Opinia 1
Tym razem, zamiast stopniowo budować napięcie i krok po kroku odkrywać kolejne karty, od razu na wstępie zdradzę, iż temat pojawienia się w naszej okatagonalnej samotni tytułowego seta AVM + Magico poruszyliśmy na gorąco już podczas ostatniego Audio Video Show, gdyż nawet dzieląc przestrzeń loży na PGE Narodowym ów zestaw wypadł nad wyraz korzystnie i obiecująco. Jednak od finalizacji ustaleń z dystrybutorem do momentu pojawienia się kierowcy z wiadomym ładunkiem upłynęło nieco wody w Wiśle, bowiem czego jak czego, ale pośpiechu i robienia czegokolwiek byle jak i po najmniejszej linii oporu wręcz organicznie nie znosimy. Dlatego też woleliśmy najpierw rozładować powystawową kolejkę i już bez presji czasu zająć się z odpowiednią troską obiektem niniejszej recenzji. Nie bez znaczenia był też fakt pozostawienia nam wolnej ręki co do optymalnego, okablowania ww. zestawu, co też okazało się zajęciem tyleż pasjonującym, co praco- i czasochłonnym. Finalnie skończyło się na ponad miesięcznych odsłuchach i użyciu niedawno recenzowanych na naszych łamach interkonektów Vermöuth Audio Reference RCA & XLR, jak i cierpliwie czekających na swoją kolej przewodów głośnikowych Chord Signature XL. Nie oznacza to bynajmniej, że nasze redakcyjne okablowanie Tellurium Q nie zgrywało się z AVM-ami i Magico a jedynie to, iż z przewodami dopiero co wymienionych marek efekt finalny bardziej przypadł nam do gustu i bliższy był naszym ideałom. Dysponowaliśmy bowiem posiadającymi niewątpliwy potencjał składnikami i tylko od naszych indywidualnych, czysto subiektywnych preferencji, zależało czym je „doprawimy” i jaką formę przybierze końcowe danie. Jest to też niejako pokłosie naszego, dla co poniektórych mogącego budzić zdziwienie, nastawienia i dążenia do tego, by z każdego dostarczonego na testy mniej, bądź bardziej kompletnego systemu, czy też pojedynczego komponentu, wycisnąć maksimum jego możliwości.
Nie sztuką jest bowiem „położyć” i zdeprecjonować dowolnego „metkowca”, jak to ostatnimi czasy zwykło się w pewnych kręgach pejoratywnie określać marki z audiofilskiego „świecznika” i mówiąc wprost drukując mecz pod z góry założone tezy, lecz dziwnym zbiegiem okoliczności nie odnajdujemy nijakiej przyjemności w słuchaniu źle skonfigurowanych i źle grających systemów. Bo i po co tracić na nie czas, skoro audio jest dla nas nadal formą hobby a te jak wiadomo uprawia się z pobudek czysto hedonistycznych, chyba, że ktoś ma zapędy masochistyczne, to wtedy jak najbardziej jesteśmy w stanie go zrozumieć. Wtedy rzeczywiście im gorzej gra, tym rozkosz płynąca z takich nausznych katuszy większa i nic nam do tego, czy ktoś osiąga ekstazę przy 16Hz, czy też innej, wyselekcjonowanej … częstotliwości.
W przypadku tytułowego zestawu mamy do czynienia z nader ciekawą, może nie tyle polityką, co podejściem, dystrybutora do wiadomego tematu, czyli spójności, sensowności klasowej i finansowej konkretnej konfiguracji. O ile jednak poruszamy się w obrębie marek stricte high-endowych sprawa wydaje się dość prosta – mając po kilka poziomów wtajemniczenia i wyrafinowania łączymy pierwszy poziom z pierwszym, ewentualnie drugim, drugi z drugim, bądź trzecim itd. Jednak tym razem sytuacja przedstawia się nieco inaczej, gdyż niemiecki AVM swe portfolio kieruje do nad wyraz szerokiego spektrum odbiorców i startuje z właściwego, zdroworozsądkowego pułapu Hi-Fi, czyli około 12 000 PLN, nie wspominając o iście budżetowym, jubileuszowym (499 €) phonostage’u AVM30 P 30, a kończy na równie sensownie wycenionym High-Endzie – linii Ovation, nieśmiało przekraczającej pułap 50 kPLN. Krótko mówiąc, jeśli chodzi o amplifikację, to Sieć Salonów Top HiFi & Video Design wystawiła najpoważniejszych zawodników niemieckiej stajni – modułowy przedwzmacniacz PA8.2 i stereofoniczny wzmacniacz mocy SA8.2.
Patrząc za to na ofertę amerykańskiego Magico robi się już od progu „jakby luksusowo”, bo będące elementem dzisiejszej układanki podłogówki A3 to tak naprawdę najtańszy i zarazem stworzony w ramach ukłonu w kierunku konsumentów, model. Ot coś w stylu pierwszej generacji A-klasy jeszcze kilka, kilkanaście lat temu w Mercedesie. Wystarczy tylko nadmienić, że za niepozorne, otwierające „podstawową” serię S 1-ki MkII trzeba wyłożyć około … 85 kPLN a o goszczących swojego czasu w naszym OPOS-ie M3-kach https://soundrebels.com/magico-m3-2/ za bagatela 450 kPLN lepiej dla własnego zdrowia psychicznego nie wspominać. Krótko mówiąc jest to klasyczny przypadek, gdy na pewnym pułapie jeden z uczestników kończy grę a drugi tak naprawdę dopiero się rozgrzewa. Zachowana jest zatem zgodność na poziomie finansowym, a co do sensowności takiego połączenia, to zasadność oceniania ich li tylko na podstawie parametrów i pochodzenia poszczególnych komponentów jest zbliżona do tej, gdy członkowie komisji smoleńskiej zajmowali się zaawansowaną awioniką … gotując parówki.
Dlatego też nie ma co gdybać i cmokać nad firmowymi prospektami, tylko zakasać rękawy i empirycznie, znaczy się nausznie, sprawdzić co z tytułowego zestawu da się uzyskać.
Zanim jednak dojdziemy do brzmienia warto chociaż na chwile pochylić się nad goszczącymi u nas urządzeniami, które choć pochodząc z jakże odległych zakątków naszego globu wręcz idealnie zgrywają się pod względem wykorzystanych materiałów, wzornictwa i kolorystyki. Mamy zatem do czynienia z wszechobecnym szczotkowanym, anodowanym na czarno, aluminium oraz swoistym minimalizmem form. Próżno szukać tu odważnych załamań, łapiących za oko wyzywających detali, czy ociekających bizantyjskim przepychem akcentów. Ot ponadczasowa, nieprzekombinowana elegancja. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, gdyż przyglądając się im nieco uważniej i zaglądając im nieco głębiej w trzewia bardzo szybko okaże się, iż mamy do czynienia z naprawdę zaawansowaną, pod pewnymi względami iście kosmiczną, technologią.
Przykładowo przedwzmacniacz Ovation PA8.2 jest niezwykle elastyczną pod względem konfiguracji konstrukcją modułową, którą nie tylko „skroimy” na własną miarę przy zakupie, lecz która będzie „rosnąć” i uaktualniać się wraz ze wzrostem naszych wymagań i potrzeb, oraz pojawiających się nowych rozwiązań technologicznych. Składa się bowiem z platformy bazowej opartej na solidnym – obejmującym dwa 35 VA transformatory toroidalne zasilaniu, oraz inteligentnego układu sterującego zarządzającego poszczególnymi kartami rozszerzeń w praktycznie bezobsługowym trybie Plug & Play. Oznacza to ni mniej ni więcej tylko to, że dołożenie kolejnej karty zostanie automatycznie rozpoznane a dedykowane jej funkcje zostaną udostępnione w menu. W dodatku, mając na uwadze ewentualne wzajemne interferencje mogące zachodzić pomiędzy owymi kartami zaimplementowany układ sterujący dezaktywuje nieużywane w danym momencie układy. Dzięki temu bez obaw można umieścić kartę DACa obok phonostage’a. Poprawiamy tym samym nie tylko finalne brzmienie, lecz i obniżamy energochłonność samego urządzenia. A właśnie, wspominam o tym, gdyż mieliśmy szczęście zostać dopieszczonymi przez dystrybutora egzemplarzem posiadającym na pokładzie praktycznie wszystko co najlepsze, no może z wyjątkiem modułu tunera FM, którego i tak i tak, bez mocnej anteny zewnętrznej nie byłoby jak użyć. Mogliśmy za to korzystać z dobrodziejstw lampowego stopnia wyjściowego, zaawansowanego – zdolnego obsłużyć sygnał DSD 128 DAC-a i nawet szalenie wygodnego w obsłudze, gdyż konfigurowanego poprzez główne menu, przedwzmacniacza gramofonowego MM/MC.
Sam przedwzmacniacz prezentuje się dostojnie i zarazem nowocześnie. Wykonana z grubego płata szczotkowanego aluminium płyta czołowa, gości jedynie dwie chromowane i osadzone na łożyskach kulowych masywne gałki regulacji wzmocnienia i wyboru źródła, centralnie umieszczony prostokątny błękitny wyświetlacz z rządkiem pięciu przycisków funkcyjno nawigacyjnych tuż pod nim, włącznik główny i gniazdo słuchawkowe. Płytę górną zdobi firmowe logo i kolejny szklany bulaj, który tym razem nie chroni kolejnego wyświetlacza, lecz daje wgląd w trzewia i komunikujące się ze światem zewnętrznym za pomocą diod kart rozszerzeń. Jeśli zaś chodzi o wizje lokalną „zaplecza” o zachęcam do zapoznania się z sesją fotograficzną zamieszczoną w relacji z unboxingu https://soundrebels.com/magico-a3-avm-ovation-pa8-2-sa8-2/ , gdzie wszystkie wejścia i wyjścia zostały z iście aptekarską dokładnością przez Jacka uwiecznione.
Z kolei stereofoniczna końcówka mocy Ovation SA8.2 to oaza wzorniczego spokoju i zaskakującego bogactwa wszelakiej maści nastaw. Do elementów oczywistych zaliczyć możemy znajdujący się w lewym rogu otoczony błękitną aureolką włącznik główny a do grona ponadnormatywnych niewielki, również błękitny wyświetlacz informujący m.in. o stanie pracy i oddawanej mocy chwilowej, oraz pięć dedykowanych mu przycisków funkcyjnych, a także okupujący prawą flankę jego włącznik. Z pomocą ww. pięciu guzików jesteśmy w stanie ustawić m.in. sposób wybudzania / usypiania końcówki np. przy użyciu triggera, lub sygnałem dostarczonym na wejścia audio, formę prezentacji oddawanej mocy, jasność podświetlenia a także kalibrację wyświetlanych parametrów z uwzględnieniem impedancji obciążenia.
Płytę górną, podobnie jak w przedwzmacniaczu przyozdobiono pokaźnych rozmiarów wyfrezowanym logotypem, boki zastąpiono potężnymi radiatorami a na ścianie tylnej panel przyłączy zawierający pojedyncze terminale głośnikowe, wejścia RCA i XLR, oraz gniazdo triggera i 16A zasilające (uwaga!) IEC C19 umieszczono w niewielkim wgłębieniu.
Zbalansowane wnętrze końcówki skrywa nad wyraz rozbudowaną sekcję zasilania opartą na rezydujących w ekranowanej komorze … czterech (!) transformatorach – dwóch 1000 VA jednostkach głównych i dwóch mniejszych 120 VA trafach. Tuż za nimi ulokowano dwa 200.000 µF banki kondensatorów dbające by pracujące w stopniach wyjściowych tranzystory (po 24 FET-y na kanał) nawet przy iście koncertowych poziomach głośności i kolumnach o efektywności stołów bilardowych przypadkiem nie dostały zadyszki. Nie radzę też chociażby z ciekawości w trakcie pracy wzmacniacza łapać terminali głośnikowych, bądź podłączonych do nich przewodów, gdyż kontakt z oferowanymi przez AVM-a 180 A może się skończyć tragicznie.
Z drobiazgów mogących skłonić nabywcę do zmiany taryfy i przydziału energii od lokalnego dostawcy warto wspomnieć, iż SA8.2 potrafi wykazać się apetytem na poziomie 3500 VA (max), więc lepiej przed zakupem dokonać stosownych działań wyprzedzających. O odpowiednio wydajnej linii zasilającej w lokalu docelowym nawet nie wspominając. Całe szczęście w trybie Stand-by zużycie energii spada do zalecanego przez UE poziomu < 0,5W.
Choć model A3 to tak naprawdę entry level, czyli niemalże przedsionek do właściwego portfolio Magico ekipa z Kalifornii dołożyła wszelkich starań, by na możliwie przystępnym poziomie zaoferować jak najwięcej rozwiązań obecnych w wyższych modelach. Smukłą i nad wyraz kompaktową, jak na Magico, obudowę wykonano z niezwykle precyzyjnie obrobionych grubych płatów anodyzowanego duraluminium lotniczego i dodatkowo usztywniono skomplikowanym, ukrytym wewnątrz, układem również aluminiowych wieńców i wzmocnień. Za reprodukcję najwyższych składowych odpowiada 28 mm berylowa kopułka, za średnicę 152-milimetrowy przetwornik średniotonowy wyposażony w membranę z wielościennego, pokrytego warstwą nanografenu XG, włókna węglowego i układem magnetycznym z 75 mm cewką. Z kolei bas powierzono dwóm 178 mm wooferom wyposażonym w najnowsze wersje membran Gen 8 Magico Nano Tec, napędzane przez neodymowe magnesy (N48). Powyższy układ, przynajmniej na papierze, charakteryzuje się całkiem przyjazną skutecznością 88 dB przy impedancji 4 Ω, jednak nauczeni doświadczeniem sugerujemy raczej łączyć A3-ki z mocnymi tranzystorami aniżeli z eterycznymi lampowymi SET-ami. Jak to zwykle w Magico bywa terminale głośnikowe są pojedyncze, pochodzą od WBT i zlokalizowano je na tyle nisko, by nawet masywne i ciężkie przewody można było w miarę komfortowo podłączyć bez obaw o ewentualne uszkodzenia, czy też naprężenia występujące w kosztownej konfekcji.
Skoro zarówno finalną konfigurację, jak i skróconą charakterystykę natury technicznej mamy za sobą, spokojnie możemy przystąpić do najważniejszej, z punktu widzenia nabywcy części, czyli wrażeń nausznych poczynionych podczas ponad miesięcznej obecności ww. systemu w naszym okatagonalnym OPOS-ie.
Pierwsze, co zwraca uwagę w tytułowym systemie to swoboda, rozmach i skala dźwięku przez niego generowane. Niewielkie A3-ki grają bowiem zaskakująco dużym, jak na swoje gabaryty wolumenem, w czym nieco przypominają recenzowane przez nas jakiś czas temu YG Acoustics Hailey 1.2. To ten sam typ swobody i niewymuszenia sprawdzający się nie tylko w niewielkich jazzowych składach, lecz i wielkich hollywoodzkich superprodukcjach. Aby nie być gołosłownym posłużę się nader spektakularnym przykładem, czyli ścieżką dźwiękową do filmu „Aquaman” autorstwa Ruperta Gregson-Williamsa. To wielce udane połączenie wielkiej symfoniki i elektronicznych pasaży przy odpowiednich okolicznościach przyrody potrafiące dosłownie wgnieść w fotel. Lecz z reguły potrzeba do tego konstrukcji pokroju co najmniej Audiovectorów R8 Arettè a jeszcze lepiej Dynaudio Evidence Master. Tymczasem niepozorne Magico napędzane 450W AVM-em pokazały, że i one potrafią, gdy tego wymaga sytuacja, ryknąć i przyłożyć z odpowiednią mocą i impetem. Oczywiście fizyki nie da się oszukać i po dwa 7” woofery na stronę choćby nie wiem jak się starały nie zbliżą się do tego, do czego zdolne są np. pojedyncze 15” celulozowe drajwery w Basusach Thraxa, jednak dysonans pomiędzy tym, co widzimy a tym, co te niewielkie kolumienki są w stanie zaoferować pod względem dynamiki i motoryki zasługuje na szczere uznanie. Równie odważnie, jak dół pasma prezentowana jest jego góra, lecz owe podobieństwa nie kończą się li tylko na ładunku energetycznym, a dotyczą również pewnego delikatnego zaoblenia krawędzi kreowanych źródeł pozornych. Tzn. rozdzielczość można określić jako wyborną, jednak krawędzie dźwięków nie tną powietrza niczym samurajskie katany, lecz raczej przecinają je niczym jachty biorące udział w regatach Sydney–Hobart wzburzone wody styku oceanów Indyjskiego i Spokojnego.
Z niezwykłą atencją i wysyceniem reprodukowane były tak damskie, jak i męskie wokale dzięki czemu nawet hard rockowe pozycje w stylu „Avalon” Sully’ego Erny potrafiły dostarczyć iście audiofilskich doznań. Nieco wypchnięte przed szereg głosy frontmanów, rozwibrowane dźwięki gitar i iście zjawiskowa przestrzeń, która kończy się aksamitnie bezkresną czernią tła sprawiały, że głębia sceny nabierała typowo high-endowego wymiaru. Wszystkie wydarzenia rozgrywały się bowiem przed nami, jednak bez nawet najmniejszych oznak nachalności. Czuć było oddech, przestrzeń i jednocześnie niejako oczywistą stabilność, konkretność ogniskowania źródeł pozornych mających jasno określone swoje miejsce. Niejako na deser a zarazem w ramach potwierdzenia wspominanego organicznego wysycenia partii wokalnych sięgnąłem po niemalże referencyjnie pod względem realizacyjnym nagrane … country „A Sailor’s Guide to Earth” Sturgilla Simpsona i pomimo oczywistego, dość charakterystycznego, zaśpiewu wokalisty, całość okazała się nad wyraz strawną a zarazem wyrafinowaną kompozycją. Do głosu doszły bowiem zazwyczaj okupujące dalsze plany całkiem udane orkiestracje i bogate aranżacje.
Jeśli zaś chodzi o zaimplementowane w trzewiach PA8.2 opcjonalne karty rozszerzeń, to zarówno płytka DAC-a, jak i phonostage’a sprawiły nam nie lada niespodziankę, gdyż zamiast stanowić protezopodobny dodatek, aby tylko producent miał się czym pochwalić w tabelce z danymi technicznymi, to tym razem nie czułem zbytniego kompromisu używając ich na równi z wejściami analogowymi. Oferowały bowiem tę samą muzykalność oraz wysycenie średnicy a i z rozdzielczością w pełnym słyszalnym paśmie nie odnotowałem najmniejszych problemów. AVM tym samym pokazał, że nie tylko Gryphon w swej super-integrze Diablo 300 dodając odpowiednie karty rozszerzeń traktuje swoich Klientów ze śmiertelną powagą. Za to mając do wyboru wyjścia tranzystorowe i lampowe praktycznie za każdym razem decydowaliśmy się na te uzbrojone w lampy, gdyż ich eufonia i natywna soczystość nie pozwalały na obojętność.
No i jak, podobało się? Nie wiem jak Państwu, ale ja osobiście czuję się wysoce usatysfakcjonowany. Mając bowiem do dyspozycji topowe modele niemieckiego AVM-a i zaledwie podstawowy model Magico Sieć Salonów Top HiFi & Video Design zdołała zaoferować nam wielce intrygujący i bez wątpienia pełnokrwiście high-endowy zestaw chrakteryzujący się nie tylko nadspodziewaną dynamiką, lecz również uzależniającą muzykalnością. Aby jednak ów poziom osiągnąć co nieco musieliśmy z Jackiem w naszej dyżurnej konfiguracji pozmieniać, podszlifować i doprawić to tu to tam szczyptą audiofilskich specjałów. Bowiem w High-Endzie nawet pozornie niewielkie zmiany okazują się kluczowe dla efektu końcowego. Ze swojej strony do dzielonej amplifikacji AVM Ovation PA8.2 + SA8.2 i kolumn Magico A3 zalecałbym dobór okablowania charakteryzującego się nie tylko szeroko rozumianą muzykalnością i dynamiką, lecz również wysoką rozdzielczością, bo jakakolwiek utrata owych składowych może doprowadzić do mało akceptowalnej matowości średnicy i ofensywności cykającej góry. Tymczasem równowaga tonalna oferowana przez zestaw AVM/Magico zogniskowana jest w niższej średnicy i została oparta na solidnym basowym fundamencie, oraz okraszona perlistą, jedwabiście gładką górą. Na pojawiające się w tym momencie pytanie, czy można lepiej przewrotnie odpowiem, że oczywiście jak najbardziej, co pokazały między innymi M3-ki, jednak jeśli chodzi o elektronikę to trzeba będzie zmienić barwy klubowe i przyjrzeć się temu, co oferuje Pass Labs, Gryphon, czy np. Constellation. Będzie zatem lepiej, ale i jednocześnie nieporównanie drożej, więc z czystego pragmatyzmu polecam w pierwszej kolejności odsłuch tytułowego zestawu a dopiero w przypadku ewentualnego niedosytu dalsze poszukiwania.
Marcin Olszewski
Opinia 2
Nie wiem, jak duża grupa z Was zorientuje się, co oprócz informacji na temat brzmienia tytułowego systemu pre-power-kolumny przyniesie dzisiejsza odsłona naszych spotkań przy muzyce, dlatego też spieszę uzmysłowić wszystkim, iż oprócz informacji na temat wartości sonicznych tytułowy set wpisuje się w rozpoczętą przez duet marek FOCAL, NAIM https://soundrebels.com/system-marzen-naim-focal/ nauszną weryfikację różnic pomiędzy pokazem wystawowym i w dopieszczonym środowisku domowym. Tak tak, bohaterowie tego piśmiennego mitingu są jednym z trzech zlokalizowanych w jednej z lóż PGE Narodowy zestawów dystrybutora – Sieci Salonów Top HiFi & Video Design (oprócz tytułowej konfiguracji były tam również duet Devialeta z kolumnami Vienna Acoustics i kompletna konfiguracja Yamachy). Co prawda wówczas źródłem dla tandemu AVM/Magico był gramofon, ale reszta toru jest dokładnie pokazującą swoje umiejętności trójką ubranych w czerń muszkieterów. Dlaczego to takie ważne, że rozprawiam o tym już we wstępniaku? To proste. Spójrzcie na wnioski wspomnianego testu FOCAL, NAIM, gdzie z nieukrywanym pozytywnym zaskoczeniem zadałem kłam wszelkim pisanym po odsłuchach na mocno obciążonych wieloma problemami wystawach teoriom spiskowym. Wydaje się, że przyłożenie bardzo mocnego filtra podczas opiniowania zestawów w takich warunkach powinno być pewnego rodzaju elementarzem, ale niestety tak nie jest, dlatego też, gdy nadarza się okazja, staram się o tym przypominać. Zatem jeśli jesteście ciekawi, co w domenie jakości dźwięku potrafi zaoferować będący naszym punktem zainteresowań zestaw ze stajni przywołanego wcześniej dystrybutora kolumn Magico A3, wyposażonego w przetwornik cyfrowo-analogowy i przedwzmacniacz gramofonowy przedwzmacniacza liniowego SA8.2 i końcówki mocy PA8.2, zapraszam do lektury poniższego tekstu.
Rozpoczynając część poświęconą aparycji i budowie opisywanych komponentów od kolumn głośnikowych pierwsze co po obejrzeniu serii fotografii rzuca się w oczy, to odejście kształtu obudów amerykańskich trójek od krągłości bocznych ścianek na rzecz prostopadłościanu. Zazwyczaj swoimi zbiegającymi się ku tyłowi obłymi bokami oprócz wzmocnień w stylu wewnętrznej kratownicy dodatkowo walczą ze szkodliwymi wibracjami wewnętrznymi, jednak z racji delikatnie wymuszonych zejściem w dolne rejony cennika oferty cięć budżetu, w tym modelu postawiono na równoległość przeciwstawnych sobie płaszczyzn. Jeśli chodzi o temat zastosowanych przetworników, ten zrealizowano go przy pomocy usadowionych tuż przy podłodze dwóch basowców i w górnej parceli frontu po jednym średniaku i berylowej wysokotnówce. Jak można było się spodziewać, Magico w kwestii przyłączy kabli głośnikowych podobnie do wyższych modeli, również w A3 zastosowało pojedynczy set zacisków, co z jednej strony z założenia ogranicza według konstruktorów zbędne wydatki na dodatkowe druty do różnych sekcji, ale z drugiej daje pole ortodoksyjnym audiofilom do delikatnego utyskiwania, że zostali pozbawieni sensu ich pogoni za przysłowiowym króliczkiem. Moim zdaniem, choć bardzo dbam o każdy szczegół audio układanki, jeśli tak postanowili pomysłodawcy projektu zza wielkiej wody, trzeba to uszanować i nie kruszyć kopii o coś, czego nie jesteśmy w stanie zweryfikować. Wieńcząc pakiet danych na temat kolumn jestem zobligowany dodać, iż całość konstrukcji dla ustabilizowania jej na podłodze posadowiono na nieco większej gabarytowo od poprzecznego przekroju obudowy kolumny podstawie.
Kolejnym obiektem naszej uwagi będzie pochodząca zza naszej zachodniej granicy elektronika AVM. Ta unikając mogącego być kontrowersyjnym designerskiego wydziwiania, podobnie do aparycji kolumn jest ostoją wizualnego spokoju. W obydwu przypadkach mamy do czynienia z prostymi skrzynkami. Jak wynika ze wstępniakowej wyliczanki, testowy model przedwzmacniacza jest dość ciekawą konstrukcją. Otóż oprócz oferty typowego dla takich produktów wzmacniania sygnału audio za sprawą dodatkowych modułów przetwornika cyfrowo-analogowego i phonostage’a jest typowym wielozadaniowcem, O co chodzi? Otóż stawiając jedno pudełko łączymy wodę z ogniem, czyli mamy granie tak modnych ostatnimi czasy plików i płyt winylowych. Ale to nie koniec zalet tego funkcyjnego konglomeratu. Panowie z Niemiec w celu nadania dźwiękowi przyjemnego posmaku w układach elektrycznych SA8.2 zaimplementowali kilka lampek elektronowych. Jeśli chodzi o sprawy ogólnej prezencji, mamy do czynienia z prostą czarną skrzynka z bardzo dobrze kontrastującymi z czernią srebrnymi akcentami dwóch gałek (lewa wybór wejść, prawa wzmocnienie), pięciu przycisków funkcyjnych pod zlokalizowanym w centrum przedniego panelu, mieniącym się fajnym błękitem wyświetlaczem i symetrycznie usadowionych na zewnątrz gałek okrągłego guzika włącznika (strona lewa) i obwódki gniazda słuchawkowego (strona prawa). Jeśli chodzi o wyposażenie pleców, te ewidentnie pokazują typowo modułową budowę konstrukcji, czyli albo mamy zaimplementowaną stosowną płytkę, albo dany slot wypełnia estetyczna zaślepka. I tak patrząc od lewej strony mamy układ odpowiedzialny za przetwarzanie zewnętrznych sygnałów cyfrowych, potem analogowych z poczciwego gramofonu, dalej wejście analogowe dla CD, dwa wyjścia analogowe i całkowicie na prawej stronie sekcję zasilania ze stosownymi złączami do programowania pracy przedwzmacniacza. Wieńcząc ten akapit kilkoma zdaniami o końcówce mocy, ciekawostką jest fakt bardzo bliskich konotacji wizualnych z pre. Owszem, obudowa jest zdecydowanie większa, ale front jest bardzo podobny. Jedyną różnicą jest brak wielkich gałek, ale przy zachowaniu centralnie umieszczonego wyświetlacza, okrągłych przycisków tuż pod nim i nieco większych dwóch na zewnętrznych rubieżach. Naturalną koleją rzeczy jest aplikacja na bokach obudowy oddających wytworzone podczas pracy wzmacniacza ciepło wielkich radiatorów. Awers spełniając jedynie zadania wzmacniania obrobionego już sygnału audio w dość sporym zagłębieniu proponuje użytkownikowi jedynie wejścia liniowe XLR/RCA, pojedyncze terminale kolumnowe i zintegrowany z gniazdem IEC włącznik główny.
Gdy spinałem testową układankę w miejscu opiniotwórczej bitwy, po doświadczeniach ze starszymi siostrami kolumn Magico (wówczas M3) i nieco niżej pozycjonowaną elektroniką marki AVM (V30 + M30) nie miałem najmniejszego pojęcia, jak zachowa się dzisiejszy, przecież całkowicie odwrócony cenowo w stosunku po poprzedników mariaż konfiguracyjny. Tym bardziej, że tamte występy były osobnymi bytami. Jedno co miałem w głowie, to jesienna prezentacja dzisiejszej układanki na PGE Narodowym. Która, choć nie wypadła jakoś zjawiskowo, to z pewnością niosła ze sobą pakiet ciekawych wniosków, że nawet w tak ciężkich warunkach daje się czasem pokazać kilka pozytywów. I chyba to doświadczenie nie kierowało moich oczekiwań w stronę porażki, tylko przy odpowiednim dobraniu reszty toru skłaniało do pokuszenia się o znalezienie jeszcze większej ilości pozytywnych aspektów, niż tylko fakt wyjścia z tarczą z wystawy. I wiecie co? Po kilku ruchach kablowych od sygnałowych po głośnikowe, udało mi się skonfigurować bardzo dobrze wypadający zestaw. Zestaw, który swoim sznytem brzmieniowym w stosunku do moich Japończyków z Austriakami w domenie wagi dźwięku przesunął się delikatnie w dół. Ale nie ze szkodą dla ogólnej swobody prezentacji, tylko pokazania większej masy dźwięku z ciekawą krawędzią basu. To naturalnie spowodowało, że tak bardzo często wytykany różnym konstrukcjom kolumn, zbyt ofensywnie brylujący w przestrzeni pomiędzy kolumnami berylowy wysokotonowiec stał się idealnym partnerem dla wymyślonego podczas projektowania konstrukcji pomysłu na przyjemne brzmienie kolumn. Otrzymałem bardzo muzykalny, a przy tym wyposażony w odpowiedni pakiet informacji, z mocnym podparciem w dolnych rejestrach świat muzyki. I gdy w pierwszej myśli przyszło mi do głowy, że w szybkich pasażach free jazzu może to kazać się problemem, weryfikacja płytowa uświadomiła mi, iż jest to jedynie nieco inna droga do serca melomana aniżeli tak poszukiwane przez wielu orędowników ataku ponad wszystko jazda bez trzymanki. Tak, to nie była neutralność za wszelka cenę, ale również nie jakakolwiek wada. Po prostu chodziło o muzykę przez duże „M”. Jakieś dowody? Proszę bardzo. Wszelka twórczość od muzyki dawnej przez jazz, po damską lub męską wokalizę czerpały z testowej konfiguracji wszystko co najlepsze. Za każdym razem dawka z głową zaaplikowanej barwy pokazywała, jak pięknie brzmią ludzkie głosy i naturalne instrumentarium. I nie było znaczenia, czy zostałem zaproszony do kubatur kościelnych, czy typowej studyjnej sesji jazzowej, gdyż mimo ogólnego sznytu grania gęstym środkiem zestawu, jego zaskakująca lekkość podania nut w wirtualnej przestrzeni sprawiała wrażenie przeniesienia mnie do konkretnych realiów nagrywania poszczególnych płyt. Mało tego. Owo nieco ciemniejsze granie powodowało kreowanie zjawiskowego czarnego tła, a to natychmiast rozbudowywało rozciągnięcie sceny muzycznej daleko w tył. A chyba nie muszę nikogo uświadamiać, jak ważne jest odpowiednie pozycjonowanie muzyków w warunkach klasztoru goszczącego zespół Jordi Savalla i przez cały czas współbrzmiącego z nimi wszechobecnego echa. To jest elementarz, z czym niemiecko-amerykański zestaw radził sobie bez najmniejszych problemów. A jak z muzyką buntu i sztucznymi frazami nutowymi w postaci rocka i elektroniki?
Otóż w tej kwestii również było dobrze ze wskazaniem na wszelkie odmiany rocka, gdyż dobre osadzenie w masie wszelkiemu tego typu wyrażaniu tkwiących w artystach emocji zawsze pomagało uniknąć przekroczenia granicy bólu spowodowanego krzykiem. Dlatego też jedynym nurtem, który mógłby, powtarzam, mógłby, ale wcale nie jest powiedziane, że musiałby do czegokolwiek się przyczepić, są dźwięki tworzone przy pomocy klawiatury wspomaganej komputerem. I nie chodzi w tym momencie o braki w oddaniu energii podczas sejsmicznych pomruków, tylko unikania przez zestaw testowy nadmiernego eksponowania wysokich tonów. Ale w tym momencie przypominam, że to co wydał z siebie dostarczony do posłuchania amerykańsko-europejski tandem, było wynikiem takich, a nie innych decyzji w doborze reszty toru. Zatem jestem wręcz pewny, że gdy tylko tego zapragniecie, sprawa zaplanowanego z premedytacją niszczenia swojego narządu słuchu jest bardzo łatwo rozwiązywalna. Wystarczy zmienić okablowanie na lekko podkreślające aspekt wysokich rejestrów i temat bez niszczących przyjemność słuchania szkód w wysyceniu (przecież masy mamy sporo) jest zamknięty.
Na koniec kilka słów o dodatkowych funkcjach przedwzmacniacza liniowego. Zarówno przetwornik cyfrowo-analogowy, jak i phonostage mimo bycia wpinanymi w wielofunkcyjne urządzenie płytkami pokazały, że ze swoimi zadaniami radzą sobie bardzo dobrze. Oczywiście, nie było szans na dościgniecie komponentów w formie osobnych urządzeń za cenę opiniowanego pre, ale naprawdę przy małych nakładach pieniężnych mogłem wejść na wysokie poziomy jakości generowanego dźwięku. A co w tym wszystkim jest najważniejsze, oferowany sound swoim sposobem prezentacji nie wywracał do góry nogami, tego co udało mi się opisać kilka linijek wcześniej. Czyli tłumacząc z polskiego na nasze, muzyka nadal stawiała na barwę, na co liczy zdecydowana większość melomanów ze mną włącznie.
Jak pokazuje powyższy tekst, nawet schodząc w bardzo niskie (jak na swoje portfolio) rejony cenowe można zbudować tak ciekawie grające kolumny jak Magico A3. Naturalnie w tym występie pomógł im wyśmienity zestaw pre-power marki AVM. Jednak przecież clou naszej zabawy, to umiejętnie dobranie końcowej układanki. Raz podobny efekt daje tańsza elektronika z droższymi kolumnami, a raz odwrotna, podobna do dzisiejszej. Gdybym miał wskazać potencjalnych użytkowników naszego punktu zainteresowań, wskazałbym na wszystkich miłośników dobrego nasycenia dźwięku. Dlaczego? Otóż nawet po dobraniu lżejszego okablowania niemieckie produkty pre-power nie pozwolą muzyce poszybować w rejony sonicznej anoreksji, tylko życzeniowo uwolnią wysokie tony. Czyli ni mniej ni więcej, prezentowany system da się trochę powodzić za nos, ale bez ogólnej szkody dla całości prezentacji. Zatem, jeśli z nakreślonymi w teście aspektami jest Wam po drodze, nie pozostaje nic innego, tylko umówić się u dystrybutora na prywatny odsłuch. Pewne jest jedno, bez względu na wynik nudy nie będzie.
Jacek Pazio
System odniesienia:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0, przetwornik D/A Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Tellurium Q Statement, CHORD Signature XL
IC RCA: Hijri „Million”, Vermöuth Audio Reference RCA
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Vermöuth Audio Reference XLR
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Ceny
AVM Ovation PA8.2: 59 999 PLN (phono, Digital inp., Tone, Outp., Tube out.)
AVM Ovation SA8.2: 50 999 PLN
Magico A3: 47 999 PLN
Dane techniczne
Ovation PA8.2
Wejścia analogowe: 1 x RCA + 1 x XLR via opcjonalną kartę rozszerzeń OVATION Slot-In Card (INPUT/INPUT TONE Module)
Wyjścia analogowe: 1 x RCA + 1 x XLR via opcjonalną kartę rozszerzeń OVATION Slot-In Card (OUTPUT/TUBE OUT Module)
Wejścia cyfrowe: 2 x Coax + 1 x Opto + 1 x USB B via opcjonalną kartę rozszerzeń OVATION Slot-In Card (DIGITAL IN Module)
DSD: Up to DSD128 (5,6 MHz) via opcjonalną kartę rozszerzeń OVATION Slot-In Card (DIGITAL IN Module)
Wyjście słuchawkowe: Class-A (6,35 mm)
Wejście gramofonowe: MM/MC + Subsonic Filter via opcjonalną kartę rozszerzeń OVATION Slot-In Card (PHONO Module)
Radio: FM RDS Tuner via opcjonalną kartę rozszerzeń OVATION Slot-In Card (TUNER Module)
Regulacja tonów: Balance, Bass, Countour (Loudness), Treble > via opcjonalną kartę rozszerzeń OVATION Slot-In Card (INPUT TONE Module)
Wyjście triggera: 2 x 3,5mm
Lampowy stopień wyjściowy: OVATION 803T via optional OVATION Slot-In Card (TUBE OUT Module)
Wymiary (S x W x G) : 430 x 130 x 355 mm
Waga: 19 kg
Ovation SA8.2
Wejścia analogowe: 1 x RCA, 1 x XLR
Moc wyjściowa: 2 x 450 W [4Ω]
Terminale głośnikowe: pojedyncze
Wejście triggera: 1 x 3,5mm
Wymiary (S x W x G): 430 x 250 x 430 mm
Waga: 42 kg
Magico A3
Rekomendowana moc wzmacniacza / Nominalna moc wejściowa: >50 W (max. 300W)
Przetwornik niskotonowy / nisko/średniotonowy: 2 x 7” Bass Graphene Nano Tec
Przetwornik średniotonowy: 6” Midrange Graphene Nano Tec
Przetwornik wysokotonowy: 1″ MB7 Beryllium Dome
Pasmo przenoszenia: 22 Hz – 50 kHz
Impedancja: 4 Ω
Skuteczność: 88 dB
Wymiary (S x W x G): 230 x 1120 x 270 mm
Waga: 49.89 kg szt.
Wspominać miłe wydarzenia można na dwa sposoby – przeglądając zdjęcia i starając się przywrócić dane okoliczności. My wybraliśmy opcję nr.2 i dzięki uprzejmości dystrybutora – Sieci Salonów Top HiFi & Video Design możemy „reaktywować” ostatnie Audio Video Show ciesząc oczy i uszy jednym z prezentowanych wtenczas systemów. Oto ekspresowy unboxing kolumn Magico A3 i dzielonej amplifikacji AVM Ovation PA8.2 & SA8.2
cdn. …
Po ostatnim kontakcie z niezwykle udanym streamerem Naima (ND5 XS & XPS DR) uznaliśmy, że dobrze byłoby sprawdzić jak na tym polu radzi sobie konkurencja. Zamiast jednak poszukiwać kolejnego wzbogaconego o wejścia cyfrowe, bądź purystycznie „gołego” plikograja swoją uwagę skupiliśmy na rozwiązaniach możliwie kompletnych, acz niekoniecznie ekstremalnie zintegrowanych. Cóż powyższy koszmarek językowy oznacza? Wbrew pozom nie jest to przejaw swoistego niezdecydowania a jedynie głęboko zakorzenione przekonanie, iż źródło i/lub (niepotrzebne skreślić) sterowanie jeśli to tylko możliwe warto odseparować od części zajmującej się amplifikacją. Oczywiście hermetyczne i „zamknięte” dla zewnętrznych peryferii projekty all-in-one w stylu Lumina M1 miały, mają i pewnie mieć będą grono wiernych odbiorców, ale osobiście wychodzę z założenia, że jeśli tylko nie jesteśmy do końca przekonani, iż dane rozwiązanie jest końcem naszej audiofilskie drogi i absolutnie nic więcej do szczęścia nie potrzebujemy, to rozsądnym wydaje się zostawienie sobie jakiejś furtki i opcji dalszego rozwoju. Uważam również, że nawet ukierunkowując się na najnowsze technologie bezsensowną jest rezygnacja z obecnie dostępnych a tym samym powszechnych mediów jak daleko nie szukając poczciwa płyta CD. Powyższe kryteria, przynajmniej na papierze, wydaje się spełniać sygnowany przez niemieckie AVM Audio zaawansowany i należący do topowej linii OVATION media-player MP 6.2, nad którym w niniejszej recenzji nieco się poznęcam. Jeśli zatem mniej, bądź bardziej intensywnie rozglądają się Państwo za jakimś ustrojstwem mogącym pogodzić stare z nowym a jednocześnie nie wywrócić do góry nogami Waszych wieloletnich przyzwyczajeń to … serdecznie zapraszam do dalszej lektury.
Niejako na wstępie części poświęconej walorom estetycznym i budowie wewnętrznej pozwolę sobie jedynie nadmienić, iż oprócz opartej na krzemie wersji MP 6.2 dostępna jest również nieco droższa (9 490 €), wzbogacona o lampowy (podwójne triody AVM 803) stopień liniowy opcja MP 8.2. Oczywiście z zewnątrz obie inkarnacje wyglądają dokładnie tak samo a różnice dotyczą jedynie trzewi. Zacznijmy jednak od początku, czyli od wyglądu. MP 6.2, jak na odtwarzacz, którym niewątpliwie jest prezentuje się całkiem imponująco, w dodatku dostarczany jest w pancernym, lotniczym case’ie, co już na dzień dobry wywołuje u odbiorcy szeroki uśmiech zadowolenia. Całe szczęście jego gabaryty nie wydają się przytłaczające a i wagą, wynoszącą 11 kg daleko mu np. do AVM Plancka, którego test zbliża się wielkimi krokami. Na wykonanym z płata szczotkowanego aluminium froncie centralne miejsce zajmuje pokaźnych rozmiarów błękitny, dający się przyciemnić, display, pod którym umieszczono otwór szczelinowego napędu (czyste CD, żaden komputerowy DVD-ROM) dostarczanego dla AVMa przez TEACa. Zgodnie z zasadami symetrii zarówno po lewej, jak i po prawej stronie wyświetlacza znajdziemy po pięć niewielkich, uzupełnionych o pojedyncze, znacząco większe przycisków. Lewą flankę okupuje duży guzik włącznika, oraz piątka maluchów odpowiedzialnych za nawigację po menu i regulację siły głosu (w krokach 0,5 dB) za to prawa to już domena funkcji odtwarzania, czyli klasyczne Stop, Pauza, Play, poprzedni/następny i większy Eject. Płytę górną zdobi precyzyjnie wycięte potężne logo producenta.
Ściana tylna również epatuje spokojem i wzorowym porządkiem. Sekcja analogowa, składająca się z szeroko rozstawionych gniazd RCA i XLR przesunięta została na lewo a interfejsy cyfrowe zajęły centrum. Nie da się ukryć, że jak na pozornie „zwykły” odtwarzacz ich bogactwo może wywołać lekką konsternację. Do wyboru mamy bowiem wyjścia optyczne i koaksjalne, oraz wejścia w składzie USB (typ B), dwa optyczne, dwa koaksjalne i AES/EBU. To jednak nie wszystko, gdyż tuż obok przycupnął terminal anteny WiFi, hub USB i gniazdo Ethernet. Do tego dochodzą jeszcze zintegrowane z włącznikiem głównym i bezpiecznikiem gniazdo zasilające IEC, porty triggera, wejście na zewnętrzny czujnik IR, diody statusu urządzenia i poprawności polaryzacji sieci, oraz przycisk resetu. Uff, to chyba wszystko. Aha – w standardzie pilota brak, lecz zapobiegliwi Niemcy wszystkim tym, którym obsługa z poziomu dedykowanej aplikacji na Androida i iOSa jest nie w smak oferują elegancką, wszechstronnie multimedialną, wyposażoną w kolorowy wyświetlacz i oczywiście dodatkowo płatną (drobne 490 €) jednostkę RC9.
Za obsługę i obróbkę sygnałów cyfrowych odpowiada w pełni symetryczny układ przetwornika oparty (konfiguracja dual-mono) na kościach 9018 K2M Sabre32 DAC zamontowany na dedykowanej, osobnej płytce umożliwiającej ewentualny upgrade w przyszłości.
No dobrze. Nie da się ukryć, że MP 6.2 zarówno w naturalnym srebrze, jak i ponadczasowej czerni prezentuje się co najmniej ponętnie, jednak dziwnym zbiegiem okoliczności urządzenia audio klasy Hi-Fi i High-End, do której to AVM swoją serią OVATION niewątpliwie aspiruje mają przede wszystkim grać i to grać dobrze a wzrok cieszyć niejako li tylko przy okazji. A jak jest w przypadku naszego dzisiejszego gościa? Po pierwsze od razu zaznaczę, że przez kilkunastodniowy okres testów zdecydowanie wolałem mieć go włączonego, aniżeli uśpionego w trybie stand-by. Piszę to całkowicie serio, gdyż o ile podczas normalnej pracy display można było przyciemnić do całkowicie nieabsorbującego poziomu, to już na stand-by oszałamiająco błękitna dioda informująca o stanie urządzenia świeciła z taką intensywnością, że po chwili początkowej konsternacji zmuszony byłem ją każdorazowo przysłaniać. Pół żartem, pół serio śmiem twierdzić, że pierwszą rzeczą jaką bym zrobił mając 6.2 na stałe w swoim systemie byłoby zaklejenie jej na amen i zapomnienie o problemie. Mniejsza jednak z tym, gdyż pomimo powyższej anomalii natury iluminacyjnej AVM nie tylko polubił się z moim systemem, co i mi ewidentnie wpadł w ucho. Powodem takiego stanu rzeczy była uniwersalna neutralność i praktycznie całkowicie pomijalny własny charakter, który jeśli tylko naszła nas ku temu ochota można było na własna modłę „kustomizować” za pomocą dostępnego up/downsamplingu i/lub filtrów. W tym momencie dochodzimy do moich osobistych preferencji, czyli ustawień, które okazały się najbliższe mym, podobno spaczonym, preferencjom i o ile zabawy częstotliwościami próbkowania prowadziłem praktycznie przez cały okres testów, gdyż akurat ten element okazał się zależny od jakości i estetyki poszczególnych nagrań, to już w przypadku filtrów sprawa wyjaśniła się praktycznie w ciągu pierwszych kilku godzin a mój wybór padł na opcję STEEP, gdyż SMOOTH wydał mi się zbyt zachowawczy i ugładzony. Na „gładkim” wszystko stawało się takie … gładkie właśnie. Stępieniu ulegało praktycznie wszystko, co choćby tylko w teorii mogłoby narazić nasze delikatne uszy na zbyt ostre, bądź po prostu nieprzyjemne doznania. Nie wykluczam, że w tym szaleństwie jest metoda a grupę docelową stanowią m.in. fanatyczni akolici formacji Unsun („The End Of Life”), Helloween („Keeper of the Seven Keys, Pts. I & II”), czy Tankard („The Meaning of Life” ) i właśnie taki estetyczny plusz jest tym, czego powyższym pozycjom płytowym do tej pory brakowało, ale w moim przypadku takie zabiegi się po prostu nie sprawdziły. Co innego stawiający na transparentność i natywną dynamikę, niemający tendencji do limitowania czegokolwiek zapisanego w materiałach źródłowych „STEEP”. Tutaj już nie było „miękkiej gry” a energia, niezależnie od tego, czy grałem z komputera, w odtwarzaczu lądował srebrny krążek CD, czy niemalże do upadłego eksplorowałem nieprzebrane zasoby Tidala wręcz kipiała. Co ciekawe nawet nieco starsze nagrania w stylu „L.A. Woman” The Doors z nieustannie wywołującym ciarki „Riders On The Storm” nie tylko nie odstawały od współczesnych produkcji, co urzekały iście … analogową głębią a odgłos burzy i towarzyszących jej opadów był nad wyraz realistyczny. Powiem nawet więcej. Po kilkudniowych odsłuchach AVM-a łapałem się na tym, że zamiast w pocie czoła układać misterne playlisty i niemalże na atomy rozbijać każdy dźwięk zdecydowanie częściej dość niefrasobliwie i spontanicznie sięgałem bądź to po albumy, na które po prostu miałem w danym momencie ochotę, bądź zapuszczałem się na nieznane wody Tidal Rising. Jednak nie tylko na szeroko pojętej tzw. muzyce rozrywkowej MP 6.2 się sprawdzał, gdyż zmieniając repertuar na bardziej ambitny i zarazem bardziej wymagający tak od źródła, jak i odbiorcy trudno mi było znaleźć jakiś element umożliwiający zaczepienie i będący pretekstem do krytyki. Weźmy na ten przykład fenomenalne wydawnictwo „En el amor” Natašy Mirkovic, gdzie oprócz bośniackiej wokalistki możemy usłyszeć obsługującego perkusjonalia Jarroda Cagwina i grającego na serpencie samego Michela Godarda. Pomimo dość oszczędnego instrumentarium i generalnie pozornej patyny sefardyjskich pieśni przetworzona przez AVMa całość brzmi zaskakująco monumentalnie, przestrzennie i magicznie a typowo orientalna ornamentyka przeplata się z iście free jazzowymi frazami. Dochodzi do tego świetne oddanie akustyki dawnej synagogi w St. Pölten, w której obecnie mieści się Instytut Historii Żydów w Austrii. Pogłos jest długi i naturalnie wygaszany, lecz nie degraduje czytelności pierwszoplanowych źródeł pozornych, które kreślone są precyzyjną, cienką kreską. Równowaga tonalna oscyluje wokół neutralności a ewentualne jej odchyły zależeć będą zarówno od wspomnianych opcji upsamplingu, wybranego sposobu filtracji i oczywiście okablowania, w tym zasilającego.
AVM wprowadzając do swojej topowej serii OVATION tytułowy multimedialny odtwarzacz MP 6.2 najwidoczniej doszedł do wniosku, iż jego klienci chcą mieć po prostu nie tyle wybór z jakich formatów mogą w danym momencie korzystać, co zupełną dowolność w tej materii. I za sprawą MP 6.2 tak właśnie się dzieje, gdyż operując z poziomu tabletu czy smartfona jest nam absolutnie wszystko jedno, czy gramy z płyty, pliku zalegającym na domowym NASie czy też eksplorujemy nieprzebrane zasoby serwisów streamingowych. Wygodne? Niezaprzeczalnie, a dodając do tego jakość w pełni adekwatną do oczekiwanej przez producenta ceny wypada się tylko cieszyć, że takie urządzenia są obecne na sklepowych półkach.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: AVM AUDIO POLSKA
Cena: 7490 €
Dane techniczne:
Funkcje przetwornika: upsampling /downsampling (manualnie przełączny) do 384 kHz / 32 Bit
Pasmo przenoszenia przetwornika: <20 Hz – 80 kHz
Obsługiwane przez wejścia opt/coax SPDIF częstotliwości: 33 kHz – 96 / 192 kHz / 16 – 24 Bit
Wejście USB: Asynchroniczne, izolowane galvanicznie
Obsługiwane sygnały (USB): PCM (bez konieczności instalowania sterowników) 96 kHz / 24 Bit, PCM (wymagane sterowniki) 384 kHz / 32 Bit, DSD (wymagane sterowniki) DSD64 (2, 8 MHz) i DSD128 (5,6 MHz)
Obsługiwane formaty płyt: CD Audio, CDR (Red-Book-Standard)
Pasmo przenoszenia CD: <20 Hz – 20 kHz
Napięcie wyjściowe: 2,5 V
Pasmo przenoszenia na wyjściach analogowych: 0Hz – >80 kHz
Przesłuch międzykanałowy: >120 dB
Odstęp sygnał/szum: >110 dB
Zniekształcenia THD: <0,001%
Obsługiwane formaty: MP3, WMA, AAC, OGG Vorbis, FLAC (384/23 via LAN),WAV (384/23 via LAN),AIFF (384/23 via LAN),ALAC (384/24 via LAN)
Obsługiwane media servery: UPnP, 1.1, UPnP-AV, DLNA, Microsoft Windows Media, Connect Server (WMDRM 10)
Obsługiwane serwisy streamingowe: TIDAL, Qobuz
Pobór mocy: 15 W, stand-by <5 W
Wymiary (S x W x G): 430 x 130 x 370 mm
Waga: 11 kg
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35; Audionet Planck
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5; Audionet Watt; Pass Int-60
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II, Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips
AVM za pomocą media-playera OVATION MP 6.2 stara się pogodzić stare z nowym, czyli zapewnić swoim nabywcom możliwość czerpania radości zarówno z posiadanej płytoteki CD, jak i zgromadzonych na dyskach, oraz dostępnych w serwisach streamingowych plików. Jak te ambitne plany sprawdzają się w praktyce ocenimy już wkrótce.
cdn. …
Najnowsze komentarze