Tag Archives: Audio Engineers


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Audio Engineers

Audio Engineers Cera Kinetic

Opinia 1

Po iście jubilersko-biżuteryjnych bibelotach, za jakie niewątpliwie w pełni zasłużenie uchodzą zjawiskowe Harmonixy RF-808Z Million postanowiliśmy nieco spuścić z tonu i zejść na ziemię, pochylając się nad zdecydowanie bardziej przystępną propozycją o podobnym zastosowaniu. Od razu też nadmienię, że wraz ze zmianą pułapu cenowego na jakim będziemy w ramach niniejszej epistoły operować zmianie uległ również kraj pochodzenia. Proszę się jednak na zapas nie martwić, że w ramach cięcia kosztów z mekki audiofilizmu przeniesiemy się na jakieś jego odległe rubieże, gdyż nadal pozostaniemy w bliskich naszym sercom klimatach. Krótko mówiąc chodzi o Londyn, a więc stolicę Zjednoczonego Królestwa, gdzie ma swoją siedzibę debiutująca jakiś czas temu na naszych łamach manufaktura Audio Engineers, z której to portfolio polski przedstawiciel – krakowski Audio Anatomy / High End Alliance raczył był wystawić pod nasz osąd stopki antywibracyjne Cera Kinetic. Jeśli zatem zastanawiacie się Państwo co potrafią dostarczane w zgrabnych drewnianych trumienkach, utrzymane w nieco surowym klimacie angielskie akcesoria nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaprosić Was do dalszej lektury.

Skoro o „pro-ekologicznym” opakowaniu wspomniałem we wstępniaku, to jeszcze tylko nadmienię, że jego wnętrze, oprócz wiadomego wsadu wypełnia precyzyjnie docięta szara pianka, dzięki czemu podczas trudów podróży nic w nich nie dzwoni i za przeproszeniem nie lata. I tu od razu profilaktyczna uwaga natury użytkowej. Otóż sugeruję podczas otwierania wykazać się zwiększoną czujnością i/lub dokonywać owej aktywności na stole / jakiejś tacy, bowiem znajdujące się na wyposażeniu kulki nie dość, że cechuje niezbyt pokaźny rozmiar, to i wykazują one tendencje do „uciekania” a gonienie takich maleństw po parkiecie, bądź wydłubywanie z mięsistego „persa” nie każdemu może przypaść do gustu. Dlatego też lepiej zapobiegać niepotrzebnym nerwom i ewentualnej, nieplanowej gimnastyce już na samym początku znajomości. Jednak ad rem.
Wbrew pozorom AECK (Audio Engineers Cera Kinetic) nie są prostymi, wytoczonymi aluminiowymi walcami z gumową „uszczelką” na spodzie, jakich wykonanie można byłoby zlecić nawet średnio uzdolnionej młodzieży szkolnej w ramach praktyk zawodowych / zajęć ZPT, lecz zdecydowanie bardziej skomplikowanymi ustrojstwami. Okazuje się bowiem, że o ile zewnętrzna skorupa może sprawiać właśnie wspomniane wrażenie trywialnej prostoty, to diabeł jak to zwykle bywa tkwi w szczegółach, których gołym okiem nie widać. I tak, korpus wykonano na sterowanych cyfrowo obrabiarkach (CNS) z niemagnetycznego, wysokiej jakości stopu aluminiowo-magnezowo-krzemowego oraz specjalnego, wysokowydajnego polimeru krystalicznego. Ich wewnętrzne wypełnienie stanowią ceramiczne drobiny z tlenku glinu o zróżnicowanej średnicy i twardości zbliżonej do diamentu (ww. drobiny mają 9 a diament 10 w skali twardości Mohsa), dzięki czemu pochłanianie drgań jest znacznie efektywniejsze, a energia kinetyczna jest sprawniej zamieniana w ciepło. To jednak nie wszystko, gdyż kierując się ku podstawie natrafimy jeszcze na elastomerowy pierścień i krystaliczną bazę polimerową. Jak sami Państwo z pewnością zdążyliście zauważyć zewnętrzne i górne powierzchnie AECK zdobią firmowe logotypy, które wykonano laserem. Nie sposób pominąć niewielkich, acz bardzo istotnych kulek ze stali węglowej, które można opcjonalnie umieścić w dedykowanych wgłębieniach wykonanych na powierzchniach nośnych naszych bohaterek. I w tym momencie pozwolę sobie na kolejną małą dygresję, albowiem producent tytułowych akcesoriów dopuszcza zarówno podstawianie ich poza fabrycznie zamontowanymi w odsprzęganych z ich pomocą urządzeń nóżkami, jak i bezpośrednio pod nimi. O ile jednak pierwsza opcja, poza zagrożeniem porysowania podwozia dopieszczanego delikwenta wydaje się najbardziej skuteczną, o tyle druga w praktyce może sprawiać pewne problemy natury konstrukcyjno-logicznej. Otóż znaczna część firmowych stopek/nóżek ma już jakieś zapobiegające ślizganiu po podłożu podklejenie a czasem i podfrezowanie / nagwintowany otwór umożliwiający wkręcenie dodatkowego kolca, przez co obecność ww. kulki przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Dlatego też sugeruję nie tyko do każdego z przypadków podchodzić indywidualnie, co po prostu własnousznie dokonać najskuteczniejszego i najbardziej wpisującego się we własne gusta wyboru. Dodatkowo nie bez znaczenia pozostaje fakt, iż zminimalizowanie powierzchni styku podstawek z urządzeniem poprzez zastosowanie wspomnianych kulek nie sprzyja obsłudze urządzeń wymagających częstych „manualnych” czynności w stylu top-loaderów, czy też pozbawionych pilota wzmacniaczy.
A, i jeszcze jedno. Otóż biorąc pod uwagę nośność stopek wynoszącą w pełni wystarczające w 99.9% przypadków 45kg/szt. nic nie stoi na przeszkodzie, by wykorzystywać je również pod kolumnami, do czego m.in. zapraszają wspomniane stożkowe nawiercenia na ich wierzchach.

Przechodząc do części poświęconej wpływowi tytułowych stopek na brzmienie stawianych na nich urządzeń pierwszym i zarazem niezaprzeczalnym faktem jest, iż takowy istnieje. Mając ów szczegół niejako z głowy możemy teraz już bez większego ciśnienia skupić się na tym w którą stronę owe zmiany idą, co też jednocześnie powinno być wskazówką dla poszukiwaczy takich a nie innych działań tuningujących posiadaną układankę. I tak, za główną dominantę AECK w moim systemie uznałem zdolność nader przyjemnej energetyzacji i zbierania – kondensacji dźwięku. Z angielskimi stopkami drajw i timing dostawały przysłowiowego kopa, jednak nie na zasadzie sztucznego podbicia i podkręcenia tempa, lecz świadomego i zdroworozsądkowego zaakcentowania. Dzięki temu zamiast efektu kiepskiego subwoofera, czy też pamiętanych przez pokolenie 40+ boomboxów i mega-bassów otrzymujemy nie tyle silniejsze, co lepiej zdefiniowane kopnięcie a wraz z nim ciągłość propagacji energii. Nie mamy zatem samej fasady uderzenia, za którą nie idzie oczekiwana masa, lecz pełen ciężar gatunkowy a co najważniejsze również pełną kontrolę „stromości” wygaszania. Kiedy wymaga tego sytuacja otrzymujemy zarówno płynną i niemalże snującą się karmelopodobną melasę, bądź krótki i „chrupki” niby karnawałowy faworek strzał gasnący równie szybko jak się pojawił. Zyskują na tym nie tylko wszelakiej maści perkusjonalia, lecz generalnie sekcja rytmiczna, co z wiadomych względów nader pozytywnie wpływa na timing i drajw reprodukowanych nagrań. Co ciekawe powyższe obserwacje nie dotyczyły li tylko ciężkiego Rocka („Imperial” Soen), czy utrzymanej w klubowych klimatach elektroniki („Confessions on a Dance Floor” Madonny), lecz pozornie kojących i wyrafinowanych pozycji w stylu „Visits” Torun Eriksen, czy „The Hunter” Jennifer Warnes. Jeśli dodamy do tego bardziej precyzyjne kreślenie tak brył, jak i lokalizacji źródeł pozornych jasnym staje się, że Cera Kinetic sprawdzą się również wszędzie tam, gdzie nieco błędnie rozumiana muzykalność poszła o krok, bądź nawet dwa za daleko, przez co może i wszystko brzmi ładnie, lecz gdzieś po drodze zagubiła się zdolność różnicowania, czy wręcz definiowania poszczególnych składowych spektaklu muzycznego. Proszę tylko mnie źle nie zrozumieć. Aplikacja tytułowych akcesoriów nie wywoła w Państwa systemach istnej rewolucji, nie odmieni diametralnie ich oblicza i nie okaże się lekiem na całe zło, bo tak nie będzie. Tu raczej chodzi o poziom zmian w warstwie finalnego dopieszczenia i jeszcze skuteczniejszego uwalniania drzemiącego w danej konfiguracji potencjału. Są przy tym wyraźnie inne od ww. Harmonixów, które z kolei stawiały akcent na saturację, czy też aspekt emocjonalny przekazu, więc przynajmniej teoretycznie adresowane są do nieco innego grona odbiorców. To jednak czysto akademickie dywagacje, gdyż co system i co słuchacz, to inne warunki i inny, czysto subiektywny werdykt. Warto jednak podkreślić, iż w dążeniu do precyzji definiowania stopki Audio Engineers jak diabeł wody święconej unikają wszelakich oznak osuszenia, czy podkreślania sybilantów, co pozwoliłem sobie potwierdzić zarówno podczas sesji z „Nærmere” Ane Burn, jak i ewidentnie szeleszczącej na „Quelqu’un m’a dit” Carli Bruni wszystko było jak należy a zamiast świstów i gwizdów otrzymałem niezwykle zmysłowe dwa seanse z blisko podanym i nomen omen namacalnym pierwszym planem i dyskretnie odsuniętą reszta aparatu wykonawczego.

Zbliżając się do nieuchronnego końca niniejszej epistoły mam cichą nadzieję, że nie oczekują Państwo ode mniew tym momencie kategorycznej i niepodlegającej dyskusji rekomendacji Audio Engineers Cera Kinetic wszystkim razem i każdemu z osobna. Czemu? To chyba oczywiste? Chociażby z szacunku dla Państwa inteligencji, bowiem tak jak wspomniałem wcześniej, co system, pomieszczenie, odbiorca, to osobny przypadek, więc do każdego należy podchodzić indywidualnie. Jedyne co mogę zasygnalizować, to fakt, że AECK nie zwiększą wolumenu najniższych składowych i nie ocieplą przekazu, więc jeśli z Waszych kolumn wieje prosektoryjnym chłodem, to lepiej szukać ratunku gdzie indziej. Jeśli jednak pozornie wszystko wydaje się Wam OK i nie cierpicie na niedobór muzykalności, to ich aplikacja sprawi, że całość ma spore szanse zabrzmieć w nieco bardziej uporządkowany i precyzyjny sposób. Nie wiem, jak Wy, ale osobiście uważam, że w tej cenie, to całkiem sporo, tym bardziej, że wprowadzane przez angielskie stopki zmiany mają charakter progresu a nie kompromisu, w którym podciągnięcie jednego aspektu dźwięku wiąże się z pogorszeniem innego. Krótko mówiąc posłuchać ich i tak i tak finalnie będziecie musieli sami, do czego z resztą gorąco namawiam.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable; Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Jak dosłownie kilka dni temu przy okazji testu platformy Franc Audio Accessories wspominałem, walka z wibracjami podłoża pod elektroniką to chleb powszedni naszej zabawy w wyciskanie z posiadanego zestawu tak zwanych siódmych potów. Owszem, postawiony na byle czym również wydobędzie z siebie dźwięk, jednak sprawą sporną pozostaje jakiej jakość. Dlatego powiem tak. Jeśli wystarcza Wam sound na poziomie kuchennego radyjka, temat wydaje się być nadmiernym rozdrabnianiem włosa na czworo i oprócz tego, że macie z przysłowiowej górki, możecie odpuścić sobie lekturę dalszej części tego testu. Jednak w przypadku posiadania wiedzy, iż temat warty jest kompleksowego podejścia, dzisiaj mamy dla Was kilka informacji o ciekawych podstawkach na bazie jednej kulki osadzonej na owalnym cokole spod znaku angielskiej marki Audio Engineers model Cera Kinetic Isolation Feet. Konstrukcja wydaje się prosta, jednak dla nas najważniejsze jest, jak w oparciu o ciekawe trzewia sprawdza się w boju, co dzięki staraniom krakowskiego dystrybutora Audio Anatomy postaramy się dzisiaj przybliżyć.

Jeśli chodzi o kwestie związane z budową tytułowych produktów antywibracyjnych, główna część konstrukcji stanowi estetyczna baryłka wykonana w technologii CNC z wysokiej jakości niemagnetycznego stopu aluminium, magnezu i krzemu oraz wysokowydajnego krystalicznego polimeru. Jednak niech nie zmyli nikogo pewnego rodzaju wizualne oklepanie projektu, bowiem jak to zawsze bywa, diabeł tkwi w szczegółach. A są nimi zastosowany wewnątrz rzadko spotykany materiał tłumiący i jako bezpośredni styk produktu z urządzeniem kulka ze stali węglowej. Kulka wiemy co robi, zapewnia zazwyczaj oczekiwany, – choć nie zawsze, bowiem to zależy od pomysłu na sposób wygaszania wibracji – czyli minimalny styk z unoszonym produktem. A co miałem na myśli, pisząc o rzadko spotykanym materiale tłumiącym jako wypełnienie wspomnianych baryłek nośnych? I tutaj ciekawostka. Otóż wypełnienie pojemników Cera Kinetic bazuje na specjalnie wykonanych, różnej wielkości cząsteczkach ceramicznych z tlenku glinu. Jednak clou tematu jest dobór kruszcu ze względu na twardość tego rodzaju materiału, która jest bardzo zbliżona do diamentu, a to w połączeniu z luźnym przemieszczaniem się poszczególnych cząsteczek pomiędzy sobą ma poprawiać wygaszanie szkodliwych wibracji w szerokim zakresie częstotliwości. Jak to wypadnie w boju testowym? Przyznam szczere, że wiele rodzaju pomysłów na walkę o stabilność elektroniki miałem już u siebie, ale z takim jeszcze nie miałem okazji się zapoznać. I wiecie co? Nie zwiodłem się, co spróbuję przekuć w kilka ciekawych strof w kolejnej części tekstu.

W jakim sensie tytułowy produkt mnie nie zawiódł? Powiem tak. Po przeczytaniu informacji na stronie producenta na temat budowy i zapoznaniu się z przewidywanym finalnym działaniem Kinetic-ów byłem ciekawy, jak daleko panowie zapędzili się w swoich prognozach. Tymczasem po posadowieniu widniejącego na fotografiach wzmacniacza Grandinote okazało się, że bynajmniej nie lali wody. Być może w innej konfiguracji efekt byłby jeszcze bardziej spektakularny, jednak na bazie tego co uzyskałem pod włoskim piecem stwierdzam jednoznacznie, że konstrukcje ze stajni Audio Engineers są warte grzechu. W jakim rozumieniu? Wspomniany piecyk przed testową ingerencją grał fajnie, bo z przyjemną soczystością średnicy i esencjonalnością basu. Na tyle zjawiskowo, że śmiało można rzec, iż tranzystor w dobrym rozumieniu tego słowa naśladował lampę. Co zatem wydarzyło się po aplikacji wyspiarskich podstawek? Otóż przekaz ciekawie stał się bardziej zwarty, wyostrzyła się kreska rysująca źródła pozorne, na czym zyskała czytelność górnych rejestrów. Ale spokojnie. Nie była to zamiana na poziomie zawieszenia w eterze przysłowiowych żyletek, tylko jakby poprawienie holografii i punktowości kreowania wydarzeń scenicznych. Zyskał na tym atak i szybkość narastania sygnału, co sprawiło, że gdy przed podstawieniem stopek muzyka rockowa z uwagi na fajne rozluźnienie atmosfery czasem miała pod górkę, finalnie podczas sesji testowej była pełnoprawnym materiałem do nie tylko słuchania samego w sobie, ale dzięki pozostawieniu ciekawej plastyki do słuchania przez dłuższy czas. Efekt był na tyle uniwersalny, że jak rzadko nie zauważyłem typowego oddawania czegoś w zamian za coś, tylko delikatną korektę ogólnej prezentacji. A jeśli tak, chyba uwierzycie mi na słowo, że wcześniej świetnie brzmiąca muzyka barokowa i jazzowa mimo lekkiej zmiany priorytetów prezentacji nadal nacechowane były swoimi walorami. Walorami typu nienachalna dźwięczność, intymne zwieszenie w przestrzeni i gdy wymagał tego materiał niezbędna do pokazania odpowiedniego pakietu emocji esencjonalność. Na początku sądziłem, że to omamy słuchowe, gdyż nie oszukujmy się, nawet lekkie uszczuplenie i zwiększenie otwartości dźwięku po jakimś czasie wyjdzie bokiem wspomnianym nurtom. Niestety i oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu, nic takiego nie miało miejsca. Owszem, czuć było innym poziom intymności, jednak gdy przed podstawieniem stopek odbierałem je jako feedback mocnego naśladownictwa przez tranzystor szklanych baniek, to po aplikacji Kinetic-ów system grał jak dobrze osadzony w barwie, ale jednak rasowy tranzystor. To źle? Bynajmniej, bowiem najważniejszy w tym wszystkim był fakt unikania przezeń niechcianej natarczywości. A to duży plus.

Gdzie widziałbym tytułowe baryłki? To według mnie wynika z powyższego tekstu. W pierwszej kolejności wszędzie tam, gdzie szukamy delikatnej korekty brzmienia naszych zabawek w domenie zwarcia dźwięku. Natomiast w drugiej tam, gdzie mimo naszego ogólnego zadowolenia system stoi na przysłowiowej szafce z Ikei bez żądnych tego typu akcesoriów. Być może finalnie okaże się, że końcowy efekt soniczny po aplikacji opiniowanych zabawek antywibracyjnych Wam nie podejdzie, ale nie zdziwiłbym się, gdyby nawet spontaniczny, choćby dla swojej wiedzy skok na głęboką wodę u wielu z Was otworzyłby oczy, a tak naprawdę uszy. Jednak jest jedno ale. Potem ciężko jest wrócić na „stare śmieci”.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
– docisk płyty DS Audio ES-001

Dystrybucja: Audio Anatomy / High End Alliance
Producent: Audio Engineers
Ceny: 319€ / 3 szt.; 399€ / 4 szt.

Dane techniczne
Wymiary (średnica x wysokość): 45 x 26 mm; 45 x 29,5 mm (z kulką)
Waga: 180g / szt.
Nośność: 45kg / szt.

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Audio Engineers

Audio Engineers LightSpeed & LightSpeed 4D

Opinia 1

Choć wielokrotnie wspominaliśmy o tym, że fluktuacja marek i produktów na rynku audio przybrała taką dynamikę, że gdybyśmy tylko chcieli za nią nadążyć, to nie dość, że nie mielibyśmy czasu na naszą spontaniczną i zarazem semi-hobbystyczną pisaninę, co wręcz trzeba byłoby odwiesić na kołek podstawowe obowiązki. Czyli krótko mówiąc doba stałaby się za krótka a i tak nasza baza wiedzy byłaby dziurawa jak szwajcarski ser. Całe szczęście po części obowiązki audiofilskich skautów wzięli na swoje barki poszukujący świeżej krwi dystrybutorzy coraz uważniej śledzący dedykowany złotouchej braci segment rynku, co i rusz wyłuskując z niego dobrze rokujące talenty o których istnieniu większość z nas nie miała bladego pojęcia. I tak też było tym razem, gdy prosto z krakowskiego Audio Anatomy otrzymaliśmy dwa zupełnie dla nas anonimowe, sygnowane przez londyńską manufakturę Audio Engineers przewody zasilające LightSpeed i LightSpeed 4D. Jeśli, podobnie jak my, również i Państwa zjada ciekawość cóż tam siedzi w widocznych na unboxingowej sesji „aktówkach” nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was do dalszej lektury.

W ramach standardowego wprowadzenia debiutującego na naszych łamach wytwórcy warto wspomnieć, iż w wyspiarskim portfolio, oprócz nader szerokiej gamy wszelakiej maści okablowania i akcesoriów antywibracyjnych znajdziemy również poprawiający kontakt i czyszczący styki płyn Silver 1000, oraz darmowe … sygnały (nagrania) przydatne podczas wygrzewania i kalibracji systemów audio. Za swoistą ciekawostkę można również uznać fakt, że Anglicy oferują oba swoje interkonekty jedynie w wersjach XLR. Skoro jednak nie nimi przypadło nam się zajmować, to jeszcze tylko wspomnę, że w roli przewodników wykorzystywana jest miedź o bliżej nieokreślonej, przynajmniej dla postronnych, czystości.
Wracając do meritum i skupiając się na naszych dzisiejszych bohaterach, nawet na podstawie powyższych zdjęć jak na dłoni widać, że oba LightSpeed-y, w przeciwieństwie do wyżej urodzonych płowo-lnianych ForceField-ów, przyobleczono w dystyngowaną czerń autorskich podwójnych plecionek Nano Black Helix ze specjalną metalizowana powłoką o grubości 500 nanometrów ekranującą zakłócenia RF i MF. Wewnętrze ekranowanie tłumi dodatkowo pola generowane w samych przewodnikach a zewnętrzne dodatkowo zmniejsza negatywne interakcje pomiędzy prądem płynącym w przewodnikach a izolacją. A właśnie, w roli izolatorów wykorzystano PET i PVC. Oba przewody wyposażono również autorską technologię (pobierającą całe 0.0001W elektronikę) Pure Energy odpowiedzialną za filtrację stałych składowych zanieczyszczających prąd przemienny o której pracy informuje dyskretne podświetlenie zastosowanych wtyków. Co do konfekcji, to choć ekipa Audio Engineers nie chwali się źródłem ich pochodzenia pewne podobieństwa do oferty Wattgate’a wydają się dość oczywiste. Niemniej jednak w materiałach firmowych można natrafić na wzmianki, iż są to ręcznie selekcjonowane polimerowo-kompozytowe wtyki z miedzianymi stykami wewnętrznymi i rodowano-srebrzonymi zewnętrznymi, dzięki czemu charakteryzują się lepszymi parametrami elektrycznymi i większą odpornością na warunki środowiskowe aniżeli ich złocone odpowiedniki.
Jeśli zaś chodzi o różnice, to podstawowy LightSpeed zbudowano z 96 zbalansowanych, dwużyłowych przewodników o spiralnej strukturze i przekroju 12AWG (3 mm²). Z kolei stojący na szczycie serii LightSpeed 4D oparto o 384 w pełni odseparowane, zbalansowane, podwójne czterordzeniowe przetworniki o spiralnej strukturze i przekroju 6 AWG (12 mm²), co też przekłada się na jego zdecydowanie „poważniejszy” wygląd, gdyż zamiast pojedynczego przebiegu mamy do czynienia z poczwórnym „warkoczem”. Wbrew pozorom zwiększenie komplikacji nie wpływa na wiotkość przewodu, więc zarówno najtańszy, jak i najdroższy z LightSpeed-ów okazał się zaskakująco wdzięczy pod względem ergonomii, czyli przy układaniu go za zasilanymi nim urządzeniami.

No to najwyższa pora na kilka zdań może nie tyle o brzmieniu samych przewodów, co ich wpływie na zasilane nimi urządzenia. Od razu jednak nadmienię, iż o ile 4D zagościł w zadkach praktycznie wszystkich komponentów, o tyle podstawowemu LightSpeed-owi sesje z 300W Brystonem i Vitusem litościwie odpuściłem, gdyż akurat ww. osobnicy w takowych „cienkuszach” wybitnie nie gustują, więc nie widziałem większego sensu męczyć i siebie i tytułowego przewodu. Krótko mówiąc 4-k a „zagrała” wszędzie a „podstawka” opędziła źródła. I … I w obu przypadkach sprawdziły się wprost wybornie. Co najważniejsze, wbrew swojej nazwie prędkość światła bynajmniej nie oznacza tym razem często towarzyszącemu zawrotnym prędkościom odchudzenia. Ba, śmiem wręcz twierdzić, że właśnie pod względem wypełnienia precyzyjnie kreślonych konturów właściwą pod względem gęstości i konsystencji treścią angielskie przewody zawieszają zaskakująco wysoko poprzeczkę. Nie dość bowiem, że zgodnie z nadaną im nomenklaturą nie sposób przyłapać je na jakichkolwiek oznakach spowolnienia, czy zawoalowania – pomijania niuansów, w końcu światło nie tylko pędzi na złamanie karku, lecz również rozświetla wszelakie, zazwyczaj ukryte w cieniu zakamarki, to gdy tylko wymaga tego sytuacja – vide reprodukowany materiał atakują z większą zaciekłością niż szkolone do obrony swych właścicieli potężne rottweilery. Wystarczy sięgnąć po „BLOODSUCKERS” Saint Agnes, by poczuć bezlitosne smagnięcia gitarowych riffów, uderzenia brudnej, garażowej elektroniki i wykrzykiwanych z iście punkową agresją wersów jakby ktoś połączył w jedną, ekstremalnie wybuchową formułę estetykę Rage Against The Machine, White Zombie i The Prodigy. Od razu uprzedzam, że nie jest to nawet leżący obok audiofilskich wyobrażeń o referencji krążek, jednak właśnie z racji swej kanciastości i natywnego brudu okazuje się wprost wymarzony do obnażania wszelakich tendencji do upiększania i ugładzania reprodukowanego materiału przez poddawane testom komponenty. A LightSpeedom owe praktyki nawet przez myśl nie przeszły, więc wściekle atakowały zmysły słuchaczy miriadami rozżarzonych do białości dźwięków dziwnym zbiegiem okoliczności wprowadzając ład i porządek w tej pozornej kakofonii. Różnice pomiędzy obiema sieciówkami oczywiście były, lecz nie dotyczyły one charakteru brzmienia, gdyż pod tym względem były wzorcowo spójne i konsekwentne, lecz ilości, wolumenu przekazywanych informacji a co za tym idzie wglądu w głąb struktury nagrań. Nie oznacza to bynajmniej, że podstawowy LightSpeed cokolwiek gubił i upraszczał, lecz 4D robił wszystko po prostu nie dość, że lepiej – z większą precyzją i wyrafinowaniem, to jeszcze oferował wyraźnie bardziej obezwładniającą dynamikę i to nie tylko w skali makro, lecz również mikro z większą autentycznością oddając niuanse rozgrywające się niemalże na poziomie molekuł. Niemniej jednak dokonując bratobójczych pojedynków sugeruję zaczynać od podstawki i piąć się w górę cennika a nie na odwrót, gdyż przy sugerowanej metodyce niejako z automatu wychwytujemy detale stanowiące o dość oczywistym progresie, natomiast dokonując porównań w odwrotnej kolejności, również z automatu, zaliczamy bolesny upadek z wysokiego konia, drugi – niżej urodzony przewód stawiając już na starcie na z góry straconej pozycji.
Podobnie było na zdecydowanie bardziej cywilizowanym „Cairo Jazz Station” autorstwa projektu w składzie Abdallah Abozekry (saz), Ismail Altunbas (darbuka), João Barradas (akordeon) i Loris Leo Lari (kontrabas), gdzie niespieszne tempa i orientalna ornamentyka skłaniała raczej do zadumy aniżeli szaleńczych galopad. Już podstawowy przewód zasilający nie dawał powodów do krytyki oferując wielce satysfakcjonującą swobodę, oddech i świetną – nieprzesadzoną precyzję w ogniskowaniu źródeł pozornych. Nie brakowało w nich blasku, delikatnego rozedrgania drobinek kurzu wprawionych w ruch poprzez trącenie w ich pobliżu struny saz-a, bądź naciągu darbuki a jednocześnie odpowiedzialny za podstawę basową kontrabas miał właściwy gabaryt i „mięsistą” konsystencję, zachowując iście wzorową równowagę pomiędzy udziałem pudła i strun. Jednak przesiadka na 4D odkrywała przed słuchaczami głębsze pokłady informacji i idących za nimi doznań. Poprawie uległa definicja wykorzystywanego instrumentarium a dokładnie złożoność generowanych przez nie dźwięków, które miały swój w pełni słyszalny początek, środek oraz koniec i to wraz całym bogactwem aury pogłosowej, o ile tylko takowa znalazła się na materiale źródłowym. Warto jednak podkreślić, iż wspomniana rozdzielczość nie miała absolutnie nic wspólnego z przysłowiowym dzieleniem włosa na czworo, czy też chłodną, laboratoryjną analitycznością a stanowiła jedynie przejaw zaskakującej na tym pułapie cenowym transparentności i wyrafinowania. Proszę tylko zwrócić uwagę na partie akordeonu, który choć rześki i świeży ani razu nie zbliża się do irytującej, wywołującej migrenę jazgotliwości.

W ramach podsumowania pozwolę sobie rozwiać Państwa ewentualne wątpliwości. Otóż jeśli zastanawiacie się, czy tytułowe, sygnowane przez Londyńczyków z Audio Engineers, przewody warte są oczekiwanych za nich kwot, to śmiem twierdzić, że bezdyskusyjnie tak. Jeśli jednak stoicie przed dylematem, czy zacząć od podstawowego LightSpeed-a, czy jednak zakosztować smakołyków serwowanych przez wieńczący serię LightSpeed 4D, to przewrotnie powiem, że jeśli nie przewidujecie wyasygnowania blisko 900 € a więc trzykrotności kwoty, za jaką możecie stać się szczęśliwymi posiadaczami „angielskiej podstawki”, to dla własnego dobra i zdrowia psychicznego lepiej po niego nie sięgajcie. Z drugiej strony, decydując się na 4D będziecie mogli z czystym sumieniem użyć go zarówno do niskoprądowych źródeł i akcesoriów, co przede wszystkim nienasyconych potężnych końcówek mocy, czego o niżej urodzonym LightSpeed-zie powiedzieć raczej nie można.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable; Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Nie da się ukryć, że w temacie opiniowania wszelkiej maści pojawiającego się na naszym rynku okablowania audio cały czas staramy się być na bieżąco. Powód jest banalny, czyli pomoc zainteresowanym zakupem tego rodzaju akcesoriów w zrobieniu w miarę krótkiej listy odsłuchowej. My kolokwialnie mówiąc, wywlekamy ich znaki szczególne, Wy na bazie naszych wniosków dobieracie kilku pretendentów do laurów pod swoje potencjalne potrzeby. Jednak, aby w tym temacie naprawdę być w pełni na bieżąco, nie możemy obracać się jedynie w segmencie znanych wszystkim marek. Chcąc dysponować szerszym spojrzeniem, musimy rozglądać się nie tylko za nowościami w katalogach starych wyjadaczy, ale również wchodzącymi na nasz rynek nowymi podmiotami. I taki też będzie sprawca dzisiejszego spotkania. A konkretnie mówiąc, przyjrzymy się dwóm kablom sieciowym przecierającej szlaki na polskim rynku angielskiej marki Audio Engineers, z portfolio której dzięki krakowskiemu dystrybutorowi Audio Anatomy do naszej redakcji trafiły modele LightSpeed i LightSpeed 4D.

Jak wynika z odezwy konstruktorów do potencjalnych użytkowników, okablowanie LightSpeed nie jest ostatnio modnym – ubieraniem drutów kupowanych ze szpuli w swoje szaty – działaniem hochsztaplerskim, tylko od początku do końca wdrażaną w życie technologią minimalizującą znajdujące się w sieci elektrycznej – i nie tylko – zakłócenia. Wszystkie kable bazują na przewodnikach z wysokiej czystości miedzi, a ich skomplikowanie technologiczne i widoczna gołym okiem budowa zależy od statusu w cenniku – LightSpeed może pochwalić się scalonym w jedną całość przebiegiem sygnału prądowego, zaś 4d, jak wskazuje nazwa czterema osobnymi. Jeśli chodzi o konstrukcję wewnętrzną, ta opiewa na przewodniki o budowie wielordzeniowej, plecionej i spiralnej, dzięki czemu nakładające się na siebie pola magnetyczne wzajemnie się kompensują. Dodatkowym plusem zastosowania kilku oddzielnych przewodów jest zmniejszenie efektu naskórkowości, co sprawia, że cały przekrój każdego przewodu jest w pełni użyteczny. Przyznacie, że pomysł ciekawy. A najlepsze jest, że to nie koniec zabiegów wyspiarskich inżynierów o dostarczenie jak najlepszej jakości energii do elektroniki. Otóż panowie z Audio Engineers powalczyli dodatkowo o eliminację otaczających nas, generowanych telefonią komórkową szumów elektromagnetycznych potocznie zwanych elektro-smogiem. Jak? To widać na fotografiach, czyli zastosowanymi w firmowych wtykach – selekcjonowane ręcznie złącza polimerowo-kompozytowe z stykami z czystej miedzi wewnątrz i powłoką rodowo-srebrną na zewnątrz – układami filtracyjnymi jako mieniące się jasnym błękitem pierścienie świetlne w każdym z wtyków – tak od strony listwy, jak i urządzenia. Tak wykonane kable finalnie pakowane są w estetyczne woreczki i opatrzone wkładką ze stosownym opisem danego modelu.

Gdy dotarliśmy do akapitu o brzmieniu naszych bohaterów, chyba najważniejszą informacją jest fakt ich działania w tej samej estetyce. Naturalnie są i różnice, jednak jedynie w poziomie rozdzielczości. I nie chodzi o często kojarzone ze wspomnianym określeniem rozjaśnienie, tylko przy zachowaniu podobnego poziomu energii i masy zapewnienie większej ilości informacji, dzięki temu czytelności wirtualnej sceny. W obydwu przypadkach mamy do czynienia z pełnym energii w środku pasma, mocnym w dole i dobrze operującym w zakresie wysokich tonów, przyjemnie ciemnawym graniem. Podczas sesji testowych obydwa pokazywały, że puls i esencja projekcji przez zestaw audio to ich cel nadrzędny. Jednak nie na zasadzie sztucznego pompowania wydarzeń muzycznych, tylko poprzez zmniejszenie ilości wprowadzanych przez sieć zniekształceń uwypuklenie pulsu i esencjonalności przekazu. A jeśli tak, raczej nie muszę nikogo uświadamiać, że na takim postawieniu sprawy nie tylko nie cierpiały, ale wręcz zyskiwały wszelkie rodzaje twórczości. Czy to popisy niegrzecznych formacji rockowych, szaleńczo modulowane wariacje elektroniczne, a nawet spokojne ballady jazowe, każdy rodzaj zapisów nutowych po aplikacji londyńskich kabelków sprawiał wrażenie żywszego. Pojawiał się dodatkowy zastrzyk drive’u, co w żadnym wypadku, nawet w momencie wyczuwalnego zwiększenie wagi nie powodowało zbytniego pogrubienia dźwięku. Owszem, stawał się masywniejszy, kreska rysująca wydarzenia nieco grubsza, jednak wszystko mieściło się w ramach fajnego w odbiorze spojrzenia na muzykę. Muzykę daleką od symptomów anoreksji, z czym podczas wielu odsłuchów znakomitych płyt niestety miałem do czynienia. Przykład tej ostatniej sytuacji? Proszę bardzo.
Weźmy pierwszy z brzegu „Czarny” album zespołu Metallica. Uwielbiam go i mimo braku energii ważnych dla tego rodzaju muzyki instrumentów typu gitary i mocna perkusja, jestem w stanie słuchać go bez końca. Tylko po co, gdy po aplikacji tytułowych kabli w tor jestem w stanie podnieść nieco poziom wypełnienia wspomnianych generatorów dźwięku. Jak wynika z dotychczasowego opisu, raczej nic nie popsuje, a przy okazji sprawi, że to co uwielbiam, na poziomie podejścia stricte audiofilskiego zyska od strony emocjonalnej. W umiarkowany sposób dostanę fajne kopnięcie stopą bębniarza, wszechobecne szaleństwo podkręcą mocne „wiosła”, a całość zwieńczy bardziej wyrazisty, bo bardziej esencjonalny wokal frontmana. Wydaje się, że nie ma co się krygować, tylko działać. Ale czy na pewno? A co stanie się, gdy w napędzie wyląduje coś dobrze zrealizowanego?
Tutaj w obronie ciekawego występu LightSpeed stanie z sercem wydany Richard Bona z płytą „Reverence”. Materiał nagrany jest soczyście i dźwięcznie, co przekłada się na przyjemny odbiór nie tylko zjawiskowego wokalu muzyka, ale również wykorzystywanej przez niego gitary. To jest na tyle trafione w punkt, że nadmierne podkręcenie tego efektu mogłoby skończyć się sromotną porażką. A przecież cały czas oznajmiam, że opisywane kable najbardziej pracują właśnie w tym zakresie. Na szczęście robią to z rozsądkiem. Owszem, R. Bona zaśpiewał z większym poziomem plastyki i gładkości, a jego atrybut zagrał bardziej pudłem rezonansowym, ale nawet w najbardziej gęstych fragmentach tej kompilacji przekaz nie zdradzał objawów przegrzania. Był bardziej „tłusty”, a mimo to pełen drive’u, co bez najmniejszych problemów pozwalało przejść nad tym aspektem do porządku dziennego. Było inaczej, niż przez roszadami kablowymi, jednak nadal ciekawie. Ot, dostałem więcej muzycznego mięcha, nic więcej.

Gdzie widziałbym testowane w tym odcinku kable zasilające? Jak wynika z powyższego wywodu, fajnie wypadają nawet w już na starcie nasyconym zestawie. Jednak gdy takie mogą zareagować różnie – często życie płata nam figle, to wszystkie – nawet neutralne – mogą z nimi pokazać inną, nie zdziwiłbym się gdyby znacznie lepszą stronę słuchanej muzyki. Dzięki wpięciu w tor produktów Audio Engineers system dostaje pozytywnego, bo zwiększającego energię środka pasma przysłowiowego kopa. Czy idealnie wpisującego się w potencjalne oczekiwania zależeć będzie od danej konfiguracji sprzętowej i widzi mi się nabywcy. Jednak jedno jest pewne, przygoda z LightSpeed nie grozi mniejszą lub większą nudą, tylko jakże oczekiwanym przez nas obcowaniem z muzyką pełną życia.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
– docisk płyty DS Audio ES-001

Dystrybucja: Audio Anatomy / High End Alliance
Producent: Audio Engineers
Ceny
Audio Engineers LightSpeed: 299€ / 1,5m; 349€ / 2,1m; 399€ / 2,7m
Audio Engineers LightSpeed 4D: 899€ / 1,5m; 1 099€ / 2,1m; 1 299€ / 2,7m

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Audio Engineers

Audio Engineers LightSpeed & LightSpeed 4D
artykuł opublikowany / article published in Polish

Za oknem piękna pogoda, jednak cóż począć, kiedy w czterech kątach pojawia się nowa dostawa wielce zagadkowych przewodów zasilających sygnowanych przez dopiero przez nas poznaną londyńską manufakturę. Panie i Panowie oto Audio Engineers LightSpeed & LightSpeed 4D.

cdn. …