Tag Archives: Draco


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Draco

Dyrholm Audio Draco

Link do zapowiedzi: Dyrholm Audio Draco

Opinia 1

Choć życie, lub uszczegółowiając i trzymając się faktów Internet udowadnia, że nic tak nie polaryzuje odbiorców, o których za chwilę, i nie zaognia dyskusji jak przewody audio, co i rusz na rynek trafiają kolejne „druty” przeznaczone dla tych, którzy ze swych systemów pragną wycisnąć więcej niż desperaci, którzy po świątecznym pofolgowaniu grzechowi obżarstwa kładąc się na siłownianej ławce rozpaczliwie próbują utrzymać nieco zbyt optymistycznie obciążoną sztangę. Co jednak ciekawe, o ile przed wszelakiej maści Fitness Clubami nikt nie organizuje pikiet i protestów nakłaniających ich bywalców do pozostania na kanapie przed TV i dalszego obżarstwa, o tyle w „sieci” już po chwili od publikacji recenzji poświęconej przeznaczonemu złotouchym okablowaniu zlatuje się tłumek drących swe wirtualne szaty i paszcze frustratów próbujących udowodnić, że to ich przekonania, bo przecież nie oparta na empirii wiedza i doświadczenia, są jedynie słusznymi. Pal sześć, gdyby skazywali „słyszących” na ostracyzm niczym ortodoksyjni włoscy smakosze tych, którzy śmią zamawiać cappuccino po południu i zachwycać się walorami smakowymi pizzy hawajskiej, jednak ich zaciekłość zdaje się mieć znamiona dziwnego religijnego, czy też kibolskiego fanatyzmu przywodzącego na myśl ostatnie wydarzenia ze Szlaku Katowickich Neonów, gdzie miłośnicy piłki kopanej spod znaku lokalnego GKS-u zdewastowali neon „Ruchu” (tego od m.in. już nieobecnych prasowych kiosków) będąc przekonanymi, iż jest to akcent poświęcony … Ruchowi Chorzów, z którym najwidoczniej nie darzą się zbyt wielką sympatią. Wybuchowa mieszanka głupoty z niewiedzą? Jak widać na powyższym przykładzie niestety tak. Dlatego tak ważna jest edukacja, poszerzanie horyzontów i zachęcanie do prowadzonych małymi kroczkami doświadczeń mających na celu uświadomienie nieskażonej audiophilią nervosą populacji, iż choć im w zupełności wystarczający sam fakt działania, w tym konkretnym wypadku przewodzenia, dla audiofilsko zorientowanego odłamu nie jest celem samym w sobie, co li tylko początkiem dążenia do referencyjnej jakości. Dlatego też skoro, z tego co mi wiadomo, amatorzy fabrycznie zmielonej i zalewanej w niewiadomego pochodzenia kubkach i „pyrexowych” szklankach plujki nie odżegnują od czci i wiary tych, którzy na wyposażone w ultra-precyzyjne żarna młynki, porcelanę i egzotyczne odmiany troskliwie palonych w wyspecjalizowanych przybytkach ziaren wydają krocie, by później pieścić własne kubki smakowe wyrafinowanymi aromatami, to warto by było, żeby i w naszym audio światku zapanowała podobna tolerancja. Dlatego też poniekąd w ramach niesienia kaganka oświaty i rozświetlania mroków iście średniowiecznych uprzedzeń i zabobonów w możliwie przystępnej formie niniejszego spotkania przedstawiamy Państwu od dawna / niedawna słyszącym, bądź nadal stającym po drugiej strony barykady z dopiero zabiegającym o szerszą rozpoznawalność bytem, czyli już kilkukrotnie goszczącą na naszych łamach duńską manufakturą Dyrholm Audio i jej kolejną propozycją pod postacią kompletnego zestawu okablowania z serii Draco w postaci interkonektów analogowych RCA i XLR, cyfrowej łączówki USB, przewodów głośnikowych i zasilającego.

Wzorem swoich poprzedników tak z usytuowanej oczko wyżej serii Vision, jak i oczko niżej Phoenix również i Draco niespecjalnie mają ambicję podkreślania własnej obecności w systemach docelowych odbiorców pod względem wizualnym, więc stawiają na skromną szarość i nieprzesadzone średnice, co niejako z automatu przekłada się nie tylko na ich stroniącą od ekstrawagancji aparycję, co również wielce pożądaną ergonomię, czyli łatwość aplikacji i podatność na układanie. Niewielkim wyjątkiem potwierdzającym powyższe obserwacje są jedynie przewody głośnikowe, które choć na lwiej części swojego przebiegu są dość przyjazne użytkownikom niedysponującym zbyt imponującą przestrzenią za posiadanymi systemami, to już z racji usztywnienia końcowych, za aluminiowymi splitterami, odcinków koszulkami termokurczliwymi wymagają nieco więcej atencji. A właśnie, cechą wspólną dzisiejszej skandynawskiej gromadki i zarazem jedynym elementem dekoracyjnym, oprócz szarej zewnętrznej plecionki ochronnej, są właśnie owe wykonane z anodowanego na srebrną satynę aluminiowe tuleje i reduktory zawierające grawerunek informujący o producencie, modelu, numerze seryjnym i kierunkowości.
Jeśli chodzi o anatomię Dyrholmów, to żyły analogowych interkonektów wykonano z zabezpieczonych przed korozją litych drutów z miedzi UPOCC w izolacji bawełnianej i uzbrojono we wtyki Furutecha. W łączówce USB sygnał biegnie dwoma żyłami z miedzi UPOCC zabezpieczonymi tak jak u analogowego rodzeństwa, które są dodatkowo indywidualnie ekranowane, aby odseparować je od żył zasilających. Zastosowano w nich wtyki z pozłacanej miedzi. Z kolei w głośnikowcach przewody na „+” i „-” są całkowicie niezależnymi przebiegami w których znajdziemy po trzy wiązki – każda po cztery przewodniki z miedzi UPOCC, co w sumie daje ponad 6 mm² – AWG 9, w izolacji bawełnianej. Jeśli zaś chodzi o przewód zasilający, to żyły L i N wykonano z wiązek po 20 przewodników z miedzi UPOCC (AWG 13) a żyłę uziemiającą z 20 sztuk posrebrzanych drutów miedzianych OCC (AWG 13). Przewody również zaizolowano bawełną i zadbano o stosowne ekranowanie a w roli konfekcji zastosowano wtyki Furutecha z pinami z pozłacanej miedzi FI-E46 G NCF / FI-46 G NCF.

Reprezentujące tzw. ofertę środka Draco zgodnie z zajmowaną w rodzimej hierarchii pozycją również i brzmieniowo pełnymi garściami czerpiąc z dorobku swego rodzeństwa nader udanie łączą elegancję, spokój i koherencję Vision z rześkością i spontanicznością przekazu Phoenix, przez co nieco przewrotnie zasugeruję, iż mając ochotę na duńskie delicje to właśnie od nich powinniście Państwo zacząć odsłuchy. Dzięki czemu mając je wpięte w system łatwiej przyjdzie Wam ocenić, czy to mający znamiona jeśli nie kumulacji w Totka, to przynajmniej strike’a w kręglach szczęśliwy łut szczęścia i trafienie w punkt Waszych oczekiwań, czy jednak zachowując firmową szkołę dźwięku podążycie w kierunku większej żywiołowości i konturowości, czy spokoju i homogeniczności. Nie da się jednak ukryć, że to właśnie Drako na tle ww. pociotków oferują największą uniwersalność, niejako łącząc niczym yin i yang przeciwstawne siły/żywioły. W dodatku z racji rodzimego wyzbycia się tendencji do potęgowania i multiplikacji firmowej sygnatury bez problemu można stosować je zarówno pojedynczo, jak i pojechać po bandzie i nie kombinować, tylko od razu, w ramach terapii szokowej, zaaplikować pełen zestaw a tym samym zamknąć temat.
Dyrholmy potrafią jednak jeszcze coś więcej. Potrafią wycisnąć tak z systemu, w którym się znajdą, jak i z reprodukowanego repertuaru nie tylko wszystko co najlepsze, lecz również coś, o czego obecność czasem nie sposób daną sprzętową układankę, bądź kompozycję podejrzewać. Mam tu na myśli niezwykle uzależniającą i przykuwającą do fotela komunikatywność i organiczną koherencję, spójność przekazu idącą w parze z niezwykle wysokiej próby rozdzielczością. Konfabulacja i pseudo-marketingowa mowa-trawa? Cóż, dla niesłyszących i niesłuchających może tak być i nie mi wyrokować, czy cokolwiek z tego powodu tracą, tak jak, cytując klasyka, „pszczoły nie tracą czasu ani energii na przekonywanie much, że miód jest lepszy od … ” (tu pozostawiam pole do popisu Państwa wyobraźni). Skoro bowiem nawet dość miałki i wtórny ni to rockowy, ni popowy, asekuracyjnie wrzucony do szufladki Indie „The Forest Is The Path” Snow Parol brzmi iście zjawiskowo. Z magnetycznym wokalem Gary Lightbody, który w niezwykle elegancki i zarazem nieco melancholijny sposób snuje kolejne opowieści okraszone utrzymanym w podobnej tonacji a więc szalenie dalekiej od rockowej porywczości i garażowej szorstkości akompaniamentem. I nawet taki pozornie miałki wsad z duńskim okablowaniem zyskuje na autentyczności, ekspresji i wspomnianym magnetyzmie, dzięki któremu nie sposób traktować go jako li tylko niwelującego irytującą ciszę muzaka, lecz pełnowartościowy kontent świadomie i bez poczucia „guilty pleasure” umieszczony na playliście. A to przecież dopiero niewinny wstęp i przystawka, gdyż jak to w życiu bywa im dalej w las, tym więcej drzew. Dlatego też sięgając po bezsprzecznie bardziej wyrafinowany i zarazem koronkowo „utkany” z delikatnych fraz „Birds Requiem” Dhafera Youssefa na własne uszy można się przekonać jak wieloplanowy, przestrzenny i kryjący prawdziwy bezlik smaczków i niuansów album pieści nasze zmysły. A Draco tylko na to czekają, by niczym na srebrnej tacy wszystkie te świadczące o bogactwie audiofilskiego planktonu mikro-informacje podać. W dodatku podać bez siłowego wgryzania się w muzyczną tankę na drodze laboratoryjnej wiwisekcji. O nie, one stawiając na pierwszym miejscu spójność kompozycji jedynie pozwalają słuchaczowi na pasjonującą podróż w postaci niespiesznego spaceru w głąb zazwyczaj pomijanych zakamarków i odkrywanie kolejnych smaczków na własną rękę. Tu natrafimy na zaskakującą otwartość wokalizy i towarzyszący jej pogłos, tam na urzekająco łkającą lutnię Oud, czy potrafiącą tak ukłuć, jak i delikatnie pieścić ucho trąbkę Nilsa Pettera Molværa. Jak jednak wspomniałem wszystko jest podane w niezwykle realistyczny sposób, z właściwą precyzją i rozdzielczością, lecz bez zbędnego przekontrastowania i wyciągania na pierwszy plan przypisanych do dalszych rzędów detali. Podobnie jest z saturacją, której poziom śmiało można określić mianem referencyjnego, co potwierdza praktycznie każda partia wokalna a jednocześnie duńskie przewody nader zgrabnie unikają uśredniającego przekaz lepkiego przegrzania i pewnego „rozgotowania” sprawiającego że osłabieniu ulega ekspresja artykulacji. Przesadzam? Niekoniecznie, bowiem nie wiem jak Państwo, ale osobiście niespecjalnie widzę/słyszę cudownie zwiewną i właśnie ekspresyjną Robertę Mameli („’Round M: Monteverdi Meets Jazz”) snującą się po scenie niczym Lana Del Rey („Born To Die”) a proszę mi wierzyć, że bez trudu można natrafić na przewody, które pod sztandarami pozornej muzykalności właśnie takie spowolnienie i uśrednienie serwują od pierwszych do ostatnich transmitowanych przez siebie dźwięków.

Może wyjdę na niweczącego misterny plan producenta dywersanta, lecz opierając się wyłącznie na własnych – wybitnie subiektywnych upodobaniach i posiadanym doświadczeniu (osłuchaniu) pozwolę sobie uznać Draco za najbardziej udane / wpisujące się w moje gusta przewody z portfolio Dyrholm Audio. Bowiem z racji wspomnianej uniwersalności i wielce udanej syntezy cech tak wyżej, jak i niżej urodzonego rodzeństwa mają szansę zagrać praktycznie wszędzie i wszystko satysfakcjonując zarówno miłośników precyzji, jak i muzykalności. Zachowują przy tym zdroworozsądkowy umiar i zamiast epatować własną obecnością pozwalają skupić się na tym co najważniejsze – muzyce.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II + 2 x bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Blue
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio; AudioSolutions Figaro L2
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody Ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Po choćby skrótowym przejrzeniu naszych przygód z tą duńską marką wyraźnie widać, że rozpoczynając serię epizodów od topowej serii (bez NCF), w kolejnych krokach dość spontanicznie eksplorujemy jej portfolio konsekwentnie pokazującym, iż sposób na muzykę w każdym modelu zawsze jest wariacją dobrego nasycenia. Naturalnie z małymi, wynikającymi z zaawansowania konstrukcyjnego i związanego z tym pozycjonowania w katalogu marki różnicami w brzmieniu, jednak nie ma się co oszukiwać, to bardzo muzykalne przewody. I co najważniejsze, podążając w górne partie cennika z ewidentnym progresem jakościowym, co u konkurencji, która często chcąc zdecydowanie odróżnić jeden model od drugiego zalicza delikatne potknięcia, nie jest takie oczywiste. Tak przynajmniej było dotychczas. A, czy to konsekwentny trend, będziemy mieli okazję sprawdzić właśnie dziś za sprawą serii Draco. To pozycja numer dwa w dotychczasowych osiągnięciach marki, z oferty której w naszych systemach dzięki olsztyńskiemu dystrybutorowi Prestige Audio pojawił się bogaty pakiet kabli z serii Dyrhom Audio Draco w wersji Speaker Cable, Power Cable, Interconnect Cable XLR/RCA Cable oraz Digital Cable USB. Intrygujący zestaw? Jeśli tak, kilka informacji znajdziecie w poniższym tekście.

Z uwagi na ochronę firmowego know-how informacje o budowie omawianego okablowania nie są jakoś szczególnie uszczegółowiane. Z tego tez powodu znamy jedynie najważniejsze informacje, z których tą wiodącą jest wykorzystanie w roli przewodników wysokiej czystości miedzi UPOCC. Jej ilość w sensie przekroju oraz ilości wykorzystanych drucików naturalnie jest inna dla każdego kabla. I tak zasilający wykorzystuje 20 drucików o łącznym przekroju 13 AWG, w interkonektach analogowych jest po jednym drucie dla każdego sygnału, kolumnowe są mariażem trzech splotów po cztery wiązki każdy dając przekrój na poziomie 9 AWG, natomiast w USB znajdziemy jednie dwa miedziane druciki sygnałowe i dwa zasilające. Oczywiście mogące pochwalić się wspomnianymi danymi konstrukcje w zależności od wykonywanych zadań są odpowiednio ekranowane, izolowane i finalnie terminowane wtykami uznanego na świecie japońskiego Furutecha. Na koniec, w drogę do klienta każdy kabel pakowany jest w elegancki kuferek wyściełany profilowaną gąbką i opatrzony certyfikatem oryginalności.

Doszedłszy do clou naszego spotkania, pierwszym istotnym do opisania zagadnieniem jest potwierdzenie, że z serii na serię najpierw Phoenix, a teraz Draco to soniczna propozycja oferty Skandynawów wysokiej próby. Nadal mamy do czynienia z operowaniem znakomitą esencjonalnością, jednak naturalną koleją rzeczy z lepszym wglądem w nagranie bez niepożądanych efektów ubocznych. Jakie to efekty? Pierwszym z brzegu jest choćby odchudzenie przekazu w przypadku walki o poprawę szybkości narastania sygnału, co zwykle jest pochodną zmniejszania ilości masy w dźwięku. Zaś drugim nadinterpretacja otwartości idąca w stronę analityczności w imię otwartości grania systemu. Okablowanie Dyrholma umiejętnie tego unika. I to mimo znacznej poprawy wspomnianych aspektów prezentacji. Jak to robi? To zapewne pochodna ilości użytego przewodnika, firmowej geometrii splotów, ekranowania i wykorzystania uznanych na świecie komponentów przyłączeniowych. Jak to przekłada się na muzykę? Z pozoru nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Po prostu dostajemy dokładniejsze, jednakże bez efektu sztuczności przybliżenia nas do pełni spektrum informacji o słuchanym materiale muzycznym. Nadal z dobrym wypełnieniem energią, ale również czytelną krawędzią poszczególnych źródeł pozornych, co przekłada się na bliskie realizmu oddanie wszelkiej maści impulsów, jakie funduje nam nawet najdelikatniejsza w domenie ekspresji muzyka. Tak tak, nawet ta najmniej ekspresyjna w kwestii poziomu energii fala też ma swoją inicjację, wybrzmienie i powoli nastający koniec, dlatego tak ważne jest odpowiednie skorelowanie wagi dźwięku z ostrością jego rysunku, żeby np. w trio Matsa Eileetsena „And Then Comes The Night” bez problemu słychać było nie tylko energiczne powołanie do życia, ale nawet skromne muśnięcie membrany wielkiego, nadającego mistycyzmu tej muzyce kotła. Gdy system zwyczajnie to „odbębni”, a nie umiejętnie sprecyzuje, dostaniemy serię nawet fajnych, ale niestety prozaicznych pomruków, jednak gdy odpowiednio określi od strony włożonej w uderzenie energii, a potem wycyzeluje poszczególne, wygaszane z każdym następnym wybrzmieniem impulsy, dopiero wówczas ta z pozoru nudna, bo grająca ciszą muzyka pokazuje, jakie pokłady emocji ze sobą niesie. Niestety beznamiętne, bo jednolite, choć pewnie imponujące trzęsienia ziemi nie wciągną nas w wir wydarzeń pokazujących powstanie i zakończenie danej frazy, tylko kolokwialnie mówiąc kopną nudnym pomrukiem. A przecież w tego typu jazzie nie o to chodzi. Od wprowadzania nas w arytmię serca są inne produkcje. Jedną z nich jest muzyka z filmu „Blade Runner 2049” Hansa Zimmera. To istny potok tego rodzaju artefaktów. Ale żebyśmy się dobrze zrozumieli, aby i te wytworzyły w nas odpowiedni nastrój filmowej grozy, także muszą nosić znamiona dobrej jakości. Nie ma mowy o tak zwanej „bule”, tylko zwartych, nawet jeśli są rozciągnięte w czasie, wówczas pełnych wibracji, raz twardych, a innym razem krągłych, jednak zawsze idealnie określonych w kwestii trwania modulacji. To jest często zaniedbywany przez melomanów aspekt dobrej projekcji tego materiału. Czasem przyczyną są braki wiedzy słuchacza, a czasem kulejąca konfiguracja. I sprawa dotyczy każdego z dwóch przywołanych, pozornie odmiennych, ale stawiających wysokie wymagania systemom przykładach muzycznych. Mamy dostać odpowiednio sfokusowaną od strony ilości i wirtualnego określenia w przestrzeni energię, inaczej co najwyżej posłuchamy sobie czegoś na kształt zamierzeń artysty, a nie jego docelowych intencji. Na szczęście jeśli wiemy co i jak zrobić, przy pomocy tytułowych kabli z łatwością poradzimy sobie ze sprostaniem zadaniu. Jak wspominałem, emanują odpowiednią dawką impulsu i potrafią go czytelnie zwizualizować na wirtualnej scenie muzycznej, co dobrze ulokowane w materii sprzętowej znacznie zbliży nas do realiów powstawania ukochanej muzy.

Wieńcząc dzieło wygłoszenia opinii na temat dostarczonych do testu duńskich kabli Dyrholm Audio z serii Draco powiem krótko i na temat. Po tym, co spotkało mnie podczas sesji odsłuchowych, jedynymi osobnikami mogącymi mieć jakieś problemy ze zrozumieniem ich pomysłu na bardzo dobry dźwięk, będą wszyscy chcący naprawiać swoje zestawy po z kretesem poniesionych porażkach. Mianowicie mam na myśli sytuacje, w których szukacie dramatycznie mocnego wykonturowania lub podkolorowania posiadanego przekazu. Tytułowy set kabli co prawda jest w stanie nieco naciągnąć problematyczną sytuację na ciekawe tory, jednak wówczas zmarnujecie jego potencjał. Draco w genach ma wpisaną wyrazistość wizualizowania świata muzyki i świetnie się w tym odnajduje. Dlatego jeśli szukacie drobnych korekt, a nie rewolucji, to idealny produkt praktycznie dla każdego. Niestety co do wspomnianych ekstremów na dwoje babka wróżyła. Ale i w takich przypadkach śmiało można podjąć próbę posłuchania, gdyż a autopsji wiem, że nasza zabawa czasem płata figle i wszelkie sztampowe opinie mają się nijak do rzeczywistości.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kabel USB: ZenSati Silenzio
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints Ultra Mini
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80

Dystrybucja: Prestige Audio
Producent: Dyrholm Audio
Ceny
Draco RCA: 3 350 € / 0,6m; 3 825 € / 1m; 4 300 € / 1,5m; 4 775 € / 2m
Draco XLR: 3 894 € / 0,6m; 4 406 € / 1m; 4 919 € / 1,5m; 5 431 € / 2m
Draco USB A – B: 1 488 € / 0,6m; 1 663 € / 1m; 1 838 € / 1,5m; 2 013 € / 2m
Draco Speaker cables: 8 350 € / 2 x 2m; 9 431 € / 2 x 2,5m; 10 513 € / 2 x 3m
Draco Power cable: 5 106 € / 1,2m; 5 375 € / 1,5m; 5 644 € / 1,8m; 6 181 € / 2,4m; 7 538 € / 3m

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Draco

Dyrholm Audio Draco
artykuł opublikowany / article published in Polish

Po zestawach z serii Vision i Phoenix przyszła pora na najmłodsze z rodzeństwa – Draco.

cdn. …