Tag Archives: Arrow Point


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Arrow Point

Sonus faber Serafino G2

Link do zapowiedzi: Sonus faber Serafino G2

Opinia 1

Bez względu na fakt Waszego osobistego postrzegania dźwięku tytułowej włoskiej marki, jedno jest pewne – to niekwestionowana ikona zespołów głośnikowych. A żeby było bardziej intrygująco, śmiem twierdzić, iż pomijając jej ostatnimi czasy różnie odbierane próby wypracowania nowego firmowego brzmienia, hołdująca jej grupa wielbicieli jeśli się nie zwiększyła, to na pewno nie zmalała. I zapewniam potencjalnych poszukiwaczy drugiego dna w tej wypowiedzi, to nie są moje pobożne życzenia, tylko feedback opinii zasłyszanych w wystawowych kuluarach. Tak, tak, znakomicie radzący sobie na rynku od ponad 30 lat Sonus faber nadal ma się znakomicie. Na tyle dobrze, że gdy nawet niezobowiązująco uderzymy do Horna- warszawskiego dystrybutora z zapytaniem o dostarczenie czegoś do testu, z uwagi na pewność co do jakości produktu nigdy nie ma z tym problemu. Taki też cykl zdarzeń miał miejsce w przypadku dzisiejszego spotkania. Co jest tego finałem? Otóż po aprobacie przez opiekuna marki potencjalnego starcia bardzo wyrazistym efektem naszych działań jest próba oceny znakomicie prezentujących się wizualnie i nieco uprzedzając fakty, intrygująco brzmiących kolumn Sonus faber Serafino G2. Zainteresowani? Jeśli tak, zapraszam do dalszej lektury.

Tytułowe konstrukcje to średniej wielkości (prawie 1.1m wysokości), ważące około 48 kg, mogące pochwalić się skutecznością na poziomie 90 dB / 4 Ohm, 3.5 drożne kolumny podłogowe z zorientowanymi na froncie czterema przetwornikami – po jednym: wysokotonowym i pracującym w obudowie zamkniętej średniotonowym oraz dwoma basowymi. Oczywiście jak to u Sonusa jest częstym zabiegiem, wspomniany awers modelu Serafino G2 ubrano w naturalną skórę, a w celach poprawienia wizualizacji projektu przywołane zespoły głośników okalano srebrną obwolutą. Jeśli chodzi o temat budowy skrzynek, te w celach nie tylko wpisania się bryły w każde potencjalne pomieszczenie, ale również, a śmiem twierdzić, iż przede wszystkim walki ze szkodliwymi falami stojącymi, począwszy od frontu płynnym łukiem zbiegają się ku zwieńczonemu pionowymi aluminiowymi żebrami, wąskiemu tyłowi. Przyznam szczerze, wygląda to co najmniej zacnie, a przy okazji w górnej części ciekawie skrywa dwa otwory strojące jakość niskich rejestrów „Stealth Ultraflex”, zaś na dole pozwoliło usadowić podwójne zaciski akceptujące dowolnie zakonfekcjonowane przewody. Tak prezentujące włoskie panny posadowiono na aluminiowej podstawie zaopatrzonej w cztery zwiększające punkty podparcia łapy z kolcami, natomiast w kwestii biżuteryjnego wykończenia posłużono się prążkowanym poprzecznie jasnymi wstawkami, wykończonym w połysku, świetnie dopełniającym projekt fornirem w kolorze wenge.

Gdy po akomodacji kolumn z zastanym systemem usiadałem do pierwszych prób testowych, naturalną koleją rzeczy na myśl przychodziło mi starcie z mniejszymi siostrami Serafino, czyli modelem Olympica Nova V. Oczywiście wiadomym było, że to nieco inna liga, jednak nie od dzisiaj wiadomo, iż ostatnimi czasy nie zawsze coś droższego oznacza coś lepszego. Na szczęście tematem spotkania była marka z tradycjami, a co za tym idzie dbałością o wizerunek, dlatego nie dość, że Włosi nie próbowali, kolokwialnie mówiąc odcinać kuponów, to jeszcze mocno podkręcili dawniej zasłyszaną ciekawą, jednak na tle Serafino G2, tylko średnio wypadającą jakość brzmienia. To było słychać od pierwszych traktów muzyki. Lepsze osadzenie w masie, a przez to barwie i esencjonalności podania materiału w połączeniu ze znanym z testu wspomnianych poprzedniczek rozmachem prezentacji dało spektakularny wynik. Naturalnie to nadal nie była szkoła brzmienia monitorów kultowego radia BBC, jednak wyraźnie słychać było walkę inżynierów w kwestii fajnego pokolorowania nadal w założeniu pełnego informacji środka pasma. I powiem Wam, znakomicie im się to udało. Po pierwsze z uwagi na fakt konsekwentnego stronienia od mistycznego hołubienia wręcz ulepionej średnicy ponad wszystko, za cenę niezbędnej transparentności. Zaś po drugie – takim działaniem, czyli dodaniem masy na środku wspomogli podstawę dźwięku, dzięki czemu całościowo perzy zachowaniu dobrej szybkości narastania sygnału, cechowała go w pełni kontrolowana, ale znacznie większa energia. To było tak umiejętnie zestrojone, aby w miarę możliwości nie ucierpiał żaden gatunek muzyczny.
Weźmy na początek elektronikę spod znaku Depeche Mode „Exciter”. Ten album cechowały 3 bardzo istotne aspekty. Pierwszym było dobre oddanie wyrazistości tworzonych przez syntezatory sygnałów sonicznych. Drugim swoboda i rozmach ich kreowania w eterze. Zaś trzecim utrzymanie wagi partii wokalnych i odpowiednie dociążenie niskich rejestrów, bez czego tego typu muza staje się krzykliwa i w konsekwencji nieprzyjemna. Tutaj Sonusowi udało się wszystkiego dopilnować. Na tyle pozytywnie, że nie odmówiłem sobie posłuchania tego krążka z nieco większym niż zazwyczaj to robię, poziomem głośności. Raz było ostro, innym razem gęsto, ale zawsze w dobrym tonie.
Kolejnym ciekawym przykładem był koncertowy zapis Leszka Możdżera, Larsa Danielsona i Zohara Fresco z Atom String Quartet „Jazz at Berlin Philharmonic III”. To jest znakomita realizacja oficyny ACT, dlatego wespół z możliwościami oferowanymi przez testowane kolumny swobodnie oraz z pełnym spectrum uczestnictwa w koncercie mogłem zatopić się w ulubionym przeze mnie, pobudzającym pokłady emocji, przy okazji znakomicie kojącym duszę jazzie. Nie dość, że całe instrumentarium operowało odpowiednio doprawionym barwą brzmieniem – to feedback wspominanych zbiegów działu inżynierskiego w tym modelu, to jako wisienkę na torcie dostawałem pełnię ekspresji uczestnictwa w wydarzeniu koncertowym – pochodna swobody prezentacji wielu kolumn tej stajni. Panowie co chwila popisywali się znanymi mi od lat solówkami, z tą tylko różnicą, że tym razem odbierane przeze mnie dźwięki zamiast brylowania w eterze w stylu nagrania studyjnego, ewidentnie niosły ze sobą cechy koncertowej lotności.
Na koniec coś intymnego spod znaku koreańskiej artystki Youn Sun Nah w materiale „Lento”. Jak wypadła? Powiem tak. Jej głos był nieźle nasycony, kiedy wymagał tego materiał znakomicie wyrazisty, innym razem spokojny i nastrojowy. Cały występ mimo pewnych obaw, był bardzo przyjemny. Czy idealny? Cóż, na tle przykładowych Harbeth-ów, czy Rogers-ów mógłby mieć w sobie więcej esencji. Miałem swoje SHL5, to słyszałem i wiem. Jednak nie oszukujmy się, producent opisywanych zespołów głośnikowych o takim stylu, czyli ocierającym się o manierę uplastycznianiem przekazu nawet przez chwilę nie pomyślał. Jego produkt miał być w miarę uniwersalny, co po latach osobistych poszukiwań i ostatecznym wyborze innej niż Harbeth-y prezentacji w pełni zrozumiałem, dlatego przy obecnej wiedzy stwierdzam, iż ten występ taki właśnie był. Nie za jasny, nie za lekki, nie za oleisty, za to prezentowany z oddechem i nienachalnym wypełnieniem. Z dużą dozą prawdopodobieństwa dla wielu w punkt.

Komu dedykowałbym nasze bohaterki – Sonuus faber Serafino G2?. Powiem szczerze, że jak rzadko kiedy, nie będę miał z tym najmniejszego problemu. Po prostu wszystkim oprócz pięknego designu i wykończenia, szukającym muzyki podanej z nutką nonszalancji. Nie za gęsto, nie za lekko, tylko z przyjemnie okraszonym wagą dźwięku rozmachem. Rozmachem, który naturalnie dodatkowo można skorygować stosowną konfiguracją sprzętową. Włosi kolejny raz postawili na swobodę, którą akurat w tym modelu wspomogli odrobiną body, za co z pewnością wielu z Was tytułowe Serafinki bez problemu pokocha.

Jacek Pazio

Opinia 2

Przymiarki do testu dzisiejszych gościń a po prawdzie ich protoplastek rozpoczęliśmy w niezwykle miłych tak pod względem kulinarnym, jak i artystycznym okolicznościach ponad … sześć lat temu. Zainaugurowaliśmy bowiem śniadaniem z Anną Marią Jopek w ekskluzywnych wnętrzach stołecznego Cosmopolitan w ramach przedpremierowego odsłuchu albumu „Minione”, by dzień później, już wieczorową porą, zanurzyć się w przedpremierowych, synth-popowych dźwiękach „Spirit” Depeche Mode w nieodżałowanym Studiu U22. Jak jednak Państwo widzicie przymiarki przymiarkami, plany planami a życie życiem, więc w tzw. międzyczasie Włosi zdążyli odświeżyć serię Homage Tradition a tym samym Horn – rodzimy dystrybutor marki, zamiast dokonywać swoistej ekshumacji raczył był uszczęśliwić nas najnowszymi inkarnacjami środkowego modelu należącego do ww. linii, czyli zgrabnymi podłogówkami Serafino G2, ponad którymi znajdziemy Amati a poniżej Guarnieri, które w przyszłości ma uzupełnić centralny Vox.

Skoro w końcu udało nam się w towarzystwie tytułowych Włoszek przekroczyć magiczną barierę 100 kPLN jasnym jest, że przynajmniej jeśli chodzi o kwestie natury wizualnej będziemy cieszyć oczy szlachetnymi materiałami i dopracowanymi w najdrobniejszych szczegółach detalami. I tak też jest w istocie, bowiem co tu dużo mówić stolarka Serafino jest najwyższych lotów. Zwężające się ku tyłowi wzorem liry skrzynie wykonano z dziewięciowarstwowych, giętych sandwichy drewnianych pokrytych dziewięcioma warstwami lakieru, dostępnych w trzech wersjach wykończenia: graphite, wenge i red. Jak widać na załączonych zdjęciach do nas trafiły egzemplarze w środkowej opcji i przynajmniej moim skromnym zdaniem prezentują wprost obłędnie. Ciemne wenge nader udanie kontrastuje z klonowymi żyłkami a anodowane na satynowy tytan aluminiowe ranty płyty górnej, szyna zastępująca śladowej szerokości ścianą z idealnie wkomponowanymi podwójnymi terminalami głośnikowymi i podłużnym otworem „Stealth Ultraflex” wentylującym komorę basową oraz uzbrojona w kolce podstawa spinają optycznie całość. Warto jednak mieć świadomość, iż poza stanowieniem niewątpliwej ozdoby pełnią one rolę zdecydowanie bardziej istotną, bowiem są swoistym egzoszkieletem usztywniającym całą bryłę i zarazem zapobiegają pasożytniczym rezonansom elementów drewnianych z jakich wykonano ściany. Nie da się oczywiście pominąć pokrytego skórą frontu, na którym pyszni się sekcja wysoko-średniotonowa z przeprojektowanym 28mm jedwabnym tweeterem D.A.D z charakterystycznym łukowatym dyfuzorem i stykającym się membraną przetwornika elementem antyrezonansowym „Arrow Point” oraz również poddanym poważnym modyfikacjom, widocznym przede wszystkim w przypadku korektora fazy o diametralnie innym kształcie aniżeli w poprzedniej wersji, 150 mm średniotonowcem. Reprodukcję najniższych częstotliwości powierzono parze drugiej generacji 180 mm wooferów Intono z nowymi cewkami i zoptymalizowanymi pod względem wentylacji ramionami koszy. Nieobeznani z tematem czytelnicy mogą co prawda kręcić nosem na niezbyt urodziwe otwory mocowania maskownic, jednak proszę mi wierzyć na słowo, że akurat tym razem mamy do czynienia z wyjątkiem potwierdzającym regułę i o ile w 99,9% przypadków odwodzę Państwa od pomysłu zakładania takowych, to w Serafino owych przeciwwskazań nie znajduję, gdyż zamiast mniej, bądź bardziej degradującej brzmienie przetworników rozpiętej na ramce za przeproszeniem pończochy mamy zestaw eleganckich „strun” które naciągamy na montowanych w ww. otworach aluminiowych „mostkach”. Skoro między wierszami przewinął się temat różnic, to warto również zwrócić uwagę na fakt iż w pierwszej odsłonie Serafino znajdujący się na ścianie górnej firmowy logotyp wkomponowano w ozdobny szyld, a tym razem postawiono na zdecydowanie mniej ostentacyjną i przez to bezapelacyjnie bardziej wyrafinowaną autopromocję poprzez wykonanie stosownej intarsji, co w połączeniu ze wspomnianą wielowarstwową powłoką lakierniczą daje iście zachwycający rezultat.
Od strony elektrycznej mamy do czynienia z układem 3.5 – drożnym z częstotliwościami podziału ustalonymi na 200, 250 i 2 400Hz. Zgodnie z zapewnieniami producenta Serafino mogą pochwalić się 90dB skutecznością przy 4 Ω impedancji, co dobrze wróży ich kompatybilności z większością adekwatnych klasą wzmacniaczy, choć rekomendacja używania wzmocnienia dysponującego przynajmniej 50 – 300W nieco studzi zapał do sięgania po eteryczne, SET-owe lampowce. Jednakże z czystej ciekawości i przekory spróbowałbym szczęścia z chociażby Ayonem Spitfire bądź Kronzillą KR Audio, więc jeśli najdzie Państwa ochota na jakieś niekoniecznie oczywiste konfiguracje, to gorąco zachęcam do wszelakich eksperymentów, których rezultaty mogą Was mile zaskoczyć, jak nas zestawienie Bowers&Wilkins 802D3 z teoretycznie słabowitymi końcówkami mocy Audio Tekne.

Skoro walory natury wizualnej wywołały same ochy i achy najwyższa pora na skupienie się na zdolnościach Serafino G2 do uwodzenia nie tylko zmysłu wzroku, ale i słuchu. W końcu jakby ktoś chciał jedynie napawać się wyglądem nowego nabytku równie dobrze mógłby wybrać jakąś zabytkowa etażerkę, bądź sekretarzyk i też byłby zadowolony. Pech jednak w tym, że dla wyrafinowanego audiofila – estety kolumny mają nie tylko wyglądać, ale i grać, więc przejdźmy do konkretów. A jest o czym pisać, gdyż najnowsza odsłona „średniaków” z serii Homage już od pierwszych taktów „Music Inspired by Slavs” pokazała, że sroce spod ogona nie wypadła i zarazem jest nader oczywistym – wyższym stopniem wtajemniczenia oraz wyrafinowania od swoich protoplastów. Do czego piję? Ano do tego, że poprzednie Serafino dość odważnie operowały górą, która choć otwarta i czysta potrafiła w pewnych konfiguracjach na dłuższą metę nieco zbyt zabiegać o atencję, czy wręcz skłaniać do poszukiwań nieco zaokrąglonego i ciemniejszego tonalnie repertuaru. Tymczasem G2-ki bynajmniej nie obniżając poprzeczki rozdzielczości osiągnęły większą głębię i osadzoną w iście organicznej soczystości dojrzałość, dzięki czemu czy to dulcimer, czy lira korbowa nie wywoływały stanów lękowych i pękania szkliwa na zębach a jednocześnie trudno byłoby je uznać za w nawet najmniejszym stopniu wycofane, zgaszone, bądź zaokrąglone. Dla pewności jeszcze potraktowałem eleganckie Włoszki dość szorstką w swym wyrazie i niepokojącą w warstwie emocjonalnej elektroniką w postaci rozpoczynającej się odgłosem roju owadów „Perseverantia” duetu Hackedepicciotto i gdy i tutaj również nie sposób było wyłapać jakichkolwiek oznak szklistości, czy też granulacji innych aniżeli zamierzonych przez samych twórców dałem sobie spokój z szukaniem dziury w całym i problemów tam, gdzie ich nie ma. Dzięki temu, z nieukrywaną satysfakcją, mogłem delektować się nad wyraz obszerną tak w domenie szerokości, głębokości i wysokości sceną nie dość, że dalece wykraczającą poza ramy wyznaczone poprzez rozstaw samych kolumn, jak i ścian naszego OPOS-a. Nie odnotowałem też żadnych problemów z umownym „znikaniem” Sonusów z owej sceny, oraz wręcz idealnym „zszyciem” przetworników ze sobą, więc śmiało możemy uznać, iż i pod tymi względami konstruktorom udało się osiągnąć bardzo wysoki poziom spójności. Tu jednak pozwolę sobie na drobną uwagę, bowiem Serafino, będąc czystej krwi reprezentantkami najnowszej generacji włoskiej myśli technicznej zamiast iść w kierunku wyraźnego i zarazem asekuracyjnego ocieplenia i zaokrąglenia stawiają na iście krystaliczną czystość, rozdzielczość i zwinność, więc jeśli ktoś bazując li tylko na ich nieco „rustykalnej” aparycji spodziewa się lepkiej i gęstej niczym miód prezentacji będzie zmuszony nieco zweryfikować swoje oczekiwania, bądź nieco się nagimnastykować, by takowy efekt osiągnąć pozostałymi elementami toru. Nie oznacza to jednak chłodnej analityczności a jedynie dążenie do swoistej transparentności i ograniczenia się do reprodukcji przekazywanych przez wzmacniacz informacji a nie ich interpretacji. Średnicę mamy zatem niezwykle komunikatywną i wręcz kipiącą informacjami, lecz bez wrażenia ich przeładowania, gdyż Serafino z wrodzonym wdziękiem i zgodnie tak z logiką, jak i zamysłem realizatorów dokonują stosownej selekcji pod względem istotności i roli w przekazie muzycznym, więc to tylko od odbiorcy zależeć będzie jak głęboko w tkankę nagrania będzie chciał się zanurzyć. Doskonale to słychać na wspomnianym albumie „Perseverantia” gdzie pierwszy plan, wierzchnia warstwa wydaje się w mniej rozdzielczych systemach jedynie zagmatwana, zaszumiona i a tam gdzie wspomniana rozdzielczość zastępowana jest detalicznością nazbyt szorstka, jednak wraz ze wzrostem właściwej rozdzielczości a nie analitycznej detaliczności okazuje się, że wszystkie dźwięki mają właściwą definicję, miejsce w przestrzeni i czas trwania, układając się w co prawda skomplikowaną, jednak niezaprzeczalnie logiczną całość a wraz z odkrywaniem kolejnych ich pokładów doceniamy inwencję, talent i warsztat ich twórców. Podobne komplementy należą się również najniższym składowym, które gdy wymaga tego sytuacja są kruche niczym karnawałowe faworki, by po chwili rozlać się po podłodze niczym niemalże płonąca surówka z martenowskiego pieca.
Jak się z pewnością Państwo domyślacie oczywistymi beneficjentami takich walorów brzmieniowych nie są li tylko elektroniczne szumy i trzaski, lecz również zdecydowanie bardziej analogowe i niezelektryfikowane formy artystycznego wyrazu, jak wszelakiej maści większe i mniejsze składy jazzowe, czy orkiestry symfoniczne. Ba, śmiem wręcz twierdzić, iż jeśli ktoś nie wyobraża sobie dnia bez chociażby kilku kwadransów w towarzystwie Bacha, Brucknera, Mahlera, Mozarta, czy Straussa i innych wielkich kompozytorów lubujących się w dziełach dedykowanych wielkim aparatom wykonawczym, to właśnie na najnowszą inkarnację Serafino powinien zwrócić szczególną uwagę, gdyż tego typu repertuar jest dla nich przysłowiową wodą na młyn. Z łatwością bowiem będą w stanie oddać zarówno najcichszy szmer miotełki muskającej werbel, czy świergot pikuliny, jak i potężne, wgniatające w fotel tutti i to przy zachowaniu pełnego pakietu informacji i różnorodności poszczególnych jego składowych, czyli natywnej sygnatury każdej z sekcji instrumentów owo spiętrzenie dźwięków tworzących. W ramach weryfikacji powyższych zapewnień i superlatyw polecam sięgnąć po „Rhapsodies” Leopolda Stokowskiego i jeśli tylko elektronika i pomieszczenie pozwolą tytułowym Sonus faberom rozwinąć skrzydła, to coś czuję w kościach, że uśmiech trzeba będzie Państwu zdejmować chirurgicznie, bądź poczekać co najmniej tydzień aż mięśnie twarzy przestaną usilnie dążyć do upodobnienia was do Jacka Nicholsona wcielającego się w Jokera.

Sonus faber Serafino G2 to kolumny tyleż eleganckie i wyrafinowane, co orzeźwiająco krystaliczne i rozdzielcze, dające fenomenalny wgląd w nagranie, lecz i wymagające względem towarzyszącego im toru. Ani im w głowie naprawianie, bądź li tylko maskowanie, pudrowanie niedociągnięć współpracującej z nimi elektroniki. Jeśli jednak potraktujecie je z odpowiednią atencją i dacie im odpowiednie warunki, w tym przestrzeń do rozwinięcia skrzydeł to szanse, że zostaną z Państwem na lata wydają się całkiem spore.

Marcin Olszewski

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
– docisk płyty DS Audio ES-001

Dystrybucja: Horn
Producent: Sonus faber
Cena: 119 998 PLN

Dane techniczne
Konstrukcja: podłogowe, 3.5-drożne; sekcja średniotonowa zamknięta, sekcja basowa wentylowana „Stealth Ultraflex” system
Zastosowane przetworniki
– wysokotonowe: 1 x 28 mm DAD Arrow Point
– średniotonowe: 1 x 150 mm z systemem magnesów neodymowych
– niskotonowe: 2 x 180 mm Intono Woofers
Częstotliwość podziału zwrotnicy: 200Hz – 250Hz – 2.400Hz
Pasmo przenoszenia: 30 – 35.000 Hz
Skuteczność: 90 dB SPL (2.83V/1 m)
Impedancja nominalna: 4 Ω
Zalecana moc wzmacniacza: 50 – 300W
Dostępne wykończenie: graphite, red, wenge
Wymiary (W x S x G): 1091 x 396 x 485 mm
Waga: 48,5 kg