Tag Archives: AVM M30


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. AVM M30

AVM V30 + M30

Link do zapowiedzi: AVM V30 & M30

Opinia 1

Gdy po podjęciu decyzji zatwierdzającej test będącego naszym obiektem zainteresowań w dzisiejszym odcinku zestawu pre-power niemieckiego producenta AVM zwyczajowo sięgnąłem do naszych wcześniejszych spotkań z tą marką, po wejściu w historię wspólnych zmagań w mych oczach pojawiło mi się coś na kształt kręcącej się w oku łezki. Dlaczego? Spójrzcie sami, a przekonacie się, iż pierwsze starcie z ofertą tej myśli technicznej miało miejsce w poprzednim, a co za tym idzie z uwagi na niewielkie gabaryty bardzo mocno ograniczającym rozwój posiadanego systemu pomieszczeniu. Czy żałuję przeprowadzki? Naturalnie, że nie, ale jako posiadacz duszy romantyka nie mogłem inaczej niż miłymi wspominkami rozpocząć przyswajania wówczas wyartykułowanych zalet i przywar. A po co w ogóle tam zajrzałem? Otóż, gdy wówczas miałem przyjemność wypowiedzieć się o odtwarzaczu kompaktowym, tym razem ustalony z dystrybutorem test obliguje mnie do zabrania głosu w sprawie zestawu przedwzmacniacza liniowego wespół z końcówkami mocy. Ten set zaś ni mniej ni więcej jest jubileuszowym odświeżeniem pierwszej serii wynoszącej na szczyty producentów audio tytułowego AVM-a, a dokładniej mówiąc komunikującej światu, iż Udo Besser wchodzi do gry. O czym mowa? Panie i panowie w tym recenzenckim starciu pochylimy się nad wykorzystującym trzydziestoletnie doświadczenie konstruktora w dziedzinie budowania komponentów odtwarzających dźwięk zestawem AVM 30, czyli przedwzmacniaczem liniowym V30 i końcówkami mocy M30, którego dystrybucją na naszym rynku zajmuje się Pan Grzegorz Pardubicki (avm-audio.pl).

Tytułowy komplet składa się z trzech części, z czego jedna jest centrum dowodzenia (o tym za moment) zwanym przedwzmacniaczem liniowym, a dwie pozostałe są osobnymi na każdy kanał końcówkami mocy. Obserwując rzeczony zestaw wyraźnie widać, iż na czym jak na czym, ale na bardzo modnym w ostatnim czasie, a przy tym dobrze wpływającym na efekt soniczny komponentów audio aluminium producent nie oszczędzał, gdyż obudowy są prostopadłościanami z owego jasno szarego metalu. Największa, czyli wspomniany przedwzmacniacz liniowy idąc z duchem czasu oprócz podstawowego zadania dozowania sygnału do końcówek mocy dodatkowo oferuje użytkownikowi kilka ciekawych funkcji. Z uwagi na istotność dla wielu melomanów owej funkcjonalności trochę nietypowo opis wyglądu V30-ki rozpocznę od tylnego panelu. A jego oferta jest przebogata i rozpoczynając kreślenie litanii od lewej strony proponuje nam: pohonostage gramofonowy dla wkładek MM i MC wraz zaciskiem uziemienia, sześć wejść liniowych RCA i parę XLR-ów, serię wejść cyfrowych (USB, OPICAL, COAXIAL i port BT), podwojone wyjścia liniowe wraz z przelotką dla subwoofera w standardzie RCA, dwa wyjścia cyfrowe (OPTOCAL, COAXIAL), pojedyncze wyjście liniowe XLR oraz zintegrowany z włącznikiem głównym i gniazdem bezpiecznika terminal sieciowy IEC. Przyznacie, że mamy do czynienia ze wspomnianym kilka linijek wcześniej centrum dowodzenia sygnałami audio we wszelkich protokołach. Opis ścianki frontowej nie będzie już tak owocny w ilość manipulatorów i informować nas będzie jedynie o umieszczonym w jej centrum wyświetlaczu, dobranych w pary na jego obydwu flankach przyciskach funkcyjnych, zlokalizowanych tuż przy bokach dwóch sporej wielkości gałkach sterowniczych całej konstrukcji (z lewej selektor wejść, a z prawej głośność) i znajdującym się całkowicie z prawej strony gnieździe słuchawkowym. Prezentacja końcówek mocy niestety z prozaicznych powodów jedynie wykonywania powierzonego im przez opisywany przed momentem przedwzmacniacz zadania wzmacniania sygnału biegnącego do kolumn będzie jeszcze uboższa niż front V30-ki. Kreśląc info można powiedzieć jedynie, że front jest grubym płatem szczotkowanego aluminium z diodą sygnalizującą pracę w lewym górnym rogu, a o tylnej ściance, iż przyjmuje sygnał liniowy portami RAC i XLR, zadaną moc oddaje przy pomocy podwojonych terminali kolumnowych, dzięki hebelkowemu włącznikowi pozwala zdecydować o samoczynnego załączeniu się końcówek po włączeniu przedwzmacniacza, a sam prąd z sieci trafia do niej za pośrednictwem zintegrowanego jak w poprzednim produkcie włącznika głównego z gniazdem IEC.

Prawdopodobnie nie odkryję Ameryki, gdy rzeknę, iż każda mogąca pochwalić się jubileuszowym exlibrisem konstrukcja jest pewnego rodzaju przypomnieniem dawnych, często będących ważnym punktem zwrotnym danego brandu czasów. Naturalnie za każdym razem konstruktor zobligowany jest zaproponować przynajmniej nieco lepszy dźwięk, ale jak to w życiu bywa, jeden bez specjalnego windowania cen stara się doprowadzić zmiany dźwięku do obecnych oczekiwań melomanów, a drugi urządzając swoiste wyścigi pod płaszczykiem wzbicia się na dotychczas nieosiągalne szczyty przy prawie kosmetycznych ruchach bezpardonowo dodaje kolejne zera do ceny końcowej. Po co wyciągam to na światło dzienne? Otóż właściciel marki AVM z opisywaną dzisiaj jubileuszową serią 30-tek postawił raczej na zdroworozsądkową korektę brzmienia bez pogoni za światowym trendem winszowania sobie za podobne rzeczy furmanki pieniędzy. Ktoś powie: “To co, przepakował w inne obudowy i szlus?”. Niestety pierwowzoru dzisiejszego tandemu nie dane było mi słuchać, ale jedno mogę Wam obiecać na pewno, wszelkie za i przeciw najnowszego wcielenia skreślę najprościej jak tylko się da, a jeśli ktoś z Was miał szczęście zapoznać się z protoplastami V30/M30, będzie miał znakomitą okazję przekonać się, jak ostatnie 30 lat wpłynęło na finalną estetykę fonii nowych konstrukcji.

Co zatem ma do zaoferowania AVM 30? Gdybym miał użyć przybliżającego nam ofertę dźwiękową jubileuszowych trzydziestek porównania, powiedziałbym, że wzmacniana przez tytułowych gości muzyka swoim spokojem nie odbiega od designu samych obudów. Co to oznacza? Nic nadzwyczajnego, tylko idąc tropem spokoju wizualnego dostajemy solidne, naładowane kolorem średnicy i masą niskich rejestrów dystyngowane granie. Nie jesteśmy karmieni ciężkim do okiełznania przez resztę systemu szaleństwem w stylu każdy podzakres żyje swoim życiem z końcowym efektem “łał”, tylko ogólny spokój przecież nieodzownej w życiu człowieka muzyki. Bardzo mocno wpływające na siebie z racji przechodzenia jednych w drugie zakresy nisko i średnio-tonowe idealnie się uzupełniają, a przy tym są ostoją dla unikających wychodzenia przed szereg wysokich tonów. Naturalnie na tle mojej elektroniki było nieco spokojniej, ale nie był to efekt opadającej na kreującą się przed nami scenę muzyczną efekt grubej kotary, tylko delikatnie tonizująca wydarzenia korekta ostrości przekazu. I gdybym w telegraficznym skrócie miał wspomnieć coś o samym sposobie formowania wirtualnego przedstawienia, powiedziałbym, iż w doniesieniu do codziennej referencji wykonuje kroczek w przód, ale nadal szczelnie wypełnia przestrzeń między-kolumnową. Jakieś przykłady płytowe? Proszę. Na pierwszy sparing wybrałem twórczość bałkańskiej piosenkarki Amiry Medunjanin z płytą „Damar”. W tym starciu faworyzowany był dobrze osadzony w barwie i masie głoś artystki, co ze szczególną pieczołowitością podkręcało efekt erotyki śpiewanych przez nią ballad. Naturalną koleją rzeczy oscylowania dźwięku w tendencji grania mocnym wysyceniem i tylko punktowo odzywającymi się wysokimi tonami był efekt dość ciemnej opowieści muzycznej. To jak zawsze w naszej zabawie będzie miało swoich zwolenników i przeciwników, ale znając sporą grupkę osobników homo sapiens spod znaku audiofili jestem skłonny wygenerować tezę, że taka prezentacja znajdzie więcej melomanów romantyków, niż stających w kontrze orędowników szybkości ponad wszystko. Co na koniec relacjonowania efektu odtworzenia tego krążka wydaje się być ciekawe, to temat tak istotnych dla tego regionu Europy fraz gitarowych. Powiem szczerze, trochę się o nie, a dokładniej mówiąc o swobodę ich wybrzmiewania obawiałem, ale przyznam, oprócz minimalnego odejścia od znanego mi z codziennych odtworzeń blasku, finalnie było dobrze. Kolejna batalia o dobry wynik soniczny stoczyła się podczas słuchania produkcji rodzimego jazzmana Bogdana Hołowni w Trio “On The Sunny Side”. Przyglądając się tej pozycji nieco dokładniej trzeba pochwalić ją za oddanie wielkości i dostojności fortepianu, ale zarazem nieco ponarzekać na grający więcej pudłem rezonansowym niż strunami kontrabas, i za zbyt spokojnie wybrzmiewające atrybuty perkusisty. W ogólnym odbiorze całość była bardzo ciekawa, ale zbyt zachowawcza w stosunku do tego, co od niej zawsze oczekuję. I gdy wydawało się, że produkty spod znaku AVM nic więcej z siebie nie wykrzeszą, w sukurs przyszła im produkcja grupy Sons Of Kemet “Burn”. Efekt był taki, że to co wcześniej momentami doskwierało, czyli zbyt dostojnie kreowany przekaz muzyczny, w świecie stawiającym na mocne uderzenia bębniarza i gęste granie gitar okazywało się niezastąpionym dobrem. Owszem, ta muza nastawiona jest również na szybkość, ale jej minimalne utemperowanie w imię energii ważnego instrumentarium powodowało, iż czy to był bardzo dobry, czy tylko średni pokaz możliwości oddania prawdy o zapisie nutowym w dużym stopniu zależeć będzie od preferencji zainteresowanego słuchacza.

Analizując powyższy tekst wyraźnie widać, iż zestaw V30 i M30 w głównej mierze jest dla wiedzących czego oczekują od muzyki melomanów. Nie da się z tego seta zrobić mistrza świata w sprincie typu muzyka elektroniczna, ale nie widzę też najmniejszych problemów, gdy ktoś zapragnie nieco ją ucywilizować i mogąc się pochwalić posiadaniem rzeczonego zestawu czasem do niej sięgnie. Zatem, czy to jest set dla całego gremium audiofilów? Z czystym sumieniem stwierdzam, że nie. Idealnym partnerem są osobnicy stawiający na bez względu na fakt banalności stwierdzenia muzykalność dźwięku. Jako kolejną grupę docelową widzę posiadaczy systemów nadpobudliwych, gdyż dawka stabilizacji poprzez barwę i wysycenie może być tym, czego od zawsze oczekiwali. Naturalnie lekkie cofnięcie się otwartości wybrzmiewania muzyki podczas ożenku z testowanymi konstrukcjami po dogłębnej analizie da się wychwycić, ale nie brałbym tego za złą kartę przetargową, gdyż są to jedynie zmiany na poziomie niuansów, a nie degradacji dźwięku. Ciekawe to wgląda, nie sądzicie? Niestety, do weryfikacji czy mówię prawdę, czy łżę w żywe oczy, jak to zwykle bywa, jesteście zmuszeni odbyć osobisty sparing, do którego jak zwykle szczerze namawiam.

Jacek Pazio

Opinia 2

Z reguły jest tak, że w ramach uczczenia jakiejś okrągłej rocznicy firma wprowadza na rynek jubileuszowy produkt chwaląc się tym faktem wszem i wobec. Tak przynajmniej może nie tyle nakazuje, co zdążyła już nas przyzwyczaić tzw. odwieczna tradycja i jakby na powyższe zjawisko nie patrzeć również logika. Tymczasem z będącym obiektem niniejszego testu setem jest nieco inaczej. Jeśli bowiem zerkniemy do oficjalnego, anglojęzycznego portfolio AVM-a bardzo szybko się okaże, że ani przedwzmacniacza V30, ani monobloków M30 w nim nie odnajdziemy a zarówno kontakt organoleptyczny, jak i poniższe zdjęcia dowodzą, iż takowe w naturze występują. Aby jednak ów fakt potwierdzić trzeba zmienić język strony producenta na … niemiecki i voilà. Oto, oprócz dotychczas widocznych serii Inspiration, Evolution i Ovation, naszym oczom ukazuje się właśnie 30-ka, w której znajdziemy nie tylko wspomniane V30 i M30, lecz również wyposażoną w DAC-a (dziś to konieczność) i moduł Bluetooth 125W integrę A30 i przedwzmacniacz gramofonowy P30. Żeby było ciekawiej cała ta urodzinowa gromadka otrzymała własny adres w sieci https://www.avm30.com/ , gdzie nadal nie ma możliwości zmiany języka na inny, aniżeli ojczysty dialekt Udo Bessera – założyciela i właściciela marki. Mniejsza jednak z tym, gdyż skoro wspomniany zestaw pre / power pod postacią przedwzmacniacza V30 i monofonicznych końcówek mocy M30 za sprawą nadwiślańskiego dystrybutora – AVM Polska, zawitał do naszej audiofilskiej samotni nie pozostaje nam nic innego jak zaprosić Państwa na kilka słów o tym dość tajemniczym i w dodatku limitowanym do 333 sztuk zestawie.

Pomijając pewną dość zastanawiającą, niemalże konspiracyjną otoczkę już podczas wypakowywania, którym zdążyliśmy się już jakiś czas temu pochwalić tytułowy set prezentuje się całkiem normalnie a co ważne w niczym nie odbiega swoją stylistyką od pozostałego rodzeństwa. To dość surowy i minimalistyczny design oparty na szczotkowanych, dostępnych w naturalnej, bądź anodowanej na czarno kolorystyce aluminiowych płatach i gdy wymaga tego sytuacja, jak to właśnie ma miejsce w przypadku przedwzmacniacza możliwie oszczędnej gałkologii. Dlatego też na froncie V30-ki znajdziemy jedynie niewielki, centralnie umieszczony błękitny wyświetlacz, po którego obu stronach umieszczono po dwa zlicowane przyciski i po satynowej gałce. Lewe pokrętło odpowiada za wybór źródła a prawe za natężenie sygnału. Nie zabrakło również wyjścia słuchawkowego (po prawej) a dla zachowania symetrii równoważy je zlokalizowany po przeciwległej stronie włącznik. Ściana tylna obfituje we wszelakiej maści przyłącza, więc mając do dyspozycji sześć par wejść RCA, parę XLRów, a na wyjściu XLRy i trzy pary RCA (liniowe, Sub, Pre) nie powinniśmy narzekać a to przecież dopiero początek, gdyż producent nie zapomniał tak o miłośnikach analogu aplikując phonostage’a zdolnego obsłużyć zarówno wkładki MM, jak i MC, lecz również i cyfrolubów przekazując w ich ręce sekcję cyfrową z bezprzewodową łącznością Bluetooth, we/wyjściami Toslink i koaksjalnymi oraz wejściem USB. Powyższą wyliczankę zamykają terminale triggera i zintegrowane z włącznikiem głównym i bezpiecznikiem gniazdo zasilające IEC.
O towarzyszącym przedwzmacniaczowi monoblokach M30 można napisać, że są i już. To prostopadłościenne, przypominające tak kształtem, jak i gabarytami aluminiowe korpusy o gładkich, praktycznie niczym niezmąconym, poza potwierdzającym jubileuszowość delikatnym grawerunkiem i niewielką błękitną diodą, frontach i skupionych w tyle płyt górnych ażurowym nacięciom wspomagającym cyrkulację powietrza wewnątrz obudów. Ściany tylne również nie przynoszą niespodzianek. Wejścia w znanych z pre standardach RCA i XLR, podwójne terminale głośnikowe, wejście na przewód triggera i niewielki hebelkowy przełącznik trybu pracy. I to by było na tyle. Oczywiście jest jeszcze gniazdo zasilające, ale to jakby nie patrzeć oczywista oczywistość.
Z niuansów natury użytkowo – parametrycznych warto wspomnieć, iż końcówki dysponują mocą 136 W przy 8 Ω a wewnątrz każdej z nich znajdziemy w zupełności wystarczającą baterię czterech kondensatorów o łącznej pojemności 40 000 μF i … 500-VA toroidalne trafo. Zero impulsowych zasilaczy!

Po standardowym okresie akomodacyjnym i drobnych korektach natury połączeniowej – DAC Reimyo 999 EX Limited TOKU po XLRach przesterowywał stopień wejściowy AVMa i zmuszeni byliśmy przepiąć się na RCA, kiedy wszystko co mogło i powinno uległo stabilizacji przystąpiliśmy do krytycznych odsłuchów. Pomimo dość pokaźnej, przynajmniej na papierze mocy tytułowego wzmocnienia i przyjaznej tak impedancji, jak i skuteczności naszych dyżurnych ISISów dźwięk jaki zaoferował tytułowy dzielony zestaw można było uznać za dość zwiewny i lekki. Niby bas odzywał się tam gdzie trzeba, lecz oprócz konturów i w miarę satysfakcjonującego wypełnienia stawiał raczej na kontrolę aniżeli na wolumen i potęgę, co o ile przy większości niewielkich jazzowych składach w stylu „Vägen” Tingvall Trio jeszcze można było uznać za pewną szkołę grania i przejść nad tym do porządku dziennego, to już na zazwyczaj cudownie rozleniwiającym albumie „Minione” Anny Marii Jopek gdzieś niepostrzeżenie ulotnił się cały kubański klimat a akcent został położony na dotychczas zdecydowanie drugoplanowych sybilantach i lekko powiało chłodem. Ciekawie za to wypadły efekty przestrzenne i aura pogłosowa, które również nieco podkręcone nadały nagraniu nieco więcej oddechu i swobody. O dziwo powyższa utrata seksowych krągłości nie zaszkodziła gitarowemu albumowi „Acoustic, But Plugged In!” formacji Hangar, gdzie tym razem zaakcentowaniu podane zostało brzmienie strun a same pudła zrobiły krok do tyłu. Żeby jednak nie było, że tylko marudzę w tej, prawdę powiedziawszy dość zaskakującej manierze, można było odnaleźć również plusy. Przykładowo dość ciemny i nieco zbyt obfity w dole pasma „New Moon Daughter” Cassandry Wilson z pomocą niemieckiej amplifikacji odzyskał dotychczas zachwianą równowagę tonalną i przestał się snuć w okolicach kostek. Całość została wzięta w karby, poddana surowej mustrze i zaprezentowana w całkiem nowej odsłonie. Jak się z pewnością Państwo domyślają trudno w tym przypadku mówić o przysłowiowym, zupełnie transparentnym, „drucie ze wzmocnieniem”, gdyż obecność AVM-ów była aż nadto zauważalna. Nie sposób jednak maniery niemieckiej amplifikacji uznać za jednoznaczną wadę skoro na rynku nie brakuje kolumn, którym właśnie taki rygor i kuracja odchudzająca nie tylko nie zaszkodzą, co wręcz pomogą a całemu systemowi przywrócą dawno niesłyszaną świeżość i motorykę. O ile bowiem w naszych redakcyjnych ISIS-ach czego jak czego, ale dołu pasma korygować nie trzeba, to już np. szczególnie starszym modelom Dynaudio mariaż z 30-kami może wyjść wyłącznie na zdrowie.
Wracając jednak do naszego systemu po dłuższej chwili przyzwyczajenia i oswojenia się z takim a nie innym podejściem do tematu okazało się, że nawet symfoniczno-metalowe wydawnictwo „Endless Forms Most Beautiful” Nightwish potrafi wybrzmieć od pierwszej do ostatniej nuty. Nie ukrywam, że spora w tym zasługa udzielającej się wokalnie Floor Jansen, która pomimo porównywalnej do Tarji Turunen skali głosu śpiewa zauważalnie niżej i zdecydowanie rzadziej forsuje górne rejestry. A na koniec zostawiłem rodzimą pozycję, która swojego czasu okazała się sporym zaskoczeniem dla większości fanów Nergla, czyli surowy, szorstki a zarazem całkowicie pozbawiony death-metalowej otoczki rockowo-bluesowy album „Songs of Love And Death” Me And That Man, który stał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Cała siedząca do tej pory w cieniu ziarnistość i chropowatość zostały odpowiednio wyeksponowane a mająca stanowić coś na kształt firmowego znaku tego dość nieoczywistego duetu garażowość mogła wreszcie rozwinąć skrzydła. Zyskał na tym realizm, autentyczność nagrania a analogie do serii „American” Johnny’ego Casha, szczególnie do „American IV: The Man Comes Around” stały się jeszcze bardziej czytelne.

Jubileuszowy a zarazem limitowany zestaw AVM V30 + M30 z jednej strony kusi zupełnie nieabsorbującą i uniwersalną aparycją oraz akceptowalnymi nawet w polskich realiach lokalowych gabarytami a z drugiej wydaje się być dedykowany ściśle określonym odbiorcom. Nie czaruje bowiem ani zbyt eufonicznym nasyceniem średnicy, ani tym bardziej wgniatającym w fotel basem, lecz stawia na kontur, punktowość i kontrolę, które powinny świetnie sprawdzić się wszędzie tam, gdzie środek ciężkości zbyt mocno przesunął się w dół a całość stała się zbyt karmelowa i gęsta. Wydaje się też być nad wyraz sensowną alternatywą dla operujących na podobnych pułapach cenowych konstrukcji zintegrowanych dając zdecydowanie szersze pole do popisu wszystkim tym, którzy finalne brzmienie swoich systemów latami modelują z pomocą nieraz niezwykle egzotycznego okablowania.

Marcin Olszewski

Dystrybucja: AVM Polska
Ceny:
AVM V30:1490 €
AVM M30: 2990 € (para)
AVM RC9: 490 €

Dane techniczne:
AVM V30
Wejścia analogowe: para XLR, 6 par RCA, phono MM/MC
Wyjścia analogowe: para XLR, para RCA line out, para RCA sub, para RCA z sekcji Pre
Czułość wejść liniowych: 62 mV +/- 9,5 dB
Czułość wejść phono: 0, 62 mV +/- 9,5 dB (MM), 0,062 mV +/- 9,5 dB (MC)
Wejścia cyfrowe: Toslink (96kHz/24bit), koaksjalne (192kHz/24bit), USB (96kHz/24bit)
Wyjścia cyfrowe: Toslink, koaksjalne
Łączność bezprzewodowa: Bluetooth
Pobór mocy: 12 W, 0,2 W w trybie standby
Wymiary (S x W x G): 430 x 110 x 345 mm
Waga: 7 kg

AVM M30
Klasa pracy: A/AB
Moc Wyjściowa: 136 W(8 Ω) / 232 W(4 Ω) / 348 W (2 Ω)
Czułość wejściowa Cinch / XLR:: 332 mV (25 W / 4 Ω)
Impedancja wejściowa RCA: 33 kΩ
Impedancja wejściowa XLR: 66 kΩ
Stosunek sygnału do szumu (25 W / 4 Ω): 97 dB (A)
THD: 0,03%
Pojemność filtrująca: 40 000 μF
Pasmo przenoszenia: <5 Hz – 50 kHz
Współczynnik tłumienia (8 Ω): > 500
Wejścia: XLR, RCA
Terminale głośnikowe: podwójne
Wymiary (S x G x W): 230 x 375 x 132 mm
Waga: 10,1 kg

System wykorzystywany w teście:
– źródło: Reimyo CDT – 777 + DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl „ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. AVM M30

AVM V30 & M30
artykuł opublikowany / article published in Polish

Osiągnięcie 30-ki można fetować na setki sposobów, ale niemiecki AVM wybrał … wprowadzenie na rynek kilku uświetniających tę okazję urządzeń. Z Jubileuszowej puli trafiły do nas przedwzmacniacz V30 i monobloki M30.

cdn. …