Tag Archives: Brinkmann Taurus


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Brinkmann Taurus

Metallica: „The Black Album (Remastered)”

To była szybka i zarazem niespodziewana akcja. We wtorkowe popołudnie zadzwonił do mnie Maciek Chodorowski ze stołecznego SoundClubu, co samo w sobie niespodziewanym nie było, gdyż na dniach oczekujemy od nich małej (naprawdę małej) dostawy, więc uznałem, iż chodzi o dogranie zagadnień natury logistycznej a tymczasem usłyszałem pytanie, czy przypadkiem nie miałbym ochoty na przedpremierowy odsłuch … najnowszej reedycji „Czarnego albumu” Metalliki. Oczywiście zanim zdążył dokończyć o co chodzi nader spontanicznie wyraziłem swoją gotowość stawienia się gdziekolwiek i o dowolnej porze dnia bądź nocy, gdyż po pierwsze ww. pozycję w dorobku Mety cenię szalenie a po drugie spotkań w większym, aniżeli redakcyjnym, gronie, prawdopodobnie jak większość z Państwa byłem złakniony jak kania dżdżu. Tym oto sposobem na dzień przed oficjalną premierą „Metallica (Remastered)” A.D. 2021 , w czwartkowy wieczór stawiłem się w siedzibie SoundClubu, gdzie ekipa ww. przybytku audiofilskich rozkoszy wespół z reprezentowanym przez samego Marcina Bąkiewicza Antyradiem zaaranżowali na potrzeby kilkunastoosobowego odsłuchu główne pomieszczenie demonstracyjne.

Kwadrans po 19-ej Marcin dokonał krótkiej charakterystyki oryginalnie wydanego 12 sierpnia 1991 i właśnie, po bagatela trzydziestu latach zremasterowanego „Czarnego Albumu”, czyli „Metallica (Remastered)”. Garść statystyk, kilka ciekawostek i zasygnalizowanie, iż dla najwierniejszych fanów przygotowano fullwypaśną ponad piętnaście i pół godzinną (!!!) wersję Deluxe Box Set zawierającą ni mniej, ni więcej 193 utwory. Proszę zatem wybaczyć, lecz z racji obszerności udostępnionego przez Metę materiałów jeszcze, pomimo najszczerszych chęci, nie zdążyłem się z całością zapoznać. To jednak nie koniec atrakcji, gdyż w dniu premiery startuje akcja „Czarna Wołga porywa słuchaczy Antyradia” a przed siedzibą rozgłośni (na Żurawiej 8) trwać będzie impreza plenerowa podczas której słuchacze, oprócz przejażdżki „metallikową Wołgą” będą mieli okazję m.in. zdobyć płyty i wyjątkowe gadżety związane z Metallicą, porozmawiać z dziennikarzami przy mikrofonie i podzielić się własnymi historiami związanymi z zespołem.

Jeśli chodzi o tzw. park maszynowy, to ekipa SoundClubu jak zwykle pojechała po przysłowiowej bandzie i na czwartkową prapremierę przygotowała zestaw, w skład którego weszły – gramofon Brinkmann Taurus z ramieniem Brinkmann 10.0 i wkładką Brinkmann EMT-ti wspomagany przedwzmacniaczem gramofonowym Tenor Phono 1, znany nam z odsłuchów dCS-a Roon Nucleus wespół z przetwornikiem cyfrowo-analogowym Brinkmann Nyquist Mk2 DAC, nader imponujących gabarytów dzielona amplifikacja Bouldera ( 2160 +2110) i mające swą premierę podczas monachijskiego High Endu, łapiące za oko, zjawiskowe Marteny Mingus Orchestra.

Głównym nośnikiem podczas odsłuchu były jeszcze pachnące tłocznią dwa 180-gramowe winyle. I tu, przechodząc do opisu walorów sonicznych, zaliczyłem mały zgrzyt, gdyż pomimo zapewnień zespołu o „najwyższej jakości dźwięku” (na stronie Mety jak byk stoi „This reissue is remastered for ultimate sound quality (…)”) brzmienie najdelikatniej nie zachwycało nawiązując swymi walorami do sławetnego „Death Magnetic”. Zacząłem się wręcz zastanawiać, oczywiście w ramach snucia irracjonalnych teorii spiskowych, czy przypadkiem nadzorowani przez producenta wykonawczego Grega Fidelmana, używający jako referencji majestatycznych EggelstonWorks Ivy Signature SE Bob Ludwig z Gateway Mastering i pracujący na ATC SCM150ASL Pro / ATC SCM25A Pro Reuben Cohen z Lurssen Mastering, a więc dżentelmeni dysponujący nieco lepszymi od Yamah NS 10 kolumnami, nie postanowili odpłacić Hetfieldowi i Ulrichowi pięknym za nadobne, czyli uzmysłowić owym jegomościom jak mógł czuć i z pewnością czuł się Jason Newsted, gdy usłyszał, co stało się z partiami jego basu na „…And Justice for All”. Z tą tylko różnicą, że o ile na „…And Justice for All” basu praktycznie nie słychać, to na LP „Metallica (Remastered)” James brzmi jakby założył za ciasne bokserki a Lars dostał zamiast swojego dyżurnego zestawu TAMA pochodzący ze sklepu z zabawkami komplet małego perkusisty z anorektyczną stopą i koszmarnie zapiaszczonymi i jednolitymi blachami wykonanymi z kapsli po mleku. W rezultacie ten podobno dopieszczony i wymuskany wypust w sposób bezdyskusyjny ustępował pod każdym (kwestie artystyczne i gusta pozwolę sobie w tym momencie pominąć) zaprezentowanym na deser i niejako w formie zapowiedzi planowanej na 1 października postaci fizycznej ponad czterogodzinnego wydawnictwa „The Metallica Blacklist” granym z Nucleusa coverom:
Juanes – „Enter Sandman”
Biffy Clyro – „Holier Then Thou”
Diet Cig – „The Unforgiven”
John Pardi – „Wherever I May Roam”
Volbeat – „Don’t Tread On Me”
Co ciekawe były to standardowej jakości WAVe’y, więc powyższe zarzuty, co do dywersyjnych działań realizatorów śmiało możemy uznać za niebyłe. Wreszcie pojawiła się dynamika, rozdzielczość i swoboda, jakiej można byłoby się spodziewać po orientacyjnie wycenionym na ok. 2mln. PLN systemie. Dźwięk potrafił wgnieść w fotele osoby zasiadające w ostatnim rzędzie i próbować zsadzić zasiadających na „antyradiowych” kostkach słuchaczy. O ile zatem odsłuch z LP należałoby traktować jako sentymentalną podróż w lata naszej młodości, to już pliki śmiało można było uznać za danie główne z deserem włącznie.
Z równie miłych informacji nie można pominąć tej, że wszystkie zyski z ww. albumu trafią do charytatywnej fundacji „All Within My Hands” oraz organizacji wybranej przez każdego z zaproszonych artystów.
Kolejną dobrą wiadomością jest fakt, iż domowy odsłuch z Tidala wersji master powyższych anomalii już nie wykazywał, co dobrze rokuje „fizycznym” – dostępnym m.in. na HDtracks plikom 24bit/96kHz. Krótko mówiąc najwidoczniej coś gdzieś „nie pykło” i albo dostarczony przez Universal Music Group egzemplarz miał jakieś niedoskonałości, cała partia jest trafiona (w co po cichu wątpię), bądź tor analogowy niedomagał, choć tę opcję śmiało można niejako z automatu od razu wykluczyć, gdyż inne albumy brzmiały po prostu dobrze.

Niemniej jednak i pomimo powyższych uwag odnośnie zagadkowego niedomagania winyla odświeżenie po 30 latach tegoż kultowego i poniekąd wprowadzającego wtenczas Metallikę, jako pierwszy stricte heavymetalowy band na salony, materiału uważam za świetny pomysł, tym bardziej, że po pierwsze oryginalny wsad nic a nic się nie zestarzał a po drugie zaangażowanie plejady 53, nieraz niezwykle zaskakujących, artystów (ww. Juanes, mongolski The Hu, Yo-Yo Ma, czy Kamasi Washington) powinno dodatkowo zwiększyć zasięg rażenia amerykańskiego kwartetu. Tym samym serdecznie dziękuję za zaproszenie, gościnę i możliwość spotkania w większym gronie z niecierpliwością wyczekując kolejnych odsłuchów.

Marcin Olszewski