOS-a, ośmiu kątach. Dlatego też, gdy tylko Arnold Piątek – właściciel i główny konstruktor marki Acoustic Dream dał nam znać, ze właśnie kończy finalną wersję swojego topowego kondycjonera od razu zgłosiliśmy pełną gotowość i zapobiegliwie zarezerwowaliśmy wolne moce przerobowe, by odpowiednio ugościć … błękitną limitację AL-5 Blue Edition. Skoro zatem czytają Państwo niniejszy wstępniak, to jest to niezbity dowód na to, że owe gościnne występy powoli dobiegają końca, a my możemy podzielić się z Wami poczynionymi obserwacjami.
Jak już zdążyliśmy zaprezentować w sesji unboxingowej 5-ka dostarczana jest w dedykowanym kufrze, więc przynajmniej teoretycznie niestraszne jej trudy podróży i wręcz niemożliwe do logicznego wytłumaczenia destruktywne działania firm spedycyjnych. Ponadto, przynajmniej w naszym przypadku, drogocenny ładunek dotarł na mini palecie, co dodatkowo zminimalizowało prawdopodobieństwo rzucania przesyłką. Z kolei sam kondycjoner prezentuje się wprost obłędnie. Pomijając wspomniane nietuzinkowe umaszczenie navy-blue AL-5 wydaje się spełnieniem audiofilskich marzeń tak pod względem solidności, jak i dostępnych przyłączy. Mamy bowiem nader potężną, lecz zarazem niezaprzeczalnie zgrabną, nomen omen spory progres w porównaniu z Ag-1, bryłę wyciętą na obrabiarkach CNC z aluminiowego (domieszkowanego) bloku usadowioną na równie solidnych, wychodzących poza obrys korpusu i dzięki temu stanowiących nośnik informacji o modelu i wersji nogach zapobiegliwie podklejonych filcem. W dodatku ich masywność nie jest przypadkowa, gdyż ma zadanie wyeliminować, przesunąć poza komorę główną, ewentualne wibracje. Do dyspozycji otrzymujemy aż osiem gniazd wyjściowych schuko, z których sześć to fenomenalne rodowane NCF-y, a dwa pozostałe już konwencjonalne złocone Furutechy. Gniazdo wejściowe zamontowano na plecach kondycjonera na dedykowanym, zintegrowanym z włącznikiem głównym panelu. Z kolei na froncie umieszczono niewielki, podświetlany (jest dedykowany przycisk ową iluminację aktywujący) panel informujący o aktualnym napięciu wejściowym.
I tu pozwolę sobie na dwie drobne dygresje. Pierwsza dotyczy jaskrawości wyświetlacza, czyli o ile tylko nie chcemy zaimponować gościom efektami świetlnymi z „ultrafioletowym” oświetleniem parkietu włącznie, to spokojnie możemy sobie ów bajer darować, a druga nie tyle samego montażu, bo ten jest perfekcyjny, co orientacji gniazd wyjściowych. Otóż wspomniana orientacja może nieco utrudnić życie użytkownikom przewodów z wtykami kątowymi, o nieszczęśnikach wykorzystujących wszelakiej maści zasilacze wtyczkowe nawet nie wspominając. Co ciekawe Acoustic Dream nie jest tu wyjątkiem, gdyż podobnie zamontowane gniazda spotkałem u dwóch rodzimych konkurentów – w Amare Musica Silver Passive Power Station i Franc Audio Accessories Power ON-E passive distributor. Za to w Power Base HighEnd i KBL Sound Reference Power Distributor gniazda są zamontowane tak, by nic ze sobą nie kolidowało. Mniejsza jednak o detale, gdyż na dobrą sprawę żaden szanujący się audiofil zwykłą „komputerową” sieciówką i siejącym gdzie tylko się da impulsowym zasilaczem się nie zhańbi a jeśli już, to na pewno do tego się nie przyzna.
Jak już zdążyłem nadmienić AL-5 nie jest li tylko rozgałęziaczem, czyli nazwijmy to lapidarnie „listwą”, lecz kondycjonerem, więc i w swoich trzewiach ma nieco więcej elementów aniżeli parę rozprowadzających do poszczególnych gniazd kabelków. Odpowiedzialne za uzdatnianie życiodajnej energii układy ulokowano na dwóch ułożonych jedna nad drugą płytkach drukowanych z miedzianymi ścieżkami pokrytymi 24k złotem. Parter zajmuje imponujący blok dziesięciu kondensatorów Mundorfa o łącznej pojemności 82 400μF tworzących układ pojemnościowy (82400μF/IR/100Hz – 6,0A ) filtrujący składową stałą oraz stabilizujący napięcie, a górne piętro przypadło w udziale sekcji eliminującej pasożytnicze harmoniczne i zakłócenia w zakresie 10kHz do 1 GHz/Rdc5,7 mΩ/18dB. Zastosowano również technologię stealth, czyli przekładając to na język zrozumiały dla ogółu, wysokoczęstotliwościowy absorber ferromagnetyczny w postaci wielowarstwowej maty pokrytej farbami i rozproszonym ferrytem, którą wyłożono wnętrze kondycjonera.
Żartobliwie nazywane zabawami z prądem testy wszelakiej maści listew, filtrów i kondycjonerów ów prąd poprawiających to nie tyle śliski, co dość niewdzięczny, przynajmniej dla recenzenta, kawałek chleba. O ile bowiem z resztą składowych toru audio nie ma większych problemów, gdyż przy odrobinie dobrej woli da się z grubsza określić ich brzmieniowy charakter i przewidzieć jak zachowają się w takiej a nie innej konfiguracji, o tyle z akcesoriami prąd uzdatniającymi takiej opinii za bardzo wydać nie sposób. Powód? Dość prozaiczny – każde z urządzeń na takowe akcesorium reaguje nie tylko indywidualnie, co mówiąc wprost nieprzewidywalne. Tzn. w znacznej mierze nieprzewidywalnie, gdyż oczywistą oczywistością jest fakt nad wyraz sporadycznego wpinania w owe ustrojstwa wysokomocowych amplifikacji, a co do reszty, to wynik finalny spokojnie możemy sobie wywróżyć z fusów, bądź kart tarota. Krótko mówiąc bez sprawdzenia u siebie się nie obędzie, a gdy już wydawać nam się będzie, że skoro już coś nas interesującego przytachaliśmy do domu, to teraz będzie już z górki okazuje się, że zabawa w odsłuchy porównawcze wiąże się z mozolnym, wielokrotnym przepinaniem całego systemu. Ot taka audiofilska odmiana crossfitu. Nie wierzycie Państwo? Cóż, możliwe, że akurat u Was dostęp do ściennych gniazd zasilających i/lub dyżurnych „rozgałęziaczy” nie wymaga zwinności kozicy górskiej i kończyn górnych jak nie przymierzając u wyrośniętego orangutana, ale większość zainteresowanych raczej unika eksponowania na pierwszym planie plątaniny kabli i zasilaczy.
Nie ma jednak co marudzić, tylko wziąć się za słuchanie. Szybka przepinka z mojej dyżurnej listwy Furutech e-TP60 ER i … I chyba tylko jednostka całkowicie pozbawiona, bądź obarczona potężnym upośledzeniem, słuchu nie odnotowałaby różnicy. Nie da się bowiem ukryć, iż obecność kondycjonera Acoustic Dream w systemie jest zauważalna nie tylko naocznie, co nausznie. AL-5 na swój sposób, lecz tylko chwilowo i pozornie, zagęszcza i przyciemnia przekaz. Owa tymczasowość zaobserwowanych zmian ustępuje jednak bardzo szybko refleksji, iż owe obniżenie jaskrawości bynajmniej nie idzie z utratą rozdzielczości, lecz wręcz odwrotnie – z jej wzrostem. Zmienia się jednak rozkład akcentów i zamiast prób przybliżania, wypychania przed linię głośników wszelkiej maści detali i niuansów są one pozostawiane na swoim, cofniętym w stosunku do pierwszoplanowych wydarzeń, miejscu a jedynie od czujności słuchacza zależeć będzie, czy zwróci na nie uwagę, czy też bezrefleksyjnie zignoruje ich obecność.
Weźmy na ten przykład dopiero co wydany album „Waking World” Youn Sun Nah. Ten jedenasty studyjny krążek, to pierwsza w pełni autorska pozycja w portfolio filigranowej Koreanki, która debiutowała dosłownie przed chwilą, czyli … dwadzieścia jeden lat temu. Ona już niczego nikomu nie musi udowadniać, więc nigdzie się nie spieszy i powoli snuje swoją opowieść. Blisko podany wokal jest tam, gdzie być powinien. AL-5 nie próbuje skracać dystansu między artystką a słuchaczem, niejako zostawia jej pozycję w spokoju skupiając się na barwie, definicji oraz podkreślającym klimat i atrakcyjność oświetleniu. Miękkie, ciepłe światło skierowane na scenę z jednej strony nie pozwala na wyostrzanie krawędzi, jednak z drugiej nie buduje głębokich cieni, gdzie mogłyby chować się, a tym samym umykać naszej uwadze detale. Oczywiście temperaturę barwową i precyzję kreślącej kontury kreski możemy we własnym zakresie nieco dopasować do własnych preferencji wybierając bądź złocone, bądź rodowane gniazdo zasilające. Ponadto na otwierającym ww. wydawnictwo „Bird On The Ground” udało się kondycjonerowi Acoustic Dream uniknąć tego, z czym z reguły tego typu akcesoria mają pewien problem. Mowa oczywiście o limitacji powietrza i mniejszym, bądź większym ograniczeniu przestrzeni. Nie ma bowiem co się oszukiwać – nader często przy zaawansowanej filtracji wraz z wszelakiej maści pasożytniczymi artefaktami, szumami i generalnie śmieciami „ginie” również część niuansów i audiofilskiego planktonu. A 5-ka owe budujące klimat i kreujące muzyczny mikrokosmos pozostawia. Jednak zamiast prezentować je jako coś na równi z głównymi bohaterami realizującymi się na scenie/studiu wartego uwagi pozwala im na niemalże niezauważalną, acz oczywistą egzystencję. Nie wiem czy Państwo rozumieją mój nieco zagmatwany wywód. Generalnie, gdy owe drobinki, wirujące w powietrzu pyłki, etc., są nikt tak naprawdę nie zwraca na nie uwagi, gdyż doskonale zna je z codziennego życia. Wystarczy jednak, że znikną a od razu robi się zbyt sterylnie, nienaturalnie. Dlatego też o ile nie zauważamy ich egzystencji, gdy są, to ich brak okazuje się nad wyraz bolesny i znacznie obniżający realizm i naturalność przekazu.
Z kolei „nieco” cięższe klimaty, jak daleko nie szukając „Moment” Dark Tranquillity pokazują nieco potężniejsze oblicze tytułowego uzdatniacza. Szwedzki, niepozbawiony sporej dawki melodyjności przez rodzimy kondycjoner death-metal został przyjemnie dociążony zyskując przez to na spektakularności. Brutalne a zarazem mistrzowskie riffy Christophera Amotta i Jonasa Reinholdza były jeszcze bardziej porażające, dla niewprawnego ucha wręcz przerażające, podobnie jak wokal Mikaela Stanne’a, choć akurat w jego przypadku, poniekąd z racji operowania growlem, obecność 5-ki przejawiała się poprawą czytelności warstwy tekstowej i poprzez lepszą definicję wokalisty bardziej sugestywne może nie tyle wyodrębnienie z apokaliptycznego, instrumentalnego podkładu, co zaakcentowanie jego obecności. Dzięki temu Stanne nie chowa się za ww. szarpidrutami, nie daje przykryć się blastami Andersa Jivarpa, zgrabnie budując swoją pozycję na bazie syntetycznego podkładu Martina Brandstroma. Patrząc na efekt finalny możemy uznać, że przekaz został nieco ucywilizowany, jednak z racji zarówno wyeliminowania zaburzających czytelność interferencji, szumów i granulacji jego klarowność a tym samym rozdzielczość zauważalnie wzrosły, a wspomniane dociążenie i przyciemnienie pozwoliły ograniczyć nieprzyjemną i na dłuższą metę męczącą ofensywność góry pasma bez utraty zawartych tam informacji.
Czy możemy zatem uznać, iż Acoustic Dream AL-5 sprawdzi się zawsze i wszędzie? Poniekąd tak, tym bardziej, że mając możliwość wyboru pomiędzy obecnymi na jego pokładzie złoconymi i rodowanymi gniazdami Furutecha sami mamy wpływ na finalne brzmienie wpiętych w nie urządzeń. Ponadto o ile tylko system docelowy nie będzie cierpiał na zbytnią ospałość i zaburzenia równowagi tonalnej (nadwagę), to pojawienie się tytułowego kondycjonera nie tylko powinno nadać całości lepszej koherencji i wyrafinowania, co wpłynąć na nasz spokój ducha jego posiadacza. Czemu? Cóż, skoro zapewnimy naszemu systemowi swoisty dobrostan energetyczny i ochronę, przed czyhającymi w sieci zagrożeniami, to i my sami będziemy mniej zaabsorbowani wątpliwościami i obawami, czy to, co trafia z przysłowiowego gniazdka nie zaszkodzi aby naszym ulubionym „zabawkom”.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
A nie mówiłem? Oczywiście tym nieco dziwnie wyglądającym, bo zadanym na samym początku pytaniem kieruję Wasze myśli w stronę niedawnego testu kondycjonera angielskiej marki IsoTek. Mianowicie chodzi o wstępniak, w którym dość łopatologicznie wykładałem, z jakich powodów prawie każdy czy to meloman, czy ortodoksyjny audiofil staną, lub już stoją przed problemem zapewnienia swoim zabawkom komfortowego dostępu do życiodajnej energii. Jak wspominałem, z uwagi na obecnie modną tendencję rozbudowywania systemów problem staje się prawie nieuchronny. Na szczęście dzięki bogatej ofercie nie tylko zagranicznych, ale również rodzimych producentów jest w miarę łatwy do ogarnięcia. Wystarczy prosta decyzja, czy podczas radzenia sobie z zaistniałą sytuacją stawiamy na dla przykładu ostatnio opiniowany kondycjoner IsoTek V-5 Titan, lub coś w stylu naszpikowanego technologią oczyszczającą dostarczany z sieci strumień elektronów dzisiejszego bohatera. Zaskoczeni? Mniemam, że nie. Dlatego z pewnością zainteresuje Was nasza opinia o kolejnej tego typu konstrukcji. Jednak nie z wielkiego świata, tylko wspomnianego rodzimego wytwórcy. Kogo konkretnie? Otóż miło mi jest poinformować, iż tym razem dzięki staraniom logistycznym stacjonującego w Ustce producenta do naszej redakcji trafił zaskakująco bogato wyposażony kondycjoner sieciowy Acoustic Dream AL-5.
Jak znakomicie prezentują to fotografie, obudowę tytułowego terminala prądowego wykonano z grubych płatów aluminium. Dostajemy coś na kształt prostopadłościennego monolitu, który w celach lekkiego wizerunkowego odchudzenia posadowiono na czterech podklejonych filcem, wykonanych z równie solidnych jak reszta obudowy, zorientowanych wertykalnie, wykończonych podobnie do całej konstrukcji w pięknym błękicie, ozdobionych wyfrezowanymi emblematami z nazwą modelu i edycji danego produktu płatów glinu. Przyznacie, że całość daje do zrozumienia, iż mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. Tym bardziej, że może pochwalić się wagą na poziomie 20 kg. Szaleństwo? Bynajmniej, bowiem zainteresowani tematem wiedzą, iż eliminacja wibracji ma bardzo duże znaczenie już na poziomie karmienia systemu audio energią elektryczną, z czego znakomicie zdając sobie sprawę zastosował pomysłodawca projektu zatytułowanego Acoustic Dream. A to nie koniec walki o jak najlepsze zasilanie naszych zabawek. Otóż rozwijając trop wcześniej wspominanego zaawansowania technicznego AL-5 spieszę donieść, iż w służbie oczyszczania brylujących w naszych gniazdkach śmieci pracują nie tylko aplikowane na złoconych płytkach PCB specjalistyczne filtry L-1/L-2, ale również zastosowano cewki z wykonanych na bazie nanotechnologii rdzeniami oraz mostki kablowe na bazie miedzi typu Alpha 12. Tyle w skrócie w kwestii technologii. Przechodząc do tematu wyposażenia, najważniejszą informacja wydaje się być oferta 8 gniazd od japońskiego specjalisty Furutech, z których 6 jest rodowanych, a 2 złocone. Równie istotną od strony podłączeniowej do sieci zorientowane na tylnym panelu zespolone z włącznikiem głównym gniazdo IEC. Zaś raczej jako fajny dodatek dla użytkownika zdobiący front, uruchamiany przyciskiem na bocznej ściance, pokazujący poziom dostarczanej z sieci energii, mieniący się jasno niebieskim tłem wyświetlacz. Tak prezentujący się produkt w dbałości o pełne zabezpieczenie podczas logistyki do klienta jest pakowany w solidny aluminiowy kufer.
Czego można spodziewać się po tak uzbrojonym po zęby, walczącym ze znajdującym się w sieci elektrycznej złem w najczystszej postaci, czyli wszelkiego rodzaju tętnieniem różnego rodzaju elektrycznych śmieci, kondycjonerze? Oczywiście niczego innego niż pożądanego spokoju prezentacyjnego zasilanej nim układanki audio. Jednak nie zgaszenia światła na scenie, tylko okiełznania wszelkiego rodzaju niechcianych artefaktów – mam na myśli zniekształcenia – w służbie zbliżenia projekcji muzyki w sposób zbliżony do naturalności, co jest ewidentnym feedback-iem aplikacji AL-5 w tor audio. Przekaz zyskuje na gładkości, w naturalny sposób jest spokojniejszy, a dzięki temu malowany na czarniejszym tle. Jednak to nie wszystkie zalety 5-ki. Otóż oprócz wspomnianych tonizacyjnych zabiegów nadbałtycki uzdatniacz w znany sobie sposób fajnie ożywia środek pasma. Ale proszę o spokój. Robi to bardzo bezpiecznie, gdyż minimalnie faworyzując ten zakres częstotliwości nie zapomina o dobrym podaniu reszty, czyli mocnego basu i dobrze doprawionych informacjami wysokich rejestrów. Efekt jest taki, że z jednej strony muzyka minimalnie zbliża się do słuchacza, dzięki temu stając się bardziej namacalną, a z drugiej wirtualna scena nadal jest szeroka i głęboka. Owszem, takie podejście do tematu może sprawić wrażenie odejścia systemu od wcześniejszej wyczynowości na skrajach pasma w stylu kwadratowego basu i przecinających przestrzeń niczym samurajski miecz wysokich tonów, jednak założę się, że w wielu przypadkach będzie do pozytywny wynik dostarczenia do urządzeń eliminującej dotychczasowy zastrzyk niechcianych śmieci, czystej energii, a nie jakiekolwiek wprowadzanie ograniczeń w projekcji dźwięku. Niestety bardzo często owe zniekształcenia odbierane są jako rozdzielczość, co jest ewidentnym błędem, a co doskonale udowadnia nasz bohater. Być może przez piewców gloryfikowania owych zniekształceń w przekazie jako źródło ekspresji, na początku nasz punkt zainteresowań zostanie odebrany jako serwujący zastrzyk plastyki intruz, jednak jestem dziwnie przekonany, że po kilku dniach akomodacji, a tak naprawdę po zrozumieniu o co chodzi w oddaniu prawdy o muzyce, okaże się pewnego rodzaju lekiem na dotychczasowe złe decyzje konfiguracyjne. Oczywiście złe w rozumieniu zaniedbań nie na poziomie doboru elektroniki, tylko dostarczeniu do niej czystej energii elektrycznej. Energii skutkującej w tym przypadku znaczną poprawą pulsu muzyki. Pulsu dosłownie jeden do jednego pozytywnie odbijającego się w każdym rodzaju muzyki. Naturalną koleją rzeczy zwiększającego spójność jej podania, czyli dbającego aby każdy podzakres szedł w parze z sąsiadującym. Co to oznacza? W tłumaczeniu na nasze mam na myśli unikanie chadzania skrajów pasma swoimi drogami w stylu fundowania słuchaczowi nadwyrężonego, w estetyce rozlania się po podłodze basu lub oderwanych od rzeczywistości, czasem nawet bolesnych wysokich rejestrów. Po nakarmieniu posiadanego zestawu prądem via Acoustic Dream AL-5 z małym wyjątkiem, nic takiego nie będzie miało miejsca. Czy to muzyka rockowa, czy elektroniczna, polski dystrybutor prądowy bez przekraczania dobrego smaku, zawsze wzmocni nasycenie przekazu, na czym zyska bezpośredniość jego oddziaływania na słuchacza. Fakt zawsze da się odczuć jego minimalnie mniejszą drapieżność, jednak jak wspominałem, to prawdopodobnie będzie skutek zmniejszenia poziomu zniekształceń, a nie utraty rozdzielczości. Podobnie sprawy potoczą się z resztą zapisów nutowych spod znaku wszelkiego rodzaju jazzu, klasyki i muzyki barokowej. Również nabiorą fajnego body, w zamian odwdzięczając się większym poczuciem namacalności i malowaniem świata muzyki na ciemniejszym tle. Owszem, w tym przypadku również możemy poczuć inny poziom doświetlenia i ostrości rysunku tego typu wydarzeń scenicznych, jednak będzie to jedynie inne, bo oczyszczone z niechcianych artefaktów spojrzenie na nie, a nie szkodliwe skutki uboczne. Zawsze oczyszczenie dźwięku w pierwszej kolejności kojarzy się z jego mniejszą bezpośredniością – to jest elementarz zabawy w audio, jednak znawcy tematu, do których bez jakiegokolwiek problemu zaliczam Was, będą umieli to zrozumieć, dzięki czemu zaakceptować, by na koniec pławiąc się w czystym przekazie, z przyjemnością się tym delektować.
Czy AD AL-5 zaleciłbym każdemu? Do weryfikacji bez najmniejszego problemu tak. Tym bardziej w przypadku zamieszkiwania w budowlach wielorodzinnych, gdzie jesteśmy skazani na makabrycznie zaśmieconą energię elektryczną. Inną sprawą jest synergia z zastaną konfiguracją. Niestety dopuszczam sytuację, w której dany pacjent ma tak w złym tej frazy znaczeniu „okraszoną miodem i mlekiem układankę audio”, że będące naturalnym złem zniekształcenia okażą się ostatnim zastrzykiem życia dla niej. Mam nadzieję jednak, iż to są bardzo rzadkie ekstrema, dlatego jeśli ktoś znajdzie się na rozstaju około-prądowych dróg, powinien skontaktować się pomysłodawcą projektu zatytułowanego AL-5 w sprawie wypożyczenia do odsłuchu. Zapewniam, będzie ciekawie, a być może nawet owocnie.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
Źródło:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition,
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Producent: Acoustic Dream
Cena: 17 900 PLN
Dane techniczne
Prąd max: 15A/70oC
Ut /50Hz/5mA/2sec.: 1500 VAC
UR/50Hz/: 250VAC
Ochrona przepięciowa: max. 7,5kA
Przewodniki: Cu, Au, Rh, Ag
Wymiary (D x S x W): 430 x 180 x 145 mm
Waga:20 kg
Najnowsze komentarze