Choć na oficjalną premierę „Wasteland” Riverside trzeba poczekać jeszcze dwa tygodnie (do 28 września) w ramach inauguracji nowego sezonu „Piątków z Nową Muzyką” stołeczne Studio U22 postanowiło nieco uchylić rąbka tajemnicy i dla nader licznie przybyłych gości przygotowało prawdziwą muzyczną ucztę. W czwartkowy wieczór, na ostatniej kondygnacji zabytkowej kamienicy, pojawił się bowiem pełen skład Riverside, który w osobie oddelegowanego do mikrofonu Mariusza Dudy w krótkich, żołnierskich słowach dokonał genezy powstania prezentowanych utworów. Żeby jednak dozować emocje zamiast całego albumu z głośników Sveda Audio popłynęły jedynie cztery, specjalnie wybrane na te okazję utwory:
1. The Day After
2. Acid Rain
5. Lament
8. Wasteland
Nawet po tak skromnej próbce śmiem twierdzić, że od strony muzycznej jest wybornie. Z jednej strony mamy niezaprzeczalnie riverside’owa estetykę, czyli prog-rockowe, okołofloydowskie oniryczne pejzaże a z drugiej słychać zupełnie nowe pomysły. Pojawia się gościnnie Michał Jelonek a w liniach melodycznych partii wokalnych zawarto więcej, niż na poprzednich krążkach, słowiańskiej natury, rzewności i odrobiny patosu rodem z utworów tytułowych z „Pana Wołodyjowskiego”, „Prawo i pięść” nawet „Czterech pancernych”. Tak przynajmniej twierdził sam Mariusz Duda, choć po przesłuchaniu „Lamentu” miałem nieco odmienne skojarzenia, gdyż na moje ucho spokojnie można było odnaleźć tam klimat znany z dokonań Blackmore’s Night, czy nawet Loreeny McKennitt. Jednak to na tyle „duży, poetycki, wielowymiarowy i bardzo głęboki album” (Mariusz Duda), że interpretacji, właśnie skojarzeń i trącania strun naszej wrażliwości będzie dokładnie tyle ilu słuchaczy i efekt finalny zależeć będzie również od chęci jego zgłębienia, wniknięcia w wieloplanowe meandry i zacienione zakamarki. Warto też zwrócić uwagę na fakt, iż na tym krążku Mariusz zdecydowanie częściej aniżeli do tej pory zapuszcza się w niskie rejestry, choć i na górze pasma potrafi zaszaleć.
Na osobny akapit zasługuje wątek sprzętowy, gdyż w stosunku do ostatniego – jeszcze przedwakacyjnego, spotkania z Kasią Kowalską Arek Szweda (Sveda Audio) na potężnych Chupacabrach ustawił limitowaną – customową wersję monitorów Blipo Home i jakby tego było mało drugą parę Blipo ulokował pod tylną ścianą a dla uzyskania „przestrzenności” po bokach, na dedykowanych standach przycupnęły niewielkie Svedy Neon. Rolę źródła pełnił odtwarzaczem Marantz SA-10 a centrum zarządzania muzycznym wszechświatem Accuphase C-2120.
Było zatem nad wyraz przestrzennie, chwilami wręcz ambientowo i niezaprzeczalnie, przynajmniej dla większości zgromadzonych, zachwycająco. Pech chciał, iż o ile tego typu eksperymenty traktuję z ciekawością i podziwem dotyczącym samego faktu podjęcia próby pokazania czegoś niekonwencjonalnego, a więc poprzedzonego procesem, cytując klasyka „tentegowania w głowie”, to z uporem maniaka, do nagrań stereofonicznych pozwolę sobie preferować takież – dedykowane systemy. Za to wielokanałowość pozostawię multiplexom lub specom np. z Trinnov Audio. Ale to oczywiście moje prywatne, wybitnie subiektywne zdanie, więc proszę na nie patrzeć przez palce i pryzmat mojej ortodoksyjnej stereofilii.
Kolejnym, a zarazem głównym punktem programu był akustyczny mini koncert, podczas którego usłyszeć można było zarówno najnowsze, jak i te już doskonale znane szerszej publiczności utwory.
Nie zabrakło również odpowiednio zaopatrzonego baru, o którego asortyment ponownie zadbał specjalista od bursztynowych destylatów Ballantine’s.
Marcin Olszewski
Upalne, niemalże letnie, choć to dopiero końcówka maja, środowe popołudnie aż się prosiło o słodkie nic nierobienie. Ot wyciszyć telefon, otworzyć mocno schłodzone Vinho verde, bądź Pinot Grigio Ramato i oddać się błogiemu lenistwu otulając się ulubionymi dźwiękami. Traf jednak chciał, że właśnie wczoraj, w Studiu U22, w ramach „Piątków z nową muzyką”, miał miejsce przedpremierowy odsłuch albumu „MIUOSH | SMOLIK | NOSPR”, którego tytuł jednocześnie daje jasny obraz tego, kto za owym projektem stoi. Oczywiście zdaję sobie doskonale sprawę, iż dla części z Państwa taka mieszanka jakże różnej estetyki brzmieniowej w jakiej poruszają się na co dzień katowicki raper Miuosh, jeden z najważniejszych producentów współczesnej muzyki w Polsce – Andrzej Smolik i i Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia w pięćdziesięcioosobowym składzie, może wydawać się cokolwiek dziwna, lecz po wielkim sukcesie projektu MIUOSH x JIMEK x NOSPR jakoś podskórnie czułem, że będzie co najmniej dobrze. A jak było, znaczy się jest, gdyż pisząc te słowa po raz kolejny delektuję się muzyką na ww. krążku zawartą, przekonać się będą mogli Państwo osobiście już jutro, czyli 25/05/2018, gdy ów album trafi na sklepowe półki.
Na początku spotkania z muzykami i odpowiedzialnym za orkiestrację Janem Stokłosą padło oczywiste pytanie o samą, legendarną już salę NOSPR-u, która swym ogromem potrafi nieźle namieszać w głowach wszystkim tym, którzy stają przed jak to ujął Miuosh „sześciopiętrową widownią”. Katowiczanin pół żartem pół serio mówił, że o ile NOSPR u większości gości wywoływał przynajmniej lekkie zakłopotanie, a tak po prawdzie sporą tremę, dla niego – od czasu projektu z Radzimirem Dębskim „Jimkiem”, jest niemalże jak wizyta u kochanej babci. Gdy tylko się tam pojawia czuje się jak w domu, a gdy robi sobie od niej dłuższą przerwę, to po prostu tęskni i właśnie z tej tęsknoty zrodził się pomysł zagrania i nagrania nowego materiału z Andrzejem Smolikiem.
Na fenomenalnie wydanej (ilość dołączonych fotografii onieśmiela) płycie, oprócz autorskich utworów nie zabrakło również wielce atrakcyjnych wycieczek w rejony melodii znanych i lubianych. Wystarczy tylko wspomnieć o „Wizjach” z nieśmiertelnym refrenem „Nocy komety” Budki Suflera, czy „Mieście szczęścia” z fragmentami „Jeziora marzeń” Bajmu. W tym momencie wielkie brawa należą się Natalii Grosiak, która, przynajmniej moim skromnym i wybitnie subiektywnym zdaniem na „NOSPR” wypadła zdecydowanie ciekawiej od Katarzyny Nosowskiej, która gościnnie pojawiła się w utworze „Tramwaje i gwiazdy”. Skoro mowa o gwiazdach to na scenie obaczyć i usłyszeć można było Piotra Roguckiego („Traffic” i wspomniane przed chwilą „Wizje), oraz Keva Foxa („Mind the Brigh Lights”). Jeśli zaś chodzi o sama tematykę, to nie zabrakło jakże aktualnych obserwacji dotyczących braku perspektyw, beznadziei, podcinania skrzydeł, niepewności, czy zmagania się z szarą codziennością. A z ciekawostek – przeglądając tracklisty (zarówno na okładce, jak i na insertach) w sekcji dotyczących bonusu utwór „Close Your Eyes” ma przypisany nr.14 a „Mind The Bright Lights” nr.13, jednak na płycie powyższe utwory zostały zamienione miejscami. Przypadek? Nie sądzę, za to spokojnie możemy to uznać za swoista kurtuazję, gdyż jakby nie patrzeć w „Close Your Eyes” wokalnie udziela się Kasia Kurzawska a jak wiadomo … Ladies First. Powyższy „rozjazd” na tyle zalazł mi za skórę, że trochę poszperałem i wśród fenomenalnych zdjęć Krystiana Niedbała natrafiłem na takie z playlistą, gdzie wyraźnie zaznaczona jest ich roszada.
System, na jakim prowadzony był odsłuch od ostatniego spotkania nie uległ żadnym widoczny zmianom, więc wspomnę jedynie, iż oczy i uszy zebranych cieszyły aktywne zestawy Sveda Audio Blipo + Chupacabra współpracujące z przedwzmacniaczem Accuphase C-2120 i odtwarzaczem Marantz SA-10. Zupełnie obiektywnie mogę stwierdzić, że powyższy set, nie tylko na moje zmanierowane, audiofilskie ucho w Studiu U22 sprawdza się wręcz rewelacyjnie, gdyż również sam Andrzej Smolik po krótkim rzucie uchem na to, co potrafią Blipo z Chupacabrami wdał się w ożywioną dyskusję z ich konstruktorem – obecnym na środowym spotkaniu Arkiem Szwedą.
Nie zabrakło też miłej niespodzianki zorganizowanej przez wydawcę, czyli jeszcze ciepłych albumów, które praktycznie od razu miały szansę zostać przyozdobione autografami Twórców.
Zgodnie z tradycją, upalny wieczór umilały serwowane w studyjnym barze obficie wzbogacone kostkami lodu szkockie destylaty, o które zadbał Ballantine’s.
Marcin Olszewski
Z pewnością nie raz i nie dwa spotkaliście się Państwo ze stwierdzeniem, że nie ma czegoś takiego jak przypadek i wszystko, nawet najmniejsze, pozornie nieistotne drobiazgi, są częścią układających się w logiczną całość zależności przyczynowo – skutkowych. Aby jednak ową logikę zauważyć trzeba popatrzeć na nią z odpowiedniej – szerszej perspektywy. Tak też było w miniony czwartkowy wieczór, gdy w warszawskim Studiu U22 pojawił się Mariusz Duda aby licznemu gronu przybyłych słuchaczy przedpremierowo zaprezentować najnowszy materiał z mającego trafić na rynek dopiero 25 maja bieżącego roku albumu „Under The Fragmented Sky”. I gdzie tu jakaś logika mógłby się ktoś spytać? W końcu spotkania w U22 mają charakter wybitnie cykliczny a do tego, że ZPAV-oski projekt „Piątków z nową muzyką” niezwykle rzadko zdarza się właśnie w piątki chyba wszyscy zdążyliśmy się już przyzwyczaić. I w tym momencie przyda się w miarę sprawnie działająca pamięć i … wspominana dosłownie przed chwilą szersza perspektywa. O co chodzi? O pozornie zaskakujący zbieg okoliczności będący tak naprawdę zdecydowanie większym i całkowicie logicznym muzycznym tryptykiem w którym świadomie, bądź nie palce maczał sprawca i gospodarz naszych wieczornych spotkań – Piotr Welc. Zaczynacie się Państwo domyślać o co chodzi? Jeśli nie, to już spieszę z pomocą.
Na początek trzeba się jednak ponad rok cofnąć do iście epickiego mini koncertu i odsłuchu debiutanckiego albumu „Songs Of Love And Death” formacji Me and That Man . Następny element naszej misternej układanki miał miejsce stosunkowo niedawno, bo zaledwie dwa tygodnie temu, gdy w Alejach Ujazdowskich zawitał Arek Jakubik ze swoim „Szatanem na Kabatach” a wczorajszy gość – Mariusz Duda przyjechał … właśnie z Kabat i co nieco o „strefie mroku”, oraz śmierci miał do powiedzenia. Przypadek? Nie sądzę.
Zanim jednak przejdziemy do dania głównego, czyli przedpremierowego odsłuchu tytułowego krążka, warto wspomnieć iż po standardowym przywitaniu miała miejsce mała retrospekcja będąca swoistą genezą powstania projektu Lunatic Soul. W końcu to jakby nie patrzeć 10-y a więc okrągły jubileusz powołania go do życia. Oczywistym było przecież, że za każdym albumem stała jakaś historia, jakieś emocje, refleksje nad otaczająca nas rzeczywistością, które w ten bądź inny sposób musiały znaleźć ujście. W dodatku Mariusz, z pomocą runicznego diagramu (The Circle of Life and Death) i przyniesionych winyli, dokonał swoistego podziału własnej twórczości na tę obrazującą obszar śmierci (strona prawa) i tę będącą przypisaną życiu (strona lewa). Abstrahując od tematyki każdego z krążków ich przynależność do konkretnego obszaru określa przede wszystkim wykorzystane na nich instrumentarium – „ciemną stronę” reprezentują instrumenty umownie określane mianem „etnicznych” a jasną – wszelakiej maści elektronika. Z resztą, wszystkim nieobeznanym z solową twórczością Mariusza Dudy warto uświadomić fakt, iż w odróżnieniu od prog-rockowego Riverside w Lunatic Soul artysta w pełni świadomie zrezygnował z gitar na rzecz właśnie elektroniki a zamiast ciężkich brzmień podążył w kierunku oniryczno-ambientowych klimatów, których inspiracji wypadałoby szukać wśród dokonań Dead Can Dance, Petera Gabriela czy formacji Hedningarna.
Co ciekawe początkowo działalność Lunatic Soul miała ograniczyć się li tylko do czarno – białego dyptyku Lunatic Soul i Lunatic Soul II, lecz na prośbę zachodniego wydawcy (Kscope Music) Mariusz zaczął pracować nad reedycją ww. albumów rozszerzonych o kilka bonusowych tracków. Jednak efekt finalny na tyle przerósł oczekiwania obu stron, że zamiast wspomnianych reedycji powstało pełnoprawne wydawnictwo „Impressions”, które na diagramie ulokowano poza magicznym kręgiem. Podobną rolę swoistego satelity pełni również tytułowy album, przy czym jego rola jest dwojaka. Jest bowiem z jednej strony suplementem do „Fractured”, będącego opowieścią o żałobie i wewnętrznej walce po stracie bliskich (w końcu to pozycja reprezentująca „jasną stronę”), bardzo silnej polaryzacji nastrojów społecznych jakie wtedy miały miejsce, a z drugiej ewidentnym łącznikiem obu półkul The Circle of Life and Death.
Od ostatniego spotkania zmian w wykorzystywanym w Studiu U22 systemie nie odnotowałem, więc z czystko kronikarskiego obowiązku wspomnę jedynie iż oczy i uszy cieszyły aktywne zestawy Sveda Audio Blipo + Chupacabra współpracujące z przedwzmacniaczem Accuphase C-2120 i odtwarzaczem Marantz SA-10. Ich obecność okazała się o tyle kluczowa, gdyż pozwoliła na dogłębne poznanie przedpremierowego materiału nie tylko od strony czysto artystycznej, ale i realizatorskiej, za którą stoją Magda i Robert Srzedniccy ze studia Serakos. Nie chcąc jednak psuć jakże istotnego pierwszego wrażenia powiem tylko tyle, że „Under The Fragmented Sky” warto słuchać na wysokiej klasy sprzęcie, gdyż ilość wszelakiej maści smaczków i wieloplanowość poszczególnych kompozycji w pełni na to zasługują.
ps. Oczywiście, zgodnie z tradycją wieczór umilały serwowane w studyjnym barze szkockie destylaty, o które zadbał Ballantine’s i małe co nieco na ząb.
Marcin Olszewski
Najnowsze komentarze