Opinia 1
Jak w znakomitej większości wygląda tytułowy BAT (Balanced Audio Technology), z pewnością każdy z Was wie. Ba, jestem więcej niż pewny, że znakomicie orientujecie się, nawet jeśli nie jak konkretny model gra, to przynajmniej spodziewacie się, co jest w stanie zaprezentować. To od zarania dziejów jest marka niepozostawiająca złudzeń, że co jak co, ale nigdy nie przyjdzie jej do głowy naciągnąć klienta na marniej jakości towar. Chodzi oczywiście o brzmienie, które na każdym pułapie cenowym nigdy nie odstaje od konkurencji. I bez znaczenia jest fakt, czy rozprawiamy o urządzeniach tranzystorowych, czy lampowych, bowiem zawsze z łatwością jeśli nie jest lepszy, to przynajmniej spokojnie się broni. A broni się lub zostawia konkurencję z tyłu tym bardziej, z im bardziej zaawansowanym tudzież rozbudowanym produktem mamy do czynienia. Do czego piję? Oczywiście do poprzedniego starcia z produktem tej manufaktury wzmacniacza zintegrowanego VK-80i, który narobiwszy nam smaku, stał się zaczynem do głębszej penetracji portfolio tej amerykańskiej marki. Co tym razem wzięliśmy na tapet? Jak można się domyślić, postanowiliśmy zadbać o jakościowy progres oferowanego dźwięku, w osiągnięciu którego według warszawskiego dystrybutora EIC powinien sprawdzić się zestaw pre-power, czyli duet przedwzmacniacza liniowego VK-80 i stereofonicznej końcówki mocy VK-90T.
Przybliżanie naszych bohaterów rozpocznę od pre linowego. Ten mimo posiadania w swoich układach elektrycznych zestawu lamp elektronowych jako obudowę wykorzystuje konstrukcję zamkniętą. Jednak nie nudny prostopadłościan, tylko zwężającą płynnym łukiem się od frontu ku tyłowi, przyjemną dla oka, zapewniającą odpowiednią ilość miejsca wewnątrz, dlatego stosunkowo wysoką bryłę. Oczywiście konstruktorzy VK-80 nie zapomnieli o skutecznej wentylacji trzewi, co dość ciekawie wzorniczo zrealizowali przy pomocy kilku układających się w przyjemne dla oka kilku serii zorientowanych po skosie podłużnych otworów na górnej płaszczyźnie obudowy i bokach. Front bez specjalnego wizerunkowego przeładowania wyposażono w mieniący się błękitem wyświetlacz, kilka guzików funkcyjnych typu: Standby, Function, Phase, Mute, Mono, 5 wejść liniowych oraz wielką gałkę wzmocnienia. Jeśli chodzi o tylny panel, ten jak przystało na solidny przedwzmacniacz, w odpowiedzi na wyposażenie awersu oferuje użytkownikowi pięć wejść liniowych (dwa XLR, 3 RCA), przelotkę dla magnetofonu, dwa wyjścia liniowe (XLR, RCA), gniazdo bezpiecznika i zasilania IEC. Miłym dodatkiem i tak naprawdę pewnego rodzaju niezbędnikiem w przypadku tego typu komponentu jest zgrabny pilot zdalnego sterowania.
Jeśli chodzi o końcówkę mocy, ta od strony wzorniczej z jednej strony jest tradycyjną, ale za to z drugiej dzięki dbałości o każdy szczegół wykończenia, świetną kontynuacją typowej platformy nośnej. Platformą dość pokaźnych rozmiarów, bowiem patrząc od frontu usadowiono na niej trzy rzędy szklanych baniek z tak uwielbianymi przez wielu „lampiarzy”, potocznie zwanymi „diabełkami” jako lampy mocy w roli głównej, tuż za nimi trzy lekko mijające się okrągłe kubki skrywające transformatory i na końcu w celach poprawy logistyki sięgający od jednej do drugiej ścianki bocznej poprzeczny pałąk. To natomiast spowodowało, że przy typowej szerokości bryła obudowy jest bardzo głęboka. Pisząc kilka słów o wyposażeniu, w temacie awersu mogę wspomnieć jedynie o wyfrezowanym logo marki i niebieskiej diodzie sygnalizującej pracę, zaś na temat rewersu o cztero-zaciskowych grupach terminali kolumnowych dla 4,6 i 8 Ohm, wejściach sygnału jedynie w specyfikacji XLR, gniazdach bezpiecznika i zasilania oraz hebelkowym włączniku głównym.
Gdy doszliśmy do akapitu o brzmieniu tytułowego zestawu, pierwsze co ciśnie mi się na usta to konsekwentne podążanie drogą integry VK80. Jednak mam na myśli jedynie ogólne wskazówki postrzegania świata muzyki, czyli gęsto, namacalnie, ale przy tym z odpowiednią dawką witalności. To oczywiście jest pokłosiem brylowania w świecie lamp elektronowych, jednak w tym przypadku na tyle w pełni kontrolowane, że w żadnym przypadku – mam na myśli poszczególne nurty muzyczne – nie mogę mówić o jakimkolwiek złapaniu amerykańskiej układanki na problemach z nadwagą lub otępieniem w górnych rejestrach. Owszem, przekaz jest osadzony w estetyce mocnego uderzenia dolnym zakresem, fajnie, bo pełno-krwiście wybrzmiewającą średnicą i raczej złotymi, niż srebrnymi wysokimi tonami, jednak całość jest zrobiona z pewnym pomysłem. Jakim? Po pierwsze – konsekwentna kontrola obfitego, ale zebranego w sobie basu. Po drugie – przy soczystym podaniu średnicy świetnie realizowana dbałość o odpowiedni pakiet zawartych w niej informacji. A po trzecie – wsparcie będącej naturalną konsekwencją pozłocenia wysokich tonów, ich większej wagi, zaskakująco czarnym wirtualnym tłem tła, a przez to podniesienie poczucia namacalności wydarzeń muzycznych. To wydaje się być połączeniem wody z ogniem, jednak bazując na tym co udało mi się podczas testu wynotować, nie mogę napisać nic innego. Mało tego. Zwróćcie uwagę na kolumny zapięte pod amerykański tandem. To topowy Gauder Akustik, który jak wiadomo, nie bierze jeńców. Jak system ma problemy na dole, kolumny dudnią, a jeśli na górze, cykają. Tymczasem dostarczone przez EIC zabawki nie dość, że radziły sobie z Niemkami bez najmniejszych problemów, to nigdy im się nie poddały. Oczywiście zawsze wszystko można zrobić lepiej, jednak opisywany sparing śmiało kreśliłbym jako wyjście z niego z tarczą. Tym bardziej, że kolumniszcza nie są łatwe do ogarnięcia, co kilku światowych mocarzy brutalnie poczuło na własnej skórze, a mimo to zabawkom BAT-a udało się im sprostać.
Odnosząc się do konkretnej muzy, powiem tak. To był bardzo fajny test, gdyż przy ewidentnym podaniu muzyki w estetyce brzmienia zamkniętych w próżni elektronów, każdy rodzaj zapisów nutowych był jakiś. Nie na jedno kopyto, tylko wybrzmiewał w swoim duchu. Mocny rock Black Sabbath z płyty „Paranoid” świetnie promował nie tylko fenomenalnie, bo soczyście brzmiące gitary, ale przy okazji tak ważną dla tego zespołu wokalizę i oczywiście mocny rytm perkusji. Owszem, być może spektakl minimalnie odpuścił w domenie brutalności wybrzmiewania, ale przypominam, że bawimy się lampami, co zawsze odciska swoje piętno i byłoby hipokryzją mieć o to pretensję. Jednak żeby nie było, wspomniani rockowi buntownicy z mojej młodości mimo lekkiego pokolorowania swoich popisów wypadli świetnie. Z niezbędną energią i wigorem, co bez problemu mnie do nich przekonało.
Podobnie było z elektroniką. Ta również oddała pole większej kulturze grania, jednak przy całym osadzeniu wydarzeń w estetyce zdroworozsądkowej gładkości system przyjemnie, bo brutalnie wywoływał częste w tego rodzaju twórczości nie tylko trzęsienia ziemi, ale podobne do wyginających ściany w filmie „Matrix” ciśnienia akustyczne. Może nie zderzałem się z latającymi w eterze żyletkami, ale jako feedback łagodniejszego podania górnych rejestrów pławiłem się w zjawiskowym pulsie muzyki.
Na koniec ewidentna woda na młyn lampowych konstrukcji. Naturalnie mam na myśli wszelki jazz, klasykę i muzykę barokową. To zawsze były ferie przyprawiających o dreszcze emocji namacalnych spotkań z artystami. I nie chodzi i tylko o piękne barwy instrumentów, ale również oddanie ducha wieloosobowych składów muzyków ze szczególnym uwzględnieniem pokazania goszczących ich, często w słuchanej przeze mnie muzyce, wielkich kubatur sakralnych. To było na tyle hipnotyzujące, że jak rzadko, tym razem tego rodzaju płyt słuchałem od deski do deski. To naturalnie przedłużało proces opiniowania, jednak nie samym ocenianiem człowiek żyje, dlatego gdy zostałem zaproszony na tak pięknie realizującą się w moim pokoju muzyczną przygodę, nie było innego wyjścia, jak grzecznie czekać, aż laser samoczynnie wróci do stanu zero.
U kogo widziałbym dostarczoną do testu sekcję wzmocnienia zza wielkiej wody VK-80 & VK-90T? To chyba jasne jak słońce. Do wszystkich, którzy nie oczekują od systemu pogoni za nachalną wyczynowością. Chyba, że owa wyczynowość ma oznaczać piękne barwy oraz namacalność prezentacji, co wprost proporcjonalnie przekłada się na bycie tam i wtedy. Czyli tłumacząc z polskiego na nasze, jeśli nie zależy Wam na zjawiskowych skrajach pasma i pogonią za szybkością narastania sygnału, tylko w grę wchodzi druga opcja, to czy muszę coś więcej pisać? Myślę, że nie, gdyż wszystko zostało napisane powyżej.
Jacek Pazio
Opinia 2
Skoro, za sprawą integr – hybrydowej VK-3000SE i już klasycznej dla tego wytwórcy, w pełni lampowej VK-80i, mamy na koncie dwa spotkania z w pełni zasługującą na miano ikonicznej amerykańską marką najwyższa pora z kompaktowej, jak na zamorską, rozmiarówki przesiąść się na zabawki dla nieco większych dziewcząt i chłopców. Krótko mówiąc porzucamy jednopudełkową amplifikację i wkraczamy w świat konstrukcji dzielonych i to nie do przedsionka, lecz od razu tuż pod sam szczyt, czyli stopień/dwa niżej aniżeli flagowe REX-y, gdzie za oko łapie i zalotnie kusi sygnowany przez … Balanced Audio Technology zestaw złożony z przedwzmacniacza liniowego VK-80 i stereofonicznej (istnieje możliwość zmiany trybu pracy w monoblok) końcówki mocy VK-90T, którego to pojawienie się w naszym OPOS-ie zawdzięczamy reprezentującemu BAT-a stołecznemu dystrybutorowi Electronic International Commerce (EIC).
Wysoka moc, rogata „szklarnia” i tak prezentowane podczas sesji unboxingowej gabaryty, jak i ilość oddawanego ciepła, dość wyraźnie dawały znać, że mająca u nas spędzić kilka tygodni tytułowa parka z piekła rodem raczej nie jest dedykowana mieszkańcom mikro-apartamentów. Trudno się jednak temu dziwić, skoro po pierwsze mamy do czynienia z kwintesencją amerykańskiego High-Endu, gdzie rozmiar jak najbardziej ma znaczenie, bo jak wszem i wobec wiadomo „duży może więcej”, a po drugie 75W i to z triody nie bierze się znikąd. Generalnie już na pierwszy rzut oka widać, iż ów duet reprezentuje nową, nieco odświeżoną szatę wzorniczą BAT-ów, gdzie firmowe logo z pełnej, obecnej jeszcze w VK-3000SE nazwy, zredukowano do trzyliterowego skrótu, który prawdę mówiąc niemalże od zarania dziejów funkcjonował w audiofilskim światku, więc tak po prawdzie doszło jedynie do jego swoistej formalizacji.
Szczególnie w czarnym, dostarczonym na testy, umaszczeniu przedwzmacniacz VK-80 prezentuje się nad wyraz elegancko i poważnie a jednocześnie z racji gabarytowego umiaru nie powinien sprawić najmniejszych problemów aplikacyjnych nawet w standardowej szerokości stolikach. Należy jednak pamiętać, iż mamy do czynienia z konstrukcją lampową, a więc zauważalnie się nagrzewającą, więc chociażby ze zwykłej przyzwoitości, o rozsądku nawet nie wspominając, warto byłoby zostawić jej nieco miejsca po bokach i oczywiście od góry. Zanim jednak przejdziemy do akapitu poświęconego ergonomii skupmy się na razie na aparycji 80-ki, a ta przedstawia się nader atrakcyjnie, bowiem pozorną monotonię wykonanej z grubych płatów szczotkowanego aluminium obudowy przełamano stosując gęstą sieć ukośnych nacięć zapewniających odpowiednią cyrkulację powietrza wewnątrz. Z kolei front, oprócz wspomnianego logotypu zdobi usytuowany w centrum błękitno-czarny wyświetlacz, po którego lewej stronie umieszczono przycisk Standby, oko czujnika IR i przycisk dający dostęp do menu a po prawej bliźniaczy aktywator wyciszenia i masywną gałkę regulacji głośności. Za wybór jednego z pięciu wejść, odwrócenie fazy, bądź przełączenie w tryb monofoniczny odpowiada kolejnych siedem, skromnie przycupniętych pod oknem wyświetlacza przycisków. Symbol preampu zgrabnie wkomponowano w lewą flankę frontu.
Szybka zmiana perspektywy i przed oczami mamy tylną ściankę, gdzie patrząc od lewej, do dyspozycji otrzymujemy po parze wyjść RCA i XLR, wyjście RCA na zewnętrzny rejestrator a następnie zestaw wejść pod postacią trzech par RCA z zaciskiem uziemienia (przydatnego , gdy zdecydujemy się na opcjonalny moduł phonostage’a VK-P3) i dwóch XLR. Prawą flankę we władaniu ma z kolei trójbolcowe gniazdo zasilające IEC i zakręcana komora bezpiecznika.
Końcówka VK-90T prezentuje się jeszcze spokojniej i daleka jest od jakiejkolwiek ekstrawagancji. Ot, jak to zwykle w przypadku większości lampowców bywa mamy do czynienia z dość płaską bazą z masywnym aluminiowym płatem frontu, ponacinanymi płytami boków i góry, oraz trzema kubkami chroniącymi trafa w tylnej części korpusu. Całe szczęście ów wzorniczy spokój nie dość, że daleki jest od nudy, to nader udanie kontrastuje z bogactwem pyszniącej się na wspomnianej płycie górnej szklarni. A jest na czym oko zawiesić, gdyż lampy rozmieszczono w trzech rzędach. Pierwszy zajmują cztery 6H30, drugi sześć 6SN7 a w trzecim dumnie pręży muskuły kwadra charakterystycznych 6C33C-B potocznie zwanych diabełkami. Za miły ukłon w stronę użytkowników samodzielnie podejmujących się działań logistycznych można uznać obecność łukowatego uchwytu znacznie ułatwiającego tak przenoszenie, jak i ustawianie tytułowej końcówki. Z racji pełnionej funkcji, oraz dość ograniczonej powierzchni na symetrycznie rozplanowanej ścianie tylnej znalazło się tylko to, co konieczne. Jej centrum zajmuje para wejść XLR (80-ka jest zbalansowana), po bokach umieszczono osobne – dedykowane nisko (3-4 Ω), średnio (4-6 Ω) i wysokoipmedancyjnym (6-8 Ω) obciążeniom terminale głośnikowe. I tu pozwolę sobie na niezobowiązującą dygresję. Otóż z racji dość bliskiego sąsiedztwa, zamiast jakiś masywnych zacisków zastosowano niewielkie i niezbyt poręczne nakrętki, więc jeśli nie używacie państwo okablowania zakończonego wtykami bananowymi/BFA, to przy widełkach warto wspomóc się stosownym kluczem. Listę zamykają trójbolcowe gniazdo zasilające IEC, zakręcana komora bezpiecznika i hebelkowy włącznik główny.
Od strony konstrukcyjnej oba urządzenia są w pełni zbalansowane. Preamp wykorzystuje w wysokoprądowym, niskoimpedancyjnym stopniu wzmocnienia cztery lampy SuperTube 6H30 wspomagane parą 6C19. Nie zapomniano również o trzeciej generacji BAT SuperPak. Natomiast pozbawioną globalnego sprzężenia zwrotnego 75 W końcówkę wyposażono w bez -bezpiecznikowy układ zabezpieczający inteligentny układ auto-biasu ze wskaźnikami LED, oraz nowe, srebrno-złote kondensatory olejowe.
Po jednoznacznie pozytywnych wspomnieniach, jakie pozostawiła po sobie zintegrowana 80-ka gdzieś tam podświadomie zachodziłem w głowę w którą stronę podąży dzielone rodzeństwo. Tak po prawdzie wydawać by się mogło, że opcje były dwie – dalsze brnięcie w mięsistość i iście hollywoodzki rozmach, bądź próba skupienia się na lepszym – bardziej precyzyjnym definiowaniu konturów, a niejako przy okazji stawianie nie tylko ma makro, lecz i mikro dynamikę. Jak się jednak miało okazać odpowiedź na pytanie w którą stronę poszedł tytułowy duet brzmi … Tak. Ot tak, po prostu, gdyż poszedł w obie. I to jednocześnie. Serio, serio. Nie dość bowiem, że VK-80 & VK-90T w porównaniu z VK-80i grają większą – bardziej spektakularną, potężniejszą skalą, to jednocześnie mają zdecydowanie lepszą kontrolę nad podpiętymi pod nie kolumnami, co jest o tyle warte podkreślenia, że tym razem zamiast dość „budżetowych” Dynaudio przez większość czasu amerykańska amplifikacja musiała radzić sobie z ultra high-endowymi, topowymi Gauderami.
Koncertowy album „Sheryl Crow And Friends Live From Central Park” przepuszczony przez BAT-y zabrzmiał wybornie – z jakże miłym naszym trzewiom dociążeniem i dynamiką, delikatnie złagodzoną firmowym, lampowym sznytem górą i zmysłową średnicą. Scena była nie tylko szeroka, lecz również świetnie zdefiniowana pod względem gradacji planów i nikt nikomu za przeproszeniem ani po palcach, ani na głowę nie wchodził. Po chwili zorientowałem się również, że całość brzmi po prostu nie tylko lepiej niż zazwyczaj, lecz również lepiej, o ile tylko chcielibyśmy sztywno trzymać się wierności oryginału, aniżeli … powinna. Jednak uświadomiwszy sobie powyższy fakt po prostu przeszedłem nad nim do porządku dziennego, gdyż zazwyczaj konfigurując system staram się, by „grał” tak, by sprawiać jak najwięcej przyjemności mi, bądź zgłaszającemu się do mnie nieszczęśnikowi, a niekoniecznie skupiał się na pokazywaniu, czy wręcz epatowaniu tym jak dany krążek został źle nagrany. Może to i dziwne, ale zabawa w audio jest dla mnie hobby, a więc z samego założenia ma sprawiać przyjemność, więc skoro nijakich zapędów masochistycznych nie mam, to nie wyobrażam sobie męczyć się li tylko z powodu dochowywania wierności czemukolwiek, niezależnie od tego jak złe owo coś by było. A tu przyjemność z obcowania z rockowym livem była bezapelacyjna i aż zachęcała do delikatnego szaleństwa pod względem ilości generowanych decybeli.
Skoro wszystko jest pięknie, ładnie, to czemu nie iść dalej tym tropem i nie pozwolić sobie na jakieś małe guilty-pleasure w stylu powstałego głównie dzięki zbiórce na Kickstarterze electro-popowego „Starflower” Jennifer Paige? Nie kojarzycie, nie pamiętacie Państwo panny Paige? No to dla odświeżenia pamięci proponuję sięgnąć po „Crush” – tak, to Jej przebój sprzed … blisko ćwierćwiecza. Jak się jednak okazuje ww. album, nagrany jest co najmniej dobrze, a że repertuar należy do tych z gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych, to tym lepiej. Co ciekawe amerykańskie lampowce nader umiejętnie ucywilizowały syntetyczne wstawki i nadały całości sens, tym bardziej, że wokal Paige stał się w tzw. międzyczasie bardziej dojrzały, niższy i po prostu ciekawszy, a „dopalony” diabełkami nader skutecznie przykuwał uwagę.
Dość jednak niezobowiązującego pitu-pitu skoro można nieco połomotać. Na playliście ląduje „No Sacrifice, No Victory” szwedzkiej formacji Hammerfall i VK-90T wreszcie może pokazać swoje prawdziwe, rogate oblicze. Perkusyjne galopady, soczyste riffy i nieco jazgoczący wokal Joacima Cansa radośnie sieją spustoszenie wśród rodowych skorup. Może w kategoriach bezwzględnych najniższy bas nadal kreślony jest nieco grubszą aniżeli na co dzień mamy kreską, ale nie ma to najmniejszego wpływu na motorykę i szaleńcze tempa właściwe dla power – metalowej estetyki. Grunt, że właśnie tempo jest jak po ośmiu espresso doppio i nikt nie próbuje niczego cywilizować, czy ugładzać a wspominana wcześniej lampowość przejawia się jedynie pod postacią większego wysycenia i saturacji, co przy tego typu repertuarze wypada uznać za efekt jak najbardziej pożądany. Jest nieco ciemniej, potężniej i na swój sposób złowieszczo, więc summa summarum lepiej. A teraz deser i to deser pod postacią rasowej domówki i prawdziwego jam-session pod hasłem „Wesołe jest życie staruszka”. Mowa oczywiście o czterodniowej sesji zarejestrowanej w zupełnie cywilnym, domowym salonie pewnego seniora, czyli krążku „92 Years Young: Jammin’ at the Gibbs’ House” , na którym (krążku, nie seniorze) udało się uzyskać efekt wręcz nieosiągalny w większości studiów nagraniowych – niesamowity flow, swobodę i tak organiczne niewymuszenie, że aż nie chce się wierzyć w metryki uczestników (pomijając kontrabasistę Mike’a Gurrolę, mogącego z powodzeniem być wnuczkiem tytułowej gwiazdy) tegoż przedsięwzięcia. Pomijając aspekt emocjonalny i skupiając się na walorach sonicznych amerykańska dzielonka z łatwością się w takich niespiesznych klimatach odnalazła. Spuściła nieco z tonu, przestała prężyć muskuły i zamiast na potęgę i ściganie z wiatrem postawiła na leniwy cruising miękkim low-riderem (niech będzie Cadillac DeVille z 1965 r.) w promieniach zachodzącego słońca. Oczywiście wibrafon lidera gra tu pierwsze skrzypce i nawet na tle fortepianu Johna Campbella jest nieco powiększony. Niemniej jednak zdrowy rozsądek i umiar zostały zachowane. Całe szczęście kontrabas Gurroli utrzymuje świetną równowagę pomiędzy udziałem strun i pudła a i perkusję, za którą zasiadł syn Gibbsa – Gerry, zgrabnie wkomponowano w tło. Nie ma zatem co dzielić włosa na czworo, tylko dać się ponieść muzyce.
W ramach krótkiego podsumowania … nie da się ukryć, iż powyższy dzielony zestaw Balanced Audio Technology VK-80 & VK-90T jest znacznie droższy od wcześniej goszczącej u nas zintegrowanej 80-ki. Jeśli jednak spojrzymy na całość nie tylko poprzez aspekt finansowy, a z nieco szerszej perspektywy, to nasza tytułowa parka nie dość, ze oferuje brzmienie, które młodsze rodzeństwo jedynie sygnalizowało i aspirowało do osiągnięcia takiego pułapu, to w dodatku stanowi świetną bazę do dalszego rozwoju. Wystarczy bowiem w przypływie szaleństwa, bądź ataku audiophilii nervosy, dokupić drugą końcówkę VK-90T, przestawić obie w tryb mono i cieszyć się 150W na kanał. Kusząca perspektywa, nieprawdaż?
Marcin Olszewski
System wykorzystywany w teście:
Źródło:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition,
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Dystrybucja: EIC
Producent: Balanced Audio Technology
Ceny
Balanced Audio Technology VK-80: 53 999 PLN
Balanced Audio Technology VK-90T: 79 999 PLN
Dane techniczne
Balanced Audio Technology VK-80
Zasilanie: Trzecia generacja SuperPak: 4×50μF
Ścieżka sygnału: Konstrukcja unistage z tylko jednym blokiem wzmocnienia, bez kondensatorów w ścieżce sygnału.
Wyjście: Transformatory wyjściowe drugiej generacji z okablowaniem Cardas OFC
Global Feedback: Brak
Wejścia: 2 x XLR + 3 x RCA
Wyjścia: 1 x XLR + 1 x RCA, tape out RCA
Maksymalne wzmocnienie: 18dB
Rozdzielczość regulacji głośności: 0.5dB
Liczba kroków regulacji głośności: 140
Pasmo przenoszenia: 2Hz – 200kHz
Impedancja wejściowa (min): 100kΩ
Impedancja wyjściowa: 300Ω
Odstęp sygnał/szum: -96dB
Zniekształcenia przy napięciu wyjściowym 2V: 0.005%
Maksymalny sygnał wyjściowy: 30V
Polaryzacja bezwzględna: przełączalna
Zużycie prądu: 150VA
Zastosowane lampy: 4 x 6H30, 2 x 6C19
Wymiary (S x W x G): 48,3 x 14,6 x 39,4 cm (19″ x 5.75″ x 15.5″)
Waga: 18,1 kg (40lb)
Balanced Audio Technology VK-90T
Konstrukcja: Symetryczny, zmostkowany single-ended
Sprzężenie zwrotne: Brak
Moc wyjściowa (< 3% THD): 2 x 75W, 150W Mono (8Ω/4Ω)
Pasmo przenoszenia: 7Hz – 200kHz
Impedancja wejściowa (każda faza): Stereo 200 kΩ / Mono 100 kΩ
Czułość wejściowa: 1V
Magazynowanie energii: 600 dżuli
Wzmocnienie: 26 dB
Zużycie mocy: 500VA (w spoczynku) 1000VA (pełna moc)
Zastosowane lampy: 4 x 6C33C-B, 6 x 6SN7, 4 x 6H30
Wymiary (S x W x G): 43,2 x 20,3 x 61 cm (17″ x 8″ x 24″)
Waga: 40 kg (88 lb)
Najnowsze komentarze