Opinia 1
Trochę żal, ale po serii spotkań z tytułową marką Axxess (to jeden z czterech podmiotów tworzących grupę AGD) dobrnęliśmy do końca wspólnych chwil tak z nią, jak i z muzyką w tle podczas sesji testowych. Owszem, prawdopodobnie coś drobnego z tej stajni do posłuchania z pewnością by się znalazło, ale konkrety typu elektronika i kolumny głośnikowe w znakomitej większości mamy już zaopiniowane. Na razie w większości, bowiem dziś po niegdysiejszym teście monitorów L1, wreszcie nadszedł moment zderzenia się z kolumnami podłogowymi. Jakimi konkretnie? Otóż dzięki staraniom warszawskiego dystrybutora Audio Emotions wieńcząc penetrację portfolio przywołanej duńskiej firmy w nasze okowy trafiły bardzo intrygujące zespoły głośnikowe Axxess L3. A intrygujące dlatego, że nie tylko stosunkowo duże jak za żądaną kwotę, lecz dodatkowo bogato wyposażone. Zaintrygowani? Jeśli tak, sprawa jest prosta, czyli zainteresowanych jak wypadły smukłe Dunki, zapraszam do lektury kilku poniższych akapitów.
Jak wspominałem, tytułowe kolumny to sporej wielkości, bo osiągające 125 cm wysokości konstrukcje. W celach odpowiedniego zogniskowania promieniowania poszczególnych przetworników, dzięki czemu przy okazji wyszedł z tego fajny zabieg wizualny, zostały pochylone ku tyłowi. Co ciekawe, mimo zastosowania bogatej baterii przetworników w przypadku tego modelu mamy do czynienia z konstrukcją 2.5 drożną. A realizują to – firmowej konstrukcji wysokotonowa wstęga, tuż pod nią również będący dziełem inżynierów Axxess kanapkowy głośnik średnio-niskotonowy (składa się z trzech połączonych warstw, 2 zewnętrzne z włókna węglowego i środkowa z aramidu o strukturze plastra miodu), zaś na samym dole dwa identyczne w kwestii budowy do średniaka basowce. Fajnym zabiegiem nie tylko wizualnym, ale również brzmieniowym jest zastosowanie wokół wszystkich przetworników nieco szerszej od samej obudowy nakładki z niedużymi, ale jednak nieco doświetlającymi każdy zakres falowodami. W efekcie tego pomysłu muzyka brzmi żywiej. Nie jest przerysowana, tylko zdradza więcej ochoty do przyjemnego w odbiorze błysku. Jak to jest w zwyczaju marki Axxess, na tylnym panelu kolumn znajdziemy wiele, tutaj aż 6 portów bass-reflex (po trzy na górze i na dole), gdyż Duńczycy w według swojej teorii wentylują nie tylko niskie rejestry, ale również pozostałe zakresy. Naturalnie na plecach zlokalizowano także terminale do podłączenia kolumn sekcji wzmocnienia. I tak jak z wentylowaniem wszystkich zakresów częstotliwości, tak możliwość podłączenia kolumn do systemu również jest typowe dla tego podmiotu i zrealizowane pojedynczymi, z racji skromnej szerokości ścianki pionowo zorientowanymi zaciskami. Biorąc pod uwagę wysokość i niezbyt dużą szerokości skrzynek całość posadowiono na szerokich, wyposażonych w regulowane kolce łapach oddalających od siebie punkty podparcia konstrukcji. Jeśli chodzi o podstawowe technikalia, wspominałem, iż to kolumny 2.5 drożne, oprócz tego według producenta pokrywają pasmo od 32Hz – 22 kHz, mogą pochwalić się skutecznością 88dB / 4 Ohm, a każda z nich waży nieco ponad 30 kg.
Co pokazały podłogówki od Axxess-a? Chyba nikogo nie zdziwi fakt rozbudowania wolumenu brzmienia L3 w stosunku do monitorów L1. Brzmienia szybkiego, pełnego istotnych informacji dla zobrazowania skomplikowania danego materiału, teraz podpartego oczekiwaną dawką body. Jednak nie w myśl nadmiernego pompowania wszystkiego w celach uzyskania banalnej, bo bliżej nieokreślonej masy dźwięku, tylko nadal będącego pochodną zamierzeń działu konstruktorskiego, czyli na ile to możliwe nieograniczającego zdolność kolumn do szybkiej reakcji na potrzeby odpowiedniej prezentacji słuchanego materiału muzycznego. Takim to sposobem tytułowe kolumny nadal są szybkie, ale dzięki konstruktorskim działaniom na poziomie masy oferują większą, ale zwartą i pod pełną kontrolą energię. Co prawda w wartościach bezwzględnych, czyli w odniesieniu do mainstreamowego poziomu tego typu składowych przekazu to nadal nie jest typowe pompowanie basowego balika, ale nie dlatego, że Duńczycy nie wiedzieli, jak to umiejętnie zrealizować, tylko bardziej bliski ich oczekiwaniom jest dźwięk raczej szybki, transparentny, aniżeli nacechowany nadmierną krągłością. Dzięki temu podobnie do podstawkowców muzyka w wydaniu konstrukcji spod znaku AGD również tryskała radością, ale teraz za sprawą mocniejszego uderzenia zaoferowała większy drive. A gdy wspomnę, iż tym razem testowane zespoły głośnikowe podłączyłem nie do firmowego jak L1-ki, tylko mojego systemu, domyślacie się, że dostałem wręcz znakomite granie. W szaleńczym rocku z ostatniej płyty Judas Priest „Invincible Shield” moje trzewia masowała fajna stopa i odpowiednio dociążone gitarowe popisy, co pozwoliło napawać się nie tylko ilością wytworzonych decybeli, ale również wirtuozerią tak operatorów wioseł, jak i frontowego krzykacza. Naturalnie jakości rodem z muzyki dawnej z racji realizacji materiału nie dało się uzyskać, ale mocne granie z istotnymi akcentami rockowym były chlebem powszednim tego testowego rozdania. Podobnie wypadała twórczość z drugiej strony barykady. I nie przeszkadzało jej unikanie przez kolumny mocnego kolorowania scenicznego świata, gdyż przekaz przy dobrej wadze znakomicie bronił się transparentnością. Wbrew pozorom siłowe nasycanie przykładowego jazzu choćby Bobo Stensona na płycie „Indicum” nie jest zbyt dobre. Owszem, granie może i być nader przyjemnie, tyko w momencie utraty lotności istotnego dla tego nurtu tak zwanego „detalu” na wirtualnej scenie zacznie wiać nudą. A to ma być z jednej strony dobrze osadzony w body, ale z drugiej transparentny pokaz zamierzeń artystów. W takiej muzyce nie chodzi o plamy dźwiękowe, tylko zarazem odpowiednio o krągły i iskrzący pokaz. Taki też bez problemu dostałem. Oczywiście jak zdążyłem napomknąć, dużą rolę w tym odgrywała zastosowana nasycona elektronika, ale po to cały czas dbam, aby mój zestaw był raczej przyjemny w odbiorze, niż zbytnio analityczny, ale daleki od otyłości, żeby oprócz sprawiania mi przyjemności ze słuchania był w miarę przyjazny dla testowanych konstrukcji. Dlatego B.Stenson zagrał z odpowiednią energią, ale dzięki myśli przewodniej konstrukcji AXXESS odpowiednio transparentnie, czyli nie tylko tak jak lubię, ale tak jak powinno być.
Gdzie widziałbym smukłe Dunki? Mam nadzieję, że to wynika z powyższego opisu. Jest tylko jedna grupa, której z nimi może nie być po drodze. To kochający lukier ponad wszystko nadmierni romantycy, czyli piewcy grania bliżej nieokreślonymi plamami. Na to z kolumnami. Axxess L3 nie ma szans. Prawdopodobnie da się je zmusić do złapania nadwagi, tylko nie jestem pewien, czy dźwiękowi wyjdzie to na dobre. Niestety takich ekwilibrystyk podczas testu nie próbowałem. Dlaczego? Bo wiem, że tacy osobnicy to nisza niszy i raczej pójdą inną drogą. Zatem jeśli szukacie świeżego, ale również energetycznego przekazu, rzeczone skandynawskie panny są idealną propozycją do ożenku. Zapewniam, nudy nie będzie, więc grzechem byłoby z ich wdzięków nie skorzystać.
Jacek Pazio
Opinia 2
Zazwyczaj, czyli patrząc na numer ostatniej edycji, de facto zgodnie z tradycją, coroczne Audio Video Show jest dla nas i zakładam nie tylko dla nas świetną okazją do wyłuskiwania z bezliku prezentowanych tamże atrakcji perełek, które staramy się pozyskać do redakcyjnych testów. Jednak dziwnym zbiegiem okoliczności w tym roku owe pozornie logiczne ciągi przyczynowo-skutkowe zostały nie tyle zaburzone, co wręcz odwrócone i poza skupianiem się podczas wizytowania hotelowych sal i stadionowych lóż na pozyskiwaniu kolejnych „ofiar”, dwoiliśmy się i troiliśmy z Jackiem, by przed warszawską wystawą z odsłuchami i testami mających tam trafić urządzeń i akcesoriów zdążyć. I prawdę powiedziawszy prawie nam się udało. Prawie, gdyż poza jednym wyjątkiem, o którym dosłownie za chwilę, to co miało ujrzeć światło dzienne przed ostatnim październikowym weekendem owe światło ujrzało. Mowa tu o rodzimych WK Audio TheRay Speakers, omnipolarnych German Physiks HRS-130, czy wszystkomającym all-in-one’ie Axxess Forté 1. Pech jednak chciał, że do ww. grona nie zdążyły załapać się grające w Sobieskim smukłe Dunki, czyli kolumny Axxess L3, którym dane było zaistnieć na naszych łamach jedynie w formie niezobowiązującego unboxingu. Jak to jednak zwykło się mawiać nie ma tego złego … , gdyż ci, co chcieli rzucić na nie okiem i uchem, w celu weryfikacji jak sobie radzą w towarzystwie ww. „budżetowego” kombajnu mogli to zrobić i to bez podprogowych i socjotechnicznych zabiegów z naszej strony. Najwyższa jednak pora nadrobić zaległości i z tymi, co już ich słuchali skonfrontować, a dla tych co jeszcze odsłuchy mają przed sobą nieco przybliżyć, puszczając w świat nasze własne, wybitnie subiektywne obserwacje i refleksje o sygnowanych przez Audio Group Denmark kolumnach Axxess L3.
Jak sami Państwo widzicie L3-ki z racji swej smukłości i dość charakterystycznego minimalizmu wzorniczego wręcz idealnie wpisują się w firmową szkołę designu AGD. Przynależąc bowiem do podstawowej – budżetowej linii produktowej skupiają się, przynajmniej zgodnie z zapewnieniami producenta, na dźwięku a ekstrawagancje wizualne ograniczając do niezbędnego minimum. Całe szczęście nie oznacza to nudnych prostopadłościennych skrzynek, gdyż w kosztorysie uwzględniono wszystko co potrzeba. Mamy zatem do czynienia z mocno zbiegającymi się ku tyłowi wykonanymi z naturalnego kompozytu trapezoidalnymi korpusami, zdejmowanymi panelami frontowymi (aż kusi, żeby dać je do ofoliowania jakimiś żywszymi kolorami), poprawiającymi stabilność dokręcanymi belkami z antywibracyjnymi nóżkami i firmowym zestawem przetworników. Do dyspozycji otrzymujemy bowiem obsługującą wysokie tony kaptonową wstęgę i trzy odpowiedzialne za reprodukcję średnicy (jeden) i basu (para) 4,5” charakterystyczne kraciaste – kanapkowe (włókno węglowe przekładane aramidem) mid-woofery. Z kolei na będących niemalże w całkowitym zaniku plecach napotkamy sześć ujść kanałów wspomagających zarówno najniższe składowe, jak i wentylujące komory przetworników wysoko i średniotonowych. Terminale głośnikowe są pojedyncze, solidne i … ustawione w pionie. Co do dostępnych opcji kolorystycznych to wybór jest nader skromny – satynowa czerń i biel, choć jak już zdążyłem zasugerować zdejmowane, magnetycznie montowane panele frontowe dają pewne pole manewru w ramach ogólnodostępnych usług pokrywania praktycznie dowolnych elementów „samochodowymi” foliami PPF.
Od strony elektrycznej L3-ki są dwuipółdrożne, mogą pochwalić się przyjazną 6Ω impedancją i wyraźnie wskazującą na konieczność posiłkowania się wydajnym wzmocnieniem 86dB skutecznością.
Przechodząc do opisu ich walorów sonicznych najłatwiej byłoby je uznać za oczywiste rozwinięcie najmniejszych z rodu L1-ek a zarazem całkiem sensowną alternatywę dla szlachetniej urodzonych, acz nie tak szczodrze przez naturę (producenta) obdarzonych mid-wooferami, Børresenów X2. I byłoby w tych kombinacjach całkiem sporo trafności, gdyż nasze gościnie grają z sobie i rodzeństwu właściwą spontanicznością, werwą i swobodą. Jeśli dołożymy do tego zestawu jeszcze głęboko zaszytą w ich DNA zdolność do całkowitego znikania ze sceny jasnym stanie się, że z uwagą powinni przyjrzeć i przysłuchać się również miłośnicy podstawkowych monitorów, gdyż nie tracąc nic a nic z właściwej „maluchom” holografii zyskają zauważalnie lepszy fundament basowy o który zazwyczaj musieliby się troszczyć z pomocą jakiegoś subwoofera. Oczywiście L3-kom pod względem basowych pomruków daleko do choćby Perlistena R10s, ale w 20-kilkumetrowych pokojach raczej nie powinno basu brakować, szczególnie jeśli do ich napędzenia zaprzęgnie się jakąś solidną spawarkę. Niby tak producent, jak i dystrybutor udowadniają, że i Axxess Forté 1 da im radę, choć nasze doświadczenia z Apexem pokazały, że nie tylko z D-klasowymi „eco”-wzmakami Axxessy potrafią się dogadać.
Na jazzująco-swingującym i dość mocno nieoczywistym, jak na powszechnie znaną twórczość Björk albumie „Gling-Gló” naszym gościniom świetnie udało się oddać zabawę formą i panujący między muzykami flow. W dodatku precyzja ogniskowania źródeł pozornych i porządek panujący na scenie pozwalały w pełni skupić się na muzyce a nie wodzić błędnym wzrokiem w poszukiwaniu poszczególnych uczestników nagrania. Pod względem równowagi tonalnej duńskie kolumienki dość wiernie trzymały się faktów, acz bliżej było im do lekkiego ocieplenia i przesunięcia równowagi ku dołowi aniżeli zbytniej analityczności i prosektoryjnego chłodu. O ile jednak w nazwijmy to na potrzeby niniejszego spotkania jazie nawet takie analityczne podejście do tematu niespecjalnie można byłoby uznać za problematyczne (vide „Vägen” Tingvall Trio), to już przy cięższych klimatach, w których co tu dużo mówić gustuję śmiało można byłoby uznać za dyskwalifikujące. A tak niezależnie czy na playliście lądowały patetyczne pieśni wikingów („Prophecy of Ragnarök” Brothers of Metal ), czy też ekstatyczne galopady legend thrashu („Dystopia” Megadeth) mogłem pieścić uszy selektywnym, acz niepozbawionym odpowiednio gęstej tkanki metalowym wsadem. Co istotne, kluczowa w tego typu radosnej twórczości wydzierganych szarpidrutów punktualność partii basu i perkusji pozwalała oddać nie tylko obłąkańcze tempa poszczególnych kompozycji, lecz również właściwą im motorykę. I to bez zauważalnego osuszenia, czy też stawiania na ilość a nie jakość, za co należą się L3-kom w pełni zasłużone wysokie noty.
Axxess L3 to wręcz wymarzone kolumny dla wszystkich tych, którzy niespecjalnie chcąc wydawać majątek od brzmienia swojego systemu oczekują uniwersalnej neutralności i swobody pozwalającej czerpać przyjemność z odsłuchów praktycznie dowolnego repertuaru. Ponadto z racji swych nad wyraz mało absorbujących gabarytów i ponadczasowej aparycji świetnie powinny sprawdzić się wszędzie tam, gdzie z jednej strony miejsca na system Hi-Fi nie ma zbyt wiele a z drugiej odbiorcy oczekują nieco więcej basu aniżeli standardowe, niewspomagana subwooferem konstrukcje podstawkowe są w stanie dostarczyć. Niby w portfolio AGD jest wiele bardziej okazałych i skuteczniej łapiących za oko propozycji, jednak chcąc mieć jakiś zdroworozsądkowy punkt wyjścia, śmiem twierdzić, że właśnie od L3-ek warto rozpocząć eksplorację duńskiego katalogu.
Marcin Olszewski
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kabel USB: ZenSati Silenzio
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints Ultra Mini
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Audio Emotions
Producent: Audio Group Denmark
Cena: 22 990 PLN
Dane techniczne
Konstrukcja: Basrefleks, 2.5-drożna
Skuteczność: 86 dB
Pasmo: 50 Hz – 22.000 Hz
Impedancja: 6 Ω
Wysokotonowy: wstęgowy
Średniotonowy: 4.5″
Niskotonowy: (2 szt.) 4.5″
Wymiary (W x S x G): 1.250 x 300 x 410 mm
Waga: 30,2 kg (komplet)
Kolory obudowy: Czarny / Biały (mat)
Opinia 1
Markę Axxess znacie z naszego portalu nie od dziś. To część duńskiego konglomeratu związanego z naszym hobby spod znaku AGD – Audio Group Denmark. Co bardzo istotne w kontekście dostępności dla potencjalnych zainteresowanych dzisiaj opiniowanym brandem, to fakt kierowania jego oferty do melomanów z portfelem tak zwanego zwykłego Kowalskiego. Jednak jak wynika z wcześniejszych spotkań, rozsądna minimalizacja kosztów produkcyjnych sprawia, że brzmienie konstrukcji z tego segmentu duńskiej grupy w zestawieniu cena / jakość wypada wręcz zjawiskowo. A gdy do tego dodamy nowoczesny design, wysokiej jakości materiały i najnowsze technologie, okazuje się, że decydując się na którąś z propozycji Skandynawów dostajemy nie tylko coś dla ducha – czytaj zmysłu słuchu, ale również oka. Naturalnie ogólna opinia brzmi, że nie ważne, jak coś wygląda, tylko jak gra, ale nie oszukujmy się, zawsze przyjemniej jest obcować z czymś gustownym, aniżeli byle jakim. Co zatem spełnia takie założenia tym razem? Otóż dzisiaj postanowiliśmy przybliżyć Wam nieduże kolumny monitorowe. Co prawda w kolejce do publikacji czekają już starsze siostry Axxess L3 do większych pomieszczeń, jednakże chcąc zachować pewnego rodzaju rozmiarową chronologię na tapecie wylądowały kolumny do niedużych kubatur. A będą nimi dostarczone przez warszawskiego dystrybutora Audio Emotions świetnie się prezentujące i równie ciekawie grające kolumny podstawkowe Axxess L1.
Co ciekawego można powiedzieć o tytułowych pannach? Jednym z bardzo istotnych elementów układanki biznesowego projektu Axxess jest kontynuacja podejścia do konstruowania tego typu produktów według specyfikacji iście high end-owej marki tej stajni Børresena, czyli inżynierów skupionych wokół Michaela Børresena wspieranego przez od lat znanego w światku audio z racji powołania niegdyś do życia marki Gryphon Erika Rasmussena. Dlaczego to takie ważne? Wspominałem o tym we wstępniaku, a chodzi o zachowanie najwyższych standardów wykonania, użycie najnowszych technologii i materiałów oraz ponadczasowy design, mimo kierowania swojej oferty nawet do mniej zamożnych melomanów. Czy to się udało? Moim zdaniem jak najbardziej. Świadczy o tym choćby projekt niby prostych, jednak w postrzeganiu przestrzennym ciekawych skrzynek i użycie nowoczesnych, często ręcznie dopieszczanych pod kątem finalnego brzmienia przetworników. Jeśli chodzi o przywołaną obudowę, ta nie jest regularnym prostopadłościanem. To projekt z szerokim frontem połączony skośnie zbiegającymi się bocznymi ściankami ze znacznie węższymi plecami. Co ciekawe, idąc za założeniami grupy odnośnie zalet sonicznych materiałem na obudowę nie jest drewno, sklejka, czy ostatnio modne aluminium, tylko mający zmniejszyć zniekształcenia dźwięku kompozyt na bazie mineralnej. Dodatkowo jak pokazują fotografie, w celach odpowiedniej propagacji dźwięku front i tylna ścianka są pochylone ku tyłowi. Tak prezentujące się kolumny finalnie posadowiono na ciekawych wzorniczo, poprzez odpowiednią konstrukcję i sposób montażu, również mających za zadanie eliminację wibracji pochodzących od podłoża firmowych standach. Jeśli chodzi o wyposażenie L1, awers został uzbrojony w opracowaną przez Axxess-a wersję przetwornika wstęgowego oraz również zaprojektowany własnym sumptem głośnik nisko-średniotonowy – membrana na bazie scalonych w jedną całość trzech powłok laminowanych (dwóch zewnętrznych z włókna węglowego i centralnej na bazie aramidu o strukturze plastra miodu). Poruszając kwestię rewersu bardzo istotną jest informacja, że dość nietypowo dla kolumnowego mainstreamu u tego producenta strojenie pracy przetworników portami bass-refleks nie odbywa się tylko w zakresie niskich tonów, ale również najwyższych częstotliwości. Dlatego też w górnej części tylnej ścianki duńskich monitorów znajdziemy aż trzy tego typu rozwiązania strojące kolumny. Oczywiście oprócz wspomnianych trzech rurek BR tuż przy podstawie nie zapomniano również o aplikacji pojedynczych, ustawionych poziomo terminali łączących kolumny z życiodajnym wzmacniaczem. Ostatnim widocznym zabiegiem planowanego brzmienia opisywanych monitorów jest zastosowanie na froncie dodatkowego, znacznie poszerzającego powierzchnię wokół przetworników panelu. Co w tym przypadku ma spore znaczenie, to wykonanie wokół każdego przetwornika dość płytkiego, ale jednak falowodu, który podczas słuchania muzyki ewidentnie, acz delikatnie jakby doświetla kreowany przez nie świat muzyki. Nie powiem, zabieg fajny i z punktu widzenia designu i finalnej prezentacji muzyki.
Co to znaczy zabieg dwojako „fajny”? Pierwszy aspekt jest banalny, bowiem chodzi o świetną aparycję monitorów, co jak kilka linijek wcześniej omawiałem, jest niebagatelną wartością. A drugi? Drugi zaś posiada więcej składowych. A są nimi bardzo równe, niewymuszone granie, bez poszukiwania wyczynowości w prezentacji poszczególnych zakresów pasma akustycznego. Produkt kierowany jest do grupy docelowej stawiającej raczej na muzykalność i spójność grania, aniżeli wyciskanie z prezentacji ostatnich soków, dlatego chcąc zmieścić się w niedużym budżecie, a nie mimo tego zaproponować coś ciekawego dla ucha, inżynierowie Axxess-a poszli bezpieczną drogą wyważonego sposobu na muzykę. Co to oznacza? Dla mnie najważniejszą zaletą jest fakt, że kolumny będąc niewielkimi monitorami nie próbują udawać podłogówek, co zazwyczaj realizowane jest ofertą mocnego dolnego zakresu. Dlaczego to takie niebezpieczne? Otóż po takim zabiegu bas jest praktycznie zawsze i do tego karykaturalnie nadmuchany, co powoduje spowolnienie prezentacji, a czasem i misiowatość dobiegającego do naszych uszu dźwięków. To natomiast automatycznie przekłada się na utratę drive’u i ogólnej radości wirtualnego świata muzyki. Owszem, znajdą się osobnicy, którym taki spowolniony w ruchach obraz może się podobać, jednak nie będzie to miało nic wspólnego z prawdą. Będzie miło, ładnie i przewidywalnie, a to pierwszy krok do totalnej nudy, co prędzej, czy później skieruje nasze kroki ku wymianie jakiegoś komponentu na coś żywszego. Dlatego chcąc wyeliminować potencjalny problem kolumn Duńczycy w kwestii basu postawili na jego dobre operowanie w wyższych zakresach i tylko odpowiednie sygnalizowanie akcji w najniższych partiach. Dla dobra brzmienia ograniczonej prawami fizyki konstrukcji moim zdaniem lepiej tak, gdyż reszta pasma nie zostanie szkodliwie przykryta, dlatego jestem rad, że w tej materii z panami z Axxess-a mówimy jednym głosem. Głosem, który po umiejętnym zestrojeniu dolnych partii pasma akustycznego pozwolił muzyce żyć pełnym oddechem. Jednak i tam zachowano się podobnie, czyli bez wyścigów na maksymalne nasycenie średnicy i nadmierne rozwibrowanie górnego zakresu, tylko zaproponowano logiczny brzmieniowy konsensus w postaci prezentacji szybkiej i pełnej wigoru z gładkim, ale odpowiednio dźwięcznym górnym zakresem. Myślice, że to może być błąd? Nic z tych rzeczy. Podobny pomysł na muzykę – oczywiście z odpowiednia gradacją jakości w zależności od ceny konstrukcji – prezentuje cała gama produktów spod znaku AGD i z tego co wiem z tak zwanych przecieków, jest to bardzo poszukiwania przez wielu z nas zaleta. Zaleta mająca za nic rodzaj słuchanej muzyki. Czy to mocne uderzenie rockiem, czy jazzowe plumkanie, zawsze w między-kolumnowym eterze słychać było muzykę pełną oddechu, podpartego odpowiednią szybkością narastania sygnału. Naturalnie w moim nazbyt dużym dla L-jedynek pomieszczeniu musiałem brać poprawkę na zaistniałą sytuację, ale bez naciągania faktów powiem, że przekaz i tak był pełen niezbędnych emocji. W rocku słychać było wrodzoną agresję i nieprzewidywalność zmian tempa oraz wolumenu dźwięku, zaś w jazzie ciekawym zjawiskiem była lotność pojedynczych, zwieszonych w nieskończoność pojedynczych nut. I tu i tu bez problemu zderzałem się z najważniejszymi, zapisanymi w bycie każdego rodzaju twórczości akcentami, co biorąc pod uwagę przed momentem przywołaną, zbyt dużą kubaturę goszczącego kolumny OPOS-a z dużą doza pewności pozwala wnioskować, że w dedykowanym rozmiarowo pomieszczeniu wszystko wypadnie w tak zwany punkt. Naturalnie punkt rozsądnie podanego basu, środka i góry. Z nieco większym poziomem ilości każdego z nich w ogólnej prezentacji, ale z doświadczenia z konstrukcjami tego zespołu inżynierów wiem, że bez wycieczek żadnego z nich w kierunku nadinterpretacji. I gdybym miał w skrócie określić główne zalety testowanego zespołu głośnikowego, w pierwszej kolejności wymieniłbym rozwagę w dobieraniu proporcji propagacji dźwięku w odniesieniu do gabarytów kolumn. A to gwarantuje odpowiednie wypełnienie danego pomieszczenia zrównoważonym, dlatego bliskim prawdy o zapisanym materiale, spektaklem muzycznym.
Czy opisane przed momentem kolumny są dla każdego? W pierwszej kolejności rozstrzygać będzie o tym wielkość posiadanego pomieszczenia. Wielkie salony niestety nie są dla nich idealnymi partnerami. Ale w przypadku posiadania 16 m² temat potencjalnego zakupu ma bardzo duże szanse powodzenia. Drugim kryterium będzie wiedza melomana, co powinno cechować dobrą prezentację. Jeśli lubicie nieprzebrane ilości nienaturalnego do wielkości kolumn basu, Dunki ze zdroworozsądkowego założenia tego oczekiwania nie spełnią. Za to w momencie poszukiwania dobrze zestrojonych brzmieniowo – czytaj bez szkodliwych podbić jakiegokolwiek podzakresu – monitorów znikających z będącego skrojonym dla nich pomieszczenia nawet bez zamykania oczu, tytułowe Axxess L1 są idealnymi pretendentami do prób we własnym środowisku sprzętowym. A gdy z jakiś względów macie widniejący na zdjęciach kompaktowy produkt w postaci źródła i wzmocnienia w jednym tej stajni Axxess Forté 1, to nawet bez odsłuchu nabycie ich wydaje się być strzałem w przysłowiową dziesiątkę. Jednak bez względu na Waszą przynależność jakiegokolwiek obozu, za jedno z pewnością mogę położyć rękę na pieńku. Otóż wizualnie owe duńskie panny mimo braku jakiejś designerskiej i rozmiarowej pompy prezentują się nader zacnie. Czyli na razie jest co najmniej 1:0 dla nich. Teraz Wasz ruch.
Jacek Pazio
Opinia 2
Po duecie Børresenów, czyli X2 i X3 a tuż przed cierpliwie czekającymi na swoją kolej Axxessami L3 uznaliśmy za stosowne wziąć na redakcyjny tapet bodajże najmniejsze i zarazem najtańsze kolumny, które wyszły spod rąk ekipy Audio Group Denmark. W końcu poza ekstremalnym High Endem warto czasem zejść na ziemię i na własne uszy przekonać się czym producenci kuszą potencjalnych nabywców na nieprzyprawiających o stan przedzawałowy pułapach cenowych. Tym oto sposobem, a dokładnie dzięki uprzejmości stołecznego Audio Emotions, które z pewnymi obawami co do szans na zaistnienie na naszych łamach raczyło było dostarczyć przeurocze podstawkowe monitorki Axxess L1.
Jak na powyższych zdjęciach widać Axxess L1 to niezwykle filigranowe i zarazem momentalnie znikające w większości kubatur podstawkowce, które zgodnie z założeniem Duńczyków dostępne są jedynie w czarnym i białym umaszczeniu, przy czym w obu wersjach wybrano satynową powłokę lakierniczą, co przynajmniej moim skromnym zdaniem jedynie ułatwi życie ich przyszłym nabywcom z bardzo prozaicznego powodu. Otóż na takim lakierze praktycznie nie widać kurzu, więc o ile ktoś „życzliwy” nie przejedzie po nich palcem, to niespecjalnie trzeba nad nimi dzień w dzień stać ze ściereczką z microfibry i w trybie natychmiastowym usuwać każdy zauważony pyłek. Uwagę zwraca standardowy dla stajni AGD dobór przetworników, czyli wstęgi na górze i kraciastego mid-woofera, oraz silnie zbiegające się ku tyłowi ściany boczne. Smaczku konstrukcji dodaje fakt iż wystająca poza obrys bryły ściana przednia jest zdejmowana, więc na upartego można sobie na jej podstawie wykonać „kopię bezpieczeństwa” w nieco bardziej odjechanej od firmowych dogmatów kolorystyce.
Będąca w zaniku ściana tylna mieści trzy ujścia kanałów wentylacyjnych w swej górnej części, oraz pojedyncze, acz solidne terminale głośnikowe w dolnej.
Jeśli chodzi o zastosowane w L1-kach przetworniki, to do obsługi basu i średnicy zaangażowano znany z Børresenów X2 4,5” „kraciasty” drajwer z trójwarstwową membraną X (pomiędzy dwiema warstwami włókna węglowego znajdują się warstwa aramidowych przekładek o strukturze plastra miodu), choć tym razem w roli producenta widnieje Axxess. Z kolei górę pasma obsługuje kaptonowy wstęgowiec o charakterystycznej żółtej membranie. Liropodobne korpusy obudów wykonano z naturalnych kompozytów a jeśli zastanawiacie się Państwo po co w takich maluchach aż trzy ujścia kanałów bas refleks spieszę z wyjaśnieniem iż tylko dwa dolne pełnią ww. rolę, a górny jedynie wentyluje komorę głośnika wysokotonowego. Z takich samych kompozytów co obudowy kolumn wykonano również firmowe 71 cm standy i biorąc pod uwagę ich wzornicze dopasowanie do naszych dzisiejszych bohaterek śmiem twierdzić, że nie ma co kombinować z alternatywnymi rozwiązaniami, tylko brać je w komplecie z L1-kami i mieć jeden problem z głowy mniej. Od strony elektrycznej mamy do czynienia z wentylowanym układem dwudrożnym o impedancji asekuracyjnie określonej jako powyżej 6 Ω i skuteczności 86 dB, co poniekąd jest sygnałem, że warto odpowiednio wcześniej zadbać o konfigurację w jakiej przyjdzie im pracować.
Jak już zdążyłem wcześniej zauważyć Axxess L1 są nader nikczemnej postury, więc zasadnym były obawy co do ich zdolności nagłośnienia blisko 40 metrowego OPOS-a. Całe szczęście okazało się, iż duńskie monitorki, może i swoimi gabarytami nie zwracają uwagi, ale po pierwsze serca do grania, a po drugie umiejętności zagrania, jak na swoje skromne możliwości zaskakująco dużym dźwiękiem odmówić im nie sposób. Bowiem bas, choć zauważalnie cięty dość wysoko ma świetną motorykę, drajw, zróżnicowanie i co ważne zachowuje również pełnię energii aż do swojego ostatniego tchnienia, więc bez większych kompromisów jesteśmy w stanie cieszyć się zarówno elektronicznymi tąpnięciami zarejestrowanymi na „Khmer” Nilsa Pettera Molværa, jak i już w pełni naturalnych popisach Mike’a Mangini’ego, który na „A View From The Top Of The World” Dream Theater, jak to pięknie ujął Staszek Piotrowski w recenzji ww. albumu („Magazyn Perkusista” dostęp 11/09/2024) „korzysta z genialnego Pearla, sznura cudownych Zildjianów, świeżych Remo, w które wali specjalnie skrojonymi pod jego łapę Vaterami.” A skoro o Dreamach mowa, to proszę sobie wyobrazić, iż tytułowe maluchy nie tylko nie rzuciły ręcznika na ring przy pierwszym zagmatwaniu linii melodycznej, lecz zaskakująco dzielnie walczyły z przeciwnościami nader złożonej materii muzycznej od pierwszej do ostatniej nuty powyższego krążka. Jest tylko jeden warunek – dość luźne potraktowanie sugestii producenta, iż wszystko co najlepsze da się z L1-ek wycisnąć już za pomocą 50W pieca, bo choć w teorii jest to możliwe, o ile tylko będziemy dysponować lampą, bądź pracującą w czystej klasie A tranzystorową „spawarką” o takiej mocy i szukanie odpowiedniej im, znaczy się Axxessom, amplifikacji gdzieś od 100-150W w górę. Serio, serio, bo bez tego nasze gościnie mogą wydawać się dość niemrawe w dole pasma a i pozostałe podzakresy artykułować z niezbyt imponującym zaangażowaniem. Za absolutne minimum należy zatem uznać towarzystwo 100 watowego Axxessa Forté 1. Jeśli tylko będziemy przestrzegać powyższych zaleceń nijakich problemów z praktycznie dowolnie zagmatwanym i wielowarstwowym materiałem nie przewiduję.
Co do przysłowiowego dzielenia włosa na czworo i rozbijania dźwięku niemalże na atomy, to z pewnością warto wspomnieć, iż zaaplikowana w L1-kach wstęga, choć daleka jest od asekuracyjnego wycofania, czy też zaokrąglenia, to z pewnością nie przejawia też tendencji do zbytniej nadpobudliwości o ofensywności nawet nie wspominając. Góra jest mocna, odważna, ale niezwykle gładka i rozdzielcza a nie li tylko detaliczna, co na tym pułapie cenowym bynajmniej nie jest regułą. A tu dostajemy nie tylko przysłowiowy strzał w ucho, ale pełen pakiet informacji, więc i na wspomnianych Dreamach wprawne ucho ma szansę wyłapać, że 18” „crashe” Mike’a Mangini’ego dzięki ponadnormatywnej grubości oferują nie tylko większy wolumen dźwięku, ale i bardziej wyraziste wybrzmienia. Nie sposób przyłapać je na szeleszczeniu, czy też cykaniu, gdyż zdrowo „walnięte” czarują bogactwem alikwotów i niezwykłą liniowością. Podobnie „akuratnie” prezentuje się średnica nader umiejętnie balansując pomiędzy miłym uszom ociepleniem i krągłością a precyzją i konturowością. Słowem wszystko jest na swoim miejscu, nic nie wyrywa się przed szereg i tak po prawdzie, to od towarzyszącej im elektroniki w głównej mierze zależeć będzie efekt finalny, więc jeśli mógłbym cokolwiek zasugerować, to L1-ki niespecjalnie powinny stanowić najdroższą składową finalnie konfigurowanego systemu. Powiem nawet więcej – nikomu nie przyniesie ujmy fakt, gdy będą one najtańszym elementem toru, bo właśnie dzięki powyższemu, pozornemu mezaliansowi będą w stanie w pełni rozwinąć skrzydła i pokazać pełnię swoich możliwości.
Jak zatem odnajduję Axxess L1? Jako niezwykle angażujące i zdolne nagłośnić wydawać by się mogło zdecydowanie za duże dla nich kubatury a jednocześnie na tyle wymagające, co do napędzającej je elektroniki, że raczej nie widzę ich w roli przypadkowego zakupu. Czy to źle? Absolutnie nie, gdyż ich obecność na rynku jedynie potwierdza fakt, iż nawet na tak przystępnych pułapach cenowych dostępne są produkty dedykowane świadomym własnych potrzeb, oczekiwań i możliwości posiadanego systemu odbiorcom. A to jakby nie patrzeć dobra wiadomość, że producent szuka swojego „targetu” wśród niekoniecznie „nienachalnych intelektualnie” nabywców.
Marcin Olszewski
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints Ultra Mini
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Audio Emotions
Producent: Audio Group Denmark
Ceny
Axxess L1: 11 490 PLN
Standy: 4 590 PLN
Dane techniczne
Pasmo przenoszenia: 50Hz – 22kHz
Skuteczność: 86 dB /1W
Impedancja: >6 Ω
Rekomendowana moc wzmacniacza: 50W
Zastosowane przetworniki:
– Wysokotonowy: wstęgowy
– Nisko-średniotonowy: 4,5”
Wykończenie: Czarny\Biały satyna
Wymiary:
Kolumny (W x S x G): 43 x 21,5 x 32 cm ; Waga: 10,3 kg
Standy (W x S x G): 71 x 29,5 x 39 cm; Waga: 10,8 kg
Opinia 1
Mam nadzieję, że reprezentantów przecież stosunkowo niedużej Danii, a tak naprawdę ich ciekawe konstrukcje, dzięki naszym testom mieliście okazję już poznać. To zawsze były oparte o najnowsze rozwiązania techniczne, pochłaniające mnóstwo ręcznej pracy i świetnie prezentujące się wizualnie zespoły głośnikowe oraz wykonana z podobnym pietyzmem elektronika. W naszym recenzenckim portfolio znalazły się już trzy pozycje – kolumny Børresen 02 Cyro Edition, kolumny X2 w zestawie z elektroniką Axxess oraz projekt „all in one” Axxess Forté 1 i jak wynika z wniosków pod każdym testem, nie tylko nie zawiodły, ale pokazały swoje fajne „ja”. O jakim brandzie mowa? Naturalnie o skandynawskim konglomeracie Audio Group Denmark, z oferty którego dzięki staraniom warszawskiego dystrybutora Audio Emotions tym razem dotarły do nas średniej wielkości kolumny podłogowe Børresen X3. Jak wizualizują fotografie, na tle ostatniego występu kolumn projekt już konkretny gabarytowo, dlatego jeśli ktoś jest zainteresowany, z jakiej strony pokazał się ten model Børresenów, zapraszam do lektury kilku poniższych akapitów.
Nasze bohaterki podążając za ogólnymi zasadami konstrukcji serii X są smukłymi, pochylonymi i płynnie zbiegającymi się ku tyłowi skrzynkami. W celu poprawy stabilizacji tak strzelistych konstrukcji posadowiono je na zorientowanych na boki, będących kanapką kompozytu drewnianego z aluminium, wyposażonych w stosowne stożki cokołach. Same obudowy wykonano ze wspomnianego już, będącego częścią podstaw drewnianego kompozytu wzmacnianego usztywniającymi całość wstawkami z włókna węglowego, co w założeniu ma gasić niepożądane dla dźwięku szkodliwe wibracje. Naturalnie zadbano również o ich niebagatelną wizualizację, czego skutkiem jest wykończenie tych dzieł sztuki użytkowej czarnym lakierem fortepianowym wzbogaconym o motywy karbonu na froncie i górnej części obudowy. Jeśli chodzi o temat wyposażenia tytułowych kolumn, na awersie znajdziemy składającą się z 3 firmowych przetworników sekcję średnio-niskotonową – dwa na dole i jeden na górze wykonane trzech warstw na bazie włókna węglowego okalającego środkową przekładkę z aramidu oraz pomiędzy nimi, jako drugi od góry, również delikatnie dopracowany przez zespół inżynierów Børresen-a – odchudzono zespół magnesów – głośnik wstęgowy dla najwyższych rejestrów. Z uwagi na fakt bycia X3-ek konstrukcjami bass-reflex na wąskim tylnym panelu w jego dolnej części znajdziemy 4 porty strojące bas, zaś w górnej dwa wentylujące zakres średni i jeden dla najwyższego pasma. Naturalnie na tylnej ściance tuż nad podłogą znajdziemy stosowne porty do podłączenia wykorzystywanej elektroniki. Tak bogatym zestawem głośników zarządza symetryczna zwrotnica zapewniając pasmo przenoszenia od 35 Hz do 50 kHz przy skuteczności 88 dB / 4 Ohm.
Jak widać na zdjęciach, do tematu odsłuchów podszedłem na maxa i nasze bohaterki zapiałem do głównego systemu. Decyzję podjąłem mimo dysponowania w tym samym czasie setem firmowym ze stajni Axxessa. Powodem było oczywiście zapewnienie im maksimum jakości sygnału od rozbudowanego źródła, po również rozbite na części pierwsze wzmocnienie. W efekcie dostałem dojrzałe, przy tym pełne dobrej masy i energii granie. Tak jak lubię ciekawie narysowane wyraźną kreską, ale co najistotniejsze, odpowiednio osadzone w masie na dole i centrum pasma. Dzięki temu przekaz był szybki i przy okazji zapewniał odpowiednią dawkę wagi dźwięku pozwalając w pełni zrealizować zamierzenia artystów z każdej strony twórczej barykady. Bez milusińskiego grania do przesady podkolorowaną, ociekającą syropem średnicą i zaokrąglonym dolnym zakresem, tylko pełnymi energii i niezbędnego ataku muzycznymi strofami. A to tylko jeden z ważnych aspektów tego testowego sparingu, bowiem naturalnym feedbackiem wąskich konstrukcyjnie kolumn było zjawiskowe budowanie wirtualnej sceny. Szerokiej i głębokiej, co wespół z wyraźnym rysowaniem źródeł oferowało jej czytelnie zabudowanie. To była na tyle udana projekcja muzyki, że mimo sporych rozmiarów dosłownie i w przenośni kolumny znikały z pomieszczenia fundując mi wirtualną wizytę na danej sesji nagraniowej. Raz agresywnej w wydaniu rockowych popisów patrząc na akty urodzenia wiekowej, ale nadal fundującej fanom szaleńcze uniesienia Metallici „72 Seasons” https://tidal.com/browse/album/288627595?u , innym razem na skutek grania tak zwaną ciszą intymnej spod znaku przykładowej formacji RGG „Szymanowski”.
W pierwszym przypadku kolumny oprócz pokazania zawartego w muzyce drive’u, dobrze poraziły sobie z niestety obecną w podobnych realizacjach kompresją. Było mocno na dole, podobnie jakościowo w środku i mimo ogólnie wyrazistej prezentacji opisywanych kolumn bez przekraczania dobrego smaku w górnym zakresie. To wbrew pozorom istotne, gdyż często ów krążek kładzie na łopatki niektóre systemy właśnie z powodu nadinterpretacji góry, co przeradza się w niestrawny jazgot. W tym podejściu oprócz buntowniczych popisów muzyków niczego takiego nie zanotowałem. Owszem, słyszałem bardziej esencjonalne podanie tego krążka u siebie, jednak mimo innej zawartości średnicy w średnicy w stosunku do wspomnianych wcześniejszych spotkań pokaz Borressenów X3 odebrałem jako inną, nastawioną na większą szybkość narastania sygnału wizję, a nie jakikolwiek mogący kogoś zniechęcić problem. Børreseny taki sposób na muzykę mają wpisany w swoje DNA i tak zagrały. Jeśli ktoś szuka przysłowiowego „ulepku”, nie tędy prowadzi droga. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że podczas masowania moich trzewi bez problemu potrafiły zatrząść moim pomieszczeniem, co pokazało ich możliwości wypełnienia wielkich kubatur.
Jak zatem poradziły sobie z jazzem w znakomitej większości brylującym w środku pasma mimo unikania przesadnego słodzenia muzyki? Otóż wyraźna kreska wizualizująca każdy z bytów była podparta wspomnianą dawką niezbędnej masy. To zaś w połączeniu z czarnym tłem świetnie zawieszało najdelikatniejszą nutę na czasem niekończący się okres, co wręcz idealnie trafiało w założenia tego typu twórczości. Gramy wolno, ale z energią, z mocnym zaznaczeniem ostrości rysunku, jednak bez męczącego dzwonienia, czyli tak jak życzyli sobie tego muzycy i przy okazji sam bardzo lubię. Owszem, ktoś zawsze może oczekiwać mocniejszego udziału plastyki w wizualizacji tej produkcji, jednak same kolumny tego nie dadzą. One mają za zadanie pokazać wszystko odpowiednio wyraźnie i tak to robią, resztę naszych widzi mi się musimy zrealizować przy pomocy finalnej konfiguracji systemu, na co nasze bohaterki są niezwykle czułe. Wiem to z autopsji, bo na próbę zmieniłem okablowanie sygnałowe i świat nabrał nieco innych, oferujących więcej koloru rumieńców. Dlaczego tak nie zostawiłem na stałe? Odpowiedź jest banalnie prosta. Chciałem pokazać ich prawdziwe, skąd inąd nader atrakcyjne oblicze, co dla wielu będzie istotną informacją podczas ustalania wstępnej listy odsłuchowej w momencie zmian w swoim kramie audio. To chyba zrozumiałe.
Jak spuentuję powyższy test? Po pierwsze – kolumny grają większym, niż na to wskazuje aparycja, a przy tym w pełni kontrolowanym dźwiękiem. Po drugie – ich podstawowa estetyka brzmienia opiera się na dobrym rysunku i odpowiedniej wadze źródeł pozornych. Po trzecie – w efekcie umiejętnej konfiguracji z umiarkowaną łatwością dają się wpisać w nasze finalne upodobania. A po czwarte, a dla wielu osobników dzielących swoje jaskinie audio z drugimi połówkami czasem najważniejsze – ze względu na smukłą budowę i estetyczne wykończenie pięknie się prezentują. Jakieś przeciwwskazania? Jedno. Szkoły grania spod znaku BBC w nich nie znajdziecie. Ale nie oszukujmy się, w obecnych czasach to niezbyt liczna grupa melomanów, zatem ewentualny problem wydaje się być marginalny.
Jacek Pazio
Opinia 2
Kontynuując „kuchenne rewolucje”, czyli sukcesywnie odkrywając walory smakowe specjałów serwowanych przez rezydujących w Aalborg duńskich mistrzów AGD (Audio Group Denmark) w ramach niniejszego odcinka zmierzymy się z zajmującymi drugą pozycję od góry otwierającej portfolio linii Børresena podłogowym kolumnami o symbolu X3. Gwoli wyjaśnienia nad nimi znajdziemy jeszcze strzeliste, 164 cm X6 a poniżej dysponujące dwoma mid-wooferami, również podłogowe X2-ki i najmniejsze, już podstawkowe X1. Jak łatwo się domyślić, korelując ww. konstrukcje z firmową nomenklaturą, cyfra po oznaczeniu serii określa ilość odpowiedzialnych za reprodukcję średnich i niskich tonów przetworników, więc niejako już na starcie wiadomo, że decydując się na przyjęcie z rąk stołecznego opiekuna marki – ekipy Audio Emotions X3 otrzymamy kolumny trzema takimi przetwornikami dysponującymi. Skoro zatem krótki wstęp mamy za sobą nie pozostaje mi nic innego jak tylko zaprosić Państwa na ciąg dalszy.
Jak widać na powyższych zdjęciach smukłe, wykończone czarnym lakierem fortepianowym (dostępna jest również biała wersja), lekko odchylone i zbiegające się ku tyłowi korpusy łapią za oko carbonowymi wstawkami na frontach i ścianach górnych. Całość wykonano z dodatkowo usztywnionych kompozytów drzewnych a dla poprawy stabilności wyposażono w uzbrojone w masywne i zarazem litościwe dla podłoża stopki cokoły. Jak już zdążyłem zasugerować na wstępie ściany przednie X3-ek pysznią się całkiem pokaźną baterią przetworników. Na samej górze mamy 4.5” nisko-średniotonowy, następnie wstęgowy wysokotonowiec, poniżej którego wygospodarowno miejsce na duet 4.5” basowców. Charakterystyczne, tak nisko-średniotonowe, jak i basowe 4.5” firmowe kraciaste przetworniki mogą pochwalić się kanapkowymi membranami w których pomiędzy dwiema warstwami włókien węglowych umieszczono aramidowe przekładki o strukturze plastra miodu. Dzięki czemu nie tylko zredukowano pasożytnicze rezonanse, lecz i uzyskano świetną relację sztywności do masy. Współpracujące z nimi układy magnetyczne dopieszczono z kolei podwójnymi miedzianymi nakładkami pierścieni nadbiegunów obniżającymi indukcyjność i zwiększających strumień magnetyczny a w rezultacie z powinny okazywać większą empatię dla starań podpiętego pod nie wzmocnienia. Nie mniej intrygująca jest konstrukcja wysokotonowego wstęgowca, który choć na pierwszy rzut oka wydaje się bliźniaczy do rozwiązań znanych z innych serii Børresena, to tym razem poważnie zredukowano jego masę – tak diafragmy, jak i układu magnetycznego. Gwoli wyjaśnienia cały układ drgający waży 0,01g (!!) i obsługuje pasmo od 2,5kHz wzwyż. Co prawda na skutek powyższych działań spadła jego efektywność z 94 do 90db, jednak jak widać nadal udało się ją utrzymać na zaskakująco wysokim poziomie. Jest to o tyle istotne, że sekcja wysokotonowa jest otwarta – wentylowana od tyłu własnym kanałem. I tu kolejna ciekawostka, bowiem średnotonowiec zamknięto w osobnej komorze za którą dopiero umieszczono kolejną z duetem kanałów, które nie tyle pracują jako klasyczny bas-refleks a imitują układ dipolowy. Dolne basówce również są wentylowane, lecz tym razem już klasycznym, choć poczwórnym, układem bas-refleks. Skąd taka multiplikacja (w sumie jest ich sześć) dość niewielkiej średnicy „rurek”? Cóż, patrząc na będące niemalże w zaniku plecy Børresenów sprawa wydaje się jasna – nic szerszego by się na nich nie zmieściło. Potwierdza to z resztą układ zlokalizowanych tuż przy podstawie pojedynczych terminali głośnikowych, które zorientowane są … pionowo – jeden nad drugim, więc chcąc zapewnić sobie spokojny sen warto zainwestować w przewody zakonfekcjonowane wtykami bananowymi/BFA. Niby i widły od biedy się nadadzą, choć połączenie niewielkiego odstępu pomiędzy „+” i „-” z nazbyt sztywnym/ciężkim okablowaniem i masywnymi widłami może dla części nabywców okazać się nazbyt stresogenne. Nie ma jednak co marudzić, gdyż podobnie prezentowały się plecy X2-ek i jakoś daliśmy radę.
A o oczko niższych siostrach wspomniałem nie bez przyczyny, gdyż właśnie przesiadka na tytułowe X3 jak na dłoni pokazała co kierowało Duńczykami przy komponowaniu całej serii X. O ile bowiem nawet 2-kom nie sposób było zarzucić jakąkolwiek limitację czy to dynamiki, rozdzielczości, czy też rozciągnięcia basu, to przesiadka na 3-ki była niczym załączenie nitro, czyli podtlenku azotu w sportowym a zatem dość twardo zawieszonym turladełku w stylu klasycznego GTR-a. Chociaż nie do końca, gdyż Børreseny zamiast bezrefleksyjnego pędu na tzw. krechę cały czas zachowywały niezwykłą zwinność i bacznie śledząc reprodukowany materiał potrafiły z szybkością namydlonej błyskawicy zareagować na nieraz gwałtowne zmiany tempa i zwroty akcji. Po prostu zauważalnie wzrósł wolumen i skala generowanego dźwięku, nad wyraz sugestywnie poprawiła się energetyczność całego przekazu a co za tym idzie fundament basowy i generalnie jego przełom z niższą średnicą miały więcej do pokazania w porównaniu z młodszym rodzeństwem. W efekcie nawet metalowe galopady serwowane przez „malowańców” z Mister Misery na „A Brighter Side of Death” nie robiły na X3-kach większego wrażenia, o ile tylko do ich napędzenia nie próbowaliśmy angażować Axxess Forté 1, który pomimo usilnych starań co i rusz dawał do zrozumienia, że lepiej mu było z 2-kami i zdecydowanie mniej wymagającym repertuarem. Tylko żeby była jasność – niepozorny kombajn nie rzucał ręcznika na ring, lecz jedynie nie był w stanie zachować pełnej energetyczności w całym paśmie, więc nieco upraszczając delikatnie wycofywał jego skraje. I śmiem ponadto twierdzić, że jeśli nie dysponowalibyśmy alternatywnym wzmocnieniem moglibyśmy na ową manierę nawet nie zwrócić uwagi, gdyż progres wynikający z pojawienia się większych kolumn i tak był ewidentny. Traf jednak chciał, że stojący w drugim rzędzie Apex tylko się temu z pobłażliwym uśmiechem przyglądał i gdy tylko przyszła jego pora pokazał na co tak naprawdę X3-ki stać. A stać na zaskakująco wiele, gdyż pomijając groźne porykiwania skandynawskich metalowców z niezwykłą łatwością tytułowym podłogówkom przyszło pokazanie zarówno prawdziwego bogactwa i różnorodności perkusjonaliów na „Drums of Compassion” Michael Shrieve, jak i potęgi wielkiego aparatu wykonawczego – w tym przypadku Orchestre Symphonique De Montreal pod batutą Kenta Nagano na „Penderecki: St. Luke Passion”. I wcale nie oznaczało to permanentnego, nużącego na dłuższą metę, epatowania łomoczącym basem, lecz zdolność operowania pełną skalą dynamiki przy jednoczesnym zachowaniu wzorowego porządku na wieloplanowej scenie nawet w najbardziej gęstych i zawiłych momentach, a tych Maestro Penderecki nie raczył był w swej twórczości skąpić, podnosząc skalę trudności suto okraszając całość partiami chóralnymi.
Podobnie sprawy prezentowały się na przeciwległym skraju pasma, gdyż pomimo obecności przetwornika wstęgowego Børreseny nawet nie próbowały zbliżyć się do granicy zbytniej ofensywności. Ot, były szalenie rozdzielcze i dźwięczne. Nie miały najmniejszych problemów z otwartością i krystaliczną wręcz klarownością najwyższych składowych, więc zarówno ekspresyjne poczynania Mariny Viotti na „Mezzo Mozart” nie tylko nie fatygowały lecz wręcz intrygowały zachęcając do podkręcenia gałki głośności, by osiągnąć właściwą operowym występom siłę emisji. Otrzymywaliśmy bowiem krystaliczną czystość a jednocześnie jedwabistą gładkość, więc nic a nic nie raniło uszu a jedynie otwierało im drogę, dostęp do informacji zazwyczaj przez konkurencję maskowanych, spychanych na dalszy plan, bądź wręcz o zgrozo upraszczanych. No i jeszcze jedna, często poszukiwana cecha, którą tytułowe podłogówki mają niejako zaszytą w firmowym DNA. Mowa o umiejętności cichego grania z zachowaniem swobody i rozdzielczości znanych z wyższych poziomów głośności. Niby im głośniej, tym robi się lepiej, bardziej namacalnie i z bliższym rzeczywistości realizmem, o czym nie omieszkałem wspomnieć, jednak warto mieć świadomość, że nie wszyscy, nie zawsze i nie wszędzie mogą cieszyć się nieraz koncertowymi dawkami decybeli. A to pora jest zbyt późna, a to ściany zbyt cienkie, bądź sąsiedzi nadwrażliwi, więc jakoś trzeba sobie radzić a duńskie podłogówki same z siebie w tej kwestii nie tylko nie rzucają kłód pod nogi, co starają się ze swej strony pomóc, zachowując wrodzoną swobodę i komunikatywność podczas pracy z głośnością właściwą wieczorno-nocnym sesjom odsłuchowym, znikając przy tym ze sceny niczym rasowe monitory.
No i pojawia się może nie tyle problem, co dylemat natury, nazwijmy to umownie … politycznej. Z jednej bowiem strony mamy ewidentną spójność tak wzorniczą, jak i brzmieniową z wcześniej recenzowanymi X2-kami a z drugiej na tyle wyraźny progres, że miłe wspomnienia poprzedniczek nawet mimochodem i nieświadomie ulegają lekkiej dewaluacji. Dlatego w ramach podsumowania napiszę prosto z mostu. I …, bo nie zaczyna się zdania od „więc”, jeśli tylko dysponujecie Państwo metrażem zdolnym ugościć Børresen X3, oraz wzmocnieniem umożliwiającym wyciśnięcie z nich siódmych potów, to nawet przez chwilę się nad nimi nie zastanawiajcie, tylko umawiajcie się na dostawę i odsłuch we własnych czterech kątach. Może i będzie nieco drożej, ale proszę uwierzyć mi na słowo i samemu przekonać się „na ucho” – ta inwestycja po prostu Wam się opłaci. Dostaniecie bowiem o wiele więcej muzyki za stosunkowo niewielką dopłatę a komfort psychiczny wynikający z braku dylematów „co by było gdyby” będzie w gratisie. Oczywiście na horyzoncie majaczą jeszcze topowe (w serii X) 6-ki, ale nie bądźmy nazbyt zachłanni. Na nie jeszcze przyjdzie pora …
Marcin Olszewski
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Audio Emotions
Producent: Audio Group Denmark
Cena: 44 900 PLN
Dane techniczne
Skuteczność: 88 dB/1W
Impedancja: 4 Ω
Pasmo przenoszenia: 35Hz – 50kHz
Zastosowane przetworniki
– wysokotonowy przetwornik wstęgowy Børresen
– 4.5″ nisko-średniotonowy Børresen
– 2 x 4.5″ niskotonowy Børresen
Rekomendowana moc minimalna wzmacniacza: 50W
Wymiary (W x S x G): 129 x 34,5 x 60,7 cm
Waga: 55 kg
Dostępne wersje wykończenia: czarny/biały lakier fortepianowy
Opinia 1
Start wakacji i nierozerwalnie z nimi związanego zawieszenia wszelakiej maści „masowych eventów” (koncerty pozwalam sobie pominąć), premier, czy nawet mniej, bądź bardziej cyklicznych odsłuchów / branżowych spotkań, a tym samym nastanie tzw. sezonu ogórkowego może skłaniać do usilnego szukania tematów zastępczych. Całe szczęście „może” wcale nie oznacza, że „musi”, szczególnie jeśli zapobiegliwie poczyni się stosowne zapasy. Dodatkowo samo życie co i rusz podsuwa nadspodziewanie „nośne” inspiracje, więc jeśli tylko mamy oczy i uszy dookoła głowy zawsze coś w nie wpadnie. Ot jak daleko nie szukając ostatnie „sieciowe” dyskusje dotyczące schyłku High-Endu i generalnie zaawansowanych rozwiązań audio będącego następstwem braku zainteresowania ze strony wkraczającego na rynek młodego pokolenia, któremu zazwyczaj do pełni szczęścia wystarcza smartfon i bezprzewodowe słuchawki, ostatecznie możliwe kompaktowy soundbar. Smutne? Niepokojące? Do listy dorzuciłbym jeszcze … powszechne, bowiem generalnie wszelkie rozrywki jakie znamy powoli, z transmisjami piłki kopanej włącznie, powoli, acz sukcesywnie przegrywają nie tylko ze streamingiem, co mediami społecznościowymi a przede wszystkim z … kilkunastosekundowymi migawkami na TikToku, bądź „streszczeniami” na YouTube. Po co bowiem „tracić” czas, środki, prąd i miejsce na mozolnie kompletowany audiofilski „ołtarzyk” skoro praktycznie na wyciągnięcie ręki, a de facto li tylko kliknięcie, możemy mieć ulubionych artystów podanych prosto w ucho. Jednocześnie zamiast całego albumu zadowolimy się jednym, góra dwoma „hitami” a sprytny AI podpowie kolejne smakowite kąski układające się w zgrabną playlistę. I proszę nie traktować tego jako narzekania jednego z dwóch wiecznie niezadowolonych starych malkontentów (Statlera i Waldorfa) z Muppetów, lecz jedynie pewną obserwację. Dlatego też zamiast załamywać ręce i na tym poprzestać postanowiliśmy zaproponować zainteresowanym nie tyle mniejsze zło, co wielce kuszącą alternatywę. Jaką? Już ostatnio u nas goszczącą, lecz będącą wtenczas składową większego konglomeratu spod znaku AGD a teraz pojawiającą się na solowych występach – wszystkomający kombajn Axxess Forté 1, na którego test serdecznie zapraszamy.
Jak na załączonych fotografiach widać w przypadku Forté 1 daleko posunięta integracja idzie w parze z jakże pożądaną w dzisiejszych czasach kompaktowością formy. Całe szczęście nieabsorbujące gabaryty nie oznaczają kompromisów zarówno natury designerskiej, co materiałowej, bowiem otwierający portfolio Axxessa mini-kombajn prezentuje się nad wyraz zgrabnie a zarazem intrygująco łapiąc za oko zwartą kompozytową bryłą o bocznych ścianach będących udaną wariacją nt. znaku rozpoznawczego popularnego talent-show. Z kolei front, to w lwiej części szalenie czytelny czerwony punktowy wyświetlacz matrycowy uzupełniony trzema przyciskami funkcyjnymi i gniazdem słuchawkowym optycznie odgradzającymi go od solidnego, wielofunkcyjnego pokrętła. Może nie jest to ten poziom wizualnej atrakcyjności co panoramiczne displaye znane z Rose RS150B, czy chociażby RS250, ale nawet bez wspomagania, znaczy się okularów, doskonale widać na nim wszelkie istotne informacje i to z 2,5-3m, co przy moim astygmatyzmie wcale nie jest takie oczywiste.
Ergonomię obsługi możemy również uznać za satysfakcjonującą, gdyż dostęp do menu i wszystkich funkcji mamy z poziomu panelu frontowego oraz nader poręcznego a zarazem filigranowego pilota. Jednak z przykrością muszę nadmienić, że firmowa apka dostępna jest jedynie dla szczęśliwców dysponujących smartfonami i tabletami Apple’a a gorszy sort, używający urządzeń pracujących pod kontrolą Androida musi się zadowolić ogólnodostępną mconnect Control. Niby za panaceum, przynajmniej w kwestii streamingu, możemy uznać Spotify/Tidal Connect, ale … decydując się na urządzenie za ponad 20kPLN śmiem oczekiwać nieco bardziej pro-klienckiego i poważnego traktowania ze strony wytwórcy. Nie róbmy jednak z tego jakiegoś zagadnienia, gdyż bardzo możliwe, że po prostu nie jestem w „targecie” Duńczyków, dla których fakt posiadania smartfona/tabletu przyozdobionego nadgryzionym jabłkiem jest oczywistą oczywistością.
Podobnie sprawy wyglądają od zakrystii, czyli od strony pleców Forté 1, na których znalazło się pozornie wszystko, co pozwala mu okiełznać ewentualne peryferia. Do dyspozycji otrzymujemy okupujące flanki pojedyncze terminale głośnikowe, zintegrowane z włącznikiem głównym i komorą bezpiecznika gniazdo zasilające po lewej, pozwalający na przyszłe update’y firmware’u port RS-232, 12 V wyjście triggera, dwa porty USB A dla pamięci masowych, gniazdo Ethernet 100 MB, zestaw interfejsów cyfrowych obejmujących wejścia USB, BNC i optyczne, wejście liniowe i wyjście na zewnętrzną końcówkę mocy/subwoofer (oba RCA). Czyli jak na standardy sprzed kilku lat można byłoby napisać, że to absolutny full-wypas i czego tylko dusza zapragnie. Tymczasem rynek tego typu ustrojstw zmienia się szybciej niż zdanie polityków o podatkach i śmiem twierdzić, że AGD pewien drobiazg przegapiło, bowiem zamiast zdublowanych portów USB zdecydowanie sensowniejsza byłaby obecność zestawu USB / HDMI eARC, które w dzisiejszych czasach jest po prostu koniecznością. Wystarczy wspomnieć, że u dwukrotnie tańszej konkurencji (vide NAD M10v2, czy nawet olschoolowy C 3050 LE) jest to oczywista oczywistość i nikt łaski pod tym względem nie robi. I nie piszę tego z wrodzonej złośliwości, lecz jedynie zwracam uwagę na pewną funkcjonalną dysfunkcję utrudniającą integrację z odbiornikiem TV, tym bardziej, że łącznością bezprzewodową (Bluetooth) Axxess również pochwalić się nie może, więc i z bezprzewodowego sparowania nici. Oczywiście sprawę w większości przypadków rozwiązuje obecność wejścia optycznego, którym dysponuje lwia część (choć nie wszystkie) współczesnych „płaszczek”.
Jeśli chodzi o technikalia, to w trzewiach Forté 1 „siedzi” system 3 mini generatorów sterujących zespołem 108 cewek (36 spiralnych i 72 kwadratowych) wytwarzających pole elektromagnetyczne mające za zadanie niwelowanie zakłóceń RFI. Ponadto zarówno impulsowy zasilacz, jak i pracujące w klasie D końcówki mocy to zmodyfikowane układy Pascal-a wzbogacone o autorską sekcję preampu Axxessa z kością DAC-a ESS Technology ES9033Q i moduł streamera ConversDigital.
Przechodząc do części poświęconej brzmieniu postanowiłem również i repertuar testowy dopasować do profilu domniemanego – „krótkodystansowego” (problemy z dłuższym skupieniem) odbiorcy, dlatego też zamiast rozwlekłych dwu i więcej płytowych koncept-albumów i tzw. „boxów” (vide 11h+ „Bruckner: Complete Symphonies Edition”) sięgnąłem po zdecydowanie mniej wymagające „miniatury”. Na playliście wylądowały zatem trwająca nieco ponad kwadrans EP-ka „Ghosts” 潘PAN, półgodzinny „SOUL” Peytona Parrisha a z klasyki o włos przekraczające godzinkę highlighty, czyli samo gęste (pełna wersja to ponad 2h) z „Verdi: Il Trovatore” w wykonaniu nieodżałowanego Luciano Pavarotti’ego. I? I podobnie jak w firmowym ekosystemie, również i u mnie Axxess nie próbując udawać czegoś większego i silniejszego, czym de facto nie jest, zaoferował wielce satysfakcjonujące muzykalność, dynamikę i coś, co stanowi jego największą zaletę – niezwykłą komunikatywność. Z jednej strony miałem bowiem do czynienia z przyjemnie masującym trzewia, lekko zaokrąglonym, lecz nieprzejawiającym tendencji czy to do utraty kontroli, czy też monotonnego dudnienia basem. Z drugiej gładką, wysyconą i soczystą średnicą a z trzeciej dźwięczną, lecz jednocześnie unikającą utwardzenia, czy wręcz ofensywności górą. W rezultacie zarówno zadziorny rock, jak i gęsta elektronika miały szansę wybrzmieć od pierwszej do ostatniej nuty bez obaw o nazbyt krytyczną i drobiazgową – surową wiwisekcję ich poszczególnych i nie zawsze na audiofilską modłę wymuskanych składowych. Żeby jednak była jasność – Forté 1 różnicowanie jakości materiału źródłowego ogarnia bardzo sprawnie i niczego nie próbuje uśredniać, jednak ponad aspekt czysto techniczny stawia domenę emocjonalno-muzyczną. Pozwala zatem cieszyć się nagraniami może i dalekimi od technicznej perfekcji za to trącającymi struny naszej indywidualnej wrażliwości, czy też wręcz przywołującymi miłe wspomnienia. Na nieco zbyt lekkich, czy nawet anemicznych wydaniach do głosu jeszcze dochodzi przyjemne zagęszczenie i dociążenie przekazu, co pozwolę sobie uznać za ewidentną zaletę opisywanej jednostki a nie zwykłe odstępstwo od ortodoksyjnej transparentności, gdyż na tym pułapie cenowym i przy takim a nie innym odbiorcy końcowym zbytnia – kliniczna wierność faktom zamiast entuzjazmu powoduje raczej niekoniecznie przekładające się na budowanie grona odbiorców problemy. Tymczasem wszystkomający Duńczyk może i nie próbuje za wszelką cenę wytykać potknięcia muzyków/realizatorów ale też nie popada w prowadzące do nudy asekuranctwo. Czyli z jednej strony podkreśla potencjał drzemiący w dobrze zrealizowanych produkcjach, co jednocześnie nie przeszkadza mu humanitarnie traktować pozycje ową doskonałością nieskażone. Warto również nadmienić, iż bez większego problemu daje się nakłonić naszego gościa do oddania zaskakująco przekonujących efektów przestrzennych i to obejmujących nie tylko trójwymiarowe rozmieszczenie muzyków na scenie, lecz również dzielenie się informacjami dotyczącymi akustyki samych nagrań. Odwołam się w tym momencie do ww. „Il Trovatore”, gdyż nawet na tym dość leciwym nagraniu nie ma problemów z usłyszeniem, że całość nagrano w pokaźnej kubaturze i dźwięk ma gdzie „się nieść”.
Nie będę ukrywał, że podczas gościnnych występów w moim systemie Axxess Forté 1 okazał się świetnym kompanem oferując nie tylko wystarczającą do prawidłowego wysterowania moich „Dynek” moc, lecz również mile łechcące me uszy walory soniczne, pozwalające czerpać radość z ekstremalnie eklektycznego repertuaru. Niestraszne mu były rockowe porykiwania, elektroniczne tąpnięcia i orkiestrowe tutti, co jest niezaprzeczalnym dowodem jego ponadprzeciętnej uniwersalności. Dlatego też jeśli szukacie Państwo urządzenia zdolnego pełnić rolę klasycznego all’in’one zdolnego poradzić sobie nawet z dużymi, pełnopasmowymi kolumnami, współpracującego z popularnymi serwisami streamingowymi i ewentualnie dającego się spiąć (optykiem) z wiszącym na ścianie TV-kiem, a przy tym z powodzeniem spełniającego audiofilskie oczekiwania, to chociażby z czystej ciekawości spróbujcie go posłuchać we własnych czterech kątach.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Myślę, że wielofunkcyjność komponentów audio bez względu na potencjalne pogorszenie brzmienia takiego produktu – upychanie wielu rozwiązań w jednej obudowie zawsze generuje jakościowe kompromisy – ostatnimi czasy cieszy się nawet nie dużym, a bardzo dużym wzięciem. Stawiamy jeden element układanki na szafce, podłączamy do niego kolumny i temat obcowania z muzyką kolokwialnie mówiąc mamy ogarnięty. Na ile wybitny jakościowo, zależy oczywiście od danej konstrukcji, ale na spokojnie można stwierdzić, iż zdecydowana większość takich rozwiązań spokojnie broni się soniczną ofertą obrazowania muzyki. Niestety przywołana przed momentem opinia nie zawsze jest tożsama z wyglądem takich wyrobów. Owszem, często są niewielkie i dlatego nawet jak są nieciekawe wizualnie, nie rażą nas w oczy i dlatego je akceptujemy. Na szczęście to nie jest standardem, bowiem coraz częściej konstruktorzy takich desktopowych mini-systemów „all in one” oprócz dobrego dźwięku starają się zaproponować fajny design. Przykłady? Choćby dzisiejszy bohater spod znaku AGD (Audio Group Denmark) w postaci streamera, DAC-a i wzmacniacza w jednym, którego występ wespół z dedykowanymi przez naszego dystrybutora kolumnami Børresen X2 mieliśmy już okazję na naszych łamach opisać. O czym dokładnie mowa? Oczywiście o pochodzącej z Danii, na naszym rynku znajdującej się pod opieką Audio Emotions wielofunkcyjnej konstrukcji Axxess Forté 1.
Rzeczony kombajn jest średniej wielkości, ciekawą wzorniczo prostopadłościenną bryłą. Co w tym przypadku jest ciekawostką, to fakt wykonania obudowy nie z popularnego aluminium, tylko w zgodzie z mottem konstruktorów tego zespołu, z lepiej radzącego sobie ze szkodliwymi wibracjami kompozytu. Front Forté 1 zdominował zorientowany z lewej strony, zajmujący 2/3 jego szerokości, piktogramowy, wielki, czytelny z daleka, ciemnokrwisty wyświetlacz. Obok niego znajdziemy dodatkowo usytuowane pionowo 3 guziki funkcyjne i gniazdo słuchawkowe, zaś całkiem z prawej strony ozdobioną skośnymi nacięciami, wielką gałkę wzmocnienia. Pewnego rodzaju kontynuacją niebanalnej prezencji Axxessa są boczne ścianki, których motywem przewodnim są głębokie wyżłobienia w kształcie litery X. Jeśli chodzi o temat zaplecza przyłączeniowego, ten zrealizowano przy pomocy znajdujących się na zewnętrznych flankach zacisków kolumnowych, wejścia i przelotki liniowej RCA, zestawu wejść cyfrowych USB, COAX, OPTICAL, dwóch wyjść cyfrowych USB, jednego LAN, gniazda serwisowego oraz zestawu gniazda zasilania z bezpiecznika i głównym włącznikiem. W komplecie znajdziemy również systemowego pilota zdalnego sterowania. Miłym akcentem w stronę uzyskania jak najlepszego dźwięku są znajdujące się w narożnikach tak podstawy, jak i górnego panelu obudowy specjalne łoża pod firmowe stopki na bazie kulek. Na takich podczas testu oczywiście stał nasz bohater. Po co zatem taki „myk” na górze? Sprawa jest prosta. Gdybyśmy chcieli rozbudować system i postawić jedno urządzenie na drugim, nie trzeba nic kombinować, gdyż urządzenie jest przygotowane na taki manewr. A jeśli tego nie wykorzystujemy, staje się fajnym akcentem wizualnym. Proste? Proste.
Jak widać na zdjęciach, poszedłem na całość i mimo posiadania na stanie w tym samym momencie znaczenie łatwiejszych do wysterowania kolumn Børresen, zapiałem Axxessowi swoje monstrualne Niemki. Naturalnie cel był jeden, czyli sprawdzenie jak nasz bohater radzi sobie w ekstremalnych warunkach. Z małymi zestawami głośnikowymi już go opisywaliśmy, zatem aby wiedzieć o tej konstrukcji nieco więcej opcja była jedna w postaci Berlin RC-11 Black Edition. Jak myślicie, poległ? Spokojnie, nic z tych rzeczy. Owszem, energii na poziomie stosowanego przeze mnie pieca Gryphona nie dał rady z siebie wykrzesać, ale ku mojemu zaskoczeniu, dzięki wydajnemu zasilaczowi impulsowemu i równie wydajnej pracy zmodyfikowanych przez sekcję inżynierską Axxessa końcówek mocy w klasie „D” podczas całego testu bardzo dobrze sobie radził. Tąpnął niezłym basem, pomasował moje ego fajnie osadzoną w masie średnicą, a wszystko okrasił nieco złagodzonymi, acz odpowiednio dźwięcznymi wysokimi tonami. Bez szukania wyczynowości – konstruktorzy tej stajni wiedzą, iż w niedrogich urządzeniach „all in one” to bardzo ryzykowane, za to z dbałością o pokazanie najważniejszych cech danego gatunku muzycznego. W elektronice spod znaku „Touch” Yello spokojnie wytwarzał sejsmiczne pomruki w moim pokoju, by za moment przeszyć przestrzeń wyrazistymi przesterami, a w innym kawałku popisać się dobrym odtworzeniem damskiej wokalizy. W zasadzie już jeden krążek pokazał, że co jak co, ale ciekawe pokazanie świata muzyki nasz bohater ma wpisane w kod DNA. Jednakże nie byłbym sobą, gdybym nie skonfrontował go z czymś wysublimowanym. Takim materiałem okazała się być najnowsza pozycja oficyny ECM z nieodżałowanym Tomaszem Stańko wespół z wówczas jeszcze współpracującym z nim, późniejszym trio Marcina Wasilewskiego. To bardzo mistycznie zagrana płyta, co sprawia, ze sprzęt musi umieć operować nie tylko z dobrą barwą, ale również umieć oddać tembr brzmienia trąbki, dostojność fortepianu, dobrze zbilansowanie pomiędzy informacjami o strunach i pudle rezonansowym kontrabasu, a na koniec umiejętnie zawiesić dźwięczne przeszkadzajki bębniarza. I kolejny raz ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu udało się całość nieźle zawiesić w moim pokoju. Z niezbędnym oddechem, odpowiednim nasyceniem i stosowną lotnością, co pozwoliło z przyjemnością przesłuchać płytę w całości. Z oczywistych względów wielofunkcyjności, wyglądu i niewygórowanej za Axxessa Forté ceny tę pozycję słyszałem w nieco lepszym wykonaniu, jednak nie oszukujmy się, to początek oferty i jak na ten status w najmniejszym stopniu nie miałem powodów do narzekania. Tym bardziej, że sprawiłem mu ewidentną jazdę bez trzymanki w postaci wymagających kolumn, z którymi suma summarum bardzo dobrze sobie poradził. Z Børresenami X2 z poprzedniego testu wszystko byłoby bardziej wyraziste, jednak to już wszyscy wiedzą, dlatego tak ważny dla w moim mniemaniu jest dobry wynik z inną ligą zespołów głośnikowych. A to dlatego, że pokazuje ewidentną uniwersalność nie tylko w kwestii wielozadaniowości, ale również dobrego radzenia sobie z różnym obciążeniem. Przecież wiadomym jest, że każdy potencjalny nabywca ma już jakiś zestaw kolumn w posiadaniu, dlatego znając potencjał brzmieniowy i mocowy tytułowego urządzenia jedynym problemem do rozwiązania przez danego delikwenta jest kontakt ze sklepem w celach prób na żywym organizmie. A przewrotnie powiem, iż nie zdziwię się gdyby taki ruch okazał się być drogą urządzenia w jedną stronę. Tak, tak, mam na myśli pozostawienie sobie tego Duńczyka na stałe, gdyż mimo rozmiarowej niepozorności jest tego wart.
Czy punkt zapalny dzisiejszego spotkania jest warty głębszego zainteresowania? Cóż, to już moja druga przygoda z nim i drugi raz znakomicie się obronił. W pierwszym występie z uwagi na łatwiejsze kolumny nawet brylował, zaś w drugim pokazał, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Do kogo kierowałbym Axxessa Forté 1? To wynika z jego wielofunkcyjności, czyli wszystkich tych, którzy chcą w dobrej jakości posłuchać muzyki i niekoniecznie zabudowywać całej szafki rozbudowanym zestawem audio. Tak tak, w dobrej jakości, gdyż bez naginania faktów oznajmiam, że uzyskana jakość dźwięku jest w pełni adekwatna, a dla wielu z Was może nawet okazać się zaskakująco wysoka w stosunku do jego ceny. A do tego jeszcze świetnie wygląda, co często jest jednym z najważniejszych punktów podczas negocjacji melomana ze swoją drugą połówką. Banał? Bynajmniej, o czym po takich pertraktacjach moich znajomych nie raz się przekonałem.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Audio Emotions
Producent: Audio Group Denmark
Ceny
Axxess Forté 1: 22 900 PLN
Axxess Noir (stopki antywibracyjne / 4 szt): 2 490 PLN (cena bez kulek)
Dane techniczne
Wejścia cyfrowe: Toslink; BNC S/PDIF (32-192kHz /16-24 bit), MQA; USB B (PCM 32-384kHz / 16-32 bit, MQA, DSD64/DSD128)
Wyjścia: Pre out – RCA; słuchawkowe 1/4″ jack
Łączność: 1 x LAN RJ-45; 2 x USB A (Max. pojemność dysku 2 TB).
Wejścia analogowe: para RCA
Moc wyjściowa: 2 x 100 W / 8 Ω
Wymiary (S x G x W): 370 x 420 x 110 mm
Waga: 7,9 kg
Opinia 1
Z jedną konstrukcją spod znaku AGD – Audio Group Denmark – mieliśmy już okazję się spotkać. Wówczas na tapet trafiły nieduże kolumny podłogowe Børresen 02 Cyro Edition. Wbrew początkowym obawom grające z dobrą wagą dźwięku, jego kolorystyką i energią pozwalającą ciekawie wypełnić w teorii zbyt duże dla nich pomieszczenie. To był na tyle bogaty w przyjemne doznania test, że już podczas odbioru zestawu po sesji recenzenckiej umówiliśmy się na dostarczenie czegoś innego z jakże bogatego portfolio tej grupy. Czas nieubłaganie mijał, my naturalnie cierpliwie czekaliśmy, aż tuż przed monachijską wystawą dostaliśmy informację, że mamy spodziewać się czegoś ciekawego do zaopiniowania. Na co tym razem padło? Tutaj zaskoczenie. Decyzją dystrybutora w tym spotkaniu przyjrzymy się nie pojedynczemu produktowi, tylko pełnemu zestawowi z jednej stajni, co mimo zdroworozsądkowego podejścia do ceny poszczególnych komponentów spokojnie możemy określić jako test systemu marzeń. Tak tak, systemu marzeń. Owszem, dla tak zwanego statystycznego Kowalskiego, jednak nie cena jako taka, a zawsze zestaw spod jednej ręki określał powyższą maksymę. Co trafiło w nasze ręce? Otóż dzięki staraniom warszawskiego dystrybutora Audio Emotions głównymi rozdającymi karty są kolumny Børresen X2 i startowa konstrukcja w cenniku marki Axxess w postaci wzmacniacza zintegrowanego, streamera plików i przetwornika cyfrowo-analogowego w jednym – tzw. all in one – Axxess Forté 1. Jednak chcąc pokazać pewnego rodzaju synergię szerokiej gamy urządzeń tej grupy producenckiej, polscy przedstawiciele uzupełnili test o listwę zasilającą Ansus Power Distributor X-TC3, switch sieciowy Ansuz Ethernet Switch X-TC3, podstawki antywibracyjne Axxess Noir i zestaw okablowania spod znaku Ansuz – sieciowy, ethernet i głośnikowy. Przyznacie, że ekipa obiecująca. Zatem jeśli chcecie dowiedzieć się, co przywołany konglomerat pokazał w temacie oferowanego dźwięku, zapraszam do zapoznania się z poniższym tekstem.
Z uwagi na fakt największego poziomu ważności Axxessa Forté 1 i Børresenów X2 w akapicie o budowie nieco pobieżnie, ale jednak z naciskiem na najważniejsze cechy przyjrzymy się tylko im. Jeśli chodzi o elektronikę, to podstawowy model tej serii. Jednak nie zmienia to faktu, że użyte do jego wykonania komponenty i zaawansowana technologia w trzewiach są chlebem powszednim procesu jego powstawania. Jedynka jest średniej wielkości urządzeniem, którego obudowę zgodnie z przekonaniami duńskich konstruktorów nie-najszczęśliwszego adaptowania aluminium do tej roli, wykonano ze znacznie lepszego według nich kompozytu. Jednak w kontrze do sugerowanej niewysokiej ceny nie jest to zwykła prostopadłościenna bryła, tylko naznaczony szczyptą wizualnego kunsztu popis designera. Front na całej lewej części jest ostoją wielkiego, punktowego, mieniącego się regulowaną w domenie jasności krwistą czerwienią wyświetlacza oraz zorientowanych na prawej stronie, ustawionych w pionie trzech guzików funkcyjnych, gniazda słuchawkowego i całkiem na prawo wielkiego, fajnie wizerunkowo ponacinanego pokrętła. Rewers naszego bohatera spełniając wspomniane we wstępniaku zadania dysponuje zestawem zacisków kolumnowych, terminalami cyfrowymi typu: dwa wejścia USB A dla pamięci masowych, LAN, USB B, COAX, OPTICAL, wejście liniowe i wyjście na zewnętrzną końcówkę oraz niezbędny do pobrania z sieci życiodajnej energii zintegrowany zestaw gniazda zasilania z bezpiecznikiem i włącznikiem głównym. Naturalnie idąc tropem ciekawej wizualizacji projektu obudowy również boczne ścianki zyskały nietuzinkowy akcent, którym w tym przypadku jest powielenie na całej długości boku zagłębionego znaku X. Całość konstrukcji posadowiono na czterech stopach umożliwiających zastosowanie akcesoriów antywibracyjnych w stylu wspomnianych Axxess Noir. Naturalną koleją rzeczy nasz dawca sygnału w komplecie startowym oferuje systemowego, po poinformowaniu go sekwencją przycisków z czym ma pracować, wielofunkcyjnego pilota zdalnego sterowania. Jeśli chodzi o wydajność mocową nie powinien mieć problemów z wysterowaniem znakomitej większości kolumn, bowiem według informacji producenta oddaje 100W przy obciążeniu 8 Ohm.
Gdy dotarliśmy do kolumn, pierwszym widocznym na zdjęciach aspektem jest ich rozmiar. To średniej wielkości podłogówki, w przekroju poprzecznym wykorzystujące zwężającą się ku tyłowi, również w tym kierunku pochyloną obudowę. Samą skrzynkę wykonano drewnianego materiału kompozytowego, którą w celach wizualnych na awersie i górnej powierzchni skrzynek ozdobiono podkreślającymi wyjątkowość produktu wstawkami z kewlaru. Temat przetworników realizują dwie konstrukcje z membranami kanapkowymi – jedna dla basu i jedna dla środka z basem, w których zewnętrzne warstwy włókna węglowego otulają przekładki aramidowe o strukturze plastra miodu oraz wstęga obsługująca wysokie rejestry. Taki układ przetworników sterowny jest przez zwrotnicę w układzie równoległym, zaś za strojenie realizują zlokalizowane na dość wąskich plecach porty bass-reflex oraz rzadko spotykany u konkurencji dodatkowy port wentylujący wysokotonówkę. Całość zespołów głośnikowych w celach odpowiedniej stabilizacji posadowiono na przykręconej do obudowy, wyposażonej w cztery stopy platformie. Do podłączenia z zestawem audio dostajemy do dyspozycji pionowo zorientowany tuż nad podłogą pojedynczy zestaw zacisków.
Jak wypadł tytułowy team? Powiem szczerze bardzo dobrze. A to dlatego, że w pewien sposób bezpiecznie sonicznie. Co to oznacza? Otóż dzięki fajnemu połączeniu plastyki oferującego sporą moc źródła i zapasu drzemiącej energii w wyraźnie rysujących wydarzenia sceniczne kolumnach głośnikowych – wiem, bo sprawdzałem je ze swoim wzmocnieniem – dostałem odpowiednio osadzoną w masie i przyjemnie gładką, acz z okraszoną pazurem nieprzewidywalności wersję wszystkich słuchanych krążków. Przekaz kreowany był bez poszukiwania mogącej skończyć się natarczywością wyczynowości – mam na myśli zbyt ostrą krawędź dźwięku lub nadinterpretację górnego zakresu, tylko raczej w formie zaproszenia do przyjemnego spędzenia wolnego czasu. Naturalnie przyjemnego nie w rozumieniu rozpływania się w nudnych, bo pozbawionych niezbędnej do oddania ducha artystów iskry, tylko obcowania z jednej strony z mocnym, dobrze kontrolowanym basem, z drugiej odpowiednio nasyconym środkiem pasma, a z trzeciej swobodnie wybrzmiewającymi, jednakże dając wspomniane bezpieczeństwo dźwiękowe minimalnie złagodzonymi wysokimi tonami. Ale uspokajam, owe nieco stonowane górne rejestry nie były wypadkiem przy pracy, tylko idąc za zamierzeniami konstruktorów idealnie doprawiały zaproponowany przez system, mający dawać maksimum przyjemności przekaz. Jakiekolwiek podkręcenie ich wyrazistości skończyłoby się bólem głowy, a dzięki umiejętnemu dozowaniu ostrości ich wizualizacji, nie tylko nie było problemu ze słuchaniem jakiejkolwiek muzyki – nawet tej wyczynowej spod znaku starego rocka, ale również najmniejszych problemów z osiąganiem zalecanych przez artystów poziomów głośności. Zapewniam, to bardzo ważne, gdyż dzięki temu zestaw pozwalał na wygenerowanie dowolnej ilości dobrze zaprezentowanych w przestrzeni mojego pokoju decybeli, co w pewien sposób marginalizując słabość realizacji materiału dawało swobodę korzystania z pełnego spektrum mojej playlisty. A jak zapewne wiecie, mimo zwyczajowego hołubienia muzyce kontemplacyjnej – bez znaczenia, czy jazzowej, czy barokowej, nie stronię od mocnego grania od szaleńczego free-jazzu, przez bezlitosnego rocka, po przyprawiającą o palpitację serca, przestawiające ściany elektronikę.
Weźmy na tapet choćby płytę Jana Garbarka z formacją The Hillard Ensemble „Officium”. To był znakomity pokaz, jak przy wykorzystaniu relatywnie niedrogiego zestawu wydobyć z tego materiału najważniejsze cechy. Z pozoru wspominane złagodzenie górnego zakresu powinno mieć jakieś skutki uboczne. Braki w pokazaniu rozmachu wypełniania muzyką wielkiej kubatury klasztornej, czy artykułowaniu fraz dostojnie wydobywającej się z otchłani płuc artystów, hipnotyzującej zmysły wokalizy. Tymczasem nic takiego się nie wydarzyło. Powiem więcej. Muzyka swoim nieskrępowaniem prezentacji nie tylko wiernie oddawała rozmiary goszczącego muzyków sakralnego przybytku, ale również dobrze pokazywała niuanse generowania poszczególnych fraz tak przez saksofony Garbarka – używał kilku o różnej tonacji, jak i nienaganną dykcję sekcji wokalnej. Tak, da się to zrobić lepiej, jednak przypominam, mamy do czynienia z konstrukcjami otwierającymi portfolio marek, a mimo to cały czas znajdowałem zawarte w muzyce ocierające się o mistycyzm emocje.
Podobny, naturalnie oparty o inny rodzaj doznań występ zaliczyłem z popisami rockmenów z formacji AC/DC. Tutaj również nie odczuwałem utraty ekspresji ich grania. A powodem braku skutków ubocznych było swobodne operowanie wolumenem muzyki. Ten na odpowiednio wysokim poziomie znakomicie podkręcał zjawiskowość podania dobrze obdarzonych pakietem energii partii gitarowych, charyzmę wokalisty i zwierzęcą pracę bębniarza. Nie było mowy o jakichkolwiek jakościowych brakach, tylko smaganie mnie pełnymi ekspresji popisami artystów. Śmiem twierdzić, że gdyby zestaw był nawet odrobinę bardziej agresywny, z racji automatycznego zwiększenia zniekształceń – na tym poziomie cenowym nadmierna ilość górnego zakresu jest wielkim niebezpieczeństwem – mógłby stać się krzykliwy. A tak, dzięki zakodowanej w jego grze fajnej, bo nienachalnej gładkości każda płyta, nawet z tak trudną twórczością wychodziła z boju z tak zwaną tarczą.
Czyje oczekiwania jest w stanie spełnić opisany powyżej zestaw? Moim zdaniem wszystkich początkujących lub melomanów z mniej zasobnym portfelem. Jest minimalistyczny konstrukcyjnie, jednak wielofunkcyjny od strony użytkowej i do tego pełen ekspresji w pokazywaniu świata muzyki. Gra w estetyce nienachalnej płynności, jednak to nie przeszkadza mu w zachęceniu słuchacza do obcowania z niezliczoną ilością tytułów płytowych. Jak to możliwe? Jak wspominałem na początku poprzedniego akapitu, po prostu jest bezpieczny brzmieniowo, co bez ryzyka porażki pozwala słuchać dosłownie wszystkiego. A chyba na taką sytuację liczą przywołani potencjalni użytkownicy. Po ewentualnym zakupie od razu chcą cieszyć się muzyką, a nie być skazanym na dalsze poszukiwania kolejnych komponentów często okupione kosztowną wymianą nietrafionego sprzętu. Moim zdaniem jeśli szukacie czegoś rozsądnie wycenionego, a przy tym fajnie grającego, będący tematem tego spotkania zestaw powinien znaleźć się na Waszej liście odsłuchowej. Powtórzę jeszcze raz. Nie tylko prezentuje dobry poziom jakości dźwięku, ale przy okazji jest kompaktowy i znakomicie wygląda. Takie trzy w jednym.
Jacek Pazio
Opinia 2
Po bezliku mniej bądź bardziej kontrowersyjnych, czy to z racji pełnionej funkcji, czy li tylko budzącej zgrozę ceny urządzeń i akcesoriów przyszła pora na coś, w czego intencji od dłuższego czasu lobbowała zauważalna część naszych czytelników. Czyli nie pojedynczy komponent znajdujący się w zasięgu statystycznego miłośnika dobrego brzmienia, lecz kompletny system pozwalający za jednym zamachem ukoić wszelkie bolączki i rozwiązać trapiące potencjalnego nabywcę dylematy. Nie bylibyśmy jednak sobą, gdybyśmy pod płaszczykiem owej ogólnodostępności nie spróbowali przemycić kilku opcjonalnych sugestii, ale jak to z opcjami bywa ich wybór jest obligatoryjny, gdyż spokojnie można do nich wrócić po nacieszeniu się daniem głównym. A kulinarne analogie są jak najbardziej na miejscu, gdyż w ramach dzisiejszego starcia będziemy zajmowali się kompozycją rekomendowaną przez stołeczną ekipę Audio Emotions reprezentującą duńskie … AGD. I od razu uprzedzę, że nie, nie chodzi w tym momencie o jakąś grającą lodówkę Vestfrost, czy też mogące stanowić substytut tybetańskich mis, bądź handpanów woki Scanpan, lecz set złożony z elementów sygnowanych przez wchodzące w skład Audio Group Denmark marki Børresen, Axxess i Ansuz. Jeśli zastanawiacie się Państwo co z czym i jak połączone zagrało nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaprosić Was na ciąg dalszy.
Niepotrzebnie nie trzymając zainteresowanych w niewiedzy spieszę donieść, iż podmiot zbiorowy niniejsze recenzji stanowić będzie otwierająca portfolio najbardziej budżetowej marki Duńczyków, czyli Axxess Forté 1, urocze kolumny podłogowe Børresen X2, całość spięta została przewodami Ansuz Speakz X2, podpięta do prądu, znaczy się do listwy Ansuz Power Distributor X-TC3, przewodem Ansuz Power Mainz X2 a do firmowego switcha Ansuz Ethernet Switch X-TC3 łączówką Ansuz Enthernet Digitalz A2. I jakby tego było mało ww. wszystkomający kombajn – wzmacniacz streamingujący / DAC stanął na kompozytowych stopkach antywibracyjnych Axxess Noir.
Od razu jednak zaznaczę iż z powyższej wyliczanki do bardziej szczegółowego opisu wytypowaliśmy jedynie dwa specjały, czyli wszystkomającego Axxess-a Forté 1 i kolumny Børresen X2. Nie da się bowiem ukryć, że Forté 1 prezentuje się wprost obłędnie – zwarta kompozytowa bryła, ściany boczne ozdobione charakterystyczną kratownicą i front, którego lwią część zajmuje szalenie czytelny czerwony punktowy wyświetlacz matrycowy z trzema przyciskami funkcyjnymi i gniazdem słuchawkowym optycznie odgradzającymi go od solidnego, wielofunkcyjnego pokrętła sprawiają, że wartość postrzegana znacząco wykracza poza kwotę widniejącą w cenniku. A właśnie, sterowanie tytułowym kombajnem, przynajmniej na pierwszy rzut oka wydaje się również w pełni satysfakcjonujące i kompletne. Mamy bowiem dostęp do menu i wszystkich funkcji z poziomu panelu frontowego i nader poręcznego a zarazem filigranowego pilota, jednakże chcąc się zdać na firmową apkę okazuje się, że już na wejściu następuje selekcja na lepszy (dysponujący iPad-ami) i gorszy sort, dla którego przewidziano jedynie ogólnodostępną mconnect Control. Oczywiście można na tę niedogodność machnąć ręką i streaming ogarniać za pomocą Spotify/Tidal Connect, ale … przecież miło byłoby nie czuć się nabywcą drugiej kategorii tylko dlatego, że nie czujemy potrzeby pakowania się w kolejny ekosystem, jedynie po to, by obsłużyć urządzenie, które nie wiadomo jak długo u nas zagrzeje miejsca. Idźmy jednak dalej, czyli na zaplecze, gdzie z racji samo-wszystkorobienia Forté 1 ma tylko to, co pozwala mu okiełznać ewentualne peryferia, czyli okupujące flanki pojedyncze terminale głośnikowe, patrząc od lewej zintegrowane z włącznikiem głównym i komorą bezpiecznika gniazdo zasilające, pozwalający na przyszłe update’y firmware’u port RS-232, 12 V wyjście triggera, dwa porty USB A dla pamięci masowych, gniazdo Ethernet 100 MB, zestaw interfejsów cyfrowych obejmujących wejścia USB, BNC i optyczne, wejście liniowe i wyjście na zewnętrzną końcówkę mocy/subwoofer (oba RCA). Sporo? Jak najbardziej, choć zamiast zdublowanych USB-A z chęcią zobaczyłbym HDMI ARC, które w dzisiejszych czasach wydaje się jeśli nie koniecznością, co powoli obowiązującym wyposażeniem nawet na zdecydowanie niższych aniżeli reprezentowany przez Duńczyka pułapach cenowych.
W jego trzewiach wylądowało to, z czego AGD słynie, czyli system 3 mini generatorów sterujących zespołem 108 cewek (36 spiralnych i 72 kwadratowych) wytwarzających pole elektromagnetyczne mające za zadanie niwelowanie zakłóceń RFI. Ponadto zarówno impulsowy zasilacz, jak i pracujące w klasie D końcówki mocy to zmodyfikowane układy Pascal-a wzbogacone o autorską sekcję preampu Axxessa z kością DAC-a ESS Technology ES9033Q i moduł streamera ConversDigital.
Nie mniej intrygująco prezentują się smukłe Børreseny X2, które oprócz widocznej na zdjęciach dystyngowanej czerni mogą również być dostarczone w śnieżnobiałym wykończeniu. Z racji swej strzelistości i odgięcia ku tyłowi producent zapobiegliwie zaopatrzył je w poprawiające stabilność, uzbrojone w regulowane stopy cokoły. Fronty podzielono na dwie części – górne, goszczące zestaw firmowych przetworników, czyli wstęgowy, pracujący już od 2,5kHz wysokotonowiec o niemalże niezauważalnej masie 0.01 g oraz parę 4,5” „kraciastych” drajwerów z trójwarstwowymi membranami X (pomiędzy dwiema warstwami włókna węglowego znajdują się warstwa aramidowych przekładek o strukturze plastra miodu), z których górny obsługuje średnicę i wyższy bas a dolny jedynie najniższe składowe. Tuż pod ww. sekcją i „na dachu” umieszczono ozdobne panele z włókna węglowego. Wykonane z drewnianego kompozytu (zapewne MDF-u, bądź wariacji na jego temat) zbiegają się ku tyłowi na tyle skutecznie, że ściana tylna praktycznie ma postać cienkiej listwy na której pojedyncze terminale zmieściły się jedynie w pionie a sześć (!!) portów bas refleks wymagało zastosowania wychodzących poza obrys ściany tylnej tub.
No dobrze, a jak owa misterna układanka zagrała? Szczerze powiem, że jak na zestaw „na dobry początek” przygody z Hi-Fi, to nadspodziewanie … dobrze. Znaczy się angażująco, z przyjemnie zarysowanym basowym fundamentem, zaraźliwą motoryką i ekspresyjną górą, które w sumie tworzyły nad wyraz koherentną całość, gdzie na dobrą sprawę do niczego nie można było się przyczepić. Bez silenia się na wyczynowość, prób udawania większych aniżeli są w rzeczywistości, lecz również bez asekuranctwa i uśredniania będących najprostszym ze sposobów na pozbawienie reprodukowanej muzyki życia i blasku. Dzięki temu bez większych obaw o nagły atak migreny, bądź też nieplanowaną drzemkę mogłem poświęcić ponad dwie godziny na daleki od audiofilskiej referencji koncertowy składak „Live Era ’87-’93” Guns N’ Rose, gdzie granulacja wokalu Axla w pełni zasługiwała na miano naturalnej, zadziorność gitar mile kąsała zmysły a obecność publiczności, wśród której i mi przyszło (czysto wirtualnie) stanąć była namacalnym i niezaprzeczalnym faktem. Był to zatem niezbity dowód zarówno na umiejętność dematerializacji X2-ek, jak i na tyle wystarczającej wydajności wszystkomającego Forté 1, by oddać stadionowe realia, w tym basowo/perkusyjne intro „You Could Be Mine (Live In Japan / 1992)” w typowo domowym anturażu. Oczywiście piszę to w mając na uwadze budżet, w jakim operuje tytułowy set, gdyż jakiekolwiek porównania z majestatycznie stojącymi na drugim planie Berlinami RC11 i Apexem najdelikatniej rzecz ujmując mijają się z celem. Nie ta skala, nie ta bajka, ale jeśli ktoś liczył na coś innego, to raczej powinien zająć się zaklinaniem rzeczywistości na potrzeby seansów ezoterycznych, bo na sukces w audio raczej nie ma co liczyć. A tak już na serio i wracając do meritum duńska gromadka starała się możliwie wiernie trzymać faktów i znając swoje możliwości stawiać na jakość aniżeli ilość, dzięki czemu bas cały czas zachowywał swą sprężystość i co istotne zróżnicowanie, co mówiąc szczerze przy D-klasowej amplifikacji wcale nie jest takie oczywiste. Podobnie sprawy miały się ze średnicą i górą pasma, gdzie wysoce satysfakcjonująca rozdzielczość bynajmniej nie szła w parze ze zbytnia analitycznością, czy wręcz ofensywnością. Z jednej strony słychać było pewną siermiężną garażowość rockowych wykonów, jednak nie na zasadzie bezlitosnego piętnowania a w pełni zrozumiałej narracji stadionowych live’ów.
Przesiadka na zdecydowanie bardziej dopieszczony, choć nadal nagrany „na żywca” materiał – „Charlie Watts Meets The Danish Radio Big Band (Live At Danish Radio Concert Hall, Copenhagen / 2010)” pokazała, że i w big-bandowo – jazzowych klimatach jest po prostu cud, miód i orzeszki. Znaczy się detal, flow i rozkoszna lekkość formy śmiało wkraczająca w obszar wyrafinowania. Proszę tylko zwrócić uwagę na ekspresję partii dęciaków, pozornie drugoplanowe, lecz jakże istotne, dyskretnie cykające blachy, czy łkającą gitarę na „Paint It Black”. To nie jest budżetowe granie, gdzie cieszymy się z samego faktu słyszenia czegokolwiek, lecz z powodzeniem możemy czerpać z dobiegających naszych uszu dźwięków niczym nieskrępowaną radość. A jeśli komuś mało zawsze może poprawić sobie pozornie niezobowiązującym soundtrackiem „The Pink Panther: Music from the Film Score Composed and Conducted by Henry Mancini” gdzie rozmach i wolumen aparatu wykonawczego spokojnie można poczuć na trzewiach.
Ja wiem, że przewijająca się między wierszami „budżetowość” w przypadku tytułowego zestawu ze stajni Audio Group Denmark może wydawać się dla postronnego obserwatora lekkim nadużyciem. Jednakże biorąc pod uwagę stricte high-endowy profil naszego magazynu set Axxess & Børresen & Ansuz, który de facto cenowo można postawić na równi z niedawno recenzowanymi .. przewodami głośnikowymi Stealth Audio Dream V18T, jawi się jako nad wyraz atrakcyjna propozycja dla wszystkich tych, którzy nie mając czasu na mozolne układanki i poszukiwania chcą coś, co dobrze zagra wyciągnięte prosto z kartonu. I ten warunek opisywany zestaw spełnia z nawiązką dorzucając w gratisie świetną ergonomię, atrakcyjny design i kompaktową formę, co patrząc przez pryzmat ceny za metr kwadratowy dostępnych na rynku mieszkań większość z nabywców również może brać pod uwagę.
Marcin Olszewski
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Audio Emotions
Producent: Audio Group Denmark
Ceny:
Axxess Forté 1 – 22 900 PLN
Børresen X2: 36 990 PLN
Axxess Noir (stopki antywibracyjne / 4 szt): 2 490 PLN (cena bez kulek)
Ansuz Power Distributor X-TC3: 8 490 PLN
Ansuz Ethernet Switch X-TC3: 10 490 PLN
Ansuz Enthernet DigitalZ A2 1mb: 3 990 PLN
Ansuz Speakz X2 2×2 mb: 6 690 PLN
Ansuz Power Mainz X2 1mb: 3 490 PLN
Dane techniczne
Forté 1
Wejścia cyfrowe: Toslink; BNC S/PDIF (32-192kHz /16-24 bit), MQA; USB B (PCM 32-384kHz / 16-32 bit, MQA, DSD64/DSD128)
Wyjścia: Pre out – RCA; słuchawkowe 1/4″ jack
Łączność: 1 x LAN RJ-45; 2 x USB A (Max. pojemność dysku 2 TB).
Wejścia analogowe: para RCA
Moc wyjściowa: 2 x 100 W / 8 Ω
Wymiary (S x G x W): 370 x 420 x 110 mm
Waga: 7,9 kg
Børresen X2
Pasmo przenoszenia: 40 Hz – 50 kHz
Skuteczność: 88 dB /1W
Impedancja: >4 Ω
Rekomendowana moc wzmacniacza: min. 50W
Zastosowane przetworniki
– 1 x wstęgowy przetwornik wysokotonowy Børresen
– 1 x 4,5″ nisko/średniotonowy przetwornik Børresen
– 1 x 4,5″ niskotonowy przetwornik Børresen
Wymiary (W x S x G): 110 x 30 x 55 cm
Waga: 36,4 kg
Dostępne wykończenie: Czarny lub biały lakier fortepianowy
Po niezobowiązujących odsłuchach w Audiomagicu przyszła pora na zapoznanie się z filigranowymi podłogówkami Børresen 02 Cryo Edition we własnych ośmiu kątach …
cdn. …
O tym jak trudny może być start, o utrzymaniu się potem na powierzchni nikogo przekonywać nie trzeba. Podobnie jest z pierwszym wrażeniem, które jak wiadomo można zrobić tylko raz. I o ile dotychczasowe, nieśmiałe plany ekspansji audiofilskiego bytu Audio Group Denmark zrzeszającego pod swymi skrzydłami takie marki jak Ansuz, Aavik, Børresen i Axxess przeszły na naszym rynku bez większego echa, to najlepszym dowodem na to, że miniony czas nie był bynajmniej stracony a poświęcono go na pewną reorganizację i zmianę modelu dystrybucyjnego jest niniejsza relacja. W dodatku relacja nie z formalnego ogłoszenia rozpoczęcia pojawienia się na rodzimej scenie audio nowego gracza, czy o zgrozo konferencji na Teamsach, lecz z dynamicznej i utrzymanej w nad wyraz nieformalnej atmosferze niemalże zabawie i spontanicznych eksperymentach z prezentowaną w przytulnej sali odsłuchowej stołecznego salonu Audiomagic przez dystrybucyjne novum, czyli AudioEmotions oferty Audio Group Denmark.
Jak łatwo się domyślić dość ograniczony metraż nie sprzyjał zwiezieniu tamże zdolnego pomieścić 25 europalet kontenera morskiego 40’HC, więc w ramach wakacyjnej inauguracji ograniczono się do udostępnienia przybyłym melomanom i audiofilom dwóch sygnowanych przez Børresen-a propozycji kolumnowych pod postacią „budżetowych” podłogówek 02 i nieco, znaczy się mniej – więcej dwukrotnie droższych a zarazem kilkukrotnie … mniejszych monitorów podstawkowych M1, którym towarzyszył firmowy, występujący w barwach Axxess-a wszystkomający wzmacniacz streamujący Forté 2. Żeby jednak nie było za nudno i zbyt monotematycznie na podorędziu stała i de facto przez większą część sobotniego szaleństwa grała aż miło znana z występów w naszym oktagonalnym OPOS-ie „dzielonka” Soulnote P-3 SE & M-3 SE. Ponadto poza plikami w roli źródeł kusiły nobliwy odtwarzacz CD Wadii a domenę analogową reprezentował pyszniący się koralowymi akcentami szpulowy Studer A807.
Zacznijmy jednak od początku i w ramach pięcia się po firmowych szczeblach zaawansowania, czy też po prostu stopniowania emocji od kilku zdań o pierwszym akcie sobotniej prezentacji, czyli Børresen-ów 02, które spróbowaliśmy zeswatać z tercetem Soulnote’a i Axxess-em Forté 2 li tylko w roli źródła-streamera. Jak się jednak okazało do pełnej strawności konieczne były dość poważne zmiany w okablowaniu, które podobno „nie gra”, co akurat w tym przypadku było nam dane zaskakująco wyraźnie usłyszeć. Całe szczęście kilka roszad ucywilizowało całą sytuację i finalnie nikt specjalnie nie decybelował na uzyskany efekt. Jednak przesiadka na Axxess-a przyniosła sporą niespodziankę, gdyż dźwięk nabrał życia, swobody i drajwu, co dość wyraźnie dało do zrozumienia, że smukłe podłogówki lubią D-klasę. Kolejnym aspektem, na który w salonowych realiach wpływu niestety już nie mieliśmy, była odległość przygotowanej dla gości kanapy od linii kolumn, co sprawiło, że najlepsze miejscówki usytuowane były jakiś metr za nią – wewnątrz „słuchawkowej zatoczki”, więc ów tapicerowany mebel stał się miejscem dedykowanym spontanicznym konwersacjom a kto czuł wewnętrzna potrzebę bardziej krytycznego odsłuchu zajmował miejsca w dalszej części sali. Taki stan rzeczy bynajmniej nikomu nie przeszkadzał, gdyż jak to zwykle w przypadku tego typu eventów bywa kategoryczne opnie zastępuje chęć niezobowiązującego zapoznania się danym systemem/komponentem i ewentualne wpisanie go na listę testową do zabawy we własnych czterech kątach. A tak po prawdzie charakter takich spotkań jest wybitnie towarzyski, co potwierdzała popularność kuluarowych pogawędek przy kieliszku prosecco i aromatycznym sushi.
Drugi akt i podniesienie poprzeczki, przy jednoczesnej redukcji gabarytów zespołów głośnikowych do postaci filigranowych Børresen-ów M1 pokazał, że w audio o ile rozmiar niekoniecznie ma znaczenie, to już zainwestowane w know-how środki słychać bezdyskusyjnie. I tu nastąpiło pewne zawirowanie, gdyż nieopatrznie zerknąłem na plątaninę kabli wszelakich za przygotowanym systemem i nieco mnie zmroziło, gdyż wszystko, włącznie z monoblokami było wpięte w zupełnie nieadekwatną klasą i wydajnością listwę ifi Powerstation, co z wrodzonym wdziękiem w trybie natychmiastowym pozwoliłem sobie zgłosić, a że w tzw. międzyczasie w Audiomagicu pojawił się również mający u nas swoje przysłowiowe pięć minut Acoustic Dream 0, to i problemu z rekonfiguracją nie było. Oczywiście finalnie Soulnote’y M-3 SE „wylądowały” bezpośrednio w ścianie, co wreszcie pozwoliło rozwinąć im skrzydła i złapać w wiatr w żagle. I co niezwykle miło mi pisać poprawa dotyczyła nie tylko basu i motoryki, lecz również rozdzielczości i oddechu górnych partii. Pojawiło się jednak nie tylko wyrafinowanie a lekko pochylając się na kanapie maniera grania studyjnych monitorów bliskiego pola, lecz również zaskakująca, jak na tak małe membrany, chęć prezentacji jak najbardziej kompletnego, również pod względem podstawy basowej dźwięku. Oczywiście o ile jeszcze na Toolu („Fear Inoculum”) jeszcze nic niepokojącego się nie działo, to już sięgnięcie po „Unity” Ganja White Night pokazało, że fizyki oszukać się nie da. O co zresztą nikt przy zdrowych zmysłach nie mógł mieć do nich o to pretensji, tym bardziej jeśli ma się świadomość istnienia w duńskim portfolio i to pozostając w obrębie serii zdecydowanie „poważniejszych”, już podłogowych M3-ek, czy blisko dwumetrowych (dokładanie 193cm) M6.
Jak mam nadzieję widać na powyższym „obrazku” i wcześniejszych migawkach zarówno z południa, jak i północy naszego rozleniwionego letnią atmosferą kraju, półmetek wakacji daleki jest od typowego stereotypu „sezonu ogórkowego”, kiedy to nic się nie dzieje. Dzieje się bowiem całkiem sporo, bo woli do pokazania nowości w branży nie brakuje a jedynie od nas/Was zależy, czy zdecyduje-my/cie się na wyściubienie nosa poza działkę, ogródek, czy parawan i wolny czas spędzicie w takim a nie innym otoczeniu. Do czego z resztą serdecznie namawiamy, gdyż wakacje to nie tylko czas podróży i/lub błogiego lenistwa, lecz również świetna okazja do rzucenia okiem i uchem na nowe i nieznane urządzenia, konfiguracje i salony audio.
Dziękując serdecznie ekipom AudioEmotions i Audiomagic za zaproszenie i gościnę nieśmiało tylko napomknę, że podobnych materiałów jeszcze kilka na naszych łamach powinno się w najbliższych paru tygodniach pojawić, więc jeśli tylko szukacie Państwo pretekstu, by wyrwać się choć na chwilę z domowych/urlopowych pieleszy i dać się ponieść audiofilskim emocjom, to uprasza się nie odchodzić zbyt daleko od radioodbiorników.
Marcin Olszewski
Najnowsze komentarze