Tag Archives: Alta Audio Alec


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Alta Audio Alec

Alta Audio Alec

Link do zapowiedzi: Alta Audio Alec

Opinia 1

Nie ma co się oszukiwać. Nasz rynek audio choć bardzo chłonny ciekawych nowości, w znakomitej większości zdominowany jest przez starych wyjadaczy tego wycinka gospodarki. I nie ma znaczenia, czy przez rodzimych, czy zagranicznych producentów, gdyż najgorsza dla potencjalnego zainteresowanego zmianami w swoim systemie jest sztampowość od lat niezmiennej oferty. Oferty bez dopływu świeżej konstruktorskiej krwi z jednej strony na dłuższą metę nudnej, a z drugiej zniechęcającej nas do dążenia do poprawy jakości obcowania z ukochaną muzyką. Na szczęście co jakiś czas na rynku pojawiają się sygnalizujące powiew zmian ciekawostki. Raz lepsze, a raz średnie, ale ważne, że w temacie wkraczania nowych producenckich podmiotów na nasz rynek widać ruch. Nie jest to jeszcze tak zwana wiosna ludów, ale ważne, że coś się dzieje. A pierwszym z brzegu tego przykładem jest dzisiejszy bohater, jakim jest pochodząca zza oceanu amerykańska marka Alta Audio, która dzięki warszawskiemu dystrybutorowi Hi-End Distribution wystawiła do recenzenckiego boju zestaw kolumn podłogowych Alta Audio Alec.

Analizując aparycję amerykańskich panien gołym okiem widać, iż nie są to proste nudne skrzynki, tylko gruntownie przemyślane konstrukcje. Co mam na myśli? Otóż poczynając od górnej, lekko łukowatej górnej powierzchni obudowy, patrząc en face ich boczne ścianki płynnie rozchodzą się na boki, co z jednej strony tworzy ciekawą stylistycznie, dzięki zwiększeniu umiejscowienia punktów podparcia, dobrze osadzoną na podłożu bryłę, zaś z drugiej znakomicie sprawdza się w walce ze szkodliwymi falami stojącymi wewnątrz obudowy. A gdy do tego dodam znakomicie wyglądający lakier Piano Black, tylko potwierdzę opinię o nietuzinkowości pomysłu na ten model kolumn. Kolumn wyposażonych w dwa przetworniki z lubianą przez wielu melomanów za podanie wielu istotnych informacji wstęgą w roli wysokotonówki na froncie, port bass-reflex tuż nad podłogą na rewersie oraz zaraz nad nim podwojoną sekcję zacisków dla przewodów głośnikowych. Tak prezentujące się paczki docelowo stawiamy na wkręcanych kolcach i zabezpieczających podłogę przed uszkodzeniem stosownych podkładkach. Jeśli chodzi o garść technikaliów, w przypadku Alec-ów mamy do czynienia z konstrukcją dwudrożną o skuteczności 93 dB przy obciążeniu 4 Ohm, zapewniającą pasmo przenoszenia w zakresie 32 Hz – 47 kHz.

Co mają do zaproponowania rzeczone kolumny? Ku mojej uciesze bardzo esencjonalny, a przy tym bogaty w tak ważne dla pokazania clou muzyki informacyjne iskierki, a przez to pełen emocji dźwięk. To zaś oznacza solidny, jednak bez „gumowatości” bas, gęstą, przy okazji pełną informacji średnicę oraz odpowiednio okraszające całość przekazu, co bardzo istotne, dalekie od podążania swoimi ścieżkami wysokie tony. Dzięki temu dobrze ustawione względem słuchacza są w stanie bezwarunkowo wciągnąć nas w malowany w pokoju świat muzyki nie tylko za sprawą pokazania go od strony bliskiej naturalności plastyki i namacalności, ale również realnym rozstawieniem scenicznych bytów na szerokiej i głębokiej wirtualnej scenie. Oczywistym jest, że wspomniany pakiet esencji sprawia, iż nie są demonami szybkości w stylu kolumn tubowych, jednak dzięki unikaniu zbytniego osadzania dźwięku w masie stawiają na bardzo ciekawy barwowo-energetyczny kompromis. Na tyle umiejętnie dobrany, że ani razu nie udało mi się złapać ich na ewidentnych potknięciach, za to często w roli ratunku danej produkcji płytowej.
Weźmy na początek zmagania niegdyś rockowego frontmena znakomitej kapeli, a obecnie zapraszającego do swoich produkcji ikonicznych muzyków, solisty Ozzy’ego Osbornue’a z ostatniej płyty „Patient Number 9”. Od pierwszych dźwięków słychać na niej bolesną kompresję instrumentarium z wokalizą włącznie, co biorąc pod uwagę dorobek artysty na tle radości obcowania z najnowszą produkcją może mieć drugorzędne znaczenie, jednak wszystko wyglądałoby znacznie fajniej, gdyby mix udało się ucywilizować. Oczywiście nie czyniąc go nudnym jednostajnym ulepkiem, tylko umiejętnie podkreślając istotę każdego bytu szczyptą barwy i gładkości. I właśnie takie działania miałem na myśli pisząc o pewnego rodzaju zbawiennej ingerencji kolumn Alta Audio w finalne brzmienie zestawu podczas słuchania tego niezbyt szczęśliwie zrealizowanego materiału. Zyskiwała moc głosu i bardzo istotne dla tego rodzaju nurtu muzycznego, teraz znacznie bardziej esencjonalne gitarowe popisy. Bez tego w przekazie nie byłoby tylu emocji, a dzięki sznytowi grania amerykańskich paczek znacznie łatwiej można było całkowicie zatracić się w najnowszym, konsekwentnie mocnym rockowo projekcie Ozzy’ego.
Nieco inaczej, jednak nadal w estetyce dobrego wpływu odwdzięczała się muzyka jazzowa, klasyczna i barokowa. Oczywiście za każdym razem główną zasługą wpięcia kolumn w testowy tor było podkręcanie emocji przy użyciu zastrzyku esencji, ale w tym przypadku również wspominanych na początku opisu brzmienia jako bardzo ciekawe iskierek w górnych rejestrach. O co chodzi w temacie podnoszenia poziomu barwy i wagi dźwięku nie będę się uzewnętrzniał, jednak w temacie górnego zakresu już owszem. A to dlatego, że Alec-i nie forsowały jego nadmiernej ekspansji w całościowy odbiór muzyki, tylko w odpowiednim momencie serwowały ważną dla danej frazy bajkową iskierkę jako przysłowiową kropkę nad „i”. To natomiast powodowało ewidentny wzrost karmienia słuchacza poszukiwanym przez melomanów nienachalnym, ale nie oszukujmy się, odbieranym jako końcowe doprawienie dźwięku, akcentowaniem jego wybrzmiewania. Niby banał, jednak w pewnych gatunkach muzycznych clou utożsamiania się z zamierzeniami artystów. Przecież każde spotkanie z ukochaną muzyką powinno być swoistą przygodą, o co jak wynika z powyższych przykładów, nasze bohaterki starały się w kontakcie z dosłownie każdym jej rodzajem.
A co z elektroniką? Spokojnie. W tym przypadku też znalazłem będący proza naszego hobby, pewnego rodzaju pozytyw w postaci delikatnej zmiany okablowania. To w domenie natychmiastowości i bezwarunkowości niszczenia mojego słuchu nadal nie była zemstą Boga, jednakże muzyka zyskała na zrywności. Nadal ze szczyptą opartego o ciepło brzmienia piękna, ale wyraźne bliższa oczekiwaniom potencjalnego wielbiciela komputerowych wariacji.

Czy powyższy opis świadczy o pełnoprawnym poleceniu tytułowych kolumn każdemu melomanowi? Jak to w życiu bywa niestety nie. Jednak po zapoznaniu się z ich brzmieniem jest pewne, że owe „nie” będzie skierowane do naprawę małej grupy naszych pobratymców. Chodzi o poszukiwaczy prędkości narastania sygnału i natychmiastowości zmian tempa muzyki za cenę jej namacalności. Tego Alec-i nie zaproponują. Ale tylko dlatego, że w kodzie DNA mają wpisaną niezbędną do oddania masy dźwięku energię, fajną barwę i umiejętnie dozowane doświetlanie akcentów poszczególnych fraz. Bez tego na dłuższą metę wielu z nas z nudów nie wytrzyma. Dlatego jeśli naprawdę kochacie muzykę, powinniście spróbować jej w wersji Altec Audio Alec. Czy zostaną na stałe, pewności nie ma. Ale przygoda z nimi bez dwóch zdań zapisze się w Waszej pamięci jako jedna z wartych każdej poświęconej im minuty.

Jacek Pazio

Opinia 2

O ile w domenie cyfrowej zachodzących zmian trudno nie zauważyć, gdyż nie dość, że dzieją się one na naszych oczach, to jeszcze realnie wpływają na naszą codzienność, czy to poprzez możliwość rezygnacji z odrębnych aplikacji na rzecz natywnych rozwiązań poszczególnych serwisów stramingowych, czy też pełnej dowolności jeśli o sam sposób streamingu chodzi – łączność bezprzewodowa już od dawna przestała być najsłabszym ogniwem, na coraz bardziej zaawansowanych rozwiązaniach dostępnych już na niemalże podstawowych pułapach cenowych, jak daleko nie szukając praktycznie uniezależnienie brzmienia słuchawek true wireless od źródła, to w przypadku kolumn mamy pewną stagnację. Niby zmieniają się materiały z jakich wykonywane są membrany i same obudowy, jednak zasada działania i poniekąd będąca pochodną prostopadłościennej skrzynki obudowa pozostają niezmienne. A jakoś przecież klienta przekonać trzeba, że to właśnie my posiedliśmy wiedzę tajemną jak idealna kolumna grać powinna. Dlatego też większość producentów dwoi się i troi, by zwrócić uwagę nabywców autorskimi rozwiązaniami, które choć trudno uznać za rewolucyjne i wykraczające poza jasno ustalone ramy wydają się słuszną metodą małych kroczków na drodze do eliminacji ewentualnych ograniczeń ostatnich ogniw naszych systemów audio. W związku z powyższym z nieukrywanym zainteresowaniem przystaliśmy na propozycję stołecznego Hi-End Distribution aby pochylić się nad kolumnami pochodzącymi od nie tyle kojarzonego z mainstreamem, co wręcz zupełnie u nas nieznanego amerykańskiego wytwórcy, czyli mającej swoją siedzibę w Huntington (New York) manufaktury Alta Audio. Proszę się jednak na zapas nie martwić, gdyż pomimo rodowodu zza wielkiej wody naszym dzisiejszym bohaterkom daleko do iście gargantuicznych rozmiarów kojarzonych w wyrobami Made in USA. Ba Alta Audio Alec, bo to właśnie o nich mowa, wydają się wręcz idealnie skrojone do europejskich a więc jakby nie patrzeć również naszych metraży. Jeśli zastanawiacie się Państwo czym tytułowe podłogówki mogą skłonić do ich zakupu nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić Was do dalszej lektury.

Ja wiem, że mogę brzmieć jak zdarta płyta, jednak ilekroć uzgadniam kwestie dostaw „wsadu” do naszych około-recenzenckich dywagacji każdorazowo zachęcam dystrybutorów i producentów do przygotowywania w przypadku elektroniki egzemplarzy możliwie najlepiej wyposażonych a kolumn w jak najbardziej atrakcyjnym fornirowaniu. Nie dość bowiem, że pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz, to jeszcze asekuracyjne czernie i biele niezbyt łapią za oko. Tymczasem nader często właśnie takie „monochromatyczne” sztuki do nas docierają. Tak też było i tym razem, co przyjęliśmy z lekkim smutkiem, gdyż Alty zamiast pyszniąc się szlachetnym rysunkiem palisandru, bądź spokojnym beżem buka w ww. fortepianowej czerni optycznie znikają, stając się lekko bezkształtnymi „barbapapami”. Mówi się jednak trudno, więc zamiast marudzić i kręcić nosem pozwolę sobie przejść do konkretów. I tak, jak widać zarówno w sesji unboxingowej, jak i powyższej galerii Alec-i są zaskakująco filigranowymi dwudrożnymi podłogówkami o intrygujących, zwężających się ku górze i tam delikatnie zaokrąglonych korpusach. Na ich frontach ulokowano po parze wielce intrygujących autorskich przetworników – 5¾’’ wstęgę o szerokości połowy cala i 8¾’’ nisko-średniotowiec. O samej wstędze trudno cokolwiek więcej powiedzieć aniżeli to, że posiada neodymowe magnesy i przystosowano ją do pracy z wysokimi mocami, z kolei mid-woofer posiada odlewany kosz i membranę wykonaną z kevlaru, papieru i specjalnej mieszanki włókien a w jego centrum umieszczono solidny korektor fazy. Rzut oka na ścianę tylną nie przynosi większych sensacji, ot pozornie zwykłe ujście układu bas-refleks i tuż nad nim podwójne solidne terminale głośnikowe. To wszystko jednak pozory, gdyż Michael Levy – właściciel i główny konstruktor Alta Audio zamiast wspomnianego układu BR zastosował w Alecach własną wariację nt. linii transmisyjnej zapewniającą pełną spójność czasową z drajwerem zamontowanym na froncie. A właśnie – obudowy wykonano z MDF-u z wyjątkiem właśnie frontów, które to są wielowarstwowymi płytami DampHard a całość posadowiono na masywnych kolcach. Od strony elektrycznej Alec-i nie wydają się zbyt trudnym obciążeniem, gdyż wysoka – 93 dB skuteczność przy 4Ω impedancji mogłyby wręcz sugerować ukłon w kierunku posiadaczy słabowitych lampowców. Jednak nic z tego mili Państwo, gdyż zalecana dla nich moc wzmacniacza to 50-150W i patrząc na to, jak i z czym Alty czy to na prezentacjach, czy domowych systemach są spinane zdecydowanie rozsądniej jest operować w górnych wartościach owego zakresu, bądź nawet je przekraczać fundując niepozornym kolumienkom solidną spawarkę.
I jeszcze jedno – producent zaleca przynajmniej 200h okres akomodacyjny potrzebny, aby dostarczone z fabryki kolumny osiągnęły pełnię swoich możliwości. Jaki był przebieg dostarczonych egzemplarzy niestety nie zostaliśmy poinformowani, więc przez kilka pierwszych dni po prostu pozwalaliśmy Altom niezobowiązująco sobie plumkać w tle, kiedy to zajmowaliśmy się działaniami natury logistyczno-spedycyjnej, sesjami zdjęciowymi, czy montowaliśmy kolejny stolik.

Kiedy jednak okres ochronny minął bardzo szybko okazało się, że pomimo dość nikczemnej postury Aleci grają z typowo amerykańskim rozmachem i swobodą w ślepym teście spokojnie mogąc uchodzić za zdecydowanie większe konstrukcje. Zamiast jednak sztucznego rozdmuchiwania tak sceny, jak i źródeł pozornych nasze bohaterki stawiają na swobodę i naturalność bazującą na zachowaniu zarówno właściwych proporcji, jak i skali adekwatnej do reprodukowanego składu. Nie problem bowiem sprawić, by jazzowe trio na „Gling-Gló” Björk z Tríó Guðmundar Ingólfssonar onieśmielało swym majestatem niczym Mount Rushmore National Memorial, co czasem próbują osiągnąć prezenterzy podczas audiofilskich prezentacji, jednak cały myk polega na tym, aby każdy z instrumentów miał właściwe sobie miejsce i gabaryt, czyli na scenie królował fortepian, kontrabas nie skrobał po suficie a zestaw perkusyjny nie przypominał iście kosmicznej instalacji Tama Black & Silver Monster Mike’a Portnoy’a. Tu chodzi bowiem o flow i stawianie na jakość a nie ilość generowanych dźwięków, przede wszystkim akompaniament a nie wybijanie się przed samą wokalistkę. Oczywiście, gdy tego wymaga chwila można pozwolić sobie na niezobowiązujące solo, ale bez przesady – w końcu każdy zna swoje miejsce. A amerykańskie kolumny ów porządek tylko podkreślały z niezwykłym taktem i wysublimowaniem oddając każdy niuans i każdą frazę. Co istotne pomimo wspomnianej swobody i dynamiki to nie bas skupiał na sobie uwagę a przeciwległy skraj pasma, gdyż takiego połączenia rozdzielczości z czystością i gładkością dawno nie dane mi było słyszeć. Zaimplementowane w Alec-ach wstęgi po prostu były klasą samą dla siebie i dostarczając pełne spektrum informacji o nawet najlżejszym muśnięciu blach, bądź karkołomnych wokalizach Björk ani razu nie popadały w zbytnią twardość, czy ofensywność. W swej perfekcji przypominały nieco najwyższych lotów słuchawki planarne, które pokazując dosłownie wszystko, co zostało zapisane w materiale źródłowym jednocześnie pozostają po nieco ciemniejszej stronie mocy i mówiąc wprost po prostu nie krzyczą i nie ranią. Podobnie średnica – jakby podzakres za nią odpowiedzialny był niefiltrowany, nie przechodził przez zwrotnicę, lecz bezpośrednio z terminali głośnikowych biegł do przetworników a z nich już prosta droga do uszu słuchacza. Coś podobnego można usłyszeć również z najlepszych odgród, a czego po niewielkich, konwencjonalnych podłogówkach raczej się nie spodziewałem.
Z kolei, kiedy ów wspomniany przed dosłownie chwilą Mike z ferajną, znaczy się z Dream Theater, kiedy jeszcze się z nimi prowadzał, rozpoczyna swą opowieść na „Black Clouds & Silver Linings” przysłowiowa ściana dźwięku ma się pojawiać przed słuchaczem niczym Wielki Mur Chiński przed barbarzyńcami i Mongołami ostrzącymi sobie zęby na chińskie bogactwa. I pojawia się, jednak nie jako nudny, wylany z betonu monolit (vide zapora Hoovera) a mistrzowsko zaprojektowane dzieło architektoniczne w stylu „koronkowej” Alhambry ze wszystkimi właściwymi mu niuansami. Solówki Johna Petrucciego wydają się utkane z ciekłego metalu, iście epicki wokal Jamesa LaBrie wreszcie nie brzmi jakby większość dzieciństwa spędził jeżdżąc po schodach na niewygodnym rowerku w przyciasnych stringach a klawisze Jordana Rudessa co i rusz przypominają klasykę gatunku w stylu Deep Purtple i im podobnych gigantów. Jest progresywnie, wirtuozersko i piekielnie technicznie, jednak płynnie i muzykalnie, choć mam świadomość, że dla niektórych to krążek wtórny, ocierający się o autoplagiat i składający się z popisów w stylu kto zagra szybciej, gęściej i mocniej. Niemniej jednak właśnie na takim prog-metalowym poligonie wykładają się największe legendy czy to kolumnowe, czy wzmacniaczowe a tymczasem napędzane Gryphonem Mephisto Aleci ani przez moment nie traciły animuszu grając tak jakby od tego miały zależeć losy współczesnego świata. Oczywiście praw fizyki nie da się oszukać, więc do dyskretnie stojących po bokach Gauderów „nieco” Altom brakowało, lecz jak na dwudrożne maluchy to co pokazały i tak zasługuje na gromkie brawa.

No i namieszały Alta Audio Alec w moim prywatnym rankingu, bo po pierwsze one nie wyglądają na takie, które potrafią zatrząść pokojem podczas reprodukcji Dreamów. A to robią. Po drugie ich wstęgom zdecydowanie bliżej klasą brzmienia do topowych planarów a tym samym zostawiają za sobą większość konwencjonalnych czy to miękkich, czy twardych kopułek, a po trzecie budzą moje w pełni uzasadnione obawy co do tego, co jest w stanie pokazać ich starsze rodzeństwo. Warto bowiem pamiętać, iż Alec to praktycznie najmniejsze podłogówki w portfolio Alta Audio a powyżej mamy nie tylko nieco większe, już trójdrożne, Adam-y, lecz już mogące konkurować z Wilsonami Titanium Hestie i monstrualne Reference Tower.

Marcin Olszewski

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: SOLID TECH HYBRID
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II

Dystrybucja: Hi-End Distribution
Producent: Alta Audio
Ceny: 58 695 PLN (Piano Black); 62 895 PLN (Rosewood HG, Beech HG)

Dane techniczne
Czułość: 93 dB/2,83 V @
Pasmo przenoszenia: 32Hz do 47kHz
Impedancja: 4Ω
Sugerowana moc wzmacniacza: 50 – 150 W
Wymiary (W x S x G): 1 028,7 x 381 x 361,95 mm
Waga: 34 kg

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Alta Audio Alec

Alta Audio Alec
artykuł opublikowany / article published in Polish

Niestety na Dzień Niepodległości chwilkę się spóźniły, ale nawet prosto z kartonów robią bardzo pozytywne wrażenie – Alta Audio Alec.

cdn. …