Tag Archives: AudioQuest Niagara 1000


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. AudioQuest Niagara 1000

AudioQuest Niagara 1000 + NRG-1000

Opinia 1

Choć z amerykańskim, słynącym bądź co bądź właśnie z okablowania, AudioQuestem mieliśmy okazję już dwukrotnie spotkać się na naszych łamach, to dziwnym zbiegiem okoliczności testowaliśmy do tej pory jedynie … słuchawki. Tzn. pośrednio ichniejsze kable przez nasze systemy też się przewinęły, gdyż zarówno NightHawki, jak i NightOwle w takowe były wyposażone, lecz będąc do bólu szczerym uważam, że spokojnie możemy je uznać za efekty jedynie pobocznej działalności a nie tzw. mainstream zainteresowań zaoceanicznego potentata. O dziwo tym razem miało być podobnie, gdyż polski dystrybutor marki – warszawski Audio Klan skierował do nas zapytanie, czy nie mielibyśmy przypadkiem ochoty rzucić okiem i uchem na jeszcze pachnącą (jak się miało okazać nad wyraz intensywnie) fabryką najnowszą listwę zasilającą AudioQuest Niagara 1000. Takową chęć oczywiście wyraziliśmy niejako przy okazji, nieśmiało napomykając, że skoro już zaczynamy zabawę z prądem, to dobrze by było, żeby wraz z listwą w naszych skromnych progach pojawił się odpowiedni, dedykowany, sugerowany (niepotrzebne skreślić) przewód zasilający. Uznaliśmy bowiem, iż tego typu set wydaje się oczywistą propozycją z jaką potencjalny klient opuszcza salon audio a odsetek szaleńców poszukujących synergii pomiędzy Niagarą a okablowaniem firm trzecich spokojnie możemy uznać za marginalny. I w tym momencie docieramy do clue wstępniaka, gdyż o ile, patrząc na cenę Niagary liczyliśmy na coś w stylu nad wyraz rozsądnie wycenionego a przez to popularnego NRG-10, to spotkała nas niezwykle miła niespodzianka i wraz z tytułowym „rozgałęziaczem” otrzymaliśmy zdecydowanie bardziej imponujący i biżuteryjnie zakonfekcjonowany model NRG-1000.

O ile na dostępnych w internecie zdjęciach listwa Audioquest Niagara 1000 prezentuje się nad wyraz elegancko, to dopiero bezpośredni kontakt organoleptyczny pozwala docenić jej designerską finezję. Wspominam o tym, gdyż w większości przypadków akcesoria zasilające najdelikatniej rzecz ujmując urodą nie grzeszą a Niagarę aż szkoda chować za stolikiem ze sprzętem. Wypolerowany, cysternopodobny korpus przypomina właśnie lśniącą … cysternę i coś czuję w kościach, że właśnie takie – motoryzacyjne inspiracje kołatały się po głowie Gartha Powella leżąc u podstaw projektu. Jej oba krańce zostały zaślepione równie połyskliwymi, czarnymi plastikowymi profilami, z których frontowy jest całkowicie nieskalany, za to na tylnym umieszczono włącznik główny, gniazdo zasilające IEC i wyłącznik przepięciowy. Na górnej, roboczej powierzchni znajdziemy sześć gniazd Schuko, z czego jedno jest wysokoprądowe z systemem Ground Noise-Dissipation a pozostałych pięć ultraliniowych i filtrowanych z systemem Ground-Noise Dissipated. Całość uzupełniają dwie niewielkie diody informujące o włączeniu (zielona) i ewentualnym zbyt wysokim napięciu zasilającym, uaktywniająca się powyżej 270 VAC (czerwona). Zgodnie z zapewnieniami producenta 1000-ka zapewnia odporność na wielokrotny wzrost i skoki prądu aż do 6000 V / 3000 A. Wewnętrzne okablowanie poprowadzono litymi przewodami o ultra niskiej rezystancji, zoptymalizowanymi pod kątem niskoszumowej kierunkowości. Zarówno wejściowe, jak i wyjściowe gniazda są srebrzone i charakteryzują się niska impedancją. Maksymalny prąd wejściowy, jaki jest w stanie obsłużyć Niagara 1000 wynosi 15 A.
Dostarczony przez dystrybutora wraz z listwą przewód zasilający NRG-1000 wykonany jest z litych miedzianych drutów PSC+ (Pure Surface Copper+), które są tak gładkie, że poprzez minimalizację ich ziarnistości ładunki elektryczne nie mogą „przeskakiwać” powodując zakłócenia. Dodatkowo, dzięki geometrii Counter-Spiral Hyperlitz przewodniki o odmiennej polaryzacji ułożone są tak, aby nie zmieniały swojego położenia wewnątrz przewodu powodując kolejne negatywne oddziaływanie. Przewodniki o polaryzacji ujemnej zaizolowano za pomocą polietylenu z włóknami węglowymi (Carbon-Loaded Polyethylene) zaś o dodatniej polaryzacji zaizolowano polietylenem wypełnionym powietrzem (Foamed-Polyethylene). Jak przystało na przedstawiciela segmentu górnopółkowego w NRG-1000 nie mogło zabraknąć autorskiego systemu DBS (Dielectric-Bias System) wytwarzającego stałe pole elektrostatyczne „porządkując” naładowanie izolacji ładunkiem elektrycznym i zapobiegając asynchronizacji przepływu sygnału. 72V system DBS zasilany jest przez zestaw sześciu 12V baterii (Duracell MN21, Energizer A23, lub odpowiedniki typu 21/23), który starcza na wiele lat a jego kondycję możemy sprawdzić wciskając przycisk kontrolny na korpusie modułu DBS.

Ponieważ tytułowy duet dotarł do nas w stanie połowicznie dziewiczym, tzn. przewód został w salonie dystrybutora wstępnie wygrzany, za to listwa poza fabryka nie zaznała ludzkiego dotyku, pierwszy tydzień upłynął nam jedynie na kontemplacji ich walorów tak estetycznych, jak i zapachowych, gdyż jak już zdążyłem we wstępniaku nadmienić Niagara przez pierwszych kilka dni ewidentnie „pachniała” nowością. Całe szczęście owe audiofilskie olejki eteryczne dość szybko straciły na intensywności i w momencie gdy zabraliśmy się za krytyczne odsłuchy mogliśmy się skupić wyłącznie na jej wpływie na dźwięk. Pierwszą rzeczą, na którą zwracam uwagę podczas testów akcesoriów zasilających jest ich wpływ zarówno na szeroko rozumianą dynamikę, jak i prowadzenie najniższych składowych, czyli mówiąc bez ogródek, czy aby przypadkiem deklarowana przez wytwórcę poprawa nie objawia się odchudzeniem przekazu, bądź poluzowaniem basu. W tym celu sięgnąłem po wielce spektakularną ścieżkę dźwiękową do „300: Rise of an Empire” autorstwa Junkie XL i … od razu było słychać, że jest inaczej, choć z pewnością nie gorzej i żadnych wspominanych przed chwilą anomalii raczej nie uświadczymy. Zarówno wolumen, jak i potęga, oraz natychmiastowość dźwięku nie uległy zmianie a jedynie nastąpiło wyraźne wygładzenie całego pasma. Od razu zaznaczę, iż owe wygładzenie nie nosiło znamion uśrednienia, czy też spłaszczenia przekazu a jedynie oznaczało transformację chropowatości i szorstkości w zdecydowanie szlachetniejsze, bardziej wypolerowane stadium. Udało się przy tym uniknąć w większości przypadków szkodliwego dosłodzenia i majstrowania w równowadze tonalnej, dzięki czemu mówić możemy o zmianach rozpatrywanych w kategoriach ewolucji a nie rewolucji. Tzn. jeśli ktoś dopiero wkracza w świat wszelakiej maści poprawiaczy i uszlachetniaczy zasilania własnego systemu audio i do tej pory bazował jedynie na rozwiązaniach dostępnych w wielkopowierzchniowych hipermarketach z elektroniką użytkową, to oczywiście ewentualny szok poznawczy przy pierwszym kontakcie z tytułowym duetem spokojnie możemy do listy spektakularnych doznań dopisać. Jednak mający już na koncie odsłuchy kilku listew człowiek do sprawy podchodzi zarówno z większą dojrzałością, jak i oczywistym dystansem. Trudno jednak cokolwiek połyskliwej Niagarze zarzucić, no chyba, że przewrotnie uznamy, że im lepiej się sprawdza, tym … gorzej dla niej. O co chodzi i jak to możliwe, że część odbiorców właśnie tak może ocenić zaobserwowane zmiany? O ciężkie i bardziej jazgotliwe odmiany Rocka a dokładnie o ortodoksyjnych fanów ww. gatunków, dla których (fanów, nie gatunków) im całość wypada bardziej siermiężnie, garażowo i kanciasto tym lepiej. Tymczasem Niagara takie „surówki” na swój, nad wyraz finezyjny, sposób cywilizuje. Nie zabierając im nic z drapieżności i potęgi ewidentnie wprowadza je na wyższy poziom jakościowy. I nie ważne, czy będzie to „Concrete and Gold” Foo Fighters, czy też współczesna, młodzieżowa inkarnacja Led Zeppelin pod postacią fenomenalnej formacji Greta Van Fleet i jej EP-ki „Black Smoke Rising”. W obu przypadkach efekt będzie podobny – całość zabrzmi bardziej elegancko, będzie bardziej dopieszczona a my dzięki temu zyskamy nie tylko lepszy wgląd w nagranie, ale i pozwolić będziemy mogli sobie zwiększyć głośność o kilka dB, gdyż pozbawiony szkodliwych artefaktów dźwięk nie będzie już tak ofensywny i fatygujący.
Mając jednak na stanie bynajmniej niestanowiący nierozerwalnej całości zestaw, kierując się nabytym w trakcie swojej audiofilskie przygody kablo-fetyszyzmem pozwoliłem sobie na mały eksperyment i sprawdziłem jak NRG-1000 radzi sobie solo wpinając go może nie tam gdzie popadnie, co ograniczając się do wzmacniaczy i źródeł. Krok ten, choć nacechowany spontanicznością, okazał się zaskakująco brzemienny w skutki, gdyż w sposób bezpardonowy pokazał klasę tytułowego przewodu. W zestawie z Niagarą potencjał NRG-1000 ulega pewnemu uśrednieniu, gdyż jego możliwości kończą się na gniazdach wyjściowych, więc za lwią część tego jak brzmią podpięte do listwy urządzenia odpowiadają inne przewody. Dlatego też testy samego 1000-ca jasno dają do zrozumienia, że jeśli już to warto zaopatrzyć się w przynajmniej … dwie, lub trzy sztuki i mieć cały system (przy założeniu, ze ograniczamy się do wzmacniacza i pojedynczego źródła) dopieszczony na przysłowiowego maxa. Skąd taki entuzjazm u starego i zblazowanego pismaka? Cóż, niezbyt często zdarzają się sytuacje, aby całkiem rozsądnie, przynajmniej na tle audiofilskiej konkurencji, bądź co bądź komercyjny, przewód oferował jednocześnie tak fantastyczną rozdzielczość, przestrzenność, gładkość, wysublimowanie i dynamikę. Przesadzam? Bynajmniej. Po prostu NRG-1000 gra z klasą, jakiej spodziewać się można na pułapie 10-15 kPLN i to też nie we wszystkich przypadkach i wyrywa się przed szereg podobnie jak to niedawno zrobił Furutech DPS-4 będąc nieco tańszą i o wiele mniej ostentacyjnie umaszczoną od swojego japońskiego poprzednika propozycją. Na szczególną uwagę zasługuje również precyzja z jaką amerykańska sieciówka wycina z referencyjnie czarnego tła kontury źródeł pozornych zachowując jednocześnie cały pakiet informacji i tzw. planktonu właściwego akustyce pomieszczeń w jakich dokonano konkretnych nagrań. W celu nausznej weryfikacji powyższych peanów, zamiast naszego dyżurnego Godarda, proponuję dla odmiany coś rodzimego i równie wybornego – „Graduał Wiślicki” Stoltzer Ensemble / Robert Pożarski. Proszę mi jednak uwierzyć na słowo, że właśnie słowa nie oddają wyrafinowania i klasy amerykańskiego przewodu, który patrząc całkiem obiektywnie na oferowaną przez niego relację jakości brzmienia do oczekiwanej przy kasie ceny wydaje się być przykładem perfidnego dumpingu. Chociaż nie … bowiem pisząc te słowa właśnie sobie uświadomiłem, że AudioQuest zachował się cokolwiek przewrotnie oferując taki diament na średnich pułapach cenowych. Czemu? Otóż ortodoksyjni high-endowcy prawdopodobnie nawet na niego nie spojrzą, gdyż będzie dla nich zdecydowanie za tani, za to większość tych, którzy będą mogli sobie na niego pozwolić i w końcu się na niego zdecydują mogą nawet nie mieć świadomości, jaki interes życia zrobili. Jak dla mnie AudioQuest NRG-1000 to prawdziwy tzw. „giant killer” i zarazem prawdziwe „must have” dla wszystkich tych, którzy kierują się własnym słuchem i szanują własne – ciężko zarobione pieniądze.

Najwyższy czas na podsumowanie i finalny werdykt. Jak się Państwo domyślają dostarczony do naszej redakcji zestaw AudioQuesta to bardzo ciekawa propozycja skierowana głównie ku doświadczonym, szukającym piękna w muzyce audiofilom i melomanom. W dodatku w tym wypadku atrakcyjność soniczna idzie w parze z walorami czysto wizualnymi, więc problem związany z akceptacją nowego nabytku przez NIK (Najpiękniejszą Izbę Kontroli), czyli nasze towarzyszki życia spokojnie możemy uznać za niebyły. Sama Niagara 1000 tonizuje nieprzyjemne artefakty, wyciąga z reprodukowanego materiału wszystko to co najlepsze uszlachetniając przekaz i sprawiając, iż nawet niezbyt cywilizowane gatunki muzyczne pokazują swoje bardziej ludzkie oblicze. Za to NRG-1000 jest klasą samą w sobie i coś czuję w kościach, ze jeszcze będzie o nim głośno. Bardzo głośno.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35; Ayon CD-10
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5; T+A PA 2500 R
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips

Opinia 2

Analizując nie tylko osobiste, ale również wszystkich moich znajomych przygody z dobrej jakości dźwiękiem, bardzo łatwo jest mi wysnuć dość przewrotny wniosek. Jaki? Otóż przy konsekwentnej dbałości o najdrobniejszy element układanki audio teoretycznie najważniejszy jej aspekt zostawiamy sobie (jeśli w ogóle do niego kiedykolwiek podejdziemy) na tak zwany audiofilski deser. O co chodzi? A jakże, o zasilanie. Naturalne, w początkowej fazie kompletowania zestawu staramy się, aby było co najmniej przyzwoite, jednak w większości wypadków dopiero po dojściu do zatwierdzonego gdzieś w naszych ośrodkach mózgowych, stwierdzającego pełnię satysfakcji punktu ”G”, przychodzi refleksja typu: „A może by powalczyć również z prądem?”. Bredzę? O nie i nie mówcie mi, że byliście pionierami w podejściu do tego zagadnienia i po uzyskaniu oczekiwanego efektu nie próbowaliście walczyć z życiodajną energią elektryczną, gdyż najzwyczajniej w świecie w to nie uwierzę. Oczywiście owa batalia zawsze toczy się na kilku frontach typu: bezpieczniki, kable, gniazdka, listwy itd., ale jedno według mnie wydaje się pewne, audiofilską dbałość o prąd zazwyczaj zostawiamy na sam koniec. I w tym momencie dla właśnie przemierzających otchłań oferty sieciowej koneserów dobrego dźwięku mam znakomitą wiadomość, gdyż w dzisiejszej recenzenckiej odsłonie przyjrzymy się bardzo istotnej dla rozbudowanego zestawu listwie sieciowej zza wielkiej wody. O kim mowa? Miło jest mi wszystkich poinformować, iż na tapetę weryfikacyjną trafiła znana szerokiej rzeszy użytkownikom amerykańska marka AudioQuest ze swoim najnowszym dzieckiem, czyli uzbrojoną w pakiet filtrów listwą sieciową Niagara 1000, którą w boju o jak najlepszy wynik wspierać będzie firmowy kabel zasilający NRG-1000. Prawdopodobnie większość z Was znakomicie się orientuje, ale na koniec wstępniaka recenzencko zobligowany jestem wspomnieć, iż opisywany brand na naszym rynku dystrybuuje warszawski Audio Klan.

Jak prezentują się nasi bohaterowie? Rozpoczynając od listwy krótkim rzutem oka z łatwością orientujemy się, iż jest to coś w rodzaju długiego, oferującego sześć gniazdek, wykończonego w połyskującym srebrze półwalca z delikatnie spłaszczoną górną, sadowiącą serię terminali sieciowych płaszczyzną. Idąc dalej tropem ogólnej prezentacji widzimy, że dwa ze wspomnianej szóstki gniazdek są delikatnie od siebie i pozostałej czwórki oddalone, co po przestudiowaniu instrukcji okazuje się być informacją o pewnego rodzaju dedykacji każdego z nich do potencjalnego obciążenia. Ale separacja dedykowanych przyłączy prądowych nie jest jedynym potwierdzeniem dbałości konstruktorów o potencjalnego klienta, gdyż w trosce o ewentualne uszkodzenia podłączonych urządzeń na wspomnianym na potrzeby opisu nazwijmy to dachu listwy znajdziemy jeszcze dwie diody. Jedna informuje o wprowadzeniu ją w tryb pracy ze znajdującymi się w jej wnętrzu sekcjami filtracyjnymi, a druga ostrzega przed zbyt wysokim napięciem wejściowym. Pozostawiając część nośną dla gniazdek i przechodząc do reszty atrybutów rozgałęziacza na jego zewnętrznych rubieżach wytropimy dwie wykonane z czarnego tworzywa sztucznego równie dobrze jak sam korpus prezentujące się swoiste zaślepki, z których jedną uzbrojono w terminal dla kabla sieciowego IEC, włącznik główny całej sekcji zasilania i gniazdo bezpiecznika. Jeśli chodzi o sam przewód sieciowy, ten idąc zgodnie z obowiązującym w rodzinie AudioQuesta nurtem wyposażony jest w stabilizujący przepływ prądu w jednym kierunku układ DBS. Sam kabel nie jest przesadnie gruby, co wespół z łatwością formowania go za szafką ze sprzętem dla wielu melomanów jest być albo nie być w ich systemach. Jeśli chodzi o terminujące go wtyczki, nie jest to oferta znanych mi producentów, co sugeruje, że wykonano je według specyfikacji AQ.

Operacja wpinania akcesorium prądowego w mój tor zawsze obciążona jest wysoko postawioną poprzeczką już na starcie karmienia mojego systemu dobrej jakości pakietem Voltów. Dlaczego? Już wyjaśniam. Mam bardzo blisko główny transformator, zasilający dom słup sieci elektrycznej stoi na mojej działce, do domu dochodzą trzy fazy, a system pracuje na nieobciążonej przez domowników szynie. Zatem sami widzicie, jak trudne zadanie (nie ma za bardzo czego czyścić) mają podobne produkty. Na szczęście to nie oznacza, że już nic nie da się zrobić i właśnie taki stan narzucenia pewnych ciekawych artefaktów do mojej układanki ujawnił się po implementacji tandemu amerykańskich tysiączek. Co takiego się wydarzyło? Po pierwsze, przy przypisanym do kodu DNA mojej układanki solidnie plastycznym dźwięku występ listwy spowodował pojawienie się ciekawej nutki spokoju górnych rejestrów. Dźwięk nadal błyszczał, ale wyraźnie zdawał się być bardziej relaksujący. Ale spokojnie, to było na tyle dyskretne działanie, że nie odebrałem tego jako nachalnego ugładzania, czy siłowego gaszenia światła na scenie, tylko wprowadzenie do przekazu intymności małego klubu jazzowego. Zaś po drugie, przy wyraźnej pracy w domenie muzykalności dostałem dodatkową dawkę gładkości i wysycenia średnich rejestrów, co podczas wertowania płytoteki bezwiednie zmuszało mnie do sięgania po balladowe kawałki spod znaku ECM. Co wydaje się przy tym być ważne, sam bas ową pracę w ukulturalnianiu fonii wydawał się traktować jako uzupełnienie jego obowiązków, gdyż w zdecydowanej większości przypadków nie zgłaszał najmniejszych problemów typu: rozlanie po wirtualnej scenie, czy zlewania się generowanych po sobie fraz nutowych. Naturalnie, gdy w napędzie wylądowała realizacja stawiająca na szybkość i energię pracy kontrabasu, momentami bywało różnie. Ale chyba każdy z Was zdaje sobie sprawę, że zawsze jest coś za coś i gdy w naładowany barwą i soczystością tor wepniemy nieco wzmagające podobne niuanse produkt, mniej lub bardziej musi to odbić się na szybkości narastania dźwięku i ostrości rysunku źródeł pozornych. I tylko od wyrafinowania danego kompletu zależeć będzie, czy odbierzemy to w domenie zła, czy nadal mieszczącej się w granicach tolerancji ingerencji. A według mnie oferowana przez Amerykanów szczypta łagodności nawet w wydawałoby się będącym palcem Bożym testowym zestawieniu bez naciągania faktów plasowała się po pozytywnej stronie odbioru przedstawienia muzycznego. Reasumując za i przeciw jestem w stanie wygenerować tezę, że to co wydarzyło się w koalicji stacjonujących u mnie na co dzień Japończyków z Amerykańską myślą techniczną, było delikatnym podkreśleniem wypracowywanego przez lata modelu docelowego dźwięku. Powoli zbliżając ku końcowi tego tekstu mam nadzieję, że zrozumiecie moje intencje, ale z racji rozprawiania o co prawda bardzo ważnym elemencie układanki audio cały czas krążymy wokół kolokwialnie mówiąc najzwyklejszej „złodziejki”, dlatego nie będę uskuteczniał pięciostronicowego elaboratu z konkretnymi przykładami płytowymi. Wydaje mi się, że zaistniałe wyniki uwypukliłem dość wyraźnie, co dla choćby minimalnie wtajemniczonego melomana z pewnością będzie ważnym wskazaniem kierunku. Dlaczego mówię jedynie o nadaniu kierunku? Niestety, tak jak Wy, również i ja wiem, że co środowisko sprzętowe, to inne oczekiwania i często różne wyniki. Dlatego też wgłębianie się w najdrobniejsze szczegóły dźwięku po zastosowaniu listwy zasilającej uważam za zbyt dużą, bardzo łatwo mogącą obrócić się przeciwko tytułowej konfiguracji dociekliwość, co byłoby niezasłużenie szkodliwym działaniem.

Przyznam szczerze, gdy zobaczyłem tytułową, prężącą muskuły lśniącym chromem, naszpikowaną układami filtrującymi listwę sieciową, trochę obawiałem się końcowego wyniku. Bardzo często źle zaaplikowane filtry wręcz zabijają dźwięk. Tymczasem wpięcie Niagary 1000 wespół z NRG-1000 w teoretycznie nie wymagający dodatkowych zabiegów system okazało się ciekawym w doznania miłej klubowej atmosfery przeżyciem testowym. Jak wspominałem, mam bardzo dobry prąd i siłowe czyszczenie go mogło skończyć się spektakularną kapą. Na szczęście Amerykanie wiedzą, co zrobić, aby eliminacja brudów nie degradowała dźwięku, dlatego to co wydobywało się z moich kolumn, odbierałem jako owszem dotknięte dodatkowymi zabiegami, ale bez większego szwanku na jakości. I gdy reasumując moją opowieść oczami wyobraźni tandem zza wielkiej wody wepniecie w zaszumioną życiem wielorodzinnego bloku instalację elektryczną, okażę się, że ja mieszkając na peryferiach stolicy nie miałem szans usłyszeć jej prawdziwego „ja”. Dlatego też, jeśli podczas słuchania muzyki słyszycie w kolumnach pracę pralki lub zmywarki u sąsiada, spróbujcie powalczyć z tym przy pomocy jankeskiego kilera złych mocy. Jeśli się uda, będziecie wygrani, a jeśli nie, nic na tym nie stracicie.

Jacek Pazio

Dystrybucja: Audio Klan
Ceny:
Audioquest Niagara 1000: 4 999 PLN
Audioquest NRG-1000: 5 000 PLN

Dane techniczne
Audioquest Niagara 1000
Wymiary (SxWxG): 127 x 108 x 508 mm
Waga: 2,8 kg

System wykorzystywany w teście:
– źródło: Reimyo CDT – 777 + DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA