Bazując na dobiegających do nas informacjach o rozwoju poszczególnych rodzajów nośników muzyki jedno jest jasne – czy tego chcemy, czy nie, posiadanie toru analogowego obecnie jest „trendy”. I nie ma znaczenia, czy z najwyższej, czy rozpoczynającej ofertę półki cenowej, ważne, żeby dawcą informacji była czarna płyta. A jeśli tak, chyba nikogo nie dziwi mnogość ułatwiającej nam życie oferty tego typu akcesoriów od werków, przez ramiona, przedwzmacniacze, po wkładki gramofonowe. I gdy wydawałoby się, że w pewnym sensie mamy z górki, okazuje się, iż owa rozbudowana paleta jest pewnego rodzaju pułapką. Po prostu z braku choćby zdawkowej wiedzy o danym produkcie kolokwialnie mówiąc podczas zakupu często strzelamy w ciemno. Na szczęście jest na to rada. Oczywiście mam na myśli różne periodyki branżowe, które biorąc na tapet czasem całe konglomeraty w stylu ostatnio recenzowanego na naszych łamach gramofonu Well Tempered Lab Simplex Mk2, a czasem jak w dzisiejszym spotkaniu, poszczególne komponenty analogowe, nakreślają zainteresowanym ich ogólne cechy brzmieniowe. To daje pewien ogląd sytuacji i jeśli wiemy, co nam w duszy gra, znacznie łatwiej jest podjąć decyzję. Dlatego też spiesząc z pomocą przyjrzymy się dzisiaj początkowi powstawania sygnału analogowego, czyli wkładce gramofonowej mającej już swoje pierwsze pięć minut we wspomnianym przed momentem teście kompletnego gramofonu. I gdy wydawałoby, że z racji unikania powtórki z rozrywki nie ma o czym rozprawiać, jej intrygujące walory soniczne wręcz zmusiły nas do weryfikacji, jak tytułowy rylec spisze się na innym napędzie. Jak można się spodziewać, powodem takiej decyzji były z jednej strony bardzo prozaiczne, ale z drugiej istotne z punktu widzenia klientów poszukujących samej wkładki pytania typu: „Czy zachowa wcześniejsze cechy? A może całkowicie zmieni front działań? Niestety wstępniak to zbyt wczesne miejsce na odkrywanie kart, dlatego też wszystkich zainteresowanych jak dystrybuowana przez wrocławskie Audio Atelier kanadyjska wkładka Charisma Audio Eco MC tym razem spisała się w nieco zmienionych warunkach sprzętowych, zapraszam do lektury poniższego tekstu.
Tytułowy model Eco z racji unikania ostrych motywów w kwestii wizualizacji korpusu – front jest zaoblony, a dolne krawędzie bocznych ścianek łagodnie podcinają podstawę – jest bardzo przyjazny dla oka. To co prawda z braku prostopadłego do ścianek bocznych awersu podczas aplikacji na docelowym ramieniu nieco utrudnia ten proces, jednak po osobistym przedtestowym montażu Charismy Eco stwierdzam, iż posiadając choćby minimalną wiedzę na ten temat sprawa usadowienia na ramieniu i finalnej korekcji jej ustawienia jest banalna. Przybliżając kila informacji o technikaliach najważniejszymi są: aluminium jako materiał obudowy, wspornik na bazie białej ceramiki, rodzaj szlifu w postaci super eliptycznego Nude Diamond, cewka wykonana z mariażu czystego żelaza i miedzi OFC oraz zalecany nacisk na poziomie 1.9g. Tak prezentującą się analogową biżuterię usadowiono w wykonanym z przezroczystego akrylu, wyposażonym w stosowne akcesoria montażowe walcu i spakowano w zgrabne kartonowe puzderko.
Oczywiście domyślam się, iż oczekujecie przede wszystkim odpowiedzi na kluczowe pytanie, czy i ewentualnie w którym kierunku ewaluowało ostateczne brzmienie Charismy Eco powieszonej na innym werku. Choćby z uwagi na inny układ rezonansowy napędu i zastosowanego w nim ramienia coś musiało się przecież wydarzyć. Jednak czy na tyle determinująco, że nasza bohaterka zatraciła swoje najciekawsze zalety? Albo była na tyle absorbująca, że zdominowała całkowicie inną konfigurację? Spokojnie, zachowała się jak najlepszy gracz, bowiem udzielenie odpowiedzi na tendencyjnie zdane złośliwe pytania obróci w tak zwaną perzynę. Chodzi mianowicie o jej umiejętne przemycenie fenomenalnej muzykalności mimo sztywniejszego zawieszenia ramienia gramofonu Clearaudio Concept. W pierwszej odsłonie Eco wisiała na ramieniu tłumionym gęstym sylikonem, co w głównej mierze przekładało się na prezentację w estetyce mocnej barwy, plastyki, masy i świetnej kolorystyki. Jednak całość była na tyle zdroworozsądkowo dozowana, że w nawet na najbardziej wymagających utworach nie udało mi się złapać jej na zbytnim spowolnieniu prezentacji. Nie wiem, jak to się działo, ale system trafiał w naturalnie stojący po stronie koloru i nasycenia, ale fajny w odbiorze punkt. Punkt, który z uwagi na różnice w naszych preferencjach naturalną koleją rzeczy może mieć swoich zwolenników i przeciwników, jednak nigdy nie powinien być kojarzony z czymś nieciekawym. Raczej innym, aniżeli posiadającym wady. Natomiast w dzisiaj opisywanej odsłonie niemiecki Concept oferował ramię zawieszone magnetycznie. To zaś powodowało całkowicie inne warunki rezonansowe pracy wkładki. Już bez łożyskowania ramienia w silikonowym, a przez to bezpiecznym dźwiękowo balsamie, tylko w oparciu o coś bardziej sprężystego. Nadal dobrze tłumiącego, jednak zgoła inaczej niwelującego szkodliwe rezonanse w punkcie podparcia ramienia. Jak zatem zachował się tak skonfigurowany set?
Pierwszym ważnym aspektem było wyczuwalne, acz bez odchodzenia od dobrej wagi przekazu, nabranie przez niego szybkości. Zyskał atak i co również dobrze wypadło, nieco wyostrzyła się kreska rysująca wirtualny świat. Jednak to nie jedyne ciekawe zmiany, gdyż w wyniku wspomnianych działań dawniej raczej masywne granie po korekcji szybkości narastania sygnału i dobrze odbieranym zebraniu się w sobie, teraz zaczęło pulsować większą energią. Efekt wydawał się być swoistą zamianą krągłości w wyczuwalny mocniejszy impuls, co z jednej strony nieco zmieniło determinującą odbiór całości żywość grania, ale z drugiej nie odeszło jakoś diametralnie od hołubienia przez zestaw dbałości o dobrą wagę i barwę słuchanej muzyki. Gdybym miał bardzo skrótowo opisać wynik niemiecko-kanadyjskiego mariażu, powiedziałbym, że przy zachowaniu dobrej kolorystyki i namacalności, prezentowany w przestrzeni międzykolumnowej spektakl poprawiając „talię” bez popadania w anoreksję, stal się ostatnimi czasy bardzo modnym „fit”. Czy to dobrze? Naturalnie, gdyż ewidentnie pokazuje, że owszem, wkładka oferuje swój oczekiwany od tego typu akcesoriów esencjonalny sznyt grania, jednak nie stosuje zamordyzmu, czyli tłumacząc z polskiego na nasze nie ustawia zastanej konfiguracji według jednego, powstałego podczas projektowania wzoru. Wnosi do niego swoje trzy grosze, jednak z oczekiwanym umiarem, co czyni ją pewnego rodzaju uniwersalną. Czy na pewno?
Spokojnie, jestem pewien, gdyż według mnie ową uniwersalność znakomicie potwierdziły widniejące na serii fotografii przykładowe płyty. A potwierdzały, gdyż repertuar otwierał Chick Corea, potem przyszła pora na Coldplay, a listę zamykał orkiestrowy materiał Earthy Kitt i mimo to wszystkie gatunki muzyczne zostały obdarowane przez tytułową wkładkę stosownymi, naturalnie odpowiednio wspomagającymi je smaczkami. Raz niezbędne okazywało się wspominane zebranie przekazu w sobie i przyspieszenie ataku prezentacji – mowa o popisach rockmenów, innym razem fajne body podczas projekcji damskiej wokalizy – znakomita E. Kitt, a jeszcze innym oprócz dobrego rysunku instrumentów, odpowiednie ich nasycenie – mowa o Chicku. Co ciekawe, to było na tyle płynne, że nawet przez moment nie zauważyłem, aby opiniowany rylec jakoś nieśmiało drukował mecz. Wszystko obywało się w tak naturalny, a przez to bardzo wciągający sposób, że po dosłownie pierwszym utworze danej krążka kończyło się analizowanie sytuacji sonicznej, a zaczynało bezwarunkowe wchodzenie w kompozycję. A muszę przyznać, że oprócz wyeksponowanych na zdjęciach czarnych placków, na talerzu testowej konfiguracji lądowały także tytuły w stylu free-jazzowego Kena Vandermarka, czarującego akustyczną gitarą Antonio Forcione, czy koncertowego szaleństwa buntowników spod znaku AC/DC. I gdy tak z perspektywy spojrzymy na fajnie odebrany, jak widać bardzo różnorodny repertuar, moja teza o uniwersalności wydaje się być w pełni uzasadniona. Zazwyczaj przy świetnym występie jednego z nurtów, inny nieco cierpi. Tymczasem w tym przypadku za każdym razem było ok. Dla mnie bez dwóch zdań nasza bohaterka wyszła z tego starcia z tak zwaną tarczą.
Do kogo adresowałbym naszą bohaterkę Charisma Audio Eco? Szczerze powiedziawszy w oparciu o jej konsekwentne obracanie się – w zależności od napędu – w różnie akcentowanej estetyce nasycenia i barwy, teoretycznie do każdego. Jednak zdając sobie sprawę z faktu różnych, czasem ekstremalnych gustów, jedynymi potencjalnymi przeciwnikami tego typu prezentacji mogą być – choć nie muszą – wielbiciele ekstremalnej natychmiastowości zmian tempa i pewnego rodzaju agresywności przekazu. Kanadyjska wkładka stawia na inny rodzaj emocji i raczej nie da się skłonić do prób kruszenia szkliwa na zębach. Owszem, po zawieszeniu na odpowiednim gramofonie będzie umiała pokazać pazurki, jednak nie oszukujmy się, na żyletki w eterze nie ma co liczyć. To źle? Nic z tych rzeczy. Po prostu piewcy ekstremalnych, niestety z punktu widzenia przekazu analogowego, często wynaturzonych doznań muszą szukać gdzie indziej. A że takich jest naprawdę znikoma ilość, tak naprawdę to dla marki żadna strata. Z założenia nastawiona jest na melomanów, a nie masochistów. Jeśli zatem utożsamiacie się z pierwszą grupą, kanadyjski produkt powinien bezwarunkowo pojawić się na Waszej potencjalnej liście zakupowej.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition,
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Dystrybucja: Audio Atelier
Producent: Charisma Audio
Cena: 3 990 PLN
Dane techniczne
Charisma Audio Eco – wkładka gramofonowa MC
Waga wkładki: 11 g
Korpus wkładki: aluminium
Wspornik: biała ceramika
Szlif: super eliptyczny Nude Diamond
Kąt śledzenia w pionie: 20 stopni
Cewka: cewka z czystego żelaza z miedzią OFC
Napięcie wyjściowe: 0,38 mV przy 3,54 cm/s.
Impedancja wewnętrzna: 8 omów
Pasmo przenoszenia: 20 – 20 000 Hz ± 1 dB
Balans kanałów: lepszy niż 0,5 dB
Separacja kanałów: lepsza niż 25 dB
Zgodność dynamiczna: 12 μm/mN
Zalecane obciążenie: 100 – 1000 omów
Zalecana siła nacisku / tracking force : 1,9 g ± 0,1 g
Możliwość śledzenia przy 315 Hz / 2 g: 80 uM
Zalecana masa ramienia: średnia
Okres docierania: 30 godzin
To, że ostatnimi czasy brak poczciwego gramofonu na półce miłośnika muzyki najdelikatniej mówiąc jest swoistym foux pas, wiemy chyba wszyscy. Naturalnie jak w każdej dziedzinie życia zdarzają się wyjątki potwierdzające regułę, jednak trend powrotu drapaka do łask jest bezsporny. Na tyle mocny, że producenci dwoją się i troją, aby spełnić najbardziej wyszukane oczekiwania. Powiem więcej. Niektórzy tak zatracili się w tym wyścigu analogowych zbrojeń, że zaprzęgają do tego technologie ocierające się o poziom produktów rodem z NASA. To źle? Oczywiście bardzo dobrze, jednak to ma swoje wady. Mam na myśli koszty finalnego produktu, których zwykły Kowalski niestety nie udźwignie. Na szczęście fraza „niektórzy” nie oznacza całej populacji konstruktorów, co znakomicie udowadnia dzisiejszy nowozelandzki bohater. I żeby było ciekawiej, jest bardzo wyrazisty, gdyż wdrożył do produkcji wydaje się, że od zawsze mający swoich zwolenników pomysł. Jaki? Już zdradzam. Otóż miło jest poinformować zainteresowanych gramofonomaniaków, iż w tym odcinku w przeciwieństwie do prześcigającej się w zastosowaniu najnowszych technologii konkurencji, zajmiemy się stosunkowo prostą w budowie szlifierką na bazie odpowiednio uformowanej ze sklejki plinty i prostego ramienia z zawieszoną na wsporniku piłką golfową pływającą w kuwecie wypełnionej odpowiednim płynem. Wolne żarty? A jeśli już, to nie ma prawa zagrać? Bynajmniej, gdyż od dawna podczas procesu testowego na bazie tak prostej konstrukcji nie miałem tyle radości ze słuchania. O kim mowa? O pochodzącej z Nowej Zelandii marce Well Tempered Lab, z portfolio której dzięki zabiegom stacjonującego we Wrocławiu dystrybutora Audio Atelier, do naszej redakcji zawitał model Simplex Mk2 wraz ze współpracującą z nim wkładką Charisma Audio Eco.
Przyglądając się budowie naszego bohatera Simplex Mk2 gołym okiem widać, że w kwestii prostoty konstrukcji byłem nader szczery. Chassis gramofonu wykonane jest z przybierającej obrys prostokąta z przyjemnie zaoblonymi krawędziami, wielowarstwowej sklejki. Co ciekawe, a od strony designu jest bardzo istotne, wszystkie niezbędne przyłączeniowo-napędowe atrybuty Simplex-a zostały umiejętnie ukryte. Odseparowany antywibracyjnie w metalowej konstrukcji, sterowany serwem silnik został zagłębiony w podstawie w lewym tylnym rogu, zaś osprzęt sterowania i karmienia silnika energią elektryczną w centralnej, a zestaw wejść RCA wraz z uziemieniem pod metalowymi osłonami w prawej części tylnej ścianki. Jeśli chodzi o łożyskowanie talerza, temat rozwiązano przy pomocy zalanej olejem kuwety z tworzącą trójkątny otwór wkładką z tworzywa sztucznego. Sam nośnik dla płyt winylowych wykonano z nieco większego w kwestii średnicy od czarnego placka, zmatowionego akrylu, na który finalnie nakładamy dostarczaną w komplecie dość grubą korkową nakładkę. Po co taki zabieg? Zapewniam, że dość istotny. Po pierwsze – silnik z pełnym zamysłem nie jest jakimś mocarzem – chodzi o minimalizację tętnień układu napędowego podczas jego pracy. A po drugie – samo przeniesienie momentu obrotowego odbywa się przy pomocy cieniutkiej, bo osiągającej średnicę 0.004 mm żyłki. I gdy skojarzymy obydwa konstrukcyjne fakty – potencjalne problemy podczas każdorazowego startu i zatrzymywania układu z uwagi na małą moc silnika i znikomą, ograniczającą przekazanie mocy z motoru na talerz, średnicę nylonowej nici, okaże się, że konstruktorowi zależało na tym, aby podczas użytkowania gramofonu płyty zmieniać w tak zwanym locie. I właśnie na to pozwala wytworzona poprzez zastosowanie grubej, o mniejszej średnicy, a przez to tworzącej odpowiedni prześwit do zdejmowania i nakładania płyty, korkowej nakładki. Rozwiązanie proste, ale bardzo skuteczne i po kilkunastu dniach zabawy stwierdzam jednoznacznie, że bardzo przyjazne i o dziwo bezpieczne w użytkowaniu. Na koniec kilka zdań o samym ramieniu. Jak wspominałem, mamy do czynienia z piłką golfową. Naturalnie została kolokwialnie mówiąc „przebita” z jednej strony pozwalającą na zamocowanie wkładki, a z drugiej zawieszenia stosownych przeciwwag do jej kalibracji, aluminiową rurkę. Sama piłeczka natomiast w celach stabilizacji układu została zatopiona w wypełnionej silikonem, okrągłej tulei i dla umożliwienia regulacji VTA podwieszona cieniutką żyłką na prostym, dającym dość łatwo się regulować wsporniku. Tak skonfigurowany bramofon usadowiono na eliminujących wibracje, gumowych, półsferycznych stopach.
Jeśli chodzi o zastosowaną w teście, naturalnie zaproponowaną i dostarczoną przez dystrybutora wkładkę, jak wspominałem w akapicie rozbiegowym, w tym przypadku mamy do czynienia ze stosunkowo niedrogim, acz zaskakująco ciekawym brzmieniowo nie tylko od strony specyfiki, ale również jakości grania produktem MC kanadyjskiej marki Charisma Audio model Eco.
Jak zaznaczałem we wstępniaku, przybliżany dzisiaj test był bardzo zaskakujący. I nie chodzi li tylko o pozytywny odbiór oferty brzmieniowej Simplex-a Mk2, ale ów odbiór w połączeniu z prostotą jego konstrukcji. To nie przebierając w słowach, wygląda jak praca wieńcząca zakończenie jakiejś szkoły technicznej – oczywiście mam na myśli pomysł na budowę tego typu urządzenia, a nie jakość wykonania, a mimo to zaproponowany sound dla sporej części obracającej się w tym przedziale cenowym konkurencji bez problemu może być pewnego rodzaju wzorcem. Spokojnie, nie mistrzostwa świata w klasie „Open”, tylko opracowania czegoś bardzo prostego, a mimo to pozwalającego wydobyć z czarnego krążka zarezerwowaną dla niego soniczną esencję. Co to oznacza?
Gdybym miał w kilku zdaniach określić sposób na muzykę według Well Tempered Lab – naturalnie w tandemie z dostarczoną wkładką Charisma Audio Eco, pierwsze co ciśnie się na klawiaturę, to podanie owego interesującego nas świata poukładanych na pięciolinii nut w przyjemnie ciemnawej projekcji. Nie zgaszonej, nie ociężałej, tylko bez zbędnego doświetlania dobrze osadzonej w barwie średnicy. Przekaz jest dosadny w dolnym zakresie, soczysty w centralnym paśmie i odpowiednio kulturalny, acz z dobrym pakietem informacji w najwyższych rejestrach, co sprawia, że ciężko jest pogodzić się z myślą spowodowanego późną porą dnia, zakończenia obcowania z muzyką. Muzyką, przez cały czas tętniącą pełnym energii, dobrze rozlokowanym na wirtualnej scenie życiem. Owszem, niewalczącą o pokazanie ekstremum poszczególnych zakresów typu przesadnie ostra krawędź, czy szaleńcza pogoń za bezkompromisowymi atakami dźwięku, ale również niezdradzającą oznak nadmiernej nadwagi. I to bez względu na zastany system. Skąd takie wnioski? Wystarczy spojrzeć na moją codzienną konfigurację, Sama w sobie jest nasycona, a mimo to zaproponowany przez dystrybutora nowozelandzko-kanadyjski tandem ani razu nie dał złapać się na szkodliwym czy to spowolnieniu, czy nadmiernej otyłości wydarzeń scenicznych. Z każdego starcia wychodził z tak zwaną tarczą. Z tym tylko istotnym aspektem, że wszelkiego rodzaju słabe realizacje zazwyczaj na takim postawieniu sprawy zyskiwały, a dobre nie stawały się niestrawnym ulepkiem.
Weźmy dla przykładu dołączone do serii zdjęć płyty tłoczone w epoce świetności winylu The Modern Jazz Quartet z muzyką Sonny’ego Rollinsa i dwóch znakomitych saksofonistów Coltrane’a z Quinichette-m. Jak można się spodziewać, z uwagi na pochodzenie ich realizacja jest bardzo dobra, a mimo tego niesione dawką dodatkowego body, jednak bez przekraczania dobrego smaku podkręcenie esencjonalności każdego ze źródeł pozornych nie tylko nie powodowało zgrzytu, ale w moim mniemaniu podkręcało efekt namacalności odbioru światowej klasy muzyków. Namacalności, bez której słuchamy tylko kolejnej płyty, a jeśli tak jak w przypadku tego testowego rozdania, takowa zostanie podniesiona do rangi zjawiska. integrujemy się z danym wydawnictwem bez jakichkolwiek ograniczeń. Nagle saksofony oprócz wyraźnego pokazania, że mamy do czynienia z drewnem stroika, zaczęły owo drewno znakomicie dozować w zależności od siły zadęcia, a nie jednostajnie karmić mnie nim na jedną modłę. A to tylko przedbiegi, bowiem podobny efekt emocji wywoływał mocny, do tego fajnie pokolorowany, jednak nieuduszony dźwięk wibrafonu. Nie wiem, czy już o tym pisałem, ale wspomniany generator dźwięku gdy jest dobrze odtworzony, potrafi mnie bezgranicznie zaczarować. Niestety słowem kluczem jest fraza „dobrze odtworzony”, z czym jak można domniemywać, nasz tandem znakomicie sobie poradził. Było dźwięcznie i soczyście, tak jak lubię.
Podobny odbiór, czyli panowanie gramofonu nad swoimi niuansami brzmieniowymi zaliczyłem w przypadku współcześnie tłoczonej, koncertowej płyty Diany Krall „Wallflower”. Jak wszystkie jej produkcje, w standardowym odtworzeniu nie ma do czego się przyczepić, a mimo tego, soczysty sznyt grania testowej konfiguracji nie spowodował nic złego. Mało tego. Dzięki temu fajnie zyskał głos artystki, przez co wywoływał u mnie większe pokłady emocji, co chyba jest głównym motorem podążania za twórczością pani Diany.
Na koniec koncertowe szaleństwo hard-rockowej grupy AC/DC „If You Want Blood You’ve Got It”. Co dobrego mogę powiedzieć o tym występie? Oczywiście tylko potwierdzić kilka linijek wcześniej wygłoszoną opinię nie tylko o braku strat, ale również w wielu przypadkach zyskach różnych produkcji płytowych. Jakość materiału jest daleka od realizacyjnego szaleństwa, dlatego płyta odtworzona na testowanym zestawieniu nie tylko pokazała, o co chodzi w gitarowych pasażach tego kojarzonego właśnie z „wiosłami” zespołu, ale znakomicie pomogła również wyraźniej zaistnieć walczącemu z instrumentalną materią wokaliście. I gdy zawsze w duchu narzekam na zbyt anorektyczny mastering tej płyty, to w przypadku ożenku z Well Tempered Lab Simlex Mk2 nagle wszystko znalazło się na swoim miejscu. Przypadek? Nie ma takiej opcji. To konsekwencja odpowiedniej konfiguracji sprzętowej.
Czy bazując na powyższym opisie poleciłbym naszego bohatera wszystkim wielbicielom analogu? Z uwagi na sposób prezentacji jak najbardziej. Jednak zdaję sobie sprawę z faktu posiadania przez kogoś nazbyt ociężałych zestawień, dlatego przed ewentualnym zakupem polecam z ręką na sercu określić stan stacjonującej u siebie układanki. Niestety opiniowany zestaw nie jest jakimkolwiek naprawiaczem popełnionych wcześniej błędów, tylko zgodnie z pomysłem konstruktora solidnie robi swoje. I jeśli mozolnie dobierając tor audio w gęstości prezentacji nie przekroczyliście zdrowego rozsądku – o niedowadze nie wspominając, jest duża szansa, że nawet niezobowiązujące spotkanie na własnym podwórku dla wielu z Was może okazać się czymś, czego od lat poszukiwaliście, a czy to z uwagi na znacznie wyższe koszty u konkurencji, czy też mimo usilnych prób zwyczajnie z braku organoleptycznego zderzenia, nie było dane Wam zakosztować. Nie wiem co po osobistej próbie powiecie Wy, ale ja tym jakże prostym w konstrukcji, ale skomplikowanym emocjonalnie analogowym konglomeratem jestem pozytywnie znokautowany.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
Źródło:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition,
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Dystrybucja: Audio Atelier
Ceny:
Charisma Audio Eco: 3 990 PLN
Well Tempered Lab Simplex Mk2 z ramieniem: 11 990 PLN
Zasilacz liniowy Well Tempered DPS: 2 390 PLN (opcja)
Dane techniczne
Charisma Audio Eco – wkładka gramofonowa MC
Waga wkładki: 11 g
Korpus wkładki: aluminium
Wspornik: biała ceramika
Szlif: super eliptyczny Nude Diamond
Kąt śledzenia w pionie: 20 stopni
Cewka: cewka z czystego żelaza z miedzią OFC
Napięcie wyjściowe: 0,38 mV przy 3,54 cm/s.
Impedancja wewnętrzna: 8 omów
Pasmo przenoszenia: 20 – 20 000 Hz ± 1 dB
Balans kanałów: lepszy niż 0,5 dB
Separacja kanałów: lepsza niż 25 dB
Zgodność dynamiczna: 12 μm/mN
Zalecane obciążenie: 100 – 1000 omów
Zalecana siła nacisku / tracking force : 1,9 g ± 0,1 g
Możliwość śledzenia przy 315 Hz / 2 g: 80 uM
Zalecana masa ramienia: średnia
Okres docierania: 30 godzin
Well Tempered Lab Simplex Mk2
– Łożysko talerza „Zerowy prześwit”
– Silnik sterowany serwo z mocowaniem antywibracyjnym
– 0,004″ pas z nici poliestrowej
– W pełni wytłumione ramię z precyzyjnie wykonaną piłką golfową zawieszoną w płynie silikonowym dla optymalnego, zmiennego tłumienia
– Łatwa regulacja azymutu
– W zestawie nóżki izolacyjne
– Talerz akrylowy
– Jednowarstwowy cokół ze sklejki bałtyckiej w kolorze czarnym lub białym
Najnowsze komentarze