Tag Archives: AudioSolutions Figaro XL2


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. AudioSolutions Figaro XL2

AudioSolutions Figaro XL2

Link do zapowiedzi: AudioSolutions Figaro XL2

Opinia 1

Jeśli w miarę regularnie śledzicie nasze relacje z różnych eventów oraz wszelakiej mści wystaw, z pewnością domyślacie się, co było zaczynem pojawienia się tytułowych kolumny w dzisiejszym spotkaniu. Jeśli nie, to przypomnę, iż chodzi o nieformalne zajęcie trzeciego miejsca na tak zwanym pudle w kategorii dźwięk wystawy Monachium 2024. Oczywiście mam na myśli moje subiektywne spojrzenie na owo wydarzenie, którego znakiem szczególnym było poszukiwanie dźwięku pozbawionego kompromisów w oddaniu ducha słuchanej muzyki. Tak kontemplacyjnej, jak i buntowniczej, co zapewniam, w momencie posiadania przeze mnie odpowiednio radzących sobie kolumn z dosłownie każdym materiałem było nie lada wyzwaniem. Jak widać, mimo wysoko zawieszonej poprzeczki smukłe Litwinki dały radę, co po rozmowach z polskim dystrybutorem Premium Sound jako kontynuacja serii testów konstrukcji tej marki – Rhapsody 80, Rhapsody 130, Vantage, Virtuoso S, Virtuoso M – zaowocowało pojawieniem się tytułowych AudioSolutions Figaro XL2 w naszych okowach. Jak wypadły? Czy powtórzyły wynik sprzed niecałych dwóch miesięcy? Jeśli jesteście zainteresowani, po odpowiedź zapraszam do poniższego tekstu.

Figaro XL2 to wysokie, bo przekraczające 190 cm wysokości wieże. Przesada? Bynajmniej, bowiem na swoim przykładzie przekonałem się, że powiedzenie „duży może więcej” akurat w tym przypadku sprawdza się jak nigdzie indziej. Chodzi oczywiście o granie swobodnym dźwiękiem. Jednak rozmiar rozmiarem, ale w sukurs takiemu pomysłowi na obudowę musi iść zapewnienie konstrukcji odpowiedniej sztywności pozwalającej generować przekaz pozbawiony zniekształceń. Jak to rozwiązał litewski producent? Stosował ten pomysł już od kilku lat w wyższych seriach kolumn, czyli zaaplikował coś na kształt obudowy w obudowie, przedzielonych cienką warstwą poliuretanu. Wewnętrzna skrzynka wykorzystuje lekki i sztywny materiał znakomicie pochłaniający moc akustyczną przetworników. Warstwa poliuretanu zamienia owe wibracje w ciepło. Natomiast zewnętrzna obudowa, wykonana ze znacznie cięższego i mniej gęstego materiału jako tłumik masowy wygasza resztę pozostałych niepożądanych drań tej jak widać skomplikowanej konstrukcji. Efekt? Czyste granie bez względu na poziom wolumenu. Przy pomocy czego? Jak pokazują fotografie baterii przetworników. Jednej tekstylnej kopułki, dwóch celulozowych średniotonówek zorientowanych symetrycznie wokół gwizdka oraz czterech, również symetrycznie umieszczonych, także celulozowych, po dwa na górze i dole basowców. Co w kontekście budowania wirtualnej sceny jest bardzo istotne, oprócz tweetera reszta głośników została osadzona w lekkim falowodzie. Naturalną koleją rzeczy dla uzyskania nie tylko odpowiedniej ilości, ale również odpowiedniej jakości basu na tylnym panelu znajdziemy cztery porty bass-reflex. Wyposażenie awersu wieńczy umieszczony w dolnej części podwojony zestaw terminalni przyłączeniowych WBT. Dla uzyskania stabilnego posadowienia kolumn na podłożu, do spodniej powierzchni obudowy przykręcamy dwie uzbrojone w kolce, aluminiowe poprzeczki. Jeśli chodzi o najważniejsze technikalia, impedancja kolumn jest stosunkowo przyjazna i wynosi 92 dB przy obciążeniu 8 Ohm, natomiast pasmo przenoszenia rozciąga się od 24 Hz do 25 kHz.

Co wydarzyło się po docelowym ustawieniu Litwinek w miejsce moich Niemek? Co prawda po drobnych roszadach kablowych, w stylu zmiany na nieco gęściej grające sygnałówki oraz dobrania innego filtra w przetworniku, ale było tak, jak się spodziewałem. Muzyka kipiała energią i swobodą wypełniania mojego pomieszczenia. A wszystko dzięki mocnemu uderzeniu ośmio-głośnikowym, dobrze kontrolowanym basem, barwnej, cztero-głośnikowej i esencjonalnej średnicy i nieco mniej iskrzącym aniżeli moje diamenty – tutaj mamy przetwornik tekstylny, jednak nadal znakomicie błyszczącym wysokim tonom. Do tego nie należy zapominać o wspomnianym przeze mnie umieszczeniu większości przetworników w lekkim zagłębieniu, co dawało fajny efekt lekkiego ożywienia pierwszego planu Scena nadal była realizowana w odpowiednich rozmiarach szerokości, głębokości i wysokości, jednak akcja na pierwszej linii sprawiała wrażenie grania bardziej dla mnie. Ale zaznaczam, to był jedynie drobny, finalnie świetnie odbierany niuans brzmieniowy, a nie dominanta prezentacji, dzięki czemu wydarzenia sceniczne zawsze tryskały tak ważną dla wielogodzinnych odsłuchów radością. Dostałem na tyle uniwersalne pokazanie świata muzyki, że mimo wykorzystania zestawu przetworników celulozowych, nie było ogólnego efektu grania nosem. Wbrew pozorom to bardzo ważne, gdyż co prawda wielu z nas lubi taki sznyt prezentacji kolumn, jednak to już jest lekka przeszkoda w dotarciu do szerokiej rzeszy odbiorców. Dlatego myślę, iż jednym z głównych atutów tej konstrukcji było przywołane delikatne podkreślenie znaczenia pierwszego planu w ogólnym spojrzeniu na wypełnianie przestrzeni pomiędzy kolumnami. Dzięki temu na spektakularności projekcji zyskiwał każdy nurt muzyczny bez dzielenia na te łatwe i trudne. Dlatego chyba nikogo nie zdziwi fakt bezproblemowego powtórzenia pozytywnego odbioru tej samej muzyki, jak opisana w relacji z Monachium 2024.
A były to popisy rockowej kapeli Led Zeppelin z ich ponadczasową gitarową solówką – ponoć nigdy więcej nie udało się zagrać tego riffu w tak spektakularny sposób, melodyjna opowieść z również najbardziej znaną linią gitarową Steviego Ray Vaughana i wycyzelowana masteringowo Patricia. Barber. Kiedy wymagał tego buntowniczy materiał, był ogień i agresja, co dla brutalnego rocka jest chlebem powszednim. I nie ma znaczenia, czy pełnym dalekiej od jakości nagrywania choćby muzyki dawnej sonicznej szorstkości, czy nawet krzykliwości, ważne jedynie, że dzięki umiejętnemu pokazaniu przez dany system wywołującego w słuchaczu stan podwyższonego poziomu emocji. Innym razem – piję do ballady Steviego – dobre wyważenie nasycenia i dźwięczności projekcji znakomicie podkreślało nie tylko wirtuozerię pracy tak zwanego wioślarza, ale również wielobarwność oraz ekspresję tego strunowego instrumentu. Raz długie, raz krótkie, esencjonalne, delikatnie, długo i krótko zawieszone w eterze strunowe frazy dobitnie pokazywały, że tytułowe kolumny są dobre do odtwarzania nie tylko mocnego grania, ale również kaskad wirtuozerskich. A że swoim rozmiarem bez obaw o potencjalne zniekształcenia pozwalały na więcej, nawet nie zauważyłem, kiedy w naturalnym odruchu nienaturalnie mocno podkręciłem gałkę wzmocnienia. Jednak nie dlatego, ze nie byłem w stanie wejść w ten utwór bez ograniczeń, tylko gdy coś brzmi zjawiskowo i mogę zaszaleć z głośnością, ku wewnętrznej radości czynię to odruchowo. A co z panią Barber? Cóż, w stosunku do występu w Monachium było znacznie lepiej. Naturalnie z uwagi na całkowicie inne wzmocnienie zespołów głośnikowych wszystkie płyty u mnie brzmiały lepiej, ale akurat w przypadku materiału z repertuaru tej pani natychmiast do normy wróciła artykulacja wcześniej nieco uśrednionej za sprawą wzmocnienia przez klasę D pracy kontrabasu. Teraz dostałem nie tylko dobrą energię, ale dodatkowo informację o ataku na struny i wydłużył się czas ich wybrzmiewania. Niby niewiele, jednak bardzo istotne dla oceny testowanych kolumn, gdyż pokazywało ich możliwości oddania pełnego spektrum informacji zapisanych w materiale źródłowym. Dlatego dla mnie to bardzo wiele.

Co na bazie dwóch spotkań w różnych środowiskach lokalowych sądzę o opisywanych kolumnach? Po pierwsze są stosunkowo uniwersalne, gdyż bardzo dobrze zagrały i w przysłowiowej budce dla chomika na wystawie za naszą zachodnią granicą i w moim przygotowanym do tego typu zabaw pokoju. Po drugie grają dużym, swobodnym, pełnym energii i rozmachu dźwiękiem, co z automatu pozwala obcować z pełną gamą muzyki od tak zwanego plumkania do klasycznej jazdy bez trzymanki. Po trzecie z uwagi na wysoką skuteczność są stosunkowo łatwe w wysterowaniu przez znakomitą większość wzmacniaczy i końcówek mocy. A po czwarte patrząc na żądaną za nie cenę oraz jakość oferowanego dźwięku, bez względu jak dziwnie to zabrzmi, są rzadko spotykaną okazją. Nie raz i nie dwa słuchałem kilku par monitorów w tej cenie, które parafrazując klasyka kolumnom AudioSolutions Figaro XL2 nie są godne wiązać rzemyka w butach. Naturalnie cena dla zwykłego zjadacza chleba jest pewnego rodzaju wyzwaniem, jednak odnosząc ją do podobnie wycenionych konstrukcji, litewska propozycja wydaje się nie mieć konkurencji. Odważne stwierdzenie? Być może. Ale podpisuję się pod nim obydwoma rękami.

Jacek Pazio

Opinia 2

Jak z pewnością wierni czytelnicy pamiętają z litewską marką AudioSolutions znamy się od dawien dawna. Co istotne przygodę z sygnowanymi przez nią kolumnami rozpoczęliśmy od nad wyraz przystępnie wycenionych Rhapsody 130 i Rhapsody 80, by po chwili przerwy pochylić się nad majestatycznymi Vantage. Czas jednak płynął, nadbałtyckie wzornictwo ewoluowało a przez OPOS-a (Oficjalny Pokój Odsłuchowy SoundRebels) przewinęły się łapiące za oko Virtuoso S i M więc nawet bazując na ww. doświadczeniach zebranych podczas ostatniej dekady możemy uznać, iż jako takie rozeznanie w temacie mamy. Znaczy się mogliśmy i czas przeszły jest w tym momencie jak najbardziej uzasadniony, gdyż podczas minionego monachijskiego High Endu przyszło nam, całe szczęście czysto metaforycznie, zderzyć się z najwyższymi, dosłownie i w przenośni, przedstawicielkami serii Figaro – blisko dwumetrowymi (1918 mm) XL2. Jak się Państwo domyślacie pierwsze wrażenia były na tyle intrygujące że od słowa, do słowa tak z producentem, jak i rodzimym dystrybutorem – sopockim Premium Sound ustaliliśmy, że jeśli tylko te, bądź oczko mniejsze (XL2M) kolumniszcza przekroczą polską granicę, to z chęcią się nimi zaopiekujemy. I proszę sobie wyobrazić, że ledwo wrota MOC-u się zamknęły a pierwsi wystawcy wyruszyli w drogę powrotną zadzwonił do nas sam Gediminas Gaidelis (właściciel i główny konstruktor marki), z pytaniem, czy przypadkiem nie zechcielibyśmy nieco przewietrzyć jego „luk bagażowy” i wziąć na dłuższą chwilę, pod swoje skrzydła … ww. kolosy. Tym oto sposobem w zdecydowanie bardziej kontrolowanych, aniżeli wystawowe, warunkach mogliśmy zapoznać się z możliwościami Figaro XL2 a relację z odsłuchów zamieszczamy poniżej.

Doskonale zdaję sobie sprawę, iż zarówno z racji nader absorbujących gabarytów, jak i nie mniej intrygującego malowania (Azure Blue) goszczące u nas Figaro XL2 są niezwykle trudne do przeoczenia. I bardzo dobrze, bo taki właśnie był zamysł ich konstruktora, gdyż na tle setek, jeśli nie tysięcy konkurencyjnych propozycji prezentowanych w Monachium tytułowe AudioSolutions miały się wyróżniać i to właśnie robiły. Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, że zainteresowany tematem potencjalny nabywca w trakcie dokonywania zamówienia i tak i tak wszystko skonfiguruje „pod siebie”, tym bardziej, że firmowa strona takową możliwość oferuje i to zarówno jeśli chodzi o samą kolorystykę przedniej/tylnej części obudów, jak również ozdobnych intarsji, płyty górnej, czy też pierścieni okalających przetworniki. Można zatem zaszaleć, szczególnie, że dostępne są lakiery satynowe, metaliczne, „wieczorowe” (w tym obłędny Midnight Purple), jak i cieszące się coraz większym zainteresowaniem włókno węglowe. Nic nie stoi również na przeszkodzie, by zaproponować własny np. pasujący do zasłon, bądź sofy pomysł wykończeniowy.
Wracając do meritum i skupiając się na już niekoniecznie designerskich a konstrukcyjnych niuansach na swych frontach Figaro dumnie prezentują autorski zestaw symetrycznie ustawionych siedmiu przetworników z czterema basowcami, parą średniotonowców i centralnie umieszczonym tweeterem. Strzeliste, osadzone na poprawiających ich stabilność uzbrojonych w regulowane kolce cokołach, obudowy delikatnie zbiegają się ku tyłowi, gdzie znajdziemy zlokalizowane tuż przy podstawie podwójne terminale głośnikowe i dwie pary wylotów układów bas refleks.
Pomimo imponującej baterii widniejących na frontach drajwerów topowe Figaro są niemalże klasycznymi konstrukcjami trójdrożnymi z obsługującą górę pasma umieszczoną w niewielkim falowodzie (mini-hornie) 19mm jedwabną kopułką, parą 152mm papierowych średniotonowców o rozszerzonym pasmie przenoszenia, oraz kwartetem przeprojektowanych, również papierowych, lecz już z twardą membraną ER (Extra Rigid) 233 mm basowców. Swoją wielce pokaźną (115 kg) wagę XL2-ki zawdzięczają nie tylko ww. drajwerom, lecz również autorskiej, zaczerpniętej z wyższej serii Virtuoso, technologii Cabinet-In-a-Cabinet, czyli podwójnym, zespolonym cienką warstwą poliuretanu, obudowom skutecznie eliminującym niepożądane rezonanse. Pod względem elektrycznym całość wydaje się nader łaskawa dla współpracującej amplifikacji, gdyż zgodnie z danymi producenta skuteczność wynosi 92 dB, co przy impedancji znamionowej na poziomie 8 Ω powinno pozwolić na próby z niekoniecznie kilkuset watowymi lampowcami.

Przechodząc do części poświęconej walorom sonicznym naszych bohaterek byliśmy szalenie ciekawi jak wypadną w zdecydowanie mniej przypadkowych warunkach aniżeli na minionej wystawie https://soundrebels.com/high-end-2024/ w „kartonowej budce” i z klasyczną – A klasową końcówką Gryphona a nie z D-klasową integrą (JAVA CARBON Double Shot LDR GaN FET). I powiem szczerze, że o ile w Monachium zagrały naprawdę świetnie, to była to jedynie niewinna zapowiedź tego, co tak naprawdę potrafią. Oczywiście pierwszych kilka dni upłynęły na niezobowiązującej akomodacji i pozwoleniu naszym gościniom na dojście do siebie po trudach podróży i unboxingu, ale nawet wyciągnięte prosto z transportowych skrzyń łapały za ucho. Nie uprzedzając jednak faktów i nie chcąc psuć tak sobie, jak i Państwu zabawy daliśmy im czas na zadomowienie się w redakcyjnym oktagonie. Kiedy jednak okres ochronny minął i zasiedliśmy w fotelach efekt finalny przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Niby skali i rozmachu, bazując na gabarytach błękitnych wież, mogliśmy się spodziewać i je otrzymaliśmy, jednak prym w oferowanym przez nie przekazie wiodły … kontrola wespół ze świetnym timingiem. Dziwne? Niby na poziomie 100 kPLN takim być nie powinno, lecz proszę mi wierzyć, że nie wiedzieć czemu nadal część wytwórców uparcie uważa, że ilością daje się rekompensować jakość, co w rezultacie oznacza monotonnie dudniące zawsze i wszędzie, fizycznie niemożliwe do okiełznania basiszcze. Tymczasem XL2-ki zarówno pod względem ilości, kontroli, zróżnicowania i jakości najniższych składowych trafiają w przysłowiowy punkt, czyli zachowują idealną równowagę pomiędzy soczystością, seksowną krągłością a rozdzielczością i chrupkością basowych pomruków. Począwszy od miękkich, oscylujących pomiędzy klubową a synth-popowo – dark wave’ową estetyką „In Arms” duetu Kaleida, poprzez iście infradźwiękowe ekstrema serwowane na „Ghosts” 潘PAN na opętańczych blastach Paula Bostapha z zadziwiająco dobrze zrealizowanego „From Hell I Rise” Kerry’ego Kinga skończywszy dostajemy dokładnie to, co dostać powinniśmy. Bez asekuranctwa, czy też pseudo-audiofilskiej egzaltacji, które na cięższym repertuarze brzmią po prostu nudno i teatralnie, znaczy się sztucznie, jak i zbytniego osuszenia i aptekarskiej precyzji. Warto jednak zaznaczyć, że kluczową kwestią, na którą niejako mimochodem zwróciłem przed chwilą uwagę jest jakość materiału źródłowego, bowiem im lepsza jakość „wsadu”, tym większy wiatr w żagle łapią topowe Figaro. W porównaniu z mainstreamową tzw. masówką po przesiadce na albumy, nad którymi ktoś się napracował poprawie ulega absolutnie wszystko, jednak to właśnie w domenie rozdzielczości i namacalności dźwięku słychać największy progres. Znika lekkie zdystansowanie i semi-transparentna woalka a ich miejsce zajmują holografia i realizm w takiej intensywności, że przy bardziej rozrywkowych wykonawcach co i rusz zerkaliśmy w kierunku kolekcji Ardbegów, czy przypadkiem nie brakuje jakiejś limitki.
A tak już zupełnie na serio, to niby trudno zarzucić XL2-kom jakąś ponadnormatywną tendencję do selekcji na wejściu, jednak z racji nader wyraźnego różnicowania reprodukowanych nagrań niejako podświadomie dobierałem repertuar tak, by maksymalnie wykorzystać drzemiący w nich potencjał a nie iść na jakieś, mniej, bądź bardziej bolesne kompromisy. Skoro nawet na dość oszczędnym we wszelakiej maści fajerwerki „Gåte Ved Gåte” Kari Bremnes, jak i na utrzymanym w podobnie sprzyjających kontemplacji aniżeli gonieniem króliczka i dzieleniem włosa na czworo tempach „You Want It Darker” Leonarda Cohena miałem pełen wgląd w nagranie, wokalistów na wyciągnięcie ręki i trójwymiarową przestrzeń dalece wykraczającą poza rozstaw samych kolumn i zawieszony sufit, to czegóż chcieć więcej. A właśnie – sufit, czyli coś, co niejako z założenia limituje propagację dźwięków w domenie pionowej. Tzn. limituje kiedy mu się na takowe praktyki pozwala wybierając świadomie, bądź też z bardziej prozaicznych przyczyn, niezbyt wyrośnięte konstrukcje. Jednak z blisko 2m AudioSolutions temat rozwiązuje się sam, gdyż scena dźwiękowa budowana jest w trzech wymiarach zgodnie z zamysłem realizatora, więc jeśli odbicia mają się kłębić pod sklepieniami Opactwa Noirlac („Monteverdi – A Trace of Grace” Michel Godard) to tak właśnie je usłyszymy. Oczywiście o ile tylko nie spróbujemy wstawić XL2-ej do jakiejś sutereny z sufitem niemalże dotykającym ich górnych płaszczyzn.

Przyznam szczerze, że zabierając się za testy, jak i skrupulatnie notując poczynione spostrzeżenia zupełnie nie zaprzątałem sobie głowy kwestiami natury finansowej. Ot niejako z automatu założyłem, że przy takim gabarycie, złożoności konstrukcji i przede wszystkim dźwięku mam do czynienia z kolumnami za kilkaset tysięcy PLN. I właśnie z takiej perspektywy je oceniałem. Tymczasem, już na sam koniec, uzupełniając dane techniczne ze zdziwieniem odkryłem, iż mówimy o kwocie 100 kPLN (z małym ogonkiem) i to bynajmniej nie za sztukę a parę! Co stawia AudioSolutions Figaro XL2 w na tyle korzystnej sytuacji, że dysonując ww. budżetem (i stosownym metrażem), to właśnie od nich powinniśmy rozpoczynać poszukiwania i odsłuchy, by mieć punkt odniesienia na odpowiednio wysokim pułapie. I coś czuję w kościach, że startując od XL2-ek w większości przypadków obserwowane różnice będą oznaczały co najwyżej krok w bok, bądź wręcz w dół, gdyż takiej skali, swobody i wyrafinowania za „100-kę” gdzie indziej raczej się nie znajdzie. Tym samym wypada mi jedynie szczerze je zarekomendować, jednocześnie ubolewając nad faktem, iż mój 24 metrowy pokój jest dla nich zdecydowanie zbyt mały.

Marcin Olszewski

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80

Dystrybucja: Premium Sound
Producent: AudioSolutions
Cena: od 101 189 PLN (w zależności od wykończenia)

Dane techniczne
– Czułość: 92 dB przy 2,83 V, 1 m
– Sugerowana moc wzmacniacza: 20-900 W;
– Impedancja: nominalna 8 Ω
– Częstotliwość podziału: 400 Hz; 4000 Hz
– Pasmo przenoszenia (w pomieszczeniu): 24–25 000 Hz
– Przetworniki: 19 mm głośnik wysokotonowy z jedwabną kopułką, dwa przetworniki średniotonowe z papierową membraną ER o średnicy 15,2 cm, cztery przetworniki basowe z papierową membraną ER o średnicy 23,3 cm
– Wymiary (W x S x G): 1918 mm x 336 mm x 581 mm
– Waga: 115 kg każda

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. AudioSolutions Figaro XL2

AudioSolutions Figaro XL2
artykuł opublikowany / article published in Polish

W Monachium zagrały imponująco, więc uznaliśmy, że warto byłoby rzucić na nie uchem w nieco bardziej kontrolowanych warunkach – AudioSolutions Figaro XL2.

cdn. …