Opinia 1
Ponad trzy lata temu, a dokładnie w październiku 2014 r. trafił do naszej redakcji niewielki i niedrogi, lecz świetnie wykonany i co nie mniej zaskakujące … równie dobrze grający zintegrowany wzmacniacz lampowy Cayin CS-55A . W dodatku, pomimo tego, iż była to o ile dobrze pamiętam chyba najtańsza integra z jaką kiedykolwiek na łamach SoundRebels mieliśmy do czynienia, jak przystało na reprezentatywnego przedstawiciela chińskiej myśli technicznej mogła się pochwalić nie tylko opcjonalnym phonostagem, lecz i USB-DACiem. Czas jednak nie stoi w miejscu a i oferta azjatyckiego wytwórcy zdążyła w tzw. międzyczasie nad wyraz zauważalnie ewoluować. Dlatego też wespół z rodzimym dystrybutorem – Studio 16 Hertz uznaliśmy, iż wypadałoby przypomnieć naszym Drogim Czytelnikom o istnieniu Cayina, lecz tym razem nie poprzez pryzmat rozżarzonych lamp a, jak się miało okazać w praktyce, równie ciepłych i rozświetlonych tranzystorów. Tym oto sposobem doszliśmy do clou niniejszej recenzji, czyli integry Cayin CS-120SA.
Konstruktorzy i projektanci CS-120SA wyszli prawdopodobnie z założenia, że nie ma sensu na nowo wymyślać koła i jeśli już coś raz zostało zaprojektowane, zdążyło się opatrzeć, wryć w podświadomość potencjalnych odbiorców i wykształcić coś na kształt przyzwyczajenia, to nic nie szkodzi na przeszkodzę, aby z owych pomysłów co nieco uszczknąć i dostosować do własnych potrzeb. I tym oto sposobem na froncie znajdziemy charakterystyczny np. dla B.M.C. centralnie umieszczony okrągły bulaj z podświetlonym, wychyłowym wskaźnikiem mocy, lecz tym razem jego „cembrowina” jest ruchoma i to właśnie z jej pomocą dokonujemy regulacji głośności. Całość usadowiono na eleganckim, przyozdobionym firmowym logotypem, płacie czarnego akrylu, który z kolei z obu boków okalają masywne aluminiowe płyty płynnie przechodzące w zajmujące całą powierzchnię ścian bocznych radiatory. Za wybudzenie z trybu i wprowadzenie w tryb stand by odpowiada wkomponowany w akryl lewy przycisk a za wybór trybu pracy i źródła – umieszczony symetrycznie po lewej stronie pokrętła głośności.
Gęsto ponacinana płyta górna jasno daje do zrozumienia, iż wspomniane boczne ożebrowanie nie jest li tylko atrapą a skrywane wewnątrz trzewia generują spore ilości ciepła, które jakoś trzeba wypchnąć na zewnątrz, żeby przypadkiem ze wzmacniacza nie zrobić jednorazowego opiekacza. Śmiem twierdzić, iż ściana tylna prezentuje się równie atrakcyjnie co frontowa a biorąc pod uwagę pewien detal, o którym dosłownie za chwilę, doskonale zrozumiem tych, którzy ustawią Cayina we własnych ołtarzykach jeśli nie tyłem do przodu, to chociażby bokiem. Przesadzam? Bynajmniej, jednak po kolei. Do dyspozycji mamy parę wejść zbalansowanych i towarzyszące im trzy pary złoconych RCA, komplet pojedynczych, lecz akceptujących wszystkie opcje konfekcji jakie ludzkość wynalazła terminali głośnikowych, włącznik główny i zintegrowane z bezpiecznikiem gniazdo zasilające, oraz sekcję DACa. I w tym momencie dochodzimy do pozornie kuriozalnego pomysłu ustawiania tytułowego wzmacniacza zadkiem do publiczności. Otóż oprócz wejść coax i USB, oraz również koaksjalnego wyjścia znajdziemy tam wielce intrygujący rządek dziewięciu diod wskazujących na … częstotliwość próbkowania dostarczanego do sekcji przetwornika sygnału. Szczerze przyznam, że różne rzeczy w życiu widziałem, ale na coś takiego natrafiam pierwszy raz. Wychodzi na to, że gdyby spece z R&D Cayina wzięli się za projektowanie i produkcję samochodów, to jeśli nie całej deski rozdzielczej to przynajmniej prędkościomierza należałoby szukać na „plecach” fotela kierowcy. Nie wiem czym tam chłopaki w Shuanglin Zone „popepszają” sobie percepcję, ale patrząc na takie pomysły woltaż tychże specyfików znacznie przekracza 66% nomen omen wybornego Blanton’sa Straight from the Barrel.
No dobrze, żarty na bok, gdyż po zdjęciu płyty górnej (krawędzie na jakich spoczywa pokryto miękką wyściółką zapobiegającą ewentualnemu dzwonieniu) widok trzewi wywołuje uśmiech zadowolenia. Symetria, porządek i elementy, których nie powstydziłaby się kilkukrotnie droższa (wyposażona w bardziej markową metkę) konkurencja. Nie wierzycie Państwo? No to proszę. Za zasilanie każdego z kanałów odpowiada odrębny, solidnie zaekranowany kruczoczarnym rondlem toroid i bateria czterech 10 000 μF kondensatorów Rubycona a w stopniu końcowym pracują Mosfety Hitachi dużej mocy 2SK1058/S2J162. Jak na deklarowaną przez producenta moc 55W w trybie low i 120W w Hi-Pwr nie wygląda to źle, nieprawdaż? Przetwornik cyfrowo-analogowy ulokowano tuż przy gniazdach we/wyjściowych na osobnej płytce. Jego sercem jest kość AKM AK4490 zdolna obsłużyć nie tylko sygnał PCM do 384 kHz, ale i DSD ze standardem 256 włącznie. W komplecie znajduje się metalowy, solidny pilot.
Ponieważ dostarczony na testy egzemplarz był praktycznie w dziewiczym stanie a Grzegorz sprawdził tylko jak zniósł podróż i czy wszystko z nim OK, w pierwszej kolejności pozwoliliśmy mu (oczywiście chodzi o wzmacniacz, nie Grzegorza) spokojnie się zadomowić w naszych systemach i niezobowiązująco, sukcesywnie badaliśmy jego możliwości. I tak już w trakcie rozgrzewki z moimi Gauderami okazało się, że tryb Lo-Pwr może i przy wysokoskutecznych i łatwych do wysterowania kolumnach ma szansę się sprawdzić, jednak moje Arcony 80 chłoną prąd jak prawdziwa, naturalna gąbka i zdecydowanie bardziej im po drodze ze 120-oma aniżeli 55-cioma Watami. Oczywiście taki stan rzeczy zupełnie mnie nie zdziwił i właśnie takiego obrotu sprawy się spodziewałem, ale z kronikarskiego obowiązku o tym wspominam i już.
Skoro zatem set-up został ustalony a gibająca się na froncie wskazówka oddawanej mocy co i rusz wędrowała ku swemu prawemu skrajowi mogłem pozwolić sobie na bardziej krytyczne odsłuchy. Aha, i jeszcze jedna a raczej dwie uwagi natury użytkowej. Otóż od momentu wybudzenia ze stand-by do osiągnięcia pełni możliwości sonicznych Cayin potrzebuje około dwa – trzy kwadranse i warto o tym pamiętać, bo zimny potrafi zagrać dość beznamiętnie. W ramach kolejnej sugestii polecę też wypróbowanie we własnym systemie połączenia zbalansowanego, gdyż po XLR-ach 120-ka gra po prostu lepiej i wcale nie chodzi o to, że głośniej, lecz poprawie ulega nie tylko rozdzielczość, ale i motoryka. Jednak czego by nie powiedzieć Cayin od pierwszego taktu może się podobać i co najważniejsze się podoba. To spontaniczne, oparte na nisko schodzącym, dobrze kontrolowanym i zróżnicowanym basie brzmienie o sugestywnie nasyconej średnicy i perlistej, dobrze doświetlonej, acz nieofensywnej górze pasma. Świetnie wypadają zatem na nim wszelkie odmiany rocka, z jego najbardziej ekstremalnymi odmianami włącznie i dokonując małego rachunku sumienia uczciwie muszę przyznać, iż dawno tak często nie sięgałem po „The Wrong Side Of Heaven And The Righteous Side Of Hell, Volume 1” Five Finger Death Punch, czy tajemniczy, skandynawski „Mareridt” Myrkur. W dodatku wcale nie musiałem ograniczać się z głośnością, gdyż posiadany przez azjatycka integrę zapas mocy w zupełności wystarczał do zapewnienia sobie kurtuazyjnej wizyty służb mundurowych. Aby jednak docenić możliwości Cayina wcale nie trzeba urządzać imprezy na pół osiedla, gdyż nawet podczas wieczorno – nocnych odsłuchów, gdy serwowane przez kolumny dawki decybeli z ledwością przenikały do sąsiednich pomieszczeń nadal słychać było wszystko i wszystko pozostawało pod całkiem zadowalającą kontrolą. Warto o tym wspomnieć, gdyż z reguły właśnie z cichym graniem tranzystory mają problem. Proszę jednak pamiętać o pułapach cenowych w jakich się poruszamy i brać na powyższy niuans drobną poprawkę, gdyż przykładowe porównanie z dajmy na to niemalże trzykrotnie droższym T+A PA 2500 R powinno dać wyobrażenie co jeszcze jest do poprawy tak pod względem rozpiętości pasma, jak i kontroli nad jego poszczególnymi podzakresami.
A teraz najlepsze – przesiadka z wejść analogowych na zaimplementowanego w trzewiach DACa, ze szczególnym uwzględnieniem wejścia USB powoduje dalszą poprawę brzmienia. Dźwięk dostaje dodatkowy zastrzyk rozdzielczości, przestrzeni i konturowości połączonych z otwartością i dynamika. To, co do tej pory wydawało się całkiem OK, jawi się w jeszcze bardziej atrakcyjnym świetle. Co ciekawe do powyższych obserwacji nie skłonił mnie wcale żaden gesty materiał, lecz całkowicie normalne, dostępne na TIDALu wydanie „You Want It Darker” Leonarda Cohena. Oczywiście im dalej w las, czyli w gęste i bardziej wyrafinowane pozycje zalegające na mim dysku sieciowym, tym częściej do głosu dochodziły kolejne niuanse, które Cayin z radością dopieszczał i wystawiał na forum publicum. Nawet gęste, zawiłe, prog-metalowe poczynania Dream Theater na dostępnym w jakości 24/96 albumie „Dream Theater” zabrzmiały z właściwą sobie potęgą i wyrafinowaniem, choć nawet do pięt nie dorastały materiałowi DSD128 „MAGNIFICAT” Nidarosdomens Jentekor, Trondheimsolistene, Anita Brevik. Przestrzeń, oddech, odwzorowanie potężnej, sakralnej kubatury w jakiej dokonano nagrania, to wszystko było na przysłowiowe wyciągnięcie ręki i w dodatku za zaledwie 12 kPLN.
Prawdę powiedziawszy, przynajmniej oficjalnie, urządzenia zza Wielkiego Muru nieczęsto goszczą na naszych łamach. A nieoficjalnie? W tym momencie wypadałoby zacytować fragment przemowy radzieckiego kosmonauty z filmu „Armageddon”, iż nie ważne, czy dane ustrojstwo jest z Rosji, czy z USA, bo i tak i tak wyprodukowano je w … Chinach. Abstrahując jednak od tego kto i czym się chwali a co woli zachować dla siebie Cayin niczego i nikogo nie udaje, bo po prostu nie musi. Jest sobą – chińskim wzmacniaczem ze średniej półki a zarazem bardzo ciekawą propozycją, dla wszystkich tych, którzy szukają wydajnej, bogato wyposażonej i przede wszystkim dobrze grającej integry za rozsądne pieniądze. A to, że nie ma modnej „metki”? Cóż, nie wiem jak u Państwa, ale u nas metki nie grają a Cayin, jak już zdążyłem nadmienić, zagrał i to zagrał dobrze.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips
Opinia 2
Gdybym zadał pytanie, z czym kojarzy się Wam tytułowa marka, czyli w tym przypadku przedstawiciel państwa środka – Cayin, zdecydowana większość rozmówców jednogłośnie zakrzyknęłaby, że z co najmniej ciekawie brzmiących lampowych, od źródeł po wzmacniacze, komponentów audio. Naturalnie wszyscy podobnie myślący w najmniejszym stopniu nie mijaliby się z prawdą, gdyż wypełniona próżnią szklana bańka jest oczkiem w głowie pracujących w owym audiofilskim przybytku inżynierów, ale nie można zapominać, iż chcąc być w pełni przygotowanym na zapotrzebowanie rynku nie zapomnieli również skierować swojej uwagi ku technice tranzystorowej. Tak tak, Cayin oprócz produktów lampowych ma w ofercie konstrukcje oparte o półprzewodniki. Czy wypadają tak dobrze jak ich sztandarowa działalność? Ja już wiem, jednak będąc dalekim od samolubstwa w poniższym tekście w miarę strawnym słowotokiem postaram się to Wam przybliżyć. A o czym w ogóle będziemy rozprawiać? Jak to o czym. Przecież wstępniak zawsze jest pewnego rodzaju kierunkowskazem dalszego ciągu recenzji, czyli idąc za nie do końca rozpoznawaną przez wszystkich gałęzią produkcji chińskiego producenta tranzystorowym wzmacniaczem zintegrowanym z funkcją DAC-a o niewiele mówiącym postronnemu czytelnikowi handlowym kodzie CAYIN CS-120SA. Jak to zwykle bywa, puenta rozbiegówki opiewa na informację o dystrybutorze opiniowanego komponentu, którym w tym przypadku jest stacjonujące w Tychach Studio 16 Hertz.
Studiując załączone fotografie gołym okiem widać, iż podczas logistyki tytułowego pieca nie będzie łatwo. Co prawda wykorzystanie narządu wizji uzmysławia nam jedynie rozmiary produktu, ale znając podejście stawiających na jakość fonii chińskich producentów, a do takich Cayin od lat się zalicza, można wnioskować, iż w temacie wagi będziemy mieli do czynienia z jej solidnym wynikiem, co nie owijając w bawełnę natychmiast potwierdzam. To jest kawał kolca i nie dlatego, że wnętrze zalano betonem, tylko podczas projektowania, a potem wdrażania do produkcji, nie oszczędzano na komponentach. Front 120-ki składa się z trzech płaszczyzn, gdzie dwie zewnętrzne wykonano z grubych płatów aluminium, a trzecia centralna jest w stosunku do nich zapadnięta i jako budulec wykorzystuje czerniony akryl. Dokładniejszy opis przywołanych akcentów wzorniczych donosi nam, iż czarny jak listopadowa noc akryl w swym centrum oferuje użytkownikowi swoisty wielofunkcyjny cyferblat. Podstawowymi zadaniami tego przypominającego zegarek, okrągłego designerskiego gadżetu jest pokazanie sumarycznego wysterowania obydwu kanałów przy użyciu pojedynczego wskaźnika wychyłowego i wykorzystując jego zewnętrzny, w tym przypadku srebrny pierścień zmiana poziomu głośności. Ja wiem, pierwsze skojarzenie jest jasne, czyli coś w stylu: “jak to Chińczycy. przesadzili z wielofunkcyjnością tego manipulatora”, ale zawczasu uspokajam, w kontakcie organoleptycznym wszystko nabiera rumieńców, a po kilku dniach użytkowania wydaje się być czymś naturalnym. Idąc dalej tropem opisu przedniego panelu należy wspomnieć jeszcze o rozłożonych symetrycznie obok tej nietypowej gałki głośności dwóch przyciskach funkcyjnych i zatopionych w aluminiowych nakładkach dziesięciu piktogramach informacyjnych o wykorzystywanej w danym momencie funkcji wzmacniacza. Kierując kroki ku tylnej ściance i patrząc na wzmacniacz z lotu ptaka zauważamy monstrualne radiatory na bokach i cztery bloki otworów wentylacyjnych na górnej płaszczyźnie obudowy. Po skoncentrowaniu swojej uwagi na rewersie naszego bohatera natychmiast widać, iż po ewentualnym zakupie otrzymujemy do dyspozycji trzy wejścia liniowe RCA i jedno XLR, dwa wejścia cyfrowe: COAX i USB i jedno wyjście COAX, pojedyncze terminale kolumnowe, gniazdo zasilające IEC i włącznik główny. Całość oferty uzupełnia ciekawy wizualnie i nieprzeładowany funkcjonalnie pilot zdalnego sterowania. Czyli reasumując, w obecnym, nastawionym na posiadanie wielu funkcji w jednym urządzeniu czasie CS-120 SA w pełni spełnia wymogi nowoczesnego audiofila.
Rozpoczynając przekazywanie spostrzeżeń testowych jestem zobligowany poinformować, iż po uruchomieniu wzmacniacza mamy do dyspozycji dwie opcje jego mocy oznaczone jako HI i LO POWER. Z racji, iż zabawa z moimi kolumnami zdecydowanie lepiej sprawdzała się przy wykorzystaniu większej dawki Watów, cały test odbył się przy wykorzystaniu tego trybu. Próbując z grubsza umiejscowić walory soniczne 120-ki na tle mojej końcówki mocy powiedziałbym, że w średnicy pasma akustycznego była nieco lżejszy, górze jaśniejsza, a w dolnych rejestrach lekko pogrubiona. Przybliżając sposób budowania wirtualnej sceny muzycznej ważnym wydaje się być raport o jej delikatnym przybliżeniu do słuchacza, ale przy oddaniu przyzwoitej głębokości, czyli coś na kształt przesiadki podczas koncertu o kilka rzędów bliżej orkiestry. Przerażeni tą litanią? Jeśli tak to proszę o spokój, gdyż te wyglądające na same wady aspekty nie są problemami jako takimi, tylko kwintesencją prawie dziesięciokrotnej różnicy w cenie pomiędzy porównywanymi konstrukcjami i tzw. sznytem grania. A co w tym wszystkim jest zaskakująco pozytywne, spoglądając na dźwięk z perspektywy całości nawet w mojej konfiguracji przez cały okres testu sprawiał mi bardzo wiele radości. Wymienione podzakresy nie chadzały swoimi drogami, tylko w pewien, bardzo synergiczny dla tej półki cenowej sposób pokazywały nieco inne oblicza (najczęściej z dużą dawką oddechu) znanych mi płyt. Jak to wyglądało? Na początek wybrałem trio Marcina Wasilewskiego z materiałem „January”. Efekt? Najciekawszą obserwacją było fajne dla tego krążka granie z należytą dla niego dawką ciszy pomiędzy czasem odległymi od siebie poszczególnymi nutami. Ta płyta bez podobnego potraktowania byłaby zwyczajnie odbębniona, a tak gdy tylko tego wymagał materiał muzyczny do gry wkraczała umiejętność trzymania w ryzach otwartości wysokich tonów, a przez to bez sztucznego zaszumienia tła znane chyba wszystkim wielbicielom jazzu trio bez problemów zagrało swoje partie. Ale to tylko jedna strona medalu, gdyż przywoływane wcześniej świetliste wysokie tony bardzo dobrze oddawały realizm przeszkadzajek i perkusjonaliów w dobrze napowietrzonej przestrzeni między-kolumnowej. I gdybym naprawdę miał ponarzekać, przyczepiłbym się jedynie do nieco zbyt obfitego kontrabasu. Wiem, że w realnym świecie nie jest wycięty żyletką, ale w tym przypadku mieliśmy więcej informacji o pudle rezonansowym niż o strunach. Ale i tak suma summarum mierząc siły na zamiary była to ciekawa prezentacja tego generatora fal dźwiękowych. Kolejna propozycja płytowa, to twórczość Diany Krall “The Girl In The Other Room”. W tym przypadku reprodukcja basu nie była obciążona zwracającym uwagę pogrubieniem, gdyż sam materiał jest sam w sobie dość ciężki w tym paśmie i temat przeszedł bez większego echa. Co więcej, dzięki podkręceniu realizacji na stole mikserskim wszystkie niuanse brzmieniowe testowanego wzmacniacza (spowodowana lekkością grania żywość środka i sopranów) podobnie do basu również zdawały się zatracać swoje piętno i po symbolicznej akomodacji słuchu wszystko ułożyło się w ciekawą opowieść muzyczną. Na koniec mitingu przytoczę kompilację oficyny NAIM LABEL „BURN” formacji Sons Of Kemet. To jest produkcja typu muzyczny bunt i dzięki ogólnej ochocie do stawiania na spektakularny przekaz gościa z Chin co prawda z nieco poluzowanym, ale za to mocnym basem wspomniana grupa pokazała, iż oferta Cayin-a jest tym, co w tym teście mogło dobrego ją spotkać, czyli jazda bez trzymanki.
Analizując wyartykułowane powyżej obserwacje można odnieść wrażenie, że na siłę drukowałem pozytywny wynik meczu. Najpierw wymieniłem doskwierające konstrukcji artefakty, a potem twierdziłem, iż są to pewnego rodzaju plusy. Gdzie tu logika? Ano jest i to bardzo łatwo zrozumiała. Chodzi mianowicie o fakt zajmowania dwóch przeciwległych biegunów cenowych, a co za tym idzie i jakościowych porównywanych konstrukcji. Przy cenie 12 tysięcy złotych za wzmacniacz zintegrowany z możliwością słuchania plików przy użyciu wewnętrznego przetwornika i tak ciekawie wypadającej jakości brzmienia Cayin’a temat wydaje się być ofertą co najmniej do posłuchania. Czy to jest produkt dla wszystkich? Powiem szczerze, z pewnością dla sporej grupy docelowej. Tym bardziej, że choć samego DAC-a używałem bardzo krótko, to to, co zaprezentował, szło w parze z ogólnym rysem brzmieniowym konstrukcji, tylko z dodatkowym doświetleniem przekazu. Co prawda dla mnie było już zbyt nonszalancko, ale przecież to tylko dodatkowa opcja użytkowania, a na dodatek jestem bardziej stetryczałym wielbicielem gęstego grania, niż żądnym informacji, młodym orłem polskiego ruchu audiofilskiego, dlatego przed wydaniem negatywnego werdyktu weźcie Cayina na osobistą konfrontację. Zapewniam, będzie co najmniej ciekawie.
Jacek Pazio
Dystrybucja: Cayin Polska
Cena: 12 000 PLN
Dane techniczne
Moc wyjściowa:
Hi-Pwr:2x120W (1kHz, 8 Ω)
Lo-Pwr: 2x55W (1kHz, 8 Ω)
Pasmo przenoszenia: <=20 Hz – 35 kHz (+- 1 dB)
Zniekształcenia THD: 0,2% (1 kHz, 100W, 8 Ohm)
Stosunek sygnał/szum: 90 dB
Czułość wejściowa: 600mV
Pobór mocy: <5W (stand-by), 280W (Lo-Pwr), 600 W(Hi-Pwr)
Wymiary (S x G x W): 435 x 470 x 174 mm
Waga: 26 kg
System wykorzystywany w teście:
– źródło: Reimyo CDT – 777 + DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Opinia 1
Po serii typowo reportażowo – wyjazdowych relacji pod koniec bieżącego tygodnia mogliśmy wreszcie zaszyć się we własnych domostwach i nie wyściubiając nosa za przysłowiowy próg zająć się zdecydowanie bardziej stacjonarnymi recenzjami. Bynajmniej nie chodzi o to, że jesteśmy przeciwni jakiejkolwiek aktywności jak to się ładnie mówi „outdoorowej”, lecz każda tego typu wycieczka zajmuje miejsce, a więc przesuwa/opóźnia publikację głównego przejawu naszej działalności bajkopisarskiej. Prosimy zatem jeszcze o chwilkę cierpliwości a możliwie szybko postaramy się rozładować powstałą kolejkę. Dlatego też dopiero teraz możemy zaprosić Państwa do lektury urządzeń, które od dłuższego czasu wspomagały nas w codziennych testach słuchawek, które bądź to już opublikowaliśmy, jak to miało miejsce w przypadku Audeze LCD-4, bądź jak Mr.Speakers Ether Flow i Fostex TH900 MK II na swoje pięć minut chwały jeszcze oczekują. Jak z łatwością można się domyślić chodzi o dedykowaną wspomnianym nausznikom amplifikację. Żeby jednak nieco poszerzyć spektrum naszych zainteresowań listę urządzeń pozyskanych do testu rozbudowaliśmy o stanowiący niejako idealne uzupełnienie wzmacniacza przetwornik cyfrowo – analogowy i tym oto sposobem możemy Państwu przedstawić nad wyraz intrygujący chiński duet czyli Cayin iDAC-6 wraz z iHa-6.
Jeśli w tym momencie ktoś z Państwa z niedowierzaniem przeciera oczy i ze zdziwieniem zastanawia się co podkusiło Soundrebelsów do sięgnięcia po tzw. „chińszczyznę” spieszę donieść, że decyzję tę podjęliśmy z premedytacja i w pełni świadomie, gdyż to nie metki i kraj pochodzenia grają a konkretne urządzenia. A Cayin już raz, za sprawą lampowej integry CS-55A, udowodnił, że w jego przypadku relacja jakość/cena okazuje się nad wyraz korzystna. Jak będzie tym razem na razie nie zdradzę, lecz jedynie nieśmiało wspomnę, że za parę perfekcyjnie wykonanych z litych bloków aluminium urządzeń zapłacimy tym razem w sumie niecałe 10 000 PLN.
Zastanawiającym jest fakt, iż producentowi jakoś nie udało się umieścić tytułowych szóstek w swoim oficjalnym portfolio. Tzn. poprzez stronę główną Cayina da się na nie trafić, jednak potrzeba do tego odrobiny dobrej woli i cierpliwości, gdyż o ile nie znajdziemy ich na liście produktów, to po kliknięciu na odpowiednim slajdzie w migającym głównym slajderze już tak – w podstronie podpiętej pod HeadFi .
Jak już zdążyłem wspomnieć zarówno DAC, jak i head-amp wykonano po prostu perfekcyjnie. Korpusy stanowią lite profile aluminiowe, które od frontu zamknięto równie pancernymi płatami anodowanego aluminium, a od tyłu czernionymi formatkami naszpikowanymi interfejsami wejść i wyjść. Zacznijmy jednak od początku, czyli od frontów, które pomimo oczywistej unifikacji jasno sygnalizują przeznaczenie konkretnej jednostki. I tak w DACu centralne miejsce przypadło trapezoidalnemu oknu błękitnego wyświetlacza OLED, po którego lewej stronie umieszczono otoczony biało-błękitną aureolką włącznik a po prawej pokrętło umożliwiające nawigację po menu a w przypadku uaktywnienia funkcji przedwzmacniacza również regulację głośności na wyjściach analogowych. Pod displayem znalazło się jeszcze miejsce na trzy niewielkie przyciski funkcyjne umożliwiające (patrząc od lewej) wybór źródła, trybu pracy stopnia wyjściowego (lampa/tranzystor) i uaktywnienie regulacji głośności na wyjściu (Line/Pre). Włączenie regulacja stopnia wyjściowego możemy oczywiście dokonać poprzez menu, które daje również dostęp tak do filtrów Sharp, Slow, Short Delay Sharp, Short Delay Slow, Super Slow, jak i ustawień fazy. W tym momencie pozwolę sobie na jedną uwagę natury użytkowo – konstrukcyjnej, gdyż o ile w zależności od własnych preferencji można wybierać pomiędzy lampowym i tranzystorowym stopniem wyjściowym to warto mieć na uwadze fakt iż obowiązuje to wyłącznie w przypadku gdy zdecydujemy się na wyjścia zbalansowane, bo na RCA podawany jest sygnał wyłącznie z tranów. A zagłębiając się nieco bardzie w trzewia warto wspomnieć iż stopień lampowy oparto na czterech sztukach 6N16B a tranzystorowy na kościach OPA604 i OPA2604.
Tył przetwornika prezentuje się równie atrakcyjnie. Do dyspozycji otrzymujemy bowiem zdublowane wyjścia analogowe w postaci pary złoconych RCA i XLR oraz baterię wejść cyfrowych, zarówno tych konwencjonalnych, czyli optycznego, koaksjalnego i AES/EBU, jak i obowiązkowego w dzisiejszych czasach – USB. Jego obecność jest z resztą konieczna, gdyż iDAC-6 bez problemu radzi sobie zarówno z sygnałami PCM do32 Bit/384 kHz, jak i DSD do5,6448 MHz.
Wzmacniacz słuchawkowy iHa-6 zamiast centralnie umieszczonego wyświetlacza może za to pochwalić się imponującą baterią wejść. Mamy zatem do wyboru nie tylko sympatyczne combo, czyli połączenie zbalansowanego wyjścia o dwóch 3 pinowych XLRach z możliwością podłączenia do nich słuchawek wyposażonych w niezbalanowane 6.35mm wtyki z rozróżnieniem na nisko i wysoko gainowe, oraz klasyczne 4-ro pinowe zbalansowane. Oczywiście słuchawkowiec, podobnie jak DAC również jest konstrukcją w pełni zbalansowaną a przy tym zdolną oddać do 7W mocy a w dodatku mogącą pracować zarówno w trybie napięciowym, jak i prądowym. Wyboru trybu pracy dokonujemy stosownymi przyciskami Gain/Current a źródło sygnału trzecim guzikiem – Source. Pozycje pokrętła głośności i włącznika głównego w stosunku do DACa nie zmieniły się nawet o jotę, więc o zgodność stylistyczna możemy być spokojni. Za to poważne zmiany czekają nas na plecach head-ampa, gdyż znajdziemy tam jedynie wejścia liniowe. Co prawda zarówno w formacie RCA, jak i XLR, lecz niestety iHa-6 w roli tzw. „przelotki” użyć się nie da.
Przechodząc do części poświęconej brzmieniu tytułowego duetu uczciwie przyznam, że chęć jego przetestowania wzięła się między innymi z docierających do nas wielce pozytywnych opinii na temat samego przetwornika, lecz biorąc pod uwagę prawdziwą słuchawkową klęskę urodzaju to i head-amp trafił do naszej redakcji. I prawdę powiedziawszy bardzo dobrze się stało, gdyż co i rusz spotykamy się z postulatami naszych Czytelników, aby oprócz rasowego High-Endu sięgać od czasu do czasu również po urządzenia z bardziej przystępne cenowo, co też niniejszym czynimy. Traf, czy jak kto woli pech jednak chciał, że równolegle z Cayinami dane nam było testować operujące na zdecydowanie innych pułapach cenowych i wyposażone w wejścia cyfrowe odtwarzacze Marantz SA-10, Musical Fidelity Nu-Vista, oraz rasowy transport plików Lumin U1. Mordercza konkurencja? Przynajmniej na papierze tak właśnie to wygląda, jednak rzeczywistość okazała się zgoła odmienna, gdyż niepozorny iDAC-6 nie tylko okazał się dla nich równorzędnym partnerem, co poprzez pełną dowolność wyboru pomiędzy lampą a tranzystorem mógł lepiej wpasować się zarówno w chwilowy nastrój słuchacza, jak i w danym momencie odtwarzany repertuar.
Już od pierwszych taktów słychać, że Cayin nie będzie próbował uwieść nas eterycznością i rozdygotanym emocjonalnie rozmarzeniem. W zamian za to stawia na ponadprzeciętną dynamikę, spontaniczność i zaskakującą jak na takiego maluch potęgę brzmienia. Jednak w owej spektakularności nie zatraca się i nie idzie na całość przytłaczając wolumenem i gubiąc gdzieś po drodze kontrolę. Nic z tych rzeczy. To po prostu duży, dynamiczny i soczysty dźwięk, jaki z pewnością bezgraniczną miłością pokochają wszyscy fani Rocka. Wystarczy bowiem przejść w tryb lampowy i włączyć coś bujającego. Na pierwszy ogień poszedł zatem krążek „SuperHeavy – Deluxe Edition” z wgniatającym w fotel basem, chwytliwymi melodiami i plejadą mega-gwiazd, które postanowiły zrobić coś na totalnym luzie, dla własnej przyjemności i zabawy. Nie muszę chyba dodawać, że efekt takiego podejścia do tematu jest wyśmienity a Cayiny ów klimat nie tylko świetnie uchwyciły, co wręcz spotęgowały. Jednak o ile DAC całość nieco „pompuje” i podkręca, to head-amp stawia na większą transparentność i liniowość. Nie jest aż tak spontaniczny i gównie skupia się na możliwie wzorcowym wysterowaniu nawet trudnych do napędzenia słuchawek (vide Audeze LCD-4). Taki pozorny brak własnego charakteru świetnie sprawdza się w nieco mniej syntetycznych brzmieniach. Nie opuszczając kręgu solowych dokonań Stonesów sięgnąłem zatem po „Crosseyed Heart” Keitha Richardsa. Blisko podany, mocno „zmęczony życiem” wokal i surowy podkład sprawiały, że żadne upiększacze i polepszacze nie były potrzebne. Z resztą im bardziej surowo Keith brzmiał, tym bardziej zyskiwał na autentyczności, by w „Suspicious” osiągnąć prawdziwe mistrzostwo. Co prawda akurat w tym utworze, właśnie ze względu na możliwie realistyczne doznania nauszne osobiście wolałem zamiast przetwornika Cayina używać swojego Ayona CD-35 , lecz biorąc pod uwagę różniący oba urządzenia dystans cenowy nie można mieć iDACowi tego za złe.
Jednak, czy tytułowe combo nadaje się tylko do czysto rozrywkowego repertuaru? Oczywiście, że … nie. Wystarczy bowiem włączyć klasykę i to najlepiej tę operową (świetnie w tej roli sprawdza się tzw. thebeściak Marii Callas „Pure”), na której idealnie słychać perfekcyjną współpracę obu urządzeń. Przetwornik „pracuje” nad wolumenem orkiestry – jej odpowiednią potęgą i nasyceniem średnicy, co szczególnie korzystnie wpływa na soczystość wokali a iHa-6 w obroty bierze precyzję kreowania źródeł pozornych, ich konturowość, oraz doznania natury przestrzennej. Co istotne ani razu nie udało mi się przyłapać Cayinów na sygnalizowaniu momentu szycia, w którym jeden kończy prace i oddaje pałeczkę drugiemu. Tutaj yin i yang przenikają się i zarazem równoważą dając w rezultacie poczucie kompletności i homogenicznej wręcz spójności.
Oczywiście podchodząc do tematu całkowicie bezkompromisowo można byłoby uznać, że z powyższej dwójki DAC bardziej „robi” dźwięk i to head-amp jest bliższy bezwzględnej przeźroczystości w torze, lecz to tylko i wyłącznie teoria. Życie bowiem rządzi się swoimi prawami i owe podkręcanie dźwięku przez przetwornik może okazać się prawdziwym objawieniem wszędzie tam, gdzie brakuje dynamiki, nasycenia i po prostu atrakcyjności. Za to wzmacniacz słuchawkowy pokaże swoją klasę zarówno ze stosunkowo niedrogimi słuchawkami typu Meze 99 Classics Gold, jak i z ultra high-endowymi planarami w stylu Audeze LCD-4. Warto jednak pamiętać o tym, by nie łączyć go ze zbyt analitycznymi i wręcz laboratoryjnie wyjałowionymi pod względem nasycenia nausznikami, gdyż efekt może i w pierwszej chwili oszołomi ilością detali, lecz po kilkunastu minutach spowoduje ciężka migrenę.
W ramach zakończenia z radością pragnę oznajmić, że pomimo dość niewygórowanej, i to nie tylko na nasze – soundrebelsowe standardy, ceny Cayiny iDAC-6 z iHa-6 stanowią świetny przykład na to, że gdy tylko uwolnimy się od zabobonów metek i przeświadczenia, że tylko „rasowe” audiofilskie legendy są w stanie nas usatysfakcjonować bardzo szybko może się okazać, że będziemy w stanie zbudować wysokiej klasy system za niemalże ułamek wcześniej planowanej kwoty.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Accuphase DP-410; Ayon CD-35; Musical Fidelity Nu-Vista CD; Marantz SA-10
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Lumin U1
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– DAC: Cayin iDAC-6
– Wzmacniacz słuchawkowy: Leben CS-300F; Fostex HP- A8MK2; Cayin iHA-6
– Słuchawki: Meze 99 Classics Gold; Mr.Speakers Ether Flow; Fostex TH900 MK II; Audeze LCD-4
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5; Audio Analogue Maestro Anniversary
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform; Thixar Silence Plus
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips
Opinia 2
Ostatnie lata wyraźnie pokazują, że jakość wytwarzanych w Chinach produktów jest bardzo różna. Dla co najmniej minimalnie zorientowanego w ich ofercie potencjalnego nabywcy wiadomym jest, iż w dużej mierze nie zależy od nich samych, gdyż w większości przypadków wykonują to, co zleci im dany kontrahent. Ci zaś dzielą się na hochsztaplerów w głównej mierze stawiających na szybki zysk i mimo pewnego światowego trendu oszczędności na wszystkim jednak dbających o postrzeganie danej marki poprzez jakość weteranów. Idąc dalej tym tropem okazuje się, że sprawa mających swój rodowód od projektu po finał urządzeń firmowanych przez państwo środka jest wręcz identyczna z rozpoczynającą wstępniak myślą, czyli wszystko zależy od startowego nastawienia pomysłodawcy na biznes. Na szczęście rynek konsumentów wyrafinowanego audio wie, jak oddzielać ziarno od plew, dlatego też nie zarzucając Was zatrważającą ilością testów miernych produktów, do naszej rekcji zawsze pukają dystrybutorzy brandów potrafiących sprostać naszym wymaganiom jakościowym, tak pod względem solidności produktu, jak i jakości generowanego dźwięku. Zatem oszczędzając Wasz czas bez sztucznego wdawania się w deklinację pełnej listy solidnych producentów chciałbym zaproponować opinię o znanym wszystkim przedstawicielu uczciwego podejścia do klientów w postaci pochodzącej z Chin marki Cayin. Ta zaś, tym razem do starcia testowego dostarczyła przetwornik cyfrowo/analogowy z funkcją przedwzmacniacza IDAC-6 i współpracujący w tej recenzenckiej batalii m.in. ze słuchawkami Mr. Speakers „ETHER FLOW” wzmacniacz słuchawkowy IHA-6. Stawiając kropkę nad „i” dodam, iż wizytę wspomnianej elektroniki w redakcji zawdzięczamy dystrybutorowi Audiomagic.
Analiza załączonych fotografii wyraźnie pokazuje, że projekty zatytułowane Cayin iDAC-6 i iHA-6 nie stawiają na zbędny podczas użytkowania przepych wizualny, co sugeruje, iż większość budżetu przeznaczono na najważniejsze z punktu widzenia użytkownika ich układy wewnętrzne. Jednak tego, co odtarło na testy, nie można opisać inaczej, niż bardo solidne, pozornie skromne, jednak w efekcie kontaktu organoleptycznego posiadające wiele walorów wizualnych produkty. Na tle konkurencji nie są demonami rozmiarowymi, ale sądzę, że celując w określonego, traktującego je jako dodatkowe uzupełnienie systemu użytkownika z ich gabarytami trafiono w punkt. Co ważne, waga tych urządzeń ewidentnie wskazuje, że nie proponują audiofilskiego powietrza, tylko pełne wykorzystanie wnętrza niezbędnymi dla funkcji danego komponentu układami elektrycznymi. Gdy spojrzymy na ich bryłę, naszym oczom ukażą się unifikowane, zgrabne, nieco szersze niż głębsze aluminiowe skrzynki. Rozpoczynając od przetwornika i jego frontu w jego centrum na nieco pochylonej ku tyłowi szczątkowej płaszczyźnie widzimy wyświetlacz informujący o stanie urządzenia, tuż pod nim trzy przyciski funkcyjne, a na lewej i prawej flance włącznik główny i gałkę wzmocnienia. Tylny panel iDCA-a zaspokajając większość potrzeb wymagającego melomana uzbrojono w zestaw przyłączy cyfrowych (COAXIAL, AES/EBU, OPTICAL, USB), pakiet wyjść analogowych w standardzie RCA/XLR i zintegrowane z bezpiecznikiem gniazdo zasilające. Przechodząc do tematu wzmacniacza słuchawkowego i przyglądając się przedniemu panelowi widzimy dość prosty, ale w efekcie nieco przełamujący monotonię zabieg designerski w postaci podzielenia go na trzy płaszczyzny. Centralna proponuje nam dość nietypowe jak na najczęściej stosowane w zestawach słuchawkowych trój i cztero-pinowe przyłącza zbalansowane – z czego pierwsze combo obsłuży również poczciwego jack’a. Analizując pozostałe płaszczyzny na lewej zauważamy nieco większy główny i trzy mniejsze przyciski funkcyjne, a na prawej podobnie do przetwornika gałkę wzmocnienia. Szybka relacja z oględzin pleców daje odpowiedź w postaci wejść analogowych RCA/XLR i gniazda zasilania. Tak po krótce wyglądają zaproponowane do oceny urządzenia. Na pierwszy rzut oka niby skromnie, ale po dokładnym poznaniu oferty w pełni satysfakcjonująco.
Nie wiem jak Marcin, ale w swoim starciu ów opisany przed momentem zestaw postanowiłem ocenić osobno. To ni mniej, ni więcej oznacza, że najpierw przyjrzałem się przetwornikowi, a w drugiej kolejności wzmacniaczowi słuchawkowymi. Rozpoczynając zatem od DAC’o-przedwzmacniacza ważnym aspektem wydaje się być informacja, iż dzięki swojej konstrukcji wewnętrznej oferuje użytkownikowi dwa światy obsługi dostarczanego do niego sygnału. Co to oznacza? Ano to, że gdy tylko zapragniemy, możemy dość szybkim ruchem przełączeniowym sprawić wpuszczenie w tor sygnałowy zaimplementowanych weń lamp elektronowych. Tak tak, te maleństwo to potrafi. Powiem więcej, użycie szklanych baniek w wielu przypadkach konfiguracyjnych będzie bardzo wskazane, gdyż wnosi do dźwięku dodatkową, uspokajając powiem, że delikatną dawkę homogeniczności. Mało tego, te lampki możemy wykorzystywać do celowego podkolorowania starych, często trącających anoreksją realizacyjną czy to rockowych, czy jazzowych płyt. I nie mówcie mi, że nie będziecie tak robić, gdyż ja, będąc zatwardziałym ortodoksem w odtwarzaniu materiału w jego oryginalnym wydaniu sam złapałem się na kilku próbach pomocy ulubionym krążkom. Przemierzając temat sposobu prezentacji muzyki przez iDAC-6 ewidentnie słychać, iż ogólny sznyt grania bazuje na gęstym, w zależności od użycia lub nie wspomnianej lampy przekazie muzycznym. Co ważne, całość prezentacji jest bardzo spójna sonicznie, co oznacza, że przy stawianiu na fajną masę górne rejestry nie wychodzą przed szereg, tylko dopełniają tak ważny dla osobnika homo sapiens zakres średnio-tonowy. Całość pomysłu na dźwięk uzupełnia trochę pogrubiony, ale w granicach rozsądku najniższy zakres. Ale spokojnie. Nie otrzymujemy bliżej niepokreślonej, oszczędnej w informacje papki, tylko podany w często bardzo oczekiwanej przez docelowego klienta estetyce sznyt grania. Dla pełnego uspokojenia bliskiego palpitacji serca czytelnika dodam jeszcze, że nawet w moim, nastawionym już na starcie na masę i gęstość zestawieniu czerpałem ze słuchania Cayin’a wiele pozytywnych emocji. Owszem, we wszystkich gatunkach muzycznych w porównaniu z moim przetwornikiem odczuwałem coś na kształt przygaszenia światła na scenie, ale muszę przyznać, że po zadziwiająco szybkiej akomodacji ta obserwacja odchodziła w soniczny niebyt. Ba, może nie za każdym razem, ale dość często wyartykułowana maniera grania produktu z kraju środka była panaceum na zbyt małą energię poszczególnych instrumentów, pozwalając im tym sposobem na ich pełny udział w danym wydarzeniu muzycznym. To co prawda jest naciąganie faktów, ale przyznacie, że w efekcie bardzo przyjemne. Jedynym według mnie małym minusem takiego postawienia sprawy był wgląd w rozmiar wirtualnej sceny muzycznej. Wspomniane zagęszczenie i lekka tonizacja doświetlenia dźwięku powodowały utratę ostrości odbioru najdalszych formacji muzyków. Ale raz, wszystko może mniej czytelnie, ale nadal znajdowało się na swoim, o dziwo ciekawym rozmiarowo miejscu, a dwa japoński kontrpartner (Reimyo) już na starcie był poza zasięgiem pretendenta do laurów, dlatego proszę o umiarkowana analizę tego, co starałem się dość dokładnie, a może biorąc pod uwagę starcie Dawida z Goliatem nawet za dokładnie opisać.
Gdy dotarliśmy do wzmacniacza słuchawkowego iHA-6, muszę zaznaczyć, że w tym podejściu punktem odniesienia był znany wielu melomanom japoński, wyposażony w funkcję obsługi słuchawek, w pełni lampowy wzmacniacz zintegrowany Leben CS300F. Gdy wiemy, na czym opiera się ta część testu pragnę poinformować, iż marka Cayin w tym produkcie postawiła na podobny do przed momentem opisywanego DAC’a rys brzmieniowy, z tą tylko różnicą, że nie zanotowałem żadnego zmniejszenia lumenów na scenie muzycznej. Nadal obracałem się w gęstym, bardzo pożądanym nie tylko w muzyce dawnej, ale również rockowej sznycie grania, ale tym razem już w naturalnym świetle dziennym. Oczywiście, to w stosunku do Japończyka nadal był nieco ciemniejszy przekaz, jednak w porównaniu do wcześniejszego starcia wszystko zaprezentowało się w zdecydowanie bardziej otwartym oddechowo pomyśle na dźwięk. Oczywiście, na szczęście niezbyt częstą konsekwencją świeżości dźwięku były ostrzejsze sybilanty. Niestety, tutaj nie ma lampki w torze i musimy brać życie takim jakiem jest. Ale oświadczam, dzięki witalności dźwięku, całość nabrała ciekawej zwiewności, a sybilanty w muzyce były, są i będą zawsze. A gdy ktoś zapragnie na siłę je likwidować, zwyczajnie zabije muzykę. Aby tego nie robić, oświadczam, że nawet w najlepszych systemach czasem słychać, iż dany artysta posiada skłonności mimiczne do generowania podobnych syczących artefaktów i nie ma w tym nic złego. Po prostu życie.
Mimo rozbicia testu na dwa osobne podejścia wyraźnie widać, że w obydwu komponentach konstruktorzy stawiają na muzykalność. Oczywiście to zawsze ma swoje mniejsze lub większe soniczne konsekwencje, ale jak wspominałem, weźcie poprawkę na mój punkt odniesienia i Wasz kurs ku górze w dążeniu do złapania króliczka. Ja decydując się na proces oceniania w stosunku do swojego zestawu prawie zawsze kroczę ku dołowi, dlatego bardzo łatwo jest mi wytypować wszystkie za i przeciw danej konstrukcji, Natomiast Wy pełni nadziei i sporego pakietu oczekiwań albo tego nie zauważycie, albo zwyczajnie będzie te tego oczekiwać. Zatem po skreślonej w poprzednich akapitach analizie oferty dwóch specyfikacji obróbki dźwięku przetwornika cyfrowo-analogowego (tranzystor, lampa) i nieco świeższym przekazie wzmacniacza słuchawkowego nie pozostaje nic innego, jak osobista weryfikacja czy to Wasza bajka. Jedno jednak wiem na pewno, naprawdę warto poświęcić tym produktom kilka spędzonych przy muzyce chwil.
Jacek Pazio
Dystrybucja: Audiomagic
Ceny:
Cayin iDAC6: 4 900 PLN
Cayin iHa6: 4 900 PLN
Dane techniczne:
Cayin iDAC6
Pasmo przenoszenia: 20Hz~30kHz (±0.5dB,Fs=192kHz)
Wykorzystane lampy: 4 x 6N16B
DAC: 2 x AK4490
Obsługiwane sygnały PCM do 32 Bit/384 kHz, DSD do DSD 128
Wejścia cyfrowe: USB, AES/EBU, Coaxial (24 Bit/192 kHz), Toslink (do 24 Bit/176.4 kHz)
Wyjścia analogowe: para XLR, para RCA
Poziom wyjściowy: 2,2 V (RCA), 4,4 V (XLR)
Zniekształcenia harmoniczne (THD+N): ≤0.8% (stopień lampowy), ≤0.004% (stopień tranzystorowy)
Odstęp sygnał/szum (średnio ważony): ≥105dB (stopień lampowy), ≥110dB (stopień tranzystorowy)
Pobór mocy: <30W
Wymiary(SxGxW): 240mm x 252mm x 69mm
Waga: 3,8 kg
Cayin iHa6
Maksymalna moc wyjściowa w trybie zbalansowanym: 7W/32 Ω
Maksymalna moc wyjściowa w trybie niezbalansowanym: 2,2W/32 Ω
Gain: Niski=0dB, Średni=10dB, Wysoki=20dB
Pasmo przenoszenia: 10 Hz-80kHz, (-0,5dB)
Zniekształcenia harmoniczne (THD+N): ≤0.02% (1kHz,RL=32Ω)
Odstęp sygnał/szum (średnio ważony): ≥105dB (wyjścia niezbalansowane), ≥110dB (wyjścia zbalansowane)
Wyjścia słuchawkowe: 6.35mm TRS x 2 , 3 pinowe XLR (zbalansowane) 4 pinowe XLR (zbalansowane)
Pobór mocy: 60W
Wymiary(SxGxW): 240mm x 252mm x 69mm
Waga: 3,8 kg
System wykorzystywany w teście:
– źródło: Reimyo CDT – 777 + DAP – 999 EX Limited
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
– wzmacniacz zintegrowany Leben CS300F
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Harmonix SLC, Harmonix Exquisite EXQ
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro, Furutech NanoFlux – NCF, Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Najnowsze komentarze