Tag Archives: Audio Video Show 2024


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Audio Video Show 2024

Audio Video Show 2024 cz.4

Jak zapewne wszyscy się zorientowaliście, kolokwialnie mówiąc już po tak zwanych ptakach. Oczywiście mam na myśli minione Audio Video Show 2024. Przez większość z nas z utęsknieniem oczekiwane, nierzadko od strony kolejności zwiedzania pieczołowicie zaplanowane, lecz niestety po całej akcji okazuje się, że zbyt szybko mijające. Tak tak, nazbyt szybko, gdyż przy tej ilości wystawców nie ma szans na dogłębne poznanie pełnego spektrum przygotowanej oferty. Owszem, przy dobrych wiatrach z grubsza da się całość ogarnąć, jednak zawsze trochę szkoda, że trzeba iść na odsłuchowe kompromisy i z braku czasu wykreślać z notatnika potencjalnie fajne sesje odsłuchowe. Po co o tym wspominam? Naturalnie jako wprowadzenie Was w swoją opowieść o minionej imprezie z muzyką w tle. Opowieść oczywiście z przywołanego przed momentem powodu wybiórczą, jednak za każdym razem próbującą pokazać cechy szczególne odwiedzanego pokoju i moją mniej lub bardziej znaną wszystkim zakulisową wiedzę na jego temat. Jak mi to wyszło, przekonacie się za moment. Jednak jak co roku zaznaczam, że aby uniknąć nudnego lania wody, poniższa pisanina będzie dość luźnym formułowaniem spostrzeżeń z wykorzystaniem mniej lub bardziej udanie dobranych do danej sytuacji związków frazeologicznych. Czy będzie cała prawda i tylko prawda? Otóż tym razem postaram się raczej pokazać pozytywne istoty konkretnych prezentacji, aniżeli kreować się na znawcę. Wystawa i jej przypadkowość odbioru w zależności od repertuaru oraz wypełnienia pomieszczenia podobnie do mnie parającymi się tym hobby osobnikami, do tego rodzima nie jest dobrym czasem na wygłaszanie wiążących ocen. Co prawda uderzając się w pierś, czasem to zrobię, ale postanowiłem, że tym razem ewentualną karą będzie sygnalizowane drobnymi przytykami słownymi symboliczne pomrukiwanie pod nosem. Dlatego jeśli jesteście zainteresowani, co mam do powiedzenia na temat minionego wydarzenia nie z pozycji tak zwanego Palca Bożego, tylko tym razem raczej przyjaznego, może z lekkim zwróceniem uwagi na jakiś aspekt, ale jednak bez krzty mentorstwa spojrzenia na zastaną sytuację, zapraszam do zapoznania się z kilkudziesięcioma poniższymi opisami okraszonymi przygotowanymi, niestety na dłuższą metę wyniszczającymi wzrok Marcina, stosownymi seriami fotografii.

1. Horn – Sonus faber, Classe
Swoją drogę przez wystawę rozpocząłem od majestatycznych, najnowszych w portfolio marki, jak to jest w zwyczaju ekstremalnego High End-u szalenie drogich kolumn Sonus faber Suprema. W odróżnieniu od poprzednich flagowców Aida II przybyły do Polski zestaw nie był jedną bryłą dla każdego kanału, tylko składał się z oddzielnych sekcji średnio-wysokotonowych i pasywnych modułów basowych. W tego typu konstrukcjach podobne podejście do tematu jest częstą praktyką i w rozumieniu oddania odpowiedniej ilościowo energii niezakłócającej propagację wyższych częstotliwości przez wielu melomanów jest bardzo pożądane, jednak finalnie odbiór nie dla wszystkich jest ideałem.  Ale spokojnie, nie chodzi o ilość energii, tylko rozdzielczość obsługiwanego pasma. Na szczęście im bardziej zaawansowana konstrukcja, tym wspomniane aspekty cierpią na mniejszą ilość dolegliwości, dlatego przytoczoną, wyrobioną na własnym doświadczeniach opinię nie traktujcie jako zła w najczystszej postaci, tylko skutek takich, a nie innych, dla wieli bezproblemowo akceptowalnych wyborów projektowych. Jeśli nie przykładacie do tej sprawy aż tak dużej wagi jak ja – zaznaczam, osobiście jestem nienaturalnie drobiazgowy, tematu po prostu nie ma. A jeśli tak, jest za to pełna satysfakcja z oferowanego dźwięku. Jakiego w tym wydaniu? Cóż, zakulisowe opinie sięgały obydwu biegunów, czyli od bardzo dobrze, przez dobrze, do bardzo źle. Ja ze swojej strony powiem tak. To było takie jak lubię duże, pełne energii i braku kompresji granie. Na co dzień obcuję z wielkimi kolumnami i wiem, kiedy coś podobnie do opisywanych Sonusów gra ze swobodą. Jednakże gdybym miał odnieść ten pokaz do swoich preferencji, dla mnie bas był zbyt krągły. Było go odpowiednio dużo i pod pełną kontrolą bez względu na poziom głośności, był mocny, jednak nie do końca dobrze definiowany w kwestii krawędzi oraz twardości. Moim zdaniem przyczyny były dwie. Pierwsza wiąże się z zastosowanym wzmocnieniem tej sekcji (Classe), a druga była skutkiem użytych wielkich przetworników z potężnymi resorami. Niestety mimo fajnego oddania rozmachu dosłownie każdego rodzaju muzyki dla mnie było zbyt miękko. Ale jak wspominałem, wielu się podobało i bardzo podobało, zatem problem jako taki nie istnieje.

2. SoundClub – EgglestonWorks
To pierwsza większa prezentacja niedawno wprowadzonych do oferty kolumn EgglestonWorks przez tego dystrybutora. Grały z wielonarodową, od dawna oferowaną, a przez to dobre znaną elektroniką, dlatego wspominam tylko o nich. A jest o czym. Otóż wszyscy wiemy, z jakim wyzwaniem wiąże się chęć zastosowania w kolumnie przetworników – szczególne dla dolnych rejestrów – o dużej średnicy. Dlaczego to tak ważny temat, w tak zacnym gronie jak Wy chyba nie muszę rozkminiać. Jednak gdy na taki krok się już zdecydujemy, rozwiązania są dwa. Albo budujemy trzydrzwiowe, zazwyczaj ciężko akceptowalne wizualnie szerokie szafy gdańskie, albo stosujemy mniej lub bardziej udane triki. I właśnie z jednym z wielu trików mamy do czynienia w tytułowych Amerykankach. Chodzi oczywiście o aplikację basowców w szerszej podstawie i reszty w znacznie węższej nadstawce. Jak w odbiorze werbalnym to wyszło? Nie oszukujmy się, z powabnością sylwetki Claudii Schiffer ma to niewiele wspólnego, ale muszę przyznać, że po zastosowaniu wyzywającej kolorystyki wykończenia – w tym przypadku mamy coś na kształt żółtych mini-rakiet balistycznych – angażując wzrok użytkownika innym pakietem wrażeń da się z tym żyć. Naturalnie nie jest to design dla każdego, jednak jeśli ktoś jest dość blisko jego akceptacji, szalę finalnego zadowolenia z pewnością przechyli oferowane brzmienie. Jak można wywnioskować patrząc na przetwornikowe uzbrojenie, przy wykorzystaniu odpowiedniego wzmocnienia – na wystawie był to mocarny Boulder – dostaniemy solidne i zwarte kopnięcie, bogatą w informacje i esencjonalną średnicę oraz niezbędne do uzyskania stosownej swobody prezentacji, pracujące w służbie spójności brzmienia kolumny otwarte wysokie tony. Dla mnie było to ciekawe doznanie, bo kolumny stosunkowo nieduże, a budowana scena w pełni oddawała realia puszczanej muzyki.

3. Sound Source – Vivid Audio, Audionet
Nie wiem jak Wy, ale dla mnie wyzwanie wizualne w poprzednio opisywanych kolumnach (EgglestonWorks) to tak zwany pikuś w stosunku do widniejących na zdjęciach z tego pokoju pochodzących z RPA Vivid Audio. Tam mieliśmy co prawda mocny wizerunkowo, ale jednak bardzo zbieżny z ogólnymi trendami pomysł na ogólną bryłę kolumny, tymczasem tutaj jest całkowity designerski odlot z motywami z gwiezdnej sagi George Lucasa w tle. Przesada? Bynajmniej, gdyż osobiście znam wielu pobratymców, którym taki pomysł bardzo się podoba. A przecież na obecnym, bardzo mocno nasyconym nieprzebraną ilością ofert rynku wyróżnienie się pośród tak zwanego „tłumu” to pierwszy bardzo ważny krok w pozyskaniu czasem niewiedzącego czego chce klienta. I gdy podczas przypadkowego przed wielu laty na wystawie w Monachium pierwszego spotkania z kolumnami tej marki miałem obiekcje, czy dałbym radę z nimi żyć, obecnie do tematu podchodzę całkowicie inaczej. A to dlatego, że na tle ogólnej, do pewnego stopnia przesyconej już prostopadłościenności znakomitej większości zespołów głośnikowych Vividy są inne, a dokładnie jakieś. I tak jak w przypadku do EgglestonWorks, gdy podepniemy je do odpowiedniego zestawu audio – tutaj mieliśmy pre-power Audioneta i źródło analogowe, odwdzięczą się ciekawym brzmieniem. Akurat na wystawie odebrałem je jako nieco jasnawe, ale nie krzykliwe, za to swobodne i otwarte w niezbyt przyjaznej akustyce – szyby z tyłu, obniżony sufit nad nimi i ogólny gips-karton jako wykończeniówka – co pokazało, że w parze z niebanalnym wyglądem idzie łatwość radzenia sobie – oczywiście przy wykorzystaniu wiedzy wystawce co z czym połączyć – z zastanymi warunkami lokalowymi.

4. Audiofast – Gryphon, Wilson Audio
Moim skromnym zdaniem tą prezentacją Gryphon udowodnił prawdziwość bardzo ważnej tezy w naszej zabawie. Naturalnie piję do nieco wyuzdanego społecznie stwierdzenia „shit in, shit out”, czyli tłumacząc na nasze luźnym tekstem „g. włożysz, g. otrzymasz”. W tym konkretnym przypadku chodzi o będący jeszcze światową nowością majestatyczny gramofon Apollo i flagowy phonostage Siren. To topowe perełki duńskiej stajni, przy których przecież od lat znakomicie radzący sobie na rynku zestaw pre power Zena + Antileon oraz mające swoją premierę w naszym kraju rocznicowe kolumny Wilson Audio The Watt/Puppy to tylko drobny cenowy dodatek. Mezalians? Bynajmniej. W moim odczuciu udane pokazanie, jak ważne w całej konfiguracji systemu jest źródło. To było na tyle znamienne w odbiorze, że większość odwiedzających, w tym naprawdę duża grupa moich znajomych nie tylko twierdziła, że całość świetnie gra, ale wielu z nich stawiało to wydarzenie nawet na pudle wystawy. A przecież mierzyło się z takimi absolutami jak opisane na początku mojej relacji Sonus Faber, czy za moment mającymi wystąpić wielkimi Magico M7. Zbiorowa halucynacja? Nic z tych rzeczy. Po prostu zjawiskowy gramofon, znakomity phonostage i zapewniająca odpowiednie wzmocnienie i wygenerowanie sygnału reszta toru. To nie był duży dźwięk. Za to prawdziwy i pełen najdrobniejszych niuansów sonicznych, co wydawało się zadawać kłam innej, tym razem kolumnowej tezie – „duży może więcej”. Jak okazało się na podstawie tego pokoju, nie zawsze. Naturalnie biorąc pod uwagę zdroworozsądkowe proporcje, ale przecież finalnie liczy się ogólny odbiór muzyki, a nie prężenie muskułów przez generujący ją system.

5. HiFi Club – Rockport Technologies , Karan, VPI
Nie będę ukrywał, do tego pokoju wszedłem w konkretnym celu. Chodziło o potwierdzenie przeczytanych na fortach internetowych opinii o elektronice Karan. To stosunkowo niedawno wprowadzony na nasz rynek podmiot, do tego problemy ze skrzyżowaniem się drogi dystrybutora z naszą powodowały, że jedynym źródłem wiedzy na temat jego oferty były internetowe portale. W nich zawsze przeważały opinie o świetnym brzmieniu konstrukcji tej marki, z których najważniejszym aspektem była energia i masa dźwięku. Naturalnie w kontrolowanych i znanych danemu słuchaczowi środowiskach sprzętowych, ale nie spotkałem się z inną, aniżeli pełną peanów oceną odnoście barwy, masy i energii. Elektronika, a szczególnie wzmocnienie jest słusznych rozmiarów, dlatego nie miałem żadnych podstaw do negowania krążących wypowiedzi. Jak zatem było na wystawie? Otóż choć źródłem był uważany przeze mnie jako punkt odniesienia dla reszty dawców sygnału gramofon (VPI) – naturalnie poza magnetofonem, przekaz mógłby być cięższy. Jednak biorąc pod uwagę całkowitą nieznajomość zachowywania się w moim systemie nie tylko wspomnianej elektroniki, ale również znakomicie rozpoznawalnych w naszym kraju, niestety z sobie tylko z znanych przyczyn unikających spotkania ze mną kolumn Rockport nie oceniam tego, co udało się osiągnąć. Byłem w piątek kilka razy w tym pokoju i widziałem, że panowie poważnie potraktowali strojenie gramofonu, dlatego tylko sygnalizuję zastany stan. Jednakże natychmiast informuję, iż obecnie jestem po słowie z dystrybutorem, aby dokładnie przyjrzeć się w procesie testowym tematowi nie tylko Karana, ale być może amerykańskich kolumn, dlatego jeśli interesuje Was, jak naprawdę radzą sobie wspomniane zabawki, zalecam zimny kompres na głowę i poczekanie na pełnoprawny test.

6. Rafko – Perlisten, Nuprime
Choć nie jestem fanem rozwiązań typu monitory wspierane nawet najlepszym subwooferem, w pokoju białostockiego Rafko muzyka brzmiała bardzo dobrze. Naturalnie gdybym zaczął drobiazgowo analizować najdrobniejsze niuanse dźwięku, będąc złośliwym pewnie do czegoś bez problemu mógłbym się przyczepić, to naprawdę całość grała spójnie. I to na wystawie. A może dlatego, że na wystawie. Co mam na myśli? Chodzi oczywiście o będącą zbawieniem dla wielu posiadaczy złych akustycznie pomieszczeń możliwość dostrojenia tego typu zestawienia do zastanych warunków lokalowych, a często i estetyki grania na potrzeby posiadacza. Naturalnie mam na myśli funkcję dostosowania basu nie tylko do potrzeb małych kolumn, ale również kubatury lokalu. Takie są założenia. Jednak jak się okazało w rozmowie z wystawcą, jest kilka fajnych opcji. Otóż podczas tego wydarzenia wystawcy nie poszli na łatwiznę standardowego podłączenia dwóch widocznych na zdjęciach modułów basowych z prostym odcięciem w danym punkcie, tylko zastosowali ich znacznie więcej, do tego porozstawianych po pomieszczeniu w różnych punktach i umiejętnie zestroili całość. Jak? Cóż, trochę mi tłumaczyli, jednak jak chcecie się czegoś dowiedzieć na własne potrzeby, zalecam kontakt bezpośredni. Ale jako ciekawostkę wspomnę, iż każdy z nich pracował z innymi nastawami. Nie jako jedno mocne kopnięcie, tylko uzupełnienie dziury lub górki w danym miejscu pomieszczenia, aby uzyskać dobrą liniowość charakterystyki w pełnym spektrum kubatury pokoju. Efekt? Jak wspominałem, mimo unikania takich działań na potrzeby obcowania z muzyką w swoim środowisku domowym, u Rafko przekonałem się, że dla wielu może być to jedyne wyjście do zbliżenia się do sedna muzyki.

7. HORNS, David Laboga Custom Audio
Do tego przybytku nie mogłem nie wpaść. Powód? Panowie zawsze oferują dźwięk bez zadęcia cenowego i wielkościowego, tylko zgodny ze sztuką ciekawego grania tubowego. I nie ma znaczenia, czy wystawiają się jesienią w Warszawie, czy wiosną w Monachium, gdy bazują na swoich wyborach od źródła, przez okablowanie, po kolumny, jakość odbioru muzyki zawsze jest wysokiej próby. Niestety z różnych powodów nie zawsze tak bywa, jednak na szczęście tak było tym razem. Niedroga, dla wielu całkowicie nieznana, za to wykorzystywana na co dzień przez producenta kolumn elektronika za pomocą okablowania rodzimego producenta David Laboga Custom Audio połączona z średniej wielkości kolumnami tubowymi Horns pokazała, że do dobrego brzmienia naprawdę nie trzeba milionów. Wystarczy wiedza co z czym połączyć i naturalnie mierząc siły na zamiary – nie oszukujmy się, spektaklu na miarę Sonus faber nie uzyskamy – można jak dziecko cieszyć się ukochaną muzyką. Owszem, posmak tuby w przekazie można lubić lub nie, jednak w wydaniu powyższego tandemu wystawowego w moim odczuciu ów sznyt zawsze jest dobrej próby.

8. Hifi Club – McIntosh, Rockport Technologies, Transparent
Ostatnimi czasy McIntosh na wszelkiej maści wystawach w dobrym tego słowa znaczeniu wręcz poraża. Naturalnie chodzi o rozmach konfiguracyjny, a przez to bezproblemowe wysterowane wszelkiej maści kolumn głośnikowych. To zawsze jest ściana konstrukcji mieniących się błękitem wielkich wskaźników wychyłowych oraz różnorodnych okienek informacyjnych komponentów od wielopudełkowego źródła, po ekstremalnie dzieloną sekcję wzmocnienia. Dlatego nie dziwne jest, że w podobnych do ostatniej wystawy w Warszawie bezkompromisowo przygotowanych prezentacjach mamy do czynienia z szerokim na prawie dwa metry i wysokim na prawie półtora wręcz murem audio-zabawek. Tak tak murem, gdyż gabaryty i waga nawet najskromniejszej konstrukcji rozłożą logistycznie na łopatki niejednego audio-freaka. Oczywiście w przypadku pokazów oferty tego producenta tak u nas, jak i szerokim świecie możemy spodziewać się jeszcze jednej, a nawet dwóch kwestii. W pierwszej chodzi o okablowanie od Transparenta, które wtórując szaleństwu popularnego MAC-a również sięga szczytów oferty marki. Natomiast druga dotyczy kolumn Rockport. To jest tak dobrze sprawdzające się trio, że gdy w jakiejś grupie osobników zwiedzających wystawę pada propozycja odwiedzin pokoju z McIntosh-em, wszyscy wiedzą, że oprócz Mac-a będzie Transparent i Rockport. Jak to zagrało w tym roku? Cóż, bateria mocnych wzmacniaczy, dobrze osadzone w masie i barwie okablowanie plus szybkie jak diabli kolumny nie wypadają inaczej niż na piątkę z plusem.

9. Dwa Kanały – Magico, Pilium
O tym pokoju słyszałem wiele opinii i dosłownie w 99 procentach jeśli nie był to dźwięk wystawy, to co najmniej zasługujący na przysłowiowe pudło. Mocne, rozciągnięte do czeluści Hadesu niskie rejestry, poprzez esencjonalną, ale znakomicie rozdzielczą średnicę, po pełne witalności oraz rozwibrowania wysokie tony dały spektakl niepozostawiający złudzeń, że mamy do czynienia z ekstremalnym High Endem. Uderzenie dźwiękiem było na tyle ekspresyjne, że nie miałoby problemu zdmuchnąć stojącą przed kolumnami świeczkę. Lubię mocne granie i takie w stu procentach dostałem. Może na tle mojego codziennego wzorca nieco mocniejsze w domenie gęstości, za to dzięki mocarnym końcówkom mocy marki Pilium pożądanie twarde. A twarde w tym przypadku oznaczało pokazanie najdrobniejszych niuansów dolnego zakresu, co przy okazji udowodniło bogate możliwości dźwiękowe tytułowych kolumn. Gdybym miał ocenić ten pokaz, bez najmniejszych problemów wewnętrznych nazwałbym go zjawiskowym. Na tyle brzemiennym w skutkach, że jak rzadko kiedy na podobnych do tej wystawach podtrzymał mnie na duchu, że na równi ze spektakularną ceną – to niestety ostatnio będący feedbackiem wzrostu kosztów materiałów i samej produkcji standard – w szanujących się markach mainstreamowych idzie również oferowana jakość dźwięku. Oby wszyscy szli tą drogą.

10. EIC – PMC
Na tle Magico prezentowane na fotkach angielskie kolumny PMC to tak zwana drobnica dla ludu. Jednak nie ma co deliberować, biorąc pod uwagę pieniężne zasięgi większości z nas, relacja z odwiedzin pokoju z ową „drobnicą” dla wielu z pewnością jest bardziej atrakcyjnym pakietem ciekawych informacji niż bredzenie o zaporowo wycenionych Amerykankach. I to ciekawych z dwóch powodów. Pierwszym jest informacja, że są to kolumny aktywne, czyli wyposażone w wewnętrzne wzmacniacze, co z automatu minimalizuje rozbudowanie systemu jedynie do dawcy sygnału z regulowanym wyjściem. Tego typu urządzenia obecnie są na tak zwanym ofertowym topi topie i może nim być choćby streamer wyposażony we wspomnianą regulację wyjściowego sygnału analogowego. Natomiast drugą jest pewność, że za sprawą dobranych przez producenta, umieszczonych wewnątrz skrzynek wzmacniaczy kolumny zostaną idealnie wysterowane. Miałem ten model na testach i wiem, że tak w praktyce jest. Zestaw grał ze swobodą i bez jakichkolwiek ograniczeń wolumenu, co udowadniało słuszność powołania do życia podobnych konstrukcji. I gdy wydawało mi się, że w ich przypadku nic nie może mnie zaskoczyć, podczas wystawy kolejny raz przekonałem się, że odpowiednia konfiguracja potrafi wiele zmienić. Mam na myśli estetykę ich grania. U mnie przekaz był pełen energii, ale ciemnawy. Nie powiem, przyjemny, jednak dla kogoś mogłoby to być lekkim problemem. Tymczasem opisywany występ na PGE Narodowym pokazał je w całkowicie odmiennym świetle. Nadal fajnym, za to znacznie jaśniejszym niż u mnie. Cuda? Nic z tych rzeczy, po prostu wynik wyborów konfiguracyjnych, czyli chleb powszedni naszej zabawy.

11. Kasoto, TR Audio
Mam nadzieję, że znaki towarowe widniejące na banerach, a tak naprawdę nazwy marek mówią Wam wszystko. Jeśli nie, oznacza to, że jak większość populacji osobników parających się tym hobby niespecjalnie lubicie czytać opisy, tylko zadowalacie się oglądaniem fotografii relacjonujących podobne imprezy. Jednak bez względu na fakt, z którą grupą się utożsamiacie, nie będę ukrywał, że z wielką przyjemnością kolejny już raz przekonałem się, jak wielkie serce analogowe ma ten niewielki pokoik. Nie trzeba być specjalnym znawcą, wystarczy doń wejść, aby przekonać się, iż oferta wystawców nie jest przypadkowa. To zbiór produktów – kolumny tubowe, lampowa elektronika oraz akcesoria akustyczne i antywibracyjne ze stolikami audio włącznie – służących do jednego celu, jakim jest obcowanie z muzyką w estetyce dawnych lat. A wiadomym jest, co przy użyciu kolumn z wielkimi falowodami niegdyś było dawcą sygnału – naturalnie gramofon i magnetofon. I gdy obejrzycie fotografie, innego źródła nie zobaczycie. Za to na centralnym miejscu ołtarza audio znajdziecie pięknie oprawionego w nowe szaty kultowego Garrarda 401 i z prawej strony niedawno odrestaurowanego, co dla wielu piewców szpuklaków jest Świętym Graalem – przemycę trochę prywaty i zdradzę, że po pełnej renowacji obecnie jest do sprzedania – lampowego Telefunkena. Tak tak, lampowego i to w pełni sprawnego, gdyż jak co roku jednym z gości pokoju Kasoto był guru tego typu zabawy z muzyką, przybyły z Rogalowa producent muzyczny oraz serwisant tego typu urządzeń ze wspomnianym Telefunkenem pod pachą, zwany analogowym Wojcek Czern. A to tylko jedna z jego wielu zalet wykorzystywanych na spotkaniach, gdyż udając się na nasze święto nigdy nie jest sam. Mianowicie bazując na swoich konotacjach i niejako w służbie promowania polskiej muzyki przybywa do Warszawy z jakimś znanym artystą. W zeszłym roku byli to dwaj przedstawiciele formacji jazzowej „PKP Trio”, z pomocą których próbowaliśmy porównać granie muzyki na żywo z tym samym materiałem zapisanym na taśmie magnetofonowej w studiu Wojcka i przez niego samego. W tym roku zaś mieliśmy niekłamaną przyjemność spotkać się z obecnie uznanym przez periodyki branżowe za najlepszego trębacza w Polsce Piotrem Schmidtem. Naturalnie jak to jest w zwyczaju pokazów u tych wystawców, po krótkiej pogadance na temat swoich poczynań na rynku muzycznym pan Piotr również na żywo zmierzył się ze swoim materiałem granym z taśmy. Jak to wypadło? Cóż, występ w surowych warunkach wystawowych, czyli małym zatłoczonym pokoiku kontra zremasterowany, już wydany materiał to dwa inne światy. Jednak bez względu na wszystko, zagrane bez rozgrzewki frazy na trąbce były całkowicie innym doznaniem niż z najlepiej nagranej taśmy magnetofonowej – tym bardziej, że muzyka na taśmie z pewnych względów była zgrywką z nośnika cyfrowego. Ale spokojnie, obydwie prezentacje były warte każdej spędzonej minuty przy muzyce z tworzącym ją artystą w pod korek wypełnionym pokoju. A jak wypadł sam system? Jak widać, w tym roku zamiast tuby wokół głośnika średniotonowego zastosowano jakby skrzydła na kształt poprzecznie zorientowanego falowodu. To zaś sprawiło – nie wiem, czy za rok po tym stwierdzeniu mnie jeszcze do siebie wpuszczą, na szczęście mnie lubią i zapraszają, to pewnie kolejny raz uda się, że nie było podbicia zakresu efektem brutalnego wkładania głowy do drewnianego wiaderka, tylko znacznie mniej inwazyjne, ale nadal doświetlenie tego pasma wycinkiem tuby. Efekt łagodniejszy w odbiorze, dlatego być może akceptowalny przez większą liczbę potencjalnych zainteresowanych graniem w estetyce dawnych lat. Reasumując, jeśli kochacie analog i jego prezentację w klimacie z lat jego świetności, pokój Kasoto w przyszłym roku powinien być jednym z pierwszych do odwiedzin. Nawet jeśli nie załapiecie się na spotkanie z muzykiem jak ja, naprawdę warto posmakować takiej szkoły grania. A jeśli to zrobicie, nie zdziwię się, gdy się w niej zakochacie. Jest diametralnie inna od obecnie panujących trendów, ale jak to często piszę, na tle ogólnej bylejakości jest jakaś, a to już bardzo duży bodziec do podjęcia prób pozostania z nią na całe życie.

12. RCM – Gauder Akustik, Vitus Audio, Thrax, Furutech, TechDas, Kuzma
Tego wystawcę znakomicie znają chyba wszyscy tak od strony swojej analogowej działalności, jak i wyrazistości wypowiedzi. Z jednej strony podmiot bez problemu potrafiący zarazić gramofonem nawet największego przeciwnika takiej zabawy, ale z drugiej gdy przekroczy się cienką linię głoszenia ewidentnej nieprawdy w jakimkolwiek temacie audio nie owijający w bawełnę swoich argumentów. To od lat jak wspomniałem, wiedzą wszyscy. Ale od jakiegoś czas jesienne wystawy AVS spowodowały przylgnięcie do niego jeszcze jednej cechy. I to nie jest mój wymysł, tylko jedna z wielu, zasłyszana opinia w kuluarowych rozmowach. Jakiej konkrertnie? Może się zdziwicie, ale na przekór większości wystawców dla nas bardzo pozytywnej. Chodzi mianowicie o fakt puszczania dosłownie każdego rodzaju muzyki. Nie wymuskanych realizacji, czy typowych wystawowych jedno-piosenkowych samplerów, tylko wszystkiego, co ma duszę bez względu na jakość realizacji. Czy to stary rock, klasyka, jazz, muzyka gitarowa nie ma z tym najmniejszego problemu nawet jeśli materiał jest marnej jakości. Powód? Przecież melomanowi chodzi w głównej mierze o dotarcie do sedna muzyki, a nie masochistyczne rozkochiwanie się w jej jakości. Owszem, próba zachowania jej najlepszej postaci realizacyjnej również jest w naszym interesie, jednak nie kosztem postawienia danej płyty na półce na nigdy nienastępujące później. Materiał nagrany bardzo dobrze zabrzmi idealnie, słabiej, cóż, może mniej połechcemy próżności audiofila, ale nadal będziemy obcować z czymś wyjątkowym tylko w sferze metafizycznej. Dla niego – Rogera Adamka i prawdopodobnie dla wielu z nas to żaden problem. Jednak jedna uwaga, w jego podejściu do tematu jest jeden myk. System musi być w miarę uniwersalny. Powinien dobrze oddać energię i rozmach prezentacji, a nie skupiać się na ukierunkowywaniu go na jedną stylową modłę. I żeby nie było, nie musi być ekstremalnie drogi, co próbuje udowodnić wielu jesiennych wystawców. Znakomicie widać to dosłownie na każdej obsługiwanej przezeń imprezie. Nie wbija się na listę najdroższych systemów wydarzenia, tylko stawia stosunkowo niedrogie kolumny – w tym przypadku były to jeszcze przedprodukcyjne wersje Gauderów, zapewnia im odpowiednie, również stroniące od wyścigu szczurów wzmocnienie ze stajni Vitus Audio, a wszystko karmi – tutaj do akcji wkracza clou jego bytu na rynku – źródłem analogowym. Set bez szaleństwa – no może po bandzie w kwestii dawców sygnału, ale to jego konik i nic z tym nie zrobimy, za to umiejętnie dobrany, bo mający zagrać wszytko dobrze lub bardzo dobrze bez przymusu często szkodliwej w naszej zabawie, bo wycinającej ze słuchania sporo muzyki wybitności. W efekcie tego bez względu na fakt emocjonalnego podejścia do chwil spędzonych w RCM-e każdy z moich rozmówców twierdził, że grało przynajmniej dobrze i co bardzo istotne, oczywiście będące clou tego akapitu, panowie zawsze składają bardzo uniwersalny system. Jak wspominałem, bez napinki na medialną burzę, tylko w służbie czerpania przyjemności z obcowania z muzyką.

13. Grobel Audio – Franco Serblin, Jadis
Moim zdaniem wszelkie znamiona dogłębnego opisu tego pokoju zawiera parafraza hasła do agentury gangstera Siary z kultowego filmu „Kiler” Juliusza Machulskiego, czyli niezapomniane „Memory five, Grobel i wszystko jasne”. Mam nadzieję, że wszyscy wiedzą o co chodzi. A jeśli nie, to wyjaśniam, iż u tytułowego wystawcy kolejny raz w dobrym tego słowa znaczeniu wiało nudą. Naturalnie chodzi o umiejętne skrojenie systemu, który po prostu grał muzykę. Bez pościgu za wyczynowością, tylko na ile pozwalały warunki lokalowe przyjemną w odbiorze. W tym roku wykorzystano do tego będące nowością monitory Franco Serblina Accordo Goldberg, które w działaniu wspierał zintegrowany wzmacniacz lampowy Jadis, a sygnałem karmił hipnotyzujący słuchaczy kręcącymi się wielkimi szpulami magnetofon Revox. Naturalnie będący zawiadowcą całego przedsięwzięcia Sebastian nie byłby sobą, gdyby nie zadbał o najdrobniejszy szczegół prezentacji, jakimi były korelujące z kolumnami estetyką wykonania i barwą drewna panele akustyczne oraz udana kopia będącego wyznacznikiem designu lat świetności magnetofonu stolik pod elektronikę. Całość była na tyle spójna, że po wejściu do pokoju człowiek nie próbował niczego analizować, tylko obdarzony na bogato nie tylko dźwiękiem, ale również wizerunkowym sposobem prezentacji zapominał o bożym świecie. I to bez wyjątków wszyscy. I kurde tak jest co rok. Nie wiem, za rok chyba do niego nie pójdę. Oczywiście żartowałem.

14. Galeria Audio – Zellaton, Aries Cerat, Goldmund
Tym razem ten przedstawiciel wrocławskiej grupy salonów audio w kwestii kolumn postawił nie na świetnie brzmiące w zeszłym roku Kharmy, tylko niedawno przygarnięte do dystrybucji kultowe dla wielu melomanów na świecie Zellatony. Sygnał dla nich przygotowywał znakomity brzmieniowo, niedawno testowany przeze mnie przetwornik Aries Cerat Cassandra, zaś wzmocnieniem zajmował się niezostawiający jeńców w kwestii kontroli i ekspresji grania Goldmund. Całość grała spójnie, z dobrą energią i swobodą, a dzięki temu namacalnością, jednak gdybym miał odnieść się do pokazu zeszłorocznego, tak jak wielu moich znajomych miałem wrażenie, że Kharmy były delikatnie dźwięczniejsze. Czy tak było, z racji minionego roku od tamtego spotkania nie feruję jednoznacznego wyroku, ale dopuszczam myśl, że tak też może być. Jednak jeśli już, nie rozpatruję tego w domenie jakości, tylko innego podejścia do wyrazistości prezentacji. W tym przypadku średnica była bardziej gęsta i może dlatego góra w odbiorze mniej ekspresyjna, ale nie będę tego drążył. Najważniejsze, że i wówczas i obecnie spędzony w tym roomie czas odbieram jako bardzo relaksujący.

15. Nautilus – Estelon, Accuphase, Transrotor, Circle Labs, Siltech
Jak to u Nautilusa zazwyczaj bywa, oprócz pokazów fajnych systemów z puli tak zwanej drobnicy dla zwykłego Kowalskiego dba również o promocję portfolio z cennikowych szczytów naszej zabawy. Tutaj akurat padło na jubileuszową, ze specjalnym wykończeniem obudowy wersję topowych kolumn estońskiego Estelona. Naturalnie aby można było je odpowiednio wysterować, na fotkach widzimy stosowną elektronikę z kraju kwitnącej wiśni kultowej marki Accuphase. Do zapewnienia systemowi dobrej jakości sygnału swoje trzy grosze dołożył wyposażony w dedykowany rack, majestatyczny niemiecki Transrotor. I ku zaskoczeniu pewnie większej części z Was w roli wisienki na torcie pokazującej, że Polacy bardzo dobrze znają się na tematyce audio wystąpił będący nowością w ofercie marki phonostage Circle Labs. Przyznacie, set zacny, a dla naszych ziomali z Krakowa bardzo mocno podnoszący ich postrzeganie na trudnym rynku. Jak odebrałem ten pokaz? Z jednej strony taki jak lubię, czyli duży swobodny. Z drugiej zaś mam wrażenie, że w zeszłym roku całość grała jakby z większą swobodą. Nie wiem, być może to efekt możliwości jednorazowego zrobienia pierwszego dobrego wrażenia, albo zwykłe podniesienie poprzeczki oczekiwań w stosunku do poprzedniego pokazu. Ale bez paniki, tak w zeszłym, jak i w tym roku była możliwość na coś zjawiskowego popatrzeć i co najważniejsze, czegoś nietuzinkowego z przyjemnością posłuchać.

16. Natural Sound – Audio Tekne
Marka zacna, wiem, bo miałem na testach prawie całą ofertę, to nie mogłem o tym wystawcy nie wspomnieć. Jednak podczas wizyty osobiście nie udało mi się złapać z nią nici porozumienia. W kuluarach mówiono, że dźwięk pierwszej klasy, tymczasem dla mnie był zduszony i tkwił głęboko w prostokątnych tubach środkowych kolumn. Pomyślałem, to nie jest możliwe. Nawet w momencie zorientowania się, że boss tego pokoju grał ze zwykłego laptopa podłączonego do systemu długaśnym kablem sklejonym z jakąś wtyczką lub innym ustrojstwem zwykłym plastrem opatrunkowym. Przyznaję się bez bicia, walczyłem jak lew, ale się poddałem. Niestety dopiero na koniec wystawy dowiedziałem się, że miałem pecha, bo peany znajomych dotyczyły brzmienia systemu z wykorzystaniem kolumn stojących na zewnątrz. Naturalnie w tej samej, laptopowej konfiguracji, ale znając dobrze rozmówcę oraz od podszewki japońskie zabawki wierzyłem, że coś było na rzeczy. Problem jednak w tym, że drugiego podejścia nie zaliczyłem. Szkoda. Jednak na otarcie łez pocieszam się, iż wina takiego obrotu sprawy nie leży po mojej stronie. Bez względu jednak na wszystkie przeciwności losu, zapewniam zainteresowanych, japońska marka Audio Tekne warta jest każdego grzechu. Nawet zasługującej na seppuku zdrady z racji wcześniejszego obcowania z innym Japończykiem.

17. WK Audio
Wbrew pozorom – piję do widniejącej na serii zdjęć elektroniki i kolumn pochodzących ze stajni RCM – to nie jest żaden dystrybutor, ani salon audio. To producent okablowania, który niegdyś spotkawszy na swej drodze Rogera Adamka zrozumiał, że w naszej zabawie najważniejszy jest fun ze słuchania muzy. Ten zaś daje jedynie uniwersalnie, ale z dobrym drive-m, energią oraz timingiem granie systemu. Owszem, każdy może sobie wykoślawiać posiadaną zbieraninę audio na własną modłę, jednak jeśli jako producent chce się pokazać jakość oferowanego okablowania, trzeba zadbać o jak najlepszą, ale w wartościach bezwzględnych bezpieczną brzmieniowo konfigurację. A jak wspominałem przy okazji opisu wystawy RCM-u, takowa od wielu lat była i oczywiście ostatnio jest ich dziełem. Zatem nie dziwne chyba jest, że panowie nie tylko bez problemu się dogadali, a marce WK Audio wyszło to na dobre. Skąd wiem, że WK Audio na tym zyskało? Nie, nie łykałem jak przysłowiowy pelikan opowieści wystawcy o jego międzynarodowych sukcesach, tylko będąc w tym pokoju dobre kilka razy słyszałem częste pochwały co chwila zmieniających się słuchaczy, że system gra wszystko dobrze bez sortowania na styl i jakość realizacji. Myślicie, ze to łatwizna? Zapewniam, dla większości podmiotów będących na tej wystawie to są wręcz Himalaje. Owszem, każdy z wywołanych do tablicy gdzieś może błyśnie, jednak całościowo wypaść dobrze jest wielką sztuką. Tutaj się udało. O samym okablowaniu nie napiszę nic, bo wiadomym jest, że każdy zestaw reaguje inaczej. Jednak biorąc pod uwagę dość bogatą ofertę marki WK Audio sądzę, iż w połączeniu z którąś wersją czy to łączówki, sieciówki, a może głośnikówki dojdziecie do takiego finału, jaki miał miejsce w tym pokoju. Trzeba tylko podjąć rękawicę.

18. Quality Audio – Peak Consult, Extraudio, Omicron, QSA
Choć marki w tym pokoju są na naszym rynku dopiero od dwóch lat, to głównym daniem było najnowsze wcielenie testowanych na naszych łamach kolumn Peak Consult El Diablo. Najnowszych, bo według informacji od producenta oprócz wizualnej reformy w postaci wykończenia skrzynek w lakierze fortepianowym zamiast zwyczajowego, skądinąd pięknego drewna, zmieniono topologię zwrotnic. A celem działania na poziomie zmiany pracy przetworników było dopasowanie kolumn do mniejszych kubatur pomieszczeń odsłuchowych. Według teorii duńskich inżynierów poprzednie, naturalnie nadal dostępne jako inny model wcielenie Diablo celowało w pokoje powyżej 35 m2. Tymczasem obecna odsłona ma być przyjazna sonicznie już od 20 m2. Przyznacie, że zważywszy możliwości lokalowe rodzimych audio-maniaków to bardzo ciekawy ruch. Na tyle również dla mnie, że nie omieszkałem ustalić z dystrybutorem ich wizyty w moim lokalu celem weryfikacji poczynionych zmian konstrukcyjnych. Pierwszy efekt słychać było już na wystawie, a było nim znacznie swobodniejsze operowanie wysokimi tonami, a dzięki temu otwarcie się dźwięku. Poprzednik grał ciemniej i plastyczniej, co w zbyt małym pomieszczeniu mogło nabywcy odbić się czkawką w postaci zbytniego uspokojenia dźwięku. I właśnie opisany ruch konstruktorów ma temu zaradzić. Jak to wypadnie w starciu testowym u mnie, zobaczymy za jakiś czas. Na razie zaś rzućcie okiem co napędzało rzeczone kolumny. Mowa o holenderskiej elektronice Extraudio, czyli DAC-u, wykorzystującym w trzewiach lampy elektronowe przedwzmacniaczu liniowym i końcówkach mocy pracujących w opracowanej przez skład inżynierów tej marki klasie „D”. Informuję, że całość grała na tyle imponująco, że gdy informowałem znajomych, że z jakiś powodów w tym pokoju jeszcze nie byłem, wielokrotnie mnie do niego kierowano. A to nie koniec ciekawostek tego stacjonującego w Chełmży dystrybutora, bowiem obok zbieraniny generującej dźwięk stała statyczna wystawka ciekawych akcesoriów. A były nimi różne wersje rozpraszaczy pola magnetycznego, dociski płyt gramofonowych i ostatnio robiące furorę, poddawane procesowi kwantyzacji produkty marki QSA – bezpieczniki oraz switche sieciowe. Dla jednych czyste audio-woodoo, dla innych clou naszej zabawy w wyciskanie z toru audio ostatnich soków. Ja jestem w trakcie zgłębiania działania tych dobrodziejstw, jednak ostrzegam, jeśli nie czujecie się na emocjonalnych siłach, nie próbujcie się tym bawić. Niestety potem Wasz ładnie pokładany niegdyś świat audio już nigdy nie będzie taki sam.

19. Premium Sound – Bona Watt, Rockna, Audel
To było pełne zaskoczenie. I nie tylko odnoście wykorzystanego budulca na skrzynki – mowa o sklejce i przez to niezapomnianego designu pokazywanych kolumn, ale również jakości oferowanego przez nie dźwięku. Co prawda słuchałem tylko jednego modelu – akurat jak byłem grały podłogówki, jednak jeśli w tak trudnym pomieszczeniu muzykę pokazały z fajnym detalem i z dobrą kontrolą niskich rejestrów, to konia z rzędem temu, kto choćby spróbował się do tego poziomu jakości zbliżyć. Naturalnie sporo udziału w tym pokazie miały działania około-akustyczne panelami polskiej marki Form At Wood, ale to tylko cieszy, że panowie nie liczyli na łut szczęścia, tylko podeszli do tematu profesjonalnie. Oprócz penetracji folderów reklamowych w internecie z tymi kolumnami dotychczas werbalnie nie miałem do czynienia, co wespół z jednak nietuzinkowym wyglądem moje przypuszczenia kierowało w stronę szukania poklasku ekologicznym wyglądem, a nie jakością brzmienia, a tutaj taki pozytywny Zonk. Na tyle zjawiskowy, że w duchu obiecywałem sobie ponowną wizytę w czasie grania monitorów. Niestety rozmach jesiennej wystawy sprawił, że pomysł spalił na panewce. Szkoda. Oczywiście jeśli będzie to możliwe, postaram się ściągnąć największy model do siebie na intymne sam na sam. Na chwilę obecną jednak mając w pamięci opisany występ szczerze je rekomenduję.

20. Audio Anatomy – Pathos, Audia Flight, Zingali
Dla wielbicieli włoskiej marki Pathos mam dobre wieści, wróciła pod skrzydła przedostatniego dystrybutora Audio Anatomy. Na tyle solidnego, że jej dostępność do posłuchania we własnych warunkach lokalowych nie będzie tylko teoretyczna lub okraszona zakupem w ciemno, bo inaczej jej nie sprowadzą, tylko na ile pozwolą możliwości finansowe, rozwijana w miarę upływu czasu. Na razie widzimy karmiony sygnałem ze znanej od lat Audio Flight, oparty o dwa monobloki zestaw pre-power, ale otrzymałem informację, iż to tylko dobry początek. A to nie koniec ciekawostek związanych z tym dystrybutorem, bowiem w ostatnim czasie udało mu się przytulić opiekę nad innym podmiotem, również ze słonecznej Italii w postaci kolumn Zingali. Co prawda większość z nas zna je z konstrukcji w formie bałwanków z tubowymi falowodami wokół głośników, ale zapewniam, widniejące na zdjęciach kolumny z dwoma bocznymi, półokrągłymi ściankami okalającymi czarną maskownicę, to najnowsze wcielenie tych kolumn. Nieduże, dzięki czemu dźwiękowo świetnie mieszczące się w pokoju, co sprawiło, że muzyka była pozbawiona szkodliwych podbić zakresu basu, a dzięki wspomaganiu promieniowania przetworników bocznymi wypustkami fajnie doświetlona. Nawet gdybym nie wiedział, co to za marka, w pierwszych przypuszczeniach pomyślałbym o fajnie grających, bo żywo kreujących wirtualną scenę Zingali.

21. Audiostereo, Diy Audio
Zawsze gdy udaję się do tych domowych kuźni konstrukcji audio-zabawek, zadaję sobie pytanie, czy jak najczęściej to robią, tym razem również zabiją mnie wolumenem dźwięku. I żeby był jeszcze najwyższej próby, to z uwagi, że sam słucham głośno, dałoby radę jakoś wytrzymać. Ale nie, choć czasem muzyka brzmi nawet fajnie, to standardem nie jest nawet głośne słuchanie, tylko wręcz wyganianie człowieka z pokoju. Przeżyłem to nie raz i nie dwa i wiem, że panowie mają z tym problem. Na szczęście do czasu. Jakiego? Ostatniej wystawy. Powiem więcej, tym razem zaliczyłem dwa pozytywne zaskoczenia. Jednym był normalny poziom odsłuchu muzyki, zaś drugim coś, czego w najbardziej pozytywnych snach bym się nie spodziewał. Co mam na myśli? Otóż nasi bohaterowie po latach pokazywania konstrukcji na tak zwanym pająku lub ubranych w byle jakie obudowy malowane pędzlem, tudzież wykonane z surowego budulca spod znaku płyt OSB, tym razem się postarali. Jak rzadko wcześniej – trzeba jednak oddać niektórym honor, bo bywały produkty ładnie wyglądające i grające – jak jeden mąż przyłożyli się do wizualnego wykończenia swoich zabawek. No może poza wielkimi czarnymi kolumnami z boku w jednym pokoju, co było wyjątkiem potwierdzającym tegoroczna regułę, ale reszta panie kochany wyglądała jak funkiel nówka. Obydwie dotychczas niecodzienne sytuacje okazały się być na tyle wciągające, że dużym zaangażowaniem słuchu i oczu kilka minut spędziłem w każdym z dwóch opisywanych pomieszczeń. Naprawdę tym razem wyszło im to fajnie. Wieńcząc opis dla ogólnej wiedzy o czym rozprawiamy informuję, iż pokój z obłymi kolumnami z gwizdkiem na górnym łuku okupowali przedstawiciele portalu Audiostereo, zaś ten z wieloma zestawami kolumn od monitorów po podłogówki był pod opieką DIY Audio.

22. Premium Sound – Benny Audio, Thoress, Rockna, Audiosolutions, From At Wood
Muszę przyznać, że w tym roku miałem szczęście do przygotowywanych przez wystawców prezentacji. Z racji dużego zainteresowania odwiedzających tego typu wydarzeniami na żadną niespecjalnie się szykowałem, ale los chciał, abym po wcześniejszej pogadance ze znakomitym trębaczem w pokoju Kasoto w zlokalizowanym na PGE Narodowym pokoju sopockiego Premium Sound zaliczył drugi z kolei miting z muzykiem. Bohaterem był jeden z braci Oleś, a dokładnie kojarzony z perkusją Bartłomiej. Jednak w tym przypadku słowo „kojarzony” jest kluczem do zrozumienia zastanej sytuacji. Sytuacji będącej zamkniętym odsłuchem jego autorskiej płyty „Drumbientone – Songs Of Planets And Moons”. W telegraficznym skrócie chodzi o autorskie spreparowanie soniczne dostępnych w sieci naturalnych dźwięków wydawanych przez poszczególne planety, z jak sugeruje tytuł Księżycem włącznie. Przyznam, muzyka tak bardzo inna – połączenie czegoś na kształt elektroniki z nieobliczalnością muzyki współczesnej w mniej lub bardziej wyraziste ciągi pozornie chaotycznie modulowanych sygnałów – od tej, którą z nim kojarzę, że bez zastanowienia nabyłem jej winylową wersję. Naturalnie to była tylko przygrywka do fajnie spędzonego czasu, gdyż po tej sesji poruszył kilka innych wątków związanych ze swoim podejściem do muzyki, w których kolejny raz udowodnił – tworzy i aranżuje muzykę dla innych artystów, że ogólnie kojarzona z nim perkusja jest tylko jedynym z wielu środków wyrazu drzemiących w nim muzycznych emocji. Naturalnie tę część rozmów przy muzyce również zakończyłem nabyciem będącej jego pomysłem, ale wykonywanej przez kogo innego płyty – obydwa krążki muzyk prezentuje na krótkiej sesji zdjęciowej. Co dla mnie było nie tylko bardzo istotne, ale w kontekście znajomości jego brata Marcina również anegdotyczne, obie płyty uświetnił swoim podpisem. Dlaczego anegdotyczne? Otóż gdy w podobnych okolicznościach dwa lata temu poznałem brata Bartłomieja, czyli wspomnianego Marcina, ten naturalnie będąc zakręconym podobnie do mnie na robieniu fajnej atmosfery na prośbę o podpisanie płyty stwierdził, że tego nie zrobi, bo z reguły nie lubi brudzić płyt. Wówczas obydwaj się uśmialiśmy się i odpuściliśmy temat, ale do dziś mam w pamięci tamto zdarzenie. Na tyle sprawiające mi wiele radości, że dzięki zrządzeniu losu spotkawszy na tegorocznej wystawie w jednym z pomieszczeń Marcina Olesia, pierwszym tekstem z moich z ust w jego kierunku była informacja, że na przekór niemu brat pobrudził mi dwie płyty. Przegięcie? Spokojnie, z uwagi na fakt naszych dobrych relacji tego typu uwaga wywołując uśmiech na jego i mojej twarzy była raczej bezcennym spoiwem dalszej znajomości. Czy miałem rację, pokaże czas.

Dobra, muzyka muzyką, ale pewnie chcecie wiedzieć, co mam do powiedzenia na temat samej prezentacji? Mam nadzieję, że już widok gramofonu zdradza cel wizyty. Chodzi oczywiście o werk Benny Audio Odyssey, z którym już raz miałem przyjemność obcować, a który zaraz po wystawie z racji drobnych zmian konstrukcyjnych trafi do mnie ponownie, na co już bardzo się cieszę. Jestem zagorzałym piewcą czarnej płyty, a produkt Bennego jak niewiele tergo typu konstrukcji, a już pośród polskich na pewno będąc technicznym majstersztykiem, wywołuje u mnie pozytywnie interpretowaną palpitację serca. Jednak w tym przypadku nie o sam gramofon chodziło. Mam na myśli kolumny. Oczywiście reszta sprzętu miała bardzo istotne trzy grosze w tym przedsięwzięciu, jednak gramofon i kolumny były dla mnie z Marcinem celami osobistymi. Tak tak, z uwagi na fakt, że Marcin jest na rozstaju dróg ze swoimi Dynkami, przed wystawą poprosił bosa Premium Sound o dostarczenie widniejących na zdjęciach litewskich konstrukcji do sesji testowej. I nie jedynie w celu naskrobania w relacji co poeta o nich sądzi, tylko przyjrzenia się im pod kątem długoterminowego ożenku. Tandem – gramiak Benny Audio wraz z kolumnami Audiosolutions nie raz i nie dwa (ostatnio w Monachium) pokazał, że gra muzykę przez duże „M”, dlatego gdy kolejny raz nadarzyła się okazja zapoznać się z jego możliwościami w ciężkich warunkach wystawowych, dla nas z Marcinem był to pokój tak zwanego pierwszego wyboru. I jak się później okazało, zostaliśmy obdarowani znakomitym, bo energetycznym, dzięki czemu potrafiącym zgrać Led Zeppelin oraz pełnym mikrodetali pokazując najdrobniejsze niuanse twórczości Bartłomieja Olesia dźwiękiem. To naprawdę był fajnie spędzony czas.

23. Audio Emotions – AGD (AVIK, AXXESS, ANSUS, BORRESEN)
Mam nadzieję, że po lekturze kilku zamieszczonych na naszych łamach testów dobrze wiecie, iż skrót AGD nie jest synonimem mekki sprzętu gospodarstwa domowego. To konstruujący sprzęt audio w najwyższej jakości technologii team rodem z Danii. Jednak co bardzo istotne, mimo, że będąca zespołem pod jednym szyldem czwórka wytwórców zamierzenie podzieliła się rynkiem w zależności od zasobności portfela potencjalnych nabywców, w każdym wycinku swojej działalności nawet na krok nie odstępuje od motta głoszącego jakość ponad wszystko. Wiem, bo obcowałem z niżej pozycjonowanymi cenowo i brzmieniowo produktami i naprawdę byłem pozytywnie zaskoczony, że nawet na tym pułapie idą drogą wysokich standardów wykonania. Co więcej, biorąc pod uwagę zestawienie cena/jakość każde urządzenie bez problemu się broniło. Jak to wygląda na szczytach władzy – czytaj cennika, nie wiem, bo nie mieliśmy okazji nic z tych pułapów posłuchać w kontrolowanych warunkach. Na szczęście są wystawy jak rodzima, dlatego z dwóch dostępnych pod tym szyldem sal, przy wiedzy co brzmieniowo dzieje się na dole oferty, odwiedziłem tę z topową elektroniką i kolumnami, czyli spod znaku Avik oraz Børresen. Jak to wypadło? Mniej więcej w duchu ich motta cyzelowania techniki produkcji. Dźwięk był szybki, pełen informacji, zwarty, ale przy tym w odpowiednich momentach energetyczny. Całość raczej dla wielbicieli żywiołowości grania systemu, aniżeli rozpływania się dźwiękowych plamach. To źle? Nic z tych rzeczy. To świadomy, naturalnie będący konsekwencją przykładania wielkiej wagi do najdrobniejszych technikaliów podczas procesu produkcyjnego wybór zespołu inżynierskiego. Nikt wszystkim jeszcze nie dogodził, dlatego zdając sobie sprawę z ilości „ładnie ponad wszystko” grających komponentów Duńczycy postawili na wyrazistość. Wyrazistość tak jakości wykonania oraz designu, jak i brzmienia. Tak tak, choć były to warunki wystawowe, czyli obciążone wieloma niewiadomymi i potencjalnymi problemami, po kilkunastu minutach spokojnego odsłuchu bez naciągania faktów mogę powiedzieć, że również brzmienia. Naturalnie w pewnej estetyce, ale to przecież standard w naszej zabawie. Jakieś ciekawostki? Owszem, były. Pierwsza to premierowy występ stojącego na górnej półce prawego stolika, obsługującego gramofon pohostage’a marki Avik. Niestety z braku doświadczenia z topową elektroniką AVIK-a nie wiem, jaki był jego brzmieniowy udział w pokazie, ale ważna informacją jest fakt obsługi aż trzech typów wkładek. Pewnie Was zaskoczę, ale chodzi nie tylko o MM i MC, ale również o ostatnio coraz bardziej popularną optyczną ze stajni DS Audio – testy dwóch różnych z firmowymi phonostage’ami są na naszych łamach. Natomiast drugą okazała się być statyczna prezentacja urządzenia „All in one”, czyli źródło ze wzmocnieniem w jednym stajni Avik. Zaskoczeni? Otóż już podczas wystawy w Monachium jaskółki ćwierkały, a tak naprawdę przedstawiciele czterech marek informowali, że dwa zajmujące się elektroniką podmioty rozszerzą swoją ofertę od tanich do drogich komponentów z zachowaniem standardów wykonania i jakości brzmienia dla każdego z nich. I gdy tam pokazali coś droższego spod znaku Axxess, w Warszawie przedstawili – na razie jako eksponat – coś tańszego od Avik-a. Co prawda jedno-pudełkowce to nie moja bajka, ale gdy takie urządzenie zagra w stylu topowych konstrukcji, dla wielu może to być realnym zbliżeniem się dźwiękiem swojego systemu do ekstremalnego High End-u. Trzymam kciuki za taki obrót sprawy.

24. Audiofast – Wilson Audio, D’Agostino, Audio Research, Shunyata Research
Opisując to pomieszczenie mam lekki zgryz. Krążące opinie były tak diametralnie rozbieżne, że po pierwszej wizycie sam nie wiedziałem, jak określić występ tego zestawu. Rozwiązanie pojawiło się dopiero po drugich odwiedzinach, tylko poprzedzonych inną kolejnością odwiedzania sąsiednich prezentacji. Problem, wróć, nie problem, tylko sposób interpretacji rozbijał się o wspomnianą kolejność wizyt u innych wystawców. Wspominałem o mocnym, czasem przesadnie dla mnie gęstym brzmieniu kolumn Sonus faber i podobnie, acz ze znacznie większym smakiem graniu kolumn Magico. To były na tyle wyraziste pokazy, że gdy w niedługiej kolejności po nich zaliczyło się coś z równie wielkimi zespołami głośnikowymi, ale ze znacznie mniejszym udziałem masy, wcześniejsze spotkania podprogowo ustawiały poziom wrażliwości na pewne zjawiska. A mówiąc kolokwialnie, na ich tyle Wilsony grały bardzo oszczędnie w energię. Sytuacja natomiast in plus dramatycznie zmieniała się, gdy zaczynaliśmy od Audiofastu. Nagle okazywało się, że jest swoboda, niewymuszenie i lekkość. Być może dla kogoś nadal mogłoby wszystkiego być nieco więcej, ale to nie był jakiś wielki problem, tylko osobiste oczekiwania danego delikwenta. Dlatego dobrze, że wiedziony czujną podświadomością zaistnienia problemu, którego jednak nie było, udało mi się odwiedzić ten przybytek drugi raz. I finalnie wyszło mi to na dobre, gdyż dzięki temu miałem szansę posłuchania rzeczonych kolumn raz z elektroniką D’Agostino, a w drugim podejściu z lampowym Audio Research-em. Różnice były ewidentne, ale raczej związane z użyciem konkretnych półproduktów w każdym z komponentów, czyli krzemu lub zamkniętych w próżni wolnych elektronów, a nie z jakością grania.

25. Nautilus – Kondo, Avantgarde Acoustic Trio
Odwiedziny tego pokoju wiązały się w walką. Naturalnie o wejście do pokoju. Obleganego przez długą kolejkę od piątku do niedzieli, aż w pewnym momencie uznałem, że chyba się poddam. Na szczęście przy którymś podejściu wejścia pilnował szef i lekko go szantażując, że odpuszczam, bo zbyt wiele razy próbowałem, udało mi się wejść na tak zwany krzywy „r”, za co teraz wszystkich oczekujących przepraszam. Czy było warto? Jak najbardziej. Choćby dlatego, że ten pokaz wypadł o niebo lepiej od zeszłorocznego. Naturalnie w pierwszej kolejności była to zasługa lepszego akustycznie pomieszczenia – rok temu w Sobieskim była to wielka sala konferencyjna, a teraz znacznie przyjaźniejsza dla słuchania muzyki, odpowiednio wytłumiona lokalizacja na PGE Narodowym, w drugiej użycie jako źródeł na przemian gramofonu Kondo i magnetofonu szpulowego Studer A80, a w trzeciej pojawienie się wrażliwej na pokazanie niuansów w muzyce obsługi zamiast burzącego ściany, blądwłosego przedstawiciela niemieckich kolumn – czasem robił to przybysz z Japonii, a czasem wywoływany przy okazji opowiadania anegdoty z podpisywaniem płyt kontrabasista Marcin Oleś. Jak grało? Powiem tak. Nie przepadam za prezentacją tubową, ale kolumny AA Trio przy odpowiedniej konfiguracji są na tyle uniwersalne, że z ręką na sercu mógłbym z nimi zostać na stałe. Niestety są wymagające rozmiarowo, co nawet dla mnie, posiadacza pozornie sporego pokoju się nie nadają. W tym przypadku choć metraż mógłby być nieco większy, moim zdaniem wespół z kultową japońską lampową amplifikacją, ichniejszym gramofonem i tym razem dedykowanymi bass-hornami, a nie prostymi modułami od tańszych linii, system zagrał zjawiskowo. Jak? Cóż, trzeba było się pofatygować. Ale jeśli mimo pewnych obiekcji co do prezentacji tubowej stwierdzam, że było znakomicie, to oznacza, iż dostałem swobodę, rozmach, nadążający za muzyką bas i zjawiskowe, bo fajnie doświetlone ogniskowanie źródeł pozornych na wirtualnej scenie. Tak potrafią tylko najlepsi.

26. Prestige Audio – Zikra, Storgaard & Vestskov, Dyrholm
Domyślam się, że będąc na wystawie i teraz oglądając moją relację tytułem tego akapitu możecie być lekko zaskoczeni. Chodzi o oczywiście o to, że Duńczycy w Sobieskim wystawiali się pod szyldem konstruktorów kolumn, a ja chcąc Wam przybliżyć realia tych marek związanych z naszym rynkiem zatytułowałem go nazwą polskiego dystrybutora. Mam nadzieję, że ci pierwsi się nie obrażą, bo z drugiej strony co im po pokazaniu fotek z nieznanymi nazwami, jak potencjalny klient nie będzie wiedział, gdzie uderzyć w razie potrzeb zakupu danego produktu. A przyznam się Wam, że warto. Na razie mówię o produktach lampowych i okablowaniu, bo kolumn jeszcze u siebie nie miałem. Co takiego mają w sobie potomkowie dawnych urządzeń nadawczych? Zapewniam, o tym informuje konkluzja przeprowadzonego testu dzielonego przedwzmacniacza liniowego Zikra. I nie chodzi w niej o magię lampy, tylko jak dla niej zjawiskowe prowadzenie dolnego zakresu. Mocnego i dobrze kontrolowanego, co dla większości konkurencji jest pobożnym życzeniem. W swej zabawie w testowanie tylko dwa razy spotkałem się z tak dobrym jakościowo basem z lampy, a był nim właśnie przedwzmacniacz liniowy Zikra i przedwzmacniacz gramofonowy polskiej marki Destination Audio. Szacunek. Co sądzę o przywołanym do tablicy pokazie? Mały, problematyczny pokój, na szczęście odpowiednio dobrane kolumny, pozwalając e utrzymać w ryzach dolne pasmo okablowanie, do tego świetna elektronika, zatem nie mogło być inaczej, jak dobrze. Bez dudnienia, ze swobodą i finalnie przyjemnie.

27. Audio-Mix – Esprit, Mbl, Accuphase
Informuję, to nie jest dystrybutor, tylko prężnie działający salon. A prężnie, bo jak widać na fotografiach, ma spory przekrój pozornie dostępnej tylko u dystrybutorów elektroniki. Na szczęście dla nas czasy się zmieniają i opiekunowie wielu marek poszli po rozum do głowy i pozwolili handlować swoim towarem odpowiedzialnym salonom. A odpowiedzialność handlowa opisywanego jest tym większa, że potencjalny zainteresowany marką MBL dzięki bezpośredniemu sprowadzaniu towaru od producenta do Konina nie musi już prosić u znanego od lat warszawskiego przedstawiciela o możliwość dokonania zazwyczaj okupionego wieloma odmowami odsłuchu jakiegoś produktu, tylko dzięki bezpośredniej współpracy z producentem panów z przywołanego Konia obecnie problem z posłuchaniem praktycznie nie istnieje. Dzwonisz i w ramach płynności finansowej salonu masz. Tak tak, MBL, czy Accuphase nie są już Świętymi Gralami dotychczas dostępnymi jedynie u wyimaginowanego źródła, tylko ofertą podobnych do rzeczonej mekki o tematyce audio. A powyżsi panowie są jednymi z nich i w tym roku choćby kolumnami MBL-a pokazali, jak dużo mają do zaoferowania.

28. Audio Atelier – Grandinote, Lumin, Well Tempered Lab
Hmm, Grandinote, te które znam z własnych przygód to świetne, bo uniwersalne kolumny do średnich i małych pomieszczeń. A uniwersalne, bo oparte na baterii niedużych szerokopasmowych przetworników bez jakichkolwiek, ograniczających ich pracę, często degradujących brzmienie konstrukcji zwrotnic i zazwyczaj jednym gwizdku – są oczywiście modele z wieloma wysokotonówkami, ale takich nie gościłem. Efekt? Brak podbić na basie nawet w malutkich pomieszczeniach przy zachowaniu świeżości i szybkości dźwięku. Tak też było i tym razem mimo pozornie niebezpiecznego wstawienia ich w kąty hotelowego pokoiku. Do tego głównym źródłem był gramofon, firmowa elektronika co prawda krzemowa, ale w pełni zbalansowana i do tego pracująca w klasie A, to chyba nie dziwne, że muzyka jak to się mówi, była łatwa, lekka i przyjemna w odbiorze. Przynajmniej ja tak ją odbierałem i to kilkukrotnie. To natomiast kolejny raz potwierdziło moją opinię, że gdy kiedyś przyjdzie u mnie czas na zmiany, z racji bezproblemowego stworzenia przez te konstrukcje dużego, ale pozbawionego podbić i nachalności projekcji spektaklu muzycznego, marka Grandinote jest jedną z pierwszych do dogłębnej weryfikacji. Kolumny nie wyglądają i nie są zbudowane jakoś szczególnie zaawansowanie technicznie, ale być może z racji owej prostoty grają, a nie odtwarzają muzykę.

29. Delta Audio – Gold Note, Mastersound, Brodmann Acoustics, ZenSati
Z przedwystawowych opisów współpracującego z Delta Audio przedstawicielem okablowania marki ZenSati Piotrem z Audiotite wiedziałem, że tutaj zaliczę pewnego rodzaju powtórkę z rozrywki z wystawy w Monachium. Chodzi oczywiście o fajnie prezentujące się wówczas kolumny głośnikowe i współpracujące z nimi okablowanie ZenSati. Co prawda do Warszawy zawitał znacznie niższy model zespołów głośnikowych, ale konstrukcja wąskiego słupka była bliźniacza, natomiast set kabli identyczny w postaci topowej serii X, co dawało dużą szansę złapania estetyki tamtego odsłuchu. Oczywiście tym razem początek systemu tworzącego sygnał pochodził od częstochowskiego specjalisty od techniki lampowej i analogowej – na zdjęciach widać pięknie wyglądający i równie dobrze grający gramofon Gold Note, współpracujący z kompletnym setem opartym o lampy spod ręki włoskiego Mastersound, jednak bez względu na wszystko ogólny przekaz i tak mocno generują zestawy głośnikowe, zatem szanse były duże. I muszę powiedzieć, że tak było. Przekaz lekki i swobodny, nieźle dociążony, może bez wielkiego tąpnięcia sekcji basowej – mimo dołączonego subwoofera i pewnie dlatego dobrze odbieranego. Ale gwoli wyjaśnienia. Trzeba zaznaczyć, że pomieszczenie było bardzo nieustawne, bo przechodnie, dlatego system musiał stanąć po skosie i chyba samo w sobie zbyt wielkie oraz wysokie na ten model kolumn, dlatego chylę czoła, że dało się osiągnąć choć tyle. Jednak zaznaczam, „tyle” w dobrym tego słowa znaczeniu. Rok temu w miejscu Brodmann Acoustic stały wielkie jubileuszowe Kplisch-e, zatem tematu nadmiarowej kubatury nie było i choćby z tego powodu obecny występ w odniesieniu do potencjalnych, w pewien sposób ogarniętych problemów odbieram pozytywnie. Było ciężko, ale suma summarum panowie wyszli z tego obronną ręką.

I tym optymistycznym akcentem kończę relację z tegorocznej wystawy AVS 2024. Niestety nie było szans na przybliżenie wszystkich prezentacji, dlatego wybrałem te, które z jakiś powodów skradły moje serce. I nawet nie chodzi o bezkresne roztopienie się puszczanej muzyce w danym pokoju, tylko pozytywne osobiste postrzeganie danego podmiotu – pierwszy z brzegu przykład to Benny Audio ze znakomitym gramofonem Odyssey i czasem wyartykułowanie istotnych dla Was informacji – choćby wspomnienie możliwości zakupu bardzo rozpoznawalnych marek poza miejscami dystrybucji (MBL, Accuphase) w konińskim salonie Audio-Mix. Jeśli komuś lekko się dostało, proszę nie odbierać tego jako wyrocznię, gdyż jeśli już napisałem o drobnych bolączkach, była to wypadkowa obserwacji nie tylko moich, ale również wielu znajomych. Na szczęście nie było tego wiele. Ale w ogóle pojawiło się dlatego, że nie mogłem napisać, iż tegoroczna wystawa była krainą mlekiem i miodem płynąca w bezwzględnie każdym pokoju, gdyż na to zwyczajnie nie ma szans. Tym bardziej, że każdy z nas ma swoją wersję dobrego dźwięku i zapewniam, słuchając opisów słuchaczy wielu pominiętych przeze mnie prezentacji, często włos jeżył mi się na głowie, jak można lubić taką estetykę grania. Na szczęście dla spokoju ducha idąc za klasykiem jak mantrę zawsze powtarzam, iż każdy ma swoje Westerplatte i nic mi do tego. Jeśli jednak kogoś interesuje, jak wyglądało to moje w tym roku, opisałem powyżej jako relację z 30 pomieszczeń – miałem każde opisać osobno, ale finalnie zdecydowałem, że Audiostereo i DIY Audio zostali połączeni w jeden akapit. Wieńcząc to długawe, z dużą dozą pewności bezsensowne bajkopisarstwo – wspominałem w rozbiegówce o stronieniu ludzi od czytania, ale wiem również, że wielu z różnych powodów na to czeka – dziękuję wszystkim goszczącym mnie wystawcom za miłą atmosferę i życząc poimprezowego feedbacku w postaci wielu kontaktów z potencjalnymi klientami choćby w celach weryfikacji, czy utrzymujecie poziom, ponownie wpraszam się już za rok.

Jacek Pazio

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Audio Video Show 2024

Audio Video Show 2024 cz.3

Mam cichą nadzieję, że nie przeszkadza Państwu fakt, iż nawet nie tyle nieco, co całkiem wbrew chronologii, za to zgodnie z tradycją i skalą trudności – pracochłonnością, eksplorowany przeze mnie od lat w pierwszej kolejności PGE Narodowy po raz kolejny pojawia się jako finał mojej powystawowej „spowiedzi”. Po prostu zdecydowanie sprawniej przebiega proces relacjonowania dwóch pozostałych i zauważalnie mniejszych hotelowych lokalizacji, więc dokumentacja słowno-zdjęciowa ich dotycząca może ujrzeć światło dzienne zdecydowanie szybciej aniżeli ta ze stadionu. Powiem szczerze, że pomimo obecności na, o ile tylko pamięć mnie nie zawodzi, wszystkich Audio i dopiero od jakiegoś czasu Video Show na tegoroczną edycję wybierałem się z pewnymi obawami. Nie dość bowiem, że co i rusz mych uszu dobiegały opinie, iż dotychczasowa forma się wypaliła, sytuacja tak za naszą wschodnią granicą, jak i w kilku innych zakątkach globu najdelikatniej rzecz ujmując jest nie do pozazdroszczenia, to jeszcze High-End przypiął odrzutowe wrotki o nie tyle odjechał, co zupełnie odleciał z cenami, więc kwestia nie jest czy, lecz kiedy ów pompowany do irracjonalnych rozmiarów balon pęknie. Jeśli dołożymy do tego śladową promocję „na zewnątrz”, czyli poza naszym audiofilskim mikro-światkiem nadal żyjącym w błogim przeświadczeniu, że spęd złotouchych jest „jakoś tak w listopadzie” można było spodziewać się niezbyt imponującego zainteresowania. Całe szczęście pesymistyczne wizje się nie spełniły i pomimo spowijającej stolicę gęstej niczym śmietana 30-ka mgły w piątkowe południe nieprzebrane tłumy spragnionych bezpośredniego kontaktu z systemami, które zazwyczaj można jedynie pooglądać na zdjęciach i posłuchać na … YouTube.

Do takich smakołyków z pewnością można zaliczyć zestaw Sonus faber Suprema, na który ostrzyłem sobie zęby na długo przed jego oficjalną premierą. Pech jednak chciał, że kiedy takowa miała miejsce a włoski dream team zawitał do Monachium zamiast w MOC-u rozgościł się w Hotel Andaz i w dodatku dla prasy wydzielił dwa zupełnie niekompatybilne z naszym grafikiem sloty. No nic, wypadało tylko obejść się smakiem i cierpliwie czekać na okazję taką jak niniejsza. A skoro takowa się przydarzyła, to tym razem nie było zmiłuj. W dodatku dzięki uprzejmości dystrybutora marki do niemalże prywatnych odsłuchów mogłem przystąpić już o godzinie 10-ej w piątek, a więc jeszcze nie tylko przed oficjalnym startem wystawy, co finalnymi porządkami. Czymże jednak jest kilka wiórów na wykładzinie w porównaniu z możliwością doświadczenia absolutu opus magnum włoskich specjalistów od stolarki i elektroniki w audiofilskim wydaniu. W dodatku w wydaniu XXL, gdyż w skład zestawu Suprema wchodzą dwie kolumny główne inspirowane kształtem pierwszych Guarnieri oraz dwa potężne eliptyczne subwoofery nawiązujące do nie mniej sławnych Stradivari. Jednak nie sam ich gabaryt robi wrażenie, gdyż jakość stolarki zapiera dech w piersiach a fakt, iż każda z kolumn może pochwalić się ośmioma przetwornikami na froncie i dwoma skierowanymi ku tyłowi budzi w pełni zrozumiały szacunek. Z kolei suby złowrogo łypią na słuchaczy dwoma 38 cm wooferami (każdy) gotowe zdmuchnąć śmiałków próbujących podejść do nich bez należnego szacunku. Jak łatwo się domyślić do napędzenia takiej wesołej gromadki potrzeba czegoś więcej aniżeli zwykłej integry, co udowodniła ekipa wystawcy wytaczając jedne z najcięższych dział w swym portfolio, czyli cztery monobloki Classé Audio Delta Mono i dedykowany im, pochodzący z tej samej serii przedwzmacniacz. W rezultacie serwowany na PGE dźwięk był potężny, organicznie soczysty i z jednej strony przyjemnie gładki i miękki, lecz jednocześnie daleki od niekontrolowania, czy rozmywającej kontury pluszowej obłości. Co istotne reprezentant Włochów nie stronił od mało wymuskanych utworów serwując słuchaczom zarówno ostry rock, jak i klubową elektronikę udowadniając tym samym, że nie ma również i na ekstremalnym High-Endzie da się słuchać „zwykłych” nagrań i bynajmniej nie musi to być asekuracyjne plumkanie.

Kolejną wielce udaną sesję zafundowały mi poznańskie Dwa Kanały, które chcąc zapanować nad ogólnym i powszechnym na tego typu wystawach chaosem wprowadziły biletowane, półgodzinne zamknięte prezentacje. Pomysł niby nie nowy, jednak jakże skutecznie zapobiegający ciągłemu trzaskaniu drzwiami i zupełnie przypadkowym wizytom „znawców”, którzy jedynie na kilka-kilkanaście sekund wsadziwszy czerep i dłoń dzierżącą smartfon byliby w stanie zrobić zdjęcie i autorytatywnie wydać werdykt jak taki system gra. A tak można było w spokoju usiąść, posłuchać kilku utworów i mieć chociażby jako/takie wyobrażenie co tak naprawdę potrafią ultra zaawansowane Magico M7 w połączeniu z dzielonym wzmocnieniem Pilium OLYMPUS / 2 x Pilium CRONUS. A potrafiły sporo w wielce udany sposób łącząc rozdzielczość z plastycznością i dynamikę z wyrafinowaniem.

Cały czas utrzymując się w ultra high-endowej stratosferze warto było wstąpić również do zajmowanego przez stołeczny SoundClub Studia TV5, gdzie w zależności od dnia grały trzy skierowane do najbardziej wyrafinowanych smakoszy konfiguracje (stosowny grafik na zdjęciu). Jak jednak wspomniałem przemierzając stadionowe korytarze w piątek automatycznie załapałem się na rozwinięcie seta, którego miałem okazję posłuchać w siedzibie dystrybutora – z przywodzącymi na myśl transformersowego Bumblebee kolumnami EgglestonWorks Andra Viginti V2. Na potrzeby AVS końcówkę Bouldera 1160 zastąpiło większe rodzeństwo, czyli 2160, więc było jeszcze lepiej niż w wakacje, tym bardziej, że i same Andry miały okazję w pełni się wygrzać. Z „drobiazgów” wygrzewania niewymagających warto wspomnieć za to o jubileuszowym stoliku 15th Anniversary Alu Master Reference Series Rack i platformach 15th Anniversary Alu Master Reference Series Platforms Franc Audio Accessories a szczęśliwcy, który dotarli na PGE w sobotę, bądź niedzielę mieli okazję również posłuchać odpowiednio Martenów Mingus Septet i GOBELi Divin Comtesse.

75 lat na karku to nie w kij dmuchał, więc jest okazja by odpowiednio to uczcić. A McIntosh ma czym i jak, więc jadąc po przysłowiowej bandzie sam sobie zrobił prezent wypuszczając Monobloki Mc2.1KW. Cóż w tym niezwykłego? A to, że każdy z monosów to de facto … 3 (słownie „trzy”!!!) urządzenia – dwa zasilacze i moduł wzmocnienia w sumie ważące 180 kg. Dokładając do tego również jubileuszowy przedwzmacniacz C12000 Anniversary i CD/SACD MCD12000 Anniversary robi się prawdziwa ściana sprzętu, której to charakterystycznej zielonkawo-niebieskiej poświacie przyszło się pławić nie tylko licznie przybyłym odwiedzającym, co przede wszystkim Rockportom Orion.

Pozwolę sobie na krótką chwilę zejść na ziemię, by wspomnieć o mającej podczas tegorocznego premierze lifestylowego all-in-one’a, czyli wszystkomającego Devialeta Astra Opéra de Paris, którego płytę górną pokrywa się ręcznie płatkami prawdziwego 23-karatowego złota. Oczywiście zdaję sobie sprawę, iż na tle powyższych propozycji „niespodzianka” przygotowana przez Audio Klan ma wyraźnie mniejszą siłę rażenia, jednak rynek na tego typu rozwiązania jest nad wyraz chłonny, więc i taka forma promocji jak najbardziej ma sens. A że ww. dystrybutor powoli oddaje pola stricte high-endowym graczom to już zupełnie inna kwestia.

Nieco wyżej gardę trzymał stołeczny EIC prezentując strzeliste PMC Fenestria napędzane zestawem Muscial Fidelity z topowej serii Nu-Vista. Jak na High-end, który niewątpliwie reprezentowały tak ceny, jak i gabaryty śmiało można uznać za umiarkowane.

Skoro o nieprzesadzonych gabarytach mowa na uwagę zasługiwał również system Esoterica z topowymi modelami z serii Grandioso napędzającymi charakterystyczne flagowce Fyne Audio.

No dobrze, starczy propozycji dla „normalnych” odbiorców, czas wrócić na okołoziemską orbitę. Koniec końców krakowski Nautilus wreszcie trafił na PGE Narodowy, co patrząc na to, co w tym roku przygotował zupełnie nie dziwi. Potężne Avantgarde Acoustic Trio G3, wspomagane na najniższych tonach przez firmowe Spacehorny zasilały nie mniej działające na audiofilską wyobraźnię Kondo Kagury. I nie będzie w tym ani grama przesady jeśli napiszę, iż była to jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza prezentacja Nautilusa co najmniej od czasów, gdy jeszcze najlepszych systemów podczas AVS można było posłuchać w hotelu Bristol.

Nie mniej imponująco prezentował się rezydujący nieopodal system z premierowymi Wilson Audio ALEX Vfx wspomaganych subwooferami Wilson Audio LōKē i napędzanych końcówkami mocy Dan D’Agostino M400 MxV. Co prawda gospodarze nieco niefrasobliwie potraktowali kwestię zaadaptowania tak akustycznego, jak i wizualnego szklanej ściany za systemem która nie dość, że pracowała jako potężna płaszczyzna odbijająca, to znacząco utrudniała dokumentację fotograficzną serwując odwiedzającym bodaj ostatnie promienie jesiennego słońca.

Z kolei Diora, choć z dumą prezentowała swe flagowce w formie niemej ekspozycji, to już grała z adresowanych statystycznym odbiorcom zestawów nieprzekraczających 10 kPLN.

Rezydujące nieopodal białostockie Rafko postanowiło za to odczarować obecność subwooferów w systemach stereofonicznych. Podkreślam subwooferów a nie subwoofera, gdyż w tym roku główny system oparto na bezkompromisowych monitorach Perlisten S5m wspomaganych duetem subwooferów Perlisten D12s. Czy to miało sens? 4 x TAK! Czy było „słychać suby”? 2 x NIE! Po prostu grała muzyka a reakcje odwiedzających wpatrujących się w 12-ki jak szpak w gnat, by po chwili autorytatywnie stwierdzić, że pewnie są wyłączone bo „nic nie dudni” … bezcenne. O planach na przyszłość (gwarantuję, że będzie się działo) z zaraźliwym zaangażowaniem opowiadał sam Lars Johansen jasno dając do zrozumienia, że sukcesy Perlistena nie są przypadkowe, lecz wynikają z potężnej pracy jaką wkłada cały zespół w rozwój wykorzystywanych przez nich technologii. Ponadto warto podkreślić, szczególnie dla osób z ww. marką nieobeznanych, że ww. kolumny dźwięku lapidarnie rzecz ujmując nie robią a reprodukują w możliwie najwierniejszej postaci. Dzięki czemu świetnie nadają się nie tylko do zastosowań cywilnych – Hi-Fi/High-End lecz również profesjonalnych – w studiach nagraniowych i masteringowych, co z resztą coraz częściej ma miejsce.

Tuż za ścianą dyskretnie przygrywały śnieżnobiałe Triangle Magellan 40th Cello napędzane dzielonką słowackiego CANOR-a Hyperion P1 + Virtus S1S.

T+A robi swoje, solidna elektronika, oszczędna forma i szalenie dalekie od efekciarstwa brzmienie. Jak ktoś ceni prawdomówność (prawdogralność?) miał okazję poznać cel do którego warto dążyć.

Polski przystanek na AVS, czyli hORNS / David Laboga / Lucas Audio Lab, czyli głośniki/okablowanie/elektronika wespół/zespół stawiające na eufonię i dźwiękowe pieszczoty aniżeli obsesyjną analityczność i prosektoryjny chłód. Nic tylko wejść, usiąść, posłuchać i odpocząć od codziennego/wystawowego pędu.

Innuos znany jest z tego, że operując w domenie cyfrowej na światło dzienne ekstrahuje taki ogrom w pełni analogowej koherencji i naturalności, że część gramofonów może poczuć się zazdrosna. W tym roku było podobnie.

Nieco nawiązujący do „polskiego przystanku” zestaw Horn Acoustic / Soulnote okablowano rodzimymi WK Audio. Niby nic nie raziło i nie odstręczało, ale Witek (z WK Audio) w Sobieskim potrafił bardziej podkręcać emocje.

No i nasz tegoroczny okładkowiec (rano jeszcze a wieczorem już PGE spowijała szczelnym kożuchem mgła, więc ze standardowego kadru zmuszony byłem zrezygnować) skomletowany przez stołeczne Sound Source. Imponujące perłowo-białe „plemniki”, czyli Vivid Audio GIYA G2 w towarzystwie elektroniki Audioneta (m.in. znane nam z odsłuchów monobloki Heisenberg) prezentowały się nad wyraz elegancko a i przy tym grały zacnie. Co ciekawe brzmienie przez nie oferowane było po cieplejszej i gładszej „stronie mocy”, co nie zawsze w przypadku tego wytwórcy kolumn ma miejsce.

Dziwnym zbiegiem okoliczności w Monachium jakoś nie udało mi się ich posłuchać, więc widok Audiovectorów Trapeze Reimagined bardzo mnie ucieszył. Radość była tym większa, że i dźwiękowo te (czysto umownie) ekshumowane blisko półwieczne modele doskonale dawały sobie radę stawiając na dynamiczny, wręcz żywiołowy przekaz aż kipiący od energii i chęci do grania.

Z cyklu stara miłość nie rdzewieje – czasy się zmieniają a ja lubię sobie od czasu do czasu rzucić tak okiem i uchem na aktualne „wypusty” Electrocompanieta, szczególnie gdy w zasięgu trafi się zacna parka AW-800 wyczyniająca z Rockportami Lynx, co tylko przyjdzie jej do głowy. Dla równowagi nieco bardziej neutralne brzmienie oferował set Karan-a, więc w zależności od preferencji/repertuaru, czy też nastroju było z czego wybrać coś dla siebie.

Potężne kolumny Steinheima, nie mniej imponujące monosy VTL-a i szpulak Sony. Dodając do tego przedwzmacniacz Gryphona mam przepis na … sukces.

Powiem szczerze, że może i aktywne, bezprzewodowe Focale DIVA UTOPIA grają całkiem nieźle. Może i są szalenie ergonomiczną alternatywą dla konwencjonalnych systemów, ale bardzo przepraszam wszystkich ortodoksyjnych akolitów marki, lecz wykończenie szarym filcem zupełnie do mnie nie przemawia. Może i skojarzenia z gumofilcami Jakuba Wędrowycza są nazbyt oczywiste a może jeszcze tak ja, jak i High-End nie jesteśmy jeszcze gotowi na tego typu post- PGR-owski design.

Za to doskonale pamiętane z występów w naszych skromnych progach Cantony Reference GS Edition nijakich kontrowersji nie powodowały. Ba, sprawiały wyłącznie pozytywne wrażenie pokazując, że i najnowsze flagowce Marantza z serii 10 (odtwarzacz SACD, Streamer i integra) nie wypadły sroce spod ogona a ich oscylujące wokół 50 kPLN ceny nie są chorym wymysłem szalonych marketingowców i pazernych księgowych, lecz nad wyraz uczciwie skalkulowanymi kwotami.

Kontynuując „hornową sagę” nie sposób było nie wstąpić i rzucić uchem na napędzane dzielonką Classé Audio Delta Dali EPIKORE 9.

A następnie dać opaść emocjom w towarzystwie Unison Reasearch Unico CD Due i integry S6 Black Edition wespół z podłogowymi kolumnami Opera Quinta v2 grającymi na zmianę z podstawkowymi Opera Prima v2.

Z premedytacją, niejako na deser zostawiłem prawdziwego rodzynka, czyli lożę zajmowaną przez sopockie Premium Sound, które podobnie jak w swojej hotelowej prezentacji pokazało, że nie liczy się ilość a jakość i znajomość posiadanych we własnym portfolio marek. Nie ma zatem co na nowo wynajdywać koła, bądź wyważać już dawno otwartych drzwi, gdyż sprawdzone rozwiązania mają to do siebie, że się … sprawdzają. Dlatego budowanie systemu wokół kolumn AudioSolutions (w tym roku przepięknych Figaro L2 w wykończeniu Midnight Gold) i rodzimego gramofonu BennyAudio Odyssey jak najbardziej ma sens. Jak się miało okazać sens miało również użycie monobloków Van den Hul The Excalibur oraz sygnowanego tym samym logotypem okablowania. Może i basu było nieco zbyt dużo, ale biorąc pod uwagę specyfikę SkyBox-a z powodzeniem można było efekt finalny za wysoce satysfakcjonujący.
Za szalenie miły akcent należało również uznać wielce intrygującą i w pełni dostępną (pod względem konsumpcyjnym) ekspozycję wysokoprocentowych destylatów z destylarni Tessellis. I tu drobna uwaga. Otóż będąc zupełnie niezainteresowanym walorami standardowych „aqua vitae”, które ewidentnie mi nie służą, więc omijam je szerokim łukiem tym razem byłem pod wielkim, w dodatku pozytywnym wrażeniem nie tylko klasycznego Ginu, lecz również (a może nawet przede wszystkim) deserowej Tessellis Dark Chocolate & Orange. Krótko mówiąc idealne zwieńczenie pierwszego dnia Audio Video Show.

Chociaż … chwileczkę. Przecież w ramach AVS od niepamiętnych czasów prężnie działa strefa słuchawkowa, gdzie jedynie zmieniając krzesełka można zapoznać się z bezlikiem rozwiązań tak przewodowych, jak i kabli pozbawionych. Tak też było i w tym roku.

No i już zupełnie na koniec jeszcze tylko migawka płytowa, gdyż miłośnicy czarnych płyt też nie mogli PGE Narodowego opuścić z pustymi rękami.

Do zobaczenia za rok i przekazuję mikrofon Jackowi, więc proszę zbytnio nie oddalać się od radioodbiorników.

Cdn.…

Marcin Olszewski

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Audio Video Show 2024

Audio Video Show 2024 cz.2

O ile zwiedzanie Golden Tulipa można było uznać za niezobowiązującą przystawkę i niewinną rozgrzewkę, to już Sobieski wymaga kondycji maratończyka i płuc freedivingowego nurka, gdyż w godzinach szczytu całą trasę najlepiej zrobić na … jednym wdechu a z racji panującego w niektórych zazwyczaj lampowych oazach gorąca i kąpielówki nie wydają się zbyt kuriozalną stylówką. Nie dość bowiem, że część wystawców okna swych pokoi dosłownie muruje na głucho i wręcz obsesyjnie pilnuje zamykania drzwi, to i sami odwiedzający na przygotowane przez organizatora szatnie reagują trudną do wytłumaczenia alergią, co w połączeniu z zaskakująco wysokimi jak na koniec października temperaturami zmienia tytułowy przybytek w najdelikatniej rzecz ujmując pieczarkarnię. Niemniej jednak wychodząc z założenia, że co nas nie zabije to nas wzmocni i mając ćwierć wieku doświadczenia w takowych eskapadach można owemu wyzwaniu podołać. Wystarczy tylko przestrzegać kilku zasad do których m.in. należą – kierunek zwiedzania od najwyższego piętra w dół, omijanie przepełnionych i pozbawionych dopływu świeżego powietrza pokoi i regularne nawadnianie. Do powyższej listy z racji prowadzenia dokumentacji fotograficznej dorzucę od siebie wykluczenie ekspozycji ustawionych na tle odsłoniętych okien i tym oto sposobem z blisko setki sal i pokoi daje możliwe do ogarnięcia w sensownym czasie około 20-ki przystanków. W dodatku w tym roku część wystawców doskonale pamiętając coroczne perturbacje z dostępem do wind i standardową walkę z czasem zapobiegliwie przyjechała już w środę.

Do owego elitarnego grona można zaliczyć m.in. chełmżyńskie Quality Audio, które pełną gotowość ogłosiło już w czwartkowe przedpołudnie, dzięki czemu niemalże dobę przed oficjalnym otwarciem Audio Video Show 2024 mogłem w wielce komfortowych warunkach (działająca klimatyzacja plus praktycznie całkowicie wyludnione piętro) nie tylko posłuchać małego co nieco, lecz również uciąć sobie przemiłą pogawędkę z reprezentującym Peak Consult Mikiem Picanza o zmianach i planach marki. Rozmawiało nam się tym lepiej, że powód spotkania i dowód przekazywanych informacji był nie tylko na wyciagnięcie ręki, co jeszcze grający, czyli najnowsza odsłona jakiś czas temu goszczących u nas … El Diablo, które mówiąc wprost „zmieściły się dźwiękowo” w hotelowej klitce, co starym wersjom raczej by się nie udało. A tu proszę bardzo – świetnie kontrolowany i zróżnicowany, nisko schodzący bas, „rasowa”, komunikatywna średnica i otwarte, lśniące wysokie tony. Czyli nieco bardziej rześko niż wcześniej ale nadal z wrodzona elegancją i niezwykłą koherencją. I w tym momencie docieramy do sedna, czyli do wiadomości uzyskanych od Mike’a, który z trudną do ukrycia dumą wspominał, że Peak Consult przechodząc swoistą transformację dokonuje ją na zasadzie ewolucji a nie rewolucji, więc z jednej strony nieco odchodzi od nieco przyciemnionego dźwięku a z drugiej doskonale pamięta o własnym dziedzictwie i wręcz obsesyjnej dbałości o detale. Dlatego też kwestie konstrukcyjne zostają po staremu, czyli wszystko co się da wykonywane jest na miejscu i choć nadal w katalogu króluje wykończenie naturalnym drewnem, to dostępna jest również klasyczna fortepianowa czerń, która podobno cieszy się sporym zainteresowaniem. Co istotne Wilfried Ehrenholz (jeden z dwóch współdowodzących – obok Lennarta Asbjørna) postawił sobie ambitne założenie, by każdy z sygnowancy przez nich modeli powstawał niejako bez jakichkolwiek limitacji ze strony księgowości (oczywiście w swoim segmencie). W dodatku mozolna wędrówka po kolejnych szczeblach wtajemniczenia, czyli przesiadki na coraz to wyższe/większe modele nie wymagają od ich nabywców przemodelowania własnych upodobań, czy też każdorazowych przeprowadzek do coraz to większych lokali, lecz jedynie zadbanie o odpowiednio wydajną amplifikację. No może z jednym wyjątkiem, czyli Dragon Legacy, których raczej do dwudziestokilkumetrowego pokoju raczej wcisnąć się nie da. A jeśli ktoś szuka drogi na skróty, to jedynie podpowiem, że w zupełności wystarczy zainteresować się katalogiem Extraudio, bo niderlandzka elektronika z duńskimi kolumnami dogaduje się świetnie, co z resztą podczas ostatnich dwóch AVS można było zweryfikować nausznie.

Nie mniej ekscytująco przebiegła w zajmowanych przez ekipę High End Alliance dwóch pokojach, gdyż krakowski dystrybutor z trudnym do ukrycia uśmiechem prezentował powracającą pod jego skrzydła elektronikę Pathos Audio, która w tym roku grała z nowym nabytkiem w portfolio, czyli również włoskimi kolumnami Zingali Quantum Array 2.8 Plus. To jednak nie koniec nowości, bowiem Audio Anatomy (spółka matka High End Alliance) postanowiła zaistnieć na audiofilskim rynku jako … producent kolumn z dumą prezentując nad wyraz intrygujące, uzbrojone w … trzy tweetery przeurocze podstawkowe monitory Audio Anatomy AA5 (3000€). Szarża z motyką na słońce, zwykły rebranding azjatyckiego OEM-a? Nic z tych rzeczy, bowiem za projektem stoi nie kto inny, jak znany m.in. z fińskiego Amphiona Antti Louhivaara a obudowy powstają w … Diorze. Jeśli się jednak nieco głębiej pogrzebie i zerknie do katalogu fińskiej marki Aurelia wszystko zaczyna układać się w sensowną całość. Nic Wam ww. nazwa nie mówi? Cóż, jak się okazuje audiofilski świat wcale nie jest tak bezkresny, jakby mógł się wydawać, a w internecie nic nie ginie. Wystarczy bowiem przypomnieć sobie Audio Video Show z 2018 r. i oczywiste inspiracje widać jak na dłoni. A jak potoczą się losy tytułowego projektu czas pokaże, jednak z chęcią rzucę na „rodzime” kolumienki uchem w zdecydowanie bardziej kontrolowanych aniżeli wystawowe warunkach, tym bardziej, że podczas rozmowy z Andrzejem Mackiewiczem – spirytus movens całego zamieszania doszły mnie słuchy, że w ofercie przewidywane są również modele aktywne a jak wiadomo tego typu rozwiązania zaczynają się cieszyć coraz większym zainteresowaniem odbiorców.

Idąc tropem nowości nie sposób było przeoczyć stołeczny byt o enigmatycznej nazwie Homogenix, który wypływając na szersze wody startuje z ofertą czterech … wkładek gramofonowych, których korpusy wykonywane są z Korpus z drewna jodłowego z … 1512 roku. Wkładek można było posłuchać nie tylko w pokoju producenta (z potężnymi tubami), lecz również w tym zajmowanym przez Pełne Brzmienie Studio Hi-End ( z kolumnami Art Loudspeakers i lampową elektroniką Art.Audio).

Również i w tym roku nie zabrakło węgierskich „parawanów”, czyli elektrostatycznych kolumn Popori Acoustics i elektroniki 72Audio, które podczas AVS2022 wywołały nie lada poruszenie. Tym razem jednak Węgrzy postawili na nieco mniejsze gabaryty, co o dziwo niespecjalnie wpłynęło na ich pozytywny odbiór u większości odwiedzających ich pokoje słuchaczy.

Najwyższa pora na kolejny rodzimy akcent, czyli kooperację specjalisty od przetworników MuzgAUDIO i MORE audio, które pojawiło się z tranzystorowym wzmacniaczem Single Ended CS100 a tor „Made in Poland” zamykały kolumny sygnowane przez Audioform. Jeśli tak ma wyglądać i przede wszystkim brzmieć przyszłość polskiego Hi-Fi to jestem na tak.

Może to i dziwnie wygląda, ale co ja poradzę, że gdziebym nie wszedł, posiedział posłuchał i jeszcze by mi się podobało, to finalnie wychodziło na to, że cytując klasyka „nasi tu byli”. Tak też było i tym razem w pokoju zajmowanym przez niespecjalnie okupującą pierwsze strony branżowych periodyków markę Sisound. Niby niderlandzką elektronikę Extraudio rozpoznałem bez trudu, ale już kolumny były niemalże całkowicie anonimowe. Ale grały i to grały tak, że wstawać z krzesła a potem kanapy zupełnie mi się nie chciało. Swoboda, rozmach i rozdzielczość wręcz uzależniały, co niejako z automatu spowodowało uruchomienie kalkulatora wskazującego, że jeśli kosztują nieco ponad 100-ke, to ktoś naprawdę bardzo rozsądnie i uczciwie je wycenił. Jednak kiedy dosiadł się do mnie jeden z dwóch stojących za ww. projektem, czyli modelem Solidus S Rafał Wołczyński okazało się, że wyceniono je na 64 500 PLN. Całkiem miła niespodzianka jak za uzbrojone w dwie wstęgi i 13” Revelatora zamknięte podłogówki, nieprawdaż?
A teraz mała szpila i łyżka dziegciu w wiadrze miodu. Oczywiście pisana z mocnym przymrużeniem oczu, choć patrząc na to co ostatnio się „odjaniepawliło” w OFF Radio Kraków, gdzie prowadzących z krwi i kości zastąpiły wygenerowane przez AI avatary moment, w którym zamiast uroczej hostessy materiały reklamowe prezentował robot odebrałem z mocno mieszanymi uczuciami. Jeszcze chwila a reportaże będą przygotowywane za pomocą dronów a szczęśliwe ludzkie niedobitki co najwyżej będą mogły ograniczyć się do ich sterowania siedząc w domowych pieleszach przed komputerem, bądź ze smartfonem/tabletem trzymanym w wątłych rączkach.

Z dalekich od obowiązujących kanonów piękna rejonów ludzkiej kreatywności warto również wspomnieć o systemie skomponowanym przez krakowskie Bare Baffle, które postawiło na wzmocnienie w postaci lampowca Western Electric 91 E oraz kolumny Schetl Pathway dopieszczone wysokotonowymi przetwornikami Arya Audio Labs AirBlade.

A skoro o podróżach mowa, to nie tyle palcem po mapie, co „z buta” po hotelowych korytarzach można było dotrzeć do pochodzących z … Indii kolumn Rethm Loudspeakers Maarga, które napędzał zestaw pre/power Phasemation.

Wrocławskie Audio Atelier po raz kolejny udowodniło, że forma jest tylko drogą a nie celem samym w sobie, w związku z powyższym oprócz futurystycznych Gradientów R-5 Revolution grało z pozornie klasycznych Mach 2 Estrema Grandinote napędzanych topową integra SOLO. Krótko mówiąc dla każdego coś dobrego.

No i wracamy nad Wisłę a dokładnie do Notte Sound Labs, które w tym roku pochwaliło się nową końcówką mocy NPA-01-R, oraz własnym systemem, w którym źródłami były wiekowa Wadia WT-2000 i kultowy flagowiec DP-S1 Denona. Rezultat? Przechodzący najśmielsze oczekiwania i w pełni zasługujący na miano jeśli nie najlepszego, to z pewnością jednego z najlepszych brzmieniowo zestawów grających w Sobieskim. Bez spinki, wyczynowości za to niezwykle komunikatywny, koherentny i rozdzielczy zarazem na tyle, by w niezwykle namacalny sposób pokazać zarówno piękno kobiecego głosu jak i potęgę kościelnych organów.

Kontynuując Polski wątek nie sposób było pominąć pokoju, w którym pyszniły się zjawiskowe kolumny EpoSound, których obudowy wykonano z naturalnego drewna połączonego z żywicą epoksydową, dzięki czemu uzyskano nie tylko niezwykle atrakcyjną kolorystykę, co i oczekiwane właściwości konstrukcyjne. W sobotnie popołudnie grały podłogowe Deimos Red Millenium Black Oak (27 900 PLN) a tuż obok na swoją kolej grzecznie czekały podstawkowe Skathi Red Millenium Black Oak (16 900 PLN). Na uwagę zasługuje fakt, iż użyte w ww. modelach drewno nie jest za przeproszeniem „zwykłą dechą”, lecz to tzw. „polski heban”, czyli czarny dąb – blisko 1200 letnia dębina pozyskiwana … wykopaliskowo. Jednak nawet pomijając kwestie niemalże archeologiczno – dendrologiczne Deimosy oferowały dźwięk z jednej strony gęsty a z drugiej wysoce rozdzielczy.

Choć może wyglądać to za przejaw kumoterstwa, bądź dziwny zbieg okoliczności nic nie byłem w stanie poradzić na fakt, że i kolejny odwiedzony pokój należał do rodzimego wytwórcy, czyli stołecznej manufaktury BonaWatt, która na tegoroczną wystawę przygotowała premierę – 250 W hybrydowy wzmacniacz zintegrowany Triton wykorzystujący w sekcji przedwzmacniacza lampy 6SL7 zasolane GZ34 i D-klasowy stopień wyjściowy. Z ciekawostek warto wspomnieć, iż. Triton posiada dwa sloty na karty rozszerzeń (DAC, Phono, etsc.) przygotowywane przez MuzgAUDIO. Oczywiście nie zabrakło również poprzedniego modelu, czyli 11,5W Tamesis, który również od czasu do czasu miał okazję „dać głos”.

Powiem szczerze, że choć nie jestem w stanie sobie przypomnieć gdzie i kiedy, to jednak niemalże dałbym głowę, że kolumny Storgaard & Vestskov nie tylko już gdzieś widziałem, to jeszcze miałem okazję ich posłuchać. Mniejsza jednak z tym, bo skoro Duńczycy pojawili się na tegorocznym AVS, to ciężkim grzechem zaniedbania byłoby nie rzucić na ich środkowy model (GRO) tak okiem, jak i uchem. Piękna stolarka (pięciowarstwowy bambus tygrysi o grubości 26mm), nowoczesny wygląd i takież brzmienie. Szybkie, rozdzielcze świetnie sprawdzające się zarówno w spokojnym jazzie, jak i ostrzejszym rocku.

Stołeczna manufaktura Ciarry po raz piąty zawitała AVS i jak to ma w zwyczaju nie pojawiła się z pustymi rękami. Ba ręce miała całkowicie zajęte, gdyż może i proponowane przez nią odgrody nie należą do największych i najbardziej imponujących, to jednak spacerowanie z takimi „drzwiami” do najprostszych nie należy. No dobrze, żarty na bok, bo oprócz znanych nam z redakcyjnych odsłuchów KG5040mk2 w Sobieskim pojawiły się będące ukłonem w kierunku posiadaczy nieco mniejszych pomieszczeń „kompaktowe” Ciarry KG4030mk2. Cudzysłów przy ich kompaktowości nie pojawił się jednak przez przypadek, gdyż tylko nieśmiało chciałbym wspomnieć, iż mamy do czynienia z konstrukcjami wykorzystującymi po parze 12” wooferów, więc jeśli ktoś liczy na jakieś anorektyczne słupki, to nie tym razem, chyba że ustawi 40-ki … bokiem.

WK Audio stawia na sprawdzone rozwiązania, czyli „niedrogi” system audio i własnej produkcji okablowanie mające za zadanie wycisnąć tak z elektroniki, jak i kolumn wszystko co dobre i gęste do ostatniej kropli. Tak też było i tym razem, gdyż znaną i lubianą serię TheRed wzbogaciła cyfrówka DigIt, no i oczywiście pojawiła się nowa linia produktowa, czyli dopiero co przez nas (w pełni zasłużenie) komplementowane TheRay.

Znana z MOC-a ekipa, czyli Linea Audio, MuzgAudio i DearWolf tym razem postawiła na zdecydowanie mniej absorbujące gabarytowo konstrukcje. Szumu jak wokół topowych Longhornów nie było, więc zamiast emocji pierwsze skrzypce grały same kolumny.

Mała powtórka z rozrywki, czyli kolejny system w którym można było posłuchać BonaWatta Tamesis przygotował sopocki Premium Sound dokooptowując designerskie kolumny Audel. Efekt? Wyborny, dynamika, rozdzielczość i muzykalność podane w sposób tak lekkostrawny i naturalny, że podobno zgłosił się jeden chętny do rozkręcenia akurat grającego modelu miłośnik DIY w celu … skopiowania zwrotnicy. Jak widać muzyka nie tylko łagodzi obyczaje, ale i nakłania do działań (od)twórczych 😉

Kolejni starzy dobrzy znajomi, czyli konińska ekipa Audio-Mix w tym roku zaserwowała odwiedzającym Sobieskiego nie lada niespodziankę. Ba, nawet dwie niespodzianki, gdyż były to dwa systemy. W pierwszym z elektroniką MBL-a można było posłuchać debiutujących na naszym rynku kolumn kojarzonej do tej pory głównie z okablowaniem francuskiej marki Esprit o wdzięcznej nazwie Amelia. Dość spore podłogówki z AMT na górze i 20cm papierowym mid-wooferem ALNICO zaprezentowały się na tyle intrygująco, że trzeba będzie się im bliżej przyjrzeć i przysłuchać w nieco bardziej kontrolowanych okolicznościach przyrody. Z kolei tuż za ścianą pyszniły się „niemieckie cebule”, czyli śnieżnobiałe MBL 101E MKII napędzane kompletnym setem Accuphase’a, w tym sprawującym kontrolę nad warunkami lokalowymi cyfrowym korektorem akustyki Accuphase DG-68. No i cóż mogę napisać? Chyba tylko to, że „cebulki” nie tylko się w sali Hetman II zmieściły (czego nie można było powiedzieć o chętnych na ich posłuchanie), co zagrały świetnie.

I tym oto sposobem dotarliśmy na hotelowy parter, gdzie reprezentująca duńską „spółdzielnię” Audio Group Denmark ekipa Audio Emotions postanowiła „odczarować” sale Wilanów I i II udowadniając, że jednak da się w nich nie tylko dobrze „zagrać”, co wzajemnie sobie nie przeszkadzać. Można więc było w wielce komfortowych warunkach (wreszcie było czym oddychać a temperatura nie dobijała do trzydziestej kreski) posłuchać zarówno low-costowego zestawu z Axxessem Forté 1 i podłogowymi L3, jak i skierowanego do grających o zdecydowanie wyższe stawki melomanów Aavik-a. Była bowiem okazja poznania topowego all-in-one I188 wraz z premierowym phonostagem R-880 obsługującego nie tylko standardowe wkładki MM/MC, lecz również dolnego poradzić sobie z taką egzotyką, jak optyczne wkładki DS Audio.

Częstochowska Delta-Audio w przeciwieństwie do zeszłorocznych Klipschy Jubilee postawiła na smukłe i wiotkie wiedeńskie „wafelki” Brodmann Acoustics VC 7. Pozostała jednak wierna elektronice Gold Note i Mastersound a o krystaliczną czystość prądu dbał kondycjoner Tsakiridis Devices. Jeśli zaś chodzi o okablowanie, to tu już Piotr z Audiotite pojechał po przysłowiowej bandzie aplikując kompletny set topowych ZenSati #X za jakieś cirka about dwa miliony. Niby pieniądze nie grają, ale po tym co dane mi było usłyszeć we własnym systemie po wpięciu li tylko zasilającego #X-a nieśmiało sugerowałbym zrewidować owa obiegowa opinię. A tak już na poważnie może i warunki lokalowo-odsłuchowe dalekie były od referencyjnych, ale warto było do Galerii I zajrzeć chociażby tylko po to by na własne oczy i uszy przekonać się jak ekstremalne a zarazem diametralnie różne oblicza może przybierać ekstremalny High-End.

No i już zupełnie na sam koniec punkt obowiązkowy na mapie Hotelu Radisson Blu Sobieski, czyli Fezz i Pylon udowadniający, że jednak można wespół/zespół robić coś z sensem i świetnie radzić sobie nie tylko na rynku lokalnym, co z powodzeniem trafiać w zagraniczne gusta.

Cdn. …

Marcin Olszewski

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Audio Video Show 2024

Audio Video Show 2024 cz.1

Jak co roku w ostatni weekend października (a wcześniej, przez długie lata drugi weekend listopada) większość oczu i uszu audiofilsko zorientowanych jednostek skierowane są ku trzem wiadomym punktom zbornym. Będącemu od zawsze na liście Hotelowi Radisson Blu Sobieski, nieco świeższemu Golden Tulipowi i oczywiście oferującemu największą przestrzeń tak dla wystawców, jak i gości stadionowi PGE Narodowy. Dla zorientowanych w temacie powód jest oczywisty, a niezorientowanych jedynie wypada uświadomić, iż powodem owego zainteresowania jest coroczne Audio Video Show, które czego by o nim nie mówić w pełni zasłużyło, a tak po prawdzie ciężko i uczciwie zapracowało, na miano drugiej co do wielkości oraz rangi imprezy tego typu w Europie, plasując się tuż za monachijskim (do przyszłego roku) High Endem. Skoro zatem kalendarz dość jednoznacznie wskazał wiadomą datę, to i tym razem nie było innego wyjścia jak tylko ruszyć w morderczym maratonie próbując w dość ograniczonym jak na skalę przedsięwzięcia czasie zobaczyć i choćby rzucić uchem na część z bezliku przygotowanych przez wystawców atrakcji. Zamiast jednak pojedynczego tasiemca, poniekąd zgodnie z redakcyjną tradycją, zebranymi wrażeniami dzielimy się stopniowo – sukcesywnie odgrzebując się z setek popełnionych zdjęć, porządkując notatki, wspomnienia i przypisując napotkanych przyjaciół do konkretnych lokalizacji. Nie przedłużając niepotrzebnie rozbiegówki zapraszam zatem serdecznie na pierwszy odcinek naszych okołowystawowych impresji poświęcony najmniejszemu z ww. obiektów, czyli hotelowi Golden Tulip.

Uprzejmie proszę o wybaczenie wszystkich tych, których obszerność materiału zdjęciowego może nieco onieśmielać, ale nie wzięła się ona z chęci przytłoczenia, czy wręcz zniechęcenia Czytelników do dalszej lektury, lecz jest pochodną co najmniej trzech dość luźno związanych ze sobą zdarzeń. Pierwszym z nich jest (prawie) światowa premiera kolumn Gauder Akustik Elargo 200. Czemu „prawie”? A temu, że choć pokazano je podczas ostatniego High Endu, to o ile pamięć mnie nie myli był to pokaz czysto statyczny, a więc niemy, czyli de facto pierwszy raz można ich było posłuchać właśnie w Warszawie. Za drugie pozwolę sobie uznać tzw. podmiot zbiorowy, czyli kompletne źródło analogowe, gdyż do grona obecnych w sali katowickiego RCM-u „świeżynek” z pewnością należy również zaliczyć powietrzne ramie Air Force 10 marki TechDAS, które finalnie uzbrojono we wkładkę My Sonic Lab Signature Diamond i zamontowano na „kompaktowym” gramofonie TechDAS Air Force 3 Premium. A trzecim były dwa spotkania z Kenem Kesslerem z cyklu „The Reel To Reel Tape Revival”. I tu od razu pozwolę sobie na małą retrospekcyjną dygresję, bowiem wśród prezentowanych przez Kena taśm znalazła się jedna szczególna – „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” The Beatles. Cóż w niej takiego szczególnego? Otóż może poczynania Czwórki z Liverpoolu nie należą do moich ulubionych, ale trudno nie znać ich niemalże na pamięć, a tym samym mieć chociażby mgliste pojęcie jak one brzmią, bądź brzmieć powinny. Jeśli do tego zbioru doświadczeń dołożymy wspomnienia z wieczoru z czarną płytą, bądź z prezentacji szpuli w trakcie AVS 2015r.,  to tzw. bazę śmiało możemy uznać za w zupełności wystarczającą. O ile jednak w 2015 r. słuchana była kopia przygotowana na potrzeby tłoczeń wykonywanych przez Jugoton z 1967r., to tym razem przywieziona przez Kena miała dorównywać oryginałom z Abbey Road i coś czuję w kościach, że tak właśnie było, gdyż to, co dobiegło naszych uszu było czymś absolutnie wyjątkowym i niepowtarzalnym dalece wyprzedzającym pod względem namacalności, rozdzielczości i dynamiki „demoludową” wersję. Nawet nie próbuję wnikać ile w tym zasługi samego toru, ale uczciwie trzeba stwierdzić, że najnowsze „wypusty” dr.Rolanda Gaudera nie tylko cieszyły oko piękną okleiną (wielce przyjemna zmiana po ostatnich zachowawczych czerniach), co i zaskakującą na gabaryty kolumn potęgą brzmienia. A jeśli na kimś ich rozmiarówką nie robi większego wrażenia, to sugeruję uzbroić się w odrobinę cierpliwości, gdyż z dobrze poinformowanych źródeł doszły mnie słuchy, że właśnie trwają prace nad modelem mającym zdetronizować niepodzielnie królujące od ponad dekady w niemieckim portfolio Berliny RC11 .

A skoro o rozmiarówce XXL mowa, to dosłownie kilka kroków dalej pysznił się zdecydowanie bardziej imponujący system złożony z topowej elektroniki Accuphase (w tym dzielonego źródła DP-1000/DC-1000 i A-klasowych monobloków A-300), oraz strzelistych Estelonów Extreme Mk II SE. O ile jednak wygląd w 100% przynależał do wierchuszki ligi mistrzów, to już pod względem brzmieniowym zauważalne były następstwa pewnej niefrasobliwości odnośnie akustyki hotelowego wnętrza, czyli m.in. nawet przy wielce cywilizowanych poziomach głośności problematyczny – mający tendencję do wzbudzania dół pasma. Całe szczęście odpowiedni dobór repertuaru sprawiał, że obłożenie sali przez ekipę Nautilusa zajmowaną rzadko kiedy pozwalała na swobodne przemieszczanie się pomiędzy rzędami w celu ustalenia idealnego sweet spotu.

Niespodzianek za to nie było w Grobel Audio, gdzie można było pieścić tak oczy jak i uszy wdziękami zestawu Revox PR99, Jadis DA88S i Franco Serblin Accordo Goldberg. Minimalistycznie, ze smakiem i przy odpowiednim repertuarze wręcz urzekająco.

Wrocławska Galeria Audio postawiła za to wszystkie karty na system złożony z elektroniki Goldmunda wspomaganej DAC-iem Aries Cerat Kassandra oraz kolumnami Zellaton Plural Evo i przynajmniej na klasyce, na którą ilekroć tam wstępowałem każdorazowo dziwnym zbiegiem okoliczności trafiałem było wybornie. Ba, śmiem twierdzić, że Galerii udało się osiągnąć coś, czego nie dane mi było ani razu doświadczyć w Monachium, czyli tak skonfigurować system z Zellatonami, żeby chciało się go słuchać dłużej aniżeli wymagałaby tego wystawowa konieczność.

Niejako na deser wypadałoby jeszcze wspomnieć o obowiązkowym punkcie na mapie Tulipa, czyli prezentacji Natural Sound, gdzie oprócz ultrahigh-endowej a zarazem niszowej japońskiej lampowej elektroniki Audio Tekne można było posłuchać tub Western Electric 22A.

Cdn. …

Marcin Olszewski