Opinia 1
Start wakacji i nierozerwalnie z nimi związanego zawieszenia wszelakiej maści „masowych eventów” (koncerty pozwalam sobie pominąć), premier, czy nawet mniej, bądź bardziej cyklicznych odsłuchów / branżowych spotkań, a tym samym nastanie tzw. sezonu ogórkowego może skłaniać do usilnego szukania tematów zastępczych. Całe szczęście „może” wcale nie oznacza, że „musi”, szczególnie jeśli zapobiegliwie poczyni się stosowne zapasy. Dodatkowo samo życie co i rusz podsuwa nadspodziewanie „nośne” inspiracje, więc jeśli tylko mamy oczy i uszy dookoła głowy zawsze coś w nie wpadnie. Ot jak daleko nie szukając ostatnie „sieciowe” dyskusje dotyczące schyłku High-Endu i generalnie zaawansowanych rozwiązań audio będącego następstwem braku zainteresowania ze strony wkraczającego na rynek młodego pokolenia, któremu zazwyczaj do pełni szczęścia wystarcza smartfon i bezprzewodowe słuchawki, ostatecznie możliwe kompaktowy soundbar. Smutne? Niepokojące? Do listy dorzuciłbym jeszcze … powszechne, bowiem generalnie wszelkie rozrywki jakie znamy powoli, z transmisjami piłki kopanej włącznie, powoli, acz sukcesywnie przegrywają nie tylko ze streamingiem, co mediami społecznościowymi a przede wszystkim z … kilkunastosekundowymi migawkami na TikToku, bądź „streszczeniami” na YouTube. Po co bowiem „tracić” czas, środki, prąd i miejsce na mozolnie kompletowany audiofilski „ołtarzyk” skoro praktycznie na wyciągnięcie ręki, a de facto li tylko kliknięcie, możemy mieć ulubionych artystów podanych prosto w ucho. Jednocześnie zamiast całego albumu zadowolimy się jednym, góra dwoma „hitami” a sprytny AI podpowie kolejne smakowite kąski układające się w zgrabną playlistę. I proszę nie traktować tego jako narzekania jednego z dwóch wiecznie niezadowolonych starych malkontentów (Statlera i Waldorfa) z Muppetów, lecz jedynie pewną obserwację. Dlatego też zamiast załamywać ręce i na tym poprzestać postanowiliśmy zaproponować zainteresowanym nie tyle mniejsze zło, co wielce kuszącą alternatywę. Jaką? Już ostatnio u nas goszczącą, lecz będącą wtenczas składową większego konglomeratu spod znaku AGD a teraz pojawiającą się na solowych występach – wszystkomający kombajn Axxess Forté 1, na którego test serdecznie zapraszamy.
Jak na załączonych fotografiach widać w przypadku Forté 1 daleko posunięta integracja idzie w parze z jakże pożądaną w dzisiejszych czasach kompaktowością formy. Całe szczęście nieabsorbujące gabaryty nie oznaczają kompromisów zarówno natury designerskiej, co materiałowej, bowiem otwierający portfolio Axxessa mini-kombajn prezentuje się nad wyraz zgrabnie a zarazem intrygująco łapiąc za oko zwartą kompozytową bryłą o bocznych ścianach będących udaną wariacją nt. znaku rozpoznawczego popularnego talent-show. Z kolei front, to w lwiej części szalenie czytelny czerwony punktowy wyświetlacz matrycowy uzupełniony trzema przyciskami funkcyjnymi i gniazdem słuchawkowym optycznie odgradzającymi go od solidnego, wielofunkcyjnego pokrętła. Może nie jest to ten poziom wizualnej atrakcyjności co panoramiczne displaye znane z Rose RS150B, czy chociażby RS250, ale nawet bez wspomagania, znaczy się okularów, doskonale widać na nim wszelkie istotne informacje i to z 2,5-3m, co przy moim astygmatyzmie wcale nie jest takie oczywiste.
Ergonomię obsługi możemy również uznać za satysfakcjonującą, gdyż dostęp do menu i wszystkich funkcji mamy z poziomu panelu frontowego oraz nader poręcznego a zarazem filigranowego pilota. Jednak z przykrością muszę nadmienić, że firmowa apka dostępna jest jedynie dla szczęśliwców dysponujących smartfonami i tabletami Apple’a a gorszy sort, używający urządzeń pracujących pod kontrolą Androida musi się zadowolić ogólnodostępną mconnect Control. Niby za panaceum, przynajmniej w kwestii streamingu, możemy uznać Spotify/Tidal Connect, ale … decydując się na urządzenie za ponad 20kPLN śmiem oczekiwać nieco bardziej pro-klienckiego i poważnego traktowania ze strony wytwórcy. Nie róbmy jednak z tego jakiegoś zagadnienia, gdyż bardzo możliwe, że po prostu nie jestem w „targecie” Duńczyków, dla których fakt posiadania smartfona/tabletu przyozdobionego nadgryzionym jabłkiem jest oczywistą oczywistością.
Podobnie sprawy wyglądają od zakrystii, czyli od strony pleców Forté 1, na których znalazło się pozornie wszystko, co pozwala mu okiełznać ewentualne peryferia. Do dyspozycji otrzymujemy okupujące flanki pojedyncze terminale głośnikowe, zintegrowane z włącznikiem głównym i komorą bezpiecznika gniazdo zasilające po lewej, pozwalający na przyszłe update’y firmware’u port RS-232, 12 V wyjście triggera, dwa porty USB A dla pamięci masowych, gniazdo Ethernet 100 MB, zestaw interfejsów cyfrowych obejmujących wejścia USB, BNC i optyczne, wejście liniowe i wyjście na zewnętrzną końcówkę mocy/subwoofer (oba RCA). Czyli jak na standardy sprzed kilku lat można byłoby napisać, że to absolutny full-wypas i czego tylko dusza zapragnie. Tymczasem rynek tego typu ustrojstw zmienia się szybciej niż zdanie polityków o podatkach i śmiem twierdzić, że AGD pewien drobiazg przegapiło, bowiem zamiast zdublowanych portów USB zdecydowanie sensowniejsza byłaby obecność zestawu USB / HDMI eARC, które w dzisiejszych czasach jest po prostu koniecznością. Wystarczy wspomnieć, że u dwukrotnie tańszej konkurencji (vide NAD M10v2, czy nawet olschoolowy C 3050 LE) jest to oczywista oczywistość i nikt łaski pod tym względem nie robi. I nie piszę tego z wrodzonej złośliwości, lecz jedynie zwracam uwagę na pewną funkcjonalną dysfunkcję utrudniającą integrację z odbiornikiem TV, tym bardziej, że łącznością bezprzewodową (Bluetooth) Axxess również pochwalić się nie może, więc i z bezprzewodowego sparowania nici. Oczywiście sprawę w większości przypadków rozwiązuje obecność wejścia optycznego, którym dysponuje lwia część (choć nie wszystkie) współczesnych „płaszczek”.
Jeśli chodzi o technikalia, to w trzewiach Forté 1 „siedzi” system 3 mini generatorów sterujących zespołem 108 cewek (36 spiralnych i 72 kwadratowych) wytwarzających pole elektromagnetyczne mające za zadanie niwelowanie zakłóceń RFI. Ponadto zarówno impulsowy zasilacz, jak i pracujące w klasie D końcówki mocy to zmodyfikowane układy Pascal-a wzbogacone o autorską sekcję preampu Axxessa z kością DAC-a ESS Technology ES9033Q i moduł streamera ConversDigital.
Przechodząc do części poświęconej brzmieniu postanowiłem również i repertuar testowy dopasować do profilu domniemanego – „krótkodystansowego” (problemy z dłuższym skupieniem) odbiorcy, dlatego też zamiast rozwlekłych dwu i więcej płytowych koncept-albumów i tzw. „boxów” (vide 11h+ „Bruckner: Complete Symphonies Edition”) sięgnąłem po zdecydowanie mniej wymagające „miniatury”. Na playliście wylądowały zatem trwająca nieco ponad kwadrans EP-ka „Ghosts” 潘PAN, półgodzinny „SOUL” Peytona Parrisha a z klasyki o włos przekraczające godzinkę highlighty, czyli samo gęste (pełna wersja to ponad 2h) z „Verdi: Il Trovatore” w wykonaniu nieodżałowanego Luciano Pavarotti’ego. I? I podobnie jak w firmowym ekosystemie, również i u mnie Axxess nie próbując udawać czegoś większego i silniejszego, czym de facto nie jest, zaoferował wielce satysfakcjonujące muzykalność, dynamikę i coś, co stanowi jego największą zaletę – niezwykłą komunikatywność. Z jednej strony miałem bowiem do czynienia z przyjemnie masującym trzewia, lekko zaokrąglonym, lecz nieprzejawiającym tendencji czy to do utraty kontroli, czy też monotonnego dudnienia basem. Z drugiej gładką, wysyconą i soczystą średnicą a z trzeciej dźwięczną, lecz jednocześnie unikającą utwardzenia, czy wręcz ofensywności górą. W rezultacie zarówno zadziorny rock, jak i gęsta elektronika miały szansę wybrzmieć od pierwszej do ostatniej nuty bez obaw o nazbyt krytyczną i drobiazgową – surową wiwisekcję ich poszczególnych i nie zawsze na audiofilską modłę wymuskanych składowych. Żeby jednak była jasność – Forté 1 różnicowanie jakości materiału źródłowego ogarnia bardzo sprawnie i niczego nie próbuje uśredniać, jednak ponad aspekt czysto techniczny stawia domenę emocjonalno-muzyczną. Pozwala zatem cieszyć się nagraniami może i dalekimi od technicznej perfekcji za to trącającymi struny naszej indywidualnej wrażliwości, czy też wręcz przywołującymi miłe wspomnienia. Na nieco zbyt lekkich, czy nawet anemicznych wydaniach do głosu jeszcze dochodzi przyjemne zagęszczenie i dociążenie przekazu, co pozwolę sobie uznać za ewidentną zaletę opisywanej jednostki a nie zwykłe odstępstwo od ortodoksyjnej transparentności, gdyż na tym pułapie cenowym i przy takim a nie innym odbiorcy końcowym zbytnia – kliniczna wierność faktom zamiast entuzjazmu powoduje raczej niekoniecznie przekładające się na budowanie grona odbiorców problemy. Tymczasem wszystkomający Duńczyk może i nie próbuje za wszelką cenę wytykać potknięcia muzyków/realizatorów ale też nie popada w prowadzące do nudy asekuranctwo. Czyli z jednej strony podkreśla potencjał drzemiący w dobrze zrealizowanych produkcjach, co jednocześnie nie przeszkadza mu humanitarnie traktować pozycje ową doskonałością nieskażone. Warto również nadmienić, iż bez większego problemu daje się nakłonić naszego gościa do oddania zaskakująco przekonujących efektów przestrzennych i to obejmujących nie tylko trójwymiarowe rozmieszczenie muzyków na scenie, lecz również dzielenie się informacjami dotyczącymi akustyki samych nagrań. Odwołam się w tym momencie do ww. „Il Trovatore”, gdyż nawet na tym dość leciwym nagraniu nie ma problemów z usłyszeniem, że całość nagrano w pokaźnej kubaturze i dźwięk ma gdzie „się nieść”.
Nie będę ukrywał, że podczas gościnnych występów w moim systemie Axxess Forté 1 okazał się świetnym kompanem oferując nie tylko wystarczającą do prawidłowego wysterowania moich „Dynek” moc, lecz również mile łechcące me uszy walory soniczne, pozwalające czerpać radość z ekstremalnie eklektycznego repertuaru. Niestraszne mu były rockowe porykiwania, elektroniczne tąpnięcia i orkiestrowe tutti, co jest niezaprzeczalnym dowodem jego ponadprzeciętnej uniwersalności. Dlatego też jeśli szukacie Państwo urządzenia zdolnego pełnić rolę klasycznego all’in’one zdolnego poradzić sobie nawet z dużymi, pełnopasmowymi kolumnami, współpracującego z popularnymi serwisami streamingowymi i ewentualnie dającego się spiąć (optykiem) z wiszącym na ścianie TV-kiem, a przy tym z powodzeniem spełniającego audiofilskie oczekiwania, to chociażby z czystej ciekawości spróbujcie go posłuchać we własnych czterech kątach.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Myślę, że wielofunkcyjność komponentów audio bez względu na potencjalne pogorszenie brzmienia takiego produktu – upychanie wielu rozwiązań w jednej obudowie zawsze generuje jakościowe kompromisy – ostatnimi czasy cieszy się nawet nie dużym, a bardzo dużym wzięciem. Stawiamy jeden element układanki na szafce, podłączamy do niego kolumny i temat obcowania z muzyką kolokwialnie mówiąc mamy ogarnięty. Na ile wybitny jakościowo, zależy oczywiście od danej konstrukcji, ale na spokojnie można stwierdzić, iż zdecydowana większość takich rozwiązań spokojnie broni się soniczną ofertą obrazowania muzyki. Niestety przywołana przed momentem opinia nie zawsze jest tożsama z wyglądem takich wyrobów. Owszem, często są niewielkie i dlatego nawet jak są nieciekawe wizualnie, nie rażą nas w oczy i dlatego je akceptujemy. Na szczęście to nie jest standardem, bowiem coraz częściej konstruktorzy takich desktopowych mini-systemów „all in one” oprócz dobrego dźwięku starają się zaproponować fajny design. Przykłady? Choćby dzisiejszy bohater spod znaku AGD (Audio Group Denmark) w postaci streamera, DAC-a i wzmacniacza w jednym, którego występ wespół z dedykowanymi przez naszego dystrybutora kolumnami Børresen X2 mieliśmy już okazję na naszych łamach opisać. O czym dokładnie mowa? Oczywiście o pochodzącej z Danii, na naszym rynku znajdującej się pod opieką Audio Emotions wielofunkcyjnej konstrukcji Axxess Forté 1.
Rzeczony kombajn jest średniej wielkości, ciekawą wzorniczo prostopadłościenną bryłą. Co w tym przypadku jest ciekawostką, to fakt wykonania obudowy nie z popularnego aluminium, tylko w zgodzie z mottem konstruktorów tego zespołu, z lepiej radzącego sobie ze szkodliwymi wibracjami kompozytu. Front Forté 1 zdominował zorientowany z lewej strony, zajmujący 2/3 jego szerokości, piktogramowy, wielki, czytelny z daleka, ciemnokrwisty wyświetlacz. Obok niego znajdziemy dodatkowo usytuowane pionowo 3 guziki funkcyjne i gniazdo słuchawkowe, zaś całkiem z prawej strony ozdobioną skośnymi nacięciami, wielką gałkę wzmocnienia. Pewnego rodzaju kontynuacją niebanalnej prezencji Axxessa są boczne ścianki, których motywem przewodnim są głębokie wyżłobienia w kształcie litery X. Jeśli chodzi o temat zaplecza przyłączeniowego, ten zrealizowano przy pomocy znajdujących się na zewnętrznych flankach zacisków kolumnowych, wejścia i przelotki liniowej RCA, zestawu wejść cyfrowych USB, COAX, OPTICAL, dwóch wyjść cyfrowych USB, jednego LAN, gniazda serwisowego oraz zestawu gniazda zasilania z bezpiecznika i głównym włącznikiem. W komplecie znajdziemy również systemowego pilota zdalnego sterowania. Miłym akcentem w stronę uzyskania jak najlepszego dźwięku są znajdujące się w narożnikach tak podstawy, jak i górnego panelu obudowy specjalne łoża pod firmowe stopki na bazie kulek. Na takich podczas testu oczywiście stał nasz bohater. Po co zatem taki „myk” na górze? Sprawa jest prosta. Gdybyśmy chcieli rozbudować system i postawić jedno urządzenie na drugim, nie trzeba nic kombinować, gdyż urządzenie jest przygotowane na taki manewr. A jeśli tego nie wykorzystujemy, staje się fajnym akcentem wizualnym. Proste? Proste.
Jak widać na zdjęciach, poszedłem na całość i mimo posiadania na stanie w tym samym momencie znaczenie łatwiejszych do wysterowania kolumn Børresen, zapiałem Axxessowi swoje monstrualne Niemki. Naturalnie cel był jeden, czyli sprawdzenie jak nasz bohater radzi sobie w ekstremalnych warunkach. Z małymi zestawami głośnikowymi już go opisywaliśmy, zatem aby wiedzieć o tej konstrukcji nieco więcej opcja była jedna w postaci Berlin RC-11 Black Edition. Jak myślicie, poległ? Spokojnie, nic z tych rzeczy. Owszem, energii na poziomie stosowanego przeze mnie pieca Gryphona nie dał rady z siebie wykrzesać, ale ku mojemu zaskoczeniu, dzięki wydajnemu zasilaczowi impulsowemu i równie wydajnej pracy zmodyfikowanych przez sekcję inżynierską Axxessa końcówek mocy w klasie „D” podczas całego testu bardzo dobrze sobie radził. Tąpnął niezłym basem, pomasował moje ego fajnie osadzoną w masie średnicą, a wszystko okrasił nieco złagodzonymi, acz odpowiednio dźwięcznymi wysokimi tonami. Bez szukania wyczynowości – konstruktorzy tej stajni wiedzą, iż w niedrogich urządzeniach „all in one” to bardzo ryzykowane, za to z dbałością o pokazanie najważniejszych cech danego gatunku muzycznego. W elektronice spod znaku „Touch” Yello spokojnie wytwarzał sejsmiczne pomruki w moim pokoju, by za moment przeszyć przestrzeń wyrazistymi przesterami, a w innym kawałku popisać się dobrym odtworzeniem damskiej wokalizy. W zasadzie już jeden krążek pokazał, że co jak co, ale ciekawe pokazanie świata muzyki nasz bohater ma wpisane w kod DNA. Jednakże nie byłbym sobą, gdybym nie skonfrontował go z czymś wysublimowanym. Takim materiałem okazała się być najnowsza pozycja oficyny ECM z nieodżałowanym Tomaszem Stańko wespół z wówczas jeszcze współpracującym z nim, późniejszym trio Marcina Wasilewskiego. To bardzo mistycznie zagrana płyta, co sprawia, ze sprzęt musi umieć operować nie tylko z dobrą barwą, ale również umieć oddać tembr brzmienia trąbki, dostojność fortepianu, dobrze zbilansowanie pomiędzy informacjami o strunach i pudle rezonansowym kontrabasu, a na koniec umiejętnie zawiesić dźwięczne przeszkadzajki bębniarza. I kolejny raz ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu udało się całość nieźle zawiesić w moim pokoju. Z niezbędnym oddechem, odpowiednim nasyceniem i stosowną lotnością, co pozwoliło z przyjemnością przesłuchać płytę w całości. Z oczywistych względów wielofunkcyjności, wyglądu i niewygórowanej za Axxessa Forté ceny tę pozycję słyszałem w nieco lepszym wykonaniu, jednak nie oszukujmy się, to początek oferty i jak na ten status w najmniejszym stopniu nie miałem powodów do narzekania. Tym bardziej, że sprawiłem mu ewidentną jazdę bez trzymanki w postaci wymagających kolumn, z którymi suma summarum bardzo dobrze sobie poradził. Z Børresenami X2 z poprzedniego testu wszystko byłoby bardziej wyraziste, jednak to już wszyscy wiedzą, dlatego tak ważny dla w moim mniemaniu jest dobry wynik z inną ligą zespołów głośnikowych. A to dlatego, że pokazuje ewidentną uniwersalność nie tylko w kwestii wielozadaniowości, ale również dobrego radzenia sobie z różnym obciążeniem. Przecież wiadomym jest, że każdy potencjalny nabywca ma już jakiś zestaw kolumn w posiadaniu, dlatego znając potencjał brzmieniowy i mocowy tytułowego urządzenia jedynym problemem do rozwiązania przez danego delikwenta jest kontakt ze sklepem w celach prób na żywym organizmie. A przewrotnie powiem, iż nie zdziwię się gdyby taki ruch okazał się być drogą urządzenia w jedną stronę. Tak, tak, mam na myśli pozostawienie sobie tego Duńczyka na stałe, gdyż mimo rozmiarowej niepozorności jest tego wart.
Czy punkt zapalny dzisiejszego spotkania jest warty głębszego zainteresowania? Cóż, to już moja druga przygoda z nim i drugi raz znakomicie się obronił. W pierwszym występie z uwagi na łatwiejsze kolumny nawet brylował, zaś w drugim pokazał, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Do kogo kierowałbym Axxessa Forté 1? To wynika z jego wielofunkcyjności, czyli wszystkich tych, którzy chcą w dobrej jakości posłuchać muzyki i niekoniecznie zabudowywać całej szafki rozbudowanym zestawem audio. Tak tak, w dobrej jakości, gdyż bez naginania faktów oznajmiam, że uzyskana jakość dźwięku jest w pełni adekwatna, a dla wielu z Was może nawet okazać się zaskakująco wysoka w stosunku do jego ceny. A do tego jeszcze świetnie wygląda, co często jest jednym z najważniejszych punktów podczas negocjacji melomana ze swoją drugą połówką. Banał? Bynajmniej, o czym po takich pertraktacjach moich znajomych nie raz się przekonałem.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Audio Emotions
Producent: Audio Group Denmark
Ceny
Axxess Forté 1: 22 900 PLN
Axxess Noir (stopki antywibracyjne / 4 szt): 2 490 PLN (cena bez kulek)
Dane techniczne
Wejścia cyfrowe: Toslink; BNC S/PDIF (32-192kHz /16-24 bit), MQA; USB B (PCM 32-384kHz / 16-32 bit, MQA, DSD64/DSD128)
Wyjścia: Pre out – RCA; słuchawkowe 1/4″ jack
Łączność: 1 x LAN RJ-45; 2 x USB A (Max. pojemność dysku 2 TB).
Wejścia analogowe: para RCA
Moc wyjściowa: 2 x 100 W / 8 Ω
Wymiary (S x G x W): 370 x 420 x 110 mm
Waga: 7,9 kg
Opinia 1
Choć swój komercyjny debiut bohater niniejszego odcinka naszych audiofilskich bajań ma już dawno za sobą, gdyż na rynku obecny jest od 2015 r., to dziwnym zbiegiem okoliczności w Polsce pojawił się dopiero teraz. Zastanawiające? Niekoniecznie, gdyż kojarzony głównie z High-Endem i analogiem dystrybutor marki – katowicki RCM, wszelakiej maści plikograje traktuje li tylko w kategoriach ciekawostek przyrodniczych. Co prawda na przestrzeni ostatniej dekady miałem okazję dwukrotnie zmierzyć się z obecnymi w jego portfolio multimedialnymi „kombajnami” umożliwiającymi m.in. odtwarzanie plików – w 2012 r. na kilka tygodni zagościł u mnie Trigon Chronolog, a w 2015 r., w ramach beta-testów, znęcałem się nad Alluxity Media One, jednak na tle obecnej powszechności serwisów streamingowych i digitalizacji zarówno na nośnikach fizycznych, jak i „w chmurze” własnych zbiorów muzycznych śmiało możemy uznać to za działania mocno incydentalne. Najwidoczniej jednak zachodzących na rynku zmian nie sposób było dłużej ignorować i chcąc mieć na przysłowiowej półce coś spełniającego multimedialne kryteria zwykłych zjadaczy chleba, czyli w nieco bardziej przystępnych cenach, trzeba było rozejrzeć się za odpowiednim kandydatem. Zamiast jednak podejmować ryzyko związane z wprowadzaniem nowej, bądź przygarnianiem jakiejś porzuconej przez innego dystrybutora marki, RCM postawił na sprawdzone źródło i po prostu zaopatrzył się w stosowne, spełniające współczesne wymogi „wszystkomania” 4w1. Mowa o uroczo kompaktowym, kuszącym niemalże lifetyle’ową aparycją Trigonie Trinity, który po wstępnej rozgrzewce w katowickiej kwaterze głównej przez kilka ostatnich tygodni gościł w naszej redakcji.
Mam cichą nadzieję, iż zarówno sam wstępniak, jak i powyższa galeria dały Państwu jasno do zrozumienia, że tym razem, oczywiście chwilowo i wybitnie okazjonalnie schodzimy z pułapu ekstremalnego High-Endu. Nie oznacza to bynajmniej, że zarówno ww. dystrybutor, jak i my rozpoczynamy eksplorację hipermarketowej masówki, lecz po prostu mówimy o rasowym, zdroworozsądkowym Hi-Fi. Dzięki temu zamiast wszechobecnych plastików możemy cieszyć oko szlachetnością szczotkowanego aluminium frontu, funkcjonalnością konwencjonalnego odtwarzacza CD, uniwersalnością wzmacniacza zintegrowanego (z wyjściami z sekcji preampu), zdolnego obsłużyć zarówno nasze lokalne pliko-zbiory, jak i serwisy streamingowe oraz internetowe rozgłośnie radiowe streamera i CD-Rippera, który za naciśnięciem jednego przycisku zdolny będzie zgrać i prawidłowo otagować (z pomocą freedb.org) srebrne krążki do postaci plików FLAC zapisanych na wskazanej pamięci masowej.
Jednak po kolei. Centrum 40 cm aluminiowego frontu zajmuje kolorowy, konwencjonalny – znaczy się „nie dotykowy”, wyświetlacz po którego lewej stronie umieszczono pięcioprzyciskowy krzyżak umożliwiający nawigację po menu i obsługę urządzenia i gniazdo USB do podłączania zewnętrznych dysków i pendrive’ów a po prawej otoczone kolorową (barwę można zdefiniować w menu) aureolką pokrętło głośności, oczko czujnika IR i gniazdo słuchawkowe. Tuż pod nim, znaczy się wyświetlaczem, skromnie przycupnął otwór napędu szczelinowego. Korpus wykonano z solidnej stalowej blachy i pozbawiono jakichkolwiek elementów wzorniczych, nie licząc kilkunastu nacięć umożliwiających cyrkulację powietrza wewnątrz obudowy.
Zdecydowanie więcej dzieje się na ścianie tylnej, na bokach której symetrycznie umieszczono pojedyncze terminale głośnikowe, niejako zamykające w swych klamrach bogactwo udostępnionych przez producenta przyłączy. I tak, patrząc od lewej, mamy zintegrowane z głównym włącznikiem i bezpiecznikiem gniazdo zasilające IEC, kratkę wywietrznika i logicznie rozdzielone sekcje – cyfrową obejmującą dwa wejścia Toslink, dwa koaksjalne i aż trzy dedykowane pamięciom masowym porty USB, które uzupełnia gniazdo Ethernet, oraz analogową reprezentowaną przez wyjścia z przedwzmacniacza w standardzie RCA i XLR, wyjście na zewnętrzny rejestrator i trzy pary wejść liniowych. Nie zabrakło też gniazda triggera. Całość ustawiono na czterech podklejonych filcem nóżkach a z drobiazgów natury użytkowej warto zwrócić uwagę na fakt braku w standardowym wyposażeniu pilota zdalnego sterowania. Powód? Dość prozaiczny, gdyż Trinity z powodzeniem można i wręcz należy obsługiwać z poziomu dedykowanej … i tu niespodzianka, gdyż wcale nie aplikacji, a dostępnej po wpisaniu w przeglądarkę adresu IP pod jakim zgłasza się urządzenie w naszej domowej sieci, strony www. Oczywiście w ofercie kompatybilne piloty są dostępne, acz za stosowną opłatą.
Może i siermiężność firmowego interface’u Trigona nie zachwyca a i prędkość działania znacząco odbiega od tego, do czego zdążyła nas przez ostatnie lata przyzwyczaić konkurencja, jednak trzeba przyznać, że zyskujemy pełną swobodę co do systemu „sterownika”, jaki wybierzemy. Jak to mówią coś za coś, tym bardziej, że mamy do czynienia z urządzeniem mającym de facto już pięć lat na karku a to, przynajmniej w „cyfrze”, naprawdę sporo. Grunt, że wszystko działa i jedyne do czego tak naprawdę mógłbym się przyczepić to dwa drobiazgi dotyczące korzystania z zewnętrznych zasobów sieciowych. Pierwszym jest brak informacji o parametrach „transmisji” sygnału internetowych rozgłośni radiowych, a drugim brak możliwości sortowania ulubionych pozycji w Tidalu inaczej aniżeli alfabetycznie. Przykładowo zarówno dedykowana apka Tidala, jak i MusicCast Controller Yamahy daje możliwość wyboru widoku zgodnego z chronologią dodawania i lada moment taką funkcjonalnością będzie mógł pochwalić się również Lumin. Niemniej jednak zarówno logotypy rozgłośni radiowych, jak i okładki odtwarzanych albumów wyświetlają się prawidłowo a sama czytelność wyświetlacza określę jako wysoce satysfakcjonującą.
Uruchamianie Trinity to swoisty spektakl świateł i skojarzenia z dyskoteką, bądź lunaparkiem wydają się całkiem uzasadnione. Po prostu przez pierwszych kilkanaście sekund aureola wokół pokrętła głośności mieni się wszystkimi kolorami tęczy, by po wykonaniu pełnej procedury kontrolnej przybrać zdefiniowaną przez producenta, bądź wybraną przez użytkownika w menu, już pozbawioną pulsacji barwę. Nie ukrywam, że takie zachowanie, bądź co bądź niekoniecznie dedykowanego miłośnikom „disco z błyskiem”, urządzenia może na początku wprawiać nabywców w lekką konsternację, ale proszę mi wierzyć na słowo, że po kilku dniach po prostu przestaje się na takie drobiazgi zwracać uwagę, a jeśli chodzi o oferowane przez Trigona brzmienie, to … już po pierwszych taktach wiadomo, że żarty się skończyły. Śmiem wręcz twierdzić, iż zaskoczenie odbiorcy może być nie mniejsze niż przy startowej iluminacji, gdyż Trinity gra dźwiękiem zupełnie nieadekwatnym do swojej postury. Wolumen jest bowiem duży, podobnie z resztą jak scena, więc nie mamy wrażenia, że ktoś „nadmuchane” źródła pozorne usilnie próbuje wcisnąć w ramy wyznaczane przez rozstaw kolumn i metraż pokoju. Ponadto równowaga tonalna jest delikatnie przesunięta w dół a i samą charakterystykę barwową z powodzeniem można uznać za lekko przyciemnioną. W rezultacie otrzymujemy kawał potężnego, opartego na solidnym basowym fundamencie grania aż proszącego się, by choć przez kilka … godzin połomotać.
Zamiast jednak, jak to zwykle mam w zwyczaju, wytaczać najcięższe działa w stylu „I Loved You at Your Darkest” Behemotha uznałem, że może na początek nie będę stresował „tęczowego malucha” agonalnymi porykiwaniami Nergala i iście piekielną wrzawą, jaką czynią i w ramach niezobowiązującej rozgrzewki jego kompani, sięgnąłem po koncertowy krążek „Live In Tokyo” autorstwa G3, czyli gitarowego dream teamu w składzie Joe Satriani, Steve Vai & John Petrucci. I? W telegraficznym skrócie? Rewelacja. Nie dość, że wirtuozerskie riffy miały odpowiednią moc i przede wszystkim flow, to w dodatku pomimo „firmowego” pogrubienia konturów nie zlewały się w impresjonistyczne plamy, lecz dawały całkiem niezłe współrzędne, gdzie który z „wioślarzy” się ulokował na scenie i pozwalały bez większego problemu śledzić ich ruch po tejże. Równie przekonująco wypadała minimalistyczna konferansjerka prowadzona przez sprawców tego całego zamieszania z nader żywo reagującą publicznością.
Przesiadka na hollywoodzką symfonikę, czyi ścieżkę dźwiękową „X-Men: Dark Phoenix” Hansa Zimmera okazała się kolejnym strzałem w przysłowiową dziesiątkę. Minorowe tempa przeplatane spektakularnymi tutti i wejściami chóru potrafiły wgnieść w fotel, choć atak miał słyszalnie zaokrąglone kopnięcie. Warto jednak pamiętać na jakim pułapie cenowym się znajdujemy i z jaką ilością urządzeń zamkniętych w jednej obudowie mamy do czynienia. Dlatego też jedynie wspominam o tym fakcie z czysto reporterskiego obowiązku, nie mając nawet najmniejszych podstaw do krytyki.
Na zdecydowanie bardziej audiofilskim repertuarze, jak daleko nie szukając „She Moves On” Youn Sun Nah, czy „Smash” Patricii Barber pierwsze skrzypce zaczęła grać karmelowo gęsta i sugestywnie wypchnięta do przodu średnica i choć bezdyskusyjnie było to odstępstwo od ortodoksyjnej transparentności śmiało mogę domniemywać, że większość nabywców Trigona będzie właśnie z takiej „muzykalności” szalenie zadowolona. Zamiast bowiem stawiać na wyczynowość i hiper detaliczność, które z kolumnami z pułapu 10-15 kPLN, a więc w cenie samego Trinity, spowodowałyby więcej szkód aniżeli pożytku niemiecki all’in’one woli skupiać się na warstwie emocjonalnej reprodukowanej muzyki a nie dzielić włos na cztery a dźwięki na atomy.
Wydawać by się mogło, że oscylując wokół pi razy drzwi dziesięciu – dwunastu tysięcy PLN przy odrobinie szczęścia jesteśmy w stanie upolować jeden w miarę dobrze grający komponent do kompletowanego zestawu aspirującego do miana Hi-Fi. Na upartego dwa, lecz wtedy w ramach kompromisu koniecznym może okazać się leczenie dżumy cholerą, czyli wzajemne uzupełnianie zalet i niwelowanie wad poszczególnych elementów układanki. Tymczasem potrzebujący do szczęścia jedynie kolumn Trigon Trinity nie dość, że oferuje funkcjonalność nie dwóch, nie trzech a czterech urządzeń, to w dodatku gra na poziomie nieosiągalnym da większości podobnie do niego wycenionych „wież”. Jeśli więc oczekujecie Państwo od swojego systemu odrobiny słodyczy i zwykłej przyjemności obcowania z ulubioną muzyką a przy tym niekoniecznie macie ochotę na drenaż domowego budżetu gorąco polecam odsłuch tytułowego malucha.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
Opinia 2
Śmiem twierdzić, iż z punktu widzenia ortodoksyjnego audiofila świat niestety oszalał. Na czym opieram tak dramatyczną tezę? Nie trzeba być specjalnie utalentowanym detektywem, aby zorientować się, iż praktycznie każdy, nawet kojarzony z najwyższą jakością dźwięku producent, w swej bogatej ofercie posiada tak zwane urządzenia all in one, czyli mówiąc kolokwialnie wielozadaniowe muzyczne kombajny. Czy to źle? Naturalnie nie, gdyż trzeba iść z duchem czasu i proponować klienteli oczekiwane przez nią rozwiązania. Jednak w moim mniemaniu, bardzo ważnym aspektem w tej zabawie jest ustanowienie przez dany brand punktu zero w swoim portfolio, za którym nie ma szans na pojawianie się tego typu zabawek. Powód? Oczywiście nikt tego głośno nie mówi, ale jakże elementarny. Otóż napchanie do obudowy wielu nawzajem interferujących między sobą szkodliwym promieniowaniem układów elektrycznych, w wartościach bezwzględnych musi skończyć się pogorszeniem jakości kreowanego w naszych domostwach świata muzyki. Owszem, im niżej w cenniku, a co za tym idzie z większym przymrużeniem oka potraktowanie fonii danego komponentu, tym mniej to słychać, jednak fakt jest faktem, wielozadaniowość nie jest drogą do osiągnięcia prawdy o dźwięku na żywo, tylko przy dostępności wielu ułatwiających życie potencjalnemu użytkownikowi funkcji, do uzyskania na ile to możliwe, najlepszej jego inkarnacji. Jaki cel ma powyższy wywód? Otóż jeśli utożsamiacie się z moją teorią, mam dla Was ciekawy temat. Jaki? Nie zdziwię się, gdy z zainteresowaniem zapoznacie się z kilkoma akapitami o znakomicie radzącym sobie w spełnianiu najbardziej wymyślnych potrzeb, przy zaskakująco dobrym dźwięku, ale bez siłowego kreowania się na przedstawiciela High End-u, nowego pokolenia wielbicieli muzyki wielozadaniowcu. Mowa o Trigonie Trinity, na którego pokładzie znajdziemy min. przetwornik cyfrowo/analogowy, wzmacniacz zintegrowany, odtwarzacz płyt CD i wiele innych dodatków, który w okowach OPOS-u zawitał dzięki stacjonującemu w Katowicach RCM-owi.
Analizując fotografie już od pierwszego spojrzenia wyraźnie widać, że nasz bohater podąża bardzo nowoczesną, a przez to świetnie wpisującą się w najnowsze trendy designu wielu domostw, drogą. Co mam na myśli? Otóż oprócz stonowanego wyglądu w przypadku widzimisię użytkownika potrafi prawie zniknąć z pola widzenia. Jak to osiągnąć biorąc pod uwagę widniejące na zdjęciach konotacje z mieniącą się feerią światełek bożonarodzeniową choinką? Bardzo prosto. Wystarczy użyć opcji wygaszania iluminacji, co wespół z niezbyt wielką, wykończoną w czarnym proszkowym lakierze obudową pozwoli z łatwością wtopić się Trigonowi w tło goszczącego go domostwa. A design? Głupie pytanie, to przecież gra kolorów, czyli w tym przypadku czerń obudowy i srebro manipulatorów, a wszytko okraszone wielkim wyświetlaczem. Jak to wygląda? Patrząc na front od lewej flanki producent zaaplikował ułożony w kształcie krzyża pięcioguzikowy panel do nawigacji po wszystkich dostępnych funkcjach. Tuż obok dla ułatwienia podłączania masowych pamięci znajdziemy port USB. Mniej więcej w centrum swoje miejsce znalazł wspomniany, skryty pod czernionym akrylem wyświetlacz. Pod nim usytuowano szczelinę umożliwiającą karmienie urządzenia płytami CD. Nieco na prawo przycupnęło wejście dla słuchawek. Zaś całkiem z prawej strony wielkie pokrętło głośności. Sporo tego? Może i tak, jednak całość po wygaszeniu iluminacji naprawdę wygląda dyskretnie. Inaczej, to znaczy bardziej radośnie w kwestii funkcjonalności jest na tylnej ściance. Powód? A jakże, spełnienie wielozadaniowości. Przecież mamy do czynienia z odtwarzaczem płyt kompaktowych, przyjmującym zewnętrzne sygnały DAC-em, wzmacniaczem zintegrowanym i co najistotniejsze streamerem. Dlatego też na skrajnych rubieżach konstruktorzy zaproponowali pojedynczy zestaw zacisków kolumnowych, lekko z lewej strony zintegrowane z głównym włącznikiem gniazdo zasilania, zaś resztę połaci tylnego panelu okupują serie wejść cyfrowych: 2 x OPTICAL, 2 x SPDIF, 3 x USB, 1 x ETHERNET, a także pojedyncze wyjście analogowe w standardzie XLR i pięć par gniazd typu RCA – 3 wejścia linowe, i po jednym wyjściu PRE/OTU, PRE/REC. Niestety pilot zdalnego sterowania jest za dopłatą. Jednak bez paniki, gdyż urządzeniem bardzo łatwo sterujemy specjalną (webową) aplikacją na telefon, spychając mus posiadania popularnego „leniucha” w tak zwany, z góry zaplanowany podążaniem elektroniki użytkowej za najnowszymi trendami, niebyt.
Analizując temat brzmienia tytułowego urządzenia, nieco w opozycji do stanowczych twierdzeń z akapitu rozbiegowego jestem zmuszony stwierdzić, iż biorąc pod uwagę ilość spełnianych funkcji, za nie oszukujmy się, bardzo przystępną dla zwykłego Kowalskiego cenę, generowany dźwięk był zaskakująco dobry. Nie wiem jakim cudem, ale oferta soniczna nosiła znamiona fajnej energii, zjawiskowego nasycenia, dużej plastyki, a przy tym tylko delikatnego stonowania w najwyższych rejestrach. To ma się nijak do twierdzenia, że podobne ustrojstwo ma grać jedynie przyzwoicie. Jednak trochę się usprawiedliwiając dodam, iż nie było to przysłowiowe dotknięcie absolutu. W przypadku Trigona Trinity dostałem pełen emocji, bo świetnie podkreślający magię wszelkich opartych o wokalizę i odbywających się w kubaturach kościelnych wydawnictw muzycznych przekaz. To oczywiście zasługa nie tylko nasycenia i gładkości dźwięku, ale również dobrego zagospodarowania wirtualnej sceny muzycznej w wektorach szerokości i głębokości. Jednak to nie wszystkie atuty dzisiejszego gościa, bowiem konsekwentnie zgłębiając jego walory dźwiękowe nie mogę przemilczeć faktu wręcz zjawiskowego oddania energii grających w środku pasma i w dolnych zakresach instrumentów. Tak tak, sam jestem zaskoczony, że na tym pułapie cenowym, tak dobrze można oddać puls słuchanej muzyki. To zazwyczaj zdarza się w znacznie bardziej zaawansowanych konstrukcjach, a nie w wielozadaniowym grajku. Jest tylko jedna uwaga. Otóż takie postawienie punktu ciężkości i energii sprawia, iż z ciemnymi kolumnami może nie będzie przysłowiowej buły, ale możecie odczuć coś na kształt przyciemnienia światła na scenie. To uczucie naturalnie po kilku minutach odchodziło w niebyt, a w przypadku połączenia TT z już neutralnymi, a co dopiero mówić lekko rozjaśnionymi zespołami głośnikowymi, będzie w ogóle niezauważalne, jednak z obowiązku mówienia prawdy i tylko prawdy nie mogę, o tym nie wspomnieć. Jednak co istotne, wspomniany aspekt w najmniejszym stopniu nie przeszkadzał, a rzekłbym nawet, że był zbawienny na materiale rockowym i temu podobnym. Za każdym razem dostawałem pełną energii, zazwyczaj wykrzyczaną – niestety rock-meni najczęściej się drą, a nie śpiewają – buntowniczą opowieść, która z racji często złej, bo mocno skompresowanej realizacji, nawet bardzo tego potrzebowała. Niemożliwe? Spróbujcie. Też tak myślałem, ale w konsekwencji tego testu okazało się, że niemiecki producent znalał lekarstwo na takie realizacyjne kwiatki. Tak wyglądał ogólny sposób prezentacji. I nie ma znaczenia, czy słuchałem z wewnętrznego CD, czy streamera, gdyż obydwa źródła miały mniej więcej taki sam sznyt brzmieniowy. Jednak nie byłbym sobą, gdybym nie spróbował podłączyć do znajdującego się w trzewiach naszego bohatera DAC-a swojego, dziesięciokrotnie droższego transportu CD CEC TL0 3.0. Efekt? A jakże, poprawa. Jednak sugeruję odpuścić sobie taki mariaż, bowiem przyrost jakości dźwięku ma się nijak do ewentualnie poniesionych kosztów. Trigon Trinity jest konstrukcją skończoną i moim zdaniem wiedząc co potrafi, nie ma sensu siłowo podnosić jego kwalifikacji brzmieniowych. No chyba, że mamy stojący gdzieś bezczynnie transport CD, wówczas to już na starcie fajne granie jesteśmy w stanie dodatkowo uszlachetnić.
Czy to jest produkt dla wszystkich? Jako źródło aspirujące do miana High Endu nie. Ale nie dlatego, że grał słabo. Po prostu grał na tyle, na ile pozwoliły związane z licznymi funkcjami i założonym budżetem konstrukcyjne kompromisy. Jednak jeśli patrzeć na to przez pryzmat oferującej podobne komponenty konkurencji, nie możecie przejść obok Trigona obojętnie. To energicznie, ale dzięki fajnemu nasyceniu również bardzo emocjonalnie grające urządzenie. A przecież w słuchaniu muzyki o wywoływanie podobnych stanów duchowych chodzi. A gdy do tego dodacie szeroką ofertę obsługiwania sygnału audio z jego końcowym wzmocnieniem, może okazać się, że po aplikacji Trigona Trinity w Wasz tor, konkurencja zostanie znokautowana. Czy tak rzeczywiście się stanie? Ręki pod topór nie położę, ale zapewniam, podczas prób na własnym podwórku możecie bardzo pozytywnie się zaskoczyć.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Dystrybucja: RCM
Cena: 12 500 PLN, w opcji pilot zamawiany razem z urządzeniem 600 PLN
Dane techniczne
Funkcje: Odtwarzacz CD, wzmacniacz zintegrowany, Streamer, CD-Ripper
Moc wyjściowa: 2 x 85 W / 8Ω, 125 W / 4Ω
Obsługiwane formaty audio: wav, flac, cdda, aac do 192 kHz /24 Bit Gapless-Playback
Pasmo przenoszenia: 15 Hz – 22 kHz (-3 dB)
THD: < 0.02 %
Przesłuch między kanałami: < 80 dB (1 kHz )
SNR: < 96 dBA
Impedancja wejściowa: 47 kΩ
Impedancja wyjściowa: 33 Ω
Wejścia: 4 x SPDIF, 3 x LINE, 4 x USB, 1 x ETHERNET
Wyjścia: głośnikowe, 1 x słuchawkowe, 1 x Preamp Out XLR, 1 x Preamp Out RCA, 1 x Record Out, 1 x 10V Remote
Wymiary (S x W x G): 400 x 110 x 266 mm
Waga: 7 kg
W październiku 2016 roku Auralic zapowiedział swój najnowszy produkt ujawniając też jego nazwę – Polaris. Nazwa oznacza Gwiazdę Polarną, mamy nadzieję że produkt ten będzie prawdziwą gwiazdą w naszej ofercie.
Auralic Polaris to system wszystko w jednym (all-in-one) czyli oprócz urządzenia streamingującego mamy wbudowany wzmacniacz zintegrowany do podłączenia zewnętrznych głośników. Wystarczy podpiąć Auralic Polaris do internetu, podłączyć głośniki i już możemy cieszyć się muzyką najwyższej jakości.
Do urządzenia możemy podłączyć aż 17 różnych źródeł dźwięku, w tym strumieniowych, cyfrowych i analogowych. POLARIS może działać jako centrum domowej muzyki przyjmując sygnał praktycznie z każdego możliwego źródła. Potrafi odczytywać pliki zawarte na dysku twardym, pamięci przenośnej, udostępnionych folderów sieciowych czy serwerów muzycznych opartych na DLNA / UPnP.
Jest też wyposażony w dwie pary wielofunkcyjnych złącz RCA. Działają one w trybie przedwzmacniacza gramofonowego, wejścia liniowego albo wyjścia przedwzmacniacza. Wszystkie tryby pracy można skonfigurować w menu urządzenia. Wejścia cyfrowe jak AES/EBU, Coaxial, Tosling oraz złącze USB dają możliwość pracy Auralic’a jako samodzielny DAC’a bezpośrednio z komputera.
AplikacjaLighting DS pozwala słuchać muzyki z serwisów strumieniowych jak Tidal, Quobuz w jakości bezstratnej. Nie zabrakło oczywiście możliwości słuchania radia internetowego. Dodatkowo dzięki funkcji AirPlay, Songcast ,Wifi oraz Bluetooth można w alternatywny sposób przesyłać muzykę do POLARIS z Apple Music, Spotify i innych dostawców za pośrednictwem smartphone czy komputera.
Urządzenie potrafi pracować również jako końcowy element systemu Roon Ready. Wraz z oprogramowaniem Roon jest to zupełnie nowy sposób na odkrywanie muzyki.
Przy zamawianiu Polaris istnieje możliwość zamontowania wewnątrz dysku twardego (2,5 cala) HDD lub SSD pełniącą rolę pamięci wewnętrznej. W ten sposób Polaris przekształca się w serwer muzyczny ze wszystkimi możliwościami. Nie istnieje żadne ograniczenie pojemności zamontowanego dysku. Można we własnym zakresie zakupić taki dysk i zamontować w urządzeniu.
Polaris oparty jest na platformie sprzętowej Tesla i posiada procesor Quad – Core Coretex – A9 1 GHz, 1 GB pamięci DDR3, oraz 4GB pamięci systemowej. AURALiC wybrał tę platformę dzięki jej elastyczności i długoterminowego wsparcia technicznego. W planach są funkcje, które będą oferowały DSD upsampling , Room Accoustic Treatment i wsparcie MQA . Wszystkie te funkcje mogą być dostarczone poprzez automatyczne aktualizacje online bez konieczności ingerencji użytkownika.
Moc wyjściowa ciągła jaką uzyskuje Polaris to aż 180W. Powinna ona z powodzeniem wystarczyć do cieszenia się najwyższej klasy dźwiękiem z zaawansowanych konstrukcji głośnikowych.
AURALiC wprowadza w tym modelu kolejną innowacyjną technologię: Hybrid Analog Volume Control technology. Wykorzystuje ona zarówno cyfrową jak i analogową regulację głośności, aby dostarczyć jak najlepszą jakość dźwięku. Analogowa regulacja głośności uruchamiana jest co 12dB cyfrowego wzmocnienia, aby osiągnąć lepszy stosunek sygnału do szumu (SNR), lepszą harmonię i kontrolę zniekształceń sygnału (THD+N) oraz poprawniejszą charakterystykę liniową.
Wykorzystanie tej technologii, zapewnia, iż DAC pracuje zawsze w najlepszym zakresie wydajności. Przekłada się to na mniejsze zniekształcenia, lepszy zakres dynamiki oraz wysoką jakość dźwięku już od najmniejszego poziomu głośności.
To wszystko dostajemy w eleganckiej obudowie w pojedynczym urządzeniu, które dzięki tak dużej wszechstronności i wielkich możliwościach z powodzeniem może zastąpić zestawy składające się z wielu elementów. Do tego prostota obsługi oraz wygoda są na najwyższym poziomie.
Auralic POLARIS, można kupić wybranych sklepach, a także odsłuchać w sklepach Audiokracja w Polsce. Sugerowana cena detaliczna wynosi 17 000 PLN brutto.
Specyfikacja techniczna
● Moc urządzenia: 120W/180W (8 Ohm/4 Ohm)
● Pasmo przenoszenia: 20 – 20KHz, +/- 0.5dB*
● THD+N: <0.01%, 20Hz-20KHz@1W
● IMD: <0.01%, 20Hz-20KHz@1W
Możliwości streamingu
● Network shared folder
● USB Drive
● Internal Music Storage**
● uPnP/DLNA Media Server
● TIDAL and Qobuz streaming
● Internet Radio
● AirPlay
● Bluetooth
● Songcast
● RoonReady
Wejścia cyfrowe
● 1*AES/EBU
● 1*Coaxial
● 1*Toslink
● 1*USB device to computer
● 2*USB host to storage and DAC
● 1*RJ45 Gigabit Ethernet
● 1*802.11b/g/n/ac Tri-Band WiFi
Wejścia analogowe
● Line Stage (Input Sensitivity: 2Vrms)
● MM Phono Stage (Gain: 36dB, 65mV at maximum)
Wyjścia analogowe
● Single-Ended RCA (6Vrms @ 0dBFS)
● Loudspeaker Binding Post
Obsługiwane pliki
AAC, AIFF, ALAC, APE, DIFF, DSF, FLAC,MP3, OGG, WAV, WV and WMA
Obsługiwane cyfrowe formaty
All PCM from 44.1KS/s to 384KS/s in 32Bit*** , DSD64, DSD128, DSD256***
Oprogramowanie do kontroli
● AURALiC Lightning DS for iOS
● AURALiC RC-1 remote control
● OpenHome compatible control software
● uPnP compatible control software
● Roon
Zużycie energii
● Sleep: <10W
● Playback: 450W at max.
Wymiary
● 13”W x 10.2”D x 2.6”H (33cm x 26cm x 6.5cm)
Waga
● 10.0 pounds (4.5kg)
Dostępne wykończenie
● Matte Black / Matte Silver
Najnowsze komentarze