Tag Archives: Audio Research DAC 9


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Audio Research DAC 9

Audio Research DAC 9

Link do zapowiedzi: Audio Research DAC9

Opinia 1

W dobie wszechobecnej globalizacji, koncentracji, unifikacji i innych „-acji” jedną z najmniej lubianych w Hi-Fi i High-Endzie tendencji jest minimalizacja. Nie wiem jakim cudem udało się „kretom” dekoratorów wnętrz i innej maści organizatorom naszej przestrzeni życiowej przeniknąć do producentów wszelakich dóbr audiofilskich, ale ich wpływ staje się coraz bardziej widoczny. O ile jeszcze do niedawna wzmacniacz był od wzmacniania, odtwarzacz do odtwarzania a kolumny od grania tak teraz powyższe przedziały o ile jeszcze może nie do końca się zdewaluowały, to granice między nimi można uznać za najdelikatniej rzecz ujmując czysto umowne. Przykłady? Proszę bardzo, oto one. Zastanówcie się proszę co znajdziemy w poczciwych wzmacniaczach zintegrowanych? Jeśli uważacie, że sekcję pre i końcówki mocy od czasu do czasu wzbogacone jakimś prostym phonostagem, to … sugeruję zejść na ziemię i nieco zaktualizować, odświeżyć posiadane informacje. Naginając nieco rzeczywistość i jedynie odrobinę wyolbrzymiając jak najbardziej namacalne fakty jedyną funkcję, której jeszcze nie zdarzyło mi się spotkać w obecnych na rynku integrach jest … możliwość zaparzenia przez nie kawy, choć już z utrzymaniem jej wysokiej temperatury nie ma najmniejszych problemów, gdyż część z nich grzeje się aż nadto zauważalnie. Przesadzam? Nawet jeśli, to dość niewinnie, gdyż nawet po dość pobieżnym rekonesansie okaże się, że modele niedysponujące jeśli nie w pełni funkcjonalną sekcją streamera, to chociażby zgodnym z najnowszymi-gęstymi formatami audio DAC-iem powoli stają się gatunkiem zagrożonym wyginięciem. W dodatku większość nabywców coraz częściej oczekuje takich wszystkomających ustrojstw w formie „ładnych naleśników” reprezentujących gabaryty już nie S, czy XS, lecz dodatkowo slim-fit, czy wręcz skiny. Istny koszmar. Całe szczęście są jeszcze działające według starych i wydawałoby się sprawdzonych zasad marki wychodzące z założenia, że ścisła specjalizacja wcale nie jest taka zła a tzw. azjatycka rozmiarówka nie każdemu służy. Oczywiście tego typu podejście od razu kojarzy nam się ze Stanami Zjednoczonymi i … bardzo dobrze się kojarzy, gdyż właśnie stamtąd pochodzi znany i lubiany, choć trudnym do wytłumaczenia zbiegiem okoliczności dopiero teraz debiutujący na naszych łamach Audio Research. Niestety wszystkich tych, którzy spodziewali się dorównujących gabarytami lodówkom potężnych monobloków Reference 750 SE muszę niestety rozczarować, gdyż znajdująca się pod dystrybucyjną opieką warszawskiego Horna marka przeciera u nas szlaki … przetwornikiem cyfrowo-analogowym DAC 9.

Jak przystało na rasowego, znaczy się rodowitego, gościa zza oceanu Audio Research DAC 9 już swoją posturą daje jasno do zrozumienia, że hołduje starej dobrej zasadzie, że duży może więcej. O ile jednak jego gabaryty spokojnie sprawdziłyby się nawet wśród wzmacniaczy z wyższej półki a umiejscowione na froncie masywne uchwyty sprawiają, że automatycznie się do niego przysadzamy jak do 25 kg hantli, to zalecam daleko idącą ostrożność, żeby sobie przypadkiem nie zrobić krzywdy i zbyt spontanicznie poderwanym DACiem nie wybić sobie zębów, bądź w ekstremalnych przypadkach nie uszkodzić sufitu. To nie żarty, gdyż tytułowy przetwornik waży okrągłe … 6.3 kg a dysonans pomiędzy całkiem pokaźną bryłą a rzeczywistą wagą może wprawić w stan lekkiej konsternacji. Mniejsza jednak o drobiazgi, bo DAC to nie wzmacniacz i jego przenoszenie wcale nie musi zagrażać ani naszej przepuklinie, ani kręgosłupowi. Płyta frontowa jest z zarazem surowa i elegancka. Solidny płat szczotkowanego aluminium w centralnej części zdobi czerniona szyba skrywająca nie tylko zielony wielowierszowy display, lecz również połowicznie zintegrowane z nią przyciski funkcyjne, których mamy sześć. Patrząc od lewej są to włącznik główny, Menu, Option, Enter, wybór wejścia i wyciszenie (Mute).
Korpus szczelnie otula ażurowa obudowa nadająca całości nie tylko optycznej lekkości, to przede wszystkim zapewniająca komfort termiczny ukrytym pod nią trzewiom. Ściana tylna, ze względu na swoją pokaźna powierzchnię, wygląda dość minimalistycznie. To tylko jednak złudzenie, gdyż oferuje wszystko co potrzeba a wspomniane wrażenie wywołuje jedynie trudny do zagospodarowania obszar zdolny pomieścić interfejsy bogato wyposażonego amplitunera kina domowego. Do dyspozycji mamy bowiem nie tylko dostępne w formie RCA, lecz również XLR-ów wyjścia liniowe, jak i szeroki wachlarz wejść cyfrowych w postaci gniazd USB, RCA (coax), BNC, AES/EBU (XLR) i optycznego (Toslink). Nie zabrakło również wejścia na zewnętrzny czujnik IR i portu RS-232 do integracji z domową automatyką. Listę zamykają trójbolcowe gniazdo zasilające IEC i znajdująca się w jego pobliżu nakrętka 3A bezpiecznika. W komplecie znajduje się również poręczny pilot, z pomocą którego nie ruszając się z kanapy dokonamy wszelkich koniecznych nastaw.

A co skrywa wnętrze? Jedną z niewielu rzeczy powstających poza Minneapolis jest zaimplementowany w 9-ce interfejs USB pochodzący od Szwajcarów z RigiSystems. Normalnie taki drobiazg byłby bez znaczenia, lecz audio rządzi się swoimi prawami i tym razem owe znaczenie ma i to spore. Chodzi bowiem o to, że moduł RigiSystems nie dogaduje się z platformami pracującymi pod kontrolą Linuxa i choć pozornie odsetek użytkowników podpinających komputery z owym OS-em możemy uznać za pomijalny to schody zaczynają się przy próbie sparowania popularnych streamerów, również z dobrodziejstw tegoż środowiska korzystających. Jakich? Jeśli powiem, że na liście znajdują się produkty takich marek jak m.in. Aurender, Auralic, Sonore, SOtM, itd. to … robi się mocno nieciekawie. W dodatku, z tego co można znaleźć w sieci niezbyt tęgie miny mają również posiadacze maszyn przyozdobionych logotypem nadgryzionego jabłuszka, którzy, przynajmniej na razie pozbawieni są możliwości komunikacji z DACiem za pomocą protokołu DSD over PCM (DoP). Aha, i jeszcze jedno, żeby skończyć wyliczankę ewentualnych mankamentów tytułowego gościa – sekcja USB nie może się niestety pochwalić separacją galwaniczną, więc jeśli jesteście Państwo na tym punkcie dość wrażliwi, to lepiej zainteresować się odpowiednimi akcesoriami firm trzecich. I jeszcze na koniec – wsparcia dla MQA też nie ma, ale to, przynajmniej na razie pieśń przyszłości, więc wspominam niejako na zapas.
Dość jednak marudzenia, gdyż przetwornik Audio Researcha można też za kilka rozwiązań pochwalić. Jednym z nich jest decyzja o prowadzeniu odrębnych ścieżek dla sygnałów DSD i PCM, z których każda używa po parze przetworników Burr-Brown/Texas Instruments PCM1792A w trybie mono. Dodatkowo wykorzystano dwa odrębne, dedykowane dla krotności częstotliwości 44.1 kHz i 48 kHz zegary TCXO. Oczywiście oferowany przez ARC upsampling dostępny jest w częstotliwościach 352.8 kHz i 384 kHz i swym działaniem obejmuje sygnały PCM. Za to sygnały DSD 2.8224 MHz i 5.6448 MHz obsługiwane są natywnie.

A jak wygląda sprawa brzmienia? W telegraficznym skrócie i pół żartem, pół serio można powiedzieć, że podobnie jak relacja gabarytów do masy całkowitej urządzenia. Jeśli powyższy wpis wydaje się Państwu zbyt enigmatyczny, bądź wręcz zupełnie niejasny już spieszę z wyjaśnieniami. Nie ukrywam, że kontakt z przetwornikiem Audio Researcha może być dla większości z nas obarczony pewnymi powszechnymi, czy też zupełnie podświadomymi oczekiwaniami i stereotypami. Nie ma bowiem co się czarować – urządzenia ze Stanów i generalnie zza wielkiej wody, bo i Kanadyjczycy idą podobną drogą, praktycznie od zawsze kojarzą nam się z dźwiękiem dużym, wręcz potężnym, czyli po prostu adekwatnym do gabarytów ustrojstw owe dźwięki generujących. Tymczasem ARC-owi zdecydowanie bliżej do skandynawskiej precyzji Coplanda, czy też niemieckiej analityczności Octave. Z premedytacją wymieniłem powyższe marki, gdyż primo – obie wykorzystują w swoich projektach lampy i secundo ich brzmienie jest dość odległe od typowego – stereotypowego nasycenia oraz lampowej eufonii. Podobnie jest z tytułową dziewiątką, która stara się jak może nie tylko usunąć się w cień, co niemalże stać się zupełnie transparentnym elementem naszego toru audio. Czy jej się ta trudna sztuka udaje? Odpowiem przewrotnie, że i tak i nie. Tak, gdyż jak na urządzenie z lampami w stopniu wyjściowym zamiast klasycznego dopalenia i dosaturowania skupia się na homogeniczności i gładkości dźwięku, dzięki czemu cały czas oscyluje w okolicach wzorowej neutralności a z drugiej strony owa gładkość dość jasno daje nam do zrozumienia, że krzemu w jej trzewiach byt dużo to nie ma. Dla porównania moja dyżurna i zbliżona cenowo 35-ka Ayona gra zdecydowanie silniej odciskającym swe piętno na efekcie finalnym dźwiękiem, intensywniej zaznacza swoją obecność i najoględniej rzecz ujmując skupia na sobie uwagę słuchaczy. ARC jest bardziej dyskretny, stonowany, można wręcz posądzić go o skromność graniczącą z nieśmiałością, gdyż ani nie wyrywa się przed szereg, ani tym bardziej nie próbuje przejąć pałeczki lidera. Stawia za to na neutralność i wspominane oscylowanie wokół środka równowagi tak tonalnej, jak i emocjonalnej. Nie sposób zarzucić mu jednak zimnej kalkulacji, gdyż daleko mu np. do studyjnej „oschłości” DACów Antelope Audio sprawiającej, że początkowy entuzjazm związany z tym ile nowych rzeczy słychać stopniowo przeradza się w pełne wątpliwości dywagacje, czy aby przypadkiem nie słychać jednak nieco za dużo. W tym wypadku urządzenie skupia się na reprodukcji a nie interpretacji i czyni to z właściwym swojej cenie wyczuciem, oraz finezją i coś czuję w kościach, iż niespecjalnie zależy mu w tej materii na wyczynowości. Na jakiej podstawie doszedłem do takich wniosków? Na drodze odsłuchów Drodzy Pastwo. Otóż ARC nad wyraz precyzyjnie oddaje zarówno wieloplanowość nagrań, jak i lokalizuje w wirtualnej przestrzeni poszczególne źródła pozorne. Kreśli ich kontury cienką, acz mocną, pewną kreską i poprawnie wypełnia tkanką, roztaczając wokół nich stosowną aurę, ale już dość zachowawczo oddając pogłos pomieszczeń w jakich nagrań dokonano. O ile przy studyjnych realizacjach niewielkich składów jazzowych w stylu „Originals for the Originals” Michaela Zilbera wszystko będzie wydawać się na miejscu i niczego nie powinno nam brakować, to już „Graduał Wiślicki” Stoltzer Ensemble / Robert Pożarski z owej aury pogłosowej zostaje nieco odchudzony.
Kolejnym elementem na jaki warto zwrócić uwagę jest oferowany przez producenta upsampling, który na większości nagrań objawia się pewnym skonkretyzowaniem, lepszym zdefiniowaniem dźwięku. Jednak nie chodzi tu o przesunięcie – obniżenie środka ciężkości przekazu a o delikatne przybliżenie pierwszego planu i lepszy wgląd w samo nagranie. Podobnie łatwe do wychwycenia wydają się różnice pomiędzy dwoma dostępnymi filtrami, z których zdecydowanie częściej korzystałem ze „Slow” aniżeli „Fast”, wybierając lepsze wypełnienie średnicy od kolejnej dawki konturowości i zwiewności. „Slow” wespół z włączonym upsamplingiem świetnie sprawdzały się na cięższych odmianach rocka i to zarówno na art.-rockowych symfonicznych interpretacjach klasyki, za jaki możemy uznać „Headbangers Symphony” Wolfa Hoffmanna, jak i łobuzersko „skocznym”, przypominającym fenomen RATM, „Prophets Of Rage” Prophets Of Rage.

Audio Research DAC 9 pomimo poważnej postury i zupełnie niepoważnej wagi spełnia oczekiwania praktycznie wszystkich odbiorców. Jest transparentny, precyzyjny i w dodatku, dzięki dedykowanemu pilotowi, szalenie wygodny podczas codziennej obsługi. A że nie do końca gra jak stereotypowa lampa? Cóż, nie wiem jak Państwo, ale osobiście nie uważam tego za wadę. Jedyne na co warto zwrócić uwagę, to fakt czy aby nasz streamer będzie w stanie się z nim porozumieć po USB a jeśli nie, to kiedy pojawią się likwidujące tę drobną niedogodność stosowne poprawki.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu:

– CD/DAC: Ayon CD-35; Ayon CD-10
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5; T+A PA 2500 R; Audionet Watt
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips

Opinia 2

Będący naszym obiektem zainteresowań dzisiejszego spotkania producent zza wielkiej wody, a dokładnie mówiąc ze Stanów Zjednoczonych z racji wykorzystywania lamp elektronowych w swych układach elektrycznych od zawsze kojarzony jest z bardzo pożądanym przez wielu melomanów, nadającym dźwiękowi nutkę romantyzmu, homogenicznym dźwiękiem. Naturalnie każde odświeżanie mających już swoje lata komponentów (czytaj: zmiana warty przez kolejną ich inkarnację) owe dobro niosło raz w większym, a raz w mniejszym stopniu, jednak nigdy nie spotkałem się z opinią postrzegania jakiegokolwiek jego produktu jako lampa grająca jak tranzystor. To był, jest i prawdopodobnie zawsze będzie brand szklana bańką z jej najlepszymi zaletami stojący, czego Wam i sobie serdecznie życzę. Ale jak znakomicie się orientujecie, nie byłbym sobą, gdyby wstępniak nie niósł ze sobą delikatnego niedopowiedzenia. O co chodzi? Nie uwierzycie, o prozaiczną sprawę jaką jest zazwyczaj słuszna waga większości tego typu urządzeń. Nadal nie wiecie do czego piję? Już zdradzam. Otóż opisywany amerykański przedstawiciel zamkniętych w szklance elektronów, czyli w tym recenzenckim podejściu przetwornik cyfrowo-analogowy DAC 9 marki Audio Research jest zadziwiająco lekki. To jest na tyle zaskakujące, że mój oparty o tranzystorowe trzewia DAC Reimyo jest od niego o prawie dwa kilogramy cięższy. A najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że nie dowiedziałem się o tym ze zwyczajowo służącej typowemu audiofilowi jako ostatnia deska ratunku instrukcji obsługi, tylko podczas samego procesu logistyki. Jak? Normalnie. Wiedząc, iż zabieram się za przeniesienie komponentu spokrewnionego ze starymi radiostacjami, przyłożyłem oszacowaną gabarytami konstrukcji odpowiednią siłę i gdyby nie refleks, DACzek bez problemów wylądowałby na suficie. I proszę się nie śmiać, gdyż jest to patrząc z perspektywy czasu również dla mnie trochę zabawne, ale najprawdziwsze przeżycie. Wracając jednak do clou i mając w pamięci wspomniane doświadczenie naturalną koleją rzeczy rodzi się zasadnicze pytanie: „Jak tytułowy, chodzący w wadze piórkowej lampowy produkt wypadnie pod względem wartości sonicznych?” Naturalnie jeszcze nie wiecie, ale wyjątkowo zajawkowo już teraz zdradzę, iż co najmniej ciekawie. Zatem zapraszając Was do lektury dodam, iż dzisiejszy temat, czyli DAC 9 amerykańskiej marki ARC zawdzięczamy warszawskiemu dystrybutorowi Horn Distribution.

Jak zdążyłem napomknąć, dzisiejszy bohater jak na standardy konstrukcji lampowych jest stosunkowo lekki. To oczywiście niczego nie przesądza, ale zawczasu informuję, iż ów nieco odmienny od oferty konkurencji fakt niedużej masy może wynikać z zaproponowania przez producenta obudowy wykonanej ze słynących z minimalizmu wagowego cienkich, a w tym przypadku dodatkowo mocno ażurowych blach. Sam pomysł na korpus dla DAC-a designersko jest na tyle ciekawy, że przy sporych gabarytach bez kontaktu werbalnego nie jesteśmy w stanie przewidzieć jego zwiewności, a wręcz jesteśmy pewni co najmniej drobnych problemów podczas sadowienia go na stoliku, co tak jak w moim przypadku zapewne skończy się spektakularnym „Zonkiem”. Ale ok. Zostawmy ogólny wygląd i przejdźmy do konkretów. Rozpoczynając od frontu, w jego centralnej części zauważamy duże, czarne, szklane okienko, w którym zaimplementowano mieniący się zielenią, z pozoru bardzo mały, ale zaskakująco czytelny wyświetlacz. Tuż pod wspomnianym informatorem o stanie urządzenia, na przełomie czerni szybki i srebra szczotkowanego aluminium z jakiego wykonano przedni panel zlokalizowano serię sześciu guzików funkcyjnych. Naturalnie Audio Research nie byłby sobą, gdyby a na zewnętrznych flankach frontu nie zaaplikował typowych dla wszystkich swoich komponentów ułatwiających transport, dość brutalnie łamiących spokój awersu urządzenia uchwytów. Przemierzając obudowę ku tyłowi wyraźnie widać, to o czym pisałem. Wykonany z jednego elementu metodą gięcia zestaw boków i dachu urządzenia został poddany bardzo skrupulatnemu procesowi ażurowania. To naturalnie z jednej strony ułatwia chłodzenie grawitacyjne, a z drugiej sprawia, iż dziewiątka ARCa idąc w kontrze do większości podobnych komponentów unika wagowego przerysowania. Po dojściu z opisem do tylnego panelu przyłączeniowego jestem zobligowany poinformować Was o ciekawie rozbudowanej ofercie wejść cyfrowych: USB, SPDIF, BNC, AES/EBU i OPTICAL, oraz standardowej serii wyjść analogowych: XLR i RCA. Oprócz wspomnianych gniazd sygnałowych na plecach 9-ki znajdziemy jeszcze: gniazdo RS232, zasilania IEC i bezpiecznikowe, a także bananowe terminal „IR INPUT”. Tak w telegraficznym skrócie prezentuje się wizytujący moje progi przetwornik, zatem przyszedł czas na konkrety, czyli proponowane przez konstruktorów walory soniczne.

Zanim przejdę do meritum, zaznaczę jedynie, iż oferta DAC 9 w domenie obróbki dostarczonego sygnału opiewa nie tylko na przyjęcie kilku częstotliwości próbkowania, ale również końcowy UPSAMPLING i zestaw formujących brzmienie filtrów. Ja z racji karmienia przetwornika najzwyklejszym CD korzystałem z opcji 44.1kHz, a z oferty filtracyjnej najlepiej do gustu przypadł mi stan „Slow”. Co zatem o tytułowym przetworniku mogę powiedzieć? Raczej same komplementy. Naturalnie, dla piewców braku ograniczeń przenikania eteru międzykolumnowego i bezpośredniości w atakowaniu ośrodków słuchu melomana zderzenie z typowym lampowym brzmieniem może być odebrane jako pewnego rodzaju uśrednienie, ale zapewniam, jeśli jesteście zorientowani na lampę w torze, opisywany przedstawiciel szklanych baniek jest jej fantastycznym orędownikiem. Dźwięk nabiera szlachetności i gładkości, co nawet w moim systemie pokazywało dodatkowe pokłady muzykalności czasem wydawałoby się na wskroś znanych mi pozycji płytowych. To oczywiście w porównaniu z posiadanym Japończykiem było wyraźnie słyszalne, ale oświadczam, tak podany przekaz odbierałem w estetyce innego, bardziej homogenicznego dźwięku, aniżeli trudnego do zaakceptowania pokolorowania. Dodatkowo na wyartykułowanie zasługuje budowanie przez dziewiątkę szerokiej i głębokiej wirtualnej sceny muzycznej. Owszem, zwiększenie plastyczności dźwięku powodowało nieco cichsze sygnalizowanie swojego bytu tylnych formacji, ale to wbrew pozorom nie było szkodliwe, a czasem w muzyce nagrywanej w kościołach zdecydowanie bardzie zbliżało mnie do panujących w tych budowlach realiów. Przykładem na pozytywny wpływ naleciałości pojemników próżniowych (lamp elektronowych) w tak zestrojonym testowym torze może być płyta L’arpeggiata Christiny Pluchar Monteverdi „Teatro d’Amore”. To była feeria pozytywnych doznań. Wokaliści ze swoimi natchnionymi homogenicznością lamp partiami wypadali wręcz fenomenalnie, a kościół dzięki delikatnemu przygaszeniu najbardziej oddalonych od mikrofonów ośrodków dźwięku pokazywał swój rozmach. Jedynie do czego mógłbym delikatnie i trochę na siłę się przyczepić, to lekka utrata ataku strun instrumentów szarpanych, za co w zamian otrzymałem bardzo ciekawy pakiet ich wybrzmiewania. Niestety, w życiu zawsze jest coś za coś, jednak w tym przypadku nie było jakąś spektakularną szkodą, a jedynie konsekwencją tchnięcia ducha w inne partie nutowe. Jako kolejny przedstawiciel serii testowej będzie znajdujący się na przeciwległym biegunie uduchowienia muzyki John Zorn z projektem MASADA „First Live 1993”. W tym przypadku nie było wokalistyki, ale za to tak uwielbiany przeze mnie saksofon i trąbka. Efekt? Te dwa teoretycznie wykonane z blachy, ale zaliczające się do całkowicie innej rodziny instrumentów generatory dźwięku z wnoszonego przez Amerykański przetwornik dobra czerpały pełnymi garściami (dawka wysycenia i swoistej drewnianej w przypadku saksofonu szarości). Ciekawe w tym wszystkim jest również to, że przy nieco mniej spektakularnym ataku sama muzyka nic a nic nie zwolniła swojego tempa. A jedynym nieco utyskującym na gładkość fonii przedstawicielem tej grupy artystów był bębniarz ze swoimi perkusjonaliami. Wyraźnie słychać było ich ukulturalnienie, co w tego typu twórczości nie do końca jest na miejscu. Jednak nie był to efekt gaszenia talerzy chwytaniem w palce, tylko nieco mniejsza ich przenikliwość, co notabene w całym, szaleństwie tej muzy czasem trudno było wychwycić. Na koniec postanowiłem wspomnieć o bardzo zbliżonej instrumentalnie do J. Zorna, ale zdecydowanie wolniejszej w frazowaniu rodzimej formacji RGG z projektem „Szymanowski”. W tym przypadku zaobserwowane odczucia zbliżone były do free-jazzu Masady, z naciskiem na w miarę możliwości wierność oddania kwestii budowania realiów danej sesji nagraniowej. To jest płyta grająca przecinaną pojedynczymi dźwiękami ciszą i w właśnie takiej estetyce zaproponował ją DAC 9. Jedyną różnicą tej prezentacji w stosunku do mojego codziennego systemu był aspekt, wyraźniejszego rysowania krawędzi poszczególnych źródeł pozornych przez DAC Reimyo, ale to natychmiast skutkuje sonicznym kompromisem utraty pierwiastka lampy w finalnym przekazie, na co osobiście na obecny moment jestem w stanie przystać. Czyli po raz kolejny ewidentne cos za coś, czyli brutalna prawda o życiu.

Szczerze powiedziawszy, dzisiejsze starcie z marką ARC było pierwszym oficjalnym spotkaniem na naszym podwórku. Dlatego też cieszy mnie fakt potwierdzenia zasłyszanych gdzieś w kuluarowych rozmowach pozytywnych opinii na temat muzykalności produktów tej stajni. Co dodatkowo napawa optymizmem, to fakt nie przekroczenia tak zwanego progu przesytu gładkości i wysycenia w przecież już mocno kolorowym zestawieniu. Zatem gdzie widzę testowany produkt? Szczerze powiedziawszy u wszystkich kochających lampy, a w szczególności cierpiących ze swoimi systemami na anoreksję w środku pasma, czy nadmierną nadpobudliwość w górnych rejestrach. Dodatkowo zwróciłbym również uwagę na zestawienia z nieco jaśniej grającymi niż moje ISIS-y kolumnami. Owszem, podczas testu było bardzo przyjemnie, ale przypuszczam, że z uwagi na wpisaną w kod DNA soczystość grania T&F nie usłyszałem wszystkiego, co Audio Research DAC 9 ma do powiedzenia. A po tym co usłyszałem, z całą odpowiedzialnością zapewniam, że ma.

Jacek Pazio

Dystrybucja: Horn
Cena: 39 999 PLN

Dane techniczne:
Pasmo przenoszenia: 20Hz – 20kHz (+/-0.15dB); 6Hz – 192kHz (+/-3.0dB)
Zniekształcenia THD+N: <0.002% @ 2V RMS 1kHz (wyjścia XLR)
Odstęp sygnał/szum: >114dB
Separacja kanałów: 107 dB
Jitter: <10pS
Impedancja wyjściowa: 500 Ω (XLR), 250 Ω (RCA)
Dostępne filtry: Fast, Slow
Upsampling: 384kHz.
Wejścia: USB2.0 HS (44.1 – 384 kHz/24 Bit), DSD, 2xDSD; Coax., BNC, AES/EBU (44.1 – 192 kHz/24 Bit); Toslink (44.1 – 96k Hz /24 Bit)
Wyjścia: XLR, RCA
Napięcie wyjściowe: 3.8 V RMS Max (XLR); 1.9V max (RCA)
Wykorzystane lmpy: 2 szt. 6H30
Pobór mocy: 60 W max., <2 W standby
Wymiary (S x W x G): 48 x 13.7 x 34.8 cm
Uchwyty na ścianie przedniej: dodatkowe 4 cm
Waga: 6.3 kg

System wykorzystywany w teście:
– źródło: Reimyo CDT – 777 + DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA