Opinia 1
Jedni robią porządki na Wielkanoc, drudzy na Gwiazdkę a jeszcze innych do ogarnięcia artystycznego nieładu motywuje nadchodząca wizyta … Teściowej. Generalnie powód odgruzowania jest mało istotny. Grunt, żeby przeprowadzać je na tyle regularnie, by nie doprowadzić do stadium „przewróciło się, niech leży”, czyli momentu akceptacji otaczającego nas chaosu. Jak się jednak okazuje również nadmierna skrupulatność, szczególnie połączona z pewnymi przejawami pracoholizmu potrafi spłatać psikusa niepostrzeżenie usuwając z pola widzenia pewne, wydawać by się mogło oczywiste i znajdujące się dosłownie na wyciągnięcie ręki elementy. I tak też właśnie było w przypadku naszego dzisiejszego gościa, który delikatnie rzecz ujmując zawitał do nas … czas jakiś temu i tak sobie leżakował. Dystrybutor nie cisnął, my standardowo nie narzekaliśmy na brak zajęć mniej, bądź bardziej systematycznie puszczając w świat kolejne przejawy radosnej twórczości starając się w miarę skromnych możliwości różnicować tematykę publikacji. I pewnie taki stan rzeczy trwałby sobie w najlepsze, gdyby w ramach niezobowiązującej kuracji odchudzającej jednego z dysków znanej w branży IT pod pojęciem back-upu nie wpadł mi w oko folder z nader intrygującą a zarazem nieprzetworzoną na zjadliwą i ogólnodostępną formę zawartością, czyli zdjęciami … jubileuszowej edycji pewnego, południowokoreańskiego „lampiszona”, czyli będącego bohaterem niniejszej, nieco archeologicznej epistoły Allnic Audio T-2000 25th Anniversary.
Już podczas sesji unboxingowej Allnic dał naszym kręgosłupom jasno do zrozumienia, że pomimo dość akceptowalnych gabarytów a dzięki wielce pomocnym uchwytom bocznym i tylnym niezaprzeczalnej poręczności chodzi w wadze ciężkiej i lepiej brać to pod uwagę przy próbie usadowienia go na nazbyt wiotkich i ażurowych stolikach (vide Quadraspire). W końcu 40 i to w dodatku dość nierównomiernie rozłożonych kilogramów szczotkowanego aluminium i szkła to nie w kij dmuchał, tym bardziej, że podczas pracy ilość wydzielanego przez niego, Allnica znaczy się, ciepła też musi jakoś się „rozejść” niekoniecznie „grillując” zbyt nisko usytuowaną nad nim półkę. Ot klasyczny lampowiec, który lepiej ustawić na honorowym miejscu i cieszyć nie tylko uszy, ale i oczy, niejako przy okazji zapewniając nader skuteczne ogrzewanie pomieszczenia odsłuchowego. Ot taki audiofilski odpowiednik zyskujących na popularności „bezdymnych” kominków. Przechodząc do konkretów wypadałoby jednak wspomnieć, iż T-2000 na swym masywnym, wykonanym z centymetrowego płata szczotkowanego aluminium froncie mieści zlokalizowany po lewej stronie przełącznik trybu pracy (trioda/pentoda) umożliwiający jego wybór „w locie”, centralnie umieszczoną gałkę regulacji głośności a po prawej obrotowy selektor źródeł w towarzystwie kolumny pięciu diod informującym o aktywnym wejściu. Włącznik główny przeniesiono na prawą ścianę boczną, co warto wziąć pod uwagę planując docelową lokalizację wzmacniacza.
Nie da się również nie zauważyć, iż tytułowa integra zamiast typowej i zazwyczaj niezbyt urodziwej klatki chroniącej lampy została dopieszczona zdecydowanie bardziej estetycznymi szklanymi tulejami dedykowanymi każdej z lamp z osobna. W rezultacie „szklarnia” ma wymaganą ochronę a jednocześnie nic nie stoi na przeszkodzie, by ją w trakcie pracy, bądź też spoczynku podziwiać. I tak, zgodnie z logiką i topologią wewnętrzną flanki obsadzone są przez pary charakterystycznych – jajopodobnych i zarazem jednych z moich ulubionych lamp mocy, czyli KT150 a z kolei centrum to już skupisko parki 6AK6 i kwadry E282F. Jako przyjemny akcent dekoracyjno – funkcjonalny można uznać dwa wychyłowe wskaźniki prądu podkładu lamp mocy. Drugą, a raczej trzecią linię we władanie oddano prostopadłościennym puszkom traf. Ściana tylna również nie rozczarowuje – po lewej umieszczono przedzielone hebelkowym selektorem impedancji pojedyncze terminale głośnikowe, w centrum zintegrowane z komorą bezpiecznika gniazdo zasilające IEC a następnie wyjścia z sekcji przedwzmaczniacza, cztery pary wejść RCA i co niezwykle miłe parę XLR-ów. Na wyposażeniu znajduje się również dopasowany solidnością i materiałem z jakiego go wykonano do jednostki głównej poręczny pilot zdalnego sterowania.
Jeśli chodzi o nieco mniej oczywiste, aniżeli pyszniącą się na tafli górnej szklarnię, technikalia, to T-2000 może pochwalić się autorską, 41-krokową i zdalnie sterowaną drabinka rezystorową o srebrnych wtykach, oraz transformatorami wyjściowymi „Full Engagement” z 4 niezależnymi, zawsze podłączonymi uzwojeniami wtórnymi, co nie prowadzi do utraty przez nie sprawności niezależnie od wybranego obciążenia (4-16Ω).
Pomijając kwestie natury estetycznej, znaczy się designu, przejdźmy do części poświęconej walorom sonicznym naszego bohatera, bo te co najmniej dorównują projektowi plastycznemu Allnic-a. Mamy bowiem do czynienia z niezwykle energetycznym a zarazem muzykalnym i rozdzielczym przekazem niepozwalającym na spokojne usiedzenie w miejscu przy większości repertuaru o nawet śladowym drajwie i szczątkowej sekcji rytmicznej. Nie ma najmniejszego znaczenia, czy azjatyckiej integrze przyjdzie wzmacniać zachęcające do ekstatycznych pląsów na parkiecie i obfitujące w syntetyczne basiszcze „TRANSLATION” Black Eyed Peas, epicko brutalne „Modern Primitive” Septicflesh, czy też pomimo mnogości nieoczywistych linii melodycznych zmysłowo swingujący „Because You Loved Me” Ranee Lee, gdyż każdorazowo pulsujący rytm będzie tym, na czym budowana będzie narracja. Oczywiście pod względem kontroli najniższych składowych, czy też precyzji ich definiowania Allnic ustępować będzie 300W tranzystorom, jednak proszę mi wierzyć, że bez bezpośredniego porównania efekt lekkiego pogrubienia, czy też minimalnego luzu nie powinien sprawiać nawet najmniejszych problemów. Nie powinien, o ile tylko ktoś posiadać będzie poprawnie skonfigurowaną i przemyślaną resztę systemu, gdyż z nazbyt obfitymi i mającymi tendencję do misiowatej ospałości kolumnami efekt może być nie do końca satysfakcjonujący. Szczególnie, gdy nieopatrznie wpadnie nam w ucho tryb triodowy, który co prawda świetnie sprawdza się w niewielkiej kameralistyce i zmysłowych plumkaniach w stylu „Give Me That Slow Knowing Smile” Lisy Ekdahl i „Quelqu’un m’a dit” Carli Bruni, bo nawet z szeleszczącej szansonistki potrafi zrobić niemalże wampa, jednak przy większym aparacie wykonawczym i ostrzejszych klimatach warto albo zastanowić się nad jakimiś wysokoskutecznymi zestawami głośnikowymi, bądź przełączyć się na zdecydowanie wydajniejszy, 100W tryb pentodowy. Niemniej jednak, trudno uznać T-2000 za jakiegoś słabeusza, bo z powodzeniem, o ile tylko nie próbowałem uzyskiwać zbliżonych do koncertowych poziomów głośności, był w stanie wysterować niezbyt łaskawe dla mających problemy z wydajnością prądowa i rzeczywistą mocą partnerów Dynaudio Contour 30. Dlatego też śmiem twierdzić iż jego lampowość stanowić będzie w lwiej części przypadków raczej zaletę aniżeli jakiekolwiek ograniczenie pod względem kompatybilności. A właśnie, kompatybilność, czyli de facto uniwersalność, to druga natura naszego gościa, bo wbrew stereotypom związanym z wykorzystywaną przez niego technologią – miłego uszom wiernych akolitom lamp przesycenia i przegrzania przekazu, tym razem mamy do czynienia z niezwykle zdroworozsądkowym obiektywizmem i raczej operowaniem w okolicach naturalności oraz transparentności niżeli siłowego zaznaczania własnej obecności w torze i odciskania „lampowego” piętna. Niby na upartego da się mu przypisać pewna eteryczność góry, jednak nie oznacza to jej wycofania, czy też anemiczności a jedynie pochodną niezwykłej czystości i wyrafinowania. Podobnie jest ze środkiem pasma, gdzie króluje namacalność i realizm a nie rozmemłana i rozgorączkowana pluszowość i niemalże mdląca słodycz.
Komu zatem mógłbym polecić Allnic Audio T-2000 25th Anniversary? Tak na dobrą sprawę wszystkim, z wyjątkiem ortodoksyjnych akolitów laboratoryjnej sterylności, prosektoryjnego chłodu i posiadaczy elektrostatów, z którymi tytułowa integra raczej nie znajdzie płaszczyzny porozumienia. Wszyscy pozostali, którzy chcą zasmakować w lampowych specjałach a jednocześnie niespecjalnie czują potrzebę wywracania posiadanego systemu do góry nogami i stawiania go na głowie śmiało mogą brać go na testy.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact; Vitus Audio SCD-025 Mk.II
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Tytułowa azjatycka marka Allnic Audio mimo, że jak pokazują fotografie, bazuje na ostatnio bardzo modnych lampach KT150, nie jest jakimś nowo powstałym jednostrzałowym bytem, tylko od lat mającym spore doświadczenie na rynku oraz rozbudowane portfolio podmiotem gospodarczym. Jednak z racji braku większego zaangażowania w promocję na rodzimym podwórku, mimo sporej wiedzy na temat oferty polskich dystrybutorów w kwestii brzmienia konstrukcji spod tego znaku towarowego dla nas jest całkowicie białą kartą. Na tyle znamienną w skutkach, że podczas rozmowy o potencjalnym teście czegoś z jej oferty pierwsze skojarzenia na bazie fonetycznego brzmienia nazwy kierowały moje zmysły w stronę znanego od lat producenta głośników. Jak się finalnie okazało, to prężny producent sekcji ogólnie pojętej elektroniki na bazie lamp próżniowych. Elektroniki, z szerokiego zaplecza której po ustaleniach z gliwickim dystrybutorem 4HiFI na testy do naszej redakcji trafił jubileuszowy wzmacniacz zintegrowany Allnic AudoT-2000 25th Anniversary.
W przypadku rzeczonej integry ewidentnie widać, iż mamy do czynienia z solidnym kawałkiem lampowego pieca. To słusznej wielkości, ważąca 40 kg wariacja na temat platformy nośnej dla zorientowanej na jej górnej połaci plejady stacjonujących w szklanych walcach lamp elektronowych – przednia część i skrytych w prostopadłościennych kubkach transformatorów. Fajnymi akcentami obudowy jest lekko podcięty w środkowej części, wykonany z grubego płata aluminium front, zorientowane w centrum górnej powierzchni obudowy, skryte pomiędzy lampami mierniki monitorujące prąd lamp mocy oraz płynnie wyprowadzone z pionowej płaszczyzny bocznych sztab aluminium ku górze i w stronę tylnej ścianki uchwytów do logistyki tego przecież ciężkiego wzmacniacza. Jeśli chodzi o wyposażenie awersu, w jego centrum dostajemy do dyspozycji wielką gałkę wzmocnienia, na lewej flance przycisk specyfikacji pracy urządzenia Trioda/Pentoda, zaś na prawej nieco mniejsze od Volume pokrętło wyboru wejść liniowych. Co do oferty przyłączeniowej na tylnym panelu, jak na wzmacniacz lampowy ciekawostką jest zestaw wejść w standardzie RCA i rzadko spotykanego jednego XLR, jednej przelotki RCA Pre Out, gniazda zasilania oraz dwóch par zacisków kolumnowych jako odczepy dla 4 oraz 8 Ohm. Nieco dziwnym, bo łamiącym wizualny spokój, jednak z drugiej strony bardzo ergonomicznym zabiegiem jest usytuowanie ma prawym boku tuż przy froncie inicjującego pracę urządzenia głównego włącznika. Naturalnie w zestawie znajdziemy również przyjemny w obsłudze, nieprzeładowany wizualnie zbędnymi przyciskami funkcyjnymi, lekkim podcięciem nawiązującego aparycją do podcięcia frontu samego wzmacniacza pilot zdanego sterowania. Kończąc ten akapit pakietem informacji o technikaliach najistotniejszymi i wartymi wspomnienia są: oddawana w trybie pentody dzięki zastosowaniu lamp KT150 moc na poziomie 100W oraz przełączanie trybów Trioda/Pentoda w tak zwanym locie. Resztę interesujących Was danych zwyczajowo znajdziecie w tabelce pod dzisiejszym testem.
Jakie są tak zwane znaki szczególne brzmienia tej konstrukcji? Zapewniam, że zaskakująco ciekawe, bowiem gdy w domenie zerojednkowej urządzenia lampowe dzielimy na aż kapiące magią szklanych baniek i swą bezkompromisowością podania krawędzi udające tranzystory, nasz bohater zdaje się łączyć obie te cechy. To oznacza, że jest mocny w dole, naturalnie jako pokłosie użycia zamkniętych w próżni wolnych elektronów esencjonalny w środku, ale również ciekawie dźwięczny w górnych rejestrach. Co dokładnie mam na myśli? Otóż dostajemy zaskakująco mocną oraz mimo lekkich krągłości krawędzi nieźle kontrolowaną podstawę basową, pokazujące namacalne źródła pozorne centrum pasma i iskrzące czymś na kształt połączenia srebra i złota, lekko i ze swobodą kreowane najwyższe rejestry. Czyli mówimy o dobrze rozumianym lampowym, jednak dalekim od przekroczenia dobrego smaku świecie muzyki. Pełnym fajnych krągłości, ale również potrafiącym basem przyprawić słuchacza o lekki bezdech i zawieszającym w nieskończoność najdrobniejszą soniczną iskierkę. Tłumacząc z polskiego na nasze, jak w dobrze skonstruowanym lampiaku muzyka brzmi zarazem mocno, czarująco i dźwięcznie. A co z budowaniem realiów wirtualnej sceny? Oczywiście jej formuła zagospodarowania przestrzeni między kolumnami w kwestii szerokości i głębokości jest bardzo dobra, jednak od pierwszych chwil nastawiona na lekkie przybliżanie muzyki w stronę słuchacza. Skądinąd przez wielu bardzo lubiane przybliżanie, jednak w wartościach bezwzględnych będące swoistym sznytem grania konstrukcji.
Ów sznyt świetnie wypadał choćby na płycie Cassandy Wilson „Blue Light ’Til Dawn”. To w znakomitej większości materiał pokazujący warsztat wokalny artystki, którego niekwestionowaną jakość dodatkowo podkreślało tendencyjne przybliżenie artystki w moim kierunku, jakby śpiewała tylko dla mnie. Jednak uspokajam potencjalnych malkontentów, nie siadała mi na przysłowiowych kolanach, tylko robiła krok w moją stronę, dzięki czemu jej występ stawał się bardziej namacalny – bez względu na fakt dwuznaczności tego określenia w opisanej sytuacji. A to nie koniec fajnych doznań, gdyż jej materiał zawsze jest dopieszczony realizacyjnie i dzięki odpowiedniemu podaniu instrumentów brylujących w dolnym i górnym zakresie, każdy motyw zmiany tempa i energii uderzenia pełną blasku muzyką był znakomicie zaprezentowany. A jeśli tak, chyba nikogo nie zdziwi fakt, że całość wypadała bardzo muzykalnie i czarująco, przy dobrym konsensusie ilości muzyki w muzyce. Co ciekawe, taką i tak już bardzo gorącą emocjonalnie prezentację dało się dodatkowo lekko podkręcić, bowiem swoje spostrzeżenia opisuję z testu bazującego na trybie pentodowym. A jak wiadomo, trioda zawsze oferuje pakiet barwowej nonszalancji, co z dużą dozą prawdopodobieństwa wielu z potencjalnych nabywców z premedytacją, ale bez większych szkód dla muzyki wykorzysta.
Nie gorzej, choć mniej agresywnie niż znam ją na co dzień, zabrzmiała muzyka spod znaku Rammsteina „Zeit”. Owszem, powinna być obfita w niskie pomruki, pełna energii wokalu frontmena i wyrazista w najwyższym pasmie, jednak gdy ostatnie dwa aspekty pokazały się z bardzo dobrej strony, bas choć jak na lampę był i tak nieźle kontrolowany, czasem potrafił zabrzmieć zbyt obficie. Nazbyt krągło, przez co tracił na dosadności uderzenia mocnym zwartym dźwiękiem. Ale jak wspomniałem, to było jedynie lekkie odejście od wzorca, a nie męczący problem, dlatego po stosunkowo szybkiej akomodacji z zastaną sytuacją – czyli przestawieniu się z ostrego cięcia każdej nuty przez mój wzmacniacz na lekkie, na szczęście w finalnym odbiorze bez problemu akceptowalne złagodzenie tego aspektu przez tytułowy piecyk, przypomniałem sobie ten materiał z odbiorem równie dobrym jak z prywatnego zestawienia.
Mam nadzieję, iż wynik powyższego opisu jasno daje do zrozumienia, że będący bohaterem spotkania wzmacniacz lampowy ze swoimi zaletami plasuje się w stawce uniwersalnych konstrukcji. Może nie tylko fajnie uderzyć, ale i mile otulić nas ukochaną muzyką, co w obliczu posiadania wielonurtowej płytoteki bez problemu pozwala słuchać dosłownie każdego materiału muzycznego. Oczywiście pewnych cech zarezerwowanych dla tranzystora typu ostra krawędź i twarde kopnięcie niskim zejściem nie da się z niego wycisnąć, jednakże na bazie tego co oferuje, bez problemu uzyskamy najważniejsze aspekty danej produkcji płytowej. Od fajnych symptomów tranzystorowej agresji, po niedoścignioną dla nich namacalność lampowo zaprezentowanych źródeł pozornych. Komu zatem dedykowałbym naszego bohatera? Przecież to wynika z tekstu. Wszystkim powyżej grubej kreski odcinającej grupę ortodoksyjnych piewców krzemu. Oni są niereformowalni, ale już patrzący na muzykę nie przez pryzmat poprawności politycznej, tylko oferowanych emocji tranzystorowcy bez problemu we wzmacniaczu zintegrowanym Allnic Audio T-2000 25th Anniversary mogą znaleźć bratnią duszę. Wystarczy być bardziej otwartym na zawarte w muzyce piękno, a nie oferowaną przez nią brutalność. Z naturalnych przyczyn o rozkochaniu w sobie wielbicieli tego typu sekcji wzmocnienia nawet nie wspominam.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: 4HiFi
Producent: Allnic Audio
Cena: 42 600 PLN
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 100W / 8Ω pentoda, 2 x 50W / 4Ω trioda
Zniekształcenia THD (1kHz @ 10W): 0.17%
Pasmo przenoszenia: 20Hz-20kHz
Stosunek S/N: -80dB (CCIR, 1kHz)
Współczynnik tłumienia: 8 / 8Ω
Wzmocnienia napięciowe: +26dB
Impedancja wejściowa: 100kΩ (single ended, niezbalansowane)
Czułość wejściowa: 1.3V
Bezpieczniki: 0.5A, 250V, 20mm zwłoczne (KT150’s); 5A, 250V, 20mm zwłoczne
Zastosowane lampy: KT150 x 4 (trioda mocy), E282F x 4 (drugi stopień); 6AK6 x 2 (stopień wejściowy)
Wymiary (S x G x W): 430 x 430 x 240 mm
Waga: 40 kg
Tegoroczne lato nie rozpieszcza ani temperaturami, ani słońcem, więc jakoś trzeba sobie radzić, a skoro kominki uznawane są za mało ekologiczne z pomocą przychodzi Allnic Audio T-2000 25th Anniversary, który nie tylko roztacza bursztynową poświatę i przyjemnie grzeje, to jeszcze gra równie dobrze jak wygląda.
cdn. …
Najnowsze komentarze