Gdy spojrzymy na rodzimy rynek audio, wydaje się, że jego oferta jest wystarczająco mocno rozbudowa i nie ma sensu dalszego zwiększania jej portfolio. Do wyboru mamy przekrój producentów od dalekiego wschodu typu Chiny, Hong Kong, Korea lub nawet Indonezja, przez bliską nam, pełną podmiotów rozlokowanych od Półwyspu Iberyjskiego, do Skandynawii Europę, po zaoceaniczne landy w postaci USA, czy Kanady. Jak widać, przekrój jest szeroki i bogaty. Na tyle, że dalsze poszukiwania nowych pomysłów na muzykę wydają się nie mieć już sensu. Na szczęście dla dobra końcowego odbiorcy tak nie jest. Dlaczego na szczęście? Przecież to banał, bowiem im więcej konstrukcji mamy do wyboru, tym większe prawdopodobieństwo szybszego i dokładniejszego – w sensie drobnych niuansów brzmieniowych oraz tańszego w kwestii finansowej trafienia w wymarzony dźwięk. Nasi dystrybutorzy znakomicie zdają sobie z tego sprawę i z tego powodu co jakiś czas wprowadzają do swojej oferty coś nowego. Co konkretnie tym razem? Już zdradzam. Otóż dzięki staraniom od niedawna działającego na rogatkach Starego Miasta w Warszawie High End Alliance w okowach rodzimego portfolio pojawił się nowy, u wielu z Was mający szansę wywołać uśmiech na twarzy, stacjonujący na Półwyspie Apenińskim brand. Tak tak, rozprawiamy o Włoszech i marce EAM Labs, z oferty której dzisiaj przyjrzymy się zdroworozsądkowo wycenionemu, wzbogaconemu o wewnętrzny przetwornik D/A oraz Phonostage, włoskiemu wzmacniaczowi zintegrowanemu EAM Labs Classic 102i. Jak wspomniana świeża krew wypadła w kwestii oferowanego dźwięku? Zainteresowanych wynikami tego starcia zapraszam do lektury poniższego tekstu.
Nasz bohater jest średniej wielkości konstrukcją, czyli niewysoką i typową dla segmentu Hi-Fi w kwestii szerokości oraz głębokości. Całość obudowy wykonano z grubych płatów aluminium i wykończono w dwóch modnych – połączenie srebra i czerni – kolorach. Podzielony pionowymi podfrezowaniami na trzy części, lekko zaoblony na bokach awers wyposażono w dwie duże gałki manipulacyjne – lewa selektor wejść, a prawa poziom głośności oraz usytuowany pomiędzy nimi, czytelny z daleka, mieniący się błękitem na czerni pokazywanych informacji wyświetlacz. Co prawda podczas testu nie miałem problemu z nagrzewaniem się tytułowego pieca, ale jako grawitacyjne chłodzenie konstrukcji w jego boczne ścianki srebrnej obudowy wkomponowano fajnie kontrastujące czernią radiatory, a na jej górnej połaci dwa zorientowane wertykalnie na bokach, również smoliste, wyposażone w serię otworów panele wentylujące trzewia konstrukcji. Temat przyłączy na rewersie realizuje zestaw terminali wejść liniowych (XLR, 3x RCA, Phono MM, AMP IN, PRE OUT, AMP OUT), pakiet cyfrowych (COAX, USB, OPTICAL) zaciski kolumnowe, gniazdo zasilania i główny włącznik. W komplecie znajdziemy również solidnego, dedykowanego urządzeniu, dzięki temu czytelnego podczas obsługi, a nie uniwersalnego, przez to naszpikowanego zbędnymi guzikami pilota zdalnego sterowania. Ostatnimi istotnymi dla potencjalnego zainteresowanego informacjami oprócz niebagatelnej jak na niespecjalnie wielkie rozmiary wagi ok. 15 kilogramów, jest oddawana na poziomie 100W przy 8 Ohm i 180 przy 4 Ohm moc. To oczywiście istotne dlatego, gdyż pozwala domniemywać, iż nasz bohater nie powinien mieć większych problemów z zaspokojeniem zapotrzebowania na pąd dla szerokiej palety zestawów głośnikowych, z których na pierwszy ogień poszły moje dwumetrowe Niemki.
Jak spisał się tytułowy wzmacniacz? Powiem bez ogródek, bardzo dobrze. Przez aparycję w formie grubszego naleśnika był nieco ciężki do próby oceny brzmienia na podstawie wyglądu, jednak w po fakcie posłuchania go przez kilka dni spokojnie mogę wystawić mu laurkę mocnego zawodnika. A to dlatego, że oferował sensowne uderzenie dolnym pasmem, pokazywał odpowiednio usadowioną w masie i przy okazji wyrazistą w krawędzi średnicę, a wszystko okrasił nieco zaokrąglonymi – naturalnie w odniesieniu do najlepszych konstrukcji, jednak dźwięcznymi wysokimi tonami. Te ostatnie zaś suma summarum nie zabijały ogólnej witalności dźwięku, tylko przeciwdziałały jakiemukolwiek nienaturalnemu wychodzeniu ich przed szereg, co jest częstym problemem niedrogich konstrukcji udających mistrzów świata w każdej dziedzinie. W tym przypadku dostałem emocje związane z energią i nienachalnie podaną esencjonalnością dźwięku, a nie mogący skończyć się męczącym jazgotem wyścig w pokazaniu wyczynowości prezentacji. Jeśli chodzi o realia wirtualnej sceny, co prawda z lekkim uprzywilejowaniem pierwszego planu, ale jawiła się w dobrych proporcjach szerokości i głębokości. Jak to wypadało w praktyce?
Otóż dzięki wspomnianym aspektom typu rozbudowanie danego wydarzenia w kwestii rozmachu i namacalności podania urzekająco wypadała choćby twórczość Jordii Savalla nagrywana w kubaturach sakralnych spod znaku pieśni do Sybilli „El Cant De La Sybil-La” w Katalonii. Nie tylko ciekawie prezentowała sekcję instrumentalno-wokalną w osobie Jordiego ze swoją świtą wtórującą żonie pomysłodawcy projektu Montserrat Figueras w pokazaniu uduchowienia tego wielowiekowego materiału – mam na myśli odpowiednie nasycenie każdego źródła z dobrym rysunkiem na wirtualnej scenie, ale również wspomagające całość wydarzenia, brylujące pod wysokim sklepieniem, wszechobecne echo. Jakiekolwiek po macoszemu potraktowanie choćby jednej składowej tych pieśni z automatu odbiłoby się czkawką w postaci zaburzenia proporcji wielkości i energii poszczególnych estradowych bytów, finalnie zniekształconych przez wspomniane echo. Na szczęście EAM Lab poradził sobie z tym bez najmniejszego problemu. Po trosze z uwagi na w miarę swobodne prowadzenie kolumn, a po trosze dzięki wymienionym sonicznym umiejętnościom wypełniania międzykolumnowego obszaru mojego pokoju. Który z nich miał największy procentowy udział w takim postawieniu sprawy, nie było znaczenia, ważne, że ów materiał przesłuchałem z niekłamaną ciekawością.
Nie inaczej, bo z równie fajnym feedbackiem, opisywany piecyk radził sobie z cięższą muzą. Przykładowa Metallica z najnowszego krążka „72 Seasons” mimo sporej kompresji, dzięki operowaniu dobrą masą i kontrolą interpretacji górnych rejestrów wzmacniacz pozwalała nie tylko bez problemu wczuć się w pomysł muzyków na każdy utwór tej płyty, ale również dawała spore możliwości mocnego podkręcania gałki głośności bez wielkiej szkody dla jakości brzmienia. I gdy pierwsza zaleta nie każdemu jest potrzebna do szczęścia, bo nie wnika w przekaz, tylko chce sobie zrobić chwilowy reset mózgu ilością decybeli, to już druga ( bezproblemowy spory poziom głośności) w obydwu przypadkach, czyli tych lubiących zrozumieć twórców, jak i głośno otulić się ich muzyczną pracą jest bardzo istotna. Na tyle, że niejedna pozornie lepsza sekcja wzmacniająca mogłaby Włochowi sporo pozazdrościć. Tak tak, pozazdrościć, gdyż przy niewygórowanej cenie i do tego z dobrym poziomem jakości z sobie tylko znana gracją potrafi odnaleźć się w tak odmiennych realizacjach. Czyli tłumacząc z polskiego na nasze zagrać na emocjach romantyka i osobnika z zaawansowanym ADHD. Takie dwa w jednym.
Komu poleciłbym opisany powyżej wzmacniacz EAM Labs Classic 102i? Tak naprawdę nie widzę przeciwwskazań dla nikogo. Nie jest specjalnie manieryczny, oferuje dobry konsensus w domenie wagi i swobody grania, potrafi dogadać się z trudnymi kolumnami i poradzi sobie z praktycznie każdym materiałem. Gdzie zatem jest haczyk? Jak to zwykle bywa w Was, czyli potencjalnych nabywcach. Jak mawiał klasyk „Każdy ma swoje Westerplatte” i naprawdę od zazwyczaj na siłę poszukiwanych, czasem drobnych, jednak ostatecznie bardzo determinujących zakup takiego, a nie innego urządzania niuansów zależeć będzie, czy Włoch ma szansę pozostać po osobistych próbach w danym środowisku sprzętowym. Jakie to są niuanse? Cóż, to pytanie nie do mnie. Ja tylko mogę powiedzieć, że rzeczone wzmocnienie na bazie powyższego opisu warte jest skrzyżowania z nim audiofilskich szpad.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: High End Alliance
Producent: EAM Lab
Ceny
EAM lab classic 102i + Mhono MM: 3 200€
Opcjonalny moduł DAC: 400€
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 100W / 8Ω; 2 x 180 / 4Ω; 2 x 290 / 2Ω
Pasmo przenoszenia: 20Hz-20kHz +/- 0,2dB
Zniekształcenia THD+N: 0,003%
Separacja kanałów: >77dB
Odstęp sygnał/szum: >102dB
Wejścia analogowe: para XLR, 3 pary RCA, phono MM, AMP-IN RCA
Wyjścia analogowe: Pre-out RCA, Rec Out. RCA
Wejścia cyfrowe (po instalacji opcjonalnego modułu DAC): Optyczne, Koaksjalne, USB (PCM max 24bit/384kHz; DSD 512)
Impedancja wejściowa: 47 kΩ (XLR); 22 kΩ (RCA), 47 kΩ (Phono)
Wzmocnienie (Phono MM): 41dB
Wymiary (S x G x W): 42 x 38 x 11 cm
Waga: 15 kg
Najnowsze komentarze