Tag Archives: Audio Research Ref 160S


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Audio Research Ref 160S

Audio Research Ref 160S

Link do zapowiedzi: Audio Research Reference 160S

Opinia 1

Będąc w stosunku do Was fair muszę się przyznać, iż tak skromnym udziałem w procesach testowych na naszym portalu tytułowego producenta jestem mocno zdziwiony. Gdy spojrzymy w wyszukiwarce na historię naszych potyczek, znajdziemy kilka news-ów i tylko jeden skromny test przetwornika D/A . A przecież to rasowy amerykański wyjadacz na naszym rynku, co z automatu powinno kierować nasze myśli ku dogłębnej penetracji tak znakomitego portfolio. Cóż, co prawda mleko się wylało, jednak będąc konsekwentnym w swoim działaniu przybliżania Wam ciekawych konstrukcji, po rozmowie z łódzkim Audiofastem pojawiła się u nas bardzo ciekawa nie tylko z racji posiłkowania się w trzewiach lampami elektronowymi, ale również niebanalnego designu, stereofoniczna końcówka mocy Audio Research Reference 160S.

Gdy spojrzycie na aparycję tytułowego lampowego piecyka, okaże się, że mimo wykorzystania przez producenta prostego pomysłu na obudowę w postaci typowej platformy nośnej dla szklanych baniek i transformatorów, wbrew pozorom temat wygląda zgoła inaczej. Owszem, układ jest dość często powielany przez tego typu konstrukcje, jednak w tym przypadku mamy do czynienia ze świetnie prezentującym się, bo nie dość, że wyposażonym we wskaźniki wychyłowe, to do tego z przezroczystym frontem, przez który nawet siedząc na wprost urządzenia cały czas napawamy się poświatą lamp elektronowych. Banał? Bynajmniej, gdyż nawet ja, na co dzień obcujący ze wzmocnieniem tranzystorowym z łatwości doceniłem ów zabieg. To jest sól zabawy w wzmocnienie lampowe, czego na szczęście Amerykanie nas nie pozbawili. Idąc dalej tropem pomysłowego awersu znajdziemy na nim rozpoznawalne w znaczącej większości produktów AR dwa zorientowane pionowo uchwyty ułatwiające logistykę urządzenia oraz tuż pod wskaźnikami cztery przyciski obsługi dostępnych funkcji – lewy Power, obok niego moc podświetlania wskaźników, kolejny to monitorowanie lamp mocy, zaś całkiem na prawo wybór pracy po między triodą a pentodą. Kierując się w stronę tylnego panelu na górnej połaci obudowy znajdziemy dwa rzędy lamp mocy KT 150 ( pozwalające oddać moc na poziomie 140W po 4 sztuki ma kanał ), za nimi 4 sterujące, a na końcu prostopadłościenna, na górnej płaszczyźnie wentylowana motywem wielootworowego ażuru pokrywa transformatorów wyjściowych. Po dotarciu do rewersu okazuje się, że w swej ofercie przyłączeniowej 160S proponuje nam wejścia liniowe RCA/XLR, zaciski kolumnowe dla trzech rodzajów obciążenia, przełączniki wyboru wejścia liniowego, pracy trioda/ pentoda, automatyczne wyłączanie podczas dłuższych postojów w odsłuchach, kilka terminali serwisowych oraz bezpiecznik i gniazdo zasilania. Całość tylnego panelu wieńczą podobne do zastosowanych na froncie, tylko teraz czarne i umocowane na osłonie transformatorów rączki transportowe.

Co zapadło mi w pamięć po kilkunastu wieczorach spędzonych z lampką Audio Research w tle? Otóż najważniejszym było stwierdzenie, że Amerykanin pokazał się od strony kontynuacji swojego, przez lata pielęgnowanego sznytu brzmieniowego. Nie szukał siłowego pompowania – czytaj pogrubiania – wydarzeń muzycznych, tylko nadając im posmaku szklanych baniek dbał o oddanie transparentności i szybkości podczas ich wirtualnego kreowania. Naturalnie ów aspekt można było nieco prze-aranżować w domenie soczystości podania trioda/pentoda, jednak nadal w bardziej kolorowym trybie nie był to pozornie fajny, bo pełen lubianej przez wielu nadmiernej esencji, ale w wartościach bezwzględnych ulepek muzyczny, tylko minimalnie bardziej posłodzone, a przez to nieodchodzące zbytnio od sposobu na muzykę według AR odtworzenie wykorzystanego do testu materiału. Szkoda? Bynajmniej, bowiem dzięki temu końcówka mocy nie determinowała słuchania jedynie słusznych, przy zbytnim dociążeniu przekazu zwanych przez niektórych plumkaniem, spokojnych kawałków, ale pozwalała na spokojne włożenie do napędu szerokiego spektrum artystycznych odezw do słuchacza. Czy to charyzmatyczny Rammstein z najnowszym materiałem „Zeit”, boska Norach Jones w wykonaniu „Feels Like Home”, czy szaleństwo według Johna Coltrane’a z krążka „Meditations”, system za każdym razem dobrze pokazywał nie tylko specyfikę prezentacji i nagrania każdej przytoczonej płyty, ale również niesioną przez nie całkowicie inną i inaczej dawkowaną pulę emocji.
Dla przykładu Rammstein to wyrazisty, powiedziałbym nawet kanciasty, bo mocny w krawędzi dźwięku i samej wokalizy krzyk buntownika. Co prawda bez poszukiwania szaleńczej szybkości zmian tempa, ale za to wszystko podane w układzie zerojedynkowym, czyli konkretnie w detalu i ostro zaznaczanym rytmie. Dlatego. też aby sprostać temu zadaniu, powinno się go podać w odpowiednio szorstki sposób. Zbytnia ingerencja w ostrość rysunku przekazu muzycznego w postaci nadmiernego ugładzania i nachalnego nasycenia potrafią zrobić z tego szaleństwa nudny miting opasłego Niemca. Na szczęście tytułowy piecyk nadając całości jedynie lekki sznyt lampowej plastyki nie pozbawił muzyki pierwiastka drapieżności. Frontmen nadal był brutalny w przekazywaniu swoich poglądów, a muzyka kipiała energią, dzięki czemu kolejny raz, co prawda inaczej niż dotychczas – nieco plastyczniej, dlatego być może z takim zaciekawieniem, bo nadal z dobrym timingiem przesłuchałem całą płytę do ostatniego utworu.
Z podobnej, czyli dobrej strony pokazała się Norah Jones. W tym przypadku nie miałem najmniejszych obaw o problemy systemu z pokazaniem zamierzeń artystki. Jej głos to kwintesencja plastyki i pewnego rodzaju nosowości, co dodatkowo wsparte specyfiką grania lampowej amplifikacji nie mogło wypaść inaczej, niż ucieleśnieniem znakomitej koherencji pomiędzy śpiewaczką, a wspomagającym ją w działaniu zestawem audio. W efekcie kolaboracji amerykańskiego. wzmacniacza z niemieckimi kolumnami atrakcyjna pani wspomagana fajnie dozowaną gładkością na tyle ładnie śpiewała, że bezwiednie zatopiony w jej opowieści nie zauważyłem, gdy laser brutalnie wrócił do stanu zero.
Na koniec został nam maestro od szaleństwa zmian rytmu, zatrudniania do pracy ze sobą wielu artystów na raz i grania z tak zwanego przypadku, czyli mistrz free-jazzu John Coltrane. I niech nie zwiedzie Was tytuł przywołanej przeze mnie płyty „Medytacje”, gdyż już pierwszy kawałek daje jasno do zrozumienia, iż będzie jazda bez trzymanki. I dzięki przywołanemu na początku hołubieniu przez testowaną końcówkę za wszelką cenę utrzymania rytmu i szybkości grania systemu taka była. Pełna ekspresji, natychmiastowych zmian tempa i z pozoru przekrzykujących się, jednak dla znawców znakomicie rozmawiających ze sobą dęciaków i jako bonus dzięki lampowemu sznytowi sekcji wzmacniającej, oddana fajnej w estetyce czasów jej powstawania. Ogień w najczystszej postaci. Jednak co najciekawsze, mimo pozornego braku czasu na odpoczynek – to jest materiał raczej na obudzenie się z letargu, a nie lulanie do snu, nawet po kilku-płytowej serii płyt tego muzyka nie czułem efektu zmęczenia. Jak to możliwe? Słowo klucz to nienachalna, acz odczuwalna „plastyka” prezentacji tej kakofonii. Z jednej strony znajdowałem się w epicentrum „wyżywającego” się na instrumentach wieloosobowego zespołu, a z drugiej dzięki czytelnemu podaniu całości raz mogłem napawać się linią prowadzenia każdego motywu muzycznego z osobna, by za moment spojrzeć na ten team z perspektywy całego składu. Nie umiem tego określić inaczej, niż znakomity popis umiejętności nie tylko samych muzyków, ale również skonfigurowanego testowo systemu.

Komu dedykowałbym tytułową końcówkę mocy Audio Research Reference 160S? To pewnie zabrzmi zaskakująco, ale jedynymi, którzy z szerokiej rzeszy audio-freaków mogą ponarzekać na naszego bohatera, to lubiący zbyt mocny nalot soczystości w projekcji słuchanej muzyki lampiarze. Amerykański piec znakomicie od tego stroni. Dlaczego znakomicie? Otóż wbrew pozorom jego tylko symboliczne działanie w domenie gładkości i unikanie zbytniego zagęszczania przekazu ma konkretny, jakże istotny dla pokazania prawdziwego „ja” słuchanego materiału cel. Jak najmniej szkodliwe osłabiać zawarte w muzyce cechy typu mocny atak, szybkość narastania sygnału i gdy wymaga tego chwila, jej drapieżność. Żadnego nadmiernego upiększania świata, tylko nadanie mu bardziej ludzkiego wymiaru. Lampowego, ale z umiarem. Inaczej dla sztabu inżynierskiego AR jest to karykatura dźwięku.

Jacek Pazio

Opinia 2

Jakiś czas temu, podczas dość niezobowiązującej wymiany obserwacji dotyczących naszej branży z zaprzyjaźnionym dystrybutorem wspólnie doszliśmy do wniosków, że choć obecnie, nawet na stricte high-endowym pułapie, zakup integry nie stanowi powodu do infamii w ortodoksyjnym, audiofilskim środowisku, bo czy to Gryphonowi Diablo, Audionetowi HUMBOLDT, czy Accuphase’owi E-800 trudno cokolwiek zarzucić, to tak naprawdę prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero przy zestawach dzielonych. Nie dość bowiem, że mnogość kombinacji wzrasta wprost niewyobrażalnie, bo oprócz dedykowanych przedwzmacniaczy do gry dołączają źródła z regulowanymi stopniami wyjściowymi a tym samym można znacząco uprościć cały tor, co też od lat z powodzeniem praktykujemy z Jackiem w naszych dyżurnych systemach. Najdelikatniej rzecz ujmując w takim przypadku preamp staje się li tylko opcją a nie musem i lwią część uwagi a tym samym środków można poświęcić … końcówce mocy. Tym oto sposobem dotarliśmy do sedna, a dokładnie bohatera niniejszego spotkania, czyli stereofonicznego wzmacniacza mocy Audio Research Ref 160S.

Jak widać na załączonych zdjęciach 160-ka nader udanie łączy lampową, wpisującą się w ortodoksyjne kanony, klasykę z nowoczesnością. Z jednej strony mamy bowiem nader zwartą bryłę, szczególnie z założoną osłoną lamp (której dosłownie za moment poświęcę kilka zdań) a z drugiej, pomimo dość absorbujących gabarytów nie sposób doszukać się w niej ciężkości. To wszystko za sprawą uzbrojonego w ułatwiające przenoszenie i nadające całości „profesjonalnego” wyglądu uchwytom, wykonanego z solidnej płyty ze szczotkowanego aluminium frontu, którego lwią część zajmuje panoramiczne okno, przez które mamy nie tylko pełen wgląd do „szklarni” z pyszniącymi się w pierwszych dwóch grządkach „pisankami”, za którymi dyskretnie przycupnął czerniony profil chroniący trafa. Lecz i firmowe „wycieraczki”.. Wizualną lekkość dodatkowo intensyfikuje pozbycie się ww. perforowanej klatki ochronnej na lampy, do czego nomen omen gorąco zachęcam, bo nie dość, że widok ośmiu „gołych” KT150 jest iście zjawiskowy, to dodatkowo otrzymujemy bonus w postaci możliwości spowolnienia umiejscowionych w podstawie wentylatorów, co nawet nie tyle znacząco co wręcz szalenie poprawia komfort odsłuchu. Oczywiście przy niemalże koncertowych poziomach głośności na ich pracę nikt raczej nie zwróci uwagi, lecz podczas wieczornych odsłuchów prowadzonych ze zdecydowanie bardziej cywilizowanymi dawkami decybeli i tzw. grą ciszą warto o tym udogodnieniu pamiętać. Jak jednak widać na załączonym materiale zdjęciowym dostarczony przez Audiofast egzemplarz takowej osłony był pozbawiony, więc poniekąd mieliśmy z górki. I skoro poruszyliśmy kwestię wentylacji warto mieć na uwadze zalecenia producenta aby nie używać 160-ki przy temperaturze otoczenia przekraczającej 30⁰C, więc warto zastanowić się nad zasadnością inwestycji w … klimatyzację.
Wracając jeszcze na moment do owej szyby, to oprócz oczywistej możliwości obserwacji przez nią bursztynowo żarzących się lamp pełni ona jeszcze jedną, również wymieniona funkcję funkcję. Otóż zamontowano w niej podświetlane LED-owo wskaźniki wychyłowe „Ghost Meter” wyposażone w podwójne podziałki – dolne dedykowane trybowi triodowemu i górne ultralinearnemu. W dolną, łukowatą krawędź czernionej części bulaja wkomponowano cztery przyciski odpowiedzialne za uruchomienie/wyłączenie (procedura startowa/usypiania zajmuje około 2 minut) wzmacniacza, iluminację wskaźników, monitorowanie lamp i wybór trybu pracy (triodowy/ultralinearny). Boczne flanki zajmują niewielkie diody informujące o statusie/kondycji lamp mocy, które są na bieżąco monitorowane.
Rzut oka na ścianę tylną może nieobeznanych z tematem wprawić z lekką konsternację gdyż oprócz właściwego końcówkom mocy zestawu obowiązkowego – wejść sygnałowych, terminali głośnikowych i ewentualnie włącznika w pobliżu gniazda zasilającego napotkamy istny bezlik dodatków. Przykładowo Reference 160S ma trzy zestawy odczepów wyjściowych dla kolumn o impedancji 4, 8 i … 16 Ω, przy czym te ostatnie, o ile mnie pamięć nie myli, znajdą zastosowanie przy bodajże 15Ω LS 3/5A – Spendorach, Rogersach, Chartwellach i ewentualnie 11Ω, jubileuszowych (na 35-lecie) limitacjach KEF-a tegoż samego modelu, więc tak na dobrą sprawę możemy uznać, że to tylko egzotyczny dodatek. Nad okupującymi flanki ściany tylnej terminalami głośnikowymi umieszczono wejścia w standardzie XLR i RCA, w centrum rozgościło gniazdo zasilające, i tu kolejna niespodzianka, gdyż zamiast spodziewanego – standardowego IEC C14 mamy 20A prostokątne C20, więc jeśli do tej pory nie posiadaliśmy odpowiednio zakonfekcjonowanego przewodu, to albo jesteśmy zdani na znajdującą się na wyposażeniu „komputerową” sznurówkę, bądź należy spodziewać się kolejnych wydatków. W ramach niezobowiązującej dygresji tylko wspomnę, że w trakcie testów posiłkowaliśmy się przewodem Shunyata Research Venom HC.
Wzdłuż górnej krawędzi umieszczono trzy hebelkowe przełączniki umożliwiające aktywację/dezaktywację trybu ekologicznego (wyłączającego wzmacniacz przy dłuższej – 2h bezczynności), wybór prędkości pracy wentylatorów i selektor wejść pod którymi przycupnął jednowierszowy wyświetlacz informujący o przebiegu lamp (orientacyjna żywotność KT150 to 3000h a 6H30 4000h). Jak przystało na urządzenie zza wielkiej wody nie zabrakło portu sterowania RS-232 i przelotki 12V triggera.
Dzięki czterem KT150 w stopniu wyjściowym i parze przyodzianych w gumowe pierścienie antywibracyjne podwójnym triodom 6H30 na kanał mamy do czynienia z układem w pełni zbalansowanym o mocy 140 W na kanał, więc zastosowanie XLR-ów jest jak najbardziej wskazane a jednocześnie praktycznie odpada nam problem kompatybilności 160-ki z większością dostępnych na rynku kolumn.

Przechodząc do części poświęconej brzmieniu niezwykle kuszące wydawało mi się otwarcie odezwy do wszelakiej maści lampolubów pewnym, wielce znaczącym cytatem. Którym? A widniejącym nad bramą … piekielną – „Lasciate ogne speranza, voi ch’intrate” („Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie”) z „Boskiej Komedii” Dantego. Już bowiem od pierwszych dobiegających z głośników taktów „Nærmere” Ane Brun słychać, że pomimo niezaprzeczalnej – w pełni namacalnej (rączki sugerowałbym jednak trzymać z dala od rozżarzonych baniek) lampowości 160-ki nie sposób przypisać jej większości związanych z zastosowaną, wykorzystywaną technologią stereotypów. Dźwięk oferowany przez tytułową końcówkę jest niezwykle naturalny, oszałamiająco poukładany – kompletny i rozdzielczy. Ze świecą szukać tu oznak ocieplenia, przesaturowania i lepkiej słodyczy. Co prawda góra lśni lekko ozłoconym blaskiem a średnica kusi komunikatywnością, lecz idąc tym tropem zdecydowanie cieplej i gęściej od Audio Researcha na tym polu pozwalają sobie poczynać takie tranzystorowe tuzy jak nasz redakcyjny Apex, Luxman M-900U, czy Accuphase P-7500. Jedynie najniższe składowe charakteryzuje pewien niezwykle uroczy i zarazem uzależniający flow sprawiający, że zamiast chrupkości i laserowej precyzji kreślenia ich konturów dostajemy zdecydowanie milsze uszom niewymuszenie i naturalną płynność będące wspólnym mianownikiem z ww. konstrukcjami. Można zatem dojść do dość oczywistej, przynajmniej na tym pułapie jakościowym i co nieco mniej cieszy cenowym, konkluzji, iż po raz kolejny zastosowane układy – w tym wypadku lampy elektronowe, nie są celem samym w sobie i czynnikiem mającym w swym założeniu stygmatyzować, czy też odciskać możliwie silne piętno na finalnym brzmieniu a jedynie robić to, do czego zostały stworzone i w jakim celu zaimplementowane. Znaczy się wzmacniać dostarczone czy to bezpośrednio ze źródła, czy też uzdatnione przez przedwzmacniacz sygnały na zasadzie przysłowiowego drutu ze wzmocnieniem i śmiem twierdzić, że Ref 160S jest tej idei niebezpiecznie bliski. Jego udział „soniczny”, czyli wspomniana sygnatura, czy też piętno, jest zaskakująco niewielkie, jeśli wręcz nie pomijalne. Jeśli ma być brudno, chropawo i garażowo, to AR właśnie tak zagra. Zarówno thrashmetalowy, czyli już w swym założeniu piekielnie ciężki i szybki „Titans of Creation” Testamentu, jak i zakręcony niczym domek ślimaka „And Then There Were None…” japońskiej doom metalowo – psychodeliczno – rockowej formacji Church Of Misery zabrzmiały z właściwą sobie potęgą i dynamiką bezlitośnie smagając nasze zmysły gitarowymi riffami i dalekimi od operowych arii pełnymi groźnych porykiwań partiami wokalnymi. Jeśli jednak miało być gęsto i niemalże „tłusto” od elektronicznych beatów, to też nie było najmniejszych problemów, bo i z „Ray of Light” Madonny 160-ka nie miała najmniejszych problemów bardzo wyraźnie pokazując gdzie i co było majstrowane np. z wokalem, który im mniej modyfikowany, tym brzmiał lepiej, a im bardziej, tym intensywniej na wierzch wychodziła jego dwuwymiarowość i kompresja. Jeśli więc chodzi o różnicowanie samych nagrań i zdolność analitycznej oceny ich struktury, to nie sposób było mieć jakiekolwiek zastrzeżenia. Tym bardziej, iż owej chłodnej analizy dokonywać można było niejako przy okazji normalnych, znaczy się noszących znamiona przyjemności, odsłuchów a nie mozolnego ślęczenia nad materiałem źródłowym i dzielenia przysłowiowego włosa na czworo.
Przestawienie trybu pracy wzmacniacza w oferujący „jedynie” ok 70W na kanał tryb triodowy może i zaakcentowało eteryczność i finezyjność przekazu, dzięki czemu Ane Brun na wspomnianej na początku „Nærmere” zabrzmiała jeszcze bardziej anemicznie, jednak przynajmniej z podpiętymi Gauderami całość, przynajmniej w moim mniemaniu, na dłuższą metę okazała się zbyt zwiewna, z lekko zaburzoną równowagą tonalną. Dół pasma stawał się składową jedynie sygnalizowaną a nie rzeczywistą, przez co nawet fortepian nie oferował pełnej skali dźwięku. Choć uczciwie trzeba przyznać, że otwartość i krystaliczna czystość najwyższych składowych zachwycały a same partie wokalne wprowadzały w iście metafizyczny nastrój, który dodatkowo podkreślały niesamowite chórki (vide „Vi Møttes I En Soloppgang”). Oczywiście powyższy akapit nie jest mniej, bądź bardziej zawoalowanym zarzutem w kierunku tytułowego bohatera a jedynie stwierdzeniem faktu dowodzącego, że Berliny wymagają nieco więcej aniżeli standardowe kolumny mocy. Dlatego też, jeśli są Państwo posiadaczami łatwiejszych do wysterowania zespołów głośnikowych a jednocześnie nie przepadacie za koncertowymi poziomami głośności gorąco zachęcam do weryfikacji nieco bardziej „romantycznego” oblicza Audio Researcha we własnych czterech kątach.

Audio Research Ref 160S to końcówka mocy, która nie tylko wymyka się łatwemu zaszufladkowaniu ze względu na obecne w jej trzewiach lampy, lecz jest po prostu nad wyraz uniwersalną i stricte high-endową amplifikacją zdolną usatysfakcjonować miłośników zarówno lamp, jak i tranzystorów. Oferuje bowiem wysoką moc, jest praktycznie bezobsługowa – sama pilnuje kondycji wykorzystywanej szklarni i wygląda jak przysłowiowy milion dolarów. Nawet z założoną klatką (co przy zwierzakach i małoletniej progeniturze jest zazwyczaj konieczne) nie ogranicza widoku rozświetlonej szklarni a jednocześnie zalotnie puszcza oko do miłośników „wycieraczek”. Czy trzeba o lepszą rekomendację?

Marcin Olszewski

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II

Dystrybucja: Audiofast
Producent: Audio Research
Cena: 141 700 PLN

Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 140 W
Szerokość pasma mocy: (-3dB) 5Hz do 70kHz.
Pasmo przenoszenia: 0.5Hz do 110 kHz (-3dB przy 1 W)
Czułość wejściowa: 2.4V RMS (XLR)
Impedancja wejściowa: 300kΩ (XLR), 150kΩ (RCA)
Polaryzacja wyjścia: Nieodwracalna. Zbalansowany pin wejściowy 2+ (IEC-268).
Terminale wyjściowe: 16 Ω, 8 Ω, 4 Ω.
Całkowite ujemne sprzężenie zwrotne: 14dB.
Współczynnik narastania sygnału wyjściowego: 13 V/μs
Czas narastania: 2.0 μs.
Pobór mocy: 875W przy mocy znamionowej, 700W w trybie triodowym, 500W w stanie spoczynku, 1 W przy wyłączonym.
Lampy: 4 dobierane pary KT150 (Lampy mocy V1-4); 4 x sterujące lampy wzmocnienia napięciowego 6H30 (V6 i V6)
Wymiary (S x W x G): 48 x 26 x 55 cm.(Uchwyty wystają ok 5 cm poza przedni panel.)
Waga: ≈ 45 kg