Tag Archives: Darc 750


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Darc 750

Gauder Akustik Darc 750

Opinia 1

Pozornie leniwy weekend – w końcu półmetek wakacji. Od bladego świtu zapowiadają lejący się z nieba żar, więc chcąc zdążyć przed zapowiadanym maksimum temperatur wskakujemy chwilkę po 5-ej w załadowanego niemalże po sufit potestowymi zabawkami, pozbawionego klimy mini-busa i ruszamy w drogę. W końcu 300 km z okładem same się nie zrobią. Dowód na nasze totalne szaleństwo i masochizm? A skąd, raczej potwierdzenie, że niewiele nam trzeba, by gdy tylko jest ku temu okazja pielęgnować własne hobby. A powód tym razem był szalenie daleki od „niewielkiego”, gdyż do katowickiego RCM-u dotarły debiutujące podczas minionego monachijskiego High Endu kolumny … Gauder Akustik Darc 750. Tak, tak to właśnie te Gaudery, których cena niejako zaszyta jest w nazwie, o ile tylko pomnożymy ją przez tysiąc i dodamy na końcu znaczek €. Wystarczająco dobry pretekst, by gnać przez pół Polski? Dla nas jak najbardziej, dlatego też jeśli kogoś z Państwa ciekawi, co pokazały topowe Niemki w zdecydowanie bardziej kontrolowanych aniżeli wystawowe warunkach nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaprosić Was na krótką relację z sobotniego wypadu do kwatery głównej katowickiego RCM-u, gdzie przez najbliższych kilka (naście) dni owe szczytowe osiągnięcia dr.Rolanda Gaudera będą rezydować.

Jak mam cichą nadzieję na powyższych zdjęciach widać a czego niekoniecznie dane nam było doświadczyć w półmroku M.O.C.-a 750-ki „na żywo” prezentują się wprost obłędnie i dystyngowanie zarazem. Złożone z aluminiowych, pokrytych czarnym lakierem fortepianowym i odseparowanych złotymi wygłuszającymi przekładkami aluminiowych wręg strzeliste wieże usadowiono na poprawiających ich stabilność, uzbrojonych w złote kolce cokołach, w których „podwoziu” umieszczono LED-owy system MusicLight. Oczywiście z nieco kontrowersyjnej iluminacji można zrezygnować, skoro jednak dostarczona parka takowy gadżet miała na stanie nic nie stało na przeszkodzie, by się nim pobawić. Choć na pierwszy rzut oka podobieństwa do niżej urodzonych 140-ek 750-ki wyprzeć się szans nie mają, to stacjonujące w Katowicach dwie wieże mogą pochwalić się nie tylko ponad dwumetrowym wzrostem, co przede wszystkim obecnością nie tylko wysokotonowego, lecz również średnio-tonowego i to 9cm – obecnie największego na świecie, przetwornika wykonanego z … diamentu. Mamy zatem do czynienia z rozwinięciem, bądź zdecydowanie trafniej byłoby napisać wariacją nt. konfiguracji doskonale znanej nam z Berlin RC-11, tym bardziej, że sekcja basowa oparta jest o taki sam zestaw czterech aluminiowych basowców. Z ciekawostek jeszcze dodam, że obie sekcje niskotonowe są wentylowane a ujścia kanałów bas-refleks umieszczono na górze kolumn, czyli mówiąc wprost „dmuchają” w sufit.

Zanim przejdę do mocno niezobowiązujących, gdyż de facto wyjazdowych, poświęconych brzmieniu tytułowych kolumn obserwacji i refleksji pozwolę sobie co nieco wspomnieć o towarzyszącej im elektronice. I tak, czego z racji nader absorbujących gabarytów ukryć w żaden sposób się nie da, za napędzanie Gauderów odpowiedzialna była 125 kg, stereofoniczna i dysponująca 500W w klasie AB (25W w klasie A) / 8Ω końcówka mocy Vitus Audio MP-S201 z firmowym pre, dwa gramofony Kuzmy z niemalże przeciwległych krańców cennika, czyli podstawowy STABI S i prawie topowy XL DC, uzupełnione o odtwarzacz C.E.C CD5 i skromnie stojący pod ścianą szpulak Sony APR-5000.
Powyższej wyliczanki nie umieściłem jednak w ramach potwierdzenia całkiem niezłej, jak na mój podeszły wiek pamięci, lecz ze zdecydowanie innych powodów. Chodzi bowiem o to, że 750-ki są na tyle łakome prądu i mocy, że do ich prawidłowego – satysfakcjonującego wysterowania potrzeba prawdziwej spawarki a takowymi cechami duński kolos ewidentnie dysponował. W rezultacie brzmienie widocznego na powyższej galerii systemu okazało się w pełni adekwatne do iście absurdalnej kwoty, jaką chętny jego posiadania audiofil poproszony by został o uiszczenie przy kasie. I wcale nie chodzi mi w tym momencie o to, że przy takich pieniądzach, które jak wszem i wobec wiadomo „nie grają”, nikt nam łaski nie robi, bo grać takie cudo musi, lecz o fakt onieśmielającego wręcz realizmu, gdzie granica pomiędzy reprodukcją a „wykonem” (koszmarne słowo) na żywo, szczególnie ze szpulakiem w roli źródła, zostaje praktycznie całkowicie zatarta. Odpada też ewentualny efekt zachłyśnięcia się High-Endem, gdyż z konstrukcjami z podobnego pułapu dziwnym zbiegiem okoliczności najdelikatniej rzecz ujmując kilkukrotnie mieliśmy do czynienia, ot chociażby Gryphony Kodo, Living Voice Vox Olympian z modułami basowymi Vox Elysian, Magico Ultimate, Marten Coltrane Momento 2 zarówno w siedzibie producenta, jak i w stołecznym SoundClubie, Wilson Audio Chronosonic XVX , a nawet redakcyjne 11-ki i pewnie jeszcze dziesiątki innych, które akurat wyleciały mi z głowy. W tym wypadku otrzymujemy bowiem niezwykłą swobodę idącą w parze z niewymuszonością prezentacji o skali, rozpiętości dynamiki w stopniu o jakim zazwyczaj możne jedynie pomarzyć. Co ciekawe, już po kilku taktach dowolnego utworu uznajmy taki stan rzeczy za zupełnie oczywisty i naturalny, gdyż natychmiastowość transjentów, czy też ekspresję i siłę emisji wokalistów odbieramy na poziomie kontaktów interpersonalnych – twarzą w twarz a nie pasywnego słuchania obracającej się płyty, czy też przesuwającej się po głowicy magnetycznej taśmy. W dodatku bezkompromisowość rozdzielczości oferowanej na górze i średnicy pasma początkowo może onieśmielać. Całe szczęście mowa o rozdzielczości a nie li tylko detaliczności, więc nawet przysłowiowe rozbijanie każdego dźwięku na atomy nie niesie ze sobą ofensywności i wiejącej chłodem prosektoryjnej analityczności, co wcale nie oznacza, że z takim natłokiem dotychczas nieznanych informacji nie trzeba się oswoić i do niego przywyknąć. Jednak ów proces akomodacji następuje niemalże błyskawicznie, gdyż jak wiadomo człowiek jest istotą, która do dobrego bardzo szybko się przyzwyczaja. Tak też było z nami, więc przez pierwszych kilka kwadransów dość intensywnie żonglowaliśmy repertuarem, który przynajmniej do wczoraj wydawał nam się znany niemalże na pamięć znany i z nieukrywaną konsternacją za każdym razem dochodziliśmy do konstruktywnych wniosków, że w 100% mieliśmy rację. Znaczy się, że tylko tak nam się wydawało, a to, co oferowały 750-ki pozwalało odkryć owe utwory niemalże na nowo.
Można byłoby więc uznać, że Gauder Akustik Darc 750 ewidentnie robią „kuku” swoim odbiorcom. Tymczasem, wbrew pozorom, one nie krzywdzą a uczą i poszerzają horyzonty udowadniając, że można usłyszeć więcej i w jeszcze lepszej aniżeli dotychczas jakości, z bliższym otaczającej nas rzeczywistości realizmowi oraz praktycznie pozbawioną wszelkich limitacji swobodą. Oczywiście praw fizyki oszukać się nie da, więc jeśli komuś do pełni szczęścia brakować będzie przy każdym muśnięciu werbla masującego trzewia uderzenia basu bez coraz odważniej pojawiających się w High Endzie potężnych subwooferów się nie obędzie, jednakowoż jednostki ceniące równowagę pomiędzy jakością a ilością najniższych składowych nawet podczas solowych, znaczy się w duecie, występów tytułowych Niemek powinny czuć się w pełni usatysfakcjonowani.

Czy mamy zatem w przypadku Gauderów Akustik Darc 750 do czynienia z najlepszymi kolumnami na świecie? Zakładam, że dr. Roland Gauder podczas ich projektowania mógł mieć takie ambicje a z tego co dane mi było w katowickim RCM-ie usłyszeć efekt jego prac jest niepokojąco bliski obranemu celowi. Dlatego też, z racji wrodzonej pokory, oraz cały czas zdobywanego doświadczenia, pozwolę sobie czysto subiektywnie stwierdzić, że 750-ki śmiało można uznać za jedne z najlepszych kolumn jakie przynajmniej obecnie na rynku są obecne. W związku z powyższym, niezależnie od tego, czy znajdują się one w kręgu Państwa zainteresowań, czy wręcz nawet ze zwykłej, ludzkiej ciekawości, gorąco zachęcam do własnousznego zapoznania się z ich możliwościami, gdyż druga taka szansa nieprędko może się nadarzyć.

Serdecznie dziękując ekipie katowickiego RCM-u za zaproszenie i gościnę życzymy zarówno im, jak Państwu oraz sobie samym kolejnych, równie ekscytujących spotkań przy muzyce.

Marcin Olszewski

Opinia 2

Gdy pierwszy raz zobaczyłem tytułowe kolumny w zaciemnionej jaskini Rolanda Gaudera w Monachium – kilka fotek z tego pokoju jest w mojej ostatniej relacji, jedyną pewną informacją jaką udało mi się z tej prezentacji wynieść, była wiedza, że zastosowano w nich obecnie największy rozmiarowo diamentowy głośnik średniotonowy Accutona. Niestety z uwagi na całkowicie nieprzewidywalne warunki lokalowe oraz nieznaną mi bliżej w takiej konfiguracji elektronikę reszta doznań – co naturalnie oznajmiłem w relacji – nie była miarodajna. Na szczęście z podobnie odbieranego przez wielu gości faktu zdawał sobie sprawę wspomniany R.Gauder, dlatego też po kilkumiesięcznym tournée po Europie w celach weryfikacji faktycznych możliwości brzmieniowych obecne flagowce tej niemieckiej stajni – Darc 750 zawitały na kilkunastodniowy miting w okowy katowickiego RCM-u. Rzecz jasna miting, którego jako posiadacz do niedawna topowych Berlin RC-11 nie mogłem przegapić. Co z tego wynikło? Po kilka informacji z tego wypadu zapraszam do poniższego tekstu.

Co sądzę o nowym produkcie R. Gaudera dla jakościowych ekstremistów? Niestety lub stety z trzech bardzo istotnych powodów nie są dla każdego. Ktoś zapyta: „Jak to, przecież w wartościach bezwzględnych to top topów światowego rynku, zatem dlaczego nie mają szans być Świętym Graalem dla całej populacji osobników zakręconych na punkcie muzyki?”. Już informuję. Jeden to banał, zaś dwa związane są z naszą osobowością. Pierwszym naturalnie jest cena opisywanych kolumn, która opiewa na kwotę 750 tys. €. Przyznacie, że to dla wielu może być co najmniej lekki problem. Drugi to jakość oferowanego brzmienia, a przez to konieczność posiadania wiedzy, jak drzemiący w nich ogień odpowiednio finalnie ukształtować. Zapewniam, już moje 11-ki potrzebowały wielu konfiguracyjnych prób, aby uzyskać coś nietuzinkowego na miarę ich bytu. Na szczęście z racji testowania ekstremalnego High Endu było mi nieco łatwiej niż zwykłemu zjadaczowi chleba i ostatecznie się udało. 750-ki na moje, karmione w Katowicach przez ponad 3 godziny ich popisami ucho za sprawą oferowanej rozdzielczości pełnego spektrum pasma akustycznego oraz szybkości narastania sygnału są jeszcze bardziej czułe na potencjalne pomyłki. To rasowe kolumnowe Himalaje. Góry, ze zderzenia z którymi wielu śmiałków nie wróciło już do domu, co rozsądnym ludziom powinno dać do zrozumienia z czym się mierzymy. I na tym to pozostawię. A jeśli chodzi o trzeci powód potencjalnego nierozumienia się z tytułowymi Darc-ami, będzie nim oczekiwanie grania ociekającego sokiem malinowym – czytaj raczej tłusto i w lekko zwolnionym tempie, niż szybko kopiącą nas energią. Ciepłe kluski to nie jest szkoła R. Gaudera. I nie chodzi o to, że neguje dobrą masę i barwę, jednak wspomniane składowe dźwięku mają być jedynie dodatkiem do generowanego przez jego kolumny piekielnego ognia, a nie daniem głównym przekazu. Zatem temat jest chyba jasny.
Jak osobiście je odebrałem? Cóż, na początku musiałem zrozumieć, gdzie z jakością i rozdzielczością podania środka pasma jestem ja ze swoimi kolumnami – przypominam, że też w tym pasmie mam diament, tylko 5 a nie 9 cm średnicy, a gdzie obecnie są 750-ki. Mało tego. Co jest feedbackiem takiego wyśrubowania tego zakresu, czyli co się dzieje w eterze aby nie przykryć wniesionego przez średniak wyśrubowania sonicznego. By na koniec, po osłuchaniu się z feerią podanych w całkowicie innym tempie danych o zapisie materiału muzycznego niż mam na co dzień, choćby spróbować wstępnie je ocenić. Efekt? Powiem szczerze, że co prawda słuchając ich w innym miejscu, jednak ze znaną z wizyt u mnie elektroniką jestem w stanie stwierdzić, że to co najmniej jedne z najlepszych, ba dla wielu na chwilę obecną najlepsze kolumny na świecie. I nie przez wzgląd na cenę, która naprawdę zwala z nóg, ale dla mnie nie jest wyznacznikiem ekstremalnej jakości, tylko uzyskane efekty brzmieniowe. Na chwilę obecną na wskroś ekstremalne w odbiorze, jednak na tyle intrygujące, że gdybym z zakupami zabawek audio poruszał się w cenowych oparach na tej wysokości – przypominam, że moje, obecnie niżej stojące w hierarchii marki czarne panny też sroce spod ogona nie wypadły, z pewnością spróbowałbym je ujarzmić. Tak tak, spróbował, a nie ujarzmił. Powód? Przyznam szczerze, że im więcej drogich zabawek słucham, tym będąc pełen pokory wiem, jak mało na temat wiem. Owszem, wstępnie coś bym sklecił. Jednak uzyskanie możliwego do osiągnięcia ekstremum to nie lada wyzwanie. Niestety nie jestem Chuckiem Norris-em i dopuszczam zachłyśniecie się połowicznym sukcesem, co byłoby ze szkodą dla tytułowych kolumn. Niemniej jednak, jeśli jakimś cudem Roland przeczyta moją relację oficjalnie oznajmiam, iż jestem w stanie spróbować podnieść rękawicę. Niestety do rozwiązania jest jeden drobiazg. Jaki? Oczywiście związany z prozą życia, czyli punkt pierwszy wygłoszony w poprzednim akapicie. Jaki? Proszę nie każcie mi się kajać, sami przeczytajcie.

Wieńcząc powyższy opis wizyty w katowickim RCM chciałbym podziękować ekipie za skonfigurowanie odpowiedniego dla kolumn systemu – wszytko wielkie i ciężkie, co wymaga nie lada wysiłku, gospodarzowi za zaproszenie i niezapomniane doznania dźwiękowe, zaś konstruktorowi za zaprojektowanie tak znakomitych, nie ważne, że wymagających wielkiej wiedzy konfiguracyjnej, ale za to podnoszących poprzeczkę konkurencji kolumn głośnikowych. Całe przedsięwzięcie wypadło na tyle zjawiskowo, że po powrocie jeszcze długo będę zastanawiał się, nie jak bym to zrobił, a czy w ogóle udałoby mi się osiągnąć maksimum możliwości ich brzmienia. Ale jak pisałem, mimo sporych możliwości nie chodzę w tej lidze.

Jacek Pazio