Opinia 1
Po nad wyraz udanym spotkaniu z egzotycznymi, choć już posiadającymi oficjalną polską dystrybucję balijskimi przewodami Vermöuth Audio postanowiliśmy przedstawić wszystkim miłośnikom analogu naszą rodzimą kontrpropozycję, którą to mieliśmy okazję testować praktycznie równolegle z zamorskim sparingpartnerem. Mowa o gorlickiej, nader często, ba wręcz najlepiej reprezentowanej wśród wszystkich producentów okablowania, goszczącej na naszych łamach manufakturze Audiomica Laboratory i jej najnowszym przewodzie phono Spessar Excellence. Z tą częstotliwością, proszę mi wierzyć nie przesadzam, gdyż na potrzeby niniejszej epistoły przeprowadziliśmy mały rachunek sumienia, z którego jasno wynika, iż na przestrzeni ostatnich pi razy drzwi trzech lat przez naszą redakcję przewinęło się bagatela 11 (słownie jedenaście !!!) przewodów a dzisiejsze spotkanie jest już ósmym z kolei. A to przecież jedynie wycinek nad wyraz bogatego portfolio Audiomici. Jeśli więc zastanawiacie się Państwo cóż tym razem dane nam było usłyszeć, nie przeciągam dłużej struny i zapraszam na garść wybitnie subiektywnych refleksji.
Już na pierwszy rzut oka widać, że przynajmniej jeśli chodzi o opakowanie zaszły dość istotne zmiany. Zamiast rustykalnych – drewnianych o głębokiej, ciemnobrązowej barwie i okraszonych złotymi emblematami szkatułek mamy również drewniane, lecz uzupełnioną kredowym papierem, zdecydowanie bardziej monochromatyczną propozycję. O ile zmiana szaty wzorniczej pudełka jest nad wyraz oczywista, to już jego zawartość wygląda całkiem znajomo. Certyfikat potwierdzający oryginalność zakupu, oraz jego gruntowne przetestowanie, gąbkową wyściółkę i właściwe dla serii Excellence biało-czerwone umaszczenie przewodów jasno dają do zrozumienia, że pewne rzeczy może nie tyle się nie zmieniają, co zachowują ciągłość tak ze swoimi protoplastami, jak i rodzeństwem. Jak już Łukasz i jego ekipa zdążyli nas przyzwyczaić, również i w tym przypadku mamy do czynienia z miedzią w roli przewodnika, wielostopniowym ekranowaniem i charakterystycznymi mufami antystatycznymi Acoustic Points. Zaglądając nieco głębiej pod czerwoną plecionkę peszla okaże się, iż sygnał biegnie czterema przewodnikami z miedzi o czystości 5N i średnicy 0,36mm, którym zafundowano ekranowanie zarówno folią aluminiową, jak i spiralnie skręconą plecionką miedzianą a całość dodatkowo dopieszczono ww. mleczno-białymi mufami POM-C AP50TM. Co do konfekcji, to jest tu pełna dowolność, czyli można zdecydować się zarówno na rodowane wtyki RCA, jak i złocone 5DIN, więc nie powinno być problemu z dopasowaniem przewodu do posiadanego gramofonu. I tutaj mała uwaga. Otóż zamiast standardowych widełek Audiomica swój przewód phono wyposaża w żyłę uziemienia zakonfekcjonowaną … krokodylkami, co po pierwszym zdziwieniu, w praktyce okazuje się strzałem w dziesiątkę. O ile bowiem jak to empiria pokazuje złośliwość rzeczy martwych co i rusz rzuca biednym audiofilom kłody pod nogi i nie raz i nie dwa można się spotkać z sytuację, gdy trzpień zacisku uziemienia okazuje się zbyt gruby na rozstaw, z reguły dość filigranowych, widełek przewodu uziemienia. A takim „krokodylkiem” zawsze coś w zęby ucapimy. Mała rzecz a cieszy.
A jak brzmieniowo? W tym momencie przewrotnie powiem, że mamy do czynienia z nad wyraz ciekawym amalgamatem wyrafinowanego zaakcentowania przełomu średnicy i góry wzorem swojego cyfrowego rodzeństwa (Cinna & Arago) , urzekającego wysycenia średnicy Aury & Artoc z pulsującą a zarazem daleką od zbytniego pogrubienia podstawą basową. Nie ukrywam, iż obecność Spessar Excellence jest słyszalna i to słyszalna doskonale od momentu pojawienia się w torze sygnałowym. Jednak trudno owego faktu nie rozpatrywać jedynie w kontekście świadomego nawet nie tyle modelowania, co wręcz poprawy finalnego efektu. Oczywiście ocena powyższego zjawiska bezdyskusyjnie zależeć będzie od naszych prywatnych gustów i oczekiwań, jednakże jeszcze nie spotkałem się z sytuacją, by komukolwiek obcującemu na co dzień z czarnymi płytami zależało na zbytniej analityczności, czy wręcz pejoratywnie pojmowanej „cyfrowości” tego, co wydobywać się będzie z analogowej części jego dyżurnego toru audio. W związku z powyższym nawet w pełni „syntetyczny” album „Ray of Light” Madonny czarował gęstym i nasyconym brzmieniem ze świetną przestrzenią i sugestywnym dołem. Jednak pomimo wyraźnego wysycenia i emocjonalnego dopalenia dźwięku nie było mowy o jakimkolwiek spowolnieniu, bądź ospałości. Co najwyżej kontury kreślone są nieco grubszą kreską, lecz bez zaburzających równowagę, bądź czytelność przerysowań. Ot nieco inne spojrzenie, bądź wręcz próba wprowadzenia, zasiania (?) organicznej naturalności w pozornie plastikowym środowisku.
Przesiadka na zdecydowanie bardziej bezpardonowy i szalenie daleki od jakichkolwiek łagodności „Hardwired…To Self-Destruct” Metallici okazała się równie ciekawym doświadczeniem. Perkusyjne galopady bezlitośnie smagającego blachy Larsa Ulricha, okraszone siermiężnymi partiami gitar (łapiących za ucho dłuższych riffów tym razem jest jak na lekarstwo) i dzikim porykiwaniem Jamesa Hetfielda to dość niewdzięczny krążek, a raczej dwa i to w dodatku czerwone krążki, jeśli chodzi o materiał testowy. Skoro jednak posiadam je w swojej płytotece, to nie widzę żadnego logicznego powodu, by ich podczas krytycznych odsłuchów pomijać. Dlatego też bez zbytnich ceregieli nader często lądują one na talerzu mojej Kuzmy, a tym razem okazało się, że obecność w torze Spessar Excellence całkiem im służy. Po pierwsze nader irytująco, głównie ze względu na swoją „głuchość” i matowość wypadające blachy zyskały nieco na „body” i soczystości, dzięki czemu przestały cykać a zaczęły wybrzmiewać, co przynajmniej do tej pory wydawało się li tylko pobożnym życzeniem. Dodatkowo również stopa dostała odpowiedni zastrzyk energii i „kopała” z nieco większą werwą. Nie wiem jak Państwu, ale mi osobiście powyższe, zaobserwowane zmiany szły w zdecydowanie pożądaną stronę.
Zanim jednak wydałem końcowy werdykt postanowiłem jeszcze zweryfikować, czy owa maniera wysycania i „dociskania ołówka” przy kreśleniu źródeł pozornych przypadkiem nazbyt nie odciska swego piętna na nagraniach, w których tak naprawdę niczego nie tyle nie trzeba, co wręcz nie należy ruszać. Mowa o dajmy na to japońskim tłoczeniu „We Get Requests” https://tidal.com/browse/album/77618792 Oscar Peterson Trio, które samo w sobie jest kwintesencją muzykalności i wyrafinowania. O dziwo efekt finalny również nie pozostawiał niedosytu, choć akurat w tej konfiguracji szukając docelowego phonostage’a przewrotnie skłonny byłbym polecić RCM-owskiego Sensora 2mkII jeśli szukaliby Państwo iście bezkompromisowej jazdy bez trzymanki, bądź dla oczekujących wytchnienia i elegancji Aurorasound Vida prima. Modelowanie dźwięku phonostagem a nie okablowaniem? A czemuż by nie, w końcu wszystko zależy od kolejności zakupów poszczególnych komponentów naszej drogocennej układanki a powyższe propozycje są jedynie dowodem na uniwersalność tytułowej łączówki.
Audiomica Laboratory po raz kolejny wprowadziła do swojego bogatego portfolio, a tym samym na rynek przewód, dzięki któremu po prostu chce się słuchać kompletowanej przez lata płytoteki. Spessar Excellence nie poraża może wybitną transparentnością, jednak wydaje mi się, że nie to było celem jego powstania. W zamian za powyższe odstępstwo oferuje jednak na tyle żywiołowy i pasjonujący spektakl, że po wpięciu go w tor przestajemy analizować a zaczynamy cieszyć się dobiegającą naszych muzyką. I nie wiem jak dla Państwa, ale dla mnie to właśnie jest jego główną zaletą.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp; Musical Fidelity M6 Vinyl; RCM Audio Sensor 2 Mk II; Thrax Trajan
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Anort Consequence; Artoc Ultra Reference; Arago Excellence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Możecie się ze mną nie zgadzać, choć mniemam, iż w tym przypadku taki stan ducha może zaliczyć jedynie zatwardziały malkontent, ale w moim odczuciu, tytułowego, co istotne, rodzimego producenta z Gorlic – Audiomica Laboratory śmiało można określić mianem pełnoprawnego przedstawiciela wielkiego świata. Od lat produkty spod jego ręki znakomicie rozpoznaje spora grupa zagranicznych melomanów, co z jednej strony cyklicznie zmusza go do projektowania nowych konstrukcji, a z drugiej naturalną koleją rzeczy pomogło w podjęciu decyzji o przybliżeniu swojej oferty polskim miłośnikom dobrej jakości dźwięku. To oczywiście trwa już od kilku lat, co dobitnie udowadnia historia testów jego oferty na naszych łamach. Dlatego też chyba nikt nie będzie zaskoczony, gdy po raz kolejny zaproszę Was na kilka akapitów o nowej pozycji z jego szerokiego portfolio w postaci kabla gramofonowego Audiomica Laboratory Spessar Exellence.
Rzeczony kabelek gramofonowy w kwestii przewodników opiera się o cztery miedziane żyły izolowane metalową folią i miedzianą siatką. Tak zabezpieczone przed szkodliwymi oddziaływaniami zewnętrznego świata kable w centralnej części ubrano w mocno czerwoną, zaś końcowe przebiegi sygnału białą i różową, opalizującą plecionkę. Rozdzielenie sygnału kanałów na lewy i prawy zrealizowano wewnątrz antystatycznych muf Acoustic Points, a same końcówki zaterminowano firmowymi wtykami RCA. Co ciekawe, nieco inaczej aniżeli większość konkurencji zakończono przebieg uziemienia, bowiem zamiast standardowo wykorzystywanych widełek jako kocówki zastosowano małe krokodylki. W pierwszym momencie myślałem, że będzie z tym problem aplikacyjny, jednak życie szybko to zweryfikowało i opiniowany kabel zagościł w moim systemie bez najmniejszych problemów. Wieńcząc akapit techniczny spieszę donieść, iż tak dopieszczony wizualnie, oczywiście z wiarą o identyczne podejście do tematu w kwestii oferowanej jakości dźwięku, przewód spakowano w eleganckie drewniane pudełko i stosownym certyfikatem potwierdzono jego oryginalność.
Jak wyglądał świat muzyki według specyfikacji gorlickiej łączówki gramofonowej? Przyznam szczerze, że konstruktor wie, o co w obcowaniu z drapakiem chodzi, gdyż dobiegająca po stosownej rozgrzewce systemu z nową „łączówką” muzyka wybrzmiewała ze świetnym nasyceniem w środku pasma, solidną podstawą w dolnych rejestrach i oferującymi bogaty pakiet informacji wysokimi tonami. Oczywiście na tle stacjonującego u mnie na co dzień japońskiego Hijiri Kiwami świat ewaluował nieco w stronę grubszej kreski źródeł pozornych, bardziej smolistej średnicy i złotawych górnych rejestrów, ale w moim odczuciu nadal było to zdroworozsądkowe wyważenie nasycenia przekazu w stosunku do swobody grania, oczywiście przy również dobrym zachowaniu proporcji zabudowywania wirtualnej sceny. Dość powiedzieć, że przez kilkanaście dni testu ani razu nie złapałem systemu na szkodliwym uśrednieniu muzyki. Owszem, było gęsto, a przez to magicznie, jednak cały czas w dobrym smaku. A trzeba dodać, iż osobiście dysponuję bardzo mocno grającą środkiem pasma wkładkę gramofonową Miyajima Madake, co tylko potwierdzało znajomość tematu przez dział konstrukcyjny Audiomici. Co na to muzyka? Bez najmniejszych problemów. Miting rozpocząłem od Diany Krall „Turn Up The Quiet” – tak mam to na winylu. W efekcie artystka pokazała nieco więcej głębi swojego wokalu, ale nadal z dobrym oddaniem audiofilskich smaczków mimiki twarzy. Do tego znakomicie wzmocnili emocjonalnie swoje występy instrumentaliści, co jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki spowodowało przesłuchanie tego wydanego przez oficynę Verve na dwóch plackach, przyjemnie wypełniającego mój pokój materiału od przysłowiowej deski do deski, co z racji znakomitej znajomości materiału dzieje się nader rzadko.
W podobnym tonie przebiegała penetracja zasobów muzyki rockowej, której przedstawicielem tego testu będzie grupa Led Zeppelin z materiałem „III”. Tutaj również mogę mówić tylko o pozytywach. Po pierwsze dlatego, że przekaz nabrał tak pożądanego przez stare masteringi body, dzięki czemu muzyka zaczęła przypominać odwiedzane przeze mnie obecnie koncerty z dobrym osadzeniem gitar i perkusji w masie i energii. Zaś po drugie, mimo wyczuwalnego nasycenia tempo grania nadal mieściło się w estetyce tego rodzaju twórczości, czyli z energią, wykopem, ale również niezłą szybkością. Naturalnie w odniesieniu do timingu i ataku przy użyciu znacznie droższego okablowania można zagrać tę produkcję nieco lepiej, ale jak wspominałem na początku tego akapitu, opiniowane druty szły drogą lekkiego upiększania świata, dlatego należą się brawa, że się nie wyłożyły, tylko nieco inaczej, ale bez szkodliwego spowolnienia podały ich definicję. Na koniec kilka zdań o elektronice. Tutaj z pomocą przyszedł mi zespół mojej młodości w postaci Depeche Mode w dość świeżej kompilacji „Playing the Angel”. Nie powiem, dostałem dobre mięcho, co w wielu aspektach typu wokal i mocne pociągnięcia niskich instrumentalnych pasaży, było nawet pożądane. Jednakże gdybym miał się do czegoś przyczepić, głównym celem byłyby najwyższe rejestry. I nie chodzi o fakt ich zgaszenia, bo były dźwięczne, ale okazały się być zbyt ładne, a przez to powodujące lekką utratę pazura mających przykuć naszą uwagę, z zamysłem przerysowanych akcentów. Jednym słowem, dobrze, ale raczej w duchu spokoju, a nie zamierzonej przez artystów niepoprawności sonicznej na górze pasma akustycznego. Ale na usprawiedliwienie naszego bohatera dodam, iż tutaj trzeba wziąć poprawkę na osobisty wzorzec tego rodzaju artefaktów, gdyż każdy ma inny punkt odniesienia, a przez to oczywiście również oczekiwania, co w ogólnym rozrachunku może dać inny wynik. Jednak na bazie wieloletnich odsłuchów, w wartościach bezwzględnych temat wyrazistości tego typu muzy wyglądał, jak opisałem.
Powyższy tekst jasno daje do zrozumienia, iż w pełni uzasadniony ożenek z tytułowymi kablami jest możliwy tylko w dwóch przypadkach. Pierwszym jest grupa melomanów parających się nienachalną muzykalnością swoich zestawów. Zaś druga to poszukujący szczypty nasycenia dla swoich niezbyt dobrze zestawionych, bo stojących po zbyt jasnej stronie neutralności, konfiguracji. Kabel Audiomici w obydwu przypadkach świetnie się sprawdzi i zrobi to, co do niego należy, ale nie przekroczy zdrowego rozsądku w sferze nasycenia. Skąd to wiem? Już pisałem. Mam ciemno i soczyście drapiący informacje z płyt winylowych rylec, a mimo to test przebiegł w bardzo dobrej temperaturze grania. Soczyście, ale nie za soczyście. To zaś sprawia, że jeśli jesteście na etapie konfigurowania swojej analogowej układanki, powinniście skontaktować się z producentem w sprawie kala Audiomica Laboratory Spessar Exellence. Naprawdę jest tego warty.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Dynaudio Consequence
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Producent: Audiomica Laboratory
Cena: 750€ / 1m
Dane techniczne
Przewodniki: 4×0,36mm/4×0,10mm² z miedzi 5N
Ekran 1: Folia aluminiowa
Ekran 2: Plecionka miedziana
Średnica przewodu:~ 9mm
Mufy antystatyczne: Acoustic Points (acousticpoints.com)
Wtyki: RCA (AML-ACP/RCA 10Rh), 5DIN (pozłacane)
Filtry (*opcjonalnie): DFSS/TFSS* (antystatyczne)
Opinia 1
Nie od dziś wiadomo, że największą fluktuacją modeli w szeroko rozumianej branży audio może pochwalić się tzw. budżetówka i to głównie ta operująca na obszarze kina domowego, gdzie coroczne odświeżanie portfolio nie tylko nikogo nie dziwi, co wręcz jest przez sam rynek, jeśli nie wymuszana, to co najmniej oczekiwana. W reszcie segmentów panuje względny spokój, choć jeśli pokusimy się o zwiększenie ziarnistości analizowanych danych, to jasnym stanie się, że najbardziej aktywni są producenci słuchawek, wszelakiej maści okablowania i akcesoriów. O ile jednak z racji ukierunkowania naszego profilu na wokół-, na- i do- usznych szczytach osobistych reproduktorów żadnych gwałtownych ruchów nikt przy zdrowych zmysłach nie wykonuje, o tyle audiofilskie okablowanie wydawać by się mogło, że mnoży się co najmniej przez pączkowanie. Owa płodność parających się powyższym asortymentem producentów znajduje oczywiście odzwierciedlenie również i na naszych łamach. Wystarczy tylko wspomnieć, iż np. przewody Furutecha gościły u nas bodajże piętnaście razy a na drugim miejscu uplasowała się rodzima Audiomica Laboratory z nie mniej imponującym wolumenem dziesięciu modeli. A to przecież jedynie niewielki wycinek tego, co można znaleźć u obu ww. wytwórców. Dlatego też nie powinien zdziwić fakt pojawienia się u naszych drzwi kuriera z kolejną paczką z Gorlic zawierającą tym razem kolejnego, po Aura & Artoc – łączówkach USB i Ethernet reprezentanta serii Ultra Reference , czyli przewód głośnikowy Genimedes.
Jak już zdążyliśmy się przyzwyczaić, również i tym razem tytułowe przewody dotarły do nas w eleganckiej, drewnianej, wyściełanej szarą gąbką skrzyneczce, w której oprócz wiadomego wsadu znajdowała się również stosowna metryczka. Jeśli zaś chodzi o sam wsad, to przynajmniej na tle flagowych Miamen Consequence M1 tytułowe Genimedesy wyglądają nad wyraz delikatnie i niemalże ażurowo. Wszystko jednak zależy od punktu odniesienia, gdyż już w zestawieniu z większością dostępnej na rynku konkurencji wpisują się w tzw. mainstream. Całość pokrywa elegancka biała siateczka spod której wyziera jasnoszary peszel w „części wspólnej” przebiegu a za pełniącymi dodatkowo funkcję muf antystatycznych firmowymi spliterami Acoustic Points biały, bądź czerwony, co szalenie ułatwia proces aplikacji przewodów w systemie. Same przewody z powodzeniem można określić mianem dość wiotkich i nienastręczających większych problemów przy montażu, przy czym warto wspomnieć o możliwości zamówienia wersji single, bądź bi-wire z odpowiednio dobraną pod indywidualne wymagania konfekcją, obejmującą własnej produkcji widły i banany.
W porównaniu do wcześniejszych wersji obecna inkarnacja Genimedesów może pochwalić się nową konstrukcją przewodnika i wprowadzeniem technologii podwójnego rodowania w procesie DCP. Wtyki AML-ACP10 Rh (zarówno widły, jak i banany) wykonano z powlekanego podwójną warstwą rodu mosiądzu a ich korpusy to niemagnetyczny, antystatyczny materiał POM-C AP50, który chroni przed przepięciami. Ponadto z dwóch do czterech wzrosła liczba wiązek z posrebrzanej miedzi. Każda wiązka ma przekrój 2,62 mm² i składa się ze 140 drucików. Przewody chroni przed polem elektromagnetycznym gęsty pleciony miedziany ekran o 95% pokryciu. Nie zabrakło też wykonanych przez Acoustic Points antystatycznych muf, których zbawienny wpływ zdążyliśmy już wielokrotnie omówić podczas wcześniejszych testów przewodów Audiomici, więc tym razem jedynie wspomnę o ich obecności.
Po dość gruntownym, gdyż obejmującym aż sześć modeli (Anort & Pebble, Allbit, Thasso, Pearl & Miamen), przeglądzie serii Consequence, która dość jednoznacznie stawiała na iście hollywoodzki rozmach i generalnie „duży” dźwięk, przyszła pora na eksplorację usytuowanej oczko niżej w firmowej hierarchii linii Ultra Reference. Wydawać by się mogło, iż taka chronologia może stwarzać pewne problemy, gdyż o ile testowanie flagowców jest praktycznie marzeniem każdego recenzenta, to jednak zdecydowanie bezpieczniejsze, tak dla samego producenta, jak i „obiektywności” tworzonej przez odsłuchującego beletrystyki jest mozolne pięcie się po kolejnych szczeblach technologicznego i brzmieniowego zaawansowania, aniżeli sukcesywne obniżanie poprzeczki. Nie dość bowiem, że zamiast odnotowywać mniej, bądź bardziej zauważalny progres, a więc zmierzać ku upragnionej audiofilskiej nirwanie, to od owego celu się oddalamy i w dodatku w owej, jak by nie patrzeć degradacji musimy upatrywać zalet. Karkołomne? Niewątpliwie, jednak logiczne, choć nie w ujęciu oczywistym a parakonsystentnym, gdyż robiąc krok, bądź dwa w tył zyskujemy m.in. szerszą perspektywę, co w przypadku tak rozbudowanego portfolio jak Audiomici ma niebagatelne znaczenie.
Przechodząc do konkretów trzeba wyraźnie zaznaczyć, że Genimedesy od Miamenów odróżnia przede wszystkim sposób, a dokładnie „mechanika”, kreślenia źródeł pozornych. W Miamenach dominowała bowiem dość mocna i zarazem gruba kreska, natomiast w przypadku Genimedesów akcent został postawiony na precyzję i „ostrość” linii opisujących kontury kreowanych postaci i instrumentów. Co ciekawe, nie zaowocowało to osłabieniem ani żywiołowości, ani energetyczności obecnych u starszego rodzeństwa, a jedynie nieco innym potraktowaniem kwestii mikro i makro dynamiki. Dokonano bowiem swoistej volty i szkielet spektaklu muzycznego, na jaki zaprasza nas Audiomica, stanowi mikro dynamika a makro staje się jej dopełnieniem. Weźmy na ten przykład nad wyraz mocno osadzony na basowych fundamentach album „Anastasis” Dead Can Dance, który tym razem potrafił zachwycić wszelakiej maści perkusjonaliami i fenomenalnym oddechem. Nie oznacza to bynajmniej przesunięcia równowagi tonalnej ku górze, lecz raczej większą „zwartość” najniższych składowych przy jednoczesnym wzroście drajwu i motoryki. Jeszcze lepiej słychać to na „The Razors Edge” AC/DC, gdzie nie dość, że nie sposób opanować przytupywania i generalnie wczuwania się w rytm, to doznania w porównaniu do wspomnianych Miamenów są zbliżone do przesiadki z potężnego 6.2l Dodge’a Challengera SRT® Hellcat Redeye do pozornie, przynajmniej przy amerykańskim muskularnym kuzynie, filigranowego, „zaledwie” 3.8l GT-Ra Nismo. Mam nadzieję, iż rozumieją Państwo powyższą analogię? Pozostając na wybitnie wyczynowych pułapach po prostu zmienimy „charakterystykę prowadzenia” dźwięku, gdzie pojęcia lepiej / gorzej ustępują miejsca stwierdzeniu „inaczej”, bądź … „poproszę oba”. To dokładnie ten sam rodzaj dylematu jakby patrząc na kultowe już zdjęcie „The Supers” nieodżałowanego Petera Lindbergha musieć dokonać wyboru pomiędzy Naomi Campbell, Lindą Evangelistą, Tatianą Patitz, Christy Turlington, czy Cindy Crawford. Niby można, tylko … po co.
Nie mniej intrygująco tytułowe głośnikowce wypadają na ortodoksyjnym a przy tym wybornie nagranym i zrealizowanym repertuarze klasycznym. Wystarczy bowiem sięgnąć po „Tartini Secondo Natura” tria Tormod Dalen, Hans Knut Sveen, Sigurd Imsen, by na własne uszy przekonać się jak powinno brzmieć naturalne, „barokowe” instrumentarium, gdzie słodycz w całkowicie oczywisty sposób przeplata się z natywną chropowatością a gęsta średnica z rozwibrowanymi i niemalże wwiercającymi się w synapsy alikwotami. Jednak nawet przy najwyższych składowych gorlickim przewodom udało się zachować organiczną wręcz analogowość, przez co oscylujące na granicy komfortu dźwięki ze względu na łatwość ich asymilacji nie wywoływały grymasu niezadowolenia, lecz co najwyżej wzmagały czujność, czy aby rodzime przewody nie popadną w zbytnią ofensywność. Nie popadały, za to daleko im było do jakichkolwiek, nawet najbardziej subtelnych, prób zaokrąglania, bądź wycofywania wspomnianego podzakresu.
Co ciekawe owe napowietrzenie i w pozytywnym znaczeniu tego słowa „wyczynowość” świetnie sprawdzały się również na mocno komercyjnych nagraniach. Nawet jubileuszowy (24bitowy) „Bad 25th Anniversary” Michaela Jacksona z nieco cykającymi syntezatorami nie sprawił mi zawodu oferując nie tylko świetną separację, lecz przede wszystkim coś, co zwykło określać się mianem „prawdy czasów”, w jakich nagrań dokonano. Zastosowane „cyfrowe” instrumenty brzmią dość dwuwymiarowo i próżno w nich szukać głębi, czy soczystości Hammondów, lecz taki ich urok a Audiomica tego nie osądza a jedynie o owym fakcie informuje, w ramach kontrastu skupiając naszą uwagę na ekspresyjności wokalisty.
Śmiało można uznać, że Genimedes Ultra Reference nie tylko nie przynosi Audiomice ujmy na honorze, co wręcz wydaje się wielce intrygującą alternatywą dla flagowych Miamenów. Po prostu w zależności od subiektywnych preferencji część nabywców woleć będzie hollywoodzki rozmach łapiącej za oko i ucho niczym odpicowany amerykański muscle car serii Consequence a część wybierze „japońską precyzję” Ultra Reference. Oba wybory będą godne pochwały, o ile tylko dokonają ich Państwo świadomie. W dodatku tytułowe przewody są świetnym przykładem na to, że schodząc w dół cennika nie zawsze trzeba liczyć się z kompromisami, gdyż można trafić np. na nieco inny punkt widzenia na muzykę. I właśnie z takim przypadkiem mamy do czynienia tym razem.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
Opinia 2
Mająca swoje kolejne pięć minut na naszym portalu polska marka Audiomica Laboratory jest jednym z niewielu podmiotów, które swój biznesowy sukces zawdzięcza diametralnie przeciwnym do wielu rodzimych konkurentów biznesowym założeniom. Wiadomym bowiem jest, iż nasz rynek audio mimo sporego potencjału, z racji niewielkiej liczby parających się najwyższą jakością słuchanej muzyki melomanów, nie gwarantuje wieloletniego sukcesu dla nawet najbardziej prężnej działalności zarobkowej. Dlatego też aby zakładające wejście na światowy rynek startowe inwestycje nie okazały się przysłowiowym spaleniem na panewce, właściciel marki zmienił kolejność zdobywanych przyczółków i pierwsze uderzenie skierował na tak zwany zgniły zachód. Jaki był efekt? Ano taki, że od jakiegoś czasu ponad 90 procent oferty jedzie za granicę, co z pewnego rodzaju biznesowym spokojem pozwoliło mu podjąć próbę walki o nas, czyli mieszkających nad Wisłą wielbicieli dobrego brzmienia. Kiedy nastąpił pierwszy atak? Dość dawno. Wystarczy spojrzeć na nasze związane z tym producentem portfolio. Od kabli sieciowych, przez sygnałowe, cyfrowe, po głośnikowe, mieliśmy prawie pełen przekrój oferty z różnych serii. Co zatem tytułowy brand zaproponował w tym podejściu testowym? Zapewniam, że bardzo ciekawe sonicznie okablowanie kolumnowe Genimedes z niemalże topowej serii Ultra Reference, o których pojawienie się na dzisiejszym sparingu zadbał stacjonujący w Gorlicach producent.
Co w przypadku opisywanej marki oznacza przynależność kabli kolumnowych do serii Ultra Reference? Otóż wszelkich wielbicieli kabli mogących pochwalić się monstrualnymi średnicami węży strażackich lekko zasmucę, gdyż w przypadku oferty Audiomici mamy do czynienia ze stosunkowo cienkimi, bardzo łatwo dającymi się formować linkami. Użyty jako przewodnik materiał to zabezpieczona gęstą plecionką przed szkodliwym polem elektromagnetycznym, wysokiej czystości posrebrzana miedź. Kable wykonywane są ręcznie, a każdy przebieg składa się z czterech żył – w stosunku do starej wersji jest to ukłon dla użytkowników bi-wire, na które przypada 140 cieniutkich drucików. Dodatkową ciekawostką jest fakt zaterminowania przewodów wykonanymi własnym sumptem końcówkami. Rzeczone widły i banany wyprodukowano z mosiądzu, na który dwukrotnie galwanicznie nałożono rod, by na koniec osadzić je w niemagnetycznym i antystatycznym tworzywie POM-C AP50. Tak przygotowany produkt ubrano w opalizującą bielą plecionkę i spakowano w wyposażoną w certyfikat oryginalności i okraszony podpisem osoby składającej daną sztukę formularz potwierdzający przebieg procesu produkcji, wyściełane gąbką, z zewnątrz zdobione złotą ornamentyką ciemnobrązowe drewniane pudełko.
Nie przeczę, wpinanie okablowania ze srebrzonej miedzi może nie wywoływało u mnie przedtestowych stanów lekowych, jednak znając temat trudności w opanowaniu częstej krzykliwości tak potraktowanego miedzianego przewodnika w zaawansowanych systemach audio, byłem bardzo ciekawy, jak z tą potencjalną przypadłością poradziła sobie gorlicka Audiomica. Jakież było moje zdziwienie, gdy wszelkie rojące się w mej podświadomości obawy prysły zraz po wydaniu przez system pierwszych dźwięków. Naturalnie przed głębszą oceną dałem całej układance czas w postaci kilku przesłuchanych niezobowiązująco w tle srebrnych krążków, jednak ów rytuał tylko potwierdził zasłyszane na samym początku wstępne obserwacje. Jakie? Ku mojemu zaskoczeniu Genimedes Ultra Reference zagrał bardzo kolorowym, masywnym, a przy tym energetycznym, przy świetnym napowietrzeniu wirtualnej sceny dźwiękiem. Ale natychmiast zaznaczam, owa masa nie czyniła szkód w postaci rozlewania się basu po podłodze, tylko dawała odczucie fajnego podbudowania operujących w dolnych zakresach i na przełomie środka z basem nie tylko instrumentów, ale również wszelkiego rodzaju wokalistyki. To był raczej rodzaj masy balsamującej, aniżeli przesycającej rozgrywające się pomiędzy kolumnami wydarzenia. Naturalnie w stosunku do wartości bezwzględnych wszystko odbywało się przy lekkim pogrubieniu krawędzi rysującej świat muzyki, jednak uspokajam, byłem mile zaskoczony, jak umiejętnie wpisuje się to w estetykę już gęstego grania mojego zestawu. To zaś powodowało, że zdecydowana większość słuchanego podczas sparingu repertuaru z owego dobra korzystała pełnymi garściami. Począwszy od Cassandry Wilson na płycie „Blue Light 'Til Dawn” – w popisowym pierwszym utworze z intymnym głosem i gitarą w rolach głównych, przez świetne trio Paula Bley’a z Garym Peacock-iem i Paulem Motian-em – z ich solowymi wyczynami na bazie wykorzystywanych instrumentów, po o dziwo folk-metal grupy Percival Shuttenbach „Svantevit” – raczej stawiający na przekaz live, aniżeli ciche słuchanie po północy, każdy ze wspomnianych stylów zawsze wychodził z pojedynku z tarczą. Powód? Po prostu kable z Gorlic oferowały nie tylko solidne pokłady niesionego przez testowane okablowanie nasycenia dźwięku, ale w celach uniknięcia uśredniania przekazu cały czas dbały o odpowiednią energię ich podania. Pewnie nie uwierzycie, ale dzięki temu przy delikatnie zwiększonym nasyceniu system świetnie podkreślał nie tylko pudła rezonansowe gitar, kontrabasu, czy fortepianu lecz także, jak zdążyłem wspomnieć, te znajdujące się w trzewiach wspomnianej jazzowej divy i wściekle przekazującego myśli metalowej grupy frontmana. Jednym słowem aplikacja produktu spod naszej zachodniej granicy w posiadany tor spowodowała często oczekiwane przez miłośników barwy zwiększenie emocji słuchanej muzyki. Było obszerniej w domenie wypełnienia, ale bez znacznych opóźnień czasowych i co bardzo istotne, ze świetnym pokazaniem wszystkiego co działo się w górnej części pasma, jednakże bez przypisanej posrebrzanej miedzi szorstkości, czy nadpobudliwości.
Dla mnie ilość góry w stosunku do niższych zakresów była trafiona w punkt. Ani za mało, ani za dużo, tylko tyle, ile wymagał dany materiał muzyczny. To co, mamy do czynienia z ideałem? To zależy od preferencji słuchacza, bowiem jak napomknąłem, nasz punkt zapalny spotkania niósł ze sobą pewien co prawda w pełni kontrolowany, ale jednak skierowany na dodatkowe body słuchanej muzy sznyt grania. To natomiast powodowało, iż nawet przy świetnie oddanych piskach i nisko schodzących modulacjach dźwięku w produkcjach elektronicznych, czasem potrafiłem zauważyć braki tak często pożądanej przez wielbicieli smagania swoich uszu hałasem, natychmiastowości przejścia po klawiszach od góry do samego dołu pasma. Owszem, system pokazywał to dobitnie, jednak gęstość średnicy nie pozwalając zrobić tego w sposób nieoczekiwany, nieco owo zamierzenie upłynniała. Ale zaznaczam, prawdopodobną przyczyną takiego stanu rzeczy była aplikacja kabli w mojej, już na starcie gęstej konfiguracji, a samo wyłapanie możliwe w bezpośrednim porównaniu z posiadanym na co dzień, bardziej neutralnym kablem Tellurium Q Silver Diamond. Dlatego też stojąc na straży unikania zbytniej dosłowności w odbieraniu moich opinii, mającym w planach samemu zapoznać się z tym modelem okablowania melomanom sugeruję, ten aspekt wziąć w tak zwany cudzysłów. Zapewniam, muzyka elektroniczna nie brzmiała źle, czy ułomnie, tylko nieco inaczej w kwestii przenikliwości. Czy to źle? Nie sądzę. Dlaczego? Otóż za sprawą niesionej w pakiecie aplikacyjnym gęstości dźwięku, system zaskakująco łatwo powodował często spotykane w tym nurcie mini trzęsienia ziemi w moim pokoju, co śmiem twierdzić, iż nie tylko mnie, ale również wielu z Was bardzo przypadłby do gustu. To oczywiście jest ewidentne coś za coś, jednak w tym przypadku nie rozmawiamy o stratach samych w sobie, tylko o przeniesieniu punktu „g” okraszonych kablami z Gorlic systemów.
Czy kabel głośnikowy Audiomica Genimedes Ultra Reference jest dla wszystkich? Śmiem twierdzić, że jak najbardziej. Już u mnie, w nastawionym na muzykalność zestawie wypadał fantastycznie. Na tyle dobrze, że gdybym nie miał dostępu do porównań jeden do jeden z codzienną referencją, po kilku dniach poszedłbym nad tym do porządku dziennego. Owszem szedł w stronę dodatkowego umuzykalniania słuchanych płyt, jednak robił to na tyle kulturalnie, że nie szkodził w już mocno barwnym zestawie, a to świetnie rokuje na dobry występ w innych, często cierpiących na nadmiar lekkości brzmienia systemach. Tak więc patrząc na temat zaleceń z perspektywy potencjalnych zagrożeń, takowych nie widzę. Jedyny problem jaki widzę, jest Wasze przekonanie się do od dawna świetnie odbieranego za granicą producenta kabli Audiomica Laboratory i zaproszenie jego produktu do prób na własnym podwórku. Czy ewentualne odsłuchowe podejście zakończy się sukcesem, nie jestem w stanie w stu procentach zagwarantować, jednak zapewniam, zaskoczycie się, jak ciekawie może zagrać okrzyknięta za ryzykowną posrebrzana miedź jako przewodnik. A to w moim odczuciu jest już wystarczającym bodźcem, aby podjąć przecież będący solą życia audiofila wysiłek testowy.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Producent: Audiomica Laboratory
Cena: 6804 zł/2,5 m + 756 PLN za każdy kolejny metr
Dane techniczne
Przewodniki: Cztery wiązki po 140 drucików ze srebrzonej miedzi OCC
Średnica/przekrój wiązek: 4×1,82 mm / 4×2,62 mm²
Średnica przewodu: ~ 12mm
Ekran: plecionka miedziana o 95% pokryciu
Wtyki: AML-ACP10 Rh (widły/banany)
Mufy antystatyczne: Acoustic Points
W dniach 12-13 lipca br. w leżących na północnej granicy Beskidu Niskiego malowniczych Gorlicach odbyła się kolejna XXI edycja Międzynarodowych Prezentacji Multimedialnych Ambient Festival – event dobrze znany dla melomanów i fanów brzmienia High End.
Ceniona za swój niesamowity klimat impreza już dawno zyskała miano kultowego święta wśród fanów ambient/elektro, które skupia miłośników muzyki eksperymentalnej zarówno z kraju jak i z zagranicy. Organizatorzy imprezy przyzwyczaili uczestników „Ambient Festival” do wspaniałej, jedynej w swoim rodzaju atmosfery, którą rok w rok przesiąka budynek Gorlickiego Centrum Kultury. To wszystko za sprawą obsady i doboru artystów oraz prezentowanego przez nich przekroju muzycznego, który od dawna jest gwarantem unikalnych, zapadających w pamięć koncertów. Ponadto jest jeszcze jedna rzecz, która wyróżnia to wydarzenie – event od kilku lat niesie ze sobą utrwalony w tradycji program atrakcji, który posiada audiofilski charakter.
Tegoroczne high-endowe atrakcje dla miłośników najwyższej klasy dźwięku zostały przygotowane przez przez polsko-włoski tercet: Audiomica Laboratory / Andrea Pivetta / Zeta Zero, który zapewnił wyjątkowe prezentacje wspólnego systemu audio (trio opisywane w reportażu zapowiadającym przedsmak Electronics Show 2019). Uczestnicy prezentacji podziwiali system w którego skład wchodził najnowszy wzmacniacz Oltre zaprojektowany przez włoskiego inżyniera Andrea Pivetta (znanego audiofilom z budowy najdroższego na świecie wzmacniacza audio „Opera Only” kosztującego 1,6 mln Euro), pierwsze na świecie wszechkierunkowe kolumny wstęgowe Zeta Zero Orbital360 oraz kompletny, dedykowany zestaw okablowania Audiomica Laboratory Excellence Oltre Special Edition.
Skład tego unikalnego i rewolucyjnego systemu definiują rozwiązania konstrukcyjno-technologiczne projektantów sprzętu, dzięki którym pokaz muzyki elektronicznej był emitowany w nowatorski sposób: kolumny Zeta Zero ORBITAL360 generują dźwięk dookólnie i wszechkierunkowo w 3 płaszczyznach. Konstrukcja kolumn to skomplikowany budową (złożony z około 1000 komponentów) omni polarny wstęgowy 4 drożny emiter dźwięku o niespotykanych w żadnych innych zestawach parametrach i osiągach oraz sposobie działania. W czasie prezentacji zestaw kolumn zagrał w innowacyjnym trybie Bi-Stereo, gdzie każda jedna kolumna tworzy w przypadku pracy w tym trybie swoje własne w pełni dookolne pole stereofoniczne.
Interesującym szczegółem jaki można było dostrzec wśród towarzyszącej ekspozycji kabli były małe czarne szkatułki skrywające wtyki Audiomica Laboratory. Premierowa wystawa to nowość, która prawdopodobnie trafi do oferty producenta przewodów audio. Zaprezentowano 5 różnych modeli, a wśród nich znane już z najwyższych serii wtyki XLR: AML-XLR 20 Ag (Pearl Consequence), AML-XLR 10 Ag (Europa Ultra Reference), wtyki widełkowe dla kabli głośnikowych: AML-ACP20 Rh oraz AML-ACP10 Rh oraz AML-ACP/RCA10 Rh jako złącze typu RCA. Ostatnie trzy modele wtyczek to zupełna nowość, która w najbliższym czasie może pojawić się w kolejnych modyfikacjach lub aktualizacjach przewodów z najwyższych serii. Prawdziwym novum jest wykorzystanie antystatycznego materiału POM-C AP50TM dla budowy korpusów wtyczek.
Prezentacje były dostępna przez dwa dni. Godzinę przed oraz godzinę po zakończeniu koncertów Ambient Festival 2019. W przerwach pomiędzy występami artystów Pan Tomasz Rogula (konstruktor kolumn) oraz Pan Łukasz Mika (konstruktor przewodów) byli dostępni do wspólnych rozmów, odpowiadając na wszelkie pytania dotyczące sprzętu, technologii, oraz wspólnego międzynarodowego projektu. Rarytasem pośród show była giełda płyt winylowych / cd. wśród, której można było znaleźć unikalne pozycje płytowe – między innymi za sprawą obecności wydawnictw takich jak Warszawskie Requiem Records.
Prezentacje przygotowane przez wyżej wymieniony tercet podczas tegorocznej edycji Ambient Festival stanowiły wyjątkową pozycje w programie dwudniowego eventu, która zapewniła uczestnikom mnóstwo niesamowitych doznań i nowych doświadczeń muzycznych. Warto wspomnieć o samej współpracy firm: Po wystawie w Warszawie (Electronics Show 2019) oraz we Włoszech (Vicenza), Ambient Festival był już 3 zapowiedziany pokazem, a wspólny projekt i kooperacja jest już na tyle oficjalna, że dla potrzeb wystawienniczych powstał specjalny katalog, który załączamy w poniższym linku.
‘United with passion – Audiomica, Andrea Pivetta, Zeta Zero’
Za organizację Festiwalu odpowiada Gorlickie Centrum Kultury oraz Wydział Oświaty, Kultury i Spraw Społecznych Urzędu Miejskiego w Gorlicach. Dyrektorem Artystycznym wydarzenia jest Tadeusz Łuczejko.
Poniżej prezentujemy listę artystów, którzy wystąpili na scenie GCK podczas XXI edycji Ambient Festival:
12 lipca /piątek/
• MACIEJ STANIECKI
• ZENIAL
• JACHNA/CHOJNACKI
13 lipca /sobota/
• WOJTEK SZCZEPANIK
• FEDKOWICZ DUO
• KARAŁOW/PRZEŹDZIECKI
• PIETER NOOTEN
Może i powoli robi się z tego coś na kształt brazylijskiego tasiemca, znaczy się telenoweli, ale dziwnym zbiegiem okoliczności nie mając nawet wstępnie określonego deadline’u, zamiast w dzikim, graniczącym z amokiem, pędzie maszynowo płodzić kolejne testy dostarczonego przez gorlicką manufakturę Audiomica Laboratory okablowania, pozwalam sobie na niespieszne nimi się delektowanie. Owa nieśpieszność nie wynika jednak z wrodzonego lenistwa, które pomimo najszczerszych chęci, ze względu na permanentne obłożenie najprzeróżniejszymi aktywnościami rodzinno-zawodowo-hobbystycznymi, jest mi zupełnie obce, lecz z chęci wyeliminowania wszelkich, mogących wypaczyć mój finalny osąd czynników. Ponadto taki długotrwały „romans” z przedmiotem testu pozwala mi niejako wejść w skórę jego rzeczywistego – finalnego nabywcy, który przynajmniej z założenia ma zamiar z danym ustrojstwem współegzystować lat co najmniej kilka. Przechodzi zatem taki „ktoś” przez kolejne, dość oczywiste, fazy związku począwszy od początkowej ekscytacji, poprzez oswojenie i wzajemną akceptację, po z reguły nieuchronną rutynę, znudzenie i szeroko rozumianą tolerancję, bądź wręcz szukanie silniejszych wrażeń „gdzieś na boku”. Rozumiecie Państwo o co chodzi? O to, by możliwie wiernie odwzorować cywilne realia i niejako przedmiotem testu się znudzić, przestać niemalże zwracać na niego uwagę i z etapu chwilowej ekscytacji przejść do codziennej rutyny – li tylko chłodnej tolerancji. Skoro zatem czytacie Państwo niniejszy tekst, to znak, że nie tyle parafrazując klasyka „coś się dzieje”, co właśnie cokolwiek dziać się przestało, czyli w nasz, znaczy się tytułowych przewodów i mojej skromnej osoby, związek wkradła się szara rzeczywistość i nader skutecznie ugasiła wszelkie tlące się jeszcze iskierki jakiejkolwiek ekscytacji. W ten oto, nieco przewrotny sposób pragnę zaprosić Was na spotkanie z kolejną parą przewodów USB & Ethernet z bogatego portfolio Audiomica Laboratory, czyli należących do serii Excelence modeli Cinna i Arago.
Cinna USB, zbudowany jest z sześciu miedzianych przewodów OCC o średnicy 0,81 mm każdy i specjalnego systemu potrójnego ekranowania. Pierwszy ekran stanowi metalizowana folia o 100% pokryciu a drugi i trzeci to gęsta plecionka miedziana o 90% pokryciu. Taka budowa skutecznie eliminuje ewentualne interferencje, umożliwiając tym samym przesyłanie danych z dużą prędkością. Charakterystyczne mufy to filtry DFSS lub TFSS (opcjonalne) zamknięte w antystatycznych łącznikach (punkty akustyczne POM-C AP50TM) zapewniają doskonałą ochronę przed elektrycznymi zmianami statycznymi i eliminują powstawanie mikro-ładunków na powierzchni interkonektu. Warto również zwrócić uwagę na wykonane z mosiądzu, oraz dysponujące pozłacane styki wysokiej jakości wtyki USB A / B, których korpusy zostały nie tylko zaprojektowane, ale i wydrukowane w technologii 3D.
Arago oparto o osiem, ułożonych w pary, miedzianych przewodów OCC o czystości N6, średnicy 0,51mm i potrójnie ekranowanych, lecz w przeciwieństwie do Cinny zastosowano ekrany z folii metalizowanej, następnie z folii aluminiowej (oba o 100% pokryciu) a trzecią warstwę stanowi wielożyłowa plecionka o 70% pokryciu. Całość opracowano w oparciu o kategorię 7A z pasmem roboczym do 1300 MHz. Przewód zaterminowany został wysokiej jakości wtykami RJ45 produkcji Siemensa, oraz wyposażony w antystatyczne mufy DFSS.
Patrząc na „patriotyczne” umaszczenie obu przewodów można byłoby „zaocznie” domniemywać, iż ich biało-czerwona kolorystyka, wraz z firmowymi mufami sugerują kierunkowość. I jest to poniekąd całkiem słuszne założenie, choć nie do końca … gdyż właściwie to połowicznie. Chodzi bowiem o to, że o ile w przypadku ethernetowego Arago tak naprawdę to my sami – użytkownicy, decydujemy o jego kierunkowości, gdyż terminacja z obu jego końców jest dokładnie taka sama, to już z łączówką USB Cinna tak różowo, znaczy się szkarłatnie nie jest. Otóż ową kierunkowość narzucają stosowne wtyki USB – typu A od strony źródła i B (tzw. „drukarkowy”) od odbiornika, co samo w sobie jest całkiem logiczne i wprost wynikające z architektury połączeń, gdyby nie to, że biało-srebrny odcinek ochronnego peszla, jak i stanowiąca element graniczny mufa, chciał nie chciał lądują od strony nadajnika. Wspominam o tym z dość wydawałoby się oczywistego powodu, czyli wpływu usytuowania mufy, będącej de facto autorskim filtrem DFSS, na brzmienie łączówki a dokładnie wpływ na brzmienie systemu w jaki zostanie ona wpięta. I proszę mi wierzyć na słowo a jeszcze lepiej przekonać się własnousznie na podstawie samodzielnie dokonanych prób organoleptycznych, oczywiście z użyciem Arago, bo bynajmniej nie nakłaniam Państwa do wiwisekcji Cinny, że to wcale nie są zmiany na granicy percepcji, czy też autosugestii. O nie, po prostu usytuowanie mufy DFSS bliżej odbiornika robi dźwiękowi zdecydowanie lepiej aniżeli przeniesienie jej bliżej źródła. Słychać to przede wszystkim w domenie rozdzielczości i precyzji ogniskowania źródeł pozornych.
Dokonując nieco głębszej analizy walorów sonicznych tytułowych przewodów bardzo szybko można dojść do wniosku, że Arago i Cinna z jednej strony hołdują rodzimemu zamiłowaniu do rozmachu i nieco „amerykańskiego” podejścia do sposobu kreowania sceny i wolumenu generowanego dźwięku, jednak z drugiej strony potrafią też przemycić własne „ja”. O ile bowiem Anort i Pebble Consequence jechały po przysłowiowej bandzie i niejako podkręcały pełne słyszalne spectrum a z kolei Aura i Artoc Ultra Reference akcent stawiały na średnicy, to dzisiejsi bohaterowie skupiają się pół stopnia wyżej i rzucają nowe światło na przełom średnicy i wysokich tonów. Proszę się jednak nie martwić na zapas, gdyż „maniera” przynależącego do serii Excellence duetu wcale nie oznacza przeniesienia równowagi tonalnej w gorę, bądź zintensyfikowania ofensywności. Nic z tych rzeczy. Jako dowód polecę odsłuch nad wyraz mało audiofilskiego punk-rockowego wydawnictwa, czyli „Age Of Unreason” Bad Religion. Ostre gitarowe riffy, równie szorstki i kanciasty wokal, oraz antyestablishmentowe teksty w przypadku pojawienia się jakiejkolwiek z powyższych anomalii automatycznie spowodowałyby ciężką migrenę a tymczasem w Audiomicami w torze całość nabrała jedynie mocy i pozytywnej agresji, czyli przybrała na sile rażenia. To nie jest miłe pitu, pitu, tylko wykrzykiwane wszem i wobec pretensje zarówno do obecnej sytuacji politycznej, jak i coraz bardziej powszechnych teorii spiskowych. Również na zdecydowanie wolniejszym, lecz wcale nie lżejszym, depresyjno – stonerowym „Full Upon Her Burning Lips” Earth, gdzie do dyspozycji mamy jedynie gitarę i perkusję całość z jednej strony zachwyca potęgą a z drugiej zaskakuje przestrzennością i oddechem przekazu. Niby gitara Carlsona potrafi ukąsić a i blachy zestawu Adrienne Davies nie zawsze jedynie nieśmiało szeleszczą, ale trudno w tym momencie mówić o jakichkolwiek problemach z dociążeniem, czy też brakiem wysycenia.
Niejako na zakończenie i nieco przewrotnie – w oczywistej opozycji do powyższego repertuaru, pozwolę sobie jeszcze pochylić się nad nieco bardziej wymuskanym pod względem realizatorskim albumem, czyli „Close to Me” Susan Wong, który może nie poraża oryginalnością, w końcu wielokrotnie zawarte tamże covery słyszeliśmy, lecz pozwala docenić finezję z jaką, pomimo wyraźnego asekurantyzmu wokalistki i „bezpiecznych” aranżacji, gorlickie łączówki wnikają w tkankę nagrania. W dodatku owa swoboda wnikania udziela sę również słuchaczom, którzy wcale nie muszą ograniczać się li tylko do kontemplacji nad pierwszym planem, lecz bez najmniejszych problemów skupić swoją uwagę na wydarzeniach drugo, bądź nawet trzecioplanowych.
Należące do Excelence Series przewody Cinna i Arago mając naprawdę sporo wspólnego ze starszym rodzeństwem znalazły swój własny pomysł na brzmienie. Nie upiększając go i nie stawiając na beznamiętną analizę okazały się nad wyraz rozdzielcze, przez co w pierwszej chwili może się wydawać, iż są w stanie wykreować zdecydowanie bardziej obszerną przestrzeń aniżeli wyżej „urodzone” modele. Wystarczy jednak bezpośrednie porównanie z reprezentantami linii Consequence, bądź nawet Ultra Reference, by zrozumieć ideę towarzyszącą ich twórcy. Otóż one nie mają lepszej rozdzielczości, od wyższych modeli, lecz owa rozdzielczość w ich przypadku wybija się jedynie ponad pozostałe aspekty, które z kolei sukcesywnie są poprawiane i cyzelowane w wyższych seriach. Dlatego też idąc krok po kroku i pnąc się sukcesywnie po szczeblach portfolio Audiomica Laboratory startujemy od pewnego, wysoce satysfakcjonującego poziomu, by z każdym kolejnym stopniem dokładać do punktu wyjścia kolejne „ochy i achy” zachowując przy tym wszystko to, co na owym początku tak nam przypadło do gustu. Jednym słowem ewolucja.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini; Roon Nucleus
– DAC: dCS Vivaldi DAC 2.0
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Audiomica Laboratory Pebble Consequence USB; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
Producent: Audiomica Laboratory
Ceny:
Cinna Excellence USB: 500€ /0,5m; 590€ / 1m; +90€ kolejne +0,5m
Arago Excellence Ethernet: 700€ / 2m; 850€ / 3m; +150€ kolejne +1m
Opcjonalnie:
DFSS fiters: 150€
DFSS fiters + smart couplers: 250€
TFSS fiters + smart couplers: 350€
Za nami druga odsłona Międzynarodowych Targów Elektroniki Użytkowej „Electronics Show”. Wydarzenie miało miejsce w Warszawie w Międzynarodowym Centrum Targowo- Kongresowym – Ptak Warsaw Expo. Najważniejsze wydarzenie fanów elektroniki użytkowej w Polsce oferowało multum ekspozycji największych światowych marek elektroniki, jak również świetne prezentacje, przeplatane branżowymi konferencjami oraz warsztatami zapewniającymi mnóstwo atrakcji. W tak świetnie zorganizowanym wydarzeniu, które w sposób kompleksowy prezentowało najnowsze technologie, innowacje czy też usługi ze świata szeroko pojętej elektroniki użytkowej znalazła się prawdziwa audiofilska wisienka na torcie dla sympatyków brzmienia hig-end na najwyższym poziomie. Mowa tu o wspólnej polsko-włoskiej kooperacji firm, które stworzyły i zaprezentowały swój wyjątkowy, unikalny projekt: Kompletny system audio, którego wspólny mianownik został zdefiniowany przez 3 kluczowe elementy jednoczące i spalające wizję 3 niezależnych konstruktorów. W skład systemu wchodzi: wzmacniacz Andrea Pivetta Oltre, kolumny Zeta Zero ORBITAL360 „Nano” oraz kompletny, dedykowany zestaw okablowania Audiomica Laboratory Excellence Oltre Special Edition. Element dodatkowej elektroniki stanowi 6 kanałowy przedwzmacniacz Zeta Zero 1176.
Muzyczne prezentacje właścicieli/głównych konstruktorów [Tomasza Rogula (Zeta Zero), Łukasza Mika (Audiomia Laboratory)] przyciągnęły tłumy odwiedzających, a cała wizualna koncepcja wystawiennicza posiadała jeszcze jeden dodatkowy atut doskonale uzupełniający nietuzinkowy design sprzętu. Audiofilske elementy zostały zaprezentowane wraz z unikalnym projektem mebli Aldebaran Furniture z autorskiej kolekcji zaprezentowanej przez Marcina Woldańskiego, którego towarzystwo rekompensowało nieobecność włoskiego konstruktora wzmacniacza „Oltre”.
Więcej informacji na temat kooperacji tercetu można znaleźć w przedpremierowym raporcie opiniującym powyższy system, który został opublikowany w artykule: ANDREA PIVETTA / AUDIOMICA LABORATORY / ZETA ZERO „Przedsmak Electronics Show 2019” na łamach portalu SoundRebels do, którego serdecznie odsyłamy.
„WHEN THREE VISIONS BECOME ONE”
O zaplanowanej, zorganizowanej, poukładanej i ścisłej współpracy świadczy fakt wspólnego katalogu (zatytułowanego „UNITED WITH PASSION”), który nakreśla idee konstruktorów i cel wspomnianego projektu. Współpraca firm narodziła się od pierwszego połączenia sprzętowego i stworzenia pokazowego systemu podczas Audio Video Show 2017, kiedy najdroższy wzmacniacz świata Opera Only został podłączony Kablami Audiomica Laboratory z serii Conseuquence do innowacyjnych, pierwszych na świecie wszechkierunkowych kolumn wstęgowych Zeta Zero Orbital 360.
Tegoroczne targi „Electronics Show 2019” są zaledwie drugą edycją imprezy, która już teraz prezentuje ogromny potencjał na skalę międzynarodową w imprezach tego typu. Już od pierwszej edycji imprezy pośród największych światowych marek możemy podziwiać produkty naszych rodzimych producentów branży High End, które śmiało prezentują swoje produkty. W tym roku Audiomica Laboratory oraz Zeta Zero nie zaskoczyły nas już tylko swoją obecnością, ale faktem międzynarodowej współpracy i prezentacji na najwyższym poziomie. Czym Audiomica i Zeta Zero zaskoczą nas w kolejnej edycji? Z niecierpliwością czekamy.
Serdeczne podziękowania dla ekipy Audiomica Laboratory, która przesłała nam fotorelację z premierowych targów w Warszawie.
Więcej informacji:
www.audiomica.com
www.onlycreative.it
www.zetazero.eu
www.electronics-show.com
Opinia 1
Najwidoczniej tradycji musiało stać się zadość, gdyż w ramach rozgrzewki przed zbliżającym się wielkimi krokami monachijskim High Endem dokonaliśmy umownego i wysoce wyselekcjonowanego przeglądu specjałów, jakie mają zostać zaprezentowane na tegorocznych Targach Elektroniki Użytkowej Electronics Show. O co chodzi z tą tradycją i umownością? Otóż w zeszłym roku, w połowie kwietnia, mieliśmy okazję odwiedzić obecną w Ptak Expo nad wyraz liczną ekipę Polskiego Klastra Audio, co z resztą w stosownym materiale zostało udokumentowane, więc można uznać, iż swoista powtórka z rozrywki automatycznie staje się czynnością cykliczną a tym samym wpisuje się zachowania noszące znamiona tradycji. Jednak dziwnym zrządzeniem losu, lub jak kto woli na skutek szeroko rozumianego planowania, jakiś nad wyraz światły i niewątpliwie świetnie zorientowany w temacie umysł (czyżby pokłosie zjawiska określanego oksymoronem „dobra zmiana”?) wpadł na iście makiaweliczny pomysł, by tegoroczne targi zorganizować dokładnie w tym samym czasie co … wystawa w Monachium. Co prawda patrząc na asortyment prezentowany w Nadarzynie wydawać by się mogło, że to taki lokalny odpowiednik berlińskiej IFY (dla ułatwienia podam, że najbliższa odbędzie się w dniach 6 – 11 września 2019), jednak decyzja o niejako automatycznym wykluczeniu lwiej części przedstawicieli rodzimych producentów i branżowych magazynów audio wydaje się cokolwiek kuriozalna. Mniejsza jednak z tym, gdyż jak niniejszy mini artykuł pokazuje dla chcącego nic trudnego i jeśli tylko jest ku temu okazja, to cóż szkodzi rzucić okiem i uchem na coś, co tak naprawdę ma mieć swoją oficjalną polską premierę dopiero za dwa tygodnie.
O czym mowa? O m.in. nad wyraz intrygującym włoskim wzmacniaczu Andrea Pivetta Oltre, którego 120 000 W monstrualnego protoplastę (Opera Only) mogliśmy podziwiać m.in. podczas Audio video Show w 2017 r. A dokładnie o kompletnym systemie w skład którego, oprócz ww. amplifikacji wejdzie elektronika (6 kanałowy przedwzmacniacz Zeta Zero 1176), oraz kolumny Zeta Zero ORBITAL360 „Nano” wraz z kompletnym, dedykowanym okablowaniem Audiomica Laboratory Excellence Oltre Special Edition.
Jak prezentuje się wspomniany set mam nadzieję całkiem nieźle ukazują powyższe zdjęcia, jeśli zaś chodzi o jego walory brzmieniowe, to Państwo będą mogli je ocenić za dwa tygodnie a my, dzięki uprzejmości gospodarza – Tomasza Roguli (Zeta Zero, TR Studios) mogliśmy dokonać tego wczoraj. Od razu jednak zaznaczę, iż biorąc pod uwagę ilość zmiennych i całkowicie nieznane nam od strony akustycznej warunki, na chwilę obecną mogę powiedzieć, że tym razem było zupełnie inaczej niż zdążył nas przyzwyczaić Tomasz podczas corocznych prezentacji na AVS. Po pierwsze było bowiem może nie cicho, lecz natężenie dźwięku pozwalało na w pełni komfortową konwersację, co mając świadomość, iż na wystawach w salach zajmowanych przez Zetę czasem własnych myśli człowiek nie był w stanie usłyszeć, jest pewnym novum. Po drugie zaś, 1200 W Orbitale 360 „Nano” reprezentując firmową omnipolarność główny akcent stawiały na przestrzenność i trójwymiarowość prezentacji aniżeli klasyczne, znane z konwencjonalnych zestawów głośnikowych mniej bądź bardziej precyzyjne ogniskowanie źródeł pozornych i rozplanowywanie ich na jasno zdefiniowanej scenie muzycznej. Jednak najważniejsze, że całość sprawiała całkiem spójne wrażenie i na dłuższą metę nie męczyła, co jasno stawia ww. konstrukcje głośnikowe w zdecydowanie bardziej korzystnym, aniżeli dotychczas świetle. W dodatku biorąc pod uwagę nad wyraz silną polaryzację emocji, jakie budzi każdorazowe „publiczne” pojawienie się Zet Zero śmiem twierdzić, iż w domowych warunkach prezentują się one zdecydowanie „spokojniej” i zamiast niezdrowej ekscytacji wywołują raczej konstruktywne zainteresowanie.
Nie bez znaczenia może być też fakt, iż do ich napędzenia użyty został przedpremierowo nam zaprezentowany wzmacniacz mocy Andrea Pivetta Oltre w swojej 1kW (2 x 500W @ 4 Ω / 2 x 300W @ 8 Ω) odsłonie, który oprócz nad wyraz imponującej mocy dysponuje również nie mniej wyżyłowanym współczynnikiem tłumienia wynoszącym ponad 10 000, co automatycznie przekłada się na świetną kontrolę nad podpiętymi pod niego kolumnami. Pomijając brzmienie warto również zwrócić uwagę na niebanalny przywodzący na myśl połówkę poroża, bądź skrzydło, design włoskiej konstrukcji i jej konfigurowalność.
Jeśli zaś chodzi o okablowanie, to pełen dedykowany amplifikacji komplet zapewniła gorlicka manufaktura Audiomica Laboratory dostarczając wzbogacające serię Excellence modele głośnikowe, sygnałowe i zasilające Oltre Special Edition. Nie zagłębiając się w technikalia wspomnę jedynie iż przewody zasilające i głośnikowe oparto na żyłach z miedzi OCC o czystości 6N a w interkonektach miedziany przewodnik dodatkowo posrebrzono.
Niejako na zakończenie, korzystając z okazji rzuciliśmy okiem na profesjonalne zaplecze Zety, czyli TR Studios. które gościło artystów reprezentujących pełne spektrum gatunków muzycznych (od Zbigniewa Preisnera po Holy Death). W iscie telegraficznym skrócie wspomnę tylko, iż ww. przybytek dysponuje systemem zapisu DAW PROTOOLS HD PRO (oczywiście HI-Res 192kHz/24bit), jak i imponującą, w pełni analogową 82-wejściową konsolą mikserską AMEK RN wyposażoną w preampy Neve.
Serdecznie dziękując za gościnę z uwagą będziemy śledzić rozwój wypadków, gdyż o ile Opera Only, choćby z racji swoich nad wyraz absorbujących gabarytów stanowi li tylko ciekawostkę przyrodniczą, o tyle Andrea Pivetta Oltre wydaje się całkiem ciekawą propozycją dla miłośników nie tylko dobrego dźwięku, lecz również niebanalnego wzornictwa.
Marcin Olszewski
Opinia 2
Rozpatrując upływający czas, przez pryzmat naszego zaangażowania w prowadzenie portalu Soundrebels bez dwóch zdań można rzec, iż w pewnym sensie siedzimy na walizkach przed wylotem na High End – organizowaną w Monachium największą wystawę na starym kontynencie. To zaś mogłoby sugerować, że zbierając siły na tę kilkudniową harówkę unikamy szukania ciekawych wydarzeń. Tymczasem z przyjemnością dementuję tę plotkę, bowiem w ostatni piątek z przyjemnością skorzystaliśmy z zaproszenia na pewnego rodzaju przedpremierowy pokaz zestawu audio, który swój oficjalny występ zaliczy dopiero podczas organizowanych w podwarszawskim Nadarzynie targach Electronics Show 2019. O kim mowa? Co ciekawe, nie będzie to solowa, czyli reprezentowana przez jednego producenta prezentacja, tylko występ pewnego rodzaju konglomeratu. Jakiego? Zapewniam, że w zdecydowanej większości wszystkim znanego, gdyż oprócz nowości w postaci przybyłego z ziemi Włoskiej do Polski designerskiego wzmacniacza zintegrowanego Andrea Pivetta, swoje trzy grosze do występów wniosą dwa rodzime brandy – Audiomica Laboratory (okablowanie) i Zeta Zero (kolumny i elektronika audio).
Analiza serii fotografii jasno daje do zrozumienia, że nasza wizyta nie była siłowym prężeniem muskułów, tylko okraszonym rozmowami na tematy około-soniczne przyjacielskie spotkanie przy muzyce płynącej z przygotowywanego do występów na wspomnianych tragach zestawu. Jak to zwykle ma miejsce, pełną listę biorących udział w spotkaniu produktów znajdziecie w tekście Marcina lub w tabelce pod naszymi tekstami, dlatego bez mogącej okazać się powtórką z rozrywki wyliczanki też ze swej strony skreślę jedynie kilka niezobowiązujących zdań o zapamiętanych odczuciach. Powiem tak. Jak można było się spodziewać, fonii rodem ze szkoły monitorów na licencji BBC z tej konfiguracji nie zaliczyłem. Jednakże miłym zaskoczeniem tego popołudnia był zdecydowanie inny, w moim przypadku znacznie przyjemniejszy, odbiór naładowanych ochotą do zjawiskowego grania kolumn Zeta Zero. Skąd taka zmiana? Niestety z braku czasu mój jedyny, a co gorsze zawsze zbyt krótki kontakt z nimi to wystawy audio. Te jak wiadomo są jednym torem przeszkód dla wystawców, co sprawia, że udane pokazy można policzyć na palcach jednej dłoni. Tymczasem możliwość bliższego poznania się z kolumnami w kontrolowanych warunkach i przy odpowiedniej głośności natychmiast pokazuje, że coś w nich jest. Może nie dla każdego, ale wynik jest daleko lepszy od wystawowego. Był oddech, energetyczny bas i pokazujące najdrobniejsze dotknięcia przeszkadzajek przez bębniarza wysokie tony. Czegóż chcieć więcej. Owszem, zawsze można zarzucić im zbyt żywiołowe granie. Jednak z drugiej strony trudno mieć pretensję do producenta, który realizuje potrzeby sporej rzeszy melomanów. Jeśli komuś coś nie leży, zawsze może poszukać swojego dźwięku u konkurencji. Ja bez względu na swój wzorzec zawsze szanuję punkt widzenia innego miłośnika muzyki, a teraz po próbie w zdecydowanie lepszych warunkach zaczynam rozumieć czego szuka w muzyce.
Ukazujący przedpremierowo swój byt zestaw nie był jedyną atrakcją tego wypadu. Otóż po sesji zdjęciowej w salonie odsłuchowym zostaliśmy zaproszeni przez gospodarza do jego oczka w głowie, jakim jest studio nagraniowe TR STUDIOS. Przyznam szczerze, projekt robi wrażenie. Kilometry kabli, dobrze zaaranżowanie akustycznie pomieszczenia do nagrywania wokalizy i osobno instrumetarium, a co najważniejsze wyśmienicie wyposażone od strony tak mikrofonowej, jak również serca każdego studia monstrualnie wielkiej konsoli studio bez problemu może konkurować z tuzami nie tylko rodzimymi, ale również światowymi. Skąd taka opinia? A stąd, że po pierwsze, to już bodajże drugi lub trzeci tego typu samodzielnie organizowany przybytek Tomasza Roguli. A po drugie, o umiejętnościach realizacyjnych świadczą ściany zdjęć z najbardziej znanymi muzykami naszego kraju i nie tylko. Niestety z racji osobistego wydźwięku tego ściennego kolażu nie zrobiłem żadnej fotki, ale zapewniam, od mnogości obrazków można dostać oczopląsu, a poznawszy bohaterów nabrać stosownego szacunku.
Puentując powyższą relację chciałbym podziękować Tomaszowi Rogule i Łukaszowi Mika za zaproszenie, miłą atmosferę i kilka przekazanych ciekawostek na temat mających być gwiazdami wystawy Electronics Show 2019 komponentów audio. Ja niestety będę za granicą, jednak bez względu na to wiem jedno, będzie na czym zawiesić przysłowiowe ucho.
Jacek Pazio
Pomimo wszechobecnej kampanii dotyczącej globalnego ocieplenia, dziwnym zbiegiem okoliczności temperatury za oknem z żelazną konsekwencją trzymają się po ujemnej stronie zera a spodziewana i wieszczona pora deszczowa coraz bardziej przypomina klasyczną białą zimę. W związku z powyższym szkolna dziatwa cieszy się, jak dawno się nie cieszyła, bo w górach białego puchu jest na metry, hipsterstwo reaguje zdecydowanie mniej euforycznie, bo ich gołe, pozbawione skarpetek, kostki lodowaty wiaterek przysposabia do czającego się tuż za rogiem reumatyzmu, a audiofilów … A audiofilów nic tak nie rozgrzewa jak odwieczna święta wojna pomiędzy tymi co kable słyszą i tymi, co ów wpływ uparcie negują i ignorują. Dlatego też w trosce o środowisko i podstępnie chcąc ograniczyć zużycie „czarnego złota” postanowiliśmy podnieść wiadomej części środowiska ciśnienie i niejako przy okazji temperaturę, biorąc na warsztat kolejny zestaw okablowania i to nie byle jakiego, bo USB i Ethernet, a żeby było jeszcze ciekawiej to rodzimego producenta, który nic nie robiąc sobie z lokalnego hejtu od lat świetnie sobie radzi poza granicami naszego polskiego „piekiełka”.
Po nad wyraz gruntownej eksploracji topowej serii Consequence gorlickiej manufaktury Audiomica Laboratory obejmującej wnikliwe testy analogowego IC i przewodu głośnikowego Pearl & Miamen, gramofonowego Thasso, zasilających Allbit i cyfrowych Anort & Pebble przyszła pora na zmianę półki na oczko niższą – Ultra Reference. Jednak w przeciwieństwie do naszych wcześniejszych działań, zamiast od domeny analogowej zaczniemy od cyfry i to w najbardziej „gorącej” – ze względu na popularność wszelakiej maści odtwarzaczy plików i serwisów streamingowych, odmianie, czyli USB i Ethernet – Aura USB i Artoc Ethernet.
Oba przewody oferowane są wzorem starszego rodzeństwa w eleganckich, wyściełanych szarą gąbką drewnianych skrzyneczkach a na czas transportu ich wtyki, oraz mufy zabezpieczone są siatkami z tworzywa sztucznego zapobiegającymi ewentualnym otarciom i zarysowaniom. Mufy są smolisto-czarne a zewnętrzne koszulki utrzymano w eleganckiej perłowej bieli spod której na odcinku od ww. cylindrów do wtyku delikatnie przebijają czerwone akcenty. W porównaniu z Anort i Pebble – odpowiedników z serii Consequence, zmalały nieco przekroje a jednocześnie poprawie uległa wiotkość przewodów, przez co ułożenie ich na zatłoczonym biurku, bądź za dosuniętą do ściany szafką powinno być mniej kłopotliwe. Warto jednak mieć na uwadze, że tuż za wtykami znajdują się jeszcze odcinki koszulek termokurczliwych z nazwą modelu i logotypem producenta.
Aura Ultra Reference zbudowany jest z siedmiu, potrójnie ekranowanych miedzianych przewodów OCC o średnicy 0,81mm każdy, nad którymi pieczę sprawują dodatkowe filtry DFSS i opcjonalne TFSS. Jeśli weźmiemy pod uwagę, iż gorlickie przewody wyposażone są w antystatyczne mufy Acoustic Points z POM-C AP50TM generalnie można odnieść wrażenie, że jeśli nie sam Łukasz, to ktoś równie decyzyjny w Audiomice ma na punkcie walki z zakłóceniami delikatnego hopla i … To szalenie cieszy, bo gdzie jak gdzie, ale właśnie na high-endowych pułapach audio, a właśnie na takich operujemy, dbałość o nawet najmniejsze i pozornie nieistotne detale jest kluczem do sukcesu. Widać to również w konfekcji, gdzie piny wtyków są ze złoconego mosiądzu a korpusy wtyków wydrukowano w technologii 3D.
Zakonfekcjonowany fenomenalnymi wtykami Telegärtnera ze złoconymi pinami Artoc Ultra Reference Ethernet wykorzystuje unikalną geometrię ośmiu przewodników z długo krystalicznej miedzi OCC o czystości N7 i średnicy 0,51mm. Żyły pogrupowane są w cztery potrójnie ekranowane pary a całość spełnia kryteria kategorii 8.1 / klasy I (zakres pracy od 1600 do 2000 MHz). Oczywiście Artoc wyposażono w filtry DFSS umieszczone w antystatycznych mufach z POM-C AP50TM. Jeśli myślicie Państwo, że to zwykły przerost formy nad treścią i zbyteczne cackanie się z ordynarną skrętką, to proszę jeszcze o chwilę uwagi. Gotowi? Otóż o ile przy transmisji TCP / IP błędy sygnału – vide brakujące, lub uszkodzone pakiety danych, można „naprawić” poprzez ponowną wysyłkę, to przesyłane z serwisów streamingowych dane (czyli de facto zdigitalizowany dźwięk) … wyróżnia pojedyncza transmisja pakietowa. Czyli brakujących danych nie można „dosztukować”. Jakieś pytania? Kurtyna.
A jak dedykowani plikograjom tytułowi przedstawiciele serii Ultra Reference wypadają w praktyce? Z niekłamanym zadowoleniem spieszę donieść, iż z zachowaniem firmowej szkoły brzmienia i z cechami bezsprzecznie przywodzącymi na myśl starsze rodzeństwo. Proszę się jednak zbytnio nie ekscytować i nie dzielić skóry na niedźwiedziu licząc w cichości ducha, że wreszcie uda się Państwu mieć dokładnie to samo, co oferują droższe modele, za jedynie cząstkę ich ceny, bo srodze się zawiedziecie. Tu chodzi raczej o cechy atawistyczne, tę samą estetykę i wrodzone podejście do grania jako takiego a nie li tylko przepakowanie potocznie mówiąc drutów w inne wdzianka. O nie, z przykrością muszę Was rozczarować. W Hi-Fi, a High-Endzie w szczególności, „prawie” robi zazwyczaj kolosalną różnicę, przy czym „nieco lepiej” potrafi nad wyraz boleśnie dać o sobie znać przy kasie. Mamy zatem „firmowy” rozmach i iście hollywoodzką dynamikę, jednak podaną w nieco mniejszym wolumenie. Ponadto o ile „dopalenie” w Consequence’ach obejmowało całe słyszalne spectrum, to Ultra Reference’y ową eufoniczną sygnaturę skupiają gównie na średnicy. Nie oznacza to bynajmniej, iż skraje pasma zostały potraktowane po macoszemu, bo nie zostały, lecz uwaga słuchacza kierowana jest w pierwszej kolejności ku „wysyconemu” środkowi. Dzięki temu „kosmetycznemu” zabiegowi nawet tak mało audiofilskie wydawnictwa, jak „Get A Grip” Aerosmith z rozkosznie rozwrzeszczanym Stevenem Tylerem za mikrofonem niezaprzeczalnie wykazują znamiona wyrafinowania. Co ciekawe delikatne obniżenie poziomu jazgotliwości bynajmniej nie osłabia motoryki materiału a wręcz przeciwnie. Dźwięk bowiem pulsuje z niemalże zdwojoną werwą, jest bardziej czytelny, również na samym dole pasma, a jedynie dosaturowanie średnicy nadaje całości bardziej organiczny wydźwięk, który z godnością wieńczy daleka od zaokrąglenia, czy też wycofania góra.
Aby jednak nieco głębiej poznać drzemiący w Aurze i Artocu potencjał warto sięgnąć po repertuar możliwie mało zelektryfikowany, który to warunek w pełni spełnia najnowszy album „Piano Reductions Vol. 2” Steve’a Vaia i Miho Arai, gdzie mamy fortepian i … tylko fortepian. W związku z powyższym tutaj nie ma miejsca na ściemę, nie ma czym zamydlić oczu i Audiomici tego nie robią. Stawiają za to na bliski, bezpośredni przekaz ze świetnym oddaniem tak pogłosu, jak i gabarytu instrumentu, za którym zasiada filigranowa Miho Arai. Jeśli jednak zależy Wam na bardziej spektakularnych efektach przestrzennych, to proponuję nieco rozbudować instrumentarium i sięgnąć po „Bitter-Sweet” Bryana Ferry’ego, by aż po sam czubek głowy zanurzyć się w klimacie Republiki Weimarskiej końca lat dwudziestych minionego wieku. To zupełnie inna, niedzisiejsza estetyka – z jednej strony nieco surowa – utrzymana w kanonie kabaretu i burleski (prawdę powiedziawszy kilka razy zastanawiałem się kiedy gdzieś w oddali odezwie się jeśli nie Liza Minnelli, to przynajmniej Ute Lemper), a jednocześnie magnetycznie melancholijna i romantyczna. Jeśli dołożymy do tego szary, matowy i wyraźnie zmęczony glos Ferry’ego, to bardzo szybko okaże się, iż zamiast próbować za wszelką cenę zrobić z niego amanta o jedwabistym i słodkim tembrze, gorlickie przewody zdecydowanie bardziej będą wolały zaakcentować witalność i namacalność poszczególnych instrumentów, które co i rusz wychodzą przed szereg.
I na koniec jeszcze uwaga natury użytkowej, czyli niejako przypomnienie wniosków z poprzedniej recenzji duetu USB & Ethernet sygnowanej przez Audiomica Laboratory. Otóż pierwszym i zarazem najlepiej słyszalnym krokiem ku audiofilskiej plikowo – streamingowej nirwanie jest zakup przewodu USB łączącego transport (ostatecznie może być to komputer) z przetwornikiem a dopiero później doszlifowywanie i dopieszczanie efektu finalnego kablami ethernetowymi, które swoją obecność sygnalizują zdecydowanie delikatniej. W dodatku warto mieć na uwadze, iż łączówek ethernetowych potrzebować będziemy co najmniej dwóch i w większości przypadków o długości przynajmniej dwóch metrów, bo przecież nikt nie lubi mieć na widoku szumiącego NAS-a (nie mówię o wielce pożądanych rozwiązaniach Lumina, Fidaty, czy próbującego zaskarbić sobie szacunek audiofilów QNAPa HS-453DX), czy też migocącego niczym świąteczna iluminacja Nowego Świata routera. Oczywiście przy stanie posiadania topowego, dzielonego źródła Accuphase’a (DP-950 / DC-950), bądź jemu podobnego np. Esoterica, powyższe dylematy tracą rację bytu, gdyż to właśnie zakonfekcjonowana wtykami RJ-45 łączówka będzie grała pierwsze skrzypce i oszczędności na tym etapie byłyby wielce niestosowne.
Kolejny set okablowania Audiomica Laboratory i kolejny dowód na to, że wyrafinowanie i dojrzałość brzmienia topowych Consequence’ów nie były przypadkiem, lecz zwieńczeniem mozolnych prób i wdrażania kolejnych inkarnacji poszczególnych linii produktowych. Pochodzące z usytuowanej oczko niżej w rodowej hierarchii serii Ultra Reference modele Aura i Artoc są z resztą tego najlepszym przykładem oferując fenomenalne i zbliżone do starszego rodzeństwa brzmienie za nieco ponad połowę cen flagowców.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Audiomica Laboratory Pebble Consequence USB; Fidata HFU2; Luna Cables Rouge USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasiilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
Producent: Audiomica Laboratory
Ceny:
Aura Ultra Reference USB: 600€ /0,5m; 700€ / 1m; +100€ kolejne +0,5m
Artoc Ultra Reference Ethernet: 1300€ / 2m; 1550€ / 3m; +250€ kolejne +1m
Dane techniczne:
Aura Ultra Reference USB
Przewodnik: Miedź OCC
Budowa:7×0,81mm/7×0,51mm2 (przekrój)
Średnica przewodu: ~ 7,5 mm
Ekran 1: folia metalizowana o 100% pokryciu
Ekran 2: gęsta plecionka miedziana o 90% pokryciu
Ekran 3: gęsta plecionka miedziana o 90% pokryciu
Mufy antystatyczne: Tak (zespolone z filtrami)
Filtry: DFSS / TFSS (opcja)
Wtyki: USB A/B (z mosiężno-złoconymi pinami)
Artoc Ultra Reference Ethernet
Przewodnik: Miedź OCC N7 solid-core
Budowa: 8×0,51mm/8×0,20mm2 (przekrój)
Średnica przewodu: ~ 7mm
Ekran 1: folia aluminiowa o 100% pokryciu
Ekran 2: folia metalizowana o 100% pokryciu
Ekran 3: wielożyłowy o 80% pokryciu
Filtry: DFSS + mufy antystatyczne/ TFSS + mufy antystatyczne (opcja)
Wtyki: RJ45 Telegärtner (ze złoconymi pinami)
Po topowych łączówkach ethernet i USB Anort & Pebble Consequence przyszła pora na młodsze rodzeństwo sygnowane przez gorlickiego specjalistę od przesyłu sygnałów wszelakich Audiomica Laboratory.
cdn. …
Patrząc na nasze ostatnie publikacje wierni czytelnicy mogli dojść do wniosku, że najwidoczniej początkowe ciągoty do przysłowiowego wsadzania kija w mrowisko, uległy widocznemu stępieniu a kontrowersyjne, wywołujące burzliwe dyskusje, tematy zastąpił „bezpieczny” mainstream. Proszę się jednak nie martwić. Z nami wszystko jest OK a chwile przerwy w drażnieniu „śpiącego misia” upłynęły nam bynajmniej nie na błogim lenistwie a kompletowaniu odpowiedniego wsadu. Za swoistą zapowiedź niniejszego testu można bowiem uznać zeszłotygodniową relację z inauguracji cyklu „Odsłuchów z Lampizatorem”, podczas której Łukasz Fikus empirycznie udowodnił, iż sygnał DSD jest … na wskroś analogowy. Co za tym idzie wypadałoby nieco zrewidować kategoryzację przewodów zazwyczaj stosowanych do takowych transmisji a tym samym przejść do porządku dziennego nad ich oczywistym wpływem na finalne brzmienie naszych systemów. Do powyższego tematu podeszliśmy jednak nieco szerzej, gdyż poza dość logicznym sięgnięciem po przewody USB w kręgu naszych zainteresowań znalazły się również nieco po macoszemu traktowane przez prasę branżową łączówki ethernetowe. Tak, tak, ethernetowe, lecz nie pod postacią podstawowej, zalegającej na podłogach marketów budowlanych w kilometrowych szpulach, skrętki, lecz dedykowanych zastosowaniom audio, dopieszczonym do granic, a czasem i poza nimi, przyzwoitości z niezwykłą dbałością fabrycznie zaterminowanych modeli. Ponadto nie będzie to jednorazowy wybryk z naszej strony, lecz swoisty początek kolejnej sagi biorącej pod lupę mniej, bądź bardziej egzotyczne konstrukcje. Na pierwszy ogień postanowiliśmy jednak wziąć na warsztat rodzime specjały i tym oto sposobem w naszej redakcji zagościły sygnowane przez gorlicką Audiomica Laboratory topowe Anort Consequence i Pebble Consequence.
Jak się łatwo domyślić po samym wyglądzie i utwierdzić w przekonaniu nawet po dość pobieżnym pierwszym kontakcie organoleptycznym Anort nie jest ordynarną „skrętką” lecz potrójnie ekranowanym przewodem Ethernet najwyższej kategorii 8.2 / class II. Zanim jednak omówię ekranowanie uważam, iż warto zerknąć nieco głębiej, czyli przyjrzeć się samym przewodom, których budowa opiera się na ośmiu żyłach solid-core 0,70 mm / 0,38 mm² wykonanych z miedzi OCC 7N, zgrupowanych w czterech parach i ułożonych wg. firmowej geometrii. Jeśli zaś chodzi o wspomniane ekranowanie, to jest ono potrójne i składa się z plecionki miedzianej, oraz dwóch warstw folii – jednej aluminiowej, a drugiej metalizowanej. Zewnętrza izolacja antystatyczna produkcji Acoustic Points ma perłowo biały odcień z szarymi refleksami, przy czym odcinki tuż przy wtykach (za mufami elektrostatycznymi) są ciemniejsze – o tytanowo – grafitowym umaszczeniu, nieco cieńsze i bardziej wiotkie, co niezaprzeczalnie ułatwia ich aplikację. I nie są to tylko czcze mrzonki, lecz najprawdziwsza prawda, gdyż Anort, pomimo całego swojego dostojeństwa i masywności okazał się łatwiejszy w aplikacji od moich dyżurnych Neytonów, które choć nie odbiegają przekrojem od standardowej skrętki są jednak dość sprężyste i niezbyt ochoczo się układają. I w tym momencie dochodzimy do istnej biżuterii, czyli konfekcji, której w tym wydaniu reprezentują wtyki RJ45 Telegärtner ze złoconymi pinami.
Równie okazale prezentuje się Pebble Consequence zbudowany z czterech oddzielnie ekranowanych i spiralnie skręconych wiązek, z których każda zawiera trzy równoległe żyły. Taka konstrukcja eliminuje wzajemne indukowanie się prądów przez pola magnetyczne sąsiednich przewodów. Zastosowany został również unikalny izolator FEP o dużej gęstości. Każda z czterech wiązek jest indywidualnie chroniona przed polami elektromagnetycznymi ekranem z folii aluminiowej o 100% pokryciu. Z wielką troską potraktowano również nie zawsze brane podczas projektowania zagadnienie, czyli wiotkość a dokładnie podatność przewodu na układanie. O ile bowiem w przypadku „konwencjonalnych” przewodów dedykowanym stacjonarnym systemom audio temat jest dość znany i okiełznany, bądź nawet sami użytkownicy pamiętają by zostawić przynajmniej pół metra na tzw. kabelkologię, to przy dość ograniczonej przestrzeni nabiurkowej już tak różowo nie jest. Dlatego też pomiędzy miedziane żyły wpleciono tekstylne rdzenie. Najwyższej jakości wtyki USB są oczywiście rodowane, a prawdziwą wisienką na torcie jest to, że są one wykonywane przez Audiomicę na drodze wydruku 3D.
Oba przewody dostarczane są w firmowych, przepięknie wykonanych, wyściełanych gąbką drewnianych szkatułkach, a wraz z nimi nabywcy otrzymują stosowny, potwierdzający oryginalność certyfikat. Na czas podróży ich elektrostatyczne mufy TFSS dodatkowo zabezpieczane są siateczkami z tworzywa sztucznego zapobiegającymi ewentualnym otarciom i zarysowaniom. Jednym słowem nie tyle luksus, co poszanowanie dla Klienta mamy zagwarantowane już od samego progu. I jeszcze jedno, czyli zagadnienie kierunkowości, która w przypadku Anorta zależy niejako od inwencji użytkownika, za to w Pebble od umiejscowienia samego przewodu. O co chodzi? Otóż, gdy wepniemy Pebble pomiędzy dysk a streamer, to wspomniana mufa, czyli filtr TFSS znajdzie się od strony odbiornika, czyli streamera, jeśli natomiast Pebble znajdzie się pomiędzy streamerem a DACiem, to ów filtr będzie po stronie źródła. Wspominam o tym z dość oczywistych względów, czyli obserwacji nausznych poczynionych podczas testów Anorta, którego można wpinać i tak i tak, a co za tym idzie sprawdzić, jaka opcja bardziej nam pasuje. Mi osobiście zdecydowanie bardziej przypadło do gustu umiejscowienie mufy tuż przy odbiorniku sygnału a jakie były ku temu powody, to już wyjaśnię w kolejnym akapicie.
Z serią Consequence Audiomici spotykamy się już po raz … czwarty. Do tej pory mieliśmy bowiem okazję gościć we własnych systemach interkonekty Pearl wraz z głośnikowymi Miamen, dedykowany gramofonom interkonekt Thasso, oraz zasilające Allbit, więc pewne cechy zarówno wyglądu, jak i brzmienia zaczynamy traktować jako oczywistą oczywistość i początkowo nie zwracaliśmy na nie najmniejszej uwagi, bo i po co, skoro spodziewaliśmy się ich a one tam po prostu były. Zanim jednak niniejszy tekst ujrzał światło dzienne zreflektowaliśmy się, iż to, co jasne i oczywiste dla nas, wcale takie być nie musi dla czytelników, którzy po raz pierwszy mają przyjemność z gorlickimi drutami. Dlatego też od razu na wstępie poinformuję iż choć Audiomici mają wybitnie rodzimy rodowód, to odkąd pamiętam wykazywały zaskakująco dużo cech brzmieniowych utożsamianych z wyrobami zza wielkiej wody. Mowa tu o oczywistym iście hollywoodzkim rozmachu, swobodzie, potędze i pewnej wielce przyjemnej w odbiorze odrobinie słodyczy sprawiającej, że to co słyszymy staje się nieco piękniejsze, aniżeli sądziliśmy do tej pory. Mocno generalizując i upraszczając przekaz można lapidarnie określić topową linię produktów wchodzących w skład rodziny Consequence jako grającą „dużym dźwiękiem”, lub jak kto woli „po amerykańsku”. Jest tylko jedno „ale”. Otóż wszystkie powyższe cechy gorlickiej szkoły brzmienia określaliśmy na podstawie „analogowej” części oferty a tymczasem przedmiotem niniejszego testu są przewody umownie uznawane za cyfrowe. Czemu umownie, nie będę po raz kolejny wyjaśniał, gdyż uczyniłem to już we wstępniaku, więc osoby, które świadomie, bądź nie, odpuściły sobie tę część mojej radosnej paplaniny o ewentualne nadrobienie zaległości. Nie chodzi mi bynajmniej w tym momencie o nawet najmniejszą złośliwość, tylko proszę mi uwierzyć na słowo – mając świadomość tego, co tak naprawdę potrafią owe przewody przesyłać powinno być Wam łatwiej przyjąć do wiadomości takie a nie inne rezultaty odsłuchów. Tylko tyle i aż tyle.
No to zacznijmy część właściwą, czyli bardziej szczegółową analizę obu przypadków. Na początek od razu zagram z Państwem w otwarte karty i powiem, iż pojawienie się Anorta pomiędzy NAS-em a routerem, bądź między routerem a streamerami było co najwyżej … ledwo zauważalne. Niby było nieco bardziej rozdzielczo a tło bardziej zaczernione, ale zmiany spokojnie można było uznać za wpływ autosugestii i chęci udowodnienia samemu sobie, że dobrze zainwestowaliśmy bądź co bądź poważną kwotę. Całe szczęście sytuacja poprawiła się, gdy oprócz Anorta pojawiła się druga, równie wysokiej klasy łączówka ethernetowa a tym samym cały tor NAS – router – streamer został odpowiednio okablowany. Problem w tym, że takie rozwiązanie to niestety dodatkowe koszty a jeśli chcielibyśmy pozostać w kręgu Conseqence’ów to robi się cytując klasyka „jakby luksusowo”. Warto mieć jednak świadomość, iż jeśli tylko mamy zamiar na poważnie wejść w pliki, to taką sytuacją można bardzo łatwo uprościć eliminując jeden z elementów powyższej układanki, decydując się na połączenie bezpośrednie, czyli serwer plików – streamer/transport. Opcję taką bowiem nie tylko oferuje, ale i wręcz zaleca np. Fidata w swoim HFAS1-XS20U, czy równie ciekawe serwery Melco. W takim wypadku router ląduje niejako poza torem audio i o jego ewentualnym wpływie będziemy mogli mówić jedynie w przypadku, gdy zamiast zgromadzonych na dyskach ww. serwerów plików zdecydujemy się na dobrodziejstwa serwisów streamingowych. Pech jednak chciał, iż z powodu nie tyle przeciwności losu, co zagadnień czysto logistycznych i stale rosnącego popytu na powyższe urządzenia na czas testu nie udało mi się takowego pozyskać. Jak się jednak okazało nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, gdyż korzystając z gościnności warszawskiego salonu Nautilusa urządziliśmy sobie nad wyraz intensywną sesję odsłuchową z wykorzystaniem referencyjnego, dzielonego źródła Accuphase DP-950 / DC-950, które równie dobrze, co z płytami CD radzi sobie również z SACD a do komunikacji między transportem a DAC-iem wykorzystuje magistralę HS-Link opartą, dziwnym zbiegiem okoliczności, na … połączeniu przewodem ethernetowym.
No to jesteśmy w domu, znaczy się nie tyle w domu, ale mamy system, na którym słychać nie tylko ile warstw lakieru zostało położonych na obudowie fortepianu, ale które z nich polerowane były w prawą, a które w lewą stronę. Ok, żarty żartami, ale przed Avantgarde’ami Trio w torze niewiele, nawet najmniejszych niuansów, ma szansę się ukryć, chociaż trzeba byłoby mieć naprawdę poważne problemy natury laryngologicznej, by faktu pojawienia się w torze Anorta nie odnotować. Z mufą od strony napędu dźwięk był nad wyraz spektakularny, potężny i wgniatający w fotel, jednak już po chwili jasnym stało się, że ilość stawiana jest ponad może nie tyle jakość, co niuanse i detale, więc o ile do koncertowego łojenia i dość prostego popu trudno wyobrazić sobie coś lepszego, to już przy nieco bardziej wyrafinowanym repertuarze może już nie być tak różowo. Choć z drugiej strony … przy takiej konfiguracji można było bez większego żalu zrezygnować z pary SHORT BASSHORN-ów i to nawet przy tak lubiącym nisko zejść albumie jak „Elephants on Acid” Cypress Hill, czy odzywających się na „Bryllupsmarsj” z „Kristin Lavransdatter” Arilda Andersena potężnych, wręcz monumentalnych, kościelnych organach.
Zmiana orientacji przewodu pokazała jego drugie, zdecydowanie bardziej uniwersalne oblicze. Oprócz wolumenu i potęgi pojawiła się bowiem sięgająca hen w głąb sceny gradacja planów, aura otaczająca poszczególne instrumenty stała się faktem a i akustyka pomieszczeń w jakich dokonywano nagrań zyskała pełnoprawne miejsce w spektaklu. Warto również wspomnieć o niezwykle przyjemnym dla ucha wypełnieniu soczystą tkanką konturów, które z kolei kreślone były zdecydowaną, mocna kreską przez co o stabilności źródeł pozornych na scenie można było wypowiadać się wyłącznie w superlatywach.
Z Pebble Consequence aż takich przejść nie miałem, gdyż kombinowania z jego kierunkowością, poza tą wynikającą z jego umiejscowienia w torze, nie było. Ponadto, tak prawdę mówiąc jego wpływ najbardziej zauważalny był głównie pomiędzy streamerem / transportem plików i DAC-em i to właśnie w takiej konfiguracji najczęściej u mnie gościł. W dodatku miałem to szczęście, iż z przewodów Audiomici mogłem spokojnie korzystać przez blisko dwa miesiące, więc przez ten czas nie tylko zdążyły się spokojnie wygrzać, lecz również sprawdzić w nad wyraz zróżnicowanym towarzystwie. Grały zatem zarówno z niedawno testowanym Auraliciem ARIES G1, jak i pachnącym jeszcze fabryką Luminem U1 Mini, oraz nie mnie intrygującym i zarazem wszystkomającym Naimem Uniti Nova (recenzje wkrótce) i za każdym razem pokazywał się od jak najlepszej strony. Było to bowiem wielce udane połączenie dynamiki i firmowego rozmachu z przyjemnym dosaurowaniem przekazu i równie wysokich lotów rozdzielczością. Co ważne trudno byłoby mu zarzucić jakiekolwiek znamiona zbytniej narowistości, czy ponadnormatywnej analityczności. To był pełnokrwisty członek rodu Consequence’ów idealnie wpisujący się w firmową estetykę grania.
Niezwykle trudna do zaszufladkowania pierwsza solowa płyta Toma Morello „The Atlas Underground” może i nigdy nie zostanie zaliczona do pozycji stricte audiofilskich, ale proszę ją tylko odpowiednio głośno odtworzyć a będą Państwo wiedzieli czy i gdzie Wasz system cierpi na niedobory motoryki i ewentualnie traci kontrolę nad najniższymi tonami, bo to, co pojawia się u Toma na krążku potrafi wprawić w zadyszkę niejedną high-endową legendę. Jeśli jednak ktoś obawiałby się, że topowa Audiomica ma tendencję do zbytniego hołdowania zbytniej potędze brzmienia, to czym prędzej spieszę z wyjaśnieniem, iż to nie chodzi o sztuczne podkręcanie spektakularności, gdzie jej tak naprawdę nie ma, a jedynie o brak limitacji takowej, gdy jej obecność wydaje się konieczna. Dlatego też wszystkim niezdecydowanym gorąco polecam blisko czterogodzinny maraton z przepięknym symfonicznym wydaniem „The Lord Of The Rings: The Return Of The King – The Complete Recordings” Howarda Shore’a, gdzie znajdziecie Państwo nie tylko potężne orkiestrowe tutti i równie imponujące partie chóralne, lecz również delikatne, prowadzone niemalże na granicy słyszalności, pasaże i równie eteryczne popisy solistów (m.in. zjawiskową Renée Fleming). Podobnie jest z oddaniem barw i gabarytów reprodukowanego instrumentarium, które jest po prostu możliwe bliskie rzeczywistości bez tendencji czy to zbytniego ochładzania, ocieplania, powiększania, czy pomniejszania a wspomniany imponujący wolumen nie jest pochodną dość oszukańczego powiększania źródeł pozornych, lecz jedynie zdolności polskiego przewodu do rozmieszczenia poszczególnych muzyków w takiej odległości, że nikt nikomu nie wchodzi na głowę i to niezależnie, czy mówimy o jazzowym trio, czy o wielkiej orkiestrze.
Jak sami Państwo widzicie, oba tytułowe przewody nie dość, że idą ramię w ramie jeśli chodzi o podejście do tematu dynamiki i szeroko pojętej swobody grania, to z równą atencją potrafią skupić się na pozornie nieistotnych, lecz tak naprawdę tworzących atmosferę nagrań niuansach. Jeśli zaś chodzi o kwestię wyboru pomiędzy Annortem a Pebble, to … takowej nie ma gdyż obie łączówki mają swoje jasno przypisane role i jedna drugiej nie wchodzi w paradę a że niejako pry okazji świetnie się ze sobą zgrywają, to już zasługa ich konstruktor, który wielokrotnie podkreślał, że właśnie po to w każdej linii swoich produktów oferuje pełne spektrum przewodów, by bez najmniejszego problemu można było nawet nad wyraz rozbudowany system okablować nimi od przysłowiowego gniazdka w ścianie po terminale głośników.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Auralic ARIES G1; Lumin U1 Mini
– All’in’One: Naim Uniti Nova
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Audiomica Laboratory Pebble Consequence USB
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips
Producent: Audiomica Laboratory
Ceny:
Anort Consequence Ethernet: 2300 € / 2m, 2700 € / 3m + 400 € za każdy dodatkowy metr
Opcje: 150 € DFSS Filtr, 250 € DFSS Filtr + Smart Couplers, 350 € TFSS Filtr + Smart Couplers
Pebble Consequence USB: 1050 € / 2 m, 1250 € / 3 m + 200 € za każdy dodatkowy metr
Opcje: 150 € DFSS Filtr, 250 € DFSS Filtr + Smart Couplers, 350 € TFSS Filtr + Smart Couplers
Dane techniczne:
Anort Consequence
Przewodnik: Miedź OCC N7 solid-core
Budowa: 8 x 0,70mm/0,38mm2
Średnica przewodu: ~ 8,2mm
Ekran 1: plecionka miedziana o 90% pokryciu
Ekran 2: folia aluminiowa o 100% pokryciu
Ekran 3: folia metalizowana o 100% pokryciu
Wtyki: RJ45 (ze złoconymi pinami)
Filtry: DFSS, TFSS
Pebble Consequence
Przewodnik: Miedź OCC N7
Budowa: 4×0,64mm/0,32mm2
Średnica przewodu:~ 9,6mm
Ekran: folia aluminiowa o 100% pokryciu
Rdzeń rozdzelający: Textile Fiber
Wtyki: USB A/B, rodowane
Filtry (conditioner): DFSS, TFSS
Najnowsze komentarze