Tag Archives: Circle Labs


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Circle Labs

Circle Labs P300 & 2 x M200

Link do zapowiedzi: Circle Labs P300 & 2 x M200

Opinia 1

Gdy przed planowanym wejściem na rynek niezobowiązująco słuchałem jednego z prototypów tytułowego projektu audio, w duchu kibicowałem pomysłodawcom, aby sprawy potoczyły się w dobrym kierunku. Gdy po niedługim czasie dostałem pierwszy gotowy biznesowy projekt do oceny w postaci wzmacniacza zintegrowanego A 200, oprócz radości ze spełnienia pokładanych nadziei, byłem ciekawy, czy panowie pójdą o krok dalej. Gdy do spotkania z tym brandem doszło po raz trzeci – tym razem mowa o konstrukcji dzielonej P 300 & M 200, wiedziałem, że jest dobrze, gdyż według informacji dystrybutora marka wyszła spod rodzimych strzech na światowe salony, co z tak rozbudowanym portfolio zazwyczaj pozwala na załapanie twórczego oddechu. I po raz ostatni gdy wydawałoby się, że w czasach robienia interesów bez większego wysiłku nasi bohaterowie idąc za radą z poprzedniego zdania, powinni zacząć odcinać kupony, otrzymaliśmy kolejną propozycję testową. Tak tak, dzięki walce o klienta dzisiaj to nasze trzecie oficjalne (czwarte ogólnie) spotkanie z krakowskim producentem sekcji wzmocnienia sygnału audio marką Circle Labs. Co tym razem wystawiła do sparingu? Otóż za sprawą małopolskiego opiekuna Nautilus tym razem jako odpowiedź na wymagania rynku, pojawiło się lekko zmodyfikowane (o tym w kolejnym akapicie) rozwinięcie dzielonej sekcji pre-power w postaci przedwzmacniacza liniowego P300 oraz bridge’owanych do pracy w trybie mono końcówek mocy M200. Zainteresowani? Jeśli tak, zapraszam do lektury poniższego tekstu.

Jak wyglądają, biorąc pod uwagę spore zainteresowanie na naszym rynku spokojnie można powiedzieć popularne „Cyrkle”? Pierwsza sprawa to oczywiście bardzo ciekawy, bo okraszony z pozoru mocnymi akcentami, ale w ogólnym odbiorze jakże poszukiwany, i co najważniejsze tolerowany przez nasze drugie połówki wizualny spokój. Mamy do czynienia ze smolistą czernią nie tylko skrzynek, ale również radiatorów i co zaznaczał w rozmowie producent, nie tak łatwych do wykonania czernionych szklanych (nie akrylowych) frontów, które znakomicie, bo w daleki od krzykliwości sposób zdobią złote motywy typu otoczka gałek sterowania liniówką oraz zorientowane w centrum frontu w dolnej i górnej części nadające elegancji metalowe wstawki z usytuowanym na jednej z nich włącznikiem inicjującym pracę. Zaś kolejną jest unifikacja obudów, czyli wykorzystanie jedynie nieco inaczej wyposażonych i delikatnie różnych w kwestii rozmiaru korpusów nieco mniejszego przedwzmacniacza i pokaźniejszych gabarytów hybrydowych, bo wykorzystujących lampy elektronowe w sekcji sterowania napięciowego wzmocnienia sygnału końcówek mocy. Jeśli chodzi o kilka informacji na temat wyposażenia poszczególnych komponentów, pre oprócz ciekawego, bo skrytego pod mozaiką z małych kwadracików wyświetlacza i tuż nad podstawą mieniącego się bursztynową poświatą poprzecznego paska wskazującego pracę urządzenia na awersie, od zakrystii został uzbrojony w 5 wejść liniowych (3xRCA i 2xXLR) 2 wyjścia XLR, gniazdo zasilania i główny włącznik, natomiast wzmacniacze oprócz podobnego do P300-ki piktogramu na temat stanu pracy lub wyłączenia na przodzie, na tylnym panelu proponuje wejścia liniowe RCA, XLR, tuż pod nimi automatycznie mostkujące końcówki w tryb mono gniazda XLR, pojedyncze terminale kolumnowe, trójkrokowe przełączniki hebelkowe gainu, gniazdo zasilania i włącznik główny. Kreśląc kilka strof na temat istotnych technikaliów na temat końcówek, jak wspominałem w poprzednim teście, oprócz wykorzystania lamp elektronowych w swoich trzewiach ich moc podczas odsłuchu trybie mono opiewała na 600 przy 8 i 900W przy obciążeniu 4 Ohm. Dodatkowo w odpowiedzi na zapotrzebowanie rynku, w tej wersji piecyków producent zastosował trzy tryby gain (0, -3 i -8 dB) oraz zmienił rezystory w układzie sprzężenia zwrotnego. Naturalnie całość zestawu wieńczy dodawany do przedwzmacniacza z pozoru prosty, jednak spokojnie wystarczający do codziennego użytku, obsługujący najważniejsze funkcje pilot zdalnego sterowania.

Co mam do zakomunikowania w temacie dzisiejszego testu? Otóż bez względu na wykorzystanie znanych mi wcześniej komponentów, powielenie obecnie pozwalających nieco modelować finalne brzmienie (3 tryby gain-u) końcówek mocy, na tle poprzedniego zestawu nieco przewartościowało priorytety dźwiękowe tytułowej kombinacji pre + 2 x power. Powód? Wykorzystywałem niebagatelną, osiągającą nawet 900W na kanał przy 4 Ohmach moc, a to nie tylko znacząco inaczej prowadziło posiadane kolumny, ale z oczywistych względów bezpośrednio wpłynęło na projekcję zazwyczaj najbardziej determinującego przekaz zakresu basu. Chodzi o to, że gdy tym razem w pełni ujarzmiłem ów zakres, stając się sprężystym, szybkim i w efekcie krótszym, nieco mniej ingerował w esencję środka pasma. To zaś sprawiło, że podobnie do niskich tonów stał się bardziej transparentny, oczywiście mniej krągły, co w pierwszym zderzeniu wydawało się kreować wizję jego odbioru jako odchudzenie dźwięku. Nienachalne, jednak w zderzeniu z poprzednim wariantem pełnym magii średnicy, wyraźnie inaczej stawiające na przyspieszenie muzyki. A jeśli tak, to chyba nikogo nie zdziwi fakt ewidentnej poprawy – tak poprawy, bowiem pozorna magia niezbyt dobrze zebranego w sobie, mocno pulchnego centrum pasma akustycznego jest ewidentnym niedociągnięciem – nie tylko drive’u muzyki, ale dzięki majestatycznej mocy również ataku dźwięku. Nagle kreowane pomiędzy kolumnami wirtualne wydarzenia dzięki niezbędnej impulsywności prezentacji znacznie poprawiły poziom zaangażowania w odbiór słuchanego materiału. A stało się tak tylko dlatego, że owszem, poczułem lekką korektę jego esencjonalności, ale za to zyskałem na ważnej dla czytelnego zawieszenia źródeł pozornych krawędzi i swobodzie wybrzmiewania. Nic się nie ciągnęło, za to tryskało wcześniej niespotykaną u tego producenta, w pełni kontrolowaną, konsekwentnie naładowaną odpowiednią dla danego poziomu nasycenia energią. Co mam na myśli, wtrącając w poprzednim zdaniu frazę „odpowiednią dla danego poziomu nasycenia energią”? Chodzi oczywiście o naturalną kolej rzeczy, jaką jest zwyczajowe oddawanie czegoś za coś. Otóż jeśli zbieramy dźwięk w sobie, muzyka nadal będąc dobrze osadzoną w masie dla wielu może okazać się nieco mniej czarującą, wyczuwalnie skromniej krągłą, dzięki temu bardziej akcentującą atak niż wagę oferowanej energii i trzeba się z tym liczyć. To jest elementarz, z którym w przypadku testowej konfiguracji miałem ewidentną przyjemność się zderzyć.
Nagle w wymagających nurtach muzycznych nic się nie spóźniało, odpowiednio mną raz „targało”, kiedy indziej mnie masowało, bez czego przykładowa formacja Black Sabbath z projektem „13” nie tracąc zbytnio na wadze i agresywności brzmienia ważnych dla jej bytu gitar była odpowiednio drapieżna w domenie ostrości rysunku i dzięki temu znakomicie oddająca drzemiący w jej kodzie DNA pierwiastek nieprzewidywalności. Bez przesadnego jak w zestawie z jedną końcówka mocy, kolorowania instrumentów, za to pokazując ich prawdziwe ja od strony fajnej pikantności.
Nie inaczej było we wszelkiego rodzaju jazzie i muzyce wokalnej spod znaku twórczości Tomasza Stańki z Andrzejem Kurylewiczem „Korozja”, czy koncertowego zapisu Melody Gardot „Live In Europe”. Oczywiście z drobną korektą esencjonalności poszczególnych źródeł dźwięku ze strunami głosowymi włącznie, jednak w wartościach bezwzględnych było to ewidentny progres. Progres, który po zrozumieniu, że muzyka ma nas czarować nie tylko nadmierną plastyką i nadinterpretacją prezentowanej kolorystyki, ale również oddaniem drzemiącego w niej życia, szybko okazywał się naturalnym kierunkiem elektroniki w stronę pokazania większej prawdy o niej. A gdy do tego przypomnę o 3 możliwościach drobnej korekty opisywanych zjawisk za pomocą gainu, okazuje się, że ów progres okazał się być ze stosunkowo uniwersalnym. Na tyle szerokim w kwestii zakresu działania, że moim zdaniem oprócz nowych poszukiwaczy szybkiego grania z nutką magii, bez problemu nić porozumienia z opisywanymi zabawkami spokojnie znajdzie również jeśli nie cała, to znakomita większość dotychczasowych użytkowników pojedynczej końcówki. Zapewniam, to nie jest wywrócenie sposobu na muzykę do góry nogami, tylko ewidentny krok naprzód.

Komu zadedykowałbym tytułowy polski konglomerat wzmacniający sygnał audio? Myślę, iż jeśli ktoś nie szuka chorobliwego rozdrabniania włosa na czworo, za to szuka muzyki niewymuszonej, szybkiej, a przy tym barwnej i lekko plastycznej, jest wręcz idealnym kandydatem do przynajmniej testowej próby z naszymi bohaterami. Co ciekawe, dzięki zastosowaniu w monoblokach lamp elektronowych widzę w tej grupie nawet rozsądnych lampiarzy. Owszem, Circle Audio P300 wespół z dwoma M200 to nie to samo co typowa lampa, ale z pewnością nawet ci najbardziej zatwardziali zaskoczą się, że jak na tranzystor żartobliwie spolszczona nazwa marki „Cyrkiel” w tym przypadku nie odnosi się do ekstremalnej, a jedynie pokazującej najlepsze cechy dobrze oddanego, dla wielu istotne, że z nienachalnym posmakiem lampy świata muzyki, wersji znanego pod tym określeniem przyrządu kreślarskiego. O co chodzi? Otóż mam na myśli zastąpienie ołówka w poczciwym cyrklu z oznaczeniem ze środka skali zakresu B na nadający kreślonej przezeń kresce konturu H. Czyli tłumacząc z polskiego na nasze, muzyka według Circle Labs ma być transparentna i szybka, ale przy tym nienachalnie barwna, dlatego przyjemna i uniwersalna w odbiorze. Przynajmniej ja tak odebrałem sposób na muzykę według dostarczonego do nas zestawu.

Jacek Pazio

Opinia 2

Od razu na wstępie uprzedzę, że będzie to dość specyficzne spotkanie z wytworem rodzimej, goszczącej już u nas dwukrotnie manufaktury. Po pierwsze bowiem w poprzednim zdaniu z premedytacją pominąłem zwrot dotyczący nowości, gdyż przynajmniej teoretycznie już owe wytwory w naszych skromnych progach miały szansę na swoje przysłowiowe pięć minut, a po drugie pozornemu zdublowaniu uległa jedynie sekcja wzmocnienia, czyli tak na dobrą sprawę zamiast pełnowymiarowej recenzji spokojnie moglibyśmy ograniczyć się li tylko do niezobowiązującej erraty i tym samym zamknąć temat. Jak to jednak w życiu bywa pozory mylą a i jak się okazuje ewolucja ma w nim co nieco do powodzenia, więc choć nomenklatura pozostała niezmienna, to już trzewia naszych dzisiejszych gości poddane zostały lekkiemu, acz poprawiającemu ich uniwersalność i kompatybilność z pozostałymi składowymi toru audio liftingowi. Jeśli zastanawiacie się Państwo o kim a raczej o czym mowa, to spieszę donieść iż chodzi o krakowską manufakturę Circle Labs i jej, przynajmniej obecnie, flagowy dzielony zestaw wzmocnienia, czyli przedwzmacniacz P300 i tym razem pracujące w trybie monobloków końcówki mocy M200.

Z racji unifikacji i konsekwentnego trzymania się raz opracowanego i uczciwie trzeba przyznać wielce udanego projektu plastycznego tym razem opis doznań natury wizualnej pozwolę sobie skrócić do niezbędnego minimum, wszystkich złaknionych ekstatycznego słowotoku kierując do naszych wcześniejszych wynurzeń. Zatem ad rem. Pierwsze skrzypce gra idealna harmonia pomiędzy czernionymi korpusami i utrzymanymi w tej samej tonacji przepięknymi taflami szklanych frontów z centralnie ulokowanymi ozdobnymi piktogramami oraz iście biżuteryjnymi mosiężnymi szyldami – na górze z nazwą marki i włącznikiem, oraz dole – pełniącymi rolę dopełnienia optycznej klamry. W preampie lewa gałka odpowiada za wybór źródła a prawa za regulację głośności. Pomiędzy nimi – we wspomnianym piktogramie, wkomponowano wyświetlacz informujący o dokonanych nastawach. Końcówki wszelakich manipulatorów, poza oczywistym włącznikiem na wspomnianym szyldzie, pozbawiono. Firmowy logotyp znajdziemy nie tylko na gęsto ponacinanych płytach górnych, lecz również ścianach bocznych M300. Na taką ornamentykę P200 nie mają co liczyć, gdyż ich boki w całości przejęły we władanie gęste grzebienie radiatorów. Rzut okiem na zaplecze i generalnie wszystko jest po staremu – przedwzmacniacz oferuje dwie pary wejść XLR i 3 pary RCA plus dwie pary wyjść – tylko w formie XLR-ów. Z kolei końcówki przyjmują sygnał zarówno po RCA jak i XLR w trybie stereo, oraz wyłącznie po XLR w trybie monobloku. Dodatkowo jako novum pojawiły się przełączniki umożliwiające obniżenie gainu o 3, bądź 8 dB. Gniazda głośnikowe to porządne WBT-y. O trzewiach nie będę się powtarzał i jedynie wspomnę o drobnej modyfikacji w P300 obejmującej zastosowanie wyższej klasy rezystorów w sprzężeniu zwrotnym. I to by było na tyle.

Powiem szczerze, że początkowo obawiałem się sytuacji, gdy czy to producent, czy też dystrybutor wymagałby od nas porównywania 1:1 poprzednich wersji z aktualnymi i budowania na takim sparingu stosownej narracji. Całe szczęście niniejsze ćwiczenie miało zdecydowanie inny cel, gdyż o ile w większości „cywilnych” systemów pojedyncza, oddająca po 160W przy 8Ω i po 300W przy 4Ω obciążeniu stereofoniczna końcówka jest w zupełności wystarczająca, o tyle przy naszych dyżurnych Gauderach kwestia wystarczającej mocy i wydajności prądowej cały czas pozostaje otwarta. I dlatego też z zainteresowaniem przystaliśmy na propozycję nausznej weryfikacji czy oddające już nie wspomniane 300 (Berliny są 4Ω) a 900W M200-ki coś nowego we wspomnianym temacie wniosą. I z przykrością (nie muszę chyba nadmieniać, że niezbyt szczerą) muszę stwierdzić, że wnoszą, choć na pocieszenie dodam, że zaobserwowane zmiany nie wszystkim mogą przypaść do gustu.
Proszę się jednak niepotrzebnie nie niepokoić. Po prostu na przestrzeni ostatnich lat Circle Labs udało się wypracować własną szkołę brzmienia, która z resztą doczekała się licznego grona wiernych akolitów. Mówiąc wprost chodzi o ponadprzeciętną muzykalność i soczystość brzmienia krakowskich wzmacniaczy, którym udawało się i całe szczęście nadal udaje, łączyć wspomniane cechy z nie mniej wyrafinowaną rozdzielczością i dynamiką. Tymczasem pracujące w trybie wysokomocowych monobloków P200 może nie tyle z ową estetyką zrywają, co mając ją na uwadze grają zdecydowanie żwawiej, konturowo i może nie tyle analitycznie, co na pewno już nie tak krągło i romantycznie, co w trybie stereo. Czy to źle? Absolutnie nie, jednak będąc przyzwyczajonym do majestatycznego wozidełka w stylu Bentley Continental Flying Spur 6.0 W12 dostojnie sunącego wzdłuż nadmorskiej promenady i decydując się na nowszy/mocniejszy model niekoniecznie mamy ochotę na przesiadkę do twardego i narowistego GTR-a gnającego po górskich serpentynach. A poniekąd podobną zmianę przestawienie trybu pracy końcówek i idący za tym wzrost mocy nam funduje. Oczywiście w tym momencie pozwalam sobie na ewidentną hiperbolę, gdyż choć różnice ewidentnie są, to ich charakter jest może nie tyle kosmetyczny, bo wyraźnie słyszalny, jednakże daleki od zerwania z firmowym DNA. Po prostu wszystko dzieje się ciut szybciej, jest podane bardziej wyraźnie i już nie ma pewnej romantyczności, która w trybie stereo robiła niepodrabialny klimat. Niemniej jednak nie da się ukryć, że zmonofonizowane P200 obiektywnie grają … lepiej, jednak jak wszyscy dobrze wiemy lepsze jest wrogiem dobrego, plus swoje trzy grosze dorzucają nasze przyzwyczajenia, więc jeśli do odsłuchu powyższej dzielonki podejdziemy bez przysłowiowego bagażu doświadczeń i nabytych oczekiwań, to z pewnością będziemy zachwyceni. A z kolei ortodoksyjni akolici dotychczas serwowanego przez „Cyrkle” czarującego brzmienia potrzebować będą dłuższej chwili na akomodację i ochłonięcie.
Najwyższa pora na jakieś muzyczne przykłady. Na dobry początek sięgnijmy zatem po coś z zaraźliwym drajwem i zarazem nieprzesadzoną dynamiką, ot chociażby „Almost Unplugged” Europe, gdzie lekko podstarzałym gwiazdom pudel – metalu towarzyszył kwartet smyczkowy przez co całość zyskała na wysmakowaniu i zamiast na oszałamiającej ilości decybeli skupiła się na jakości. Czyli teoretycznie album nie do końca wpisujący się w ideę sensowności zwiększania mocy poprzez monofonizowanie końcówek? Cóż, śmiem się nie zgodzić, gdyż grając z dwóch a nie jednej M200 usłyszymy zdecydowanie więcej. Tzn. od razu zaznaczę, że nie oznacza to pojawienia się dźwięków o których istnieniu nie mieliście Państwo dotychczas pojęcia a jedynie inną głębię ostrości, przez co to, co egzystuje na drugim, trzecim i dalszych planach nadal pozostaje świetnie widoczne a tym samym rozpoznawalne i definiowalne. W dodatku nie zaobserwowałem tendencji do sztucznego przybliżania, bądź wręcz wypychania przed szereg wydarzeń ze wspomnianych dalszych rzędów. Jednak z racji kreślenia ich konturów cieńszą i bardziej precyzyjną kreską wyodrębnienie ich z nawet zatłoczonego tła jest zdecydowanie prostsze, żeby nie powiedzieć naturalne i podświadome. W partiach blach pojawia się nieco więcej srebrnych a nie wyłącznie złotych rozbłysków, więc i na ich otwartość, oraz napowietrzenie nie ma co narzekać a jednocześnie znajdujemy się w tej komfortowej sytuacji, że jeszcze daleko im do zbytniej ofensywności i nieprzyjemnego zapiaszczenia.
Zmiana repertuaru na niewinnie rozpoczynający się … psytrance’owy „More than Just a Name” Infected Mushroom dość bezlitośnie pokazuje po co w systemie dwie a nie jedna końcówka mocy. Z parą 200-ek sięgający piekielnego dna bas zostaje złapany w ryzy i aż do granicy słyszalności owe pęta nie są poluzowywane. Nie oznacza to bynajmniej jego osuszenia, bądź odchudzenia, gdyż pomimo chwilowego złudzenia, że jest go nieco mniej, to już po kilku taktach odkrywamy, że jest wręcz na odwrót a jedynie zlinearyzowany został jego przebieg, przez co nie ma delikatnej górki na wyższym basie, która potrafiła robić tzw. efekt „wow”, tam gdzie system najniższego basu de facto odtworzyć nie był w stanie. A tak, mamy karnie prowadzony bas w całym swoim przebiegu i nagle okazuje się, że krótko złapane przy pysku kolumny potrafią i na tym polu coś intrygującego pokazać. Z kolei wszelakiej maści elektroniczne szmery, wizgi i syknięcia tną powietrze z prędkością namydlonej błyskawicy podkreślając zdolność krakowskiej amplifikacji do utrzymywania iście szaleńczych a zarazem połamanych temp. Równie przekonująco zabrzmiała ścieżka dźwiękowa do pierwszej części „John Wick” autorstwa Tulera Batesa i Joela J. Richarda, gdzie świetnie została oddana atmosfera niepokoju i wszechobecny mrok. Warto zwrócić na to uwagę, gdyż niekiedy wraz ze wzrostem mocy rośnie również szum tła a na Cyrklach nadal czerń jest aksamitna i nieskażona pasożytniczymi artefaktami.

Najwyższa pora na podsumowanie. I tu dochodzimy do sedna, gdyż doskonale zdaję sobie sprawę, że próba udowodnienia, iż tytułowy tercet Circle Labs P300 & 2 x M200 jest pod każdym względem i dla każdego nabywcy lepszym rozwiązaniem od zredukowanego do P300 i pojedynczej M200 zestawu byłaby z mojej strony ewidentnym nadużyciem i mijaniem się z prawdą. Dlatego też wskazanie nań jako sensowniejszej, rekomendowanej opcji dotyczy jedynie tych z Państwa, którzy dysponują odpowiednio wymagającymi zestawami głośnikowymi, dużym pomieszczeniem i lubią od czasu do czasu słuchać na poziomach zarezerwowanych dla rockowych koncertów. Nie muszę chyba zatem wspominać, że przy majestatycznych Berlinach para 200-ek mogła się podobać i podobała się niezaprzeczalnie, wyciskając z nich wszystko co najlepsze, jednak we własnych czterech kątach i z Dynaudio Contour 30 w torze w zupełności zadowoliłbym się pojedynczą końcówką. I tyle w temacie.

Marcin Olszewski

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II

Dystrybucja: Nautilus
Producent: Circle Labs
Ceny:
Circle Labs M300: 19 900 PLN
Circle Labs P200: 29 900 PLN

Dane techniczne
Circle Labs P300
Wzmocnienie: 8 dB
Wejścia liniowe: 2 x XLR, 3 x RCA
Wyjścia liniowe: 2 x XLR
Impedancja wejściowa: 33 kΩ RCA, 66 kΩ XLR
Impedancja wyjściowa: 15 Ω
Pasmo przenoszenia: 2 Hz – 500 kHz (- 3dB)
Wymiary (S x G x W): 430 x 355 x 120 mm

Circle Labs M200
Moc wyjściowa (RMS): 2 x 160W/8Ω; 2 x 300W/4Ω; w trybie mono 600W/8Ω; 900W/4Ω
Wzmocnienie: 36 dB
Pasmo przenoszenia: 2 Hz – 1 MHz (- 3dB)
Wymiary (S x G x W): 430 x 355 x 170 mm
Waga: 23 kg

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Circle Labs

Circle Labs P300 & M200

Link do zapowiedzi: Circle Labs P300 & M200

Opinia 1

Kiedy na półmetku zeszłorocznych wakacji testowaliśmy będącą komercyjnym debiutem rodzimej manufaktury Circle Labs integrę A200 nie tylko kibicowaliśmy nowemu bytowi, lecz gdzieś tam w zakamarkach naszych podobno spaczonych umysłów staraliśmy się zakopać wszelakie lęki i przejawy defetyzmu, sączące jad zwątpienia, że pewnie to kolejna, nie pierwsza i nie ostatnia efemeryda, która po jednorazowym rozbłysku równie szybko zniknie jak się pojawiła. Całe szczęście wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że czarny scenariusz się nie ziścił a krakowski duet w tzw. międzyczasie nie tylko nie osiadł na laurach, lecz trafił pod dystrybucyjne skrzydła Nautilusa a z tego co nam wiadomo, to i za wielką wodą ich przejawy radosnej twórczości zbierają wielce pochlebne opinie. O ile jednak, co do zagranicznych peanów odnosić się nie będziemy, to już do samych przejawów owej radosnej twórczości takowych oporów bynajmniej nie mamy. Dlatego też gdy tylko nadarzyła się ku temu stosowna okazja bez chwili zastanowienia przygarnęliśmy pod swój dach kolejny stopień wtajemniczenia w krakowskie portfolio, czyli wielce uroczy zestaw pre/power Circle Labs P300 & M200, który, gdy tylko najdzie nas ochota można rozbudować o kolejną końcówkę mocy M200 i tak zdublowaną amplifikację przepiąć w tryb mono.

Jak sami Państwo widzicie unifikacja w przypadku rodziny „cyrkli” jest pełna, więc wzorem wspomnianej we wstępie integry zarówno w przedwzmacniaczu, jak i końcówce mamy przepiękne tafle szklanych frontów z centralnie ulokowanymi ozdobnymi piktogramami i delikatnymi mosiężnymi szyldami – na górze z nazwą marki i włącznikiem, oraz dole – pełniącymi rolę dopełnienia optycznej klamry. Z elementów informacyjno – dekoracyjnych nie sposób pominąć oznaczeń poszczególnych modeli i funkcji przezeń pełnionych oraz delikatnej złotej żyłki z dyskretną iluminacją. A właśnie, funkcjonalność. W przedwzmacniaczu liniowym P300 mamy zatem do dyspozycji dwie bliźniacze do tych z A200 gałki – lewą odpowiedzialną za wybór źródła i prawą służącą do regulacji głośności a interfejs komunikacyjny, czyli diodowy wyświetlacz wskazujący wzmocnienie dyskretnie ukryto za ww. piktogramem. Z oczywistych względów końcówka M200 takowych atrakcji została pozbawiona. Podobnie sprawy mają się w przypadku połaci bocznych, które w przedwzmacniaczu zdobią finezyjnie wycięte firmowe logotypy a końcówka musi zadowolić się gęstym użebrowaniem radiatorów.
Rzut oka od zakrystii i … nadal jest elegancko. Plecy przedwzmacniacza mogą pochwalić się zdublowanymi wyjściami XLR, dwoma parami wejść XLR i trzema złoconymi RCA. Interfejsów cyfrowych, jak i dedykowanych gramofonom brak. Z kolei M200, to już ostoja całkowitego spokoju. Do dyspozycji mamy pojedyncze terminale głośnikowe WBT Nextgen™ i dostępne zarówno w formie XLR, jak i RCA wejścia stereofoniczne, oraz jedynie XLR, gdy zapragniemy użyć 200-ki w roli monobloku. Oba urządzenia wyposażono w trzy – po dwie z przodu i po jednej z tyłu, eleganckie toczone stopki antywibracyjne. Gniazda zasilające to klasyczne trójbolcowe IEC z odrębnym włącznikiem główny. Komór bezpieczników nie ma na widoku, więc ewentualna wymiana na coś bardziej „audiofilskiego” (dystrybutor z pewnością będzie żywo zainteresowany aplikacją nader rozsądnie wycenionych a przy tym świetnie „grających” Refine (Ra)) wiązać się będzie z koniecznością zdjęcia masywnych i perforowanych w swych tylnych połaciach płyt górnych.
Na wyposażeniu znajduje się również zgrabny i poręczny a przy tym wykonany z aluminium pilot zdalnego sterowania, z którego pomocą ustawimy żądaną głośność, jaskrawość wyświetlacza, bądź wyciszymy przedwzmacniacz. W celu zmiany źródła trzeba się będzie jednak pofatygować do ołtarzyka i dokonać owej niezwykle skomplikowanej czynności manualnie – kręcąc stosowną gałką. Nie ma jednak co marudzić, bo należy pamiętać, iż ruch to zdrowie a przy siedzącym trybie życia każde kilka kroków działa jedynie na nasza korzyść.
Od strony technicznej przedwzmacniacz jest konstrukcją w pełni zbalansowaną opartą na najnowszych tranzystorach typu jfet i btj w autorskiej topologii Circle Amp o zminimalizowanym okablowaniu wewnętrznym, jak i ograniczonych do minimum stopniach wzmocnienia. Regulację głośności zrealizowano na 63 krokowej, sterowanej przekaźnikami drabince rezystorowej firmy Khozmo. Na potrzeby tytułowej konstrukcji opracowano ultra niskoszumny zasilacz oparty na transformatorach z rdzeniami LL oraz kondensatorami Elma silmic ll osobnych dla obydwóch kanałów. Zasilacz posiada dwa kaskadowo połączone stopnie stabilizacji w znacznym stopniu separujące czuły tor audio od zakłóceń sieci. W stabilizatorach jako źródło napięcia referencyjnego zastosowano matrycę LED charakteryzującą się wielokrotnie niższymi szumami niż np. stosowane tradycyjnie w tych miejscach diody Zenera lub stabilizatory scalone. Z kolei stereofoniczna 160W (przy 8Ω) końcówka mocy, która z powodzeniem może pracować jako monoblok zwiększając tym samym swą moc do zdolnych prawidłowo wysterować przysłowiowy stół bilardowy 600W/8Ω. Co ciekawe dopiero w trybie monobloku staje się konstrukcją w pełni zbalansowaną. Stopnie mocy korzystają w firmowego układu Circle Power w wersji dedykowanej zastosowaniom o wyższej mocy i większym prądzie. Za ich zasilanie odpowiadają całkowicie niezależne zasilacze z osobnymi transformatorami o mocy 400W każdy oraz wysokoprądowe kondensatory Kemet (z wyprowadzeniami śrubowymi) o łącznej pojemności 200 000 μF. Przedwzmacniacz lampowy (oparty na parze lamp ECC8100) zasilany jest pełni niezależnych stabilizowanych zasilaczy które korzystają z osobnych uzwojeń transformatora na rdzeniu EL.

Jeśli zaś chodzi o brzmienie zasadnym wydaje się pytanie, czy wraz z unifikacją natury wizualnej, również sonicznie P300 & M200 są reprezentantami tej samej szkoły, co A200. I? I przewrotnie odpowiem, że to wszystko zależy od punktu widzenia i Państwa oczekiwań. Z jednej strony mamy bowiem do czynienia ze zdecydowanie bardziej rozdzielczym, złożonym i wyrafinowanym sposobem prezentacji, jednak z drugiej priorytetem pozostaje cały czas niezwykła homogeniczność i muzykalność prezentacji. Dla lepszego zobrazowania powyższych obserwacji posłużę się analogią z rynku tzw. „popepszaczy percepcji”. Otóż, o ile zintegrowaną 200-kę można byłoby uznać za odpowiednik w pełni godnej miana ambrozji miodowej 7* Metaxy, to już wyżej usytuowana w firmowym portfolio dzielonka jawi się przy niej, niczym zdecydowanie bardziej dojrzały i zarazem mniej deserowy, czy wręcz niemalże wytrawny 12* wypust Grand Olympian Reserve, gdzie słodycz ustępuje złożoności misternej pajęczyny nut wanilii, muszkatu i migdałów. Gorąco w tym momencie przepraszam wszystkich koneserów smaku za tak niskich lotów trunki, jednak posiłkując się nimi starałem się trafić do świadomości możliwie szerokiego grona odbiorców. A dla ortodoksyjnych miłośników winogronowych destylatów mam z nieco wyższej półki analogię – A200 to taki odpowiednik Martela V.S.O.P. a duet P300 & M200 to już klasa XO. Przechodząc jednak do konkretów nie da się ukryć, że tytułowy duet czerpiąc z potencjału młodszego rodzeństwa wszystkie jego zalety wprowadza na zupełnie inny poziom intensywności. Co ciekawe, w pierwszej chwili można odnieść jednak wrażenie, że basu z dzielonki jest mniej aniżeli z integry, jednak wraz z czasem i spadkiem emocji okazuje się, że jest na odwrót. O ile jednak A200 poprzez delikatne faworyzowanie przełomu średnicy z basem i wyższego basu od razu pałała za ucho zarażając odbiorcę pulsującym beatem, o tyle tytułowa parka do najniższych składowych podchodzi ze zdecydowanie mniejszą beztroską, za to z większą atencją. W rezultacie bas schodzi znacznie niżej, jest bezdyskusyjnie lepiej zróżnicowany i kontrolowany, jednak odzywa się w pełnym spektrum wtedy, gdy rzeczywiście jest to konieczne – jeśli tak został zarejestrowany. Przykładowo na „DISCO: Guest List Edition” Kylie Minogue wcale nie będzie go dużo i nie będzie dominującą składową, bo właśnie tak ten album zrealizowano – bez najniższego basiszcza. Wystarczy jednak sięgnąć po „The Atlas Underground Fire” (szczególnej uwadze polecam „Charmed I’m Sure (feat. Protohype)”) Toma Morello, a jeśli taka obłąkańcza, trudna do sklasyfikowania jazda bez trzymanki dla kogoś to zbyt wiele zawsze można posiłkować się naszą dyżurną referencją, czyli albumem „Khmer” Nilsa Pettera Molværa, by nie tylko na własne uszy, lecz i trzewia się przekonać jak nisko i z jaką kontrolą potrafi zejść M200. Średnica i góra również są świetnie „poukładane” – gładkie, soczyste, acz dalekie od słodkiego przepalenia, gdzie przyjemność odsłuchu bierze górę nad realizmem. Tu nutka słodyczy jest nad wyraz delikatna, to takie muśnięcie, ale zarazem akcent sprawiający, że nie sposób uznać „Cyrkli” za zbyt analityczne i to pomimo wyśmienitej rozdzielczości. Scena kreowana jest mniej więcej od linii głośników daleko w głąb i szerz, przy czym gradacja planów nie daje nawet najmniejszych podstaw do krytyki. Jeśli wielka, hollywoodzka symfonika w stylu „The Lord of the Rings: The Fellowship of the Ring” Howarda Shore’a nie była w stanie wywołać bałaganu w dalszych planach, to i standardowa klasyka nie powinna sprawić polskiemu duetowi jakichkolwiek problemów.
Skoro jednak tak dystrybutor, jak i producent nic nie wspominali o bezwzględnej nierozerwalności dostarczonego na testy zestawu, to po kilkudniowych odsłuchach kompletnego seta uznałem za stosowne przeprowadzić kilka prób z jego rozdzieleniem i solowymi odsłuchami jego składowych. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że nic nie jest takie, jakim mogłoby się wydawać patrząc li tylko przez pryzmat wykorzystywanych przez nie technologii. Bowiem w pełni tranzystorowy preamp stawiał na wypełnienie środka – jego organiczne wysycenie i namacalność. Może delikatnej redukcji, oczywiście nadal z zachowaniem ich słyszalności, uległy dalszoplanowe szmery i inne mikrodetale. Jednak coś za coś – przeniesienie akcentu na definicję źródeł pozornych a tym samym skierowanie na nie naszej uwagi automatycznie osłabia naszą percepcję w zacienionych zakamarkach. Również bas kreślony był nieco grubszą, aniżeli mam na co dzień kreską, jednak nic a nic nie traciłem z jego definicji i zróżnicowania a różnice śmiało można określić na poziomie jednego stopnia twardości ołówków kreślarskich z 5 na 4H. Z kolei hybrydowa końcówka stawiała na transparentność i analityczność śmiało konkurując pod tym względem z moim dyżurnym opartym jedynie na krzemie Brystonie 4B³. Oczywiście efekt finalny zależeć będzie jeszcze od kilku zmiennych, jednak przynajmniej na początek sugerowałbym łączyć P300 i M200 XLR-ami i to możliwie wysokiej próby. Podobne sugestie mam odnośnie przewodów zasilających. Pozwoli to rozwinąć parce Circle Audio skrzydła jednocześnie zapewniając świetną zarówno makro, jak i mikro dynamikę nie tylko przy iście koncertowych poziomach głośności, lecz i kojących skołatane nerwy wieczorno-nocnych sesjach.

No i masz babo placek. Z jednej strony A200 byś w telegraficznym skrócie mówiąc świetny,, gdyż dawał niesamowitą frajdę z praktycznie dowolnym repertuarem nader humanitarnie traktując nawet niezbyt referencyjne realizacje, co w większości przypadków w pełni mogło usatysfakcjonować potencjalnych nabywców. Jednak z drugiej dzielony zestaw Circle Labs P300 & M200 wszystko robi lepiej. Jest przy tym oczywiście zauważalnie droższy a z racji swej dzielonej natury również bardziej absorbujący tak gabarytowo, jak i aplikacyjnie (vide dodatkowe okablowanie). Jeśli jednak dążą Państwo do osiągnięcia dowolnie rozumianej nirwany, to właśnie z P300 & M200 zbliżycie się do niej bardziej aniżeli z ww. integrą. Od siebie tylko dodam, że prawdziwym czarnym koniem niniejszego testu okazał się w moim systemie przedwzmacniacz P300 a końcówka M200 była „tylko” bardzo dobra. Ciekawi mnie tylko jak wyglądałby mój prywatny ranking, gdyby zamiast jednej pojawiły się dwie M200-ki …

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Nie to żebym się jakoś specjalnie chwalił, ale będąc szczerym, nie mogę przemilczeć faktu, że w procesie wykluwania się pierwszego produktu tytułowego brandu, czyli testowanego jakiś czas temu na naszych łamach wzmacniacza zintegrowanego Circle Labs A200, wtrąciłem swoje przysłowiowe trzy grosze. Temat opiewał na weryfikujący przedprodukcyjne dokonania niezobowiązujący odsłuch, którego piętno bez jakiejkolwiek późniejszej konsultacji z producentem, podczas testu finalnej wersji udało mi się wychwycić. Oczywiście były to tak zwane spostrzeżenia kosmetyczne, jednak dla bytu pierwszej na rynku konstrukcji brzmieniowo czyniące ją „jakąś”, a nie serwującą doznania „Od Sasa do Lasa”, w żadnym aspekcie nie będąc konkretną. W moim odczuciu – o czym możecie przekonać się zgłębiając treść stosownego testu – panowie wówczas postawili na poruszanie się w estetyce nasycenia z fajnie zbilansowanym pakietem informacji. Bez próby siłowego spełniania zachcianek pełnego spektrum audiofilskiej i melomańskiej gawiedzi, tylko celowali w konkretnego, co istotne, wiedzącego co chce od życia klienta. I sądząc po pozytywnych opiniach nie tylko u nas, ale również w zagranicznych periodykach, był to celny strzał. Strzał, który nie pozostał bez echa, bowiem dzielni konstruktorzy A200-ki dysponując znacznie większym budżetem, poszli za ciosem i wydaje mi się, że doprowadzając do finału będący w dystrybucji Nautilusa sygnowany logiem Circle Labs tym razem dzielony projekt wzmocnienia P300 & M200, skutecznie popracowali nad spełnieniem założeń wspominanego przeze mnie, oczywiście finalnie nieco prze-aranżowanego brzmieniowo, pełnego ciekawych założeń sonicznych protoplasty. Co mam na myśli? Niestety wstępniak nie jest miejscem do wykładania kart na stół, dlatego też zainteresowanych co w kwestii sposobu na muzykę niesie ze sobą najnowsza krakowska sekcja wzmocnienia, zapraszam do lektury poniższego tekstu.

Kreśląc kilka zwięzłych zdań o wyglądzie i osiągach tytułowych konstrukcji, po pierwsze należy wspomnieć o ich będącym powieleniem wizualizacji poprzednika, bezapelacyjnie fenomenalnym wyglądzie. Obydwie skrzynki od strony designu są bliźniacze, z tą tylko różnicą, że przedwzmacniacz jest nieco niższy od końcówki mocy, inaczej chłodzony – nie ma na bokach radiatorów, a także z racji sprawowania całkowicie różnych zadań inaczej wyposażony przyłączeniowo. Reszta aspektów typu czernione szkło przedniego panelu, zlokalizowane w złotych wstawkach frontu i środkowej części przedniej krawędzi górnej płaszczyzny logo marki z włącznikiem inicjującym pracę, poprzeczną ikonką tuż przy podstawie sygnalizującą działanie urządzeń oraz zorientowanymi wertykalnie, rozlokowanymi symetrycznie wokół wytłoczonego na dachu logo marki podłużnymi otworami wentylującymi trzewia urządzeń jest taka sama. Jeśli chodzi o ich wyposażenie aplikacyjne, liniówka na awersie oprócz wspomnianych wspólnych detali może pochwalić dodatkowo dwoma gałkami – lewa selektor wejść, prawa głośność, zaś na rewersie patrząc od lewej strony trzema blokami wejść i wyjść liniowych (2 wyjścia XLR, 2 wejścia XLR i 3 wejścia RCA) gniazdem zasilającym IEC oraz włącznikiem głównym. Ten sam temat w piecyku opiewa na pozbawioną dodatkowych detali poza wcześniej wymienionymi, przez to emanującą wizualnym spokojem połać czernionego szkła frontu oraz zestaw terminali kolumnowych wraz z pojedynczymi wejściami sygnału w standardach RCA/XLR dla trybu stereo, a także w przypadku podwajającego moc bridge’owania końcówki jako monoblok, dokonujące automatycznego przestawienia sposobu pracy urządzenia dodatkowe gniazdo XLR na plecach. Gdy mamy za sobą kwestie wizualne, nie sposób nie wspomnieć o ważnych aspektach technicznych, z których najważniejszymi są w każdym przypadku pełna symetryzacja preampu i końcówki w trybie mono, zastosowanie lamp w służbie sterowania napięciowego wzmocnienia sygnału, co czyni z końcówki bardzo poszukiwaną przez wielu melomanów swoistą konstrukcję hybrydową, moc na poziomie 160W/8Ohm & 300W/4Ohm w trybie stereo i 600W/8Ohm & 900W/4Ohm po zmostkowaniu oraz dostarczany wraz z przedwzmacniaczem z pozoru prosty, jednak w pełni wystarczający do obsługi i do tego bardzo ergonomiczny pilot zdalnego sterowania.

Zanim przejdę do opisu brzmienia testowanego zestawu pre-power, w celu ustalenia jaki kawał roboty wykonali konstruktorzy w stosunku do pierwszej testowej wersji, wspomnę, iż prototyp stawiał na przysłowiowe łapanie kilku srok za ogon. Z jednej strony pierwsza inkarnacja starała się oferować mocny dolny rejestr, z drugiej serwowała sporo informacji w środku, zaś z trzeciej jawiła się jako piewca nieograniczonej transparentności. Przynajmniej ja to tak odebrałem. To natomiast powodowało, że ani bas nie był zbyt dobrze kontrolowany, w centrum słychać było drobne braki w uzyskaniu odpowiedniej masy dźwięku, a góra często okazywała się być nazbyt ofensywna. Owszem, taki stan rzeczy zawsze komuś mógłby się podobać lub w pewien sposób resztą konfiguracji sprzętowej nawet wymagający melomani mogliby skorygować, jednak nie do końca o powoływanie obarczonego niedostatkami produktu do życia jego pomysłodawcom chodziło. Takim to sposobem, po trosze w odpowiedzi na wyartykułowane wnioski i pewnie po trosze pewnej ich zgodności z własnymi, najpierw ukazał się brylujący w estetyce fajnego nasycenia wzmacniacz zintegrowany A200 i teraz moim zdaniem świetnie realizujący założenia prototypowej wersji opiniowany set P300 & M200. Jakie to założenia?

Nie wiem, jak zestaw okabluje potencjalny nabywca – to dość determinujący czynnik, ale ja na bazie widniejącej na fotografiach oferty Furutecha, Hijiri i Siltecha zadbałem, aby nasi bohaterowie uzyskali bardzo dobrą podstawę basową, co istotne gęsty, ale przy tym pokazujący najważniejsze aspekty brylujących w tym zakresu instrumentów środek pasma, a wszystko zostało okraszone fajną iskierką. Ciekawostką jest, że mimo znakomitego wglądu w nagranie całość emanowała przyjemnie ciemnawą estetyką prezentacji. Jednak określenie „ciemne” nie oznacza przygaszenia światła na scenie, tylko podanie przekazu w sposób pozbawiony często lubianego przez wielu osobników homo sapiens nienaturalnego doświetlania dźwięku. Nadal wszystko podane było transparentnie, tyko pozwalało się słuchać nieskończenie długo, a nie po kilku płytach wywoływać efekt walki o przetrwanie naszych narządów słuchu. Tłumacząc to z polskiego na nasze, zestaw był daleki od efekciarstwa. Owszem, w naszej zabawie chodzi o wyciskanie ostatnich soków ze słuchanej muzyki, jednak proponowanie jej realiów na ciężkostrawnego, bo będącego na stałym, często zbyt dużym poziomie, maxa jest oczywistą pomyłką. Pomyłką, której tandem Circle Labs znakomicie unikał. A udało się dlatego, że w bardzo spójny sposób zaprzągł do pracy nie tylko mocny, przy tym zaskakująco masywny i za co należą się brawa, bez oznak rozlania się po podłodze bas, pełen plastyki, równie ekspresyjny pod względem energii, masy i pakietu informacji środek pasma oraz tak lubiane przeze mnie, umiejętnie rozświetlone, pełne znakomicie zawieszonego w eterze wigoru, jednak cały czas bez znamion nadinterpretacji wysokie tony. Co w konsekwencji sprawiało, że testowany zestaw odebrałem jako wypisz wymaluj znakomite wdrożenie zamierzeń przełamującej u mnie pierwsze lody tej marki, wersji „Alpha”. Jak zatem powyższe wybory producentów przekładały się na konkretną muzykę?
Prawdę powiedziawszy finalny sznyt grania zestawu Circle Labs nie miał najmniejszego problemu z żadnym nurtem. Owszem był pełnoprawnym bytem każdego z nich, jednak w szczególny dla siebie sposób za każdym razem uruchamiał inne posiadane walory. Weźmy na przykład mocny materiał ostatnio poznanego przeze mnie mongolskiego folk-metalu spod znaku The Hu „The Gereg”. To była w dosłownym zrozumieniu tego zwrotu „bezpardonowa jazda bez trzymanki”. Jednak nie w jakimś szczególnym aspekcie, tylko dosłownie każdym najdrobniejszym niuansie. Począwszy od rytmicznego, przywołującego najstraszniejsze wizje mocnego bitu dolnego pasma, przez równie niepokojący, bo śpiewany z powodującą lęk u słuchacza chrypą wokal, po natychmiastowe, przy tym pełne impulsowo podanej energii zmiany tempa. System praktycznie nie miał czasu na odsapnięcie, gdyż wściekli Mongołowie za pomocą bezkompromisowego wyrażania zapisanych na pięciolinii nut od pierwszego do dostatniego kawałka na płycie chcieli za wszelką cenę mnie zdominować. Raz trzęsąc podłogą pokoju soczystym uderzeniem w wielki bęben. Innym razem kopiąc natychmiastowym, oczywiście zbliżonym do energii fali wybuchu laski trotylu, pakietem kilkunastosekundowego perkusyjnego pasażu. A jeszcze innym hipnotyzującym moje zmysły alikwotowym chrapaniem niskiego w tonacji, raz medytacyjnego, a raz uwalniającego pokłady strachu wokalu. Przez cały czas czekałem z zaciekawieniem co się wydarzy, a dostarczone do oceny zabawki napędzając przecież monstrualne flagowce Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition, bez najmniejszej czkawki ze stoickim spokojem realizowały pełne spektrum zamierzeń artystów. Dla mnie był to nie boję się tego powiedzieć, zjawiskowo druzgocący zmysły seans. A zjawiskowo dlatego, że produkty CL nawet przez moment nie limitowały nie tylko zapotrzebowania muzyków na pakiet barwy masy i energii, ale również pozwalający pokazać ten krążek w domenie odpowiedniej lotności, oddechu przekazu. Idąc za obecnie panującą młodzieżową nomenklaturą powiem tak, to był sztos.
W identyczny, choć powodujący minimalne ukulturalnienie przekazu sposób wypadał mainstreamowy rock typu AC/DC, Metallica, czy Black Sabbath. Powodem wspomnienia o tym niuansie było dodanie body do dotychczas odbieranego jako anorektyczne wykonu całości tego rodzaju materiału. To co niegdyś okazywało się być niezbyt nieprzyjemne, bo słabo zrealizowane, teraz zostało okraszone oczekiwaną barwą i masą. Naturalnie miałem do czynienia z jawnym wpływem skonfigurowanego testowo zestawu, jednak w końcowym rozliczeniu jakże przyjemnym w odbiorze inne spojrzeniem na ten sam materiał.
Zmieniając nurt muzyczny chyba nie muszę nikogo uświadamiać o równie dobrym występie twórczości stawiającej na mistycyzm. Jednak nie tylko sakralny w stylu Jordi Savalla, czy Claudio Monteverdiego – te w estetyce grania naszych bohaterów brylowały nawet nie bardzo dobrze, ale wręcz zjawiskowo, tylko również zawarty we wszelkich odmianach jazzu z free włącznie – tak tak, w nich również wyczuwalne jest swoiste sacrum. Co prawda wymieniony jako ostatni w domenie szybkości narastania ekspresji jako nieodzowny skutek przed momentem opisywanych działań systemu, nieco zwalniał tempa, jednak wynikające z tego powodu dobro typu: fajna barwa zazwyczaj wiodących w tego typu muzie dęciaków, czy spowodowana nasyceniem źródeł pozornych ich namacalność, bez problemu rekompensowały wszelkie próbujące dojść do głosu sygnały o odejściu materiału muzycznego od będącej dla wielu niestrawną w odbiorze, prawdy. Ja mimo dość częstego słuchania tego typu szaleństwa, biorąc pod uwagę wszelkie za i przeciw, bez problemu to kupuję.
Na koniec coś, co aby uzyskać planowane ekstremum przekazu, należałoby wspomóc korekta okablowania. Mówię o przykładowej elektronice Yello „Touch” . Spokojnie, w testowej sesji również była zjawiskowa, jednak nie tak brutalna w przenikliwości, jak życzyłoby sobie wielu z jej piewców. Nadal energia, masa i rozmach prezentacji były jej mocną stroną, tylko uzyskana zastosowanym przeze mnie okablowaniem kultura przekazu nie dawała wyrwać się z ryzów narzuconej odgórnie kultury. Na szczęście to był szybko korygowalny niuans, gdyż wystarczyło zmienić sieciówki na bardziej transparentne (ja użyłem Acrolinka 8100), by świat mimo stacjonowania lamp elektronowych na pokładzie końcówki mocy, w kwestii ostrości rysunku stanął na przysłowiowej głowie. Jednak na szczęście głowie konsekwentnie osadzonej na solidnym korpusie, jakim była waga dźwięku. Zbędne trzymanie poprawności politycznej? Zapewniam, że nie. Elektronika tak jak inna muzyka rządzi się takimi samymi prawami fizyki i jak ma tąpnąć pokojem, musi mieć czym, bo z samego pisku w materii pomruków nic nie wyniknie. To jest elementarz, o którym producenci w swej dbałości o poprawną prezentację nawet tak ekstremalnie brzmiącego działu płytoteki nie zapomnieli.

Czy opisane powyżej rodzime konstrukcje są dla każdego? Jak to zwykle w życiu bywa, na taki scenariusz zwyczajnie nie ma szans. Zatem dla kogo? Powiem tak. Małopolska brygada wzmacniająca sygnał audio nie jest mistrzem w szybkości narastania sygnału. Jest przy tym daleka od stawiania na ekspresję przekazu ponad wszystko. Za to przy zdroworozsądkowym podejściu do wspomnianych aspektów prezentacji niesie ze sobą w pełni kontrolowane pokłady muzykalności. To zaś tak na koniec dnia oznacza, że jest wręcz idealnym partnerem dla miłośników muzyki przez duże „M”. Jest tylko jeden problem. I zaznaczam, że nie po stronie Circle Labs. Chodzi oczywiście o nas, czyli decydentów określających się z jedną ze wspomnianych na początku tego akapitu, estetyk projekcji muzyki. Ja bazując na testowym spotkaniu, bez zastanowienia wybieram tę spod znaku P300 & M200, czyli raczej oferującą przyjemność ze słuchania i utożsamiania się z nią, niż przeżywaniem jej z oczami dookoła głowy i otwartym scyzorykiem w kieszeni.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
Źródło:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition,
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II

Dystrybucja: Nautilus
Producent: Circle Labs
Ceny
Circle Labs P300: 19 900 PLN
Circle Labs M200: 29 900 PLN

Dane techniczne
Circle Labs P300
Wzmocnienie: 8 dB
Wejścia liniowe: 2 x XLR, 3 x RCA
Wyjścia liniowe: 2 x XLR
Impedancja wejściowa: 33 kΩ RCA, 66 kΩ XLR
Impedancja wyjściowa: 15 Ω
Pasmo przenoszenia: 2 Hz – 500 kHz (- 3dB)
Wymiary (S x G x W): 430 x 355 x 120 mm

Circle Labs M200
Moc wyjściowa (RMS): 2 x 160W/8Ω; 2 x 300W/4Ω; w trybie mono 600W/8Ω; 900W/4Ω
Wzmocnienie: 36 dB
Pasmo przenoszenia: 2 Hz – 1 MHz (- 3dB)
Wymiary (S x G x W): 430 x 355 x 170 mm
Waga: 23 kg

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Circle Labs

Circle Labs P300 & M200
artykuł opublikowany / article published in Polish

Dosłownie rzutem na taśmę i chwilę przed wigilijną kolacją nie mogliśmy odmówić sobie przyjemności podzielenia się z Wami unboxingiem rodzimego zestawu pre/power Circle Labs P300 & M200.

cdn. …

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Circle Labs

Circle Labs P300 & M200

Krakowski Circle Labs z dumą prezentuje jeszcze ciepłą i pachnącą fabryką nowość, a raczej dwie nowości – przedwzmacniacz liniowy P300 i końcówkę mocy M200.

Końcówka mocy stereo M200:

Zasilacz oparty o transformatory o łącznej mocy 850W.Końcówka mocy jest zbudowana w topologii dual-mono. Toroidalne transformatory są specjalne wykonywane wg. naszej specyfikacji z najwyższej klasy materiałów we wiodącej pod względem jakości firmie POLTRAFO. Transformatory są osobne dla każdego kanału, a w sekcji pre lampowego zastosowano osobny transformator na rdzeniu EI ekranowany miedzią i całkowicie niezależnie tory zasilania dla obydwóch kanałów.
W zasilaczach końcówek mocy zastosowano specjalne przystosowane do pracy z wysokimi prądami kondensatory firmy KEMET z wyprowadzeniami śrubowymi o łącznej pojemności 200 000 µF.

W stabilizowanym zasilaniu przedwzmacniacza lampowego użyto kondensatorów polipropylenowych. W torze przedwzmacniacza zastosowano triodę NOS produkcji Siemensa z lat 60tych która jest dodatkowo poddawana starannej selekcji selekcji.

Przedwzmacniacz wykorzystuje stałą polaryzację przez co składa się tylko z jednej lampy, jednego rezystora i jednego najwyżej klasy srebrno-złotego kondensatora sygnałowego Mundorf. Rozwiązanie to umożliwiło połączenie najkrótszej ścieżki sygnałowej i najlepszych parametrów.

Końcówki mocy Circle Power są najbliższe topologii wzmacniaczy SE przy zachowaniu wysokiej sprawności i mocy przez co detaliczność i barwa wzmacniaczy SE łączą z kontrolą basu wzmacniaczy wysokosprawnych.

W stopniach końcowych M200 pracują zwielokrotnione najbardziej-wysokoprądowe tranzystory bipolarne produkowane przez firmę Sanken przez co wzmacniacz dysponuje jeszcze większą dynamiką i kontrolą głośników oraz ultra szerokiemu pasmu przenoszenia.

Za oddawanie sygnału do głośników odpowiedzialne są gniazda firmy WBT z serii nextgen.

Wzmacniacz może pracować w trybie zbalansowanego monobloku.
Dane techniczne
Pasmo przenoszenia M200: 2hz-1MHz (-3db)
Moc: 150W/8Ω, 300W/4Ω
Tryb monobloku: 600W/8Ω

Przedwzmacniacz liniowy P300:
Przedwzmacniacz P300 jest konstrukcją w pełni zbalansowaną od wejścia do wyjścia. Wyposażony jest wejścia liniowe 2 x XLR i 3 x RCA.

Przedwzmacniacz został zbudowany w oparciu o najnowsze tranzystory typu jfet i btj w autorskiej topologi Circle Amp. Ideą było zbudowanie przedwzmacniacza o jak najkrótszej ścieżce sygnału i najmniejszej liczbie stopni wzmocnienia. Przyczyniło się to do uzyskania brzmienia bardzo bogatego w niuanse i szczegóły połączonego z muzykalnością i dynamiką.

Regulacja głośności realizowana jest przez sterowaną przekaźnikami drabinkę rezystorową firmy Khozmo. Regulacja o rozdzielczości 63 kroków jest wyposażona w aluminiowy pilot zdalnego sterowania.

Specjalnie do tej konstrukcji opracowany został ultra niskoszumny zasilacz oparty na transformatorach z rdzeniami LL oraz kondensatorami Elma silmic ll. Zasilacz posiada dwa kaskadowo połączone stopnie stabilizacji. W dużym stopniu separuje to czuły tor audio od zakłóceń sieci. W stabilizatorach tych zastosowano matrycę LED jako źródło napięcia referencyjnego. Charakteryzują się one wielokrotnie niższymi szumami niż np. stosowane tradycyjnie w tych miejscach Diody Zenera lub stabilizatory scalone.

Obudowa jest frezowaną z aluminium 5754 na cyfrowych obrabiarkach CNC.

Dane techniczne
Wzmocnienie: 8db
Wejścia liniowe: 2 x XLR, 3 x RCA
Wyjścia liniowe: 2 x XLR
Impedancja wejściowa: 33 kΩ RCA, 66 kΩ XLR
Impedancja wyjściowa: 15Ω
Pasmo przenoszenia: 2Hz-500kHz (-3db)

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Circle Labs

Circle Labs A200

Link do zapowiedzi: Circle Labs A200

Opinia 1

Nigdy nie ukrywaliśmy, że oprócz zamiłowania do High-Endu per se, od dawien dawna kibicujemy wszelakiej maści rodzimym przejawom nazwijmy to ogólnie artystyczno-inżynierskiej kreatywności. Patrząc jednak z perspektywy czasu lwia część występów krajowych producentów przypadła w udziale przewodom i akcesoriom a honoru bardziej złożonych konstrukcji broniło zaledwie kilku producentów kolumn (m.in. ESA, AVcon, Ciarry) i elektroniki (Abyssound, Audio Reveal, Egg-shell, Marton, RCM, Struss). Coś jednak ostatnio zaczęło się zmieniać, gdyż coraz częściej docierały do nas sygnały, że na horyzoncie pojawił się nowy byt, który ma wielką ochotę na zmianę istniejącego rozkładu sił, czyli mówiąc wrost planuje wywołać małe zamieszanie . W dodatku byt poniekąd wywodzący się z nurtu DIY, lecz stawiający na daleko lepszą od pół żartem, pół serio mówiąc garażowej aparycję. O kim mowa? O krakowskiej manufakturze Circle Labs, która choć jeszcze nie dorobiła się własnej strony firmowej już zdążyła zaistnieć na kilku forach i branżowych publikatorach. Skoro zatem i do nas zawitała nie pozostaje nam nic innego jak zaprosić Państwa na spotkanie z hybrydowym wzmacniaczem zintegrowanym Circle Labs A200.

Wielokrotnie powtarzałem w swoich epistołach sentencję, iż pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. Wspominam o tym po raz kolejny, gdyż Circle Labs A200 jest projektem nie dość, że dogłębnie przemyślanym, to w dodatku dopracowanym i co najważniejsze skończonym. I to po prostu widać, gdyż tytułowa integra prezentuje się wybornie. To wręcz klasyczny przykład ponadczasowej, dyskretnej elegancji i minimalizmu, które nie tylko cieszą oko od pierwszego nim rzutu, lecz również nie powodują znużenia gdy pierwsza ekscytacja minie. Dominującą czerń przełamują jedynie stylowe dodatki w stylu złotych klamer „spinających” od góry i dołu masywną – 15 mm szklaną (!!!) taflę frontu, centralnie umieszczony piktogram za którym ukryto wyświetlacz informujący o sile wzmocnienia , czy też nazwa i funkcja samego urządzenia, oraz umieszczony w prawym dolnym rogu firmowy logotyp. A, i są jeszcze również złote pierścienie u nasady dwóch masywnych gałek – lewej odpowiedzialnej za wybór źródła i prawej – głośności.
Zamiast standardowych ścianek bocznych zastosowano groźnie nastroszone, przy tym ostre i gęste radiatory wspomagane przez perforację ściany górnej. Jako miłą odmianę od ogólnie przyjętych zasad można uznać umieszczenie właśnie na płycie górnej – tuż przy przedniej krawędzi, na wspomnianej złotej – mosiężnej „klamrze” przycisku wybudzania/usypiania wzmacniacza. Odpada zatem gmeranie palcem pod samym urządzeniem, jak i próby wkomponowania go w taflę frontu. Ściana tylna prezentuje się nie mniej dystyngowanie. Do dyspozycji otrzymujemy bowiem pojedyncze gniazda głośnikowe WBT z serii nextgen™, cztery wejścia liniowe, z których pierwsze jest pod postacią pary XLR-ów a pozostałe złoconych RCA, wyjście na subwoofer, gniazdo zasilające i włącznik główny. Jeśli zaś chodzi o trzewia, to wzmacniacz zbudowany jest w topologii – regulacja głośności – przedwzmacniacz lampowy SE- końcówka mocy w technologii Circle Power.
Regulację głośności realizowano w postaci zdalnie sterowanej drabinki rezystorowej renomowanej firmy Khozmo o 63 krokach. Rezystory o tolerancji 0,1% są w niej przełączanie za pomocą wysokiej klasy przekaźników co gwarantuje najwyższą możliwą precyzję i trwałość niedostępną dla tradycyjnych potencjometrów. Z kolei jednostopniowy przedwzmacniacz zbudowano z wykorzystaniem lampy z rodziny ECC88 (NOS SIEMENS ) pracującej ze stałą polaryzacją. Rozwiązanie to umożliwia wykorzystanie najmniejszej możliwej ilości elementów pasywnych – jednej lampy, rezystora i najwyżej klasy kondensatora sygnałowego z litej foli miedzianej.
Końcówka mocy Circle Power jest autorskim opracowaniem firmy Circle Labs. Wykorzystuje ona niesymetryczny stopień wejściowy i prądowe sterowanie bipolarnych tranzystorów końcowych Sanken i jfet. Rozwiązanie to łączy detaliczność i precyzję charakterystyczną dla układów niesymetrycznych ze sprawnością i dynamiką układów symetrycznych.
Przedwzmacniacz wykorzystuje osobne dla każdego kanału lampy i stabilizowane zasilacze. Wzmacniacze mocy zbudowane w technologii dual-mono z osobnymi transformatorami toroidalnymi o łącznej mocy 600 W i zasilaczami dla każdego kanału o łącznej pojemności kondensatorów 200 000 μF.

Przystępując do odsłuchów dzisiejszemu gościowi dałem przysłowiową carte blanche, gdyż nie mając bladego pojęcia o upodobaniach brzmieniowych jego konstruktora nawet nie próbowałem zgadywać, np. na podstawie wyglądu jak co poniektórzy „mistrzowie internetu”, w jakiej estetyce gra wzmacniacz. Dlatego też zamiast nieśmiało przełamywać pierwsze lody jakimś niezobowiązującym plumkaniem od razu sięgnąłem po wielki aparat wykonawczy i klasyczną hollywoodzką superprodukcję. Otóż na „The Lord of the Rings: The Return of the King – the Complete Recordings” Howard Shore jest m.in. utwór „The Palantir”, gdzie iście kakofoniczne tutti przeplatają się z niezwykle eterycznymi i granymi piano partiami, co w praktyce oznacza, że w ciągu nieco pond trzech minut można z całkiem sporą trafnością ocenić, czy dany delikwent daje sobie radę z podobnymi wyzwaniami, czy jednak trzeba obniżyć poprzeczkę oczekiwań i sięgnąć po łatwiejszy zestaw pytań. Całe szczęście krakowska integra nic nie robiąc sobie ze złożoności sprawdzianu i karkołomnych przebiegów melodycznych zagrała z zaskakującą dynamiką i rozdzielczością ani na moment nie zapominając o muzykalności, czyli nie tylko zapewnieniu właściwego wypełnienia konturów, lecz również spoistości, koherencji całego przekazu. Otrzymaliśmy zatem pełen wgląd w nagranie w czasie tutti, oraz czytelność partii reprodukowanych niemalże na granicy słyszalności. Podejrzewam, że tę drugą cechę w głównej mierze zawdzięczamy zgrabnie zaimplementowanej przez Krzysztofa Wilczyńskiego – konstruktora, założyciela i właściciela marki, w przedwzmacniaczu triody ecc8100, która właśnie nie pozwala umknąć temu całemu planktonowi, który odpowiada zarówno za klimat i nastrój nagrań, jak i ich, że się tak wyrażę „realizm przestrzenny”. Czyli aurę pogłosową pozwalającą określić rozmiar i właściwości akustyczne lokacji, w której dokonano rejestracji.
W tym celu nie omieszkałem dać wytchnąć skołatanym nerwom i zafundowałem sobie sesję w katakumbach – mauzoleum muzeum Emanuela Vigelanda nader sugestywnie teleportując się do ich chłodnego, kamiennego wnętrza za sprawą referencyjnego wydawnictwa „Tomba sonora” autorstwa Stemmeklang i Kristin Bolstad. Momentalnie zrobiło się mrocznie, tajemniczo i wręcz namacalnie czuć było ogrom ośmiusetmetrowej, tak, tak, to nie pomyłka – nie osiemdziesięcio-, lecz właśnie ośmiusetmetrowej komnaty i co najważniejsze nic a nic nie traciło się z powolnego wygaszania poszczególnych dźwięków. W tym przypadku było to szalenie istotne, gdyż właśnie na wzajemnej interakcji i splataniu się poszczególnych partii wokalnych z pogłosami poprzednich oparty jest cały koncept ww. albumu. W ramach uświadomienia Państwu złożoności przedsięwzięcia nadmienię tylko, iż we wspomnianej komnacie pogłos dla 25Hz wynosi niemalże 24 s a dla 1kH niemalże 13 sekund. Bez tej koordynacji i ciągłości otrzymalibyśmy tylko jakieś niewiele znaczące pojedyncze frazy odzywające się to tu, to tam i powodujące dezorientację słuchacza. A tak wszystko ze sobą idealnie współgrało a A200 dwoił się i troił byśmy z roli biernych słuchaczy mogli ewoluować do uczestników tego misterium. Nie ukrywam jednak, że jest to repertuar wymagający od odbiorcy nieco wysiłku i skupienia, oraz pewnego, również wewnętrznego, wyciszenia. Bez tego nie ma szans by nie tylko nas zainteresował, co przede wszystkim w pełni zaprezentował swoją misterną strukturę.
Proszę się jednak nie martwic, że A200 gustuje w adekwatnym do własnej minorowej aparycji nomen omen krakowskim spleenie. Nic z tych rzeczy, wystarczy bowiem do playisty dorzucić soundtrack „Fast & Furious Presents: Hobbs & Shaw”, by dać się porwać tanecznym i wybitnie mainstreamowym rytmom. Uczciwie przyznam, że z premedytacją sięgnąłem po tę składankę, gdyż byłem szalenie ciekaw, jak ta bądź co bądź dedykowana wymagającym audiofilom integra poradzi sobie z dalekimi od referencji tak realizacyjnych, jak i wykonawczych kompozycjami. O dziwo zamiast kręcić i grymasić jak przedszkolak przy owsiance 200-ka ochoczo wzięła się do roboty serwując niepozwalającą spokojnie usiedzieć w miejscu motorykę i suto okraszając ją „tłustymi” beatami. Co i rusz łapałem się na tym, że praktycznie bezwiednie moje kończyny sobie podrygują a ja zamiast skupiać się na szukaniu wad i mankamentów po prostu dobrze się bawię. Za taki stan rzeczy „ponosił winę” oczywiście nasz dzisiejszy bohater, który nad wyraz humanitarnie traktował nawet poślednie realizacje i zamiast je piętnować starał się pokazywać ich mocne strony litościwie spuszczając zasłonę milczenia na to, co wypadałoby zrobić lepiej. Niby drobiazg a cieszy, gdyż wbrew obiegowym opiniom decydując się na jego zakup nie trzeba robić czystki w posiadanej pliko i płyto-tece.

Circle Labs A200 nie tylko wygląda jak rasowy high-endowiec, lecz i gra z prawdziwą klasą. Stawiając na muzykalność i przyjemność odbioru nie zaniedbuje rozdzielczości i dynamiki, dzięki czemu ma szanse przypaść do gustu szerokiemu gronu odbiorców, czego szczerze mu życzymy. Mamy też nadzieję, że portfolio Circle Labs powoli będzie się rozbudowywać a krakowska marka na stałe zagości na rynku i świadomości audiofilów i melomanów.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp; Musical Fidelity M6 Vinyl; RCM Audio Sensor 2 Mk II
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+, Audiomica Anort Consequence + Artoc Ultra Reference + Arago Excellence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

To, że obecnie dynamicznie rozwijający się rodzimy rynek audio jest prężną gałęzią gospodarki, wiadomo nie od dziś. Weźmy na tapet choćby bardzo licznie reprezentowany segment okablowania, czy zespołów głośnikowych. Już od dawna polskie firmy w swoim portfolio mają produkty nie tylko dla początkującego melomana, ale również poparte jakością oferty sonicznej na światowym poziomie konstrukcje dla wymagającego audiofila. Jednak myliłby się ten, kto sądziłby, że nasza myśl techniczna mówiąc kolokwialnie, potrafi jedynie skręcać warkoczyki z miedzi lub srebra w różnego rodzaju kable sieciowe, sygnałowe i kolumnowe, lub przykręcać do wymyślnych skrzynek wyprodukowane przez potentatów tego świata tańsze lub droższe głośniki. Co to to nie, bowiem równo ze wspomnianymi segmentami rozwija się również dział elektroniki. Oczywiście to już jest wyższa szkła jazdy i takich producentów jest znacznie mniej, jednak jestem w stu procentach przekonany, iż z konstrukcją naszych inżynierów nie jeden raz mieliście okazję osobiście się zapoznać. Oczywiście taką okazję wiele razy miałem i ja, czego idealnym potwierdzeniem będzie nasze dzisiejsze spotkanie z hybrydowym wzmacniaczem zintegrowanym Circle Labs A200, o wizytę którego w naszej redakcji własnym sumptem zadbał stacjonujący w Krakowie sam konstruktor.

Bryła rzeczonej integry swoimi gabarytami przy sporej wysokości, w kwestii szerokości i głębokości oscyluje w typowym rozmiarze dla produktów Hi-Fi. Jednak to jedyny wspólny mianownik z podobnymi konstrukcjami, bowiem z tego co wiem, projekt wizualny nie jest wprowadzonym w życie, pierwszym z brzegu pomysłem, tylko wielogodzinnym opracowaniem znającego się na rzeczy w dziedzinie postrzegania obiektów przez osobników homo sapiens, profesjonalnego grafika. Dlatego też poza użyciem do wykonania obudowy i bocznych radiatorów czernionych płatów aluminium, front jako wizytówka konstrukcji jest taflą czernionego szkła. Nie akrylu, tylko w celu wytworzenia odpowiednich refleksów i nadania tym sposobem wzmacniaczowi wizualnej nietuzinkowości, właśnie szkła. Ale to nie koniec wizualnych „orgii”. Otóż projektant w swej wizji wkomponował w ową bryłę spadający z górnej części obudowy na awers złoty nawis z włącznikiem, oraz nazwą modelu na jego wieku i logo marki na części frontowej. Idźmy dalej. Przybliżana przednia tafla została dodatkowo wzbogacona o dwie duże, tuż przy nasadzie ubrane w złote ringi, gałki – selektor wejść i wzmocnienie. Pomiędzy nimi w ukryty pod zrealizowanym na bazie okrągłych piktogramów ekslibrisem producenta, wyświetlacz poziomu wzmocnienia. Natomiast na samym dole oprócz oznaczenia produktu znajdziemy mieniący się złotem, poprzeczny pasek informujący użytkownika o pracy urządzenia. Jeśli chodzi o tylny panel przyłączeniowy, ten proponuje nam pojedyncze terminale kolumnowe, trzy wejścia liniowe RCA, jedno XLR, wyjście RCA na subwoofer, gniazdo zasilania i główny włącznik. Wieńcząc dzieło poważnego traktowania klienta w komplecie startowym producent dostarcza również przyjemnego w użyciu pilota zdalnego sterowania.

Pewnie wielu z Was już przed przeczytaniem tego tekstu snuje przypuszczenia na temat ilości lampy w przekazie muzycznym naszego bohatera. Przecież mamy do czynienia z konstrukcją hybrydową, a takie buduje się zazwyczaj z chęci jedynie lekkiego ocieplenia prezentacji przy jej tranzystorowej, często nadmiernej, bo stawiającej jedynie na atak szybkości. Jeśli tak, to muszę z przyjemnością powiedzieć, iż jesteście w błędzie. Otóż muzyka wzmacniana przy pomocy tytułowego Circle Labs A200 aż kipiała od wspomaganej nasyceniem i bijącym ciepłem z każdej nuty, magii. Oczywiście konstruktorzy nie zapomnieli przy tym zadbać o dobrze osadzone, może nie narysowane skalpelem, ale dość zwarte, a przez to przyjemne w odbiorze niskie rejestry i świetlistą, raczej złotawą, aniżeli zimną, jako pochodną srebra, górę pasma. Dlatego też gdybym miał określić procentowy udział technologii lampowej i tranzystorowej w otrzymanej w moim pokoju prezentacji, bez dwóch zdań powiedziałbym, że wynik oscyluje mniej więcej 50/50 procent. W takim razie po co mieszać dwa światy, gdy żaden nie dominuje? Z bardzo prostej przyczyny jaką jest dbałość o zadowolenie słuchacza poprzez konsensus tych obydwu technologii, czyli podanie dźwięku z energią, a przy tym z fajną intymnością, co rzeczony wzmacniacz robi znakomicie. Do tego należy przypomnieć o zjawiskowej namacalności i budowaniu wrażenia 3D doprawionych dobrze zaaplikowaną lampą źródeł pozornych. A także dorzucić informację o świetnym wrażeniu oddania głębokości i szerokości wirtualnej sceny. Oczywiście ktoś stawiający wyraźne granice pomiędzy tymi dwoma światami zawsze może pokręcić nosem, ale jak wiadomo, jeszcze się taki nie urodził, żeby wszystkim dogodził, ale to znakomicie rozwiązuje różnorodność światowej oferty brzmieniowej. Co zatem wydarzy się w momencie zderzenia 200 – ki z konkretną muzyką? Swój miting rozpocząłem od Diany Krall i jej krążka „When I Lock In Your Eyes”. W efekcie otrzymałem czarującą opowieść muzyczną, gdzie oprócz gładkości i namacalności głosu artystki swoje równie zjawiskowe trzy grosze pokazało instrumentarium. Owszem, słyszałem bardziej zwartą prezentację grających w niskich rejestrach generatorów fal dźwiękowych, ale trzeba zaznaczyć, że płyty owej artystki zazwyczaj są mocno podkręcone realizacyjnie, co przy dodatkowej szczypcie nasycenia wznoszonej przez elektronikę nieco je ujędrniło. Jednak nie do poziomu szkodliwego rozlania się basu po podłodze, tylko sygnalizacji jego większego udziału w przekazie. Ale zapewniam, to nie była notoryczna, szkodliwa maniera, tylko symboliczny znak, że mamy do czynienia z materiałem, który ma dobrze zagrać już na poziomie prostego, często nieco kostropatego Hi-Fi. Żeby to zweryfikować, w napędzie CD-ka natychmiast po Dianie wylądowało trio Garego Peacocka „Tangents”. Wiadomo, ECM swoją pracę wykonuje rzetelnie, a nie siłowo ubarwia, co miało pokazać, co tak naprawdę polski piecyk potrafi. Efekt? Natychmiast kontrabas okazał się być znacznie bardziej zwartym nie gubiąc się nawet w najbardziej ekwilibrystycznych pasażach. Naturalnie w wartościach bezwzględnych w jego grze było nieco więcej pudła rezonansowego niż strun, ale ani na moment dźwięk nie przeszedł na czarną stronę uśredniającego czytelność nasycenia. Fortepian w dole dostojny, w środku dźwięczy, a w górze lotny. Zaś bębniarz oprócz solidnego udziału w materiale muzycznym jego największego kotła, cały czas chwalił się mieniącymi się złotem perkusjonaliami. Jednym zdaniem, muzyka była prezentowana może bez wyczynowości w oddaniu kwestii PRAT, ale z pewnością nie ślamazarnie, a przez to nudnie.
Na koniec kilka zdań o starciu z muzyką elektroniczną. Jak można się spodziewać, lampa w torze sygnałowym nie pozwoliła ciąć przestrzeni mojego salonu przeraźliwymi przesterami jak żyletkami, dlatego też ortodoksyjni słuchacze tego typu twórczości powinni podczas przymiarek do 200-ki wzmóc swoją czujność. Jednak biorąc w obronę rodzimą myśl techniczną wspomnę, że jako wielbiciel z młodych lat zespołu Depeche Mode, na bazie stosunkowo nowej płyty „Exciter” nie odczuwałem jakiejś degradacji tego materiału. Owszem było gęściej i płynniej, jednakże za sprawą dobrej rozdzielczości dźwięku ów sznyt wspomagał jedynie przyjemność odbioru głosu wokalisty i wzmagał dobrze separowane sejsmiczne pomruki w dolnych partiach. Natomiast gdybym miał wytypować jedną rzecz, do której mógłbym się – z premedytacją biorę to określenie w cudzysłów – „przyczepić”, to zbyt duża ilość magii – czytaj mniejszej bezwzględności w domenie ostrości – w świstach i celowych zniekształceniach dźwięku. Jednak po wygłoszeniu takiej tezy natychmiast przypominam, iż konstrukcje oparte o szklane bańki – oczywiście tak jak opisywany model Circe Audio hołdujące oddawaniu jej zdroworozsądkowej gładkości i plastyczności – z założenia nie są dobrymi kompanami do komputerowej muzyki. Żywisz się bezkompromisową twórczością sztucznej inteligencji, szukaj kompana w konstrukcjach do tego stworzonych. Jednak jeśli jesteś choć trochę otwarty na powiew płynności w muzyce, temat ożenku z opisywaną integrą nie jest już taki odległy.

Jak wynika z powyższego opisu, zastosowana w Circle Labs A200 lampa przy sporej mocy wzmacniacza ma zapewnić słuchaczowi maksimum przyjemności z obcowania z muzyką w estetce intymności. Naturalnie w sposób ekstremalny tylko wówczas, gdy wymaga tego materiał muzyczny, gdyż już w przypadku opisywanego jazzowego trio sprawy nasycenia i gładkości przekazu nie były tematem z gatunku zbyt dużo cukru w cukrze, tylko pokazaniem tego samego wydarzenia z innego, bardziej ludzkiego, bo okraszonego ciepłem lamp próżniowych, punktu widzenia. Czy to jest propozycja dla każdego? Na to pytanie poniekąd odpowiedziałem w części poświęconej muzyce elektronicznej. Wynika z niej, że jeśli nie jesteśmy ortodoksyjni w odbiorze tego typu repertuaru, biorąc pod uwagę wszystkie inne gatunki, nie ma najmniejszych przeciwwskazań do jakichkolwiek prób. W moim odczuciu jedyny potencjalny problem to zbyt gęsta, potrzebująca raczej bezdusznego, bo stawiającego na atak ponad wszystko wzmacniacza, elektronika potencjalnego nabywcy. Reszta populacji jak najbardziej ma zielone światło.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Sonus Faber Olympica Nova V
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Producent: Circle Labs
Cena: 35 000 PLN

Dane techniczne
Moc wyjściowa (RMS): 2 x 100W/8Ω, 2 x 200W/4Ω
Pasmo przenoszenia: 10 Hz-130 kHz (+/- 3dB)
Czułość wejściowa: 0,9V (pełna moc)
Wzmocnienie: 34 dB
Impedancja wejściowa: 25 kΩ
Impedancja wyjściowa: 0,016 Ω
Współczynnik tłumienia dla 8Ω: 500
Wymiary (S x G x W): 430 x 360 x 180 mm
Waga Netto: 20 kg
Waga wysyłkowa: 28,5 kg

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Circle Labs

Circle Labs A200
artykuł opublikowany / article published in Polish

Niewielka, powstała z pasji manufaktura z reguły, przynajmniej w kręgach audio kojarzy się miłośnikom wyrafinowanych doznań nauszych głównie z Japonią, bądź równie egzotycznymi miejscówkami. Całe szczęście podobne inicjatywy egzystują zdecydowanie bliżej, czego niezbitym dowodem  jest krakowski wzmacniacz zintegrowany Circle Labs A-200, który właśnie zaczyna się u nas wygrzewać.

cdn. …