Tag Archives: Circle Labs P300 & M200


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Circle Labs P300 & M200

Circle Labs P300 & M200

Link do zapowiedzi: Circle Labs P300 & M200

Opinia 1

Kiedy na półmetku zeszłorocznych wakacji testowaliśmy będącą komercyjnym debiutem rodzimej manufaktury Circle Labs integrę A200 nie tylko kibicowaliśmy nowemu bytowi, lecz gdzieś tam w zakamarkach naszych podobno spaczonych umysłów staraliśmy się zakopać wszelakie lęki i przejawy defetyzmu, sączące jad zwątpienia, że pewnie to kolejna, nie pierwsza i nie ostatnia efemeryda, która po jednorazowym rozbłysku równie szybko zniknie jak się pojawiła. Całe szczęście wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że czarny scenariusz się nie ziścił a krakowski duet w tzw. międzyczasie nie tylko nie osiadł na laurach, lecz trafił pod dystrybucyjne skrzydła Nautilusa a z tego co nam wiadomo, to i za wielką wodą ich przejawy radosnej twórczości zbierają wielce pochlebne opinie. O ile jednak, co do zagranicznych peanów odnosić się nie będziemy, to już do samych przejawów owej radosnej twórczości takowych oporów bynajmniej nie mamy. Dlatego też gdy tylko nadarzyła się ku temu stosowna okazja bez chwili zastanowienia przygarnęliśmy pod swój dach kolejny stopień wtajemniczenia w krakowskie portfolio, czyli wielce uroczy zestaw pre/power Circle Labs P300 & M200, który, gdy tylko najdzie nas ochota można rozbudować o kolejną końcówkę mocy M200 i tak zdublowaną amplifikację przepiąć w tryb mono.

Jak sami Państwo widzicie unifikacja w przypadku rodziny „cyrkli” jest pełna, więc wzorem wspomnianej we wstępie integry zarówno w przedwzmacniaczu, jak i końcówce mamy przepiękne tafle szklanych frontów z centralnie ulokowanymi ozdobnymi piktogramami i delikatnymi mosiężnymi szyldami – na górze z nazwą marki i włącznikiem, oraz dole – pełniącymi rolę dopełnienia optycznej klamry. Z elementów informacyjno – dekoracyjnych nie sposób pominąć oznaczeń poszczególnych modeli i funkcji przezeń pełnionych oraz delikatnej złotej żyłki z dyskretną iluminacją. A właśnie, funkcjonalność. W przedwzmacniaczu liniowym P300 mamy zatem do dyspozycji dwie bliźniacze do tych z A200 gałki – lewą odpowiedzialną za wybór źródła i prawą służącą do regulacji głośności a interfejs komunikacyjny, czyli diodowy wyświetlacz wskazujący wzmocnienie dyskretnie ukryto za ww. piktogramem. Z oczywistych względów końcówka M200 takowych atrakcji została pozbawiona. Podobnie sprawy mają się w przypadku połaci bocznych, które w przedwzmacniaczu zdobią finezyjnie wycięte firmowe logotypy a końcówka musi zadowolić się gęstym użebrowaniem radiatorów.
Rzut oka od zakrystii i … nadal jest elegancko. Plecy przedwzmacniacza mogą pochwalić się zdublowanymi wyjściami XLR, dwoma parami wejść XLR i trzema złoconymi RCA. Interfejsów cyfrowych, jak i dedykowanych gramofonom brak. Z kolei M200, to już ostoja całkowitego spokoju. Do dyspozycji mamy pojedyncze terminale głośnikowe WBT Nextgen™ i dostępne zarówno w formie XLR, jak i RCA wejścia stereofoniczne, oraz jedynie XLR, gdy zapragniemy użyć 200-ki w roli monobloku. Oba urządzenia wyposażono w trzy – po dwie z przodu i po jednej z tyłu, eleganckie toczone stopki antywibracyjne. Gniazda zasilające to klasyczne trójbolcowe IEC z odrębnym włącznikiem główny. Komór bezpieczników nie ma na widoku, więc ewentualna wymiana na coś bardziej „audiofilskiego” (dystrybutor z pewnością będzie żywo zainteresowany aplikacją nader rozsądnie wycenionych a przy tym świetnie „grających” Refine (Ra)) wiązać się będzie z koniecznością zdjęcia masywnych i perforowanych w swych tylnych połaciach płyt górnych.
Na wyposażeniu znajduje się również zgrabny i poręczny a przy tym wykonany z aluminium pilot zdalnego sterowania, z którego pomocą ustawimy żądaną głośność, jaskrawość wyświetlacza, bądź wyciszymy przedwzmacniacz. W celu zmiany źródła trzeba się będzie jednak pofatygować do ołtarzyka i dokonać owej niezwykle skomplikowanej czynności manualnie – kręcąc stosowną gałką. Nie ma jednak co marudzić, bo należy pamiętać, iż ruch to zdrowie a przy siedzącym trybie życia każde kilka kroków działa jedynie na nasza korzyść.
Od strony technicznej przedwzmacniacz jest konstrukcją w pełni zbalansowaną opartą na najnowszych tranzystorach typu jfet i btj w autorskiej topologii Circle Amp o zminimalizowanym okablowaniu wewnętrznym, jak i ograniczonych do minimum stopniach wzmocnienia. Regulację głośności zrealizowano na 63 krokowej, sterowanej przekaźnikami drabince rezystorowej firmy Khozmo. Na potrzeby tytułowej konstrukcji opracowano ultra niskoszumny zasilacz oparty na transformatorach z rdzeniami LL oraz kondensatorami Elma silmic ll osobnych dla obydwóch kanałów. Zasilacz posiada dwa kaskadowo połączone stopnie stabilizacji w znacznym stopniu separujące czuły tor audio od zakłóceń sieci. W stabilizatorach jako źródło napięcia referencyjnego zastosowano matrycę LED charakteryzującą się wielokrotnie niższymi szumami niż np. stosowane tradycyjnie w tych miejscach diody Zenera lub stabilizatory scalone. Z kolei stereofoniczna 160W (przy 8Ω) końcówka mocy, która z powodzeniem może pracować jako monoblok zwiększając tym samym swą moc do zdolnych prawidłowo wysterować przysłowiowy stół bilardowy 600W/8Ω. Co ciekawe dopiero w trybie monobloku staje się konstrukcją w pełni zbalansowaną. Stopnie mocy korzystają w firmowego układu Circle Power w wersji dedykowanej zastosowaniom o wyższej mocy i większym prądzie. Za ich zasilanie odpowiadają całkowicie niezależne zasilacze z osobnymi transformatorami o mocy 400W każdy oraz wysokoprądowe kondensatory Kemet (z wyprowadzeniami śrubowymi) o łącznej pojemności 200 000 μF. Przedwzmacniacz lampowy (oparty na parze lamp ECC8100) zasilany jest pełni niezależnych stabilizowanych zasilaczy które korzystają z osobnych uzwojeń transformatora na rdzeniu EL.

Jeśli zaś chodzi o brzmienie zasadnym wydaje się pytanie, czy wraz z unifikacją natury wizualnej, również sonicznie P300 & M200 są reprezentantami tej samej szkoły, co A200. I? I przewrotnie odpowiem, że to wszystko zależy od punktu widzenia i Państwa oczekiwań. Z jednej strony mamy bowiem do czynienia ze zdecydowanie bardziej rozdzielczym, złożonym i wyrafinowanym sposobem prezentacji, jednak z drugiej priorytetem pozostaje cały czas niezwykła homogeniczność i muzykalność prezentacji. Dla lepszego zobrazowania powyższych obserwacji posłużę się analogią z rynku tzw. „popepszaczy percepcji”. Otóż, o ile zintegrowaną 200-kę można byłoby uznać za odpowiednik w pełni godnej miana ambrozji miodowej 7* Metaxy, to już wyżej usytuowana w firmowym portfolio dzielonka jawi się przy niej, niczym zdecydowanie bardziej dojrzały i zarazem mniej deserowy, czy wręcz niemalże wytrawny 12* wypust Grand Olympian Reserve, gdzie słodycz ustępuje złożoności misternej pajęczyny nut wanilii, muszkatu i migdałów. Gorąco w tym momencie przepraszam wszystkich koneserów smaku za tak niskich lotów trunki, jednak posiłkując się nimi starałem się trafić do świadomości możliwie szerokiego grona odbiorców. A dla ortodoksyjnych miłośników winogronowych destylatów mam z nieco wyższej półki analogię – A200 to taki odpowiednik Martela V.S.O.P. a duet P300 & M200 to już klasa XO. Przechodząc jednak do konkretów nie da się ukryć, że tytułowy duet czerpiąc z potencjału młodszego rodzeństwa wszystkie jego zalety wprowadza na zupełnie inny poziom intensywności. Co ciekawe, w pierwszej chwili można odnieść jednak wrażenie, że basu z dzielonki jest mniej aniżeli z integry, jednak wraz z czasem i spadkiem emocji okazuje się, że jest na odwrót. O ile jednak A200 poprzez delikatne faworyzowanie przełomu średnicy z basem i wyższego basu od razu pałała za ucho zarażając odbiorcę pulsującym beatem, o tyle tytułowa parka do najniższych składowych podchodzi ze zdecydowanie mniejszą beztroską, za to z większą atencją. W rezultacie bas schodzi znacznie niżej, jest bezdyskusyjnie lepiej zróżnicowany i kontrolowany, jednak odzywa się w pełnym spektrum wtedy, gdy rzeczywiście jest to konieczne – jeśli tak został zarejestrowany. Przykładowo na „DISCO: Guest List Edition” Kylie Minogue wcale nie będzie go dużo i nie będzie dominującą składową, bo właśnie tak ten album zrealizowano – bez najniższego basiszcza. Wystarczy jednak sięgnąć po „The Atlas Underground Fire” (szczególnej uwadze polecam „Charmed I’m Sure (feat. Protohype)”) Toma Morello, a jeśli taka obłąkańcza, trudna do sklasyfikowania jazda bez trzymanki dla kogoś to zbyt wiele zawsze można posiłkować się naszą dyżurną referencją, czyli albumem „Khmer” Nilsa Pettera Molværa, by nie tylko na własne uszy, lecz i trzewia się przekonać jak nisko i z jaką kontrolą potrafi zejść M200. Średnica i góra również są świetnie „poukładane” – gładkie, soczyste, acz dalekie od słodkiego przepalenia, gdzie przyjemność odsłuchu bierze górę nad realizmem. Tu nutka słodyczy jest nad wyraz delikatna, to takie muśnięcie, ale zarazem akcent sprawiający, że nie sposób uznać „Cyrkli” za zbyt analityczne i to pomimo wyśmienitej rozdzielczości. Scena kreowana jest mniej więcej od linii głośników daleko w głąb i szerz, przy czym gradacja planów nie daje nawet najmniejszych podstaw do krytyki. Jeśli wielka, hollywoodzka symfonika w stylu „The Lord of the Rings: The Fellowship of the Ring” Howarda Shore’a nie była w stanie wywołać bałaganu w dalszych planach, to i standardowa klasyka nie powinna sprawić polskiemu duetowi jakichkolwiek problemów.
Skoro jednak tak dystrybutor, jak i producent nic nie wspominali o bezwzględnej nierozerwalności dostarczonego na testy zestawu, to po kilkudniowych odsłuchach kompletnego seta uznałem za stosowne przeprowadzić kilka prób z jego rozdzieleniem i solowymi odsłuchami jego składowych. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że nic nie jest takie, jakim mogłoby się wydawać patrząc li tylko przez pryzmat wykorzystywanych przez nie technologii. Bowiem w pełni tranzystorowy preamp stawiał na wypełnienie środka – jego organiczne wysycenie i namacalność. Może delikatnej redukcji, oczywiście nadal z zachowaniem ich słyszalności, uległy dalszoplanowe szmery i inne mikrodetale. Jednak coś za coś – przeniesienie akcentu na definicję źródeł pozornych a tym samym skierowanie na nie naszej uwagi automatycznie osłabia naszą percepcję w zacienionych zakamarkach. Również bas kreślony był nieco grubszą, aniżeli mam na co dzień kreską, jednak nic a nic nie traciłem z jego definicji i zróżnicowania a różnice śmiało można określić na poziomie jednego stopnia twardości ołówków kreślarskich z 5 na 4H. Z kolei hybrydowa końcówka stawiała na transparentność i analityczność śmiało konkurując pod tym względem z moim dyżurnym opartym jedynie na krzemie Brystonie 4B³. Oczywiście efekt finalny zależeć będzie jeszcze od kilku zmiennych, jednak przynajmniej na początek sugerowałbym łączyć P300 i M200 XLR-ami i to możliwie wysokiej próby. Podobne sugestie mam odnośnie przewodów zasilających. Pozwoli to rozwinąć parce Circle Audio skrzydła jednocześnie zapewniając świetną zarówno makro, jak i mikro dynamikę nie tylko przy iście koncertowych poziomach głośności, lecz i kojących skołatane nerwy wieczorno-nocnych sesjach.

No i masz babo placek. Z jednej strony A200 byś w telegraficznym skrócie mówiąc świetny,, gdyż dawał niesamowitą frajdę z praktycznie dowolnym repertuarem nader humanitarnie traktując nawet niezbyt referencyjne realizacje, co w większości przypadków w pełni mogło usatysfakcjonować potencjalnych nabywców. Jednak z drugiej dzielony zestaw Circle Labs P300 & M200 wszystko robi lepiej. Jest przy tym oczywiście zauważalnie droższy a z racji swej dzielonej natury również bardziej absorbujący tak gabarytowo, jak i aplikacyjnie (vide dodatkowe okablowanie). Jeśli jednak dążą Państwo do osiągnięcia dowolnie rozumianej nirwany, to właśnie z P300 & M200 zbliżycie się do niej bardziej aniżeli z ww. integrą. Od siebie tylko dodam, że prawdziwym czarnym koniem niniejszego testu okazał się w moim systemie przedwzmacniacz P300 a końcówka M200 była „tylko” bardzo dobra. Ciekawi mnie tylko jak wyglądałby mój prywatny ranking, gdyby zamiast jednej pojawiły się dwie M200-ki …

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Nie to żebym się jakoś specjalnie chwalił, ale będąc szczerym, nie mogę przemilczeć faktu, że w procesie wykluwania się pierwszego produktu tytułowego brandu, czyli testowanego jakiś czas temu na naszych łamach wzmacniacza zintegrowanego Circle Labs A200, wtrąciłem swoje przysłowiowe trzy grosze. Temat opiewał na weryfikujący przedprodukcyjne dokonania niezobowiązujący odsłuch, którego piętno bez jakiejkolwiek późniejszej konsultacji z producentem, podczas testu finalnej wersji udało mi się wychwycić. Oczywiście były to tak zwane spostrzeżenia kosmetyczne, jednak dla bytu pierwszej na rynku konstrukcji brzmieniowo czyniące ją „jakąś”, a nie serwującą doznania „Od Sasa do Lasa”, w żadnym aspekcie nie będąc konkretną. W moim odczuciu – o czym możecie przekonać się zgłębiając treść stosownego testu – panowie wówczas postawili na poruszanie się w estetyce nasycenia z fajnie zbilansowanym pakietem informacji. Bez próby siłowego spełniania zachcianek pełnego spektrum audiofilskiej i melomańskiej gawiedzi, tylko celowali w konkretnego, co istotne, wiedzącego co chce od życia klienta. I sądząc po pozytywnych opiniach nie tylko u nas, ale również w zagranicznych periodykach, był to celny strzał. Strzał, który nie pozostał bez echa, bowiem dzielni konstruktorzy A200-ki dysponując znacznie większym budżetem, poszli za ciosem i wydaje mi się, że doprowadzając do finału będący w dystrybucji Nautilusa sygnowany logiem Circle Labs tym razem dzielony projekt wzmocnienia P300 & M200, skutecznie popracowali nad spełnieniem założeń wspominanego przeze mnie, oczywiście finalnie nieco prze-aranżowanego brzmieniowo, pełnego ciekawych założeń sonicznych protoplasty. Co mam na myśli? Niestety wstępniak nie jest miejscem do wykładania kart na stół, dlatego też zainteresowanych co w kwestii sposobu na muzykę niesie ze sobą najnowsza krakowska sekcja wzmocnienia, zapraszam do lektury poniższego tekstu.

Kreśląc kilka zwięzłych zdań o wyglądzie i osiągach tytułowych konstrukcji, po pierwsze należy wspomnieć o ich będącym powieleniem wizualizacji poprzednika, bezapelacyjnie fenomenalnym wyglądzie. Obydwie skrzynki od strony designu są bliźniacze, z tą tylko różnicą, że przedwzmacniacz jest nieco niższy od końcówki mocy, inaczej chłodzony – nie ma na bokach radiatorów, a także z racji sprawowania całkowicie różnych zadań inaczej wyposażony przyłączeniowo. Reszta aspektów typu czernione szkło przedniego panelu, zlokalizowane w złotych wstawkach frontu i środkowej części przedniej krawędzi górnej płaszczyzny logo marki z włącznikiem inicjującym pracę, poprzeczną ikonką tuż przy podstawie sygnalizującą działanie urządzeń oraz zorientowanymi wertykalnie, rozlokowanymi symetrycznie wokół wytłoczonego na dachu logo marki podłużnymi otworami wentylującymi trzewia urządzeń jest taka sama. Jeśli chodzi o ich wyposażenie aplikacyjne, liniówka na awersie oprócz wspomnianych wspólnych detali może pochwalić dodatkowo dwoma gałkami – lewa selektor wejść, prawa głośność, zaś na rewersie patrząc od lewej strony trzema blokami wejść i wyjść liniowych (2 wyjścia XLR, 2 wejścia XLR i 3 wejścia RCA) gniazdem zasilającym IEC oraz włącznikiem głównym. Ten sam temat w piecyku opiewa na pozbawioną dodatkowych detali poza wcześniej wymienionymi, przez to emanującą wizualnym spokojem połać czernionego szkła frontu oraz zestaw terminali kolumnowych wraz z pojedynczymi wejściami sygnału w standardach RCA/XLR dla trybu stereo, a także w przypadku podwajającego moc bridge’owania końcówki jako monoblok, dokonujące automatycznego przestawienia sposobu pracy urządzenia dodatkowe gniazdo XLR na plecach. Gdy mamy za sobą kwestie wizualne, nie sposób nie wspomnieć o ważnych aspektach technicznych, z których najważniejszymi są w każdym przypadku pełna symetryzacja preampu i końcówki w trybie mono, zastosowanie lamp w służbie sterowania napięciowego wzmocnienia sygnału, co czyni z końcówki bardzo poszukiwaną przez wielu melomanów swoistą konstrukcję hybrydową, moc na poziomie 160W/8Ohm & 300W/4Ohm w trybie stereo i 600W/8Ohm & 900W/4Ohm po zmostkowaniu oraz dostarczany wraz z przedwzmacniaczem z pozoru prosty, jednak w pełni wystarczający do obsługi i do tego bardzo ergonomiczny pilot zdalnego sterowania.

Zanim przejdę do opisu brzmienia testowanego zestawu pre-power, w celu ustalenia jaki kawał roboty wykonali konstruktorzy w stosunku do pierwszej testowej wersji, wspomnę, iż prototyp stawiał na przysłowiowe łapanie kilku srok za ogon. Z jednej strony pierwsza inkarnacja starała się oferować mocny dolny rejestr, z drugiej serwowała sporo informacji w środku, zaś z trzeciej jawiła się jako piewca nieograniczonej transparentności. Przynajmniej ja to tak odebrałem. To natomiast powodowało, że ani bas nie był zbyt dobrze kontrolowany, w centrum słychać było drobne braki w uzyskaniu odpowiedniej masy dźwięku, a góra często okazywała się być nazbyt ofensywna. Owszem, taki stan rzeczy zawsze komuś mógłby się podobać lub w pewien sposób resztą konfiguracji sprzętowej nawet wymagający melomani mogliby skorygować, jednak nie do końca o powoływanie obarczonego niedostatkami produktu do życia jego pomysłodawcom chodziło. Takim to sposobem, po trosze w odpowiedzi na wyartykułowane wnioski i pewnie po trosze pewnej ich zgodności z własnymi, najpierw ukazał się brylujący w estetyce fajnego nasycenia wzmacniacz zintegrowany A200 i teraz moim zdaniem świetnie realizujący założenia prototypowej wersji opiniowany set P300 & M200. Jakie to założenia?

Nie wiem, jak zestaw okabluje potencjalny nabywca – to dość determinujący czynnik, ale ja na bazie widniejącej na fotografiach oferty Furutecha, Hijiri i Siltecha zadbałem, aby nasi bohaterowie uzyskali bardzo dobrą podstawę basową, co istotne gęsty, ale przy tym pokazujący najważniejsze aspekty brylujących w tym zakresu instrumentów środek pasma, a wszystko zostało okraszone fajną iskierką. Ciekawostką jest, że mimo znakomitego wglądu w nagranie całość emanowała przyjemnie ciemnawą estetyką prezentacji. Jednak określenie „ciemne” nie oznacza przygaszenia światła na scenie, tylko podanie przekazu w sposób pozbawiony często lubianego przez wielu osobników homo sapiens nienaturalnego doświetlania dźwięku. Nadal wszystko podane było transparentnie, tyko pozwalało się słuchać nieskończenie długo, a nie po kilku płytach wywoływać efekt walki o przetrwanie naszych narządów słuchu. Tłumacząc to z polskiego na nasze, zestaw był daleki od efekciarstwa. Owszem, w naszej zabawie chodzi o wyciskanie ostatnich soków ze słuchanej muzyki, jednak proponowanie jej realiów na ciężkostrawnego, bo będącego na stałym, często zbyt dużym poziomie, maxa jest oczywistą pomyłką. Pomyłką, której tandem Circle Labs znakomicie unikał. A udało się dlatego, że w bardzo spójny sposób zaprzągł do pracy nie tylko mocny, przy tym zaskakująco masywny i za co należą się brawa, bez oznak rozlania się po podłodze bas, pełen plastyki, równie ekspresyjny pod względem energii, masy i pakietu informacji środek pasma oraz tak lubiane przeze mnie, umiejętnie rozświetlone, pełne znakomicie zawieszonego w eterze wigoru, jednak cały czas bez znamion nadinterpretacji wysokie tony. Co w konsekwencji sprawiało, że testowany zestaw odebrałem jako wypisz wymaluj znakomite wdrożenie zamierzeń przełamującej u mnie pierwsze lody tej marki, wersji „Alpha”. Jak zatem powyższe wybory producentów przekładały się na konkretną muzykę?
Prawdę powiedziawszy finalny sznyt grania zestawu Circle Labs nie miał najmniejszego problemu z żadnym nurtem. Owszem był pełnoprawnym bytem każdego z nich, jednak w szczególny dla siebie sposób za każdym razem uruchamiał inne posiadane walory. Weźmy na przykład mocny materiał ostatnio poznanego przeze mnie mongolskiego folk-metalu spod znaku The Hu „The Gereg”. To była w dosłownym zrozumieniu tego zwrotu „bezpardonowa jazda bez trzymanki”. Jednak nie w jakimś szczególnym aspekcie, tylko dosłownie każdym najdrobniejszym niuansie. Począwszy od rytmicznego, przywołującego najstraszniejsze wizje mocnego bitu dolnego pasma, przez równie niepokojący, bo śpiewany z powodującą lęk u słuchacza chrypą wokal, po natychmiastowe, przy tym pełne impulsowo podanej energii zmiany tempa. System praktycznie nie miał czasu na odsapnięcie, gdyż wściekli Mongołowie za pomocą bezkompromisowego wyrażania zapisanych na pięciolinii nut od pierwszego do dostatniego kawałka na płycie chcieli za wszelką cenę mnie zdominować. Raz trzęsąc podłogą pokoju soczystym uderzeniem w wielki bęben. Innym razem kopiąc natychmiastowym, oczywiście zbliżonym do energii fali wybuchu laski trotylu, pakietem kilkunastosekundowego perkusyjnego pasażu. A jeszcze innym hipnotyzującym moje zmysły alikwotowym chrapaniem niskiego w tonacji, raz medytacyjnego, a raz uwalniającego pokłady strachu wokalu. Przez cały czas czekałem z zaciekawieniem co się wydarzy, a dostarczone do oceny zabawki napędzając przecież monstrualne flagowce Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition, bez najmniejszej czkawki ze stoickim spokojem realizowały pełne spektrum zamierzeń artystów. Dla mnie był to nie boję się tego powiedzieć, zjawiskowo druzgocący zmysły seans. A zjawiskowo dlatego, że produkty CL nawet przez moment nie limitowały nie tylko zapotrzebowania muzyków na pakiet barwy masy i energii, ale również pozwalający pokazać ten krążek w domenie odpowiedniej lotności, oddechu przekazu. Idąc za obecnie panującą młodzieżową nomenklaturą powiem tak, to był sztos.
W identyczny, choć powodujący minimalne ukulturalnienie przekazu sposób wypadał mainstreamowy rock typu AC/DC, Metallica, czy Black Sabbath. Powodem wspomnienia o tym niuansie było dodanie body do dotychczas odbieranego jako anorektyczne wykonu całości tego rodzaju materiału. To co niegdyś okazywało się być niezbyt nieprzyjemne, bo słabo zrealizowane, teraz zostało okraszone oczekiwaną barwą i masą. Naturalnie miałem do czynienia z jawnym wpływem skonfigurowanego testowo zestawu, jednak w końcowym rozliczeniu jakże przyjemnym w odbiorze inne spojrzeniem na ten sam materiał.
Zmieniając nurt muzyczny chyba nie muszę nikogo uświadamiać o równie dobrym występie twórczości stawiającej na mistycyzm. Jednak nie tylko sakralny w stylu Jordi Savalla, czy Claudio Monteverdiego – te w estetyce grania naszych bohaterów brylowały nawet nie bardzo dobrze, ale wręcz zjawiskowo, tylko również zawarty we wszelkich odmianach jazzu z free włącznie – tak tak, w nich również wyczuwalne jest swoiste sacrum. Co prawda wymieniony jako ostatni w domenie szybkości narastania ekspresji jako nieodzowny skutek przed momentem opisywanych działań systemu, nieco zwalniał tempa, jednak wynikające z tego powodu dobro typu: fajna barwa zazwyczaj wiodących w tego typu muzie dęciaków, czy spowodowana nasyceniem źródeł pozornych ich namacalność, bez problemu rekompensowały wszelkie próbujące dojść do głosu sygnały o odejściu materiału muzycznego od będącej dla wielu niestrawną w odbiorze, prawdy. Ja mimo dość częstego słuchania tego typu szaleństwa, biorąc pod uwagę wszelkie za i przeciw, bez problemu to kupuję.
Na koniec coś, co aby uzyskać planowane ekstremum przekazu, należałoby wspomóc korekta okablowania. Mówię o przykładowej elektronice Yello „Touch” . Spokojnie, w testowej sesji również była zjawiskowa, jednak nie tak brutalna w przenikliwości, jak życzyłoby sobie wielu z jej piewców. Nadal energia, masa i rozmach prezentacji były jej mocną stroną, tylko uzyskana zastosowanym przeze mnie okablowaniem kultura przekazu nie dawała wyrwać się z ryzów narzuconej odgórnie kultury. Na szczęście to był szybko korygowalny niuans, gdyż wystarczyło zmienić sieciówki na bardziej transparentne (ja użyłem Acrolinka 8100), by świat mimo stacjonowania lamp elektronowych na pokładzie końcówki mocy, w kwestii ostrości rysunku stanął na przysłowiowej głowie. Jednak na szczęście głowie konsekwentnie osadzonej na solidnym korpusie, jakim była waga dźwięku. Zbędne trzymanie poprawności politycznej? Zapewniam, że nie. Elektronika tak jak inna muzyka rządzi się takimi samymi prawami fizyki i jak ma tąpnąć pokojem, musi mieć czym, bo z samego pisku w materii pomruków nic nie wyniknie. To jest elementarz, o którym producenci w swej dbałości o poprawną prezentację nawet tak ekstremalnie brzmiącego działu płytoteki nie zapomnieli.

Czy opisane powyżej rodzime konstrukcje są dla każdego? Jak to zwykle w życiu bywa, na taki scenariusz zwyczajnie nie ma szans. Zatem dla kogo? Powiem tak. Małopolska brygada wzmacniająca sygnał audio nie jest mistrzem w szybkości narastania sygnału. Jest przy tym daleka od stawiania na ekspresję przekazu ponad wszystko. Za to przy zdroworozsądkowym podejściu do wspomnianych aspektów prezentacji niesie ze sobą w pełni kontrolowane pokłady muzykalności. To zaś tak na koniec dnia oznacza, że jest wręcz idealnym partnerem dla miłośników muzyki przez duże „M”. Jest tylko jeden problem. I zaznaczam, że nie po stronie Circle Labs. Chodzi oczywiście o nas, czyli decydentów określających się z jedną ze wspomnianych na początku tego akapitu, estetyk projekcji muzyki. Ja bazując na testowym spotkaniu, bez zastanowienia wybieram tę spod znaku P300 & M200, czyli raczej oferującą przyjemność ze słuchania i utożsamiania się z nią, niż przeżywaniem jej z oczami dookoła głowy i otwartym scyzorykiem w kieszeni.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
Źródło:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition,
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II

Dystrybucja: Nautilus
Producent: Circle Labs
Ceny
Circle Labs P300: 19 900 PLN
Circle Labs M200: 29 900 PLN

Dane techniczne
Circle Labs P300
Wzmocnienie: 8 dB
Wejścia liniowe: 2 x XLR, 3 x RCA
Wyjścia liniowe: 2 x XLR
Impedancja wejściowa: 33 kΩ RCA, 66 kΩ XLR
Impedancja wyjściowa: 15 Ω
Pasmo przenoszenia: 2 Hz – 500 kHz (- 3dB)
Wymiary (S x G x W): 430 x 355 x 120 mm

Circle Labs M200
Moc wyjściowa (RMS): 2 x 160W/8Ω; 2 x 300W/4Ω; w trybie mono 600W/8Ω; 900W/4Ω
Wzmocnienie: 36 dB
Pasmo przenoszenia: 2 Hz – 1 MHz (- 3dB)
Wymiary (S x G x W): 430 x 355 x 170 mm
Waga: 23 kg

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Circle Labs P300 & M200

Circle Labs P300 & M200
artykuł opublikowany / article published in Polish

Dosłownie rzutem na taśmę i chwilę przed wigilijną kolacją nie mogliśmy odmówić sobie przyjemności podzielenia się z Wami unboxingiem rodzimego zestawu pre/power Circle Labs P300 & M200.

cdn. …

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Circle Labs P300 & M200

Circle Labs P300 & M200

Krakowski Circle Labs z dumą prezentuje jeszcze ciepłą i pachnącą fabryką nowość, a raczej dwie nowości – przedwzmacniacz liniowy P300 i końcówkę mocy M200.

Końcówka mocy stereo M200:

Zasilacz oparty o transformatory o łącznej mocy 850W.Końcówka mocy jest zbudowana w topologii dual-mono. Toroidalne transformatory są specjalne wykonywane wg. naszej specyfikacji z najwyższej klasy materiałów we wiodącej pod względem jakości firmie POLTRAFO. Transformatory są osobne dla każdego kanału, a w sekcji pre lampowego zastosowano osobny transformator na rdzeniu EI ekranowany miedzią i całkowicie niezależnie tory zasilania dla obydwóch kanałów.
W zasilaczach końcówek mocy zastosowano specjalne przystosowane do pracy z wysokimi prądami kondensatory firmy KEMET z wyprowadzeniami śrubowymi o łącznej pojemności 200 000 µF.

W stabilizowanym zasilaniu przedwzmacniacza lampowego użyto kondensatorów polipropylenowych. W torze przedwzmacniacza zastosowano triodę NOS produkcji Siemensa z lat 60tych która jest dodatkowo poddawana starannej selekcji selekcji.

Przedwzmacniacz wykorzystuje stałą polaryzację przez co składa się tylko z jednej lampy, jednego rezystora i jednego najwyżej klasy srebrno-złotego kondensatora sygnałowego Mundorf. Rozwiązanie to umożliwiło połączenie najkrótszej ścieżki sygnałowej i najlepszych parametrów.

Końcówki mocy Circle Power są najbliższe topologii wzmacniaczy SE przy zachowaniu wysokiej sprawności i mocy przez co detaliczność i barwa wzmacniaczy SE łączą z kontrolą basu wzmacniaczy wysokosprawnych.

W stopniach końcowych M200 pracują zwielokrotnione najbardziej-wysokoprądowe tranzystory bipolarne produkowane przez firmę Sanken przez co wzmacniacz dysponuje jeszcze większą dynamiką i kontrolą głośników oraz ultra szerokiemu pasmu przenoszenia.

Za oddawanie sygnału do głośników odpowiedzialne są gniazda firmy WBT z serii nextgen.

Wzmacniacz może pracować w trybie zbalansowanego monobloku.
Dane techniczne
Pasmo przenoszenia M200: 2hz-1MHz (-3db)
Moc: 150W/8Ω, 300W/4Ω
Tryb monobloku: 600W/8Ω

Przedwzmacniacz liniowy P300:
Przedwzmacniacz P300 jest konstrukcją w pełni zbalansowaną od wejścia do wyjścia. Wyposażony jest wejścia liniowe 2 x XLR i 3 x RCA.

Przedwzmacniacz został zbudowany w oparciu o najnowsze tranzystory typu jfet i btj w autorskiej topologi Circle Amp. Ideą było zbudowanie przedwzmacniacza o jak najkrótszej ścieżce sygnału i najmniejszej liczbie stopni wzmocnienia. Przyczyniło się to do uzyskania brzmienia bardzo bogatego w niuanse i szczegóły połączonego z muzykalnością i dynamiką.

Regulacja głośności realizowana jest przez sterowaną przekaźnikami drabinkę rezystorową firmy Khozmo. Regulacja o rozdzielczości 63 kroków jest wyposażona w aluminiowy pilot zdalnego sterowania.

Specjalnie do tej konstrukcji opracowany został ultra niskoszumny zasilacz oparty na transformatorach z rdzeniami LL oraz kondensatorami Elma silmic ll. Zasilacz posiada dwa kaskadowo połączone stopnie stabilizacji. W dużym stopniu separuje to czuły tor audio od zakłóceń sieci. W stabilizatorach tych zastosowano matrycę LED jako źródło napięcia referencyjnego. Charakteryzują się one wielokrotnie niższymi szumami niż np. stosowane tradycyjnie w tych miejscach Diody Zenera lub stabilizatory scalone.

Obudowa jest frezowaną z aluminium 5754 na cyfrowych obrabiarkach CNC.

Dane techniczne
Wzmocnienie: 8db
Wejścia liniowe: 2 x XLR, 3 x RCA
Wyjścia liniowe: 2 x XLR
Impedancja wejściowa: 33 kΩ RCA, 66 kΩ XLR
Impedancja wyjściowa: 15Ω
Pasmo przenoszenia: 2Hz-500kHz (-3db)