Tag Archives: Børresen


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Børresen

Børresen X3

Opinia 1

Mam nadzieję, że reprezentantów przecież stosunkowo niedużej Danii, a tak naprawdę ich ciekawe konstrukcje, dzięki naszym testom mieliście okazję już poznać. To zawsze były oparte o najnowsze rozwiązania techniczne, pochłaniające mnóstwo ręcznej pracy i świetnie prezentujące się wizualnie zespoły głośnikowe oraz wykonana z podobnym pietyzmem elektronika. W naszym recenzenckim portfolio znalazły się już trzy pozycje – kolumny Børresen 02 Cyro Edition, kolumny X2 w zestawie z elektroniką Axxess oraz projekt „all in one” Axxess Forté 1 i jak wynika z wniosków pod każdym testem, nie tylko nie zawiodły, ale pokazały swoje fajne „ja”. O jakim brandzie mowa? Naturalnie o skandynawskim konglomeracie Audio Group Denmark, z oferty którego dzięki staraniom warszawskiego dystrybutora Audio Emotions tym razem dotarły do nas średniej wielkości kolumny podłogowe Børresen X3. Jak wizualizują fotografie, na tle ostatniego występu kolumn projekt już konkretny gabarytowo, dlatego jeśli ktoś jest zainteresowany, z jakiej strony pokazał się ten model Børresenów, zapraszam do lektury kilku poniższych akapitów.

Nasze bohaterki podążając za ogólnymi zasadami konstrukcji serii X są smukłymi, pochylonymi i płynnie zbiegającymi się ku tyłowi skrzynkami. W celu poprawy stabilizacji tak strzelistych konstrukcji posadowiono je na zorientowanych na boki, będących kanapką kompozytu drewnianego z aluminium, wyposażonych w stosowne stożki cokołach. Same obudowy wykonano ze wspomnianego już, będącego częścią podstaw drewnianego kompozytu wzmacnianego usztywniającymi całość wstawkami z włókna węglowego, co w założeniu ma gasić niepożądane dla dźwięku szkodliwe wibracje. Naturalnie zadbano również o ich niebagatelną wizualizację, czego skutkiem jest wykończenie tych dzieł sztuki użytkowej czarnym lakierem fortepianowym wzbogaconym o motywy karbonu na froncie i górnej części obudowy. Jeśli chodzi o temat wyposażenia tytułowych kolumn, na awersie znajdziemy składającą się z 3 firmowych przetworników sekcję średnio-niskotonową – dwa na dole i jeden na górze wykonane trzech warstw na bazie włókna węglowego okalającego środkową przekładkę z aramidu oraz pomiędzy nimi, jako drugi od góry, również delikatnie dopracowany przez zespół inżynierów Børresen-a – odchudzono zespół magnesów – głośnik wstęgowy dla najwyższych rejestrów. Z uwagi na fakt bycia X3-ek konstrukcjami bass-reflex na wąskim tylnym panelu w jego dolnej części znajdziemy 4 porty strojące bas, zaś w górnej dwa wentylujące zakres średni i jeden dla najwyższego pasma. Naturalnie na tylnej ściance tuż nad podłogą znajdziemy stosowne porty do podłączenia wykorzystywanej elektroniki. Tak bogatym zestawem głośników zarządza symetryczna zwrotnica zapewniając pasmo przenoszenia od 35 Hz do 50 kHz przy skuteczności 88 dB / 4 Ohm.

Jak widać na zdjęciach, do tematu odsłuchów podszedłem na maxa i nasze bohaterki zapiałem do głównego systemu. Decyzję podjąłem mimo dysponowania w tym samym czasie setem firmowym ze stajni Axxessa. Powodem było oczywiście zapewnienie im maksimum jakości sygnału od rozbudowanego źródła, po również rozbite na części pierwsze wzmocnienie. W efekcie dostałem dojrzałe, przy tym pełne dobrej masy i energii granie. Tak jak lubię ciekawie narysowane wyraźną kreską, ale co najistotniejsze, odpowiednio osadzone w masie na dole i centrum pasma. Dzięki temu przekaz był szybki i przy okazji zapewniał odpowiednią dawkę wagi dźwięku pozwalając w pełni zrealizować zamierzenia artystów z każdej strony twórczej barykady. Bez milusińskiego grania do przesady podkolorowaną, ociekającą syropem średnicą i zaokrąglonym dolnym zakresem, tylko pełnymi energii i niezbędnego ataku muzycznymi strofami. A to tylko jeden z ważnych aspektów tego testowego sparingu, bowiem naturalnym feedbackiem wąskich konstrukcyjnie kolumn było zjawiskowe budowanie wirtualnej sceny. Szerokiej i głębokiej, co wespół z wyraźnym rysowaniem źródeł oferowało jej czytelnie zabudowanie. To była na tyle udana projekcja muzyki, że mimo sporych rozmiarów dosłownie i w przenośni kolumny znikały z pomieszczenia fundując mi wirtualną wizytę na danej sesji nagraniowej. Raz agresywnej w wydaniu rockowych popisów patrząc na akty urodzenia wiekowej, ale nadal fundującej fanom szaleńcze uniesienia Metallici „72 Seasons” https://tidal.com/browse/album/288627595?u , innym razem na skutek grania tak zwaną ciszą intymnej spod znaku przykładowej formacji RGG „Szymanowski”.
W pierwszym przypadku kolumny oprócz pokazania zawartego w muzyce drive’u, dobrze poraziły sobie z niestety obecną w podobnych realizacjach kompresją. Było mocno na dole, podobnie jakościowo w środku i mimo ogólnie wyrazistej prezentacji opisywanych kolumn bez przekraczania dobrego smaku w górnym zakresie. To wbrew pozorom istotne, gdyż często ów krążek kładzie na łopatki niektóre systemy właśnie z powodu nadinterpretacji góry, co przeradza się w niestrawny jazgot. W tym podejściu oprócz buntowniczych popisów muzyków niczego takiego nie zanotowałem. Owszem, słyszałem bardziej esencjonalne podanie tego krążka u siebie, jednak mimo innej zawartości średnicy w średnicy w stosunku do wspomnianych wcześniejszych spotkań pokaz Borressenów X3 odebrałem jako inną, nastawioną na większą szybkość narastania sygnału wizję, a nie jakikolwiek mogący kogoś zniechęcić problem. Børreseny taki sposób na muzykę mają wpisany w swoje DNA i tak zagrały. Jeśli ktoś szuka przysłowiowego „ulepku”, nie tędy prowadzi droga. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że podczas masowania moich trzewi bez problemu potrafiły zatrząść moim pomieszczeniem, co pokazało ich możliwości wypełnienia wielkich kubatur.
Jak zatem poradziły sobie z jazzem w znakomitej większości brylującym w środku pasma mimo unikania przesadnego słodzenia muzyki? Otóż wyraźna kreska wizualizująca każdy z bytów była podparta wspomnianą dawką niezbędnej masy. To zaś w połączeniu z czarnym tłem świetnie zawieszało najdelikatniejszą nutę na czasem niekończący się okres, co wręcz idealnie trafiało w założenia tego typu twórczości. Gramy wolno, ale z energią, z mocnym zaznaczeniem ostrości rysunku, jednak bez męczącego dzwonienia, czyli tak jak życzyli sobie tego muzycy i przy okazji sam bardzo lubię. Owszem, ktoś zawsze może oczekiwać mocniejszego udziału plastyki w wizualizacji tej produkcji, jednak same kolumny tego nie dadzą. One mają za zadanie pokazać wszystko odpowiednio wyraźnie i tak to robią, resztę naszych widzi mi się musimy zrealizować przy pomocy finalnej konfiguracji systemu, na co nasze bohaterki są niezwykle czułe. Wiem to z autopsji, bo na próbę zmieniłem okablowanie sygnałowe i świat nabrał nieco innych, oferujących więcej koloru rumieńców. Dlaczego tak nie zostawiłem na stałe? Odpowiedź jest banalnie prosta. Chciałem pokazać ich prawdziwe, skąd inąd nader atrakcyjne oblicze, co dla wielu będzie istotną informacją podczas ustalania wstępnej listy odsłuchowej w momencie zmian w swoim kramie audio. To chyba zrozumiałe.

Jak spuentuję powyższy test? Po pierwsze – kolumny grają większym, niż na to wskazuje aparycja, a przy tym w pełni kontrolowanym dźwiękiem. Po drugie – ich podstawowa estetyka brzmienia opiera się na dobrym rysunku i odpowiedniej wadze źródeł pozornych. Po trzecie – w efekcie umiejętnej konfiguracji z umiarkowaną łatwością dają się wpisać w nasze finalne upodobania. A po czwarte, a dla wielu osobników dzielących swoje jaskinie audio z drugimi połówkami czasem najważniejsze – ze względu na smukłą budowę i estetyczne wykończenie pięknie się prezentują. Jakieś przeciwwskazania? Jedno. Szkoły grania spod znaku BBC w nich nie znajdziecie. Ale nie oszukujmy się, w obecnych czasach to niezbyt liczna grupa melomanów, zatem ewentualny problem wydaje się być marginalny.

Jacek Pazio

Opinia 2

Kontynuując „kuchenne rewolucje”, czyli sukcesywnie odkrywając walory smakowe specjałów serwowanych przez rezydujących w Aalborg duńskich mistrzów AGD (Audio Group Denmark) w ramach niniejszego odcinka zmierzymy się z zajmującymi drugą pozycję od góry otwierającej portfolio linii Børresena podłogowym kolumnami o symbolu X3. Gwoli wyjaśnienia nad nimi znajdziemy jeszcze strzeliste, 164 cm X6 a poniżej dysponujące dwoma mid-wooferami, również podłogowe X2-ki i najmniejsze, już podstawkowe X1. Jak łatwo się domyślić, korelując ww. konstrukcje z firmową nomenklaturą, cyfra po oznaczeniu serii określa ilość odpowiedzialnych za reprodukcję średnich i niskich tonów przetworników, więc niejako już na starcie wiadomo, że decydując się na przyjęcie z rąk stołecznego opiekuna marki – ekipy Audio Emotions X3 otrzymamy kolumny trzema takimi przetwornikami dysponującymi. Skoro zatem krótki wstęp mamy za sobą nie pozostaje mi nic innego jak tylko zaprosić Państwa na ciąg dalszy.

Jak widać na powyższych zdjęciach smukłe, wykończone czarnym lakierem fortepianowym (dostępna jest również biała wersja), lekko odchylone i zbiegające się ku tyłowi korpusy łapią za oko carbonowymi wstawkami na frontach i ścianach górnych. Całość wykonano z dodatkowo usztywnionych kompozytów drzewnych a dla poprawy stabilności wyposażono w uzbrojone w masywne i zarazem litościwe dla podłoża stopki cokoły. Jak już zdążyłem zasugerować na wstępie ściany przednie X3-ek pysznią się całkiem pokaźną baterią przetworników. Na samej górze mamy 4.5” nisko-średniotonowy, następnie wstęgowy wysokotonowiec, poniżej którego wygospodarowno miejsce na duet 4.5” basowców. Charakterystyczne, tak nisko-średniotonowe, jak i basowe 4.5” firmowe kraciaste przetworniki mogą pochwalić się kanapkowymi membranami w których pomiędzy dwiema warstwami włókien węglowych umieszczono aramidowe przekładki o strukturze plastra miodu. Dzięki czemu nie tylko zredukowano pasożytnicze rezonanse, lecz i uzyskano świetną relację sztywności do masy. Współpracujące z nimi układy magnetyczne dopieszczono z kolei podwójnymi miedzianymi nakładkami pierścieni nadbiegunów obniżającymi indukcyjność i zwiększających strumień magnetyczny a w rezultacie z powinny okazywać większą empatię dla starań podpiętego pod nie wzmocnienia. Nie mniej intrygująca jest konstrukcja wysokotonowego wstęgowca, który choć na pierwszy rzut oka wydaje się bliźniaczy do rozwiązań znanych z innych serii Børresena, to tym razem poważnie zredukowano jego masę – tak diafragmy, jak i układu magnetycznego. Gwoli wyjaśnienia cały układ drgający waży 0,01g (!!) i obsługuje pasmo od 2,5kHz wzwyż. Co prawda na skutek powyższych działań spadła jego efektywność z 94 do 90db, jednak jak widać nadal udało się ją utrzymać na zaskakująco wysokim poziomie. Jest to o tyle istotne, że sekcja wysokotonowa jest otwarta – wentylowana od tyłu własnym kanałem. I tu kolejna ciekawostka, bowiem średnotonowiec zamknięto w osobnej komorze za którą dopiero umieszczono kolejną z duetem kanałów, które nie tyle pracują jako klasyczny bas-refleks a imitują układ dipolowy. Dolne basówce również są wentylowane, lecz tym razem już klasycznym, choć poczwórnym, układem bas-refleks. Skąd taka multiplikacja (w sumie jest ich sześć) dość niewielkiej średnicy „rurek”? Cóż, patrząc na będące niemalże w zaniku plecy Børresenów sprawa wydaje się jasna – nic szerszego by się na nich nie zmieściło. Potwierdza to z resztą układ zlokalizowanych tuż przy podstawie pojedynczych terminali głośnikowych, które zorientowane są … pionowo – jeden nad drugim, więc chcąc zapewnić sobie spokojny sen warto zainwestować w przewody zakonfekcjonowane wtykami bananowymi/BFA. Niby i widły od biedy się nadadzą, choć połączenie niewielkiego odstępu pomiędzy „+” i „-” z nazbyt sztywnym/ciężkim okablowaniem i masywnymi widłami może dla części nabywców okazać się nazbyt stresogenne. Nie ma jednak co marudzić, gdyż podobnie prezentowały się plecy X2-ek i jakoś daliśmy radę.

A o oczko niższych siostrach wspomniałem nie bez przyczyny, gdyż właśnie przesiadka na tytułowe X3 jak na dłoni pokazała co kierowało Duńczykami przy komponowaniu całej serii X. O ile bowiem nawet 2-kom nie sposób było zarzucić jakąkolwiek limitację czy to dynamiki, rozdzielczości, czy też rozciągnięcia basu, to przesiadka na 3-ki była niczym załączenie nitro, czyli podtlenku azotu w sportowym a zatem dość twardo zawieszonym turladełku w stylu klasycznego GTR-a. Chociaż nie do końca, gdyż Børreseny zamiast bezrefleksyjnego pędu na tzw. krechę cały czas zachowywały niezwykłą zwinność i bacznie śledząc reprodukowany materiał potrafiły z szybkością namydlonej błyskawicy zareagować na nieraz gwałtowne zmiany tempa i zwroty akcji. Po prostu zauważalnie wzrósł wolumen i skala generowanego dźwięku, nad wyraz sugestywnie poprawiła się energetyczność całego przekazu a co za tym idzie fundament basowy i generalnie jego przełom z niższą średnicą miały więcej do pokazania w porównaniu z młodszym rodzeństwem. W efekcie nawet metalowe galopady serwowane przez „malowańców” z Mister Misery na „A Brighter Side of Death” nie robiły na X3-kach większego wrażenia, o ile tylko do ich napędzenia nie próbowaliśmy angażować Axxess Forté 1, który pomimo usilnych starań co i rusz dawał do zrozumienia, że lepiej mu było z 2-kami i zdecydowanie mniej wymagającym repertuarem. Tylko żeby była jasność – niepozorny kombajn nie rzucał ręcznika na ring, lecz jedynie nie był w stanie zachować pełnej energetyczności w całym paśmie, więc nieco upraszczając delikatnie wycofywał jego skraje. I śmiem ponadto twierdzić, że jeśli nie dysponowalibyśmy alternatywnym wzmocnieniem moglibyśmy na ową manierę nawet nie zwrócić uwagi, gdyż progres wynikający z pojawienia się większych kolumn i tak był ewidentny. Traf jednak chciał, że stojący w drugim rzędzie Apex tylko się temu z pobłażliwym uśmiechem przyglądał i gdy tylko przyszła jego pora pokazał na co tak naprawdę X3-ki stać. A stać na zaskakująco wiele, gdyż pomijając groźne porykiwania skandynawskich metalowców z niezwykłą łatwością tytułowym podłogówkom przyszło pokazanie zarówno prawdziwego bogactwa i różnorodności perkusjonaliów na „Drums of Compassion” Michael Shrieve, jak i potęgi wielkiego aparatu wykonawczego – w tym przypadku Orchestre Symphonique De Montreal pod batutą Kenta Nagano na „Penderecki: St. Luke Passion”. I wcale nie oznaczało to permanentnego, nużącego na dłuższą metę, epatowania łomoczącym basem, lecz zdolność operowania pełną skalą dynamiki przy jednoczesnym zachowaniu wzorowego porządku na wieloplanowej scenie nawet w najbardziej gęstych i zawiłych momentach, a tych Maestro Penderecki nie raczył był w swej twórczości skąpić, podnosząc skalę trudności suto okraszając całość partiami chóralnymi.
Podobnie sprawy prezentowały się na przeciwległym skraju pasma, gdyż pomimo obecności przetwornika wstęgowego Børreseny nawet nie próbowały zbliżyć się do granicy zbytniej ofensywności. Ot, były szalenie rozdzielcze i dźwięczne. Nie miały najmniejszych problemów z otwartością i krystaliczną wręcz klarownością najwyższych składowych, więc zarówno ekspresyjne poczynania Mariny Viotti na „Mezzo Mozart” nie tylko nie fatygowały lecz wręcz intrygowały zachęcając do podkręcenia gałki głośności, by osiągnąć właściwą operowym występom siłę emisji. Otrzymywaliśmy bowiem krystaliczną czystość a jednocześnie jedwabistą gładkość, więc nic a nic nie raniło uszu a jedynie otwierało im drogę, dostęp do informacji zazwyczaj przez konkurencję maskowanych, spychanych na dalszy plan, bądź wręcz o zgrozo upraszczanych. No i jeszcze jedna, często poszukiwana cecha, którą tytułowe podłogówki mają niejako zaszytą w firmowym DNA. Mowa o umiejętności cichego grania z zachowaniem swobody i rozdzielczości znanych z wyższych poziomów głośności. Niby im głośniej, tym robi się lepiej, bardziej namacalnie i z bliższym rzeczywistości realizmem, o czym nie omieszkałem wspomnieć, jednak warto mieć świadomość, że nie wszyscy, nie zawsze i nie wszędzie mogą cieszyć się nieraz koncertowymi dawkami decybeli. A to pora jest zbyt późna, a to ściany zbyt cienkie, bądź sąsiedzi nadwrażliwi, więc jakoś trzeba sobie radzić a duńskie podłogówki same z siebie w tej kwestii nie tylko nie rzucają kłód pod nogi, co starają się ze swej strony pomóc, zachowując wrodzoną swobodę i komunikatywność podczas pracy z głośnością właściwą wieczorno-nocnym sesjom odsłuchowym, znikając przy tym ze sceny niczym rasowe monitory.

No i pojawia się może nie tyle problem, co dylemat natury, nazwijmy to umownie … politycznej. Z jednej bowiem strony mamy ewidentną spójność tak wzorniczą, jak i brzmieniową z wcześniej recenzowanymi X2-kami a z drugiej na tyle wyraźny progres, że miłe wspomnienia poprzedniczek nawet mimochodem i nieświadomie ulegają lekkiej dewaluacji. Dlatego w ramach podsumowania napiszę prosto z mostu. I …, bo nie zaczyna się zdania od „więc”, jeśli tylko dysponujecie Państwo metrażem zdolnym ugościć Børresen X3, oraz wzmocnieniem umożliwiającym wyciśnięcie z nich siódmych potów, to nawet przez chwilę się nad nimi nie zastanawiajcie, tylko umawiajcie się na dostawę i odsłuch we własnych czterech kątach. Może i będzie nieco drożej, ale proszę uwierzyć mi na słowo i samemu przekonać się „na ucho” – ta inwestycja po prostu Wam się opłaci. Dostaniecie bowiem o wiele więcej muzyki za stosunkowo niewielką dopłatę a komfort psychiczny wynikający z braku dylematów „co by było gdyby” będzie w gratisie. Oczywiście na horyzoncie majaczą jeszcze topowe (w serii X) 6-ki, ale nie bądźmy nazbyt zachłanni. Na nie jeszcze przyjdzie pora …

Marcin Olszewski

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80

Dystrybucja: Audio Emotions
Producent: Audio Group Denmark
Cena: 44 900 PLN

Dane techniczne
Skuteczność: 88 dB/1W
Impedancja: 4 Ω
Pasmo przenoszenia: 35Hz – 50kHz
Zastosowane przetworniki
– wysokotonowy przetwornik wstęgowy Børresen
– 4.5″ nisko-średniotonowy Børresen
– 2 x 4.5″ niskotonowy Børresen
Rekomendowana moc minimalna wzmacniacza: 50W
Wymiary (W x S x G): 129 x 34,5 x 60,7 cm
Waga: 55 kg
Dostępne wersje wykończenia: czarny/biały lakier fortepianowy

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Børresen

Music and Design vol.1

Choć perspektywa zbliżających się wielkimi krokami wakacji dla rynku audio zwiastuje najdelikatniej rzecz ujmując „uspokojenie popytu” a mówiąc wprost flautę i sezon ogórkowy, to jak się okazuje nie wszyscy planują przejście w letni stan swoistej anabiozy, lecz starają się zainteresować swoją ofertą możliwie najszersze grono odbiorców działaniami dalece wykraczającymi poza standardowe, sprzętowe prezentacje. I właśnie z taką, przywodzącą nieco na myśl czasy niesłusznie minione, o czym dosłownie za chwilę, akcją mieliśmy do czynienia w minione, środowe popołudnie, bowiem na rubieżach stołecznego „Mordoru”, w przestronnych i komfortowych wnętrzach salonu BoConcept odbyło się inaugurujące cykl „Music and Design vol.1” spotkanie. Spotkanie w formie, parafrazując radiowy (jedynkowy) tytuł, „Przy muzyce o … muzyce”, z którego to przygotowaliśmy niezobowiązującą fotorelację.
Zanim jednak przejdziemy do meritum winny jestem Państwu stosowne wyjaśnienie powyższego odwołania do przeszłości. Chodzi bowiem o to, iż wierni czytelnicy z pewnością pamiętają nasze publikacje dokumentujące płytowe premiery, mini-koncerty i wywiady z muzykami, których prawdziwy bezlik odbył się w wyjątkowym Studiu U22. I właśnie zarówno za sprawą formy środowego eventu, jak i sprawców całego zamieszania owe wspomnienia odżyły ze zdwojoną siłą.

Wracając do konkretów i do doskonale znanych sprawców, przybyłych do mokotowskiego salonu BoConcept witali gospodarz – Kamil Maślanka, reprezentujący konglomerat Audio Group Denmark Jacek Kałucki (Audio Emotions) i nierozerwalnie kojarzony z nieodżałowanym Studiem U22 a obecnie występujący w barwach Warner Music … Piotr Welc. Bez zbytniego zadęcia wspomniano pozostałych współorganizatorów – Samsunga, mającą swoje płytowe stoisko Winylową, jak i dbającą o rozkosze podniebienia ekipę Tejo Wines. Nie omieszkano również zachęcić tłumnie przybyłych gości, by po pierwsze czuli się jak u siebie w domu, a po drugie własnousznie przekonali się jak, w szalenie dalekich od audiofilskich referencji a przez to (pomijając kubaturę obiektu) bliższych domowym, warunkach brzmią przygotowane przez Audio Emotions i dyskretnie trzymającego się z dala od świateł kamer i błysku fleszy Mortena Thyrrestrupa systemy dające przedsmak tego, co mieści się w przepastnym portfolio AGD. Można było zatem rzucić okiem i uchem na średnio-półkowy set z elektroniką Aavika (S-280 + U-280) i podłogowymi kolumnami Børresen X3, niezobowiązująco „budżetowy” Axxessa – z wszystkomającym „kombajnem” Forté 1 i filigranowymi monitorkami L1, oraz ultra high-endowy – łapiący za oko strzelistymi Børresenami 05 i topowym duetem Aavika.

To wszystko było jednak li tylko tłem i miłym, budującym odpowiedni klimat anturażem do dania głównego, czyli spotkania z promującą swój ostatni album „Universum” formacją Atom String Quartet, z której muzykami rozmowę poprowadził redaktor radiowej 2-ki Roch Siciński. Jak w trakcie krzyżowego ognia pytań się okazało projekt ten już na swoim starcie był skazany na … porażkę, lecz pech chciał, iż klasyczny kwartet smyczkowy mogący pochwalić się nad wyraz eklektycznym repertuarem finalnie zadomowił się w szeroko rozumianej muzyce improwizowanej, a więc jazzie i nie tylko ma się dobrze, to jeszcze zyskuje coraz szersze grono odbiorców. Jest to zatem projekt zdecydowanie poważniejszy, choć również szalenie odległy od stereotypowego skostnienia, od wykorzystującej podobne instrumentarium Grupy MoCarta jak i zauważalnie „lżejszy” gatunkowo od eksplorującej około-metalowe odmęty wiolonczelowej Apocalyptici.
Pomimo blisko 15-letniego stażu Panowie (skrzypkowie Dawid Lubowicz i Mateusz Smoczyński, altowiolista Michał Zaborski i wiolonczelista Krzysztof Lenczowski) mają spory dystans tak do siebie, jak i miejsca na światowej scenie muzycznej, w którym się znaleźli, gdyż etap młodych-obiecujących już dawno mają za sobą a starymi i doświadczonymi jeszcze się nie czują. W dodatku to co robią cały czas sprawia im radość i daje artystyczne spełnienie, gdyż prowadząc niezależne projekty w ramach Atom String Quartet świetnie się dogadują w pełni demokratycznie dzieląc się „miejscem” na krążkach tak, aby każdy mógł zaprezentować własne kompozycje. Krótko mówiąc układ idealny, tym bardziej, że zmagania z prozą życia i Panowie wspaniałomyślnie scedowali na barki swojej Managerki, którą zgodnie traktują jako piątego i pełnoprawnego członka zespołu.

Jak mam nadzieję na powyższych zdjęciach widać, forma i miejsce eventu okazała się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę, a zgodnie ze złożonymi na wstępie przez organizatorów deklaracjami ma szanse na kontynuację w mniej, bądź bardziej regularnej, cyklicznej postaci. Dlatego też gorąco zachęcamy do śledzenia pojawiających się w „sieci” informacji a wspomnianym sprawcom całego zamieszania serdecznie dziękujemy za zaproszenie i gościnę.

Marcin Olszewski

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Børresen

Børresen 02 Cryo Edition

Link do zapowiedzi: Børresen 02 Cryo Edition

Opinia 1

Jestem w stu procentach przekonany, że wszyscy z grubsza wiemy, jak buduje się zespoły głośnikowe. Początkiem takiego procesu jest pomysł na spełniającą dwa warunki typu – odporność na szkodliwe wibracje oraz ciekawy wygląd, bryłę kolumny. Następnie dobór odpowiednich, czyli dobrze współpracując ze sobą, pozwalających pokryć założone pasmo przenoszenia głośników. W kolejnym kroku projektowanie zwrotnic. Zaś na koniec wykonywanie pomiarów powstałego prototypu pozwalających na finalne dostrojenie ze sobą wspomnianych komponentów, czyli obudowy z zastosowanymi przetwornikami i wstępnie obliczonymi zwrotnicami. Tyle teorii. Niestety choć to smutne, w zatrważającej ilości przypadków z powodu cięcia kosztów produkcji ograniczona do minimum działań pozwalających osiągnąć przyzwoitą jakość dźwięku. Oczywiście nie twierdzę, że w ten sposób nie może powstać coś ciekawego, a nawet znakomitego, jednak nie ma co się oszukiwać, to jest pewnego rodzaju mocno ograniczający powstanie ponadczasowego produktu standard. Na szczęście nie zawsze, na co mam koronny dowód. Jaki? W postaci bohaterek dzisiejszego, czyli pochodzących z Danii zespołów głośnikowych. Co w nich takiego niekonwencyjnego? Chodzi o podniesione do granic wyczynowości zaangażowania w ich budowę, od doboru spełniających wyśrubowane normy jakości komponentów dla każdego elementu kolumny z kriogenizacją metalowych elementów włącznie począwszy, przez w wielu przypadkach ręczne wykonanie i skomplikowane procesy produkcyjne, na szczegółowej kontroli jakości każdej sztuki skończywszy, o czym każdy zainteresowany może się przekonać studiując informacje udostępnione w sieci przez grupę zaangażowanych w ten proceder inżynierów. Do czego piję? Chodzi oczywiście o ostatnio mocno w pozytywnym tego słowa znaczeniu rozpychające się na naszym rynku kolumny marki Børresen. To ewidentny nie tylko High Tech, ale również High End światowego kawałka tortu audio, z portfolio którego dzięki staraniom warszawskiego dystrybutora AudioEmotions na dobry początek w naszej redakcji pojawił się z wyglądu filigranowy, jednak od strony oferowanych muzycznych emocji wielki duchem zestaw Børresen 02 Cryo Edition.

Jak prezentują się tytułowe Dunki? To średniej wysokości – nieco ponad 100 cm, dość wąskie – niecałe 20 cm, wyrównując odległość promieniowania głośników pochylone do tyłu, dzięki zbiegającym się od frontu płynnym łukiem ku tyłowi bocznym ściankom, bardzo smukłe skrzynki. Co jest bardzo istotne, mając na celu maksymalizację sztywności konstrukcji obudowy, wykonano ją techniką frezowania z bloku prasowanego drewna, na które finalnie naniesiono świetnie wizualizujący je fornir z orzecha. Finałem skrupulatnego podejścia do walki ze szkodliwymi wibracjami jest zwiększająca punkty podparcia kolumny, wyposażona w firmowe antywibracyjne stopy podstawa. Jeśli chodzi o zastosowane przetworniki, te są oczkiem w głowie pomysłodawców tego podmiotu gospodarczego i nie są to stokowe produkty jakiegokolwiek specjalizującego się w tym temacie producenta, tylko mające zadanie zbliżyć nas do muzyki na żywo, dopracowane do perfekcji firmowe konstrukcje – nie będę rozwadniał tekstu dogłębnymi technikaliami, gdyż są bardzo zaawansowane i wymagałyby sporego akapitu opisu, dlatego w celu zapoznania się z najdrobniejszymi niuansami zapraszam na firmową stronę producenta. Zastosowany pakiet generatorów dźwięku opiewa na specjalnie zaprojektowaną, wentylowaną tunelami usytuowanymi w górnej części bocznych ścianek wstęgę oraz dwa zapewniające odpowiednie pokrycie pasma środka i basu, bazujące na własnych patentach dotyczących membran i magnesów 4,5” mid-woofery. Co w ich osadzeniu na awersie jest znamienne, wszystkie znalazły swoje miejsce w zagłębieniach tworząc tym sposobem swoiste falowody. Naturalnie to nie jest żaden przypadek, tylko celowe działanie dla uzyskania planowanego spektrum projekcji fal, co finalnie korygowane jest wykorzystującą najlepsze dostępne na rynku komponenty, dzięki pochyleniu bryły kolumn na ile to możliwe, minimalnie inwazyjną od strony nadmiernego rozbudowania zwrotnicą. Wieńcząc temat budowy naszych bohaterek należy wspomnieć jeszcze o znajdujących się na tylnej ściance dwóch otworach bas-refleks strojących zakres niskich rejestrów i usytuowanych tuz przy podstawie terminalach przyłączeniowych przyjmujących jedynie wtyki bananowe. Owszem, determinowanie podłączenia jedynie do bananów jest lekkim utrudnieniem, jednak nie jest jakimś widzi mi się konstruktorów, tylko pochodną bardzo wąskiego pola rewersu, na którym była szansa je zastosować. Jeśli chodzi o specyfikację elektryczną, powyższy model kolumn może pochwalić się pasmem przenoszenia 40 Hz – 50 kHz oraz skutecznością 88dB przy obciążeniu 4 Ohm.

No dobrze. Mniej lub bardziej boleśnie przebrnęliśmy przez akapit rozbiegowy i techniczny, zatem przyszedł czas na kilka spostrzeżeń na temat brzmienia tych, od początku produkowanych z największym pietyzmem skandynawskich kolumn. Niespecjalnie dużych, a na tle stojących za nimi na fotografiach niemieckich smoków na tyle filigranowych, że już podczas sesji unboxingowej w mojej głowie z automatu rodziło się kilka obaw. Jakich? Pierwszą – był potencjalny problem z wypełnieniem posiadanego, pomieszczenia odsłuchowego o kubaturze 100 m³. Drugą – z uwagi na niewielkie przetworniki strach przed niedoborem lub niechcianym nadmiarem utrzymanych w ryzach, odpowiednio energetycznych i w miarę nisko schodzących dolnych rejestrów. Natomiast trzecią – w przypadku tak małych kolumn powtarzana jak mantra, zaraz po przekroczeniu poziomu cichego grania męcząca na dłuższą metę estetyka siłowej prezentacji zestawu. Ale jedna uwaga, powyższa lista nie była naprędce wymyślonym torem przeszkód dla dzisiejszych pretendentek do laurów, tylko zwyczajowymi tematami do sprawdzenia w przypadku sparingu ze wszystkimi podobnymi gabarytowo zespołami głośnikowymi. Co przyniosło życie? Mnóstwo zaskoczeń. Powiem więcej, bardzo pozytywnych zaskoczeń. A najbardziej znamiennym był uzyskany przy pomocy tak niewielkich konstrukcji spokój na wirtualnej scenie i to nawet przy poważnych poziomach odkręcenia gałki wzmocnienia. Naturalnie efektu rodem z Gauderów Berlina RC-11  nie było szans uzyskać, jednak konia z rzędem temu, kto tchnie w muzykę tyle pełnych energii emocji bez popadania w nachalność. Z innej beczki, projekcję wydarzeń muzycznych odbierałem jako lekko ciemnawą, ale w znany tylko inżynierom tej marki sposób oferującą pełnię najdrobniejszych szczegółów, co przekładało się na dobrą szybkość narastania sygnału. To był rzadko spotykany w takich rozmiarach spektakl, który dzięki znakomitej esencjonalności oraz jako skutek walki ze zniekształceniami już na poziomie projektowania obudowy, przetworników i zwrotnicy pozwalał słuchać ulubionego materiału od minimalnych do wysokich poziomów decybeli. Efekt wspomnianych działań konstruktorów był taki, że podczas podkręcania gałki Volume rosły gabarytowo jedynie źródła pozorne, a nie dźwięk ze wszystkimi niechcianymi artefaktami włącznie – mowa o wszędobylskich zniekształceniach. Jak to zweryfikować, w momencie braku wiedzy o czym piszę? Tak na szybko, wystarczy puścić głośno muzykę i spróbować swobodnie – bez przekrzykiwania porozmawiać z kolegą. Jeśli musicie nienaturalnie podnosić głos, albo zmęczeni rozmową ściszacie muzykę, we wspomnianym temacie coś u Was jest nie tak. Ale jak pisałem, tej przypadłości duńskie kolumny z sobie tylko znaną łatwością się oparły. To natomiast miało swoje, mam nadzieję, że zrozumiałe nie tylko dla mnie, ale również dla Was, przełożenie na swobodne żonglowanie podczas testu nawet najbardziej wymagającym materiałem muzycznym. Chodzi oczywiście nie tylko o brylowanie zestawu w gatunkach nastawionych na ocierającą się o bliską występom na żywo, pełną romantyzmu namacalność, ale także dobrą prezentację będącego nierzadko synonimem słabej realizacji materiału, ciężkiego brzmienia.
Pierwszy rodzaj muzyki to dla Børresen-ów tak zwana bułka z masłem. Czytelne zawieszone, dobrze zdefiniowane poziomem energii, przez to pozbawione rozmycia rysowanie wirtualnych bytów na niczym niezmąconej wirtualnej scenie, pozwalało muzyce barokowej, jazzowej i wokalnej dosłownie i w przenośni prawie dotknąć każdego z owych źródeł. To oczywiście efekt dobrego osadzenia przekazu w barwie oraz masie, przy idealnie współpracujących z tymi cechami wysokich rejestrów. Jak pisałem, muzykę cechowało unikanie rozjaśnienia, a nawet poczucie lekkiego zaciemnienia, ale dzięki dobrej mikrodynamice wszystko, czyli każdy najdrobniejszy niuans nawet pojedynczej, czasem wydawałoby się niekończącej się nuty był podany na wyciągniecie ręki. A to powodowało, bardzo namacalną projekcję materializujących się w moim pokoju, wielobarwnych i mieniących się wieloma odcieniami sonicznych bytów. Naturalnie w takim postawieniu sprawy pomagała również pozwalająca zniknąć z pola odsłuchu kolumnom, przy okazji budująca dobrą przestrzeń w szerz i w głąb smukłość kolumn. Nic tylko zasiąść w fotelu i puścić wodzę fantazji bycia na słuchanym wydarzeniu muzycznym, co oczywiście z pełną świadomością nie raz czyniłem.
Jeśli chodzi o drugi kraniec ekspresji zapisów nutowych, czyli będący dla mnie nieodzownym pobudzaczem do życia, niestety mający wiele za uszami od strony realizacji rock, kierunek oceny występów duńskich piękności nastawiony był na inne aspekty. Oczywiście musiałem sprawdzić, czy uniosą niesiony przez te nurty pakiet energii, ze szczególnym uwzględnieniem poziomu ekspresji – piję do ciemnawego grania. Z pozoru wszystko powinno być ok, gdyż ciemna wizualizacja nie podbija błędów realizatorów w postaci płaskiej sceny i ogólnego jazgotu. Niestety często bywa tak, że zbytnie ostudzenie ochoty zestawu do pokazywania rozmachu danego materiału zwyczajnie go zabija. Owszem, robi się gęsto, jakby przyjemniej, tylko co z tego, gdy z braku różnicowania zmian tempa i zbytniego tonizowania agresji robi się zwyczajnie nudno. A przecież nie o to chodzi. To już lepiej dostać kopnięcie jazgotem, bo jest jakieś, niż taplać się w flakach z olejem. Jak w tym temacie wypadły orzechowe dwójki Børresena? Otóż spora dawka ciekawie oddanego, bo mimo solidnego pakietu zakresu niskich częstotliwości bez efektu monotonnego zlewania się i buczenia basu, pozwoliła uzyskać muzyce odpowiednią wagę istotnym dla niej instrumentom. Dzięki temu bez problemu czuć było ważną dla tego nurtu pracę stopy perkusji, energię mocno zaznaczających swój byt gitar i pełen wolumen wykrzyczanych fraz wokalnych. Muzyka oferowała dobry atak i nieprzewidywalność, co gwarantuję, w dedykowanym, znacznie mniejszym od tego z procesu testowego pomieszczeniu pozwoliłoby kolumnom osiągnąć wynik bliski odbiorowi tej nastawionej na romantyzm, czyli oczekiwaną podczas obcowania z nią namacalność. Nacechowaną nieco innymi bodźcami, ale mocno zbliżającą nas do zamierzeń zbuntowanych artystów. Czy to są jednak skrojone typowo dla tego rodzaju muzy kolumny, nie mnie to osądzać. Ale jedno mogę powiedzieć na pewno. Uzyskany efekt pozwala mi wierzyć, iż wielu piewców tego stylu grania spokojnie mogłoby się w takim pokazaniu tematu zakochać.

Co sądzę o opisywanych powyżej kolumnach Børresen 02 Cryo Edition i do kogo bym je adresował? Po pierwsze – mimo nienachalnych gabarytów nawet w zbyt obszernym pomieszczeniu potrafią grać wielkim, co bardzo istotne, pozbawionym wysilenia dźwiękiem. Po drugie – bardzo dużą zaletą jest ich z pozoru ciemnawe, finalnie świetnie wizualizujące muzykę granie. A po trzecie – są efektowne wizualnie i co ostatnimi czasy dla wielu jest bardzo ważne podczas procesu decyzyjnego, są finałem ciężkiej, nierzadko ręcznej pracy duńskiego podmiotu, a nie dalekowschodnich, pozbawionych poczucia wytwarzania czegoś nietuzinkowego podwykonawców. Czy zatem jest to propozycja dla każdego? Z dwoma wyjątkami tak. Jakie to wyjątki? To po lekturze powyższego monologu chyba jest oczywiste. Otóż mam na myśli jedynie posiadaczy wielkich salonów i piewców jasnego, ocierającego się o nadinterpretację wizualizowania świata muzyki. Jedni i drudzy już podczas pierwszych przymiarek na tablicy kreślarskiej nie byli docelowymi obiektami dla sekcji inżynierskiej Børresena, zatem tak naprawdę to nie wada, tylko efekt założeń konstrukcyjnych. A to oznacza, że reszta populacji melomanów – nawet stawiających na nieco inne niuanse brzmieniowe – bez dwóch zdań są potencjalnymi klientami. Skąd ta pewność? Niby banał, ale dla mnie wynika z tekstu. Chodzi naturalnie o ich radzącą sobie z każdą twórczością muzykalność.

Jacek Pazio

Opinia 2

Powiem szczerze, że pierwsze przymiarki Audio Group Denmark do zaistnienia na polskim rynku niespecjalnie wzbudziły mój entuzjazm. Po prostu próba budowania popytu w oparciu o li tylko tzw. marketing szeptany może i dla jednoosobowych, zazwyczaj „garażowych” bytów czasem ma sens, o tyle w przypadku poważnego przedsięwzięcia wykazującego stricte high-endowe aspiracje budzi u mnie w pełni zrozumiałe obawy i przypuszczenia, że ktoś próbuje pozycjonować się jedynie ceną. Całe szczęście wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że zamiast korzystać z usług za przeproszeniem „pożytecznych idiotów” spamujących na tematycznych forach dyskusyjnych Duńczycy zmienili model biznesowy i do tematu oficjalnego przedstawicielstwa podeszli z nieco większym profesjonalizmem, stawiając wszystkie żetony na ekipę AudioEmotions, która od pewnego czasu reprezentuje ich interesy nad Wisłą. Skoro kwestie dystrybucyjne uległy normalizacji nic nie stało na przeszkodzie, byśmy i my mogli pochylić się nad którąś z duńskich propozycji a traf chciał, że na tak zwanym podorędziu były akurat niewielkie podłogówki, to nie tracąc czasu czym prędzej przygarnęliśmy pod swój dach wielce urodziwe i zarazem filigranowe kolumienki Børresen 02 Cryo Edition na których recenzję serdecznie zapraszamy.

Pomimo pozornie niezbyt imponującej historii w skład Audio Group Denmark wchodzą praktycznie sami starzy wyjadacze jak daleko nie szukając mający na koncie 20 letni staż w Nordoście Lars Kristensen, stojący za większością projektów Raidho Michael Børresen, czy niejaki Flemming E. Rasmussen, którego inaczej, aniżeli poprzez perspektywę Gryphona postrzegać nie sposób. Krótko mówiąc mamy do czynienia z zespołem indywidualności, które już od dawien dawna nikomu niczego udowadniać nie muszą. Wracając jednak do meritum wchodzący w skład AGD (Audio Group Denmark) odłam kolumnowy, czyli Børresen ma do zaoferowania zaskakująco szeroki wachlarz propozycji. Portfolio ww. marki obejmuje bowiem aż cztery serie produktowe – 0, Z,M, X, w których znajdziemy kolejno po 4, 4, 3 i 3 modele, z czego dwie pierwsze serie maja po trzy, bądź dwie wersje każdego modelu. I właśnie gwoli wyjaśnienia. Otóż niniejsza – recenzowana parka reprezentuje środkową opcję z pośród trzech dostępnych dla 02-ek. Poniżej znajduje się bowiem zwykła, niepotraktowana zaletami kriogeniki a powyżej Silver Supreme Edition, w której miedziane pierścienie nadbiegunników (w układach magnetycznych przetworników) zastąpiono ręcznie wykonanymi srebrnymi zamiennikami dzięki czemu znacząco obniżono indukcyjność całego układu. A w będących obiektem naszej możliwie wnikliwej analizy kolumnach wszystkie metalowe elementy poddano obróbce kriogenicznej, która ekipie Børresena zajmuje … trzy doby. W ciągu pierwszej metal schładzany jest z temperatury pokojowej do około -196°C, w której utrzymywany jest przez kolejne 24h, by przez ostatnią dobę stopniowo przywracać go do temperatury wyjściowej. Skupiając się na serii 0 wypada również wspomnieć, iż 02-ki są najmniejszymi konstrukcjami podłogowymi w rodzinie. Poniżej są jedynie dwudrożne monitory 01 a powyżej, podobnie jak nasze bohaterki dwuipółdrożne 03 i 05.

Skoro niezobowiązujące wprowadzenie do oferty AGD mamy za sobą wróćmy do goszczącej u nas parki 2-ek, które prezentują się, przynajmniej z perspektywy ponad 200 tys. PLN, jakie trzeba na nie wyasygnować, zaskakująco niepozornie. Całe szczęście znając rodowód ich twórcy owa nikczemność postury w korespondencji z koniecznymi do poniesienia kosztami nijakich kontrowersji budzić nie powinna, bo i w Raidho 100-ka kPLN-ów potrafiła ledwie starczyć na jakieś „budżetowe” podstawkowce a ponadto Duńczycy po wielokroć udowodnili, że przy odpowiednim zaawansowaniu technologicznym to wcale nie rozmiar ma kluczowe znaczenie. I tak też jest w przypadku mających nieco ponad metr wzrostu 02 Cryo Edition dysponujących trzema autorskimi przetwornikami. Patrząc od góry mamy na satynowo czarnych frontach wysokotonowego wstęgowca pod którym umieszczono parę 4.5” mid-wooferów. Zbiegające się ku tyłowi ściany boczne pokrywa piękny orzechowy fornir a będącą niemalże w całkowitym zaniku ścianę tylną dodatkowo cofnięto wzglądem zamykających ją krawędzi ww. boków. W owym wykuszu umieszczono ujścia kanałów bas refleks i pojedyncze terminale głośnikowe, które jak się z pewnością Państwo domyślacie z racji deficytu powierzchni akceptują jedynie okablowanie zakonfekcjonowane wtykami bananowymi/BFA. Smukłe i wąskie korpusy uzbrojono w poprawiające ich stabilność cokoły z antywibracyjnymi nóżkami.
A jak 2-ki prezentują się od strony technicznej? Dość ciekawie, bowiem choć natywna skuteczność zastosowanego przez Duńczyków napędzanego soperneodymowym układem magnetycznym N52, ultra lekkiego (0,01g) i pracującego od ok. 2,5kHz wstęgowca wynosi przy 6 Ω wielce pożądane 94dB skuteczność całości układu obniżono do 88dB. Wykorzystana do jego budowy folia aluminiowa nanoszona jest na nylonowo-aramidowe podłoże a jej powierzchnia stanowi ekwiwalent trzech standardowych kopułek. Z kolei membrany obu 4.5” nisko-średniotonowców wykonano z dwóch ultra-cienkich warstw japońskiego włókna węglowego marki Toray naniesionych na obie strony 4mm Nomex-owego rdzenia o strukturze plastra miodu. Waga takiego układu to zaledwie 5,5g, więc napędzane neodymowymi magnesami N52 z tytanowymi cewkami przetworniki charakteryzuje niezwykła szybkość i rozdzielczość. Ich pracę wspomagają również autorskie perforowane płytki z HDF-u dzięki którym ciśnienie akustyczne pomiędzy nimi a przetwornikami jest większe aniżeli w komorze kolumn i co istotniejsze pracujące w jednej komorze głośniki praktycznie się „nie widzą”.
Zwężające się ku tyłowi smukłe korpusy pochodzą z duńskiej, specjalistycznej „stolarni” Sino Factory zaopatrującej oprócz również Børresena ich konkurencję, czyli Dynaudio i Sonus faber, wykonano z frezowanych bloków sprasowanego drewna, wzmocniono wieloma wewnętrznymi przegrodami i wstawkami z litego orzecha, który posłużył również jako zewnętrzna okleina. Z kolei czarne fronty to już HDF. Zarówno komora dedykowana przetwornikowi wysokotonowemu, jak i goszcząca basowce są wentylowane. O ile jednak uzbrojone w „antyturbulencyjne” łopatki ujścia układu bas-refleks sekcji średnio-niskotonowej znajdziemy na będącej w zaniku i ukrytej w wąskiej szczelinie ścianie tylnej o tyle ciśnienie akustyczne generowane przez wstęgę znajduje ujście przez trójkątne otwory umieszczone na ścianach bocznych w dedykowanych wyżłobieniach. Całość posadowiono na czterech firmowych stopach Ansuz Darkz T2S składających się z 3 dysków oddzielonych 3 tytanowymi łożyskami kulkowymi.

No dobrze, dość tego krążenia wokół głównej kwestii, czyli brzmienia naszych gościń. W końcu może i zastosowane technologie są godne laboratoriów NASA a aparycja umieszczenia wśród eksponatów Muzeum Guggenheima, jednak to właśnie jakość brzmienia decyduje, bądź decydować powinna o tym, czy na dany produkt wyasygnujemy stosowną kwotę, czy też dalej będziemy kontynuować poszukiwania. I tu od razu kluczowa dla końcowych wniosków uwaga. Otóż warto pamiętać, iż choć sam producent zaleca pierwszych 50-100 h przeznaczyć na wstępne wygrzewanie i akomodację, to dopiero po 500h 02-ki osiągają mniej więcej 90% swoich możliwości, więc słuchanie fabrycznych nówek de facto mija się z celem. Dlatego też nie chcąc „blokować” się na niemalże dwa tygodnie na testy pozyskaliśmy już dobrze rozegraną parkę. A z Børresenami 02 Cryo Edition sprawa wydaje się jasna, bowiem już po kilku taktach „Hunt” Amaroka wiadomo, czy będzie nam z nimi po drodze, czy wzruszymy ramionami, spakujemy je z powrotem do kartonów i zadzwonimy do dystrybutora z prośbą o odbiór. Jeśli oczekiwać będziecie Państwo po nich urywającej tę część ciała, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę hiperdynamiki, iście infradźwiękowych pomruków i lepkiej niczym syrop klonowy słodyczy, to lepiej nie wyrzucajcie wspomnianych kartonów, bo przydadzą Wam się szybciej niżbyście mogli się spodziewać. Dlaczego? Bo 02-ki są niejako zaprzeczeniem powyższych cech. Tylko, żeby była jasność. Tak wolumen dźwięków, jak i wymiary kreowanej przez nie sceny dźwiękowej dalece wykraczają poza przypuszczenia wynikające z ich dość filigranowej postury. Jednakże w owej kreacji nie ma za grosz tendencji do gigantomanii, przesady, czy irracjonalnego wyolbrzymiania brył źródeł pozornych, lecz mamy do czynienia jedynie ze zdroworozsądkowym dążeniem do w pełni realistycznego, czyli zgodnego z naturalnymi bryłami poszczególnych instrumentów i postaci obrazowania. Krótko mówiąc Børreseny może nie kurczowo, ale jednak starają trzymać się faktów. Reprezentują zatem brzmienie swobodne, energetyczne i niezwykle holograficzne z przyjemnie zarysowaną podstawą basową, która na „Hunt” szalenie się przydaje, jednak nie w postaci monotonnego dudnienia, lecz właśnie w zdolnej oddać jej różnorodność faktur i definicji postaci. I to 02-kom wychodzi wybornie. Wystarczyło z resztą przełączyć się na zdecydowanie bardziej przesycony elektroniką „Dissidænce Episode 1” Vitalica, by zrozumieć w czym rzecz. Otóż może i najniższe rejestry znajdują się poza zasięgiem duńskich podłogówek, lecz brak ich reprodukcji może nie tyle nie jest zauważalny, bo nie ma co się oszukiwać – nasze dyżurne Gaudery nie mają z nimi najmniejszych problemów, co ilość informacji i energia jeszcze mieszczącego się w zakresie pracy kolumienek pasma bez bezpośrednich porównań z większymi konstrukcjami okazuje się w pełni satysfakcjonująca i niepozostawiająca niedosytu.
Zdecydowanie mniej uwag mam o średnicy, którą najrozsądniej byłoby określić mianem naturalnej i akuratnej niczym przyrządzony przez szefa kuchni ogwiazdkowanej przez Michelin-a restauracji makaron al dente. Jest zwarta, jędrna i ani nie przypomina rozgotowanej pulpy gubiąc krawędzie i rozmazując bryły, ani nie próbuje kreować pozornej rozdzielczości zbytnio je utwardzając i wyostrzając. Proszę się jednak nie obawiać emocjonalnej neutralności, nie mylić z naturalnością, i stereotypowego skandynawskiego wycofania, albowiem nasze gościnie są ich oczywistym zaprzeczeniem. Może nie idą tak daleko pod względem wysycenia, jak poprzednie generacje Dynaudio (vide nasze byłe Consequence Ultimate Edition), ale kierunek jest jak najbardziej zbieżny. Dzięki temu z łatwością są w stanie oddać iście baśniowy klimat zarówno naszego – rodzimego albumu „Miniatury” Karoliny Omańskiej, jak i osadzonego w norweskiej estetyce „Kristin Lavransdatter” Arilda Andersena. Podobnie jest z wokalami, które z Børresenów brzmią dokładnie tak, jak brzmieć powinny – bez zbytniego złagodzenia mogącego zbytnio wygładzić jakże charakterystyczną chrypkę Toma Waitsa, czy Barb Jungr, ale i nie popadając w ofensywne epatowanie sybilantami zniechęcającymi do sięgania po twórczość Carli Bruni, czy Anny Marii Jopek.
A właśnie, skoro o kojarzących się z szeleszczeniem rejestrach mowa, to nie sposób pominąć iście krystaliczną górę przez autorską wstęgę w duńskich podłogówkach reprodukowaną. I tu od razu uwaga natury użytkowej. Otóż z racji swej kierunkowości, oczywiście nieco „poszerzonej” umieszczeniem wysokotonowców w niezbyt głębokim falowodzie ilość i intensywność najwyższych składowych w 02-kach możemy nieco dostosować do własnych potrzeb poprzez mniejsze, bądź większe dogięcie je w kierunku słuchacza. Jednakże jeśli będziecie Państwo próbowali zmusić je do większego zawoalowania, zaokrąglenia, czy wręcz wycofania, to bez poważnych działań na etapie doboru współpracującej z nimi elektroniki i/lub okablowania raczej się nie obędziecie. Zanim jednak z góry założycie, iż zbytnia ekspresja wstęgi Wam „nie leży” po prostu usiądźcie i na spokojnie Børresenów posłuchajcie, bo tutaj ilość idzie w parze z jakością i wyrafinowaniem i nie próbuje swą intensywnością maskować własnych ograniczeń i niedociągnięć, gdyż de facto takowych nie posiada.

Najwyższa pora na podsumowanie niniejszego testu, w którym dość niepozorne na pierwszy rzut oka podłogówki naprawdę nieźle namieszały. Nie dość bowiem, że Børresen 02 Cryo Edition potrafiły zejść zaskakująco nisko i stworzyć w pełni realistyczną tak pod względem gabarytów, jak i wolumenu obecnych na niej dźwięków scenę, to niezależnie od poziomu głośności cały czas zachowywały iście stoicki spokój i czarowały wrodzonym wyrafinowaniem. Nie były przy tym nazbyt wylewne emocjonalnie i nie próbowały sztucznie rozdmuchiwać źródeł pozornych, przez co z jednej strony nie przytłaczały a z drugiej nie sprawiały wrażenia, jakby z racji swej niezbyt imponującej postury musiały coś przeskalowywać. Po prostu trzymały się faktów i trafiały w sedno ocenę końcową pozostawiając odbiorcy. Krótko mówiąc jeśli cenicie sobie Państwo kulturę i prawdomówność, to posłuchajcie tytułowych Børresenów, bo może się okazać iż ich obiektywizm przypadnie Wam do gustu. Nie zapomnijcie tylko zapewnić im odpowiedniej przestrzeni wokół – po metrze o bokach i z tyłu powinno starczyć. Dobrze byłoby też dysponować odpowiednio wydajnym wzmacniaczem zdolnym z tych niezbyt pokaźnych kolumienek wycisnąć wszystko co najlepsze. Czego również serdecznie Wam życzę.

Marcin Olszewski

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Sensor 2 mk II
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80

Dystrybucja: AudioEmotions
Producent: Audio Group Denmark
Cena: 214 990 PLN

Dane techniczne
Pasmo przenoszenia: 40Hz – 50KHz
Skuteczność: 88 dB / 1W
Impedancja: 4 Ω
Rekomendowana moc wzmacniacza: > 50W
Wymiary (W x S x G:) 105,5 x 30,5 x 51,0 cm
Waga: 30,5 kg

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Børresen

Prezentacja Audio Group Denmark

O tym jak trudny może być start, o utrzymaniu się potem na powierzchni nikogo przekonywać nie trzeba. Podobnie jest z pierwszym wrażeniem, które jak wiadomo można zrobić tylko raz. I o ile dotychczasowe, nieśmiałe plany ekspansji audiofilskiego bytu Audio Group Denmark zrzeszającego pod swymi skrzydłami takie marki jak Ansuz, Aavik, Børresen i Axxess przeszły na naszym rynku bez większego echa, to najlepszym dowodem na to, że miniony czas nie był bynajmniej stracony a poświęcono go na pewną reorganizację i zmianę modelu dystrybucyjnego jest niniejsza relacja. W dodatku relacja nie z formalnego ogłoszenia rozpoczęcia pojawienia się na rodzimej scenie audio nowego gracza, czy o zgrozo konferencji na Teamsach, lecz z dynamicznej i utrzymanej w nad wyraz nieformalnej atmosferze niemalże zabawie i spontanicznych eksperymentach z prezentowaną w przytulnej sali odsłuchowej stołecznego salonu Audiomagic przez dystrybucyjne novum, czyli AudioEmotions oferty Audio Group Denmark.

Jak łatwo się domyślić dość ograniczony metraż nie sprzyjał zwiezieniu tamże zdolnego pomieścić 25 europalet kontenera morskiego 40’HC, więc w ramach wakacyjnej inauguracji ograniczono się do udostępnienia przybyłym melomanom i audiofilom dwóch sygnowanych przez Børresen-a propozycji kolumnowych pod postacią „budżetowych” podłogówek 02 i nieco, znaczy się mniej – więcej dwukrotnie droższych a zarazem kilkukrotnie … mniejszych monitorów podstawkowych M1, którym towarzyszył firmowy, występujący w barwach Axxess-a wszystkomający wzmacniacz streamujący Forté 2. Żeby jednak nie było za nudno i zbyt monotematycznie na podorędziu stała i de facto przez większą część sobotniego szaleństwa grała aż miło znana z występów w naszym oktagonalnym OPOS-ie „dzielonka” Soulnote P-3 SE & M-3 SE. Ponadto poza plikami w roli źródeł kusiły nobliwy odtwarzacz CD Wadii a domenę analogową reprezentował pyszniący się koralowymi akcentami szpulowy Studer A807.

Zacznijmy jednak od początku i w ramach pięcia się po firmowych szczeblach zaawansowania, czy też po prostu stopniowania emocji od kilku zdań o pierwszym akcie sobotniej prezentacji, czyli Børresen-ów 02, które spróbowaliśmy zeswatać z tercetem Soulnote’a i Axxess-em Forté 2 li tylko w roli źródła-streamera. Jak się jednak okazało do pełnej strawności konieczne były dość poważne zmiany w okablowaniu, które podobno „nie gra”, co akurat w tym przypadku było nam dane zaskakująco wyraźnie usłyszeć. Całe szczęście kilka roszad ucywilizowało całą sytuację i finalnie nikt specjalnie nie decybelował na uzyskany efekt. Jednak przesiadka na Axxess-a przyniosła sporą niespodziankę, gdyż dźwięk nabrał życia, swobody i drajwu, co dość wyraźnie dało do zrozumienia, że smukłe podłogówki lubią D-klasę. Kolejnym aspektem, na który w salonowych realiach wpływu niestety już nie mieliśmy, była odległość przygotowanej dla gości kanapy od linii kolumn, co sprawiło, że najlepsze miejscówki usytuowane były jakiś metr za nią – wewnątrz „słuchawkowej zatoczki”, więc ów tapicerowany mebel stał się miejscem dedykowanym spontanicznym konwersacjom a kto czuł wewnętrzna potrzebę bardziej krytycznego odsłuchu zajmował miejsca w dalszej części sali. Taki stan rzeczy bynajmniej nikomu nie przeszkadzał, gdyż jak to zwykle w przypadku tego typu eventów bywa kategoryczne opnie zastępuje chęć niezobowiązującego zapoznania się danym systemem/komponentem i ewentualne wpisanie go na listę testową do zabawy we własnych czterech kątach. A tak po prawdzie charakter takich spotkań jest wybitnie towarzyski, co potwierdzała popularność kuluarowych pogawędek przy kieliszku prosecco i aromatycznym sushi.

Drugi akt i podniesienie poprzeczki, przy jednoczesnej redukcji gabarytów zespołów głośnikowych do postaci filigranowych Børresen-ów M1 pokazał, że w audio o ile rozmiar niekoniecznie ma znaczenie, to już zainwestowane w know-how środki słychać bezdyskusyjnie. I tu nastąpiło pewne zawirowanie, gdyż nieopatrznie zerknąłem na plątaninę kabli wszelakich za przygotowanym systemem i nieco mnie zmroziło, gdyż wszystko, włącznie z monoblokami było wpięte w zupełnie nieadekwatną klasą i wydajnością listwę ifi Powerstation, co z wrodzonym wdziękiem w trybie natychmiastowym pozwoliłem sobie zgłosić, a że w tzw. międzyczasie w Audiomagicu pojawił się również mający u nas swoje przysłowiowe pięć minut Acoustic Dream 0, to i problemu z rekonfiguracją nie było. Oczywiście finalnie Soulnote’y M-3 SE „wylądowały” bezpośrednio w ścianie, co wreszcie pozwoliło rozwinąć im skrzydła i złapać w wiatr w żagle. I co niezwykle miło mi pisać poprawa dotyczyła nie tylko basu i motoryki, lecz również rozdzielczości i oddechu górnych partii. Pojawiło się jednak nie tylko wyrafinowanie a lekko pochylając się na kanapie maniera grania studyjnych monitorów bliskiego pola, lecz również zaskakująca, jak na tak małe membrany, chęć prezentacji jak najbardziej kompletnego, również pod względem podstawy basowej dźwięku. Oczywiście o ile jeszcze na Toolu („Fear Inoculum”) jeszcze nic niepokojącego się nie działo, to już sięgnięcie po „Unity” Ganja White Night pokazało, że fizyki oszukać się nie da. O co zresztą nikt przy zdrowych zmysłach nie mógł mieć do nich o to pretensji, tym bardziej jeśli ma się świadomość istnienia w duńskim portfolio i to pozostając w obrębie serii zdecydowanie „poważniejszych”, już podłogowych M3-ek, czy blisko dwumetrowych (dokładanie 193cm) M6.

Jak mam nadzieję widać na powyższym „obrazku” i wcześniejszych migawkach zarówno z południa, jak i północy naszego rozleniwionego letnią atmosferą kraju, półmetek wakacji daleki jest od typowego stereotypu „sezonu ogórkowego”, kiedy to nic się nie dzieje. Dzieje się bowiem całkiem sporo, bo woli do pokazania nowości w branży nie brakuje a jedynie od nas/Was zależy, czy zdecyduje-my/cie się na wyściubienie nosa poza działkę, ogródek, czy parawan i wolny czas spędzicie w takim a nie innym otoczeniu. Do czego z resztą serdecznie namawiamy, gdyż wakacje to nie tylko czas podróży i/lub błogiego lenistwa, lecz również świetna okazja do rzucenia okiem i uchem na nowe i nieznane urządzenia, konfiguracje i salony audio.
Dziękując serdecznie ekipom AudioEmotions i Audiomagic za zaproszenie i gościnę nieśmiało tylko napomknę, że podobnych materiałów jeszcze kilka na naszych łamach powinno się w najbliższych paru tygodniach pojawić, więc jeśli tylko szukacie Państwo pretekstu, by wyrwać się choć na chwilę z domowych/urlopowych pieleszy i dać się ponieść audiofilskim emocjom, to uprasza się nie odchodzić zbyt daleko od radioodbiorników.

Marcin Olszewski