Walka w segmencie streamerów i transportów cyfrowych robi się coraz bardziej zacięta i jak widać wcale nie oznacza to dążenia do gigantomanii. Po wielce urodziwym Auralicu ARIES G1 przyszła pora na jego bezpośredniego konkurenta, czyli Lumina U1 Mini, który dotarł do naszej redakcji wraz z wyśmienitym okablowaniem Fidata.
cdn. …
Dziwnym zbiegiem okoliczności, ilekroć sięgaliśmy po urządzenia Auralica można było zauważyć bardzo wyraźny podział na przyobleczoną w nader zgrabne, aluminiowe obudowy, odpowiedzialną za amplifikację i dekodowanie sygnałów cyfrowych tzw. klasyczną elektronikę, oraz … plastikowe plikograje. Wystarczy wspomnieć zestaw pre+power Taurus + Merak, czy przetwornik cyfrowo – analogowy Vega, które mogły pochwalić się nie tylko przyjaznymi niewielkim powierzchniom mieszkalnym gabarytami, lecz przede wszystkim estetycznymi, szczotkowanymi płatami aluminium w roli ścianek przednich. Z kolei transport Aries i streamer Aries Mini to przedstawiciele trendu slim&fit, gdzie niemalże całkowicie pomijalna waga jest pochodną wykonanych z tworzyw sztucznych korpusów, oraz wyeksmitowanych na zewnątrz modułów zasilających. Czasy się jednak zmieniają, oczekiwania odbiorców rosną a i konkurencja nie śpi, więc utrzymanie się na rynku wymaga zdecydowanych działań. Dlatego też i Auralic postanowił gruntownie zrewidować nie tylko swoje podejście do części własnego portfolio za granie z plików odpowiedzialnej, lecz generalnie powołać do życia nową generację urządzeń, jednocześnie ujednolicając ich szatę wzorniczą. Tym oto sposobem światło dzienne ujrzały modele wzbogacone o symbole G1, G2 i GX a do naszej redakcji trafił odświeżony transport plików ARIES G1.
Jak sami Państwo widzicie nowy Aries G1 prezentuje się po prostu wybornie. Z nieco niepoważnej formy plastikowego sandwicha wyewoluował do jakże charakterystycznej dla najnowszych wyrobów Auralica prostopadłościennej i nad wyraz eleganckiej bryły Unity Chassis. Bryły nie tylko w całości wykonanej z masywnych płatów anodowanego na czarno aluminium, ale i pozbawionej nieprzystających do klasy urządzenia wtyczkowych, bądź nieco lepszych, ale dalej problematycznych do umieszczenia wśród plątaniny przewodów zewnętrznych zasilaczy.
Centralne miejsce na froncie zajmuje osadzony w dedykowanym wgłębieniu blisko 4” (dokładnie 3,97″) ekran True Color wysokiej rozdzielczości (300 ppi) a po jego obu stronach – na przeciwległych flankach umieszczono włącznik (po lewej) i cztery przyciski nawigacyjno – funkcyjne (po prawej). Oazą spokoju jest też płyta górna, którą zdobi jedynie firmowe logo. Zdecydowanie więcej dzieje się za to na ścianie tylnej, gdzie na dość ograniczonej powierzchni producentowi z zachowaniem zasad logiki i ergonomii udało się zmieścić całkiem pokaźną baterię interfejsów. Pomijając zintegrowane z włącznikiem głównym i komorą bezpiecznika trójbolcowe gniazdo zasilające IEC do dyspozycji otrzymujemy dwa nagwintowane trzpienie anten Wi-Fi, gigabitowy port Ethernet, dwa gniazda USB – jedno przeznaczone do podłączenia pamięci masowych i drugie, stanowiące wyjście do zewnętrznego DAC-a a następnie trzy, już konwencjonalne wyjścia cyfrowe – Toslink, Coax i AES/EBU.
Jednak prawdziwą rewolucję przeszły tak naprawdę trzewia. Całość oparto bowiem na autorskiej platformie Tesla G2, której sercem jest 50% szybszy od stosowanego w poprzedniej generacji Ariesów procesor Quad Core Coretex-A9 (1.2G) o mocy obliczeniowej 37,500 MIPS. Do 2 GB powiększono również pamięć systemową, oraz do 8 GB pamięć na dane, a całość wspomaga 1GB pamięć podręczna (cache). Z odpowiednim pietyzmem potraktowano również sekcję zasilania Dual Purer-Power, gdzie jeden, z dwóch niezależnych, galwanicznie odseparowanych od siebie, ultra-cichych transformatorów odpowiada za zasilanie układów logicznych, ekranu LCD i pamięci zewnętrznych a drugi, pary Femto Clock-ów i wyjścia USB. Przy okazji warto zwrócić uwagę na podejście tytułowego producenta do tematu jakże popularnego MQA, który według Auralica zaliczyć należy do grupy formatów … stratnych.
Od strony ergonomiczno – funkcjonalnej zmieniło się za to niewiele. Do obsługi polecana jest dedykowana platformie iOs aplikacja AURALiC Lightning DS., choć na upartego i z poziomu Androida da się z Ariesem porozumieć. Co prawda trzeba wtedy najpierw poprzez wersję przewidzianą na przeglądarki internetowe Lightning DS odpowiednio całe urządzenie skonfigurować a potem podczas codziennej obsługi posiłkować się np. BubbleUPnP, lub Kazoo. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że jak na taką software’ową partyzantkę efekty są całkiem zadowalające a jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, iż powyższe „kombinacje alpejskie” pozwalają zaoszczędzić ok. 2 kPLN na pilocie (tyle mniej więcej kosztuje iPad), to gra może okazać się warta świeczki.
Zanim jednak przystąpimy do odsłuchów warto chwilę poświęcić na konfigurację urządzenia. Jedną z kluczowych, dostępnych w „Streamer Menu” funkcjonalności jest bowiem możliwość ustawienia opóźnienia z jakim zacznie być transmitowany do DAC-a sygnał po podaniu jego parametrów, tak aby ów DAC miał czas na ogarnięcie się i zablokowanie wejścia. Unikniemy dzięki temu „gubienia” pierwszych dźwięków na początku odtwarzanych utworów, na co skarżyła się część użytkowników poprzednich inkarnacji Ariesów. Jeśli zaś chodzi o obsługę MQA, to taki sygnał można w formie nienaruszonej przesłać do kompatybilnego DAC-a (MQA Pass-through), lub też nieco go „podrasować” stosownym 2 (do 88.2 kHz lub 96 kHz), 4 (do 176.4 kHz lub 192 kHz) lub 8 (do 352.8 kHz lub 384 kHz) krotnym upsamplingiem. Za to w „Processor Menu” do dyspozycji dostajemy opcje indywidualnego upsamplingu dla każdej z obsługiwanych przez Ariesa częstotliwości, oraz ewentualną konwersję DSD do PCM w przypadku, gdy nasz przetwornik sygnału DSD nie obsługuje a także wybór jednego z czterech zaimplementowanych w trzewiach transportu filtrów Precise, Dynamic, Balance i Smooth.
Upgrade platformy, większa moc obliczeniowa, bufor i masywna obudowa z pewnością mogą poprawić samopoczucie nabywców zwracających na takie detale uwagę, lecz czymże byłyby one bez znaczącego progresu brzmienia w stosunku do Ariesa wcześniejszej generacji. Całe szczęście wraz z ewolucją software’owo – mechaniczną, również i walory natury sonicznej osiągnęły znacząco wyższą jakość. O ile jednak w ramach niniejszego testu niestety nie mieliśmy możliwości bezpośredniego porównania obu generacji, to posiłkując się archiwalnymi zapiskami i nieco ułomną pamięcią śmiem twierdzić, iż Aries G1, choć po swoim protoplaście odziedziczył nazwę, tak naprawdę jest całkowicie nowym i bez porównania doskonalszym transportem. Będąc przedstawicielem nowej generacji – G, w dodatku nieodparcie kojarzącej mi się z emitowaną w latach 70 i 80-ych minionego tysiąclecia serią anime „Załoga G” (科学忍者隊ガッチャマン Kagaku ninja tai Gatchaman), pozostawia daleko za sobą tzw. choroby wieku dziecięcego dotychczas trapiące większość potocznie mówiąc plikograjów i pozwala w pełni skupić się na muzyce a nie rozpraszać się problemami natury użytkowej. Biorąc pod uwagę, iż na aspekt techniczny już nie musimy zwracać nawet uwagi, gdyż tytułowe urządzenie nie dość, że bez najmniejszych problemów radzi sobie z plikami DSD512, oraz PCM 32bit/384kHz, to w dodatku odtwarza je bez przerw (tzw. gapless) i spokojnie można je obsłużyć z pomocą dowolnego pilota (Smart-IR Control). Krótko mówiąc włączamy, siadamy i słuchamy. Prościej się nie da. A jak toto gra? Pomijając dość oczywisty fakt, nierozerwalnej zależności efektu finalnego od klasy i synergii zachodzących pomiędzy pozostałymi elementami docelowego systemu śmiem twierdzić, że co najmniej … uzależniająco. Po pierwsze wreszcie nie słychać bolesnej różnicy do nośników fizycznych, na niekorzyść platform streamingowych w stylu Tidal HiFi. Pomijając bowiem niezaprzeczalną wygodę wynikającą z ich wszechobecności, to bardzo często owa wygoda okupiona była niezbyt referencyjnym brzmieniem wynikającym z bezpośredniego przesyłu danych w czasie rzeczywistym, a więc pewnej „płynności” (czytaj równania w dół) strumienia danych. Tymczasem Auralic buforując je we wbudowanej pamięci na tego typu anomalie został w oczywisty sposób uodporniony. Niemniej jednak bezpośrednie porównanie z własnoręcznie zripowanym, bądź też zakupionym, np. na HDtracks materiałem, bezsprzecznie wskazuje na dalsze możliwości rozwoju, ale jest lepiej, i to o wiele, niż do tej pory. Jestem w tym momencie szalenie ciekaw, jaki byłby wynik podobnej konfrontacji, gdyby w Polsce można było oficjalnie korzystać z dobrodziejstw oferującej wysokorozdzielczy kontent platformy Qobuz. Niestety takowej możliwości na razie nad Wisłą nie ma, niemniej jednak „satelickim” użytkownikom tejże usługi polecam mieć na uwadze niniejszego plikograja.
Przechodząc jednak do konkretów trzeba skomplementować Ariesa za niezwykle umiejętne połączenie właściwej najlepszym źródłom cyfrowym rozdzielczości z równie wysokiej jakości dynamiką i wysyceniem reprodukowanego pasma. Wspominam o tym już na wstępie, gdyż bez trudu można napotkań na rynku streamery/transporty grające bądź to nazbyt analitycznie – skupiające się głównie na oddaniu precyzji skrajów pasma, bądź czarujące iście analogową średnicą, lecz nieco po macoszemu traktujące pozostałe podzakresy. Natomiast Auralic do zagadnienia reprodukcji podchodzi globalnie i zajmuje się pełnym spektrum a nie li tylko jego wycinkami. Weźmy na ten przykład dość krytyczny i niezwykle wymagający repertuar operowy „Anime Amanti” w wykonaniu Roberty Mameli, gdzie jakakolwiek ziarnistość, czy też szklistość mści się krwotokiem nie tylko uszu, ale również oczodołów, bądź polifoniczny, wycyzelowany w każdym detalu „Canticum Canticorum” Les Voix Baroques, by na własnej skórze poczuć akustykę Villi San Fermo i kościoła Saint-Augustin de Mirabel w Québecu. Kreowanie przestrzeni, kubatur w jakich dokonano nagrań i właściwym im cechom akustycznym, z wszelakiej maści odbiciami, wędrującymi pod sklepieniem fragmentami dźwięków, pogłosem, czasem, oraz tempem jego wygasania zapewniają pasjonujące zajęcie na długie godziny. To taka radosna eksploracja, gdzie z jednej strony czerpiemy niezaprzeczalną przyjemność z niezwykle homogenicznego i spójnego przekazu a jednocześnie co i rusz odkrywamy urocze drobiazgi, które do tej pory umykały naszej uwadze.
Jakże inaczej brzmią powyższe nagrania w porównaniu z praktycznie pozbawionym pogłosu sterylnym „Unleashed” Two Steps from Hell, gdzie jedynie fortepian, i to też nie zawsze, dostąpił zaszczytu w miarę naturalnej propagacji generowanych przez siebie dźwięków. Nie chodzi jednak o to, że Auralic ostatnią z wymienionych propozycji jakoś piętnuje, czy stara się zdyskredytować, lecz po prostu obiektywnie pokazuje diametralnie różne podejście do realizacji. Zaznaczę jeszcze raz – pokazuje i robi to dokładnie w ten sam sposób, co niedawno przez nas recenzowane Gauder Akustik Darc 100, kiedy jak na dłoni było widać różnice pomiędzy „posklejanym” „The Astonishing” Dream Theater a granym na żywo „S&M” Metallicy. Jednak jedno obie ww. produkcje łączy – to dynamika, która w kulminacyjnych momentach bezpardonowo wgniata w fotel istną ścianą dźwięku i dokonuje przysłowiowej demolki niczym kula stosowana przy rozbiórkach. Tutaj nie ma miejsca na zawoalowanie, czy budzące politowanie efekty specjalne rodem z niskobudżetowych filmów katastroficznych, gdzie zamiast kilkutonowej „gruchy” pojawia się styropianowa wydmuszka a ceglane mury zastępuje się ażurowymi konstrukcjami z popcornu. Możecie być zatem pewni, że jeśli owego impetu nie jesteście w stanie u siebie uzyskać, to wina na pewno nie leży po stronie Auralica.
Mamy zatem pełen i zarazem swobodny wgląd w materiał źródłowy i tylko od nas zależeć będzie jak otrzymaną dawkę informacji zinterpretujemy. W tym momencie warto zwrócić uwagę na możliwość modelowania dźwięku już na etapie doboru okablowania sygnałowego, w tym USB, gdyż Aries, podobnie jak w przypadku trafiających do jego trzewi plików, również i pod tym względem daleki jest od uśredniania. Dlatego też, choć tytułowy plikograj oczywiście zagra nawet na dość podstawowym przewodzie Wireworld Starlight a wiatr w żagle złapie na Goldenote Firenze Silver, to prawdziwe oblicze jest w stanie pokazać na referencyjnych drutach klasy Audiomica Laboratory Pebble Consequence (test wkrótce). I proszę nie kręcić nosem, że to tylko zera i jedynki, które dopiero w DAC-u nabierają jakiejś bardziej namacalnej formy, gdyż sięgając do domeny analogowej połączenie transportu cyfrowego z DAC-iem jest przecież bliźniacze do tego pomiędzy gramofonem i phonostagem a w ich przypadku nikt przy zdrowych zmysłach nie próbuje wprowadzać żadnych kompromisów, czy też oszczędności. Dlatego też sugeruję we własnym systemie, na własne uszy przekonać się, co możliwie najwyższej klasy połączenie daje i w tym celu sięgnąć po jakieś znane z natury, niekoniecznie zelektryfikowane dźwięki. Osobiście mogę polecić „Live ad Alcatraz” Fausto Mesolelliego, czyli repertuar lekki, łatwy i przyjemny a zarazem zagrany z niezaprzeczalną wirtuozerią, którą … słychać i to słychać wybornie. Nie twierdze jednak, że nie można lepiej, bo w 99% przypadków można, jednak oceniając możliwości Ariesa G1 zarówno przez pryzmat jego ceny, możliwości protoplastów i oferty konkurencji śmiem twierdzić, że pominięcie go w trakcie poszukiwań docelowego transportu plików wydaje się najdelikatniej rzecz ujmując nieroztropne.
W ramach zakończenia zdradzę Państwu pewien sekret. Otóż odsłuch Auralica ARIES G1 miał być jedynie rozgrzewką i niezobowiązującym zaspokojeniem mojej ciekawości przed otrzymaniem do recenzji jego starszego rodzeństwa, czyli ARIESA G2. Ot taka niewinna forma utrzymania relacji dystrybutor – redakcja, z której nic specjalnego mogłoby nie wyniknąć. Zwykły podkład, oczyszczenie pola dla spodziewanego lada moment flagowca. Tymczasem okazało się, że cały misterny plan spalił na panewce, gdyż G1-ka pokazała drzemiący w niej potencjał i tym samym zaskarbiła sobie moją sympatię. Tak, tak. Wbrew pozorom ten niewielki transport nie pozwala na chłodną obojętność, gdyż niemalże po chwili od włączenia orientujemy się, że chcemy go słuchać więcej i więcej a moment jego zwrotu postaramy się możliwie odwlec w czasie. Co prawda na chwile obecną jeszcze nie jestem w stanie powiedzieć, czy tytułowy plikograj do mnie wróci i zagości na dobre w dyżurnym systemie, gdyż w kolejce tuż za progiem, ustawili się prężący muskuły równie intrygujący konkurenci, jednak już teraz wiem, że z takim brzmieniem mógłbym żyć przez lata i każdego dnia czerpać z niego radość. A biorąc pod uwagę, iż bądź co bądź jest to poniekąd moja praca chyba trudno o lepszą rekomendację.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Audiomica Laboratory Pebble Consequence USB
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips
Dystrybucja: MIP / Auralic
Cena: 10 000 PLN
Dane techniczne
Obsługiwane formaty
Bezstratne: AIFF, ALAC, APE, DIFF, DSF, FLAC, OGG, WAV and WV
Stratne: AAC, MP3, MQA and WMA
Obsługiwane częstotliwości
PCM: 44.1KHz – 384 kHz/32Bit
DSD: DSD64(2.8224MHz), DSD128(5.6448MHz), DSD256(11.2896MHz), DSD512(22.57892MHz)
Oprogramowanie do obsługi: AURALiC Lightning DS (iOS), AURALiC Lightning DS przez przeglądarkę (tylko do konfiguracji), kompatybilne oprogramowanie firm trzecich (BubbleUPnP, Kazoo), Roon (wymagany zewnętrzny Roon Core)
Źródła streamingu: Współdzielony folder sieciowy, Napęd USB, Serwer mediów UPnP/DLNA, TIDAL & Qobuz, Radio internetowe, Airplay, Bluetooth, Roon ready
Wejścia: AES/EBU, Coaxial, Toslink, USB Host Audio, RJ45 Gigabit Ethernet, Tri-Band 802.11ac WiFi
Platforma strumieniowa: AURALIC Tesla G2 z procesorem 1.2 GHz quad – core, 2 GB pamięci systemowej, 8 GB pamięci masowej
Zegar wewnętrzny: Podwójny zegar Femto dla wyjść cyfrowych i USB
Zasilanie: Podwójny wewnętrzny linearny zasilacz Purer-Power 10uV niskoszumowy design dla obwodu audio
Wyświetlacz: Retina 3,97″
Pobór mocy: < 10W (w trybie uśpienia), 50W max.
Wymiary (S x G x W): 340 x 320 x 80 mm
Waga: 7,2 kg
In times of total integration and aspiration to have the most versatility of used solutions, which are triumphant in the budget, as well as even in segments aspiring to be serious Hi-Fi, the High End has its own rules. Instead of offering and overwhelming array of functions, where we will use only one or two, or maybe three, manufacturers tend to specialize. Here is no place for compromise, or doubling of individual steps of signal processing, as this means losing money. Because when we have already a good DAC, or at least one that satisfies us at the moment, buying another piece of equipment with a DAC inside seems not to be a good idea. This is also true for the rest of the gear, as nobody sane will be searching for an integrated amp, while possessing appropriate power amplifiers; such person will be looking for a line preamplifier or a source with regulated output. Having such dogmas in mind, Lumin, after a series of streamers equipped with analog outputs and dedicated to people looking for an all-in-one file solution, like the M1, decided to raise the bar and open for the most demanding audiophile population introducing the U1, a file transport, dedicated to the audiophile minority.
There is nothing to hide, and we do not need to add any ideology or mystic, as the U1 is nothing else than the flagship S1 minus a DAC and the analog output stage. Well, maybe I exaggerated a bit regarding the DAC, as the U1 can up- and down-sample the signals from/to DSD 128 and PCM 384 to another format at will, and send out the manipulated signal to the external DAC. Of course you can just switch this off and transfer the signal out of the Lumin in native format. But before we do that, it is worth to stop for a moment and look at the cabinet of the device, which is exactly the same as in the twin A1 and S1, who provided some of the innards. Also the external power supply is a must at this price level, although after the extraction of some of the circuitry there would be enough space inside for it.
I will not spend too much time to describe the aluminum chassis, as I did that in … 2013 (how time flies…) while reviewing the first Lumin, but I will still allow me to say a few good words about it, as this time the Polish distributor of the brand, the Wrocław based Moje Audio, provided a black anodized version, which looks so much better than the standard silver one. In this “evening dress” it is not as rough and aseptic, it catches the eye with its elegance, what is emphasized with the delicate rounding off of the fascia, with the blue display hidden in its middle. The back panel, as usual for the Lumin, is pushed back a few centimeters compared to the top cover, and although it makes connecting cables a little more troublesome, it helps visuals by covering the cable salad from top. I must mention here, that this hood does not complicate the connection of a nice power cord, as it does in Linn players, because we connect the cable to the external PSU, which does not have any obstructions on the back. So it can be done, you just need to think a little. Clearly in Asia this process is working better than in R&D laboratories in Glasgow. But let us put nastiness aside. Equipped in two small toroidal transformers and a battery of capacitors, the power supply has a nice round button with a blue halo on the front, and an IEC socket integrated with a fuse on the back, as well as a multi-pin socket for the cable connecting to the main unit.
The central unit is another story. We deal with a digital only transport here, so there is no trace of an analog output to find. So looking from behind we have an Ethernet socket with a grounding terminal next to it, two USB ports, an optical output, coaxial, BNC and AES/EBU. There is also the multi-pin socket for the power, but that was obvious.
Talking about handling, there is no change here – the company developed apps for iOS and Android are there, the work as they should, and the only thing, that always surprises me, is the evident mental resistance of the Pixel Magic Systems Ltd. Engineers to implement Tidal handling in the Android app. Dear God, how long do we need to wait to get this functionality? How long will someone “up there” treat about 65% (if not more) of smartphone and tablet users as second grade clients? I will leave this question open, and to dry our tears I will just tell, that the Lumin app works flawlessly also with museum pieces like the first generation iPad with iOS 5.1.1. I did not make print screens out of it this time, as it did not change from the last Lumin review we did, and the only thing worth noticing, is that we can disable the unused digital outputs on the device using this app. Well, during the tests this file player cooperated in my system with CD/SACD players with digital inputs from the same price level, as well as an inexpensive, but very refined, sound wise, DAC Cayin iDAC-6 (test coming soon), while the transmission path was almost random, as through coaxial and USB had almost the same sound quality … with one exception. I preferred to do the upsampling to DSD on my Ayon CD-35, as for me it resulted in a better saturation and dynamics, than when done at the transport.
Going over to the part devoted to the sound of the tested transport, then in general we can tell, that it represents a school of sound more to the dark side of the force. The gravity point is somewhat shifted down, and all gets appropriate nobleness and gravity, and the slightly pushed out midrange enchants with truly analog grace. Using some casual descriptions we can operate with words like musicality, smoothness and similar, but those would only be the top of the iceberg, of that what the U1 can offer. I am mentioning that, as in most cases, when we hear, that a given device is musical, then subconsciously we tune for issues with resolution or creation of space, and here are no such anomalies. Because through the years Lumin was able to perfect the combination of above average musicality with also above average resolution, and at the same time put them in their own, dark aesthetics. An omnipresent calmness appears, and organic homogeneity, but without mudding or losing any of the so beloved audiophile plankton. We only lose nervousness, some subcutaneous thrilling, that makes longer listening tiring and boring. With Lumin in the sound path it is hard to imagine a situation, where one of the at least properly, or even only well enough mastered recordings would irritate us so much, that we would need to change the playlist. Let me use the brilliant, musical wise, “Achtung Baby (Deluxe Edition)” U2 as an example. It is recorded in such a way, that listening to it as a whole becomes a challenge in most cases. It is just extremely clamorous and terrifyingly two-dimensional. Yet when played through the U1 it gained on fleshiness, saturation and stopped clicking. Did the band buy some nice cymbals for Larry? Everything points to that. I will leave aside the fact, that you cannot expect miracles, and from a flat scene, like an anorectic model, nothing – even the Lumin – will not create a three-dimensional, deep space, but it will still be better. This effect you can directly compare to that, what the manufacturers of tube buffers wanted to achieve, by civilizing the edgy and soulless digit.
Fortunately the mentioned cosmetic served by the Asian transport do not mean any losing of nuances in the treble or far planes, when listening to well, or reference recorded material. To confirm this thesis I recommend you listen to a disc recorded in a church “In My Solitude: Live at Grace Cathedral” Branford Marsalis, where without reproducing the cathedral reverberation properly, the whole sounds like played on a Casio synthesizer. I do not need to tell you, that everything was as it should. The space around the sax player was dreamlike, the caramel sounds flew up high, and the positioning of the musician was perfect. All the scene movement could be heard/seen without any trouble, some slight movement “off axis” or playing more to the back of the nave than to the front. There were also some audiophile tastes, like the sound of the saxophone keys, but those were exactly the “tastes” and not scenic events that would draw too much attention.
I left something stronger for desert, because I am perfectly aware, that lovers of some hard treatment, when they hear, the U1 somewhat tones the reproduced sound, they get an allergy or feel in their bones, that this manner may water down their so beloved aggressiveness and ruthless metal growling. But in this case such fears are unsubstantiated and ungrounded. Proof? Here it is – it is called “Brotherhood of the Snake” and is signed by Testament himself. I will just warn you, that this is not a pseudo-metal pulp, which is enjoyed by some rebellious emo-teenagers, but playing in the good old style. It is incredibly heavy, brutal and hellishly dark and with all of that, very dense. Without appropriate separation the whole turns out imposing but too lifeless – like a wrecking ball. There is mass, but it is inert and uncontrolled. The Lumin does not allow for that. It keeps the whole at short leash, and positions the musicians on the stage precisely. Nothing is flowing together, nothing rumbles and each of the sound composing this mad cacophony has its defined beginning and ending. Additionally those sounds are not dancing alone, but are skillfully woven together with other phrases creating a Sulphur exhaling river of lava flowing along. You cannot go around not appreciating the virtuoso playing the five string bass Steve DiGiorgio, Gene Hoglan pushing you deeper in your seat with drum blasts and fiercely attacked percussion, phrases uttered with phenomenal feeling by the vocalist Chuck Billy or the incredible riffs and solos from Alex Skolnick himself. I will not hide, that such an apocalyptical beating is a course for genre lovers, but with such extremes you can admire the class of the Lumin. Here is no place to care for each and every sound, and if something is not played back, is lost, then there is no time to go back and repeat, and although one such shortcoming may go unnoticed, any subsequent ones will turn this puzzle into dust, everything will fall apart like a house of cards. But with the Lumin in our sound path, we will have a construct as solid as an exoskeleton, on which the killing tissue of power, precision and musicality is built.
The Lumin U1 has a very clearly defined goal, as well as a precisely selected target group. It is like a specialist tool dedicated to certain users having precisely defined expectations. It does not do everything, because it does not have to. But that what it does, is done in a special and perfect way. Because I cannot describe the combination of timbre, saturation, musicality and resolution in another way. Does this summary remind you of something? Well, it does remind me of something. The U1 is a file playing equivalent to the headphones Audeze LCD-4 we reviewed, and at least for me, this means a clear, and obvious recommendation.
Marcin Olszewski
Distributor: Moje Audio
Price: 29 990 PLN
Technical details:
Streaming Protocol: UPnP AV protocol with audio streaming extension; Gapless Playback; On-Device Playlist
Supported Audio File Formats:
– DSD Lossless:DSF (DSD), DIFF (DSD), DoP (DSD)
– PCM Lossless:FLAC, Apple Lossless (ALAC), WAV, AIFF
– Compressed (lossy) Audio: MP3, AAC (in M4A container)
Upsampling and downsampling rates & bit depths: any supported rate including DSD128 and 384kHz PCM
Input: Gigabit Ethernet Network (1000BASE-T); 2x USB storage, flash drive, USB hard disk (Single-partition FAT32, NTFS and EXT2/3 only)
DIGITAL Outputs:
– 2x USB: DSD128, 5.6MHz, 1bit, Stereo; PCM 44.1khz–384kHz, 16–32bit
– Optical, Coaxial RCA, Coaxial BNC & AES/EBU: DSD (DoP, DSD over PCM) 2.8MHz, 1bit; PCM 44.1kHz–192kHz, 16–24bit
Dimensions (WxDxH):
– Lumin (solid aluminium chassis): 350 x 345 x 60 mm
– Dual-toroidal PSU: 100 x 315 x 55 mm
Weight:
– Lumin: 8 kg
– PSU: 2 kg
The system used during the test:
– CD / DAC: Accuphase DP-410; Ayon CD-35
– File players: laptop Lenovo Z70-80 i7 / 16GB RAM / 240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXC-50
– Digital sources selector: Audio Authority 1177
– Turntable: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Phonostage: Abyssound ASV-1000; Tellurium Q Iridium MM / MC Phono Pre Amp
– Integrated Amplifier: Electrocompaniet ECI5; Audio Analogue Maestro Anniversary
– Loudspeakers: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC Digital: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– USB cables: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Speaker cables: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Power cables: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Acoustic Zen Twister
– Power distribution board:: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi NCF-50 (R) / FI-50M NCF (R)
– Wall power socket: Furutech FT-SWS (R)
– Anti-vibration platform: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform; Thixar Silence Plus
– Ethernet cables: Neyton CAT7+
– Table: Rogoz Audio 4SM3
– Accessories: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips
Najnowsze komentarze