Opinia 1
Przyznam szczerze, że otwarcie tego spotkania przyszło mi do głowy z tak zwanego marszu. Jak brzmi? Oczywiście w moim stylu, czyli jako parafraza z filmu „Psy” Władysława Pasikowskiego brzmi „Czasy się zmieniają, a Diora zawsze jest dostępna”. Tak tak, mimo wieloletnich perturbacji na rodzimym rynku audio Diora nadal w dobrej kondycji utrzymuje się na powierzchni. Co prawda przede wszystkim jako wykonawca zleconych prac od zachodnich podmiotów audio, lecz również własnych kolumn których mieliśmy okazję posłuchać na zeszłorocznym AVS w Warszawie. Traf jednak chciał by niemalże na finiszu przygotowań do tegorocznej wystawy udało nam się pozyskać jeden z modeli. Co takiego z portfolio tej kultowej dla akolitów rodzimych wyrobów audio marki trafiło w nasze progi? Zapewniam, bardzo ciekawa konstrukcja, bowiem mimo rozpoczynania serii o wdzięcznej nazwie Perun, już swoją aparycją jasno daje do zrozumienia, iż świdniccy konstruktorzy temat budowy high-endowych kolumn potraktowali bardzo poważnie. Takim to sposobem rzeczony podmiot zadbał, aby w soundrebels-owym salonie stanęły nietuzinkowe kolumny Perun 1.
Nasze bohaterki to pokaźne, bo osiągające nieco ponad 120 cm wysokości konstrukcje. W celach walki z wewnętrznymi rezonansami ich obudowy w przekroju poprzecznym inspirowane są kształtem lutni, czyli boczne ścianki od szerokiego frontu płynnym łukiem schodzą do znacznie węższej tylnej ścianki. Dlaczego szerokiego awersu? To naturalnie wynik zastosowania w jego górnej części firmowego rozwiązania w postaci pokaźnej tuby zapewniającej równomierne brzmienie w całym zakresie promieniowania oraz tuż pod nią równie imponującego – 32cm głośnika basowego. Być może na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale ciekawostką tej serii kolumn jest fakt nieco innego rozwiązania konstrukcji kolumny w zakresie trój-drożności. Chodzi mianowicie o to, że w czeluści szerokiej i wysokiej tuby oprócz tak zwanego „gwizdka” pracuje również przetwornik średniotonowy. To w efekcie nie tylko w pozwala radykalnie zmniejszyć i tak już wielką skrzynię – nie musimy dedykować średniakowi dodatkowej połaci frontu, ale przy okazji w efekcie zwiększyć poczucie spójności prezentacji. Jeśli chodzi o sprawy przyłączeniowe, w dolnej części tylnego panelu umieszczono potrójny zestaw terminali. Ale to nie koniec działań zapewniających jak najlepsze warunki pracy Perun 1. Otóż całość konstrukcji dla zapewnienia dobrego tłumienia od wibracji podłoża, posadowiono na licujących z obudową grubych i odseparowanych od głównego modułu kolumn poprzez pływające złote stopy w kształcie walca podstawach. I gdy wydawałoby się, że to tylko jedno pozytywne działanie zastosowania wspomnianej platformy, tak naprawdę oprócz zalet stricte technicznych, uniesienie głównej części kolumny nieco nad podłogę w pewien sposób nadaje jej lekkości wizualnej. Naturalnie nieprzesadnie, bo to jednak wielkie zespoły głośnikowe, ale akcent jest ewidentnie zauważalny. Wieńcząc opis konstrukcji Diory pakietem technikaliów warto dodatkowo wspomnieć, iż mamy do czynienia z kolumnami o rozmiarach 1220/456/474 mm, ważącymi 93 kg i mogącymi pochwalić się impedancją 8 Ohm.
Czym poczęstowały mnie tytułowe Polki? Zaproponowały szybki, zwarty, ale również równy przekaz. Bez sztucznego podkolorowania średnicy oraz zazwyczaj powodującego poczucie zwolnienia tempa wydarzeń na scenie nadmiernego dociążania basu, tylko ekstremalnie efektowne pokazanie zamierzeń artystów. Owszem, jak wynika z powyższej wyliczanki raczej w estetyce szybkości i zwarcia podania muzyki, a nie rozczulania się nad jej nadmierną kolorystyką, jednak jeśli choćby trochę orientujemy się jakiemu celowi służą konkretne zabiegi konstrukcyjne, nikt o zdrowych zmysłach nie zarzuci konstrukcji tubowej, że nie gra w stylu certyfikatu radia BBC. Perun 1 jest kierowany do konkretnego klienta i chcąc być w swoim zakresie dobrym produktem nie zamierza łapać kilku srok za ogon. Jego pomysł na muzykę, to konsekwentna realizacja programu grania z pazurem, a przez to radośnie, jednak mimo wszystko nie zapominając o dobrym ustawieniu balansu wagi dźwięku w stosunku do zamierzeń uzyskania odpowiedniego rozmachu. Takim to sposobem dostałem znakomity drive, przy tym dobry kontur źródeł pozornych i co bardzo ważne, bezkompromisowe wypełnienie pokoju pełnym pozytywnych zaskoczeń spektaklem muzycznym. Czy to aby nie nazbyt męczące? Wszystko zależy od punktu widzenia. Powiem tak. Mój zestaw sam w sobie jest nieco bardziej nasycony, a i tak wielu znajomych wolałoby jeszcze mocniej go pokolorować nawet za cenę utraty swobody i szybkości kreowania dźwięku. I gdy tym wspomnianym gościom z pewnością na dłuższą metę Diory by nie podeszły, to już sam będąc orędownikiem gęstego, ale także pełnego szaleństwa dźwięku podczas sesji testowych czerpałem z obcowania z nimi wiele frajdy. A to dlatego, że lubię pewnego rodzaju nieprzewidywalność w postaci skoków dynamiki i energii następujących po sobie akordów, a to nasze bohaterki zapewniały w 100 procentach. Bez zapuszczania się w malowanie scenicznych bytów plamami, tylko konkret. I to w dobrym wydaniu. Naturalnie ostateczny dźwięk mogłem nieco prze-aranżować odpowiednim okablowaniem, jednak chciałem pokazać ich prawdziwe „ja”, które dobrze podane bez problemu potrafiło obronić się w wydaniu firmowym.
Znakomitym przykładem na potwierdzenie słuszności obrania tej drogi prezentacji przez inżynierów ze Świdnicy był krążek Black Sabbath „13”. To całkiem dobrze zrealizowany materiał. Mocne granie gitarami, perkusją i efektownym, bo drapieżnym wokalem i jeśli zostaną zaprezentowane z odpowiednią charyzmą, z jednej strony usłyszymy włożone przez muzyków emocje, zaś z drugiej bez problemu będziemy mogli na moment oderwać się od rzeczywistości. Raz dzięki mocnym uderzeniom pełnego składu rockmenów, innym razem za sprawą psychodelicznego śpiewu frontmena, ale najważniejsze, że owo oderwanie nie będzie efektem uśpienia słuchacza, tylko maksymalnego zmuszenia jego zwojów mózgowych do utożsamiania się ze stanem psychicznym muzyków. Wspomniany krążek tak jak wymaga tego rodzaju muza wypadał szybko, mocno i agresywnie, za co wielbiciele tego rodzaju muzyki bez dwóch zdań dadzą się wręcz pokroić, a co jak wynika z mojego opisu, opiniowane kolumny robiły w punkt.
Z innej beczki, może nie aż z taką werwą, bo ta muzyka stawia na nieco inne pokłady naszych emocji, ale równie ciekawie zabrzmiał wszelkiego rodzaju jazz. Dobrze artykułowany w kwestii rysunku źródeł pozornych, w pełni kontrolowany od strony rozdzielczości niskich i średnich tonów, gdzie zazwyczaj brylują trudni do ogarnięcia od strony artykulacji pojedynczej nuty kontrabasiści i ogólnie świetnie doświetlony. W efekcie dostawałem dźwięk pełen rozmachu i odpowiedniego akcentowania najdrobniejszych akcentów sonicznych. Pełna zgoda, że wiele innych odmian jazzowych produkcji będzie wolała więcej barwy i krągłości wirtualnych bytów kosztem szybkości ataku, jednak zapewniam, również te stawiające raczej na barwę, aniżeli na cechy prezentowane przez Diory, pokazywały się z fajnej strony. Tak, z nastawieniem na inny poziom ilości muzyki w muzyce, jednak nadal z pełnym pakietem emocji typu granie ciszą lub napawanie się zawieszoną w eterze rozwibrowaną pojedynczą nutą. I żeby nie było, nie mam na myśli li tylko gitary, czy talerza perkusji, ale również wielki kocioł, który nawet muśnięty brylował feerią modulowanych, płynnie wygaszanych niskich tąpnięć. Tak tak, wielkie bębny zagrały u mnie jak rzadko kiedy.
Komu dedykowałbym przedstawione dziś kolumny Diora Acoustics Perun 1? Z uwagi na rozpoznawalność marki i ich ofertę brzmieniową lista potencjalnych zainteresowanych ma wielkie szanse być bardzo długą, dlatego wspomnę jedynie o ewentualnych problemach związanych z naszymi bohaterkami. Pierwszy związany jest z technikaliami. Otóż mimo ich aparycji w stylu kolumn wysokoskutecznych w codziennym użytkowaniu, z racji swoich 84dB są dość wymagające. Ale spokojnie, większość zbliżonych do nich ceną wzmacniaczy spokojnie sobie z nimi poradzi, jednak niestety zazwyczaj kojarzone z tego typu kolumnami kilkuwatowe cherlaki mogą ich nie wysterować. Drugi aspekt dotyczy już samego brzmienia. Jak wynika z powyższego tekstu, malowania muzyki za pomocą bliżej nieokreślonych, nudnych, bo rozlazłych w domenie czasu dźwiękowych plam w ich wydaniu nie uzyskacie. To zaś oznacza, że piewcy estetyki grania w stylu Harbeth i im podobnych raczej nie znajdą z nimi nici porozumienia. Owszem, spróbować zawsze warto, bo niczego nie tracą. Powiem więcej. Nawet jeśli coś będzie im doskwierać, warto jest mieć w swoim melomańskim żywocie tego typu doświadczenie. Jak widać wspomniane punkty sporne, to dla większości z nas tak naprawdę żadne problemy. Dlatego jeśli jesteście na etapie poszukiwania nowego brzmienia ukochanej muzyki i nie stronicie od mocnego uderzenia, goszczące w moich progach Polki są bardzo ciekawą propozycją do prób we własnych warunkach lokalowych i systemowych.
Jacek Pazio
Opinia 2
Kiedy wydawać by się mogło, że jeśli nie wszyscy, to przynajmniej znacząca większość audiofilsko zorientowanej populacji, oraz oczywiście branży, ustawia się w blokach startowych przed zbliżającą się wielkimi krokami kolejną edycją stołecznego Audio Video Show my, dzięki dzisiejszym gościniom możemy pozwolić sobie jeszcze na drobną retrospekcję i wykopać z redakcyjnego archiwum relację z zeszłorocznej wystawy. A to wszystko za sprawą jednego z głośniejszych, stanowiących temat wielu kuluarowych rozmów, debiutów. W dodatku debiutów niejednoznacznych i czysto umownych, gdyż bądźmy szczerzy – świdnickie skrzynki nie tylko na wystawach, lecz i w rozsianych po całym globie domach goszczą od lat, a że sygnowane przez znanych i lubianych o niejednokrotnie stricte high-endowym profilu graczy, to już zupełnie inna sprawa. Zainteresowanych zapraszam m.in. do zerknięcia na factory-tour z göteborskiej kwatery głównej Martena. Jednak ad rem. Chodzi bowiem o to, że po latach świadczenia usług na rzecz rezydujących w najdalszych zakątkach świata odbiorców Diora Acoustics, bo to o niej mowa, postanowiła z roli li tylko dostawcy obudów bądź wręcz kompletnych kolumn wg. przekazanych im do realizacji projektów zmienić nieco reguły gry i pokazać na co stać ich dział R&D ruszając na podbój światowych rynków pod własną banderą. Jak postanowiła, tak i zrobiła, w dodatku z przytupem, gdyż koło m.in. prototypowych Perunów nie sposób było przejść obojętnie, tym bardziej, że prezentowane wtenczas na PGE Narodowym kolumny grały z kompletnym setem … Gryphon Audio. A skoro ww. prezentacja wzbudzała takie zainteresowanie, to nikogo nie powinien dziwić fakt, że i my uznaliśmy za stosowne nieco wgryźć się w temat jasno dając do zrozumienia ekipie producenta, że jesteśmy gotowi przyjąć na swe barki „małe co nieco” przez nich „wystrugane”. Jak to jednak w życiu bywa od kurtuazyjnej wymiany uprzejmości do bardziej konkretnych ustaleń i przełożenia ich na realne działania nieco w Wiśle wody upłynąć musiało. Całe szczęście finalnie dwa tygodnie temu u naszych drzwi stanęła … bynajmniej nie (cytując klasyka) „Załoga G … i miś Kolabor” lecz parka majestatycznych kolumn Diora Acoustics Perun 1, na których test serdecznie zapraszamy.
Jak już zdążyłem we wstępniaku nadmienić a powyższymi zdjęciami „unaocznić” najmniejsze z rodziny Perun 1-ki (topowe 5-ki to mierzące ponad 160cm i ważące „drobne” 223 kg panny) to kolumny dużego kalibru, niekoniecznie korespondujące swą rubensowską posturą do ostatnio schodzących na pniu kilkunastometrowych nano/micro-apartamentów i kawalerek, których działające pod czujnym okiem tow. Wiesława zespoły architektów z czasów słusznie minionych by się nie powstydziły. Jednak mając na uwadze diametralnie różny profil statystycznego, potencjalnego odbiorcy nikt raczej z tego powodu szat drzeć nie będzie. Zdecydowanie bardziej istotne dla upatrzonej klienteli są za to proporcje obudów, gdyż bliżej im (obudowom, nie klientom) do tego co znajdziemy u szczytu katalogów JBL-a, Klipscha, Trenner & Friedl, bądź Tannoy’a aniżeli wytwórców stawiających na smukłość i wiotkość anorektycznych słupków (Raidho i byty pokrewne). Nie wynika to jednak z widzimisię projektantów wnętrz, czy też wizji ekipy odpowiedzialnej za sam design najnowszych wypustów Diory a uwarunkowań fizycznych, czyli mówiąc wprost zmieszczenia konkretnych przetworników a te Diora wybrała całkiem słusznych rozmiarów. I tak górę oraz średnicę powierzono współosiowemu przetwornikowi tubowemu pomysłowo wyściełanemu skórą a dół reprodukowanego pasma nie mniej imponującemu 32 cm wooferowi. Mamy zatem pomimo pozornie dwugłośnikowych podłogówek do czynienia z konstrukcjami trójdrożnymi, co z resztą potwierdza widok potrójnych terminali głośnikowych na ścianie tylnej. Uwagę zwraca również całkiem udane przełamanie monotonii powłoki lakierniczej wstawkami z włókna węglowego na froncie i ścianie górnej, które może przy czerni testowych egzemplarzy niespecjalnie rzuca się w oczy, lecz już przy czerwieni pary dostarczonej do sopockiego Premium Sound daje efekt wręcz piorunujący. Całość usadowiono na masywnych cokołach a w celu dodatkowej redukcji pasożytniczych wibracji odsprzęgnięto za pomocą elastycznych wibroizolatorów. Od strony elektrycznej Perun 1 mogą pochwalić się imponującą mocą 1000 W, lecz zanim ktoś zacznie zastanawiać się po co komuś zdolne nagłośnić ww. PGE (i to nie lożę a płytę) w zdecydowanie mniej stadionowej, domowej kubaturze spieszę z wyjaśnieniami, iż warto również zwrócić uwagę nie tylko na 8 Ω (min 4.8 Ω) impedancję, co przede wszystkim 84 dB skuteczność, czyli mówiąc wprost jeśli będziemy chcieli z 1-ek wycisnąć „całe gęste” to bez odpowiednio wydajnej spawarki się nie obędzie, co z resztą podczas zeszłorocznego AVS jasno do zrozumienia dawała obecność Gryphonów.
Przechodząc do części poświęconej brzmieniu pragnąłbym uspokoić wszystkich zaniepokojonych pozornie nazbyt ekspresowym tempem naszych poczynań, czyli niezbyt imponującym okresem akomodacji i wygrzewania dostarczonych egzemplarzy. Otóż widoczna na powyższych zdjęciach parka nie była fabrycznie nowa, lecz miała na swym koncie zupełnie wystarczający przebieg, gdyż dotarła do nas nie ze świdnickiego magazynu a prosto z jednego z salonów audio będącego swoistą metą morderczego „Tour de Pologne” jakie zafundował im producent. Dlatego też i im i nam do pełni szczęścia wystarczyło dosłownie kilka dni a gdy tylko okres ochronny minął zakasaliśmy z Jackiem rękawy i wzięliśmy się za odsłuchy. A było czemu się przysłuchiwać, gdyż był to kolejny przykład potwierdzający słuszność integracji zakresu średnio-wysokotonowego po dosłownie chwilę temu próbujących, w dodatku nader skutecznie, przekonać nas do owego rozwiązania omnipolarnych German Physiks HRS-130 , lecz zestawiając je z Diorami śmiem twierdzić, że to co łączy obie konstrukcje to co najwyżej … kruczoczarne umaszczenie. Diory zagrały bowiem dźwiękiem diametralnie innym – raczej akcentującym precyzję i skupienie na źródłach pozornych aniżeli przestrzenność przekazu, jak to miało miejsce w przypadku niemieckiej konkurencji. Do głosu doszła również zauważalnie inna rozmiarówka, więc i skala dźwięku – w pełni adekwatna do postury Dior, która siłą rzeczy usytuowała rodzime podłogówki w nieco innej lidze. I tu od razu poparta empirycznymi doświadczeniami uwaga. Otóż niemalże od razu po publikacji sesji unboxingowej zaczęły napływać do nas zapytania, czy przypadkiem tytułowe kolumny nie grają jak połączenie dworcowego megafonu z subwooferem. I wiecie Państwo co? Czytając tego typu korespondencję zaczęliśmy zachodzić w głowę jak można oceniać (w domenie brzmienia) cokolwiek li tylko na podstawie zdjęć. Niby sami paramy się audio po ponad 25 lat (każdy) a bez choćby rzutu uchem się nie wypowiadamy i niczego zgadywać nie próbujemy. A tu proszę – kilka zdjęć i werdykt gotowy. Tymczasem Perun 1 grają zupełnie … normalnie. Ba, śmiem twierdzić, że na tle części pozornie konwencjonalnej konkurencji aż za normalnie, o ile tylko takowe określenie istnieje. Okazuje się bowiem, że po raz kolejny wyszło na to, co od lat powtarzamy – użycie określonego komponentu, przetwornika, układu (w tym wypadku koaksjalnego z tubą) nie jest celem samym w sobie a sposobem na osiągnięcie owego – określonego celu. Dlatego też zamiast zakładanej przez „Apaczy” ofensywności góry, nosowej średnicy i bezwładnego basu 1-ki są zaskakująco liniowe i prawdomówne, przez co znacznie bliżej im do studyjnych, pełnopasmowych monitorów w stylu PMC, bądź nawet rezydujących w Abbey Road Studios Bowersów, aniżeli zmanierowanych audiofilskich cudów/niewidów. Aby dojść do takich wniosków wcale nie trzeba posiłkować się jakimiś wymuskanymi realizacjami, bowiem nawet na dość krytycznym, żeby nie powiedzieć, że wręcz morderczym, dla większości systemów połączeniu chiptune, muzyki klasycznej i avant-synth-metalu, czyli radosnej twórczości ekipy Master Boot Record (MBR) („PERSONAL COMPUTER”) oraz „Born Under a Mad Sign” japońskiej doom metalowo – psychodeliczno – stoner rockowej formacji Church Of Misery nie dość, że próżno obyło szukać wyostrzeń i granulacji ponad to, co de facto w materiale źródłowym się znajdowało, to i bas trzymany w stalowym uścisku przez naszego redakcyjnego Apexa ani o milimetr nie wyszedł poza swoje terytorium karnie krocząc przy nodze. A to, że gdy tylko stosowną komendę otrzymał rzucał się do gardła i zajadle szarpał, to już zupełnie inna sprawa, tym bardziej, że właśnie takiej bezpośredniości i iście zwierzęcej wściekłości od niego na ww. repertuarze wypadało oczekiwać. Możemy zatem niejako z automatu wykluczyć również tendencję Dior do zbytniego wygładzania i cywilizowania przekazu, o spowolnieniu tempa, czy pogrubieniu krawędzi źródeł pozornych nawet nie wspominając. Ba, po dłuższym odsłuchu podobnego do ww. pozycji repertuaru z niemalże koncertowymi poziomami głośności można było dojść do wniosku, że jeśli tylko nie dążymy i to w graniczącym z obsesją stopniu do absolutnej neutralności i transparentności, to warto mając 1-ki na stanie poeksperymentować z okablowaniem, bo może się okazać, iż delikatnie czarujące słodyczą na średnicy i górze przewody głośnikowe mogą wnieść całość na jeszcze wyższy poziom intensywności doznań bez jednoczesnej selekcji na bramce do li tylko ortodoksyjnych amatorów siarkowych wyziewów i pewnych torfowo-jodynowych destylatów pochodzących z jednej z wysp Hebrydów Wewnętrznych, czyli malowniczej Islay.
Reasumując, Diora Acoustics Perun 1 to kolumny, które niespecjalnie przejmując się aktualną modą na slim-fitowe słupki czerpią pełnymi garściami z głośnikowej historii nader bezpardonowo udowadniając, że praw fizyki nie da się oszukać a duży po prostu może więcej. Nie są przy tym tak w swej aparycji, jak i prezentacji sonicznej nazbyt przytłaczające, czy wręcz ofensywne, więc jeśli tylko zapewnicie im Państwo odpowiedni metraż i zdolne je okiełznać wzmocnienie, to finalny efekt może przekroczyć wasze najśmielsze oczekiwania.
Marcin Olszewski
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kabel USB: ZenSati Silenzio
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints Ultra Mini
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Producent / Dystrybucja: Diora Acoustics
Cena: 170 000 PLN
Dane techniczne
Konstrukcja: 3–drożna, częściowo tubowa, współosiowa sekcja średnio- oraz wysokotonowa, tuba o stałej kierunkowości
Zastosowane przetworniki
– Przetwornik wysokotonowy: pierścieniowy, cewka Ø 51 mm, wylot Ø 36 mm – współosiowo z przetwornikiem średnio-tonowym
– Przetwornik średniotonowy: pierścieniowy, cewka Ø 76 mm, wylot Ø 36 mm – współosiowo z przetwornikiem wysokotonowym
– Przetwornik niskotonowy: rozmiar Ø 320 mm, cewka Ø 100 mm, 29 mm wychylenia międzyszczytowego
Kąty promieniowania: 90° poziomo, 50° pionowo
Impedancja znamionowa: 8 Ω
Minimum impedancji: 4.8 Ω
Moc znamionowa: 1000 W (AES)
Czułość znamionowa: 84 dB (2.83 V, 1 m)
Pasmo przenoszenia: 39 Hz – 19 kHz (-3 dB); 33 Hz – 20 kHz (-6 dB)
Wymiary (wys. x szer. x gł.): 1220 x 456 x 474 mm
Waga: 93 kg
Jeszcze niedawno raczej nikt nie przypuszczał, że rodzima Diora Acoustics będzie miała chrapkę na własny kawałek high-endowego tortu. Tymczasem w Świdnicy, oprócz wykonywanych na zamówienie zewnętrznych zleceniodawców projektów powstają wielce intrygujące „wytwory własne”. Ot jak chociażby właśnie u nas się aklimatyzujące potężne kolumny podłogowe Diora Acoustics Perun 1.
cdn. …
Najnowsze komentarze