Tag Archives: Audio Video Show 2018


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Audio Video Show 2018

Audio Video Show 2018 cz.3

Sądzę, że po tych kilku latach naszej obecności w sieci zdążyliście się już przyzwyczaić, iż moja radosna opowieść o jesiennej wystawie AVS zawsze ukazuje się dopiero po kilkuodcinkowym mitingu Marcina. Dlaczego? Otóż zapewniam Was, iż między nami nie jakiejkolwiek rywalizacji. Po prostu ocierająca się o szaleństwo ilość zrobionych podczas tej jesiennej imprezy fotek Marcina samoczynnie zmusza nas do rozłożenia publikacji naszych wniosków w czasie, w którym na ochotnika zgłosiłem akces do publikacji zamykającej nasze osobiste wynurzenia. Skoro zatem sprawy organizacyjne zostały wyjaśnione, zapraszam na kilka moich osobistych przemyśleń w formie dłuższych lub krótszych akapitów pogrupowanych w przywołujących moje wspomnienia podgrupach.
Zanim jednak przejdę do clou, z przyjemnością informuję wszystkich zainteresowanych, iż w tym roku postanowiłem zmienić dotychczasową formułę opisywania jak leci kilkudziesięciu z ponad setki odwiedzonych wystawowych pokoi lub sal, na rzecz skupienia się w zdecydowanej większości opisów na prezentacjach z gramofonem w roli głównej. Owszem, takie plany miałem zawsze, ale jak to w życiu bywa, plany planami, a życie i tak podążało swoim nurtem. Jednak w końcu udało mi się dotrzymać dawanej sobie przed wystawą obietnicy, czego dowodem jest poniższa, podzielona na kilka stanów ducha relacja. Naturalnie jak co roku, aby nie tworzyć często nikomu do niczego niepotrzebnych list lokatorów w postaci wyliczanek sprzętowych, w moich tekstach będę opierał się na najbardziej rozpoznawalnych komponentach. W moim tekście chcę przekazać jedynie mój stan ducha w danym momencie, a nie tworzyć odbierane przez wielu malkontentów jako naciągane podwaliny do ewentualnych zakupów. Jeśli kogoś mój tekst poruszy i tak musi zmierzyć się z tym sam i ogólna wiedza głównych komponentów wystarczy do skomponowania przez zainteresowanego wstępnej listy odsłuchowej.

1. Konferencja prasowa.
W tym roku wespół z większością reporterskiej braci stawiłem się na rozpoczynającej tę edycję wystawy konferencję prasową ze znanym wszystkim miłośnikom Programu trzeciego Polskiego Radia Piotrem Metzem, szefem Europejskiej Kapituły spod znaku EISA Paulem Millerem i organizatorem całości przedsięwzięcia Adamem Mokrzyckim w rolach głównych. Oczywiście wymienione osobistości nie były jedynymi biorącymi udział w tym prasowym mitingu, jednak z racji późniejszych dywagacji na tematy projektorów, telewizorów i tym podobnym około-kinowych akcesoriów, w angielskim stylu, nieco wyprzedzając narastający tłum odwiedzających targi miłośników dobrej jakości muzyki, używając nomenklatury harcerskiej udałem się na zdobywanie kolejnych sprawności, czyli zgłębianie oferty licznie zgromadzonych na stadionie wystawców.

2. Pozytywne zaskoczenia roku.
W tym akapicie chciałbym przedstawić Wam kilka zjawiskowych dla mnie sytuacji, które nieco mocniej niż pozostała, również bardzo ciekawa część wystawy, utkwiły w mej pamięci. I nie chodzi jedynie o obfitość wykładów branżowych guru, ale również pewnego rodzaju punkty zwrotne danego dystrybutora, lub szczęście posiadania w swych szeregach nietuzinkowych osobowości.

– Szczerze powiedziawszy nie sądziłem, że zwiedzanie wystawy ułoży się dla mnie w tak fantastyczny sposób. Otóż pierwszym pomieszczeniem do jakiego przypadkiem trafiłem, było oazą znanego mi osobiście z organizowanych kilka razy w roku projektów muzycznych Marcina Majewskiego. Dlaczego jego osoba jest dla mnie tak zjawiskowa? Marcin przy wsparciu środków publicznych realizuje nagrania najstarszych, często zapomnianych przez świat, polskich pieśni z okresu Średniowiecza, co idealnie wpisując się w moje zainteresowanie muzyką dawną sprawia, że gdy się widzimy, natychmiast prezentuje mi swoje najnowsze czy to realizacje, czy choćby krótkie, ale dające pogląd co ma na myśli w kolejnej sesji nagraniowej, często skomponowane przez siebie utwory. Tak też było i tym razem. I o dziwo, w trwających w założeniu dla mnie jako prywatne, wykładów na temat swoich przedsięwzięć wzięła udział spora grupa przypadkowych melomanów zainteresowanych sposobem rozstawienia często w kubaturach kościelnych wielu mikrofonów z dokładnym omówieniem dlaczego tak a nie inaczej, następnie procesem zgrania ich na stół, a na koniec sposobem masteringu. Nudy? Bynajmniej, o czym świadczyła spora lista pytań od publiczności. Reasumując. Ta prezentacja była na tyle zjawiskowa, że nim się obejrzałem, zdążyło minąć dobre pół godziny, w którym to czasie przywołany prelegent niezobowiązująco zaprezentował zalety generujących jego muzyczne zajęcia systemów audio. A jak widać na załączonych fotografiach, w opisywanej loży PGE Narodowego stacjonowała elektronika spod znaku Salonów Top HiFi, czyli kompletny, włącznie z drapakiem, set Yamachy, wspomagane ofertą marki AVM i gramofonem Clearaudio kolumny Magico, a także brylujący w świecie plików Devialet z kolumnami Vienna Acoustics. Puentując ten akapit mogę stwierdzić tylko jedno – wszyscy dystrybutorzy powinni zazdrościć szefostwu Salonów Top HiFi tak kompetentnego pracownika, a stacjonujący w Kielcach potencjalni klienci być zadowolonymi z możliwości osobistego spotkania się z Marcinem jako szefem stosunkowo niedawno otwartego tam salonu. Ja Wam zazdroszczę.

– To zajmujące pełnoprawne miejsce w serii pozytywnych zjawisk wydarzenie zainicjowane było dość przypadkowo. Po prostu wszedłem do kolejnej loży i od drzwi zażądałem zmiany źródła z plikowego (dlaczego o tym w dalszej części relacji) na jubileuszowy gramofon marki Brinkmann Audio. Tak tak, rozprawiamy o warszawskim SoundClubie, który swoją prezentację oparł o najnowsze wcielenie kolumn Marten, elektronikę Air Tighta, Engstrom, Art Acoustics, wspomniany z uwagi na jubileusz limitowany gramofon Brinkmann, a całą wyliczankę posadowił na akcesoriach antywibracyjnych Franc Audio Accessories. O co chodzi? Otóż Gospodarz zawsze uświadamia mi, że jestem jednym z niewielu, których ciężko jest zadowolić, dlatego też jako rekompensatę startowego może nie sporu o źródło, ale co najmniej kilku zdaniową wymianę poglądów postanowił wynagrodzić nieplanowaną wcześniej, czyli można powiedzieć, że prywatną prezentacją dźwięku z tak zwanej płyty matki. Chodzi mianowicie o wycięty na miedzianym nośniku wzorzec zwany pozytywem, z którego do celów tłoczenia odciska się w postaci cienkiej matrycy stalowy negatyw pierwszej i drugiej strony. Jak to wygląda idealnie prezentują fotografie wspomnianego złotego protoplasty, przez cieniutkie srebrne placki matryc dla tłoczni z odwróconymi można by powiedzieć w przeciw fazie rowkami, po winylowy materiał w postaci granulatu i bliżej nieokreślonej bryły. Dlaczego tak prezentacja była wyjątkowa? Niestety miedziana płyta, w przeciwieństwie do winylu, pozwala na dobre jakościowo odtworzenie zapisanego na niej materiału około 20, no może 30 razy. To zaś spowodowało, że właściciel tej ciekawostki Pan Matthias Lück miał zamiar zrealizować jedynie dwa pokazy przez całą wystawę. Na szczęście dla mnie i wielu w tym czasie zgromadzonych gości dał się namówić dystrybutorowi jego produktów do ponadprogramowej sesji. Czy było warto? Naturalnie. System jakom taki był odzwierciedleniem najlepszych cech High Endu. I nie bez znaczenia był fakt użycia w kolumnach uważanych za nazbyt ofensywne głośników Accutona. To był bardzo dobre zbilansowane połączenie szybkich przetworników, analogowych źródeł i lampowego wzmocnienia. I gdy już ze zwykłego czarnego placka dane mi było usłyszeć najważniejsze dla mnie artefakty typu: atak. energia, wysycenie i witalność wypełniającego sporych gabarytów salę dźwięku, to podczas drapania złotego „Graala” analogu do pakietu zalet doszedł również brak tak znienawidzonych przez oponentów gramofonów trzasków. Muzyka płynęła bez najmniejszych skaz sonicznych. Brawo Soundclub.

– Nie wiem, jak odbierzecie ten akapit, ale zanim przejdziecie do negatywnej oceny mojej decyzji zaliczenia go do formacji zjawisk tegorocznej edycji AVS, przeczytajcie, co mam do zakomunikowania. Zapewniam, że jeśli dacie mi szansę, sądzę, że wielu z Was odbierze mój wywód w podobny sposób. Otóż dla wielu wielokrotnych bywalców katowickiego salonu RCM mam bardzo dobrą wiadomość. Jego właściciel, znany z przywiązania do bardzo mocno osadzonego w szybkości i energii dźwięku fan rocka w tym roku postanowił spełnić oczekiwania melomanów stawiających na nieco większą dawkę muzykalności. Nie wiem, ile jest w tym mojej zasługi, ale po wielu, czy to osobistych, czy telefonicznych rozprawach, że dobrze byłoby obok znaku rozpoznawczego jakim są, zapewniające przeżycia bliskie rockowym koncertom kolumny Gauder Austik stanęły w salonie zespoły głośnikowe dla wielbicieli tak zwanego plumkania. Szczerze powiedziawszy myślałem, że nic z naszych pogadanek się nie wykluje, aż tu nagle okazało się, że Roger Adamek postanowił podążyć bliską moim wzorcom drogą. W jaki sposób? Nic nadzwyczajnego. Wziął w dystrybucję kolumny stroniące od porcelanowych membran, czym wydaje mi się bez problemu dotrze do pozostałej, jeszcze nie zgłębionej przez niego, części rynku audio. Fakt, prezentowane w tym roku jako początek przygody, dwudrożne kolumny Borg marki Fink Team swoim designem są trochę kontrowersyjne, ale bez dwóch zdań jestem w stanie stwierdzić, że wspierany przez elektronikę Thraxa wespół z gramofonem TechDas przekaz był najwyższej próby. Holografia, unikający dudnienia, w przecież trudnych warunkach wystawy bas, a przy tym piękno środka pasma spowodowały, że w wielu kuluarowych rozmowach opisywany system miał swoje pełnoprawne pięć minut. I nie mam tutaj na myśli złośliwego wytykania przez fanów szkoły Gauder Akustik, tylko dywagacje dotychczas poza zasięgiem RCM-u, a teraz potencjalnych klientów. Da się? Da. Ale ale, Roger Adamek nie był by sobą, gdyby takiego przedsięwzięcia nie dopiął na ostatni guzik i nie pozostawiając tematu rozgłosu o tym dealerskim wydarzeniu przypadkowi zaprosił ciało założycielskie opisywanego brandu z konstruktorem Karl Heinz-Finki’em na czele, które w naszpikowanych anegdotami wykładach przybliżyło licznie zgromadzonym dziennikarzom dzieje projektu od zarodka po finalny produkt. Zapewniam, było bardzo ciekawie.

– Kolejną, w moich oczach bez problemu jawiącą się jako zjawisko atrakcją było spotkanie z ambasadorem marki Marantz Kenem Ishiwatą. Myślicie, że naciągam rangę tego wydarzenia? Otóż nie. Owszem, podobne pogadanki odbywają się corocznie, a i kilka z nich przytoczyliśmy na naszym portalu. Jednak to obecnie relacjonowana była pewnego rodzaju przekrojem życia sensei’a Ishiwaty, gdyż w tym roku obchodzi 40-to lecie działalności we wspomnianym japońskim brandzie. Zazwyczaj przy takich okazjach mamy do czynienia z bardzo wnikliwym, ale jednak trzymającym emocje na wodzy odkrywaniem tajemnic kolejnego wcielenia sygnowanego jego nazwiskiem produktu, jednak tym razem zgromadzeni w firmowym salonie Horna goście mieli przyjemność uczestniczyć w niestety z naszego punktu widzenia zbyt krótkiej, ale jakże emocjonalnej w odbiorze, opowieści o czterdziestoletniej miłości jego życia, jakim jest udoskonalanie komponentów audio. To w najmniejszym stopniu nie był żaden wykład, tylko pewnego rodzaju okraszona osobistymi przeżyciami baśń. Baśń, którą naturalną koleją rzeczy puentowała najnowsza linia urządzeń Marantza KI RUBY, ale zapewniam, to był tylko dodatek do wspaniałej uczty dla zmysłów, a nie danie główne. Co ciekawe, wspomniany deser w postaci serii Ruby zdobi nie tylko wycięty na frontach komponentów podpis Kena, ale również mieniące się czerwoną poświatą oczko z wykorzystaniem oszlifowanego kawałka naturalnego rubinu. Grunt, to postawienie odpowiedniej kropki nad „KI”.

– Poniższy akapit jest bardzo spontaniczną odpowiedzią na moje kilkuletnie odwiedziny tego wystawcy. Zapewniam, że nie ma w nim żadnej złośliwości, ale ze wszech miar jego byt w tym gronie jest niekwestionowany. Do czego piję? Otóż od dawna w swoich relacjach chciałem coś o tych prezentacjach napisać. Naturalnie w kwestii dźwięku jak to na wystawach bywa, raz było lepiej, a raz gorzej, ale za każdym razem po przejrzeniu serii fotografii podejmowałem decyzję, że temat wypadnie z rozdzielnika. I nie było tłumaczenia, ze dźwięk był ciekawej próby. Niestety zawsze w grę wchodziła ogólna wizualna prezentacja pokoju. Co z tego, że muzyka potrafiła wciągać, gdy niestety zazwyczaj leżące na podłodze urządzenia były w całkowitej rozsypce. Albo bez obudowy, albo z wyrwanymi klawiszami. Ja wiem, ze najważniejszy jest dźwięk, ale oprócz osobistych wynurzeń około-sonicznych muszę przedstawić dowód w postaci zdjęć, a te zawsze pokazywały ogólny rozgardiasz, a nie z pietyzmem przygotowany pokaz, co mogłoby sugerować lekceważenie odwiedzających przez wystawcę. Dlatego też, gdy w tym roku zastałem grające w bliskiej mojemu sercu estetyce kolumny angielskiego Audio Note’a, w miarę estetycznie wizerunkowo skonfigurowaną elektronikę i względny porządek pośród produkowanych przez gospodarza kabli, wspierany dobrze osadzonym w barwie dźwiękiem postanowiłem przymknąć oko na brak dachu w źródle. Cóż, nikt nie jest idealny i gdy po latach przymusowej alienacji coś w prezentacji drgnęło, nie mogłem tego nie odnotować. Kończąc opis tego pokoju z przyjemnością informuję, że jeśli ktoś chciał z przyjemnością spędzić wolny czas, oferowana w pokoju Sulka jakość muzyki pozwalała na pełne odprężenie się od wystawowego zgiełku. To była idealna odskocznia od wielu zlokalizowanych obok pokoju Sulka krzykaczy, czyli lokali mających na celu zabicie, a nie zrelaksowanie słuchacza. Oby tak dalej.

3. „Nasi tu byli”.
Ta część relacji ma na celu przybliżenie kilku zestawień, w których jedną z głównych atrakcji były komponenty produkowane przez rodzime marki. Naturalnie po przestudiowaniu całości akapitu okaże się, że znalazło się w nim tylko kilku szczęśliwców, ale na woje usprawiedliwienie przypomnę, że w dotychczasowych tekstach starałem się solidnie, czyli wspomnieć o wszystkich rodzimych markach, dlatego też dając nieco więcej pola zestawom z gramofonem w roli głównej opiszę kilka pokazów.

– Tego tandemu chyba nikomu nie muszę anonsować. To są stali bywalcy monachijskich bojów o międzynarodowego klienta. J. Sikora i Horn’s zaproponowali referencyjny gramofon w roli źródła i najnowsze wcielenie tubowych kolumn, a wszystko napędzili lampową elektroniką. Efekt? Nie, żebym był złośliwy, ale na przestrzeni ostatnich lat słyszałem kilka lepszych wydań wariacji ich komponentów. Dla mnie było ciut za ofensywnie. Ja wiem, że to rasowe tuby, ale w fonii brakowało trochę body, co natychmiast wywoływało efekt delikatnego wyostrzenia dźwięku. Naturalnie każdy pokaz rządzi się swoimi prawami, ale z własnego recenzenckiego doświadczenia wiem, iż konstruktor kolumn nawet z potomków megafonów potrafi wyczarować fajne granie. Jeśli nie wierzycie, zajrzyjcie do Soundrebelsowej wyszukiwarki.

– MARTON, SIKORA, WILSON AUDIO, GIGAWATT, DCS
O! To była zdecydowanie lepsza niż stadionowa prezentacja z udziałem gramofonu Pana Sikory. Teoretycznie podobnie do tamtego pokazu była szybkość, rozdzielczość i energia, ale wszystko okraszone niezbędną dla równowagi tonalnej masą dźwięku. Dlaczego gramiak spod jednej ręki miał tak dwie różne odsłony? Otóż jestem wręcz pewien, iż całość tego przedsięwzięcia wziął w swoje ręce nadając odpowiednią dawkę masy w brzmieniu całości, mający swój debiut podczas tej wystawy w nowym biznesowym wcieleniu, testowany niegdyś na naszych lamach wzmacniacz polskiej myśli technicznej Marton. Zaskoczeni? Ja znam poprzednia wersję Martona i wiem, jak w zakresie wypełnienia dźwięku potrafi czarować. Naturalnie w tej konfiguracji daleko było szukać brzmienia szkoły Harbetha i innych powiązanych z radiem BBC marek kolumnowych, ale w tym wypadku spokojnie mogę powiedzieć, że mimo wpisanej w takie targi walki z akustyką pomieszczenia dźwięk był bardzo wciągający. Naturalnie mam na myśli odsłonę ze szlifierką w roli źródła, gdyż na cyfrę bez presji z mojej strony się nie załapałem.

– Myślicie, że kolejną powtórką opisu pokoju z kolumnami ESA Pana Zawady sztucznie drukuję mecz? Nic z tych rzeczy. Otóż ta loża występów oprócz elektroniki dystrybutora Intrada była pełnoprawną prezentacją nowej marki na naszym rynku Metrum Lab. Zatem dlaczego w głównych rolach wystąpiły znane z poprzednich wystaw komponenty? Metrum Lab między innymi produkuje wysokiej jakości okablowanie, których z racji notorycznego znajdowania się za sprzętem niestety prawie nie widać, a w tym przypadku oprócz okablowania systemu swoimi wyrobami postanowił delikatnie udoskonalić projekt Pana Zawady, czyli widniejące na fotografiach kolumny ESA Credo 3. Brzmienie? Nie ma nad czym deliberować. Drapak w roli głównej, elektronika Nagry i Avida, znane z solidnego dźwięku kolumny plus będący pewnikiem u Pana Zawady fantastyczny stary blues na wielu sąsiednich pokojach nie pozostawiały suchej nitki. Energia, gdy trzeba soczystość, ale również natychmiastowy atak pozwalały lądować na talerzu gramofony praktycznie każdej pozycji płytowej bez obaw o jakąkolwiek porażkę.

– Co prawda sporą uwagę na tych zdjęciach przykuwają futurystyczne kolumny Cabasse, ale mam przyjemność oznajmić, iż dla mnie rolę główną odgrywał polski gramofon spod znaku Tentogra. Fakt, design trochę nietypowy, ale właśnie oprócz samego dźwięku jego bryła ma być dodatkowym atutem w walce o poszukującego nietuzinkowych wizualnych rozwiązań klienta. Jak takie kształty drapaka odbieracie Wy, odpowiedzcie sami, ja tylko napomknę, iż gramofon zestawiony z lampowym wzmocnieniem i mogącymi pochwalić się punktowym źródłem dźwięku francuskimi kolumnami Cabasse zaproponował wszystkim odwiedzającym bardzo wciągające w domenie nie tylko budowania głębi sceny muzycznej, ale również zrównoważenia całego przekazu przedstawienie muzyczne.

– Gdy wypowiem frazę „Polski Klaster Audio” wierni czytelnicy naszego portalu bez zastanowienia powinni wiedzieć, o czym będziemy dywagować. Jeśli jednak ktoś z jakiś powodów nie ma choćby zdawkowego pojęcia, co oznacza wspomniany ciąg liter, oznajmiam po raz kolejny, iż ów twór jest swoistym konglomeratem polskich producentów. W ich ofercie znajdziecie wszystko. Od akcesoriów akustycznych i antywibracyjnych, przez kolumny, elektronikę audio, gramofony, po okablowanie. Po co komu taki rodzimy sobór konstruktorski? Otóż idea dla ewentualnego klienta jest bardzo istotna, gdyż w momencie braku wiedzy na temat przecież bardzo mocno zróżnicowanego rynku audio co z czym połączyć, aby uzyskać wysokiej jakości brzmienie, w momencie kontaktu z jakimkolwiek członkiem wspomnianego konglomeratu jeśli tylko wyrazi taką chęć, zostanie uzbrojony spełniający najwyższe standardy soniczne nie tylko zestaw audio, ale również akustykę pomieszczenia w jednym miejscu. Myślicie, że tak się nie da? Nie byłbym taki pewny. Kilka komponentów zaangażowanych w tworzenie oferty Polskiego Klastra audio miałem przyjemność testować i wiem, że panowie konstruktorzy wiedzą, o co w dobrym dźwięku chodzi.

– Poznajecie? Mam nadzieję, że tak, gdyż będące gospodarzami tej serii zdjęć marki weszły na przecież bardzo trudny dla początkujących rynek audio jak nie przebierając w słowach torpedy. I Fezz Audio i Pylon Audio i Muarah Audio chcąc zaistnieć pośród polskich miłośników dobrej jakości dźwięku musiały przebić się przez zalewającą nasz rynek ofertę z dalekiego wschodu, a mimo to każdy kolejny projekt skutkował jeśli nie nagrodami, to przynajmniej sporymi dywagacjami w audiofilskich kółkach zainteresowań. To zaś sprawiło, iż ci trzej muszkieterowie po dosłownie kilku latach mają na tyle rozbudowane oferty, że są w stanie bez problemu wypełnić zaaranżowaną na potrzeby pokazu sporą salę i korytarzowy aneks hotelu Sobieski. Coś o dźwięku? Posiedziałem tam kilka minut i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że może bez napinki na wyczynowość, ale fonia emanowała klarownością i spokojem, co pozwalało rokować na zdecydowanie lepsze wyniki w momencie domowego dopracowania każdego aspektu w kwestii odpowiedniego okablowania i warunków lokalowych. A przecież rozmawiamy o produktach dla zwykłego Kowalskiego, co tym bardziej pokazuje, że jednak Polak potrafi.

– Kontynuując przybliżanie rodziny polskich manufaktur chciałbym skreślić kilka zdań o kolejnym producencie okablowania i akcesoriów prądowych WK AUDIO. Tak wiem, kilka akapitów wcześniej był już jeden kablarz. Ale pozwólcie, że ja będę decydował, kto i co pojawi się w mojej relacji, a na swoje usprawiedliwienie dodam, że w poprzednich latach tego podmiotu nie było, dlatego też choćby z czystej przyzwoitości nie mogłem faktu nowego punktu na mapie polskich brandów pominąć. Jednak jak to w moich tekstach jest standardem, nie wklejam zdjęć dla samego wklejania, tylko zawsze staram się przekazać kilka informacji na temat zastanej fonii. Dlatego też idąc tym tropem na początku informując wszystkich, iż całość okablowanego drutami WK AUDIO systemu co prawda w osobnych epizodach, ale miałem okazję przetestować, chciałbym powiedzieć, że gdy wymagała tego muza w stylu Rammsteina, system skutecznie okaleczał moje narządy przyswajania bodźców dźwiękowych. A gdy w CD-ku wylądował często słuchany przeze mnie jazz, okazywało się, że jest w stanie przykuć mnie do siebie na dobrych kilkanaście minut bez wdawania się w konwersację. Czy to zaleta samych drutów, czy całego kooperującego systemu w warunkach wystawowych nie da się rozstrzygnąć, ale w momencie ciekawego pokazania dwóch całkowicie przeciwstawnych sobie światów muzycznych jedno mogę powiedzieć na pewno, druty co najmniej tego nie popsuły, a znając ochotę kolumn do dominacji nad resztą zestawu mogły nawet pomóc. Ale jak wspomniałem, stuprocentowa weryfikacja możliwa jest jedynie w starciu sam na sam.

– Na koniec bloku z serii „Nasi tu byli.” mam niekłamaną przyjemność przedstawić wszystkim lampiarzom mającą swoją inicjację kilka tygodni przed wystawą kolejną rodzimą konstrukcję First marki Audio Reveal. Jak zerkniecie do naszej wyszukiwarki, zorientujecie się, że to naprawdę było niedawno, dlatego też konsekwencja konstruktora wzmacniacza w postaci przecież kosztownego dla nowych podmiotów wzięcia udziału w drugiej w Europie pod względem rozmiarów wystawie nie mogła w moim tekście przejść bez echa. Jak to w podobnych przypadkach bywa, początkujący producenci na wszelkich prezentacjach zwykle posiłkują się pozwalającymi wydać jakikolwiek dźwięk uzupełniającymi ich system komponentami, dlatego też z reporterskiego obowiązku dodam, że reszta toru opiewała na kompakt marki Ayon, kolumny Chario i okablowanie Siltech. Efekt? Bardzo przyjemne, przyprawione nutką dobrej lampki nie tylko wina, ale również tej próżniowej granie. Spokój i smakowanie każdej wygenerowanej nuty były głównym motywem tej wizyty. Nie ma to jak dobra aplikacja szklanych baniek. Po takim obrocie sprawy, napełniony spokojem o co najmniej ciekawy wynik czekam na spotkanie oko w oko.

4. Walka formatów, ale niekoniecznie cyfra vs analog.
Przyznaję. Miało być jedynie o systemach z gramofonem w roli głównej. Tymczasem nie mogę przemilczeć tematu wielu ciekawych systemów z dwoma odmianami cyfry jako źródło. O co chodzi? Niestety w tym roku moje największe frustracje powodowało nagminne i co najgorsze ślepe, wykorzystywanie wszelakiej maści streamerów i im podobnych grajków. Dlaczego? Otóż prawie każdorazowe przejście z plików na choćby odtwarzacz płyt kompaktowych pokazywało, w moim mniemaniu oczywiście, zdecydowanie większą witalność i oddech generowanego dźwięku. Ja wiem, że wygoda na wystawie dla wielu jest celem nadrzędnym, ale ludzie, przecież przynajmniej teoretycznie, pokazujecie obecny absolut swojego portfolio, to wypadałoby, jeśli nie ma specjalnego życzenia pośród słuchaczy grać na sto, a nie z racji unikania męczącego zmieniania krążków, na dziewięćdziesiąt procent jego możliwości. Przesadzam? Nie wiem, może. Przecież jakość dźwięku z plików po kilku minutach akomodacji słuchu również okazywała się fantastyczna, ale ja mam napisać swoje odczucia, a te przy wiedzy, że można było lepiej, nie pozwalają mi na głaskanie wystawców po główce. I nie chodzi mi wywoływanie jakiejkolwiek walki pliki kontra cd, tylko jeśli to drugie wypada lepiej, to dlaczego podczas święta melomanów i audiofilów z niego rezygnować. Ale żeby było jasne. Te pretensje nie dotyczą zestawów opartych tylko o źródła plikowe, gdyż tak przygotowani dealerzy celując w konkretną grupę docelową, która bez względu na wartość kombinacji sprzętowej w trosce o wygodę ponad wszytko jest w stanie pójść na duże ustępstwa dźwiękowe, nie stawiali kompaktów obok streamerów unikając tym sposobem ich bezpośredniego zderzenia. OK., wystarczy tego wylewania żalów. Czas przejść do przybliżenia kilku ciekawych, nie tylko tych lekko skrytykowanych powyżej cyfrowych, ale również wspierających się analogiem systemów, które bez dwóch dań wyznaczają standardy jakości dźwięku.

– MBL
Jak wieść gminna niosła (przedwystawowe zapowiedzi) i co zostało potwierdzone naocznie i nausznie w jednej z lóż PGE Narodowego, że polski dystrybutor ww. marki stanął na wysokości zadania i zapewnił nam flagowy zestaw tego niemieckiego producenta. Generujące dźwięk monstrualne cebule napędzane zaprojektowaną z podobnym rozmiarowym rozmachem elektroniką pokazały, jak powinien kreowany być w naszych domostwach iście holograficzny przekaz 3D. Ale to nie koniec pozytywnej wyliczanki, gdyż podczas realizacji takiego spektaklu słychać było fenomenalną kontrolę niskich tonów, rozdzielczą, ale barwną średnicę i naszpikowaną milionami informacji górę pasma akustycznego. Taki świat muzyki potrafią wykrzesać z siebie tylko najlepsi, a set MBL pokazał, że jest jego pełnoprawnym oferentem.

– VTL, Rockport, VPI, Transparent
Ten producencki obóz jest idealnie wpisującym się w moje poszukiwania systemów z gramofonem konglomeratem. Owszem, mimo elektroniki wykorzystującej szklane bańki i czarnego placka jako dawcy informacji dźwięk był daleki od przesadnie eufonicznego – czytaj mocno wysyconego, ale kto powiedział, że lampa zawsze musi przerysowywać prawdę w kierunku otyłości zapisów nutowych. W tym przypadku otrzymaliśmy szybkość, rozdzielczość, ale bez najmniejszych oznak krzyku. A jeśli ktoś z Was w kwestii ostrości przekazu twierdzi inaczej, może być pewnym, iż w miłości do lamp przekroczył cienką linię zdroworozsądkowych upodobań. Niemniej jednak, mamy wolny kraj i każdy lubi co mu w duszy gra. W mojej grało jak skreśliłem powyżej.

– McIntosh, Transparent
Takiego membranowego rozmachu dystrybutorzy tego amerykańskiego producenta już dawno nam nie prezentowali. Co mam na myśli? Otóż tegoroczny zestaw oprócz szczytowej elektroniki i gramofonu popularnego MAC-a mógł się pochwalić mającymi swój debiut na wystawie w Monachium zajmującym szczyt oferty zespołami głośnikowymi. Kogoś przeraża liczba przetworników? Przyznam szczerze, że ja również miałem obawy, czy dźwiękowi uda się zebrać w spójną całość. Na szczęście konstruktorzy kolumn bez problemu poradzili sobie z tą niewiadomą i wystarczyło usiąść w ostatnim rzędzie przygotowanych dla gości krzesełek, by świat dźwięków bez problemów czarował mnie wieloma odmianami barw na bezkresnej wirtualnej scenie. Ale zaznaczam, miejsca w pierwszym szeregu mogły bardzo mocno zafałszować tę opinię. Co ciekawe, przywołany zestaw był może nie całkowitym, ale zdecydowanie bardziej idącym w zabarwienie przekazu przeciwieństwem kompilacji VTL, Rockport, VPI. Dla każdego coś miłego.

– Wilson Benesch, Electrocompaniet
Powiem bez ogródek. Jeśli ktoś powie, że to zestawienie choćby minimalnie, ale mimo wszystko kąsało kogoś nadpobudliwością, to nie wytrzymam i za rok opublikuję jego nazwisko, nawet wbrew obecnie panującego nam jaśnie wielmożnego RODO. To jest od zawsze bardzo pewne, nawet dla początkujących audiofilów, zestawienie. Żadnego krzyku, tylko pięknie ubrana w barwne alikwoty na bezkresnej scenie muzyka. Jednym słowem prawie w ciemno strzał w przysłowiową dziesiątkę.

– FOCAL, NAIM
Wiem, wiem, co prawda odtwarzacz płyt kompaktowych w zestawie był, ale większość prezentacji prowadzona była przy użyciu najnowszego, bo pokazanego światu w połowie roku streamera Naima ND 555, który spięto z budzącym respekt piecem Statement również wiadomej marki i omawianymi obok angielskich produktów na uwiecznionej na fotografiach konferencji prasowej kolumnami Focal Stella Utopia. Nie będę uzewnętrzniał się na temat przekazanych nam podczas tego mitingu informacji, tylko zaznaczę, że pomagające pokazać prelegentom zalety nowości ww. brandów utwory tryskały energią basu, szybkością narastania dźwięku i dźwięcznością górnych rejestrów. Czy to źle? Bynajmniej, jak na pokaz było bardzo dobrze, co bez problemów udowodnił solowy występ kontrabasu. Niestety odbiór muzyki jest bardzo subiektywny, dlatego z kuluarowych rozmów wiem, że gdy według mnie dźwięk oscylował w estetyce neutralności, przez melomanów został odebrany jako nadpobudliwy. Jednak pisząc tę relację jestem już po wstępnych odsłuchach tegoż zestawu w mojej samotni (tak tak, pełen set stoi obecnie u mnie), dlatego też zapewniam wszystkich niezadowolonych, iż analityczność ponad wszystko nie jest jego domeną. Owszem, nie zostaniecie pogłaskani przemiłym kolorowaniem świata, ale przeciwieństwa w stylu bezdusznego dążenia do analityczności również nie usłyszycie. Co konkretnie? O nie, na to musicie poczekać do przygotowywanego testu „Systemu marzeń”.

– ProJect
Niestety, ten popularny producent co prawda w kilku systemach miał swój udział, ale dłużej, czyli podczas wertowania listy nowości w jego ofercie udało mi się z nim obcować jedynie na korytarzowej statycznej ekspozycji. Szkoda. Ale dobre i to, że duch gramofonów w narodzie nie umiera.

– T+A
Odwiedzając tego wystawcę zawsze mam w pamięci opiniowany przed kilku laty kompletny zestaw. To było granie bez ograniczeń w domenie wolumenu pozbawionego jakichkolwiek zniekształceń. Bez dróg na skróty, tylko unikająca podkolorowań prawda o zapisanej na srebrnych krążkach muzyce. Tak też było i tym razem. A na dodatkową pochwałę zasługuje fakt, że obsługa bez najmniejszych problemów spełniła moją prośbę użycia odtwarzacza płyt kompaktowych. Marudzę? O nie, gdyż następująca po tej prośbie konwersacja dostarczyła mi informację, iż właściciele projektu biznesowego spod znaku T+A z pełną świadomością tego czynu postanowili zainwestować w wyprodukowanie napędów cyfrowych swojego pomysłu. Zdziwieni? Przyznam szczerze, że ja również, tylko pozytywnie. Tak trzymać panowie.

– Triangle, Musical Fidelity
Tak, wiem. Tutaj rządziła płyta CD, jednak pozytywne opinie po ostatnich testach drugiej od góry konstrukcji francuskich kolumn i angielskiej elektroniki sprawiły, że nie mogłem nad tymi aspektami przejść obojętnie. I żeby było jasne, tak u mnie, jak i w przypadku pokazu na PGE Narodowy nic nie krzyczało. nie było gęsto i gładko w stylu lamp 300B, ale kolumny Triangla nie są stworzone do siłowego kolorowania naszego świata, tylko pokazywania palcem, jaki jest naprawdę.

– AUDIO TEKNE, SAMURAI, SOULSONIC, VERTERE, Tellurium Q
Gdy widzę przypominającą stare radiostacje z czasów II wojny światowej elektronikę japońskiej marki Audio Tekne, zawsze kręci mi się w oku łezka. Miałem na testach prawie całą jej ofertę i tylko stosunkowo mała uniwersalność wzmacniaczy w zderzeniu z problemami wydajności prądowej podczas testów trudnych kolumn spowodowała odpuszczenie przez moment przesiadki na tę elektronikę. To jest esencja muzykalności, ale co zaskakujące bez przerysowania soczystości przekazu. Po prostu w mojej opinii trafienie w punkt smaku lampy bez sztucznego koloryzowania. Ale idąc za słowami znanej piosenki do tanga trzeba dwojga, dlatego też dystrybutor Natural Sound wspomnianej elektronice zapewnił dwie pary kolumn – lekko utubowione na wysokich tonach zespołu głośnikowe Samurai i wywołujące pośród słuchaczy kompleks mniejszości, wykorzystujące wpisujące się w nowoczesne pomieszczenia szkło, gigantyczne SOULSONIC, a całość okablował stacjonującymi na co dzień w moim zestawie drutami Tellurium Q. Naturalnie jak to w przypadku prezentacji japońskich produktów jest w zwyczaju, na samym szczycie szafki z komponentami audio dumnie prężył muskuły nadający smaku analogowości przekazu drapak Vertere. Ja podczas odwiedzin tej prezentacji załapałem się na mniejsze kolumny i mogę powiedzieć, że owszem, było ciekawie, jednak rozchylające się na boki kierownice dźwięku powodowały typowe artefakty dla tuby. Nie, żebym narzekał, ale blachy w starych nagraniach wzmacniane taka konstrukcją były nader dobitne. Ale uspokajam, żeby nie być posądzonym o drukowanie meczu trochę się czepiam.

– Jadis, Destination Audio,
W tym roku Grobel Audio postanowił odejść od użycia w pokazie produktów Franco Serblina i postawił na polskiego producenta kolumn tubowych marki Destination Audio. Efekt? Dla mnie fajne, czasem ze sporą ilością masującego nasze trzewia basu, ale jednak tubowe granie. Całości smaku tego wydarzenia dodawał nie tylko fantastycznie prezentujący się, ale również znakomicie przypominający nam piękne czasy analogu magnetofon Studera. Czy to bajka dla wszystkich? Nie wiem, gdyż zespoły głośnikowe są sporych gabarytów, ale z pewnością elektronika znad Loary również w tym przypadku wyszła z tarczą.

– DEVORE FIDELITY, Air Tight, Franc Audio Accessories, Brinkmann
Śmiejcie się śmiejcie, ale te podobne do komódek na bibeloty naszych babć, lub sypialnianych szafek pod nocne lampki, kolumny DeVORE FIDELITY przy wsparciu systemu japońskiego Air Tighta, gramofonu niemieckiego Brinkmanna i rodzimej produkcji akcesoriów antywibracyjnych ze stolikiem Franc Audio Accessories w roli głównej naprawdę fajnie grały. To nie był pokaz typu napinanie się na wyczynowość, tylko bardzo spójnie granie z naciskiem na magię. Muzyka raczej starała się ukoić nasze skołatane nerwy, niż próbować walczyć z wieloma nastawionymi na zamordowanie naszych organów przyswajania dźwięków sąsiadującymi wystawcami. No i rządził gramofon, tylko gramofon.

– GAUDER AKUSTIK, VITUS AUDIO, ARGENTO AUDIO
Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale przecież to wydarzenie miało miejsce w koszmarnie wielkiej sali konferencyjnej, a mimo to pochodzące zza naszej zachodniej granicy stosunkowo niewielkie kolumny DARC 100 wypełniały ją po brzegi. Ale jeśli ktoś zna się narzeczy, wie, że najważniejszym tematem tej prezentacji nie było wytworzenie odpowiedniej ilości decybeli, tylko podanie ich w pozbawiony zniekształceń, bardzo swobodny, zaskakująco gładki i soczysty sposób. A trzeba dodać, że przy wsparciu również niewielkiego gabarytowo wzmacniacza Vitusa, niemieckie maluchy robiły to z łatwością. Fakt, pełnię swoich możliwości pokazały dopiero w sobotę wieczorem, a wzorcowo zagrały w niedzielę, ale trzeba wziąć pod uwagę, że hotel Golden Tulip miał jednodniowe opóźnienie, dlatego też i tak należą się brawa za szybkie dojście do formy przecież wykonanych z aluminium, przez kilkanaście godzin mrożonych i wytrzęsionych na pace dostawczaka konstrukcji. Możecie nie wierzyć, ale spotkałem kilku od zawsze stojących w opozycji do ceramicznych głośników znajomych, którzy po tej prezentacji w imię odszczekania wszystkich wcześniejszy utyskiwań posypywali głowy popiołem.

– Audio Hungary
To jest typowy przykład wiedzy na temat budowania niewymagającego sprzedawania nerki systemu audio. Prosty gramofon Technicsa, lampowe wzmocnienia i małe kolumienki pokazały, że bez popadania w megalomanię da się skonfigurować set emanujący ciekawym w domenie informacji, a przy tym esencjonalnym brzmieniem. Tak trzymać panowie.

– YG Acoustic, Audionet
W dzisiejszych, nastawionych na prezentację solidnej ilości niskich rejestrów czasach kolumny zamknięte są rzadkością. Dlatego też nie mogłem nie wspomnieć o niedawno testowanych na naszych łamach konstrukcjach YG Acoustic. Ale nie dlatego, że chciałbym je bezkrytycznie promować, tylko podzielić się informacją o fakcie bardzo dobrego basu w kwestii jego jakości i ilości z tych smukłych Amerykanek tak w moim 35-cio metrowym salonie, jak i hotelowym pokoiku dla chomika. Nie sądziłem, że są aż tak uniwersalne, ale życie pokazało, że gdy zapewnimy im odpowiednią elektronikę i popracujemy nad akustyką ( w tym przypadku set Audionet’a i akcesoria Artnovion) sprawdzą się praktycznie w każdych warunkach. To było zjawiskowe granie, co często słychać było pośród omawiających każdy odwiedzany pokój grup zakręconych audiofilów.

– AYON
Jak znakomicie wiecie, Ayon to nikt inny jak Gerhard Hirt i jego nieprzebrana ilość pomysłów na fantastyczny sound. Co ciekawe, gdy do niedawna w ofercie tego artysty z dziedziny budowania konstrukcji lampowych promowana była głównie wszelkiej maści elektronika, to bodajże od dwóch lat również i kolumny tej austriackiej stajni coraz częściej goszczą na salonach. Myślicie, że to nic nadzwyczajnego? Jeśli tak, to trochę błądzicie, bowiem gdy konstruktor bierze się za projektowanie kolumn, zazwyczaj ma na uwadze swoją elektronikę, co już na starcie ewentualnych konfiguracji sprzętowych preferuje firmową kompilację. Czy takie podejście do sprawy okaże się sukcesem, pokaże życie, ale przyznacie, że jest w nim dużo racji. Coś o tegorocznym pokazie? Spójrzcie, w tym roku zrezygnowano z mającego poprawić akustykę pomieszczenia baldachimu nad publicznością, a mimo to prezentacje nie tylko według mnie, ale również w opinii wielu moich znajomych, wypadały bardzo dobrze. Mało tego. Otóż w tym roku pierwszym moim pytaniem do napotkanego w sali Gerharda była fraza: “Grasz z DSP?” Na to on ze stoickim spokojem stwierdził, że nie, bo to jednak delikatnie degraduje dźwięk i w tym roku powalczył o zestaw radzący sobie sote, czyli bez żadnego majstrowania w sygnale. Nie chcę, ale muszę się powtórzyć: Da się? Da. Gerhard, brawo Ty.

– Audiostereo. pl. DIYaudio.pl
Dotychczas w moich relacjach obie parające się budowaniem sprzętu audio społeczności występowały tylko raz, no może dwa, ale za każdym razem pisałem tylko o jednej z nich. Dlaczego? Sprawa jest banalna. Zwykle panowie grali za głośno, co z jednej strony nie pozwalało się skupić na tym, co ich budowane przez lata całymi nocami dziecko miało do przekazania. A jak już udało się im przedrzeć do broniące się w naturalnym odruchu moich narządów słuchu, zbyt ofensywne granie w małym pokoju skutkowało odbiorem zniekształceń i szkodliwych odbić. Na szczęście gdy zawitałem do tych pokoików za sterami siedział ktoś rozsądny, dlatego też przy odpowiednim poziomie głośności nawet stosunkowo za duże do kubatury pomieszczenia kolumny nie chciały mnie zabić, tylko próbowały oczarować. Może szczytów High Endu z tego nie było, ale przyznaję, przyjemnie było posiedzieć i posłuchać.

– Audium, Mastersound, Audionet
To pomieszczenie było luźną konfiguracją kilku marek. I na tle gigantów tej wystawy z pozoru nie byłoby w nim niczego szczególnego, gdyby w podobnie do nieco wyżej opisanego producenta Audio Hungary nie było świetnego dźwięku za małe pieniądze. Owszem, momentami skierowany w podłogę głośnik basowy za sprawą fal stojących w pomieszczeniu pokazywał, że jest obecny, ale były to jedynie sporadyczne wybryki, które na tle przyjemnej muzy traciły na wadze. Niestety hotelowe pomieszczenia zazwyczaj starają się utrudnić wystawcom życie, co rozsądnie patrzący na prezentację słuchacz jest w stanie odfiltrować.

– Avantgarde, Accuphase, Transrotor
Tym razem, po zeszłorocznej prezentacji topowych konstrukcji marki Avantgarde, dystrybutor postawił na coś wpisującego się w większą liczbę potencjalnych pomieszczeń. Do oceny dostaliśmy kolumny tubowe scalone z modułami basowymi, co znacznie redukując ich gabaryty, pozwala zagrać m nawet w 20 metrach kwadratowych. Całość wspomagana elektroniką japońskiego Accuphase’a i karmiona niemieckim gramofonem Transrotora pokazała, że nie zawsze rozmiar jest najważniejszy. Naturalnie w porównaniu do zeszłorocznego pokazu nie było ściany dźwięku na miarę poziomów stadionowych, ale za to dostaliśmy wysmakowany w realiach informacyjności, szybkości i co ważne dobitności niskich rejestrów, spektakl. Ale, ale, choć nie było szans na zbliżenie się do flagowego seta, gdy tylko tego zapragnęliśmy, bez problemu wystawca spokojnie wypełnił po brzegi dobrej jakości dźwiękiem tą wydawałoby się zbyt dużą dla tych konstrukcji kubaturę. Teoretycznie małe, a cieszyły podobnie do monstrualnych flagowców.

– Aurelia, Lumin, Lavarin, Norma Audio
Gdy przeglądając wybrane zaraz po wystawie fotografie zastanawiałem się, co skłoniło mnie do umieszczenia poniższych w przecież bardzo mocno tendencyjnym przeciwko wszelkiego rodzaju plikom w roli źródła tekście, natychmiast w moich myślach zwizualizował się obraz trój-ocznych kolumn i szybciutko załapałem, co poeta miał na myśli. Cóż takiego? Wystarczający do wplecenia tej przygody w kreślony tekst pospolity strach. Przed czym? Już zdradzam. Gdy wkraczałem do okraszonego serią fotek pokoju widok trzech złowrogo patrzących na mnie, skupionych obok siebie, kopułek natychmiast wzbudził w moich trzewiach odruchy obronne. Tę panikę potęgował smutny finał penetracji przestrzeni maleńkiego pomieszczenia w poszukiwaniu mogącego ujarzmić ewentualne nadmierne brylowanie wysokich tonów źródła analogowego. Niestety, dostępne były jedynie bezduszny plikograj i przy sprzyjających wiatrach mogący nieco uratować sytuację CD-ek. Finał? Otóż już po kilkunastu minutach wiedziałem, że ogarniający mnie strach miał zbyt wielkie oczy, bowiem okazało się, że owszem grania typu lampowa eufonia nie zaznałem, ale również krzyku w tym dźwięku ani widu ani słychu. Oczywiście w naturalnym odruchu natychmiast poprosiłem o serię płyt kompaktowych i muszę stwierdzić, że jedyne do czego mógłbym mieć delikatne zastrzeżenia to delikatne odchudzenie średnicy. Może nawet nie całej, tylko jej wyższego podzakresu, ale jednak. Po prostu w kawałkach z wokalizą słychać było zbyt oszczędne osadzenie głosów artystów w masie. Ale poza tym, również w kwestii kontroli basu było ok. Jak widać, czasem aby zaistnieć w eterze trzeba posunąć się do tricków rodem z horrorów, co tej debiutującej na naszym rynku marce kolumn Aurelia udało się znakomicie.

I tym początkowo przyprawiającym mnie o ciarki na plecach, a w konsekwencji pozytywnym, pokazem chciałbym zakończyć ten kilkudziesięciopunktowy miting. Wiem, że tekst jest tendencyjny, ale po latach odmawiania sobie przyjemności pisania o tym co chcę, wreszcie postawiłem na swoim. Czy ktoś na tym stracił? Naturalnie, że nie, gdyż nie ma realnych szans wspomnieć o każdym wystawcy choćby jednym zdaniem. Ale żeby trochę siebie usprawiedliwić zdradzę, iż wiele pokazujących swoje zabawki podmiotów na takim postawieniu sprawy wygrało. Niestety kilka prezentacji było słabych. Które? Na dzisiaj jest to moja słodka tajemnica, ale wszyscy mający choćby minimalne pojęcie o dobrej jakości dźwięku z pewnością sami się domyślą. Ale uwierzcie mi, nawet nieudany z różnych powodów pokaz jest lepszy od sztucznego rozdmuchania tematu do rangi wydarzenia wystawy, co w konsekwencji okazało się tylko pobożnym życzeniem, a w moim odczuciu zwykłym drwieniem z odwiedzających targi gości. Miałem o tym nawet skreślić akapit, ale z pobudek czysto humanitarnych zrezygnowałem. Zasygnalizuję jedynie, że chodzi o najdroższy polski wzmacniacz lampowy, którego było jedynie pół, a szumu jakby lądowali kosmici.

Moim zdaniem do sukcesu biznesowego prowadzą inne niż tego typu działania. Ale może się nie znam. Ok. Wystarczy tego pastwienia się. Mimo wszystko życzę panom wielu sukcesów, a Was wiernych czytelników moich corocznych opowieści dziwnej treści chciałbym serdecznie pożegnać do majowego święta w Monachium.

Jacek Pazio

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Audio Video Show 2018

Audio Video Show 2018 cz.2

Po istnym maratonie pomiędzy lożami PGE Narodowego przyszła pora na eksploracje obiektów o nieco mniej absorbujących gabarytach, lecz zarazem stawiających przed zwiedzającym zupełnie inne wyzwania i wymagania natury kondycyjnej. O ile bowiem stadionową część spokojnie można byłoby podsumować przemierzonymi kilometrami, to już zarówno Golden Tulip, jak i Radisson Blu Sobieski należało rozpatrywać w kategoriach swoistego polowania na jakąkolwiek lukę w niemalże nieprzerwanie płynącym potoku spragnionych muzycznych doznań audiofilów. Wszystkim tych, którym nie tylko w ostatni weekend, ale i w poprzednich latach nie udało się dotrzeć na warszawską wystawę winny jestem w tym momencie wyjaśnienie, iż panujący na hotelowych korytarzach podczas AVS ścisk jest niepowtarzalny i na swój sposób stanowi swoistą tradycję. Ot, wszystko odbywa się zgodnie z zasadą mówiącą, że jak chce się posłuchać, to trzeba swoje odstać i już. Jest przy tym okazja do kuluarowych ploteczek, sugestii gdzie jeszcze warto zajrzeć a przede wszystkim wymiany „na gorąco” poczynionych obserwacji. Nikogo zatem nie dziwią mniejsze, bądź większe grupki prowadzące ożywione dysputy, czy to na korytarzach, czy też klatce schodowej, która stanowi główny ciąg komunikacyjny, gdyż mało komu chce się czekać na windę. A na koniec jeszcze jedno. Otóż tegoroczna wystawa powinna przejść do historii jako chyba pierwsza edycja AVS podczas której, przynajmniej Sobieskim odwiedzający zrozumieli po co Organizatorzy przygotowują szatnie (liczba mnoga w pełni uzasadniona) i że warto z tychże przechowalni odzieży skorzystać, więc osobników zakutanych w zimowe okrycia można było w ciągu trzydniowej imprezy policzyć na palcach jeśli nie jednej, to na pewno dwóch rąk. Można? Jasne, że można, trzeba tylko chcieć. Oczywiście spora w tym zasługa logicznego rozplanowania i organizacji w samym hotelu, gdzie najpierw wygospodarowano miejsce na szatnie a dopiero za nimi ustawiono boxy kas, ale liczy się efekt końcowy, a ten był zdecydowanie pozytywny.

Podobnie jak w piątek, dzień rozpoczęliśmy może nie tyle pełnowymiarową konferencją, co mającym być w zamyśle Organizatorów – katowickiego RCM-u śniadaniem prasowym połączonym z polską premierą kolumn Borg marki Fink Team. Czemu w poprzednim zdaniu dodałem zwrot „w zamyśle”? Powód jest tyleż prozaiczny, co patrząc na powyższe zdjęcia, oczywisty. Otóż niewielka salka Krokus Hotelu Golden Tulip w tzw. okamgnieniu zaczęła pękać w szwach szczelnie wypełniona przez licznie przybyłych przedstawicieli zarówno polskiej, jak i międzynarodowej prasy. Nie co dzień bowiem można liczyć na cierpliwe i wyczerpujące opisy niuansów konstrukcyjnych debiutującym na naszym rynku kolumn i to z ust samego ich konstruktora, czyli niezwykle poważanego w branży audio a przez znaczną część współpracujących z nim firm uznawanego za wręcz legendarnego Karl-Heinza Finka.
Oprócz wspomnianych Borgów w torze, począwszy od źródła znalazły się dwa gramofony – dwuramienny TECH DAS AirForce 5 z ramieniem ACOUSTICAL SYSTEMS AQUILAR uzbrojonym we wkładkę TOP WING RED SPARROW (SUZAKU) i drugim – SME M2R z wkładką Miyajima SPIRIT – MONO, oraz KUZMA STABI R z ramieniem KUZMA 4Point 9 inch i wkładką DS Audio model DS-W2. Powyższe „szlifierki” współpracowały z .. trzema phonostage’ami – THRAX AUDIO ORPHEUS, DS Audio DS-W2 i RCM SENSOR 2, które to z kolei przesyłały sygnały do przedwzmacniacza liniowego THRAX AUDIO DIONYSOS a ten z kolei do monobloków THRAX AUDIO TERES.
Na razie, czyli opierając się li tylko na hotelowym – mocno niezobowiązującym odsłuchu nie chciałbym dokonywać jakiś radykalnych ocen, ale to, co wydobywało się z Borgów wydawało się wielce obiecujące. Świetny timing, umiejętność stworzenia trójwymiarowej sceny i precyzja zasługiwała na uznanie a góra reprodukowana przez AMT była dokładnie taka jak lubię – rozdzielcza, lecz daleka od napastliwości. Oj coś czuję w kościach, że te „niemieckie trumienki” mogą nieźle na naszym rynku namieszać.

Nieopodal – w przestronnej sali Tulip 1 grały natomiast nad wyraz filigranowe kolumny Boenicke W13 zasilane przepotężnymi monoblokami Accuphase A250 współpracującymi ze streamerem Ayona S10 i może zabrzmi to niewiarygodnie, ale te szwajcarskie maluchy ewidentnie dawały radę. Dynamika, rozmach i swoboda prezentacji wywoływały autentyczne zaskoczenie u wchodzących zwiedzających, którzy po chwili spokojnego odsłuchu zaczynali nerwowo rozglądać się i zaglądać w hotelowe zakamarki w poszukiwaniu ukrytego gdzieś za bannerami subwoofera.

W tym roku RCM postawił na swoisty minimalizm, co w ich wydaniu oznaczało ni mniej ni więcej, tylko … trzy gramofony, w tym jeden dwuramienny, dwa phonostage, dzieloną amplifikację i „niewielkie” – wykonane z aluminium podłogówki. A co to dokładnie było? Już podaję. Jeśli chodzi o źródła analogowe to podczas AVS można było usłyszeć takie cudeńka jak: TECH DAS AirForce 3 Premium z ramionami SAT LM-09 i wkładką MY SONIC Lab Signature Platinium, oraz Schröder CB 9 cali z wkładką Miyajima Infinity – MONO; Döhmann Helix 2 z ramieniem VIV Rigid Float7/Ha i wkładką ETSURO URUSHI COBALT; premierowy THRAX AUDIO YATRUS Direct drive z ramieniem Schröder CB 9 cali i wkładką MY SONIC Lab Eminent Ex. W rolach przedwzmacniaczy gramofonowych wystąpiły firmowe konstrukcje RCM-u, czyli SENSOR 2 i THERIAA, za wzmocnienie odpowiedzialny był duet VITUS AUDIO RL-101 + RS-101 a co do kolumn, to oczy i uszy cieszyły niedawno przez nas recenzowane Gaudery DARC 100. Warto również wspomnieć o rodzimych ustrojach akustycznych Acoustic Manufacture.
Jeśli zaś chodzi o brzmienie, to bez nawet najmniejszego naciągania faktów uczciwie trzeba przyznać, że mówiąc najdelikatniej nie było się do czego przyczepić. Jak potrafią zagrać Darci zdążyliśmy się przekonać już w redakcyjnym OPOSie, ale jak się okazało zdecydowanie większa kubatura hotelowej sali i ultra high-endowe źródło pozwoliły im złapać zdecydowanie więcej wiatru w żagle. Istotną informacją dla malkontentów był fakt, iż wbrew obiegowej opinii owe „bezlitosne” Gaudery bez najmniejszego problemu odtwarzały tak „referencyjny” materiał jak piosenki Młynarskiego, które to z tego co mi wiadomo raczej nie miały swojej „audiofislkiej” reedycji.

Natural Sound również nie zawiódł pokładanych w nim nadziei prezentując przeurocze trójdrożne kolumny Samurai, oraz zdecydowanie bardziej bezkompromisowe SoulSonic Hologramm-X, elektronika to już domena Audio Tekne. Nie mogło też zabraknąć akrylowego gramofonu Vertere SG-1 Standard Groove.

Avatar Audio zaprezentował „lewitujące” na poduszce magnetycznej wykonane z bambusa kolumny Holophony Numer Dwa, których moduły średnio-wysokotonowe również odseparowano od skrzyń basowych za pomocą „poduszki magnetycznej”. Natomiast cała elektronika (streamer LiveBit, amplifikacja Audio-Akustyka) spoczęły na 14-warstwowych platformach antywibracyjnych Avatar Audio Receptori.

Sporym zaskoczeniem okazał się tegoroczny system przygotowany przez Grobel Audio, gdyż zamiast smukłych podłogówek Franco Serblin Ktema, jak w zeszłym roku, bądź filigranowych monitorków Lignea (rok 2016), Pan Sebastian zdecydował się na zdecydowanie potężniejsze tubowe Destination Audio NICA. Za to elektronika już takich emocji nie budziła, gdyż w roli źródła zawitał szpulowy Studer A80 a resztę toru we władanie przejęły Jadisy pod postacią przedwzmacniacza JP80 MC Anniversary i końcówek mocy SE845. Całe szczęście powyższa głośnikowa volta nic a nic nie zmieniła w bezkompromisowym podejściu do muzyki, która jak co roku brzmiała w Hall 3 niemalże jak na żywo a pełnopasmowość Destination Audio pozwoliła jedynie rozszerzyć spektrum prezentowanego materiału.

Sveda Audio wespół z Lampizatorem zafundowali zwiedzającym swoistą powtórkę z rozrywki w nieco zmodyfikowanej wersji. Otóż kanarkowo żółte studyjne Blipo zostały zastąpione wersjami Blipo Home U22 Special Edition, o fundament basowy dbały dwie Chupacabry a za źródło sygnału posłużył Lampizator Superkomputer z Pacific DAC-iem (burgundowa wersja Arka wzbudziła moją autentyczną zazdrość).

Na AVS nie mogło zabraknąć stałego gościa warszawskiej wystawy, czyli Gerharda Hirta, który w tym roku prezentował swój kompletny system w skład którego weszły : gramofon Transrotor La Roccia Reference z wkładką ZYX-a, phonostage Spheris, przedwzmacniacz Conquistador, monobloki Epsilon i wysokoskuteczne (94dB) kolumny Black Crane. Same kolumny posiadały jeszcze jedną, wielce pożądaną cechę, czyli odrębne zwrotnice zoptymalizowane pod kątem amplifikacji tranzystorowej, oraz lampowej. To jednak nie koniec dobrych wiadomości, otóż Gerhard, mając dość walki z wiatrakami, czyli prób dopasowania oferowanych streamerów do nieraz niezwykle „egzotycznych” serwerów NAS stosowanych przez jego Klientelę wprowadził do swojego portfolio, oferowaną wraz z aktualnymi modelami austriackich plikograjów niepozorną, opartą na procesorze i5 „kostkę” intela z preinstalowanym oprogramowaniem JRiver, czyli prawdziwym kombajnem multimedialnym i serwerem UPNP zdolnym obsłużyć praktycznie wszystkie znane ludzkości formaty audio. Prowadząc prezentację Gerhard nie ukrywał, że cała ta gonitwa za coraz gęstszymi formatami już dawno temu straciła sens, gdyż większość z oferowanych hi-resów powstała poprzez zwykły upsampling, co z resztą doskonale robią same źródła Ayona a to, co rzeczywiście jest nagrywane powyżej 24/48 czy max. 24/192 pod względem czysto muzycznym niestety średnio nadaje się do słuchania. Dlatego też ze stoickim spokojem warto eksplorować nieprzebrane zasoby spełniające kryteria „Czerwonej książeczki” Philipsa i Sony’ego.
O dość oczywistych detalach mających niewątpliwie degradujący wpływ na odbierany przez nasze uszy dźwięk wspominał również Robert Szklarz, który nie omieszkał wspomnieć o bezsensowności wstawiania nawet najwyższej klasy urządzeń do niezaadaptowanych akustycznie pomieszczeń, gdyż szanse na usłyszenie drzemiącego w zakupionym systemie potencjału są nader nikłe. Przy okazji zaprezentowano akustycznie transparentny stolik, który bez obaw można postawić pomiędzy słuchaczem a kolumnami bez obaw o to, że jego obecność negatywnie wpłynie na efekt finalny, czego o wszelakiej maści „cywilnych” meblach powiedzieć niestety nie można.

Za niezwykle miłą chwilę odpoczynku i wzbogacenie posiadanej wiedzy można było uznać pasjonującą prelekcję sławnego brytyjskiego recenzenta magazynu HiFi News – Kena Kesslera o wszystko mówiącym tytule „The LP Is Forever”. Przez ponad godzinę Ken z wielką pasją opowiadał i dokumentował konkretnymi przykładami muzycznymi zmiany jakie zachodziły na rynku fonograficznym co i rusz sięgając po fenomenalne krążki wytwórni Mobile Fidelity.

Naładowany pozytywną energią żwawo potruchtałem do Salonu Marantza na ul. Poznańską 24 na spotkanie z kolejną legendą światowego Hi-Fi – samym Kenem Ishiwatą, który dla niewielkiego grona przyjaciół i przedstawicieli prasy był uprzejmy zaprezentować nie tylko możliwości limitowanej serii Marantz KI Ruby, ale i swoją 40-letnią historię współpracy z Marantzem. Opowiadając o początkach swojej kariery, różnicach pomiędzy sposobem myślenia ekip Marantza i Philipsa, które pod koniec 1980 r. stały się niejako jednym organizmem, czy też dyskusjach prowadzonych przy definiowaniu formatu CD Ken Ishiwata nie stronił od technicznych detali różniących topowe 10-ki od KI Ruby.
Kameralna prelekcja prowadzona była m.in. przy pomocy znanych nam z premiery urządzeń Marantz 10 SERIES kolumn Q Acoustics Concept 500, które z odtwarzaczem/DAC-iem i integrą KI Ruby zaoferowały brzmienie na poziomie o jakim większość wystawców z Hotelu Radisson Blu Sobieski mogła co najwyżej pomarzyć. Po prostu było w nim dokładnie to, co być powinno – dynamika, rozdzielczość, świetne ogniskowanie źródeł pozornych, głębia sceny a przede wszystkim muzykalność i to wszystko grając pliki z notebooka. Czyżby dotyk mistrza zdziałał takie cuda?

Idealnym zwieńczeniem tak uroczego popołudnia okazał się zorganizowany w siedzibie House of Wyborowa Pernod Ricard przez dystrybutora marki – Horn Distribution „Wieczór Rubinowy”. Jak sami Państwo widzicie humory dopisywały wszystkim i to nie tylko za sprawą bursztynowych destylatów (niezwykłym zainteresowaniem cieszył się kącik konesera), obecności honorowych gości, lecz i wręczanych dyplomów dla najlepszych sprzedawców znajdujących się w portfolio Horna marek. Nie zabrakło pamiątkowych zdjęć i „tematycznego” tortu a przemowę ku czci Kena Ishiwaty wygłosił sam Ken Kessler.

Eksplorację Hotelu Radisson Blu Sobieski rozpocząłem, zgodnie z opracowaną lata temu metodologią, od ostatniego piętra i pierwsze kroki skierowałem ku dwóm zajmowanym przez Audio Anatomy pokojom. W pierwszym grała włoska elektronika Audia Flight (przedwzmacniacz FLS1 z końcówką mocy FLS4), gramofon Scheu z ramieniem SME 302, oraz kolumny Manger a całość została okablowana przewodami Signal Projects. W drugim, na honorowym miejscu pyszniła się 100W lampowa integra Auris Audio Fortissimo oparta na czterech KT120 i czterech ECC99 a tuż pod nią przycupnął DAC Auris D2D oferujący natywne przetwarzanie sygnałów PCM 32bit/348kHz i DSD. Oczywistym uzupełnieniem systemu były kolumny Auris Poson 8 z 8″ przetwornikami basowymi Beymy, średniotonowcem Founteka i wstęgą na górze. Okablowanie stanowiły „budżetowe” druty ZenSati. Oba zestawy prezentowały się nader atrakcyjnie, choć jeśli miałbym kierować się własnymi – czysto subiektywnymi preferencjami bez chwili wahania wybrałbym ten oparty na gramofonie. Może i jego brzmienie było mniej wyczynowe, ale przyjemność odsłuchu nie pozostawiała najmniejszych wątpliwości, że mając go pod ręką słuchałbym go nie tylko z recenzenckiego obowiązku.

U Wojtka Szemisa pewne rzeczy są pewne jak podatki. Mowa oczywiście o analogowym źródle – w tym roku był to gramofon Michell Orbe współpracujący ze wzmacniaczem Kondo On-Gaku i wzorowanymi na Snellach Type-A II kolumnami Type-A.

Studio High-End – Art loudspeakers Dram Diamond 15 Silver Signature (15″ basowiec, 8” papirusowy mid-woofer z magnesami Alnico + diamentowy tweeter), gramofon Systemdeck z 12-calowym ramieniem Audio Origami, Aqua Acoustic Quality transport CD La Dua + DAC La Scala., oparte na 300B końcówki Art Audio Harmony Silver ref. A na drugim planie Art. Audio Charlize na pojedynczych lampach 211 + preamp Conductor Silver Reference.

Krakowsko – warszawski Nautilus postawił w tym roku na zestawy typu „spécialité de la maison”, czyli „poproszę do dużego pokoju”. W pierwszej napotkanej odsłonie były to Dynaudio Contour 30 (2 x 18W55 18 cm woofery + 28mm Esotar na górze), CD Accuphase, gramofon Transrotor Crescendo Nero, 130W końcówka mocy Octave Audio RE 320 + preamp Octave Audio HP 700 z zewnętrznym, dodatkowym zasilaniem. Może zdjęcia (robione niestety pod ostre światło) tego nie oddają, ale zarówno efekt wizualny, jak i brzmieniowy był wielce intrygujący, gdyż po pierwsze udowadniał, że współczesne modele Dynek trudno uznać za misiowate a po drugie również Octave ewoluowało od dość charakterystycznej analityczności do niemalże słodyczy.

W Jag Electronics jak zwykle królowały lampy a w momencie, gdy do nich zajrzałem grała integra 200 SE II i kolumny Audio Nirvana.

Ekipa MJ Audio Lab, jak to u zawodowców z rynku pro-audio bywa, nie mogła pozwolić sobie na ekstrawagancję, więc nie eksperymentowała, tylko pokazała to co po prostu gra i grać będzie przez długie lata. Mowa oczywiście o elektronice Brystona (m.in. DAC BDA-3 i streamer BDP-3) i przeuroczych kolumienkach – aktywnych monitorach MyMonitors MY5. Nie muszę chyba wspominać, że o akustykę też zadbano, co nie powinno dziwić biorąc pod uwagę, że w dystrybucji MJ Audio Lab od lat znajduje się Vicoustic.

Skoro jesteśmy przy akustyce, to warto było zajrzeć również do Core Trends, gdzie prezentowne znane z naszego OPOS-a portugalskie ustroje Artnovion stanowiące idealne tło do systemu Audioneta (odtwarzacz PLANCK i integra WATT) i kolumn YG Acoustics Hailey 1.2. Siląc się w tym momencie na możliwie stoicki spokój i bezstronność musze stwierdzić, iż był to jeden z najlepszych, jeśli nie po prostu najlepszy z grających w Sobieskim system. Bezkonkurencyjna rozdzielczość szła w parze z potężnym a zarazem fenomenalnie kontrolowanym basem a generowane, bez nawet najmniejszych zniekształceń, ciśnienie akustyczne zdolne było wcisnąć słuchaczy w hotelową kanapę. Jeśli przyznawalibyśmy nagrody, bądź jakiekolwiek wyróżnienia, to Core Trends tegorocznym systemem z pewnością by na takie uhonorowanie zasłużyli.

Nie sposób było przejść obojętnie obok intrygujących kolumn SoundKaos LIBéRATION zasilanych mikroskopijnym 25W wzmacniaczem Bakoon Amp13, do którego gabarytami zdecydowanie bardziej pasowały podstawkowe Vox 3, które również własnego Bakoona miały do dyspozycji.

Stylistyka gramofonu Tentogra „Oscar” jest na tyle charakterystyczna, że po zeszłorocznej premierze chyba nikomu interesującemu się analogiem nie trzeba jej przedstawiać. Tym razem w pobliżu pojawiło się nieco bardziej industrialne rodzeństwo – model „Gramy”, które swą bryłą zdecydowanie silniej nawiązywało do futurystycznych Cabasse Adriatis II aniżeli oldschoolowej amplifikacji Sky Audio OTL. Uważne oko było też w stanie wypatrzyć przeuroczy phonostage EAR 912. Zupełnie nie wiem, czy to wina źródła, czy też amplifikacji, ale potężne, utrzymane w „arktycznej bieli” Cabasse’y zagrały zjawiskowo zadziwiająco dobrze wpasowując się w kubaturę niewielkiego, hotelowego pokoju.

Aż się łezka w oku kręci – przepiękne i ortodoksyjnie zgodne z pierwszymi egzemplarzami monitorki Falcon BBC Classic 15 Ohm LS3/5a wyposażone w zaprojektowane przez samego Malcolma Jonesa przetworniki – średniotonowy Falcon B110 i wysokotonowy Falcon T27. O towarzyszącą elektronikę zadbał … Primare pod postacią usieciowionego odtwarzacza CD35 Prisma Network CD i integry I35 Prisma. Wbrew pozorom ten swoisty mezalians wcale nie zaowocował jakąś spektakularna porażka, lecz fenomenalnie dynamicznym, barwnym i homogenicznym brzmieniem, którego ze świecą szukać można było u bardziej postawnej konkurencji. Jeden z lepszych „dźwięków” tegorocznej wystawy i zarazem moja szczera rekomendacja.

Nas przyjaciele z Block Audio ostatnio nie próżnowali i o ile w Monachium chwalili się najnowszą opcja kolorystyczną (głęboka czerwień @Mazda) to już w Sobieskim ich kompletnego systemu wzbogaconego o firmowe, posiadające aluminiowe fronty o grubości 4 cm, monitory Shelf Block można było na spokojnie posłuchać. A słuchać było warto bo takiej mieszanki gładkości, wysycenia, rozdzielczości i słodyczy nie spotyka się zbyt często. Nie chcę w tym momencie popadać w przesadny zachwyt, ale ten zestaw, oczywiście z odpowiednio dobranymi kolumnami z powodzeniem mógłby konkurować z najlepszymi konfiguracjami prezentowanymi na PGE Narodowym.
Warto było też zwrócić uwagę na montowane na ścienne gniazda zasilające pierścienie Lock Block zapobiegające przypadkowemu wyciągnięciu przewodu z „kontaktu” oraz minimalizujące siły ścinające działające na sam wtyk.

Moje Audio / Art and Voice – trójdrożne Gradienty 1.4 (w kulistym module średnio-wysokotonowym zaimplementowano przetwornik koaksjalny składający się z 176 mm celulozowo – trzcinowej membrany średniotonowej i 25 mm aluminiowo-magnezowej 25 mm kopułki wysokotonowej. W roli źródła pojawił się obsługujący pliki DSD512 i PCM 768 kHz/32Bit Lumin X1 korzystający z zasobów serwera Fidata HFAS1-XS20U a odpowiedzialność za wzmocnienie spadła na elektronikę Norma Audio – przedwzmacniacz Revo S.C.-2 LN i końcówkę mocy Revo PA150. Całość okablowano debiutującymi na naszym rynku kanadyjskimi przewodami Luna Cables . O akustykę zadbało oczywiście Acoustic Manufacture a efekt finalny nie dawał żadnych podstaw do krytyki.

Audiopunkt zaprezentował dwa dość minimalistyczne systemy. W pierwszym usłyszeć można było klasyczne monitorki BBC LS6 Chartwell by Graham Audio z elektroniką Soul Note a w drugim, tym razem podłogowe Graham Audio LS6F z integrą Opera Consonance Linear-200, przetwornikiem Soul Note SD300 DAC i transportem Lumin U1 Mini. Oba sety spokojnie można określić jako przysłowiowe trafienia w 10-kę i wręcz idealne propozycje dla wszystkich osób niedysponujących zbyt dużymi pokojami i niechcącymi przy okazji konfigurowania wysokiej klasy Hi-Fi wydawać jakiś zawrotnych kwot.

W pokoju 305 AudioTrendt wraz z AudioHungary zdołały wcisnąć dwa systemy – pełnowymiarowy, oparty na KEF-ach R7 napędzane integrą Audio Hungary Qualiton A50i, oraz drugi – typowo desktopowy, z filigranowymi aktywnymi KEF-ami LSX. Porównanie obu zestawów może wydawać się kuriozalne, ale kubatura hotelowego pokoju zbliżona do metraży większości naszych mieszkań pozwalała na własne uszy przekonać się, czy na co dzień potrzebujemy pełnowymiarowego seta, czy też spędzając ponad ¾ czasu przy komputerze rozsądniejszym wyborem nie będą przypadkiem desktopowe maluchy.

Hypostatic, czyli fińska, założona przez Oy Jari Ollonberg – dyrektora generalnego Absolute Dimension marka ma nad wyraz innowacyjne podejście do tematu audio, co doskonale ukazują futurystyczne kolumny Indigenium z zakrzywionymi magnetostatycznymi przetwornikami średnio i wysokotonowymi w kształcie przypominających wydechy amerykańskich MACK-ów (to takie ciągniki siodłowe) chromowanych rur wychodzących z kompozytowych brył sekcji niskotonowych wyposażonych w 11” głośniki niskotonowe wspomagane membrana bierną. Pierwszy wzrokowy kontakt mógł wywołać lekki szok a następnie pobłażliwy uśmiech, jednak im dłużej dane mi było Indigenium słuchać, tym robiło się poważniej. Dźwięk był dynamiczny, piekielnie szybki i wyśmienicie rozdzielczy. Jeśli dodatkowo weźmiemy pod uwagę, iż system składał się z dość budżetowej elektroniki Roksana i BlueSounda Node 2, to efekt finalny należy uznać za co najmniej wybitny.

Deeptime – kolejne „dziwadełka”, lub jak kto woli „czeski film”, czyli … czeski zestaw 2+1 Ionic Sound System wydrukowany w technice 3D z … piasku i dostępny w limitowanej liczbie 1618 kompletów. W jego skład wchodzą przeurocze muszelkopodobne monitorki Spirula z szerokopasmowymi bambusowymi drajwerami i subwoofer Thunderstone z 5.75“ basowcem a całość wyceniono na … 3141,59 €, czyli wartość π pomnożoną przez 1000. Konsekwentnie niestandardowo potraktowano również kwestię okablowania łączącego satelitki z jednostką centralna, którego długość wynosi 2 x 1,618 m. O ile sam projekt wydał mi się całkiem interesujący, to delikatne rozczarowanie spotkało mnie przy weryfikacji dostępnych przyłączy, gdyż do dyspozycji mamy jedynie 3.5“ Stereo Jack, Digital 3.5“ Fibre Optic Jack i bezprzewodową łączność Bluetooth (zgodny z aptX i kodekami AAC).

Polski Klaster Audio swoją skumulowana ofertę zaprezentował w dwóch pokojach.W pierwszym grały recenzowane przez nas Ciarry KG-5040 na zmianę z nieco mniejszym modelem KG-4030 i premierowo pokazanym lampowcem EGG-SHELL TANQ ustawionymi na stolikach VAP. W drugim rozgościły się gramofon Shape of Sound, wzmacniacz elinsAudio, kolumny Avcon, okablowanie Adiomica Laboratory a całość ustawiono na stoliku Alpin Line (nomen omen jednego z najczęściej widzianych w tym roku dostarczycieli mebli audio).

Q21 – przepięknie wykonane i wcale nie gorzej grające kolumny Adam Vox, można też było, w umownym spokoju, posłuchać gramofonu z lewitującym na poduszce magnetycznej talerzem Mag-Lev, odtwarzacza strumieniowego Moon 390 i zapewne w roli ciekawostki droższego od całej pozostałej elektroniki razem wziętej wzmacniacza zintegrowanego Ypsilona Phaethon a całość okablowano przewodami Tellurium Q. Nie wnikając w szczegóły był to chyba jedyny przypadek na tegorocznej wystawie, gdzie tor cyfrowy wypadał lepiej niż analogowy, ale z tego co widziałem akurat brzmienie w konfrontacji z „lewitacją” okazało się zupełnie nieistotne, choć widok krzywej, przypominającej fale Dunaju, płyty bujającej się na talerzu Mag-Leva będzie mnie jeszcze długo prześladował.

Unicorn Audio wraz z weteranem techniki lampowej – Phast zaprezentowały modele push-pull Soul oparty na lampie 6c41c, single ended Phast 6c41c i integrę z „kultową” GM70 w układzie SE.

Kolejną propozycją Nautilusa był niezwykle spójny wzorniczo system z Ayonem CD-35, rodzima integrą Audio Reveal first i przepięknymi włoskimi kolumnami Chario Academy Sovran. Niby można zauważyć pewne podobieństwa do wcześniej opisywanego seta z Octave i Dynaudio, ale i różnic było też sporo. W tym przypadku nacisk został położony na muzykalność i spokój, przez co wizyta w tym pokoju była prawdziwa przyjemnością.

Po kilkuletniej przerwie niezwykle polaryzujący opinię publiczną Struss wraca do gry i to od razu z trzema konstrukcjami. W Galerii I zaprezentowano bowiem integrę DM 250, końcówki mocy MPA 400 i A-klasowe Class-A, grające z włoskimi kolumnami Opera Grand Callas.

Trudno wyobrazić sobie Audio Show bez tub Avantgarde, więc i w tym roku tradycji musiało stać się za dość i w Sali Wilanów 2 królowały kremowo – beżowe (proszę się spytać swoich Piękniejszych Połówek jak taki kolor nazwać, bo ja się tego zadania nie podejmuję) Duo Mezzo XD napędzane firmową, dzieloną amplifikacją (pre/power z serii XA) a w roli źródła pojawił się Transrotor Massimo i 950-ki Accuphase’a. Powyższego systemu podczas AVS 2018 dane mi było słuchać kilkukrotnie, lecz dopiero w niedzielny poranek, tuż przed oficjalnym otwarciem udało mi się w praktycznie pustej sali wykonać kilka satysfakcjonujących kadrów i na spokojnie, bez kłębiącego się tłumu podelektować się płynącą z niego muzyką.

W Galerii III od ilości prezentowanych marek można było dostać prawdziwego zawrotu głowy, gdyż na stolikach, standach a czasem i bezpośrednio na podłodze prezentowano produkty Acoustique Quality (kolumny Passion, Passion 25, Teen i Orca) / elinsAudio (pre+power Mille/Mezzo, integra Concerto) / KR Audio (integry Va880 i Va830, monobloki Va200)/ Gold Note (gramofony Giglio z wkładką Donatello Gold i Valore 425, phonostage PH-10 z zewnętrznym zasilaczem PSU-10, odtwarzacz CD-1000)/ Lindemann Audio (musicbook:55 poweramp, musicbook 20 streaming DAC, Limetree Phono) / Black Rhodium (zasilające Kinght DCT ++, Titan, Cratos; głośnikowe Duet DCT ++ BW; interkonekty Aria, Sonata, Symphony).

Gigawatt/Marton – po oficjalnym przyjęciu Martona pod skrzydła P.A.LABS światło dzienne ujrzała intrygująca nowość – bezkompromisowa niemalże 100 kg. superintegra dual mono Opusculum Reference mająca na swoim pokładzie blisko 500 000 μF pojemności filtrujących i trafa o mocy przekraczającej 2,5 kW. Najnowszy Opusculum może pochwalić się mocą 2 x 400 W / 8 z czego pierwszych 50 oddawanych jest w czystej klasie A. Sam GigaWatt przygotował premierę najnowszego filtra sieciowego Powerprime a system z Martonem zasilał flagowy kondycjoner PC-4 EVO+. W tym pokoju też udało nam się zaaranżować „zamknięty odsłuch” i bez zwyczajowej bieganiny, oczywiście dość pobieżnie, poznać jego możliwości tak z udziałem źródła cyfrowego (nad wyraz zacny DCS), jak i analogowego (gramofon J.Sikora z ramieniem i wkładką Kuzma CAR-40). Jak na nieco ponad 20-minutową nasiadówkę było 1:0 dla winyla.

A na zakończenie kolejny rodzimy nie tyle duet, co tercet egzotyczny, czyli Fezz, Pylon i Muarah. Jeśli zaś chodzi o szczegóły to prezentowane towarzystwo było mocno premierowe – kolumny Pylon Diamond 30, wzmacniacz zintegrowany Fezz Magnetar na czterech KT150 i gramofon Muarach. Efektem był dźwięk niezwykle gęsty, nieco przyciemniony, ale o satysfakcjonującej czytelności i motoryce.

Z mojej strony to już wszystko, ale proszę nie oddalać się od komputerów, bo już za kilka dni swoją relację przedstawi Jacek. Serdecznie dziękuję za uwagę i do zobaczenia w przyszłym roku.

Marcin Olszewski

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Audio Video Show 2018

Audio Video Show 2018 cz.1

Zmęczeni, ale jak zwykle naładowani pozytywną energią, z niekłamaną ulgą w głosie, parafrazując klasyka , możemy powiedzieć „wystawa, wystawa i po wystawie”, czyli po Audio Video Show 2018. Wystawie na swój sposób wyjątkowej, m.in. ze względu na to, że „naszej” – rodzimej, to w dodatku o na tyle ugruntowanej pozycji w audiofilskim kalendarzu, że nawet iście mordercza konkurencja przypadających na ostatni weekend imprez (m.in. Tokyo International Audio Show (TIAS), Hi-Files Show Serbia, paryski SALON HAUTE FIDELITE) niespecjalnie była w stanie zagrozić niezwykle licznie przybyłym zagranicznym gościom. Oczywiście stan obecny jest pochodną ciężkiej pracy i uporu organizatora – Adama Mokrzyckiego, który mając jasno obrany cel konsekwentnie, od ponad dwudziestu lat, do niego dąży, ale nie da się ukryć, że niebagatelną rolę odgrywa też frekwencja, czyli mówiąc otwarcie Państwa obecność, bez której Audio Video Show nie byłoby tym i w tym miejscu, czym i gdzie jest obecnie. I wcale nie chodzi o to, że w ramach wstępniaka do pierwszej części relacji z tegorocznego AVS próbuję komukolwiek słodzić i kadzić, bo powyższe obserwacje nie są li tylko moimi, lecz podczas minionego weekendu wielokrotnie padały z ust takich tuzów jak Paul Miller, Ken Kessler, czy Ken Ishiwata i śmiem twierdzić, że nie były to jedynie zwroty nazwijmy to oględnie grzecznościowe. Jeśli dodamy do tego fakt, iż gośćmi specjalnymi byli Anna Maria Jopek i … Jean-Michel Jarre, to trudno się dziwić, że stołeczna, listopadowa wystawa mocno okopała się na drugiej, tuż za monachijskim High Endem, lokacie najważniejszych wydarzeń w skali nie tylko europejskiej, ale i światowej. Nie ukrywam, że porównania do Monachium są całkowicie uzasadnione, gdyż w tym roku do niezwykle bogatego kalendarza konferencji, pokazów, spotkań i warsztatów doszedł iście niemiecki porządek w zakresie zapewnianej przez Organizatora komunikacji pomiędzy trzema wystawowymi lokalizacjami.

Jeśli zaś chodzi o samą skalę, to jak sam Adam, oficjalnie – na inauguracyjnej konferencji prasowej, raczył był stwierdzić punkt krytyczny został osiągnięty i AVS już większe być nie powinno. Trudno się z tym nie zgodzić, gdyż jak ktoś zdążył już policzyć, aby w ciągu trzech dni wystawy zobaczyć wszystko i być wszędzie na każdy z pokoi/systemów należało przeznaczyć maksymalnie 5, słownie „pięć” minut. Dlatego też nawet nie mieliśmy ambicji próbować powyższy cel zrealizować a tym samym mogliśmy spokojnie skupić się na prezentacjach i prelekcjach, które przynajmniej w naszych oczach i uszach, a więc wybitnie subiektywnie, na takową uwagę zasługiwały.
Na koniec jeszcze jedna sugestia może nie tyle do Organizatorów, co samych wystawców. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że staraliście się zapewnić jak najwięcej miejsc siedzących w zajmowanych przez siebie pomieszczeniach, lecz w części przypadków ilość wcale nie szła z jakością, gdyż ustawianie pierwszych rzędów w odległości około półtora metra od prezentowanych systemów nikomu i niczemu nie służyła, tym bardziej, iż miejsca te z lubością były zajmowane przez jegomości cierpiących na chroniczne zapalenie kolan objawiające się niemożnością zginania kończyn dolnych. Nie ma co się jednak zżymać, na coś, czego bez kija golfowego (spokojnie powinien wystarczyć lekki tytanowy Wooods) i kilku ostrzegawczych cisów po piszczelach ukrócić się nie da. Przejdźmy zatem do części właściwej niniejszej relacji, w której kolejność opisywanych systemów oparłem w głównej mierze na chronologii dodatkowo kumulując w poszczególnych galeriach zdjęcia z kilku pokoi o ile takowe dany dystrybutor zajmował.

SoundClub w głównym systemie postawił na mocne 70 W lampowe, zbalansowane (m.in. oddzielne zasilacze dla stopni wejściowych i wyjściowych) końcówki mocy Engström Eric współpracujące z firmowym przedwzmacniaczem Monica, kolumnami Marten Coltrane 3, oraz gramofonem Brinkmann Balance z limitowanej serii Anniversary via combo Air Tighta pod postacią ATH-3 i ATE-3011. Dla równowagi domenę cyfrowa reprezentował serwer Roon Nucleus i przetwornik cyfrowo-analogowy Brinkmann Audio Nyquist.
Również w pokoju 206 zaprezentowany został tradycyjny, lampowy zestaw Airtight (ATH-3, ATE-3011, ATC-5, ATM-300 Anniversary, czyli starzy dobrzy znajomi z listopadowego spotkania z Panem Yutaka Miura) z gramofonem Brinkmann Audio Oasis Anniversary Final Edition i kolumnami DeVore Fidelity Orangutan O/96. Nie zabrakło też oferty skierowanej do wchodzącego w świat audio odbiorcy, czyli nad wyraz rozsądnie wycenionego, lecz zarazem charakteryzującego się zadziwiająca spontanicznością i dynamika systemu Emotivy.
Oczywistym wydaje się zatem fakt, iż najwięcej czasu spędziłem delektując się brzmieniem systemu głównego i to nie tylko ze względu na wielce urodziwe towarzystwo, lecz przede wszystkim na brak jakichkolwiek oznak nerwowości, czy też wyczynowości. Ten dźwięk po prostu koił i pozytywnie nastrajał do życia, co biorąc pod uwagę czekający nas maraton i wystawową gonitwę było przysłowiowym strzałem w dziesiątkę.

Warszawski Hi-Fi Club po raz kolejny udowodnił, że zaliczanie się do krajowej czołówki dystrybutorów wcale nie musi wiązać się z posiadaniem oszałamiającego salonu w którejś z najdroższych / najmodniejszych lokalizacji. Przecież i tak i tak potencjalny klient przed zakupem high-endowego urządzenia, bądź całego systemu będzie chciał odsłuchać go we własnych przysłowiowych czterech kątach, więc zamiast generować koszty własne (czynsze w W-wie mogą wywołać stany lękowe) ekipa z Kopernika woli przeznaczyć je na zdecydowanie bardziej interpersonalne relacje ze swoja klientelą. Kiedy jednak przychodzi listopad żarty się kończą i zaczyna prawdziwa jazda bez trzymanki. Nie inaczej było i w tym roku. Trzy potężne systemy, równie imponująca ekspozycja McIntosha (co najmniej na skalę Monachium) i jasny przekaz, że High-End nie tylko musi grać, ale i wyglądać, najlepiej jak milion Dolarów,
Powyższe kryteria, spełniał set oparty na kolumnach McIntosh XRT2.1K czyli wyposażonych w bagatela 81 przetworników każda (sześć 8-calowych głośników niskotonowych, dwa 6,5-calowe głośniki odtwarzające niższe tony średnie, 28 głośników 2-calowych dla pasma reprodukującego górną część tonów średnich, oraz 45 tweeterów 3/4 cala odpowiedzialnych za optymalne brzmienie tonów wysokich) obeliskach. Jakby tego było mało fundamenty systemu stanowiły cztery(!!) monobloki MC 1.25 KW, przedwzmacniacz C1100 i gramofon MT10 z ramieniem uzbrojonym we wkładkę Lyra Etna. Kilkukrotnie krążąc wokół tego systemu jasnym stało się dla mnie, że co jak co, ale opinii i to zaskakująco sobie przeciwnych zbierze on pewnie bez liku. Owa polaryzacja brać się bowiem będzie z faktu, iż tak naprawdę optymalnym miejscem do jego odsłuchu okazały się jedynie końcowe rzędy, gdyż ze względu na zarówno szerokie rozstawienie samych kolumn, jak i ich ponadnormatywną ilość przetworników w pierwszych trzech-czterech rzędach krzesełek można było zauważyć lekkie braki w homogeniczności i selektywności, rozdzielczości przekazu, jednak im dystans pomiędzy systemem a słuchaczem się zwiększał, tym było lepiej.
Nie mniej imponująco zaprezentował się kolejny zamorski set, czyli monobloki VTL Siegfried seria II z referencyjnym przedwzmacniaczem TL-7.5 seria III, phono stagem TP-6.5, gramofonem VPI Avenger Reference z wkładką Lyra Etna, oraz kolumnami Rockport Lyra. Było o krok, bądź nawet dwa dalej w kierunku analityczności, ale już przy zajmowaniu miejsc nie trzeba było wykazywać aż takiej ostrożności, jak przy McIntoshach.
Z kolei honoru starego kontynentu broniły monofoniczne końcówki Nemo norweskiego Electrocompanieta, które wespół z preampem EC 4.8 i odtwarzaczem EMC 1 MKIV bez najmniejszego trudu radziły sobie z angielskimi podłogówkami Wilson Benesch A.C.T One Evolution. Patrzą na zdjęcia pół żartem pół serio można byłoby stwierdzić, że norweska elektronika chcąc przerosnąć amerykańska konkurencję specjalnie okręciła swe fronty folią, bo jak wiadomo „pod folią lepiej rośnie”.

Nie mniej miło zabrzmiał topowy system MBL z głośnikami Radialstrahler mbl 101 X-treme i firmową elektroniką z serii Reference: 4 monofonicznymi wzmacniaczami mocy mbl 9011, przedwzmacniaczem mbl 6010D, oraz dzielonym odtwarzaczem mbl 1611F/1621. Co ciekawe początkowo daleki byłem od zachwytów, gdyż prezentowany przez wystawcę materiał brzmiał zadziwiająco mało rozdzielczo a czasem wręcz szarawo, jakby „niemieckie cebule” otaczała delikatna mgiełka (warszawski smog?) a moduły basowe otulono polarowymi kocami. Sytuacja uległa jednak diametralnej poprawie, gdy zamiast Roona w roli źródła odezwała się poczciwa płyta CD i wszystko wróciło do nomy, czyli do niezwykle wyrafinowanej jakości dźwięku, jaki zazwyczaj prezentuje MBL w Monachium. Rozmach, przestrzeń, niepodrabialna omnipolarność i zarazem homogeniczność niemieckiego systemu nie pozwalały na obojętność. Jeden z najlepszych dźwięków nie tylko na PGE, ale i całym AVS.

Największy wycinek stadionowej powierzchni przypadł niewątpliwie Sieci Salonów Top HiFi & Video Design, która oprócz kilku lóż skrupulatnie zagospodarowała znaczną część „tarasów widokowych”, choć patrząc na nad wyraz bogate portfolio nie powinno specjalnie nikogo dziwić. Zanim jednak spróbuję choćby pokrótce wymienić co i gdzie grało pozwolę sobie w pierwszej kolejności skupić się na swoistym 3w1, czyli trzech systemach w jednej sali.
A co grało? Powiem szczerze, że było tego całkiem sporo, gdyż tuż przy lewej ścianie zainstalowano Devialeta Expert 440 Pro z Vienna Acoustics Liszt, na wprost od wejścia set AVMa (Ovation SA8.2 + Ovation PA8.2) z gramofonem ClearAudio Innovation i kolumnami Magico A3, a na prawo połyskujący fortepianową czernią zestaw Yamahy – gramofon GT-5000, przedwzmacniacz C-5000, końcówka mocy M-5000 i kolumny NS-5000. Miłym akcentem był widok rodzimych solików Audio Philar, na których ustawiono powyższe systemy.
Pomimo braku szumnych zapowiedzi i oficjalnej agendy w Studio TV1 działy się nie tyle cuda, co dzięki obecności prowadzącego prezentacje Marcina Majewskiego – kierownika kieleckiego salonu, można było zaczerpnąć wiedzy, co tak naprawdę w danych nagraniach słychać, bądź co usłyszeć powinniśmy, gdyż część prezentowanego repertuaru nagrywana i realizowana była właśnie z udziałem ww. Począwszy od rozlokowania mikrofonów, poprzez technikę wykonawczą, aż na post-procesie skończywszy, kolejne utwory rozkładane były na czynniki pierwsze a następnie odtwarzane na jednym z trzech, bądź czasem na wszystkich po kolei, dostępnych systemach. Dzięki temu całkiem pokaźna grupa słuchaczy mogła świadomie doświadczyć tego, co osoba stojąca za daną realizacją chciała swoim odbiorcom przekazać. Efekt? Pełne obłożenie sali, dociekliwe pytania i wyczerpujące odpowiedzi. Krótko mówiąc pełen profesjonalizm.
Lecz dobrze grało nie tylko w TV1, gdyż bardzo miłym zaskoczeniem okazał się system Elaca (kolumny Vela FS407 + gramofon Miracord 90) zestawiony z włoską integrą Pathosa. Rozmach, dynamika i rozdzielczość zasługiwały na duże brawa, a biorąc pod uwagę, że zamiast smętnych samplerów usłyszeć można tam było m.in. ostatni album Riverside trudno się dziwić prawdziwym tłumom szczelnie wypełniającym niewielką lożę.

FNCE, czyli rodzimy dystrybutor takich marek jak Focal, Naim, Micromega, czy Atlas Cables na tegoroczne AVS przygotował m.in. premierę kolumn Focal Kanta 3 i 1, oraz flagowego streamera Naim ND555. O ile jednak Kanty można było pooglądać, to w głównym systemie gościło nagłośnienie zdecydowanie cięższego kalibru, gdyż były to śnieżnobiałe, 170 kilogramowe Focale Stella Utopia EM EVO napędzane równie imponującym, bo 300 kg topowym Naimem Statement. O ile jednak podczas ogólnodostępnych prezentacji dopchać się, o zajęciu w miarę komfortowego miejsca nawet nie wspominając, było nie sposób, to już podczas zamkniętej konferencji prasowej i krótkiej demonstracji możliwości ww. systemu takowych trudności nie mieliśmy. Ponadto zasłyszane walory brzmieniowe okazały się dla naszych uszu na tyle intrygujące, że koniec końców całość dzień po wystawie … wylądowała, dzięki niezwykłemu zaangażowaniu ekipy dystrybutora w naszym redakcyjnym OPOS-ie.

Kolejnym przedstawicielem extraklasy, którego loże odwiedziłem był EIC, który tegoroczną wystawę postanowił uświetnić premierą strzelistych kolumn PMC Fact Fenestria współpracujących z elektroniką Esoteric: parą potężnych końcówek mocy Esoteric Grandioso M1 (300W/8Ω; 600W/4Ω; 1200W/2Ω), dzielonym odtwarzaczem CD/SACD P-05/D-05 oraz przedwzmacniaczem C-1 i phonostagem K-03. Sygnał analogowy najwyższej klasy popłynie z gramofonu Oracle Delphi mkVI. Oracle Delphi mkVI to szósta wersja obecnej od 1980 roku konstrukcji z ramieniem SME 345, wkładkę Micro BENZ, granitową podstawą i zewnętrznym zasilaczem Turbo Power Supply MkII.
Długo przyszło nam czekać na kolejną polską premierę, czyli przepiękne, wyposażone w 10″ przetworniki koncentryczne IsoFlare flagowe FYNE Audio F1-10, które tym razem (podczas monachijskiego hifideluxe grały z topowymi Regami) zasilała lampowa integra Synthesis Action 100 Taurus, a rolę źródła pełnił odtwarzacz Esoteric K-03.

Najwyższa pora na jeden z najobszerniej promowaną gwiazdę tegorocznej wystawy, czyli przygotowane przez łódzki Audiofast w sali TV3 high-endowe i zarazem najdroższe na wystawie ekstremum w najczystszej postaci – oszałamiające swym przepychem monobloki Dan D’Agostino Relentless (drobne 250 kg sztuka) zasilające nie mniej intrygujące kolumny Wilson Audio ALEXX. Resztę toru stanowiły kolejne biżuteryjne wyroby Dana – przedwzmacniacz Progression, Momentum Phonostage a w roli źródeł wystąpiły czteroelementowy dCS (Vivaldi DAC, Upsampler Plus, Clock, CD/SACD Transport) i gramofon Acoustic Signature Thunder.
W sali 219 ustawiono niewątpliwie mniej absorbujące gabarytowo Wilson Audio Sasha DAW (europejska premiera), które zagrały razem ze wzmacniaczem Gryphon Antileon Evo, przedwamacniczem Gryphon Zena, oraz referencyjnym przetwornikiem dCS Vivaldi + ROON Nucleus.
Tuż za ścianą (sala 220) po raz kolejny można było posłuchać Gryphona, lecz w nieco bardziej przystępnej tak cenowo, jak i gabarytowo formie, czyli integrę Diablo 300 w topowej specyfikacji (z modułami DAC i phono na pokładzie) z firmowymi głośnikami MOJO-S. W roli źródeł wystąpiły gramofon Acoustic Signature Double-X i CD Gryphon Scorpio. Efekt? Śmiem twierdzić, że ciekawszy niż w Monachium, gdzie zazwyczaj załapanie się na grający system Gryphona graniczy z cudem. A w Warszawie do wyboru, do koloru i o dziwo bez zbytniego oblężenia, które z kolei permanentnie dotyczyło topowego seta. Całe szczęście przyjęta przeze mnie strategia odpuszczenie prezentacji Anny Marii Jopek okazała się słuszna i tuż po przewaleniu się przez TV3 dzikiego tłumu mogłem względnie spokojnie posiedzieć i posłuchać. A było czego, bo Relentlessy najwidoczniej bardzo ALEXX-om przypadły do gustu, co zaowocowało dynamicznym a zrazem świetnie kontrolowanym dźwiękiem utrzymanym lekko-złotej tonacji.

J.Sikora z hORNS postawili wszystko na jedną kartę, czyli innowacyjne – pierwsze na świecie ramię wyprodukowane z Kevlaru i pianki Rohacell. Ww. ramię zamontowano na gramofonie Reference a w roli kolumn wystąpiły hORNS Symphony. Niestety pomimo lamp w torze i analogowego źródła dźwięk był nad wyraz analityczny i momentami wręcz chłodny. Czyżby fascynacja starymi konstrukcjami Octave? Możliwe, że nie miałem szczęścia, ale przynajmniej na PGE większość systemów opartych o cyfrowe źródła potrafiło zagrać z większym nasyceniem barw i słodyczą.

Z resztą nie trzeba było daleko szukać, gdyż nieopodal stacjonowała Intrada z elektroniką Nagry i kolumnami Stenheim Alumine FIVE o skuteczności 94dB. Muzykalność przez duże „M” i to pomimo faktu, że podczas mojej wizyty gramofon akurat miał wolne. Za to u współpracującej z Intradą Esy, czyli u Pana Andrzeja Zawady królowała czarna płyta a z elektroniką Avida grały popielate kolumny Credo 3 Illuminator.

Hi-Ton Home of Perfection z dumą prezentował jubileuszowe T+A M40HV Anniversary Edition, które wraz z firmowym systemem okablowano drutami Tellurium Q.

A teraz system, na spotkanie z którym od dłuższego czasu ostrzyliśmy sobie zęby, czyli japoński TAD Labs w najnowszej i to premierowej odsłonie. Katowickiemu Audio stylowi udało się bowiem na AVS zdobyć podłogowe TAD Evolution One 1 TX (E1TX), końcówkę mocy TAD-M1000. Powyższe nowalijki uzupełnił preamp TAD-C2000 i odtwarzacz TAD D1000. Czy zazdrość konkurencyjnych (zagranicznych) dystrybutorów była zasadna tego osobom, które nie były na zeszło-weekendowej wystawie jeszcze nie zdradzę, lecz w ramach niezobowiązującej podpowiedzi nieśmiało tylko napomnknę, że jest cień szansy, aby nad powyższym zestawem pochylić się nieco dokładniej i w nieco bardziej komfortowych warunkach. Niemniej jednak śmiało można stwierdzić, że Japończycy do perfekcji opanowali dostosowywanie swoich wybitnie high-endowych wyrobów do nawet niezbyt dużych pomieszczeń.

W ramach działań kooperacyjnych oferta cieszyńskiego Voice’a w tym roku dość mocno przeplatała się w dystrybuowanymi przez Audio Center Poland markami, co wyszło ogółowi tylko na dobre. Trudno bowiem inaczej, aniżeli pozytywnie oceniać zestawy elektroniki Primare’a lub Moona z kolumnami Audiovectora.  A odsłuch Rage Against the Machine na Audiovectorach R8 Arreté uznaję za jeden z przyjemniejszych momentów tegorocznej wystawy.

Nie mniej udanie wypadł proponowany przez Rafko mariaż Triangli z elektroniką Musical Fidelity.

Tuż nieopodal napotkać można było wielce intrygującą mieszankę (niekoniecznie krakowską) w skład której wszedł multiformatowy odtwarzacz Metronome AQWO otoczony istną zgrają maluchów SOtm (streamer sMS-200 ultra Neo, master clock sCLK-OCX10, izolatorem i reclockerem tX-USB Ultra i zasilaczem sPS-500. Całości dopełniały rodzime, lampowe monobloki CUBE i tubowe kolumny Blumenhofer Genuin FS 2 a brzmienie nad wyraz dalekie było od przypadkowego.

O Wrocławskiej Galerii Audio może zbyt często i głośno nie słychać, ale proszę mi wierzyć, że pracujący tam ludzie doskonale znają się na swoim fachu. Tym razem było podobnie a biorąc pod uwagę, że prezentowanych w Skybox 202 marek próżno szukać w większości sklepów tym bardziej było zatrzymać się tam na dłuższa chwilę. Chwilę, którą umilał system złożony z dość charakterystycznych kolumn Davone Grande, debiutujących w Polsce monobloków SPEC RPA MG-1000 z firmowym przedwzmacniaczem a w roli źródeł wystąpiły SPEC M3 EX, oraz gramofon Bauer Audio dps3 wspomagany phonostagem Steelhead Manley Labs.

Odkąd pamiętam zarówno w Monachium, jak i podczas AVS Skandynawowie z Gato Audio stawiają na prostotę, minimalizm i dźwięk, którego chce się słuchać. Nie inaczej było i tym razem , gdzie niepozorne podstawkowe monitorki FM-8 napędzane integrą (m.in. Roon Ready) DIA-400S z powodzeniem nagłaśniały Skybox 102. Dźwięk był na tyle dynamiczny i dobrze osadzony w dole pasma, że część słuchaczy uparcie szukała ukrytego subwoofera.

Stołeczny MiP nieodłącznie kojarzy się z systemami słuchawkowymi i desktopowymi a tymczasem w tym roku źródła i przetworniki Auralica pojawiły się wespół z dzieloną amplifikacją Audio Analogue (przedwzmacniacz Bellini Anniversary + końcówka mocy Donizetti Anniversary) i kolumnami Audiovector SR3 Avantgarde Arreté.

Najwyższa pora na analogowe czary mary, czyli gramofon Mag-Lev z jak sama nazwa wskazuje lewitującym talerzem. Ot ciekawostka.

Horn w tym roku postawił przede wszystkim na tzw. ofertę dla ludzi, czyli porządne, markowe i co ważne rozsądnie, nawet jak na polskie realia, wycenione propozycje. Nie zabrakło zatem brytyjskich kolumn Q Acoustics często i gęsto komplementowanych przez samego Kena Ishiwatę, niemieckiego Cantona, elektroniki Denona, nieśmiertelnych kolumn Dali a dla miłośników specjałów z nieco wyższej półki Sonus faberów Sonetto 7 zasilanych elektroniką Audio Researcha (LS28, VT80 SE, DAC9 i CD6).

Miłośnicy sprzętu vintage też mieli swój kameralny kącik, o wystrój którego zadbał niezastąpiony Nomos.

A niejako na deser prawdziwy słuchawkowy zawrót głowy, czyli ekstremalny koktajl na i do-usznych generatorów dźwięków wśród których warto było zwrócić uwagę na debiutujące na naszym rynku zamknięte konstrukcje Focal Elegia.

Cdn …