Tag Archives: Audiomica Laboratory Allbit Consequence


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Audiomica Laboratory Allbit Consequence

Audiomica Laboratory Allbit Consequence

Opinia 1

Po dwóch spotkaniach z bezpośrednio operującymi na sygnałach audio przewodami Pearl M1 i Miamen M1, oraz dedykowanym źródłom analogowym Thasso przyszła pora na najbardziej kontrowersyjne wśród audiofilskiego okablowania Audiomica Laboratory „druty” z topowej serii Consequence, czyli zasilające Allbit. Nie znaczy to oczywiście, że niejako na siłę szukamy taniej sensacji, lecz o ile podobnie jak większość świadomych audiofilów wiemy, gdyż weryfikowaliśmy to empirycznie w praktyce, że i elementy zasilające wpływają na finalne brzmienie naszych systemów, tak też doskonale zdajemy sobie sprawę, iż dla części oponentów jest to voodoo w najczystszej postaci. Dlatego też po raz kolejny pragniemy udowodnić, iż system gra tak, jak jego najsłabsze ogniwo i również o kable zasilające warto zabrać. Mając też świeżo w pamięci sygnaturę brzmieniową pozostałych Consequence’ów uznaliśmy, że warto uzupełnić własne doświadczenia o tak naprawdę początek naszych audiofilskich ołtarzyków, czyli o ten przysłowiowy metr, czy też półtora, biegnący od ściany/listwy do urządzeń już z sygnałami audio pracujących.

Obecnie dostępny Allbit Consequence jest już czwartą inkarnacją tego modelu. Pierwsze wersje pojawiły się na rynku w 2011 r. i były oferowane do czerwca 2014, kiedy to światło dzienne ujrzała,produkowana do maja 2015 r. wersja M1, którą to z kolei zastąpiła dostępna do 2017 r.  M2-ka.  Jak przystało na flagowca i pełnokrwistego przedstawiciela królewskiego rodu przewód dostarczany jest w stylowej drewnianej skrzyneczce a na czas transportu wtyki zabezpieczane są siateczkami z tworzywa sztucznego. Owa masywna, rodowana „konfekcja” poddawana jest dwuetapowemu procesowi galwanizacji DCP a na samym przewodzie nie mogło zabraknąć charakterystycznych muf elektrostatycznych Acoustic Points. Co do szczegółów natury technicznej, to przechodząc pod zewnętrzny peszel PET napotkamy ekran z miedzianej plecionki, kolejną warstwę otuliny PET, Spienione PVC i zaizolowanych koszulkami PTFE dwanaście żył o średnicy 12 AWG, po 40 miedzianych (OCC) przewodników każda.
Pomimo zauważalnego ciężaru, jak i sporej średnicy Allbity okazały się nad wyraz wiotkimi i łatwymi w aplikacji przewodami, o czym warto wspomnieć w dobie zamiłowania co poniektórych konkurentów do wzorowania się na dyszlach i prętach zbrojeniowych wprawiających w stan lewitacji co lżejsze komponenty naszych drogocennych zestawów.

Sięgając po topowe, zasilające Audiomici byłem bardzo ciekaw ich wpływu na mój system, bowiem zarówno przewody głośnikowe, jak i interkonekty należące do flagowej serii Consequence stawiały na potęgę i dynamikę brzmienia, to gdzieś tam podświadomie zastanawiałem się, czy i tym razem gorlicki producent poszedł tą samą drogą, czy też postawił na większą zachowawczość. Pierwsza opcja wydawała się co prawda bardziej prawdopodobna, lecz niosła ze sobą zagrożenie zbyt dużej zawartości cukru w cukrze i przesycenia firmowej sygnatury, a z kolei duga mogła powodować zarzut niekonsekwencji. Czyli i tak źle i tak niedobrze. Oczywiście takie podejście jest właściwe dla wiecznych malkontentów i poszukiwaczy teorii spiskowych, bo normalny, o ile za normę uznamy nasze audiofilskie hobby, meloman i miłośnik muzyki reprodukowanej na możliwie wysokim poziomie najpierw słucha a dopiero potem ocenia, czy osiągnięty efekt po pierwsze spełnia jego oczekiwania i po drugie czy wart jest wyasygnowania związanych z jego nabyciem kwot. A jak było z Allbitami, których do testu otrzymaliśmy aż trzy sztuki?
Po nieśpiesznym wygrzaniu i trwającej blisko tydzień akomodacji okazało się jednak, że perłowo-białe pytony Audiomici nie tylko idealnie wpisują się w prezentowaną przez swoje rodzeństwo szkołę grania, co dokładają do niej od siebie małe co nieco. Owym akcentem jest bowiem dociążenie przekazu, które słychać praktycznie od pierwszych taktów. Dlatego też zamiast rozpoczynać od czegoś lekkiego, łatwego i niezobowiązującego plumkania sięgnąłem od razu po patetyczny i spektakularny album „Beloved Antichrist” Theriona. To dość eklektyczne a zarazem nie dla wszystkich lekkostrawne wydawnictwo, gdzie przez ponad trzy godziny rock i metal przeplatają się z czysto operową estetyką a co najważniejsze całość należy przyjmować w jednej dawce, bo dzielenie jej na kilka części bezsprzecznie wytrąca z rytmu i gubi „klimat”. Co prawda swoje najnowsze dzieło Szwedzi podzielili na trzy akty, ale ów podział sugerowałbym wykorzystać co najwyżej na jakąś krótka przerwę poświęconą uzupełnieniu płynów i rozprostowanie kości aniżeli niedzielne zakupy w pobliskiej galerii handlowej. I tutaj od razu uprzedzę, iż owo dociążenie wcale nie oznaczało drastycznego przesunięcia środka ciężkości ku dołowi, lecz globalne zwiększenie wolumenu i gęstości tak przekazu, jak i źródeł pozornych. Ot stały się one bardziej konkretne, zbite, niemalże „napakowane” a jednocześnie nie odnotowałem zbytniego kombinowania z barwą, przez co soprany Chiary Malvestiti, Lori Lewis, Lydii Kjellberg, czy Melissy Verlak wcale nie próbowały zbliżyć się do growlu, jakim z reguły uprzejma była raczyć nas (nomen omen mezzosopranistka) Angela Gossow a jedynie zyskały na soczystości, mięsistości i … kobiecości. Dodatkowo Allbity wprowadzały coś na kształt wewnętrznego spokoju i wynikającej z ich klasy dostojeństwa. Zero podskórnej nerwowości, szklistości, zero pośpiechu, czy rozchwiania emocjonalnego. Ot klasyczna pewność siebie i autorytatywność podejmowanych decyzji właściwa i zarezerwowana wyłącznie dla pełnokrwistego High-Endu.
Podobnie sprawy się miały na syntetyczno – ambientowej składance „The Very Best Of Cafe del Mar Music”, gdzie przez blisko cztery godziny słuchaczy otulał szczelny kokon impresjonistycznych, dźwiękowych plam i dobiegających z najprzeróżniejszych zakątków pokoju odsłuchowego dźwięków. Oczywiście o naturalności brzmień w tym wypadku trudno byłoby mówić, jednak tym, na co z pewnością warto było zwrócić uwagę, było całkowicie czarne tło sprawiające iż oddając się przyjemności obcowania z tak podaną muzyką odpoczywaliśmy nie tylko my, ale i nasze mózgi zwolnione z obowiązku eliminowania ewentualnego „szumu przesuwu” i pozostałych cyfrowych artefaktów, które tym razem po prostu nie występowały. Śmiem wręcz twierdzić, że dominującym podczas odsłuchu odczuciem była … analogowość brzmienia. I jeśli ktoś w tym momencie stwierdzi, że ewidentnie odleciałem i konfabuluję, to spieszę z wyjaśnieniem, iż jest w błędzie, gdyż gorlickie sieciówki odciskały piętno z porównywalną intensywnością co ich sygnałowe rodzeństwo i niezauważanie ich wpływu wynikać może jedynie ze złej woli, zaprzaństwa, bądź poważnej wady słuchu.
Dla świętego spokoju i w celu zweryfikowania jednej drobnostki włączyłem jeszcze „New Moon Daughter” Cassandra Wilson i moje przypuszczenia się potwierdziły. Otóż na nieco przebasowionych nagraniach, jak właśnie to powyższe Audiomici z jednej strony niespecjalnie intensyfikowały realizatorki zamysł a z drugiej, co oczywiste, dalekie były do prób wykonturowania nieco „przewalonego” kontrabasu. Mając w dodatku na uwadze fakt, iż podczas testów w moim systemie pracowały aż trzy Allbity – od ściany do listwy i z listwy do CD i wzmacniacza efekt finalny uznaję za wyborny i tym samym jednoznacznie potwierdzający fakt, iż „przesycić” Audiomicami dźwięku się po prostu nie da.

Z dziką satysfakcją, po blisko dwutygodniowych, nad wyraz intensywnych testach, śmiem twierdzić, iż Audiomica Laboratory Allbit Consequence w pełni zasługuje na miano high-endowego przewodu zasilającego bez najmniejszej tremy mogącego stawać w szranki z zagraniczną, zdecydowanie bardzziej utytułowaną konkurencją. Poczynając od ekskluzywnego opakowania i nieabsorbującej aparycji a skończywszy na fenomenalnie homogenicznym i mocno osadzonym w dole pasma dźwięku wydają się być bardzo ciekawą propozycją dla wszystkich poszukiwaczy niepozbawionych rozdzielczości spokoju i potęgi doznań muzycznych. Jeśli zatem często sięgacie po wielką symfonikę, progresywnego rocka, i to nawet w jego najcięższych odmianach, odsłuch przynajmniej jednego Allbita wydaje się co najmniej oczywisty.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp; Phasemation EA-500
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5;
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders; System Audio Pandion 5
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips

Opinia 2

Prawdopodobnie zwróciliście uwagę na drobny fakt kolejnej, z dzisiejszą włącznie, w dość krótkim czasie recenzji okablowania pochodzącej z Gorlic marki Audiomica Laboratory. Przyczyny? Pierwsza cisnąca się na myśl, to bardzo ciekawie brzmiąca flagowa linia okablowania gramofonowego, którą wraz z Marcinem stosunkowo niedawno mieliśmy okazję zaopiniować. Zaś drugą jest zadziwiająco swobodne poruszanie się tych konstrukcji po międzynarodowych rynkach. Mało tego, powiedziałbym nawet, że będąca zarzewiem naszego spotkania marka zdecydowanie łatwiej rozpoznawalna jest przez międzynarodowy, a niżeli rodzimy audiofilski świat. I wiecie co? Po kilku testowych spotkaniach z ofertą gorlickich konstruktorów nie do końca jestem w stanie ten stan zrozumieć. Owszem, byt danego produktu określa rynek, ale to nie zmienia faktu mojego lekkiego zdziwienia takim stanem rzeczy. Ok, koniec tych prywatnych refleksji. Przecież nie wpadacie na naszą stronę, aby rozczytywać się w gorzkich żalach na temat sytuacji rodzimego rynku audio, tylko w celu zapoznania się z kolejnym, ciekawym produktem jego portfolio, którym w tej odsłonie będzie dostarczone topowe okablowanie prądowe w postaci trzech sztuk Allbit Consequence.

Akapit relacjonujący ogólny wygląd rzeczonych drutów z racji ochrony wielu lat doświadczeń marki w dziedzinie zaprojektowania odpowiedniej konstrukcji wewnętrznej w mojej relacji z placu boju nie będzie obfitował w zbyt szczegółowe dane techniczne. Jednak idąc za informacjami producenta przewodnik wykonano z najczystszej miedzi OCC, a splot opiewa na 12 żył po ok. 3 mm2 każda. Całość konstrukcji przez zakłóceniami elektromagnetycznymi chroni wielodrutowa plecionka. Jak widać na fotografiach, w kwestii koloru producent idzie wytyczoną przez wcześniejsze produkty tej linii drogą wpadającej w srebro jasnej szarości. Jeśli miałbym skreślić kilka słów o łatwości ich układania za jak to często bywa stojącą blisko ściany szafką ze sprzętem, co prawda spotkałem się ze bardziej wiotkimi konstrukcjami, ale i te nie są jakoś specjalnie problematyczne w aplikacji w nawet dość ograniczonych prześwitem warunkach. Przytaczając kilka kolejnych, widocznych gołym okiem obserwacji organoleptycznych, oprócz wspomnianej otulającej całość przewodu jasnej koszulki z obydwu stron zaterminowano go wyśmienicie prezentującymi się, uzbrojonymi w logo producenta połyskującymi srebrem rodowanymi w autorskim dwuetapowym procesie galwanizacji wtykami. Jednak pakiet danych nie byłby pełny, gdybym nie wspomniał o znajdującej się w sąsiedztwie wtyku od strony ściany czarnej baryłce – mufie elektrostatycznej. Co tam znajdziemy, wie jedynie pomysłodawca – Acoustic Ponits. Czary mary? Nie wiem. Jednak bez względu na nazewnictwo najważniejszym jest, że po aplikacji tego “dynksa” kable prezentują tak pożądany przez kochających dobry dźwięk efekt brzmieniowy. I gdy na koniec dodam, że opisane druty przybywają do klienta w podnoszących wyjątkowość produktu drewnianych skrzynkach, okaże się, że marka dba nie tylko o pozytywne wrażenia słuchowe, ale i wzrokowe, na które z doświadczenia wiem, liczy wielu potencjalnych zainteresowanych.

Patrząc na poczynania recenzowanych drutów w dziedzinie ingerencji w końcowy efekt dźwiękowy zasilanej układanki audio należy stwierdzić, iż sieciówki z linii Consequence są bardzo równe sonicznie. To zaś oznacza, że począwszy od dobrze obdarowanego w energię i masę dołu pasma, przez wtórującą mu w wypełnieniu średnicę, po dźwięczne, ale delikatnie dotknięte spokojem górne rejestry przekaz muzyczny jest bardzo spójny. Fakt, jak z powyższej wyliczanki można się domyśleć, całość wypada w estetyce grania barwą, jednak zapewniam, iż brzmi to bardzo spójnie. Ale to nie koniec ciekawych obserwacji, gdyż wyartykułowaną przed momentem litanię artefaktów świat dźwięków z łatwością przekuwa w obdarzony sporymi emocjami przekaz, a to wielu z nas w obcowaniu z muzyką stawia na co najmniej na drugim, jeśli nie na pierwszym miejscu. A co w tym wszystkim jest najciekawsze, przy soczystym graniu nie tracimy zbytnio na czytelności źródeł pozornych w tylnych formacjach. Owszem, może to być pokłosiem delikatnego przybliżenia się wirtualnej sceny o pół kroku w kierunku słuchacza, ale muszę zaznaczyć, że rozmiar jej głębokości nadal pozostaje w dobrych proporcjach, czyli zaliczamy efekt zmiany miejsca obserwacji wydarzeń o jeden, no może dwa rzędy bliżej. I zastrzegam, nie rozpatruję tego jako problem, gdyż znając sporą liczbę zakręconych na punkcie muzy osobników wiem, że co słuchacz, to inne upodobanie co do usadowienia muzyków w stosunku do miejsca odsłuchowego. Jedni lubią bezkresne hektary głębi, a drudzy napawają się zaglądaniem artystom do gardeł. Czyli audiofilski standard. A jak ma się powyższy tekst do realiów życia codziennego? Rozpocznijmy od nieco ukulturalnionego ciężkiego brzmienia, czyli materiału zespołu Metallica z orkiestrą symfoniczną „S&M”. Za sprawą bardzo dobrego operowania masą niskich rejestrów i soczystością średnicy najważniejsze instrumenty w stylu gitar, kontrabasów i co nie dziwi głosu wokalisty tryskały radością oferując w każdym przypadku ścianę fantastycznie wypełnionego energią dźwięku. Gdy do głosu dochodziły ciężkie brzmienia gitar, choć obecnie stawiam na bardziej delikatne w stylu saksofon i klarnet instrumenty, natychmiast na myśl przychodziły mi piękne wspomnienia z ogarniętej buntem, wymuszającej słuchanie takiego rodzaju muzy czasy młodości. Ale to nie jedyna pozytywna składowa tego wydarzenia, gdyż w sukurs przysłowiowym „wiosłom” szła perkusja i nasączona emocjami w tym symfonicznym przypadku unikająca krzyku wokaliza. I gdy zbierzemy te aspekty w jedną całość, nie mogę napisać nic innego, jak wyrazy ukontentowania z tak podanego spektaklu. Temat dobrego odbioru zastosowania okablowania z Gorlic trwał również podczas słuchania muzyki elektronicznej w wykonaniu grupy The Acid „Liminal”. Tam gdzie miało nastąpić trzęsienie ziemi, drżąc w posadach pokój odsłuchowy natychmiast mnie o tym informował. Idźmy dalej. Oprócz samego basu bardzo dobrze wypadał również preparowany głoś wokalisty i o dziwo (dlaczego lekkie zaskoczenie zdradzę za moment) wszelkie nadające nieprzewidywalności temu repertuarowi przestery i świsty. Jednym słowem kolejny co najmniej ciekawy pokaz. Spawy nabrały nieco innego wymiaru, gdy do głosu doszedł stawiający na przeszywaną przeszkadzajkami perkusisty i pełnią solowych popisów kontrabasisty ciszę wycyzelowany realizacyjnie materiał jazzowy Bobo Stenson Trio „Contra La Indecisión”. Spokojnie, nie był to palec Boży dla testowanego okablowania, ale w moim, już na starcie mocno obdarzonym barwą systemie, dodatkowa dawka wypełnienia sprawiła, że kontrabas minimalnie się powiększył, a przez to delikatnie rozmył, a blachy bębniarza nie przezywały przestrzeni między-kolumnowej znanymi mi z codziennych reprodukcji przenikliwie jasnymi iskierkami, tylko nieco szybciej gasnącymi, a przez to mniej błyszczącymi efektami kolorowych fajerwerków. To co prawda była bardzo delikatna korekta wspomnianych artefaktów, ale fakt jest faktem, że ewidentnie słyszalna. Oczywiście całkowicie inną sprawą jest odbiór tych aspektów przez konkretnego słuchacza, jednak dla pełnego zdania relacji z odsłuchów jestem zobligowany o tym wspomnieć.

Kreując końcowe wnioski bez naciągania faktów stwierdzam, że flagowa linia kabli sieciowych pochodzącej z Gorlic polskiej marki Audiomica Laboratory jest bardzo ciekawym materiałem dla wyrafinowanych melomanów. Nie znajdziecie tutaj siłowego promowania swojego punktu widzenia, tylko ofertę delikatnego szlifu systemu w zamierzonym podczas projektowania produktów kierunku. Czym spróbuję obronić tę tezę? Spójrzcie na mój zestaw. Z daleka „śmierdzi” nutą koloru i obfitego basu (papier na środku i basie, a do tego w nienaturalnych dla większości audiofilów rozmiarach – środek 22 cm, bas 48 cm), a mimo to wnoszące swoje trzy grosze w domenie gęstości kable sieciowe w większości materiału potrafiły wyjść ze sparingu z tarczą, co jest przecież rokującym dobre wyniki w innych konfiguracjach sukcesem. Zatem gdzie widziałbym testowane okablowanie? Szczerze? Jakąkolwiek porażkę ze spotkania z Audiomicą mogą zaliczyć jedynie ociężałe układanki. Reszta wypadnie co najmniej dobrze, ale czy na tyle dobrze, żeby pozostać na stałe zależeć będzie od konkretnych przypadków, czyli potrzeb tak zasilanego systemu, jak i samego słuchacza. Zatem do dzieła.

Jacek Pazio

Producent: Audiomica Laboratory
Ceny:
0,5 m=1650 €
1,0 m=1900 €
+ 0,5 m=250 €
opcja (FILTER TFCT)=250 €
opcja (FILTER TFCT + SMART COUPLERS)=400 €

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport Reimyo CDT-777, przetwornik D/A Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA