Tag Archives: El Diablo


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. El Diablo

Peak Consult El Diablo

Link do zapowiedzi: Peak Consult El Diablo

Opinia 1

Choć na pierwszy, a nawet na drugi rzut oka tytułowe kolumny do złudzenia przypominają jakiś czas temu oceniane u nas konstrukcje, to tylko pozory. Owszem, obudowa oraz większość wykorzystanych do powstania tego modelu półfabrykatów jest bliźniacza – mowa o budowie skrzynki, przetwornikach i ogólnym uzbrojeniu konstrukcji, ale jak to mówią, diabeł tkwi w szczegółach. A owym szczegółem – lekko wyprzedzając fakty powiem bez ogródek, że zmieniającym całkowicie ich brzmieniowy wizerunek – jest zwrotnica. Według konstruktorów dzięki odpowiedniemu strojeniu każdego podzakresu pracy pozwalająca im zmieścić z pełnym spektrum znakomitego dźwięku w zdecydowanie mniejszych, aniżeli wcześniej goszcząca w naszych progach wersja kubaturach. Poprzednie starcie pokazało ten model w estetyce mocnej esencjonalności, co w połączeniu z niedoszacowanymi metrażami pomieszczeń poprzez pewnego rodzaju duszenie się w nich El Diablo mimowolnie mogło nieco ograniczać grupę docelową. Dlatego też mając na uwadze oczekiwania istotnej populacji melomanów Duńczycy postanowili sprostać zadaniu i dzięki ich pracy, oraz działaniom chełmżyńskiego dystrybutora Quality Audio tym razem przyjrzymy się nowej, co ważne równolegle pozycjonowanej w cenniku obok swoistych bliźniaczek, dedykowanej do lokali poniżej 35 m² opcjonalnej wersji Peak Consult El Diablo.

Jak zdążyłem wspomnieć, prezentowane dziś duńskie diabły w technicznych tematach obudowy oraz wykorzystania i usadowienia w niej przetworników są powieleniem bliźniaczek. Oczywiście działania inżynierów w sferze obudowy opiewają na minimalizację równoległych ścianek i wagę kolumny na poziomie 90 kg, co jest planowaną walką ze szkodliwymi wibracjami i falami stojącym wewnątrz. Jeśli chodzi zaś o zaprzęgnięte do pracy przetworniki, mamy do czynienia z opracowanymi własnym sumptem głośnikami dla basu i średnicy spod znaku Audio Technology, natomiast wysokie tony oddano w ręce Scan Speak-a. Oczywiście idąc za informacjami ze wstępniaka potwierdzam, iż całkowicie została przeprojektowana zwrotnica. Ale to nie jedyne zmiany. Jak unaoczniają fotografie, dostarczone do testu konstrukcje, pokazują propozycję innego, aniżeli dotychczas mieliśmy u siebie na testach bez względu na model kolumny wykończenia. W wersji testowej zamiast zwyczajowego, fantastycznie się prezentującego, ale czasem przez klientów niechcianego drewna, z wielu różnych propozycji zaproponowano nadający sznytu elegancji kolumnom lakier fortepianowy. Oczywiście standardowo w El Diablo tylną ściankę zdobią dwa sporej średnicy porty bass-refleks oraz w dolnej części zorientowane w poziomie, wykonane według specyfikacji producenta terminale sygnałowe. W zaciskach chodzi o minimalizację ilości szkodzącego jakości dźwięku – według producenta – metalu w miejscu podłączania sygnału od wzmacniacza poprzez zastosowanie plastikowych nakrętek dociskających widełki lub poprzez stosowny otwór umożliwiających wetknięcie końcówek bananowych bezpośrednio w gorący pin zacisku. Brzmi to trochę pokrętnie, jednak zapewniam sprawa jest prosta i od strony użytkowej bez problemu akceptowalna. Naturalnie dbając o dobrą stabilizację kolumn całość posadowiono na przykręcanych do podstawy aluminiowych łapach z regulowanymi stopami. Mam nadzieję, że opisu ewidentnie wynika, iż mamy do czynienia z takim samym, tylko nieco przearanżowanym brzmieniowo pomysłem na muzykę jak poprzednie El Diablo. I gdy już wiecie, co i jak w temacie wizualizacji, w kolejnym akapicie postaram się przybliżyć Wam, jak wypadają od strony kreowanie świata muzyki.

Pierwszym, natychmiast słyszalnym aspektem sonicznym po zderzeniu z nowym wcieleniem diabłów była znacznie większa swoboda prezentacji od poprzedniczek. Zniknęła wcześniejsza, skądinąd fajna, ale jednak mocno nadająca ton wizualizowania wirtualnego świata, estetyka wyraźnego nasycenia i solidnego pakietu plastyki, dzięki czemu przekaz został jakby lekko doświetlony. Jednak nie w stylu szkodliwego rozjaśniania, tylko nadal przy utrzymaniu znakomitego operowania dolnym zakresem, zaproponowaniu soczystej, a przez to namacalnej, jednak znacznie mniej podgrzanej, dzięki czemu finalnie pokazującej więcej radości w brzmieniu średnicy, ewidentne rozmachu nabrały wysokie tony. Spokojnie, nie zaczęły wyskakiwać samowolnie przed szereg, tylko świetnie korelując z bardziej konturowym basem oraz szybciej reagującym na zmianę informacji w słuchanym repertuarze centrum pasma, cechował je większy blask, nadający odbiorowi muzyki tak lubianej przeze mnie pikanterii. Dla mnie nowe wcielenie tytułowych kolumn niosło ze sobą więcej życia. Oczywiście poprzedniczki również wypadały zjawiskowo, jednak jak pokazał ten test, próba wypełnienia przez kolumny wielkiego pomieszczenia pełnym energii dźwiękiem ma swoje reperkusje w zderzeniu ze zbyt małą kubaturą. Owszem, zawsze można dopieścić dźwięk odpowiednią konfiguracją, ale różnie się to kończy. Dlatego sekcja inżynierska tego duńskiego podmiotu poszła z duchem potrzeb znaczącej większości populacji melomanów i zaproponowała wersję grającą w typowych rozmiarowo lokalach dla potocznie zwanego Kowalskiego. Nagle kolumny zagrały od przysłowiowego „strzału”, czyli wrzucone na głęboką wodę w mój sprzętowo-kablowy set pokazały się z fenomenalnej strony. Zaproponowały bardzo dobry drive, rześkie operowanie tak ważnym dla naszego ośrodka przyswajania fonii centrum pasma, a wszystko okrasiły dźwięcznymi, co bardzo istotne, w nadającymi muzyce witalności, ale bez wycieczek w stronę nadpobudliwości wysokimi tonami. To był całkowicie inny świat. Co ciekawe, świat na tle poprzedniczek w znacznie większym stopniu pozwalający napawać się pełnym spektrum muzyki od spokojnego jazzu, po rockowe próby ogłuszenia nas mocnym uderzeniem perkusji, wirtuozerią gry soczystych gitar i ekspresją charyzmatycznej wokalizy. Oczywiście poprzednio testowana wersja kolumn również dawała takie możliwości, jednak nie ma się co oszukiwać, na tle dzisiejszego zestawu wyraźnie upiększała ten buntowniczy świat. Tytułowe kolumny bez problemu pokazały, że Slayer na płycie „Reign in Blood” raczej nie pozostawia zbyt dużego marginesu na piękno wybrzmień i krągłości swoich popisów, tylko w dobrym tego słowa znaczeniu sadystycznie, o dziwo na wyraźne, bo będące wolnym wyborem materiału do słuchania życzenie nas maltretuje. Czy to agresywnymi zmianami tempa, przeszywającym eter brzmieniem solowych popisów tak zwanych wioseł, a czasem nawet nie wykrzyczanymi, tylko wyryczanymi strofami tekstu. To ma być walka o przetrwanie i w testowym strojeniu El Diablo w najdrobniejszym aspekcie taka była. Dzięki dobremu osadzeniu w masie i wspominanej świeżości w górnych partiach pasma akustycznego epatująca odpowiednią energią i agresją. Jednak co zaskakujące, taki obrót sprawy w najmniejszym stopniu nie zubożył prezentacji drugiej strony muzycznej barykady, czyli jazzu choćby z repertuaru Tomasza Stańki „Dark Eyes”. Przekaz nie tylko nie stracił na odwzorowaniu odpowiedniej ilości energii, ale dzięki innej wersji zwrotnicy kolumny pokazały nawet większe jej zróżnicowanie w kwestii narastania i wygaszania dźwięku. Do tego doszło świetne rozwibrowanie instrumentów brylujących w już nieprzegrzanej średnicy. A całość napowietrzyła nienachalna, jednak odpowiednio wyrazista, pokazująca najdrobniejszą iskierkę blach góra pasma. Jednym słowem, wszystko zabrzmiało w estetyce większego wglądu w drobne, wcześniej lekko przykryte nasyceniem, ale jakże istotne dla tego typu muzyki niuanse. Czy to oznacza, że w brzmieniu tamtej wersji tkwi jakiś problem? Nic z tych rzeczy, gdyż jak wspominałem, to efekt innego, idealnie dopasowanego do warunków lokalowych elektrycznego przeprojektowania kolumn. I tamto i to są udane, jednakże do innej docelowej konfiguracji. Bo chyba nikt nie podniesie larum, gdy dopasowanie kolumn do danej kubatury nazwę przemyślanym strojeniem systemu. A jeśli się ze mną zgadzacie, chyba rozumiecie, co Duńczycy chcieli i w jakim stopniu udało im się ów cel osiągnąć. Dla mnie to nie tylko udany, ale wręcz fenomenalny ruch.

No dobrze, doszliśmy do puenty. Dla mnie pozytywnie zaskakującej, bowiem mimo innego podejścia do przetwarzania poszczególnych zakresów nadal skrupulatnie pokazującej wizję muzyki według Peak Consult. Duńczycy zrobili to koncertowo. Tchnęli w prezentację odpowiednią ilość witalności, czyli na dole lekko zebrali dźwięk w sobie, poprawili rozdzielczość średnicy i pokazali więcej błysku na górze, a mimo to jak to jest u nich w standardzie, muzyka brzmi esencjonalnie i namacalnie. Dlatego próbując określić grupę docelową jedynym obozem jaki może mieć z testowanymi El Diablo nie po drodze, są wielbiciele źle rozumianej wyczynowości. W przypadku ożenku z naszymi bohaterkami tego nie dostaniecie. Dostaniecie za to muzykę przez duże „M”. Ale żeby nie było, z tą jednak różnicą od poprzednio opisywanego modelu, że odtwarzaną przez kolumny zestrojone do mniejszych aniżeli poprzedniczki pomieszczeń. Gdy o tym rozmawiałem z dystrybutorem podczas jesiennej wystawy AVS – to był ich debiut na naszym rynku, nie byłem do końca przekonany, że da się to fajnie zrobić. Tymczasem podczas prób w moim systemie okazało się, że dla znających się na rzeczy Skandynawów to chleb powszedni.

Jacek Pazio

Opinia 2

Wydawać by się mogło, że o ile wśród manufaktur balansujących pomiędzy stricte komercyjną działalnością a typowym DIY pewna customizacja i będące ukłonem w kierunku oczekiwań z trudem upolowanego klienta odchyłki w obrębie danych modeli są może nie tyle normą, co dopuszczalnymi / akceptowalnymi i zarazem świadomymi praktykami, o tyle w przypadku niejako mainstreamowych wytwórców raczej mieć miejsca nie powinny. Bowiem właśnie powtarzalność jest, a przynajmniej być powinna, jedną z podstaw ich działalności i podwalinami budowania zaufania wśród odbiorców. No bo jak poważnie tratować markę, która pod jedną nazwą / jednym oznaczeniem wypuszcza urządzenia różniące się brzmieniem, użytymi komponentami i Bóg jeden wie czym jeszcze. Toż to ewidentne proszenie się o problemy i niepotrzebne dyskusje pomiędzy użytkownikami, czy nawet przypadkowymi słuchaczami udowadniającymi sobie nawzajem która prawda jest tą jedyną i zgodną ze stanem faktycznym. A tymczasem okazuje się, że i we wspomnianym high-endowym mainstreamie na takie kwiatki można trafić i dziwnym zbiegiem okoliczności właśnie nam taki przypadek kliniczny trafił na redakcyjny tapet. I to bynajmniej nie za sprawą jakiegoś nowego bytu, którego trapiące przypadłości wieku młodzieńczego skłoniły do pospiesznych zmian, lecz ewidentnie starego wyjadacza, czyli duńskiej manufaktury Peak Consult, która niejako z partyzanta i cichaczem była łaskawa wprowadzić na rynek nową i co ciekawe, z tego co udało nam się dowiedzieć, oferowaną równolegle z dotychczasową i zarazem goszczącą u nas niemalże dokładnie dwa lata temu inkarnację El Diablo. Jeśli zaintrygowała Państwa owa aberracja nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaprosić Was na ciąg dalszy.

Żeby jednak była jasność. Faktem istnienia nowej/innej wersji naszych bohaterek niespecjalnie byliśmy zaskoczeni, gdyż podczas minionego Audio Video Show mieliśmy okazję nie tylko na dokładnie tę samą parę, która finalnie wylądowała u nas rzucić tak okiem, jak i uchem, lecz również z reprezentującym wytwórcę Mikiem Picanzą kilka słów zamienić. O ile jednak wtenczas brak jakichkolwiek nomeklaturowych wyróżników można było zrzucić na karb okołowystawowego rozgardiaszu i sondowania rynku o tyle po dwóch miesiącach ciszy w eterze takie podchody i pewna konspiracja odnośnie nader istotnych zmian w strojeniu całego układu / przeprojektowania zwrotnicy budzą już w pełni zrozumiałe zdziwienie, tym bardziej, że na stronie produktowej jak byk, znaczy się biało na czarnym, stoi, iż ostatnią i obowiązującą wersją jest ta z 2021 r., kiedy to miało miejsce odświeżenie portfolio. A tymczasem, jak na załączonym obrazku (powyższej galerii) widać, stan faktyczny jest zauważalnie i namacalnie odmienny a duński Doppelgänger nie jest li tylko bytem urojonym, co w pełni dostępnym w oficjalnej dystrybucji/sprzedaży produktem. Pytanie tylko jak sam producent i sieć jego reprezentantów planuje ogarnąć ów dualizm „diabelskiego” modelu chcąc uniknąć ewentualnego i całkiem prawdopodobnego galimatiasu kto jaką wersję ma/nabył, bądź li tylko słuchał, czy też zamówić planuje. Czyżby jedyną opcją była weryfikacja na podstawie nr. seryjnego? Niby to nic nowego, gdyż doskonale pamiętam, iż właśnie w ten sposób lata temu sprawdzałem inkarnację swojego również duńskiego (przypadek?) Densena DM-10 i wszystko poszło błyskawicznie, niemniej jednak nawet jakiś niewielki dopisek jeśli nie na tabliczce znamionowej, co dołączanej do danej pary metryczki znacząco ułatwiłby wszystkim życie.
Wracając jednak do meritum, czyli do tytułowych „diablic” już gołym okiem widać, że Duńczycy nie tylko z naturalnym drewnem są za pan brat, lecz i z fortepianowym wykończeniem radzą sobie równie sprawnie. Kwestie indywidualnych preferencji w tym momencie pominę, bo każdy nabywca jest sobie sterem, żeglarzem, okrętem, chyba, że akurat koło sterowe dzierży Gromowładna, więc asekuracyjnie uznajmy, iż kruczoczarne malowanie jest równoprawną alternatywą olejowanego orzecha i tyle. Całe szczęście zarówno plecy, jak i fronty pokrywa skóra, więc producent litościwie oszczędził użytkownikom przeglądania się w czarnych „zwierciadłach”. Nie mając zbytnio innego wyjścia i bazując na materiałach firmowych w ramach przypomnienia jedynie nadmienię, iż masywne obudowy wykonano z wielowarstwowych sandwichy z HDF o 40 mm grubości. Górę pasma obsługuje 26 mm tweeter (parowany z dokładnością do 0,1dB Illuminator D3004/662000 Scan-Speaka z ponadnormatywnym układem magnetycznym), nad średnicą czuwa 5″ średniotonowiec Audiotechnology z charakterystyczną nakładką przeciwpyłową z firmowym logotypem a reprodukcję basu powierzono parze 9″ wooferów pochodzących z tego samego źródła. Uprzedzając nieco fakty, czyli zauważalnie inne brzmienie parametry elektryczne nie drgnęły nawet o jotę, więc El Diablo nadal mogą pochwalić się 90db skutecznością przy 5 Ω impedancji i częstotliwościach podziału zwrotnicy przypadających przy 350 Hz i 2400 Hz.

Skoro zarówno powyżej, jak i w relacji z minionego AVS wspominałem, że goszcząca u nas parka El Diablo gra nieco inaczej aniżeli jej rodzeństwo sprzed dwóch lat, to najwyższa pora uważniej przyjrzeć się owemu fenomenowi. O ile bowiem poprzednie spotkanie przywodziło na myśl cruising jedną z nadreńskich limuzyn, to aktualnego inaczej aniżeli w kategorii przesiadki do ich, owych turladełek, wersji sygnowanych przez AMG / Brabus / przyozdobionych charakterystycznymi trzema paskami i M-ką rozpatrywać nie sposób. Czyli niby praktycznie to samo, lecz wrażenia z jazdy diametralnie inne. Pozostając przy motoryzacyjnej metaforyce tytułowe El Diablo mają podwyższoną moc, udoskonalone parametry jezdne (utwardzone zawieszenie) i co za tym idzie zdecydowanie bardziej agresywną dynamikę prowadzenia. W efekcie nie tylko szybciej ruszają spod świateł, co jak przyklejone trzymają się na nawet najbardziej krętych serpentynach i to przy większych, aniżeli wcześniej prędkościach. O ile bowiem wcześniej bez większych obaw sięgałem po thrash metalowy „Ballistic, Sadistic” Annihilatora i mniej więcej na tej intensywności doznań kończyłem repertuarowe eksploracje, to tym razem pedał przyspieszenia mogłem wcisnąć zdecydowania mocniej w podłogę umieszczając na playliście m.in. death-metalowy „As Gomorrah Burns” Kanadyjczyków z Cryptopsy. I … doskonale zdaję sobie sprawę, że to totalne ekstremum brutalności, szybkości i ciężaru, przy odpowiednich poziomach głośności sprawiające, że ciała słuchaczy targane są jakby uderzały w nie krzyżujące się serie z kilku mini-gunów podczepionych pod nadlatującymi Blackawk-ami, jednak śmiem twierdzić, że jeśli tylko system, ze szczególnym naciskiem na kolumny, potrafi coś takiego odtworzyć, to poradzi sobie ze wszystkim. A Peaki sobie nie tylko radzą, co bezlitośnie pokazują o co w tego typu twórczości chodzi i jak powinna ona brzmieć. W dodatku dzięki poprawie kontroli najniższych składowych najnowsza inkarnacja „diablic” z łatwością może nie tylko się „zmieścić”, co rozkosznie rozgościć się w zdecydowanie mniejszych aniżeli wcześniej pomieszczeniach. Zero zlewających się blastów, zero lepkiej magmy z której nie sposób wyłowić poszczególnych riffów, czy gulgocącego growlu jakby sam Szatan płukał gardziel smołą. Z El Diablo otrzymujemy fenomenalną rozdzielczość, pełen wgląd w nagranie i taki porządek na scenie jakby była to płytka drukowana maszynowo zapełniona układami SMD. Jest kontur, iście matematyczna precyzja a jednocześnie konstruktorom udało się zachować wysycenie i saturację wcześniejszych wersji, nader zgrabnie unikając znamion ofensywności i osuszenia. A co do matematycznej dokładności, to niejako z automatu warto sięgnąć po prog-metalowy „The Machinations Of Dementia” Blotted Science, przy którym większość twórczości np. Dream Theater brzmi jak niewinne melodie, jakie z powodzeniem można zanucić/zagwizdać przy goleniu, by na własne uszy przekonać się nie tylko o tym jak ciasno duńskie kolumny wchodzą w zakręty, lecz również jak z nich wychodzą, co wcale nie jest takie oczywiste, gdyż nawet gdyby wzorem swych protoplastek nawet nieco zwalniały, czy pozwalały sobie na lekką utratę kontroli, to raczej nikt nie miałby o to do nich pretensji. Tymczasem tutaj nie ma nawet milimetrowego luzu, czy zdjęcia nogi z gazu, więc zarówno na ww. łomocie, jak i w pełni syntetycznych, klubowych pasażach i tętnieniach („Head of NASA and the 2 Amish Boys” Infected Mushroom) całość trzyma tempo niczym zespawana z metronomem, przez co timing w pełni zasługuje na celujące noty, znacznie wykraczając pod tym względem poza możliwości wcześniej goszczących u nas wersji.
Co jednak istotne owa wszechobecna kontrola i czysto umowne „usportowienie” nie przekładają się na sztuczne podkręcanie tempa, czy też zbytnią narowistość przekazu, więc zwalniając szaleńcze tempa i przełączając się z potępieńczych wrzasków na misternie tkany orientalny „Vagabond” Ulfa Wakeniusa, Larsa Danielssona i Vincenta Peiraniego nie odniesiemy wrażenia jakby cokolwiek działo się wbrew naturze tytułowych kolumn. Wręcz przeciwnie, gdyż El Diablo na totalnym luzie i z akcentem postawionym nie na bezrefleksyjna pogoń, co delektowanie się każdym dźwiękiem, czy wręcz grą ciszą, której wcześniej było jak na lekarstwo. Nie sposób też nie skomplementować suto okraszonej blaskiem góry średnicy, dzięki czemu wokale (m.in. „Message in a Bottle” z gościnnym udziałem Youn Sun Nah) brzmią niezwykle ekspresyjnie i namacalnie. Jak jednak tradycja nakazuje owa ekspresyjność idzie w parze z wyrafinowaniem i brakiem jakiejkolwiek ziarnistości, więc nawet na obfitujących w sybilanty pozycjach (vide „Lyden av Snø” Anette Askvik i Ole-Bjørn Talstada) nie musimy obawiać się psującego przyjemność odbioru szeleszczenia.

Może i tytułowe wersje Peak Consult El Diablo na tle swojego, wcześniej u nas goszczącego, rodzeństwa wydają się nieco „usportowione”. Może część nadającego Dunkom krągłości tłuszczyku przepracowana została w tkankę mięśniową, lecz nadal to reprezentantki urzekającej muzykalności i wyrafinowania, więc rozpatrywanie ich w kategoriach lepsze/gorsze, przynajmniej z mojego punktu widzenia, jest nieco nie na miejscu, gdyż finalna decyzja zależeć będzie głównie od potrzeb i metraży ich docelowych odbiorców. Dlatego też jeśli komuś wcześniejsza odsłona El Diablo wydawała się nieco zbyt dystyngowana, bądź jego pomieszczenie wchodziło z nimi w zbyt dominującą interakcję, to z obecną – na potrzeby niniejszego spotkania roboczo ochrzczoną „GTi” wersją, powinien zdecydowanie szybciej i łatwiej nawiązać nić porozumienia.

Marcin Olszewski

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kabel USB: ZenSati Silenzio
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints Ultra Mini
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80

Dystrybucja: Quality Audio
Producent: Peak Consult
Cena: 299 000 PLN (Orzech, Pure White, Midnight Black); +15% Midnight Black Carbon

Dane techniczne
Konstrukcja: 3-drożna, wentylowana
Częstotliwości podziału: 350 Hz / 2400 Hz
Pasmo przenoszenia: 20 – 30.000 Hz
Skuteczność: 90dB @ 1 W / 1 m
Impedancja: 5+/-1 Ω
Wymiary (W x S x G): 115 x 30 x 54 cm
Waga: 90 kg szt.

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. El Diablo

Peak Consult El Diablo
artykuł opublikowany / article published in Polish

Niemalże dokładnie dwa lata temu do naszej redakcji dotarła para zjawiskowych Peak Consult El Diablo, które do dnia dzisiejszego niezwykle miło wspominamy. Jednak zgodnie z zasadą mówiącą, iż „Producent zastrzega sobie wszelkie prawo do przeprowadzenia technicznych zmian produktu lub poszczególnych jego elementów …” również i Duńczycy postanowili co nieco w swym eksportowym hicie zmienić. Tym oto sposobem w trakcie minionego Audio Video Show zainteresowani tematem mogli rzucić okiem i uchem na nieco odświeżoną „anatomicznie” odsłonę tytułowych kolumn, które w hotelowej klitce zagrały wręcz zjawiskowo. A skoro w tak spartańskich warunkach dały sobie radę nie pozostało nam nic innego, jak tylko ściągnąć je do siebie i skonfrontować ze wspomnieniami, jakie pozostawiły uch protoplastki.

cdn. …

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. El Diablo

Peak Consult El Diablo English ver.

Link do zapowiedzi (en): Peak Consult El Diablo

Opinion 1

I assume, that we all do perceive Denmark as a kind of breeding room for all kinds of electronics and loudspeaker companies, that are well known around the world. I could now spend some time naming those companies, but being aware of your sparse time, I will only mention the Gryphon Apex Stereo I own now, and the recently owned Dynaudio Consequence as examples. Those are brands that are almost having cult following, without which, some audiophiles think, no joyful listening to music is at all possible. But those are by far not all companies populating the Danish audio market. So what company am I thinking about? Well, about the equally outstanding, but having a bit of a hard time in the Polish market, yet well known by all audiophiles, brand Peak Consult. Do you think I am exaggerating? Not at all, as when I got those speakers for testing, and we published the introduction on our web page, I immediately got a plethora of phone calls with requests to have a listen. So what did we get for testing, that had my phone going red hot from calls? Looking in the catalog of the company, the Polish distributor Quality Audio started from a high note and offered us a meeting with the top model from it, the Peak Consult El Diablo – please note, that there is one higher model, but made only upon order, the Dragon Legend. Are you interested? I think this is only a rhetorical questions, because judging by the received interest, I think many of you are.

As you can see on the photos, the tested speakers are mid-sized floor standing loudspeakers. Their weight, around 90kg, compared with their size, suggest that the company was combatting the harmful vibrations and standing waves inside the cabinets; this is further supported by the cabinet walls not being parallel. Except for the side panels, all the remaining ones are either fully (the back and top panels) or partially (the front baffle) tilted. This might have led to the creation of a monstrous cabinet, but the design of those speakers makes it look very nicely. The used tricks are the covering of the baffle and back panel with chic black leather, covering the multilayered HDF cabinet with solid, walnut panels, adding visual accents by using vertical acrylic panels on the sides and finally placing the speakers on transverse beams with regulated spikes on their ends, to add stability. Talking about technicalities, the Danish speakers were equipped with custom Audio Technology speakers – two bass drivers and one midrange, and a Scan Speak tweeter, made exclusively for them. On the back panel we have two bass-reflex ports and a set of proprietary, very thought out wire terminals, placed on the bottom. Those terminals do not allow us to have two pairs of spades touch each other, and also have interchangeable nuts – you can use the plastic one when utilizing banana plugs, while a set of aluminum ones, with a plastic washer, will push the spade connector against the active surface mounted on the back of the speaker. The El Diablo are, according to the manufacturer, three-way speakers, with 90dB sensitivity, the impedance not going below 5Ohm and a frequency response of 20 – 30000Hz.

Now, after I provided a few loose technical details, we have arrived at the clou of today’s meeting. I am now obliged to describe, and then discuss, based on a few examples, how the beautiful Danish speakers fared. And this time, I have an issue with that, or better said, maybe not an issue, but a kind of uncertainty, how to phrase those, to make them understandable for you. If I would be utilizing the opinions of people visiting me, I would say those are “safe” speakers, as music never stung my ears during listening, regardless of the volume level. But to understand that statement correctly, I need to mention, that this safety was not due to killing off the joy of listening, which is often a result of softening of the sound reproduced, but by showing, how you can transmit the most important aspects of a given event, while being an advocate of the more noble approach to painting the musical world. This is a kind of marriage between water and fire, as on one hand the sound was far from becoming oppressive, or from chasing any competitiveness, but on the other, I got the full range of information recorded in the source material. Without looking for appraisal by splitting the hair in four, yet with everything you need to get completely lost in listening to your beloved music. Music easily consumed in large batches, for multiple hours, when the only result of this would an imprint on your buttock from sitting so long, without any signs of being tired. Of course I am aware, that currently all producers are trying to squeeze all out of music in terms of transparency and immediacy of showing everything on a silver plate, so the Peak Consult speakers may not be “trendy” enough for the beginners in the audio game, but I say – kudos to the Danish for making their product for the true, mature music lovers, and not the painted ones. The true one does not need any fireworks and sonic games to put his soul in the hands of the music listened to, but only coherence and delicacy of how the music is presented, showing the natural fullness of the presented material and mastery of the artists. And the tested speakers are completely fulfilling those tasks. Away from being adventurous, thus nicely soothing the soul of the listener. How? First of all – offering a very coherent, in terms of timbre and essence, and yet very energetic picture. Secondly – keeping the high registers on a leash, while allowing them to reproduce their full spectrum. And thirdly – despite their significant size, building a bookshelf speaker like, very wide and brilliantly deep, virtual stage, managing 3D imaging easily. I must confess, that I was very surprised, in a positive way, with the last point. I like nice depth of the musical world painted in my room, and I placed my speakers in such a way, that they lost a bit of the stage width for the depth, but what the Scandinavian speakers offered in that aspect, was amazing. It was not overdrawn, and at that, fully subdued to the virtual sources. A true fairytale. But which one exactly?

A very good example for the brilliance of reproducing the reality of well recorded grand scale musical events, was the “Swan Lake” spectacle, directed by Efrem Kurtz and with Yehudi Menuhin on the solo violin. This is a very fluent, and at the same time very emotional story, but, and this is very important, can become hard to digest, when not presented well by the audio system. What do I mean with that? The first two aspects seem to be very obvious, so I will have a look at the last one. Of course, the reason for drawing attention to that aspect, is my wish to describe, how well those speakers are handling material recorded on a big stage, and that despite having calmness written in their DNA. Yet, the speakers were fully capable of showing the full spectrum of orchestral sonic nuances. One time it was an interesting showing of the placement of an individual instrument, while at other times groups of instruments, and the accolades encapsuling all, was the ability to present even the faintest sounds of the solo violin, played by the mentioned maestro, in a completely readable fashion. During the first encounter of this music with the tested speakers, I had the impression of a weird, as rarely seen, stoic calmness. But it was just a deceptive appearance, because under the coat of nostalgia, some deep emotions were hidden. It does not matter if a given loudspeaker can shine more, when in the end it turns out, there is not much music in the played sound, because the system placed more emphasis on competitiveness than on coherence. Unfortunately, even when there is a wow effect with the first kind of sound, it does not work in the long run. This is why it is so important to allow the speakers to show their true colors, their true personality. And in this case, this personality was pure essence and timbre of the music listened to.
For the ending something completely from the opposite musical pole, Black Sabbath “13”. Was this a failure? Not at all. And that because even during the natural “culturalization” of this music, the sound did not lose any of its expressiveness. Yes, the cymbals were ticking a little less, but instead, they were phenomenally, palpably placed in space. In addition, Ozzy’s voice gained some nice power, the guitar riffs some extra gut, so this whole madness still had my full attention to every instrumental and vocal phrase, despite a change of direction from harshness to smoothness.

Summarizing what I wrote above, I hope everything is clearly understandable. The tested speakers Peak Consult El Diablo are a product for a person, who is absolutely certain, what emotional perception of music means. This is not a transient shot in your ear, but a very coherent showing, of how the projection of music influences its final perception. If you are looking for excessive competitiveness, you will never understand, what the musicians really want to convey in their music. Yes, sometimes a temporary dazzling of the listener has its assets, but for sure, this will not be the means for long term listening. Fortunately for many of us, the Danish seem to understand that, and despite the speaker name (El Diablo), they proposed us real angels.

Jacek Pazio

Opinion 2

Until recently the name “El Diablo” brought me two, or maybe three, associations. The first one, was the contemporary version of the model FXRT from 1983, equipped with the Milwaukee-Eight™ 117 1923cm3 engine, limited Harley-Davidson Low Rider™ El Diablo. Another, the no less intriguing, belonging to the DC universe, character of a certain Chato Santana, who uses such a nick name. And the third – this a bit stretched, as it does not have the “El” prefix – the top Danish integrated amplifier – The Gryphon Audio Diablo 300. Now there is time to add another devil to the list, or better maybe two. I am talking about the Danish, and for some cult, loudspeakers Peak Consult El Diablo, supplied to us by the Chelmza based distributor Quality Audio.

Looking at the Danish Devils, despite trying to keep my objectivism, I cannot. So fully subjectively I must tell you, that the tested Peak look absolutely gorgeous. A combination of leather with natural wood and uncommon shapes of the cabinets do not leave space for indifference. A characteristic, that allows the mentioned devil’s seed to stand out from the competition are the massive, and very work intensive cabinets, made from multilayered sandwiches from HDF plates connected with vibration dampening glue, with the total thickness surpassing 30mm (even 40mm in the El Diablo). Inside those cabinets there are appropriate, specifically designed, reinforcements, that make the whole become incredibly rigid. If that would not be enough, the side and top panels are covered with 14mm wooden staves (in our case a beautiful American walnut), and the front and back are covered with leather, what reminds me of the best masters of Italian design. Our eyes are also caught by acrylic inserts, in the form of vertical lines, running through the side walls. So it should not come as a surprise, that making one pair of the loudspeakers, takes the Peak team eight to sixteen weeks. The whole is then mounted on bolted, massive transverse beams (you can see them during the unboxing), equipped with solid, rounded, conical feet, which not only allow for the speakers being perfectly leveled, but make moving them around surprisingly easy.
But let us concentrate on things we can see with our own eyes, because there is a lot to digest. Starting with the slightly oblique front, through the non-parallel walls, the whole makes a very dynamic impressions, what is even enhanced by the battery of drivers visible on the front baffle. Each of the loudspeakers has a 26mm tweeter, a paired with 0.1dB precision Illuminator D3004/662000 Scan-Speak with enlarged magnet, modified to specifications coming from the Middelfart based manufacturer, a 5” midrange from Audiotechnology, with the distinctive dust cap carrying the company logo and a pair of 9” Audiotechnology woofers. Of course the midrange and woofers are not your typical off the shelf speakers, but custom made, where the midrange has a special process of optimalization, where the magnetic slit and pole pieces are adjusted. The woofers have bigger magnets and improved baskets. The cabinet’s back plate has two bass-reflex ports and double, proprietary wire terminals mounted.
Compared to its predecessor, introduced in 2007 to the market, the electrical parameters were adjusted. First of all, the cross-over frequencies changed from 200Hz and 4.8kHz to 350Hz and 2.4kHz, secondly the impedance was lowered from 7 to 5Ohm, and thirdly, the sensitivity changed from 94 to 90dB. So the amplifier load became a bit harder, although, at least on paper, it still remains vastly acceptable for most amplifiers. The cross-overs themselves are second order, with 12db slopes. The weight of the speakers increased though – from 85.5 to 90kg a piece. The internal cabling is no longer uniform, and instead of the previously used Stereovox, specific wires were used for the relevant sections. For the bass OFC copper solid-core were used, for the midrange OFC braid cables and for the tweeters – silver plated copper OFC wires. To dampen the separated, asymmetrical chambers for the individual speaker sections a new solution was employed – bitumen felt, and this change could account for the weight increase of the speakers.

Putting the technicalities and the above average design aside, you need to take into account, that most buyers will not make their call based on, even the most sophisticated, almost quantum physics based solutions, or the opinion of the interior decorator (wink, wink, you know whom I mean by that), but using their own ears. Because a loudspeaker may look good, but it absolutely must sound well. And there is no going around that. Fortunately, the El Diablo do not bring any shame to the Danish, who do exist in the high-end ecosystem, but in the contrary, they are a very successful and exclusive business card for the brand. And I am writing this being fully aware of what I am doing, as while the Peak Consult portfolio encompasses a flagship model called Dragon Legend, standing 188cm tall and bringing 382kg to the scales (each one of them), I feel, that the price tag attached to those (a modest 190 000 €) can work miracles in cooling down the urge of owning a set. And the “devils” are not only more easy to handle, but also three times less expensive, and yet do not shame any audiophile owning them. And they do catch your ears and make you addicted to them, as if those were hard drugs, and not loudspeakers. From the first notes it comes to light, that they can do something, that seems obvious, but in the meantime became either forgotten or skewed, on the path of understanding what High-End really means, and what it really should be. Instead of following the current standard of truly pornographic overdraw and upscaling of the minutest of details to gargantuan sizes, under the motto, that bigger means better, the Peak are all for naturalness and normalness, come as close to the true sound of the reproduced instruments and musicians, as possible given the technical and financial constraints. Do you see the major difference? Here it is not about competitiveness, showing something bigger than it was in reality, playing notes not in the score, or, half-jokingly, performing the “Minute Waltz” (Waltz D-flat major Op. 64 no.1) from Chopin under 45 seconds, instead of the usual 2 minutes, like for example Lang Lang does it, but about being true to the original. And while at first glance, we can have the impression, that instead of the expected, mind blowing and booming techno rollercoaster we get only noble, slow driving with a road cruiser, with a Strauss waltz playing, we very quickly get to the conclusion, that this is absolutely not slowing down, but a normalization of the sound. Does this characteristic remind you of something? Not? It does not matter – I will give you a hint – the same kind of esthetic is proposed for years by the Japanese C.E.C. And it does not mean, that things are lethargic or lacking drive, because even the thrash metal “Ballistic, Sadistic” from Annihilator sounded with appropriate, for a metal piece, aggression and phenomenal weight. Weight that de facto defines the nature of the El Diablo, in their approach, the saturation and slight lowering of the center of gravity activates and intensifies the energy sleeping inside the source material, and does completely not mud anything. The kick, and in general the drums, bestially treated by Fabio Alessandrini, hit like the hammer of Hephaestus himself, and in the fiery guitar riffs, there is the expected power of large amplifiers. Yet, despite all that might, the whole does not tire with excessive offensiveness and clamor, because the top end, although it cannot be accused of being insecure or withdrawn, emphasizes on quality and refinement, instead of multiplied amount of information and a maddened attack on our senses. It is also worth mentioning, that against appearances, and my previous remarks about avoiding any gigantomachy, the Peak play with a big, but not exaggerated, sound, one that could be described as “adequate” to the reproduced material. The offered size of the sound is not rescaled to the room they are placed in, also not kept on a median, artificial level – as some manufacturers envision. Here the Canadian thrashers are making truly cacophonic clamor and a wall of brilliantly differentiated and not confluent sounds, although the lower octave does have a tendency to a certain roundness, known, amongst others, from the recently reviewed Dali Kore. But it suffices to reach out for grand symphonics like the Telarc album “Tchaikovsky: 1812 Overture, Op. 49, TH 49 & Other Orchestral Works” by the Cincinnati Pops Orchestra, to hear with your own ears, what a tutti of an orchestra, composed of a few dozen musicians, means, and how a gradation of planes should be properly reproduced. By that I mean the creation of the stage to the sides and in depth, and I am not even mention the obvious thing, that nothing is moving out of its rightful place, as it is absolutely defined. And when we want to extract any party from this coherent whole, or follow the doings of a given orchestra section, we can easily do it – we just need to focus our attention on it, just like in a real life setting. Because when sitting in the auditorium, we experience the same kind of cognitive dualism, where we perceive the orchestra as a whole, only occasionally extracting some more intriguing soloists, or looking at a more expressive conductor. So there is no way, that the individual musicians are carved out with laser precision and we can experience the overwhelming package of details, like on a 4 or 8K demo, we just get a vividness like in a live event, or in a cinema. Due to that, even multiple hours of marathon listening is not tiring, in contrary, those allow our nervous system, deteriorated with our daily stresses, to regenerate.

I hope, that from what I wrote above you can see, that the devil is not as black as he is painted, and the Peak Consult El Diablo do not try to torture the listener, but try to make him or her comfortable and allow to relax, proposing a very refined and coherent sound, with incredible depth and emotional load. Is this a sound for everyone? Of course … not, because lovers of laboratory coldness and splitting a hair in fours can be disappointed with low amount of analytics. But all people searching for musicality, swing and intrinsic calmness in music, and the de facto neutrality, can reach for the Danish devils without a second thought. However you need to keep one thing in mind, you need to have powerful amplification at hand, as the Peak absorb Watts and Amperes like sponges, so weak tube amps and etheric solid states may not be sufficient. It is also worth to leave them some space, as the bass reflex ports on the back are not for show, and already without the aid of the walls the El Diablo have sufficient amounts of bass.

Marcin Olszewski

System used in this test:
Source:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– DAC: dCS Vivaldi DAC 2.0
– Master clock: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
– Preamplifier: Gryphon Audio Pandora
– Power amplifier: Gryphon Audio Apex Stereo
– Loudspeakers: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– Speaker Cables: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
IC XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
Digital IC: Hijiri HDG-X Milion
Power cables: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
– Table: BASE AUDIO 2
– Accessories: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI, antivibration platform by SOLID TECH, Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V, Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– Power distribution board: POWER BASE HIGH END
– Acoustic treatments by Artnovion
Analog stage:
Drive: Clearaudio Concept
Cartridge: Essence MC
Step-up: Thrax Trajan
Phonostage: Sensor 2 mk II

Polish distributor: Quality Audio
Manufacturer: Peak Consult
Price: 55 000€

Specifications
Design: 3-way ported double bass
Crossover Frequency: 350 Hz / 2400 Hz
Frequency response: 20 – 30.000 Hz
Sensitivity: 90dB @ 1 W / 1 m
Impedance: 5+/-1 Ω
Dimensions (H x W x D): 115 x 30 x 54 cm
Weight: 90 kg each

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. El Diablo

Peak Consult El Diablo

Link do zapowiedzi: Peak Consult El Diablo

Opinia 1

Mniemam, iż wszyscy jak jeden mąż zdajemy sobie sprawę z faktu postrzegania Danii jako swoistej wylęgarni rozpoznawalnych na całym świecie producentów elektroniki i kolumn głośnikowych. Przykłady na potwierdzenie tej tezy bez najmniejszego zająknięcia mógłbym przytaczać bez końca, jednak oszczędzając Wasz cenny czas wspomnę choćby posiadanego obecnie przeze mnie Gryphona Apex Stereo i do niedawna stacjonujące na co dzień Dynaudio Consequence. To wręcz kultowe brandy, bez których wielu melomanów nie wyobraża sobie przyjemnie spędzonego czasu przy muzyce. Jednak wiadomo, że na wymienionych podmiotach duński świat audio się nie kończy. Do czego piję? A jakże, do równie nietuzinkowej, co ciekawe, mimo mającej na naszym rynku lekko pod górkę – było kilka prób zaskarbienia naszych zmysłów, znakomicie rozpoznawalnej przez rodzimych melomanów marki Peak Consult. Myślicie, że przesadzam? Bynajmniej, bowiem ewidentnym potwierdzeniem tej opinii okazało się być kilka natychmiastowych telefonów z prośbą o posłuchanie przybyłych do mnie konstrukcji tuż po publikacji zapowiedzi testu  na naszej stronie. Co takiego trafiło na nasz tapet, że mój telefon rozgrzał się do przysłowiowej czerwoności? Patrząc na portfolio marki dystrybutor Quality Audio uderzył w wysokie „C” i zaproponował nam muzyczny miting ze szczytowym modelem podstawowego cennika – marka ma w ofercie jeszcze wykonywane na zamówienie Dragon Legend – w postaci jakże urodziwych wizualnie kolumn podłogowych Peak Consult El Diablo. Zainteresowani? Spokojnie, to pytanie retoryczne, gdyż po swojej ekscytacji zaistniałą sytuacją mniemam, iż wielu z Was z pewnością tak.

Jak ukazują fotografie, nasze bohaterki są średniej wielkości kolumnami podłogowymi. Ich oscylująca w okolicach 90 kg, czyli jak na rozmiar słuszna waga sugeruje jedno. Konsekwentną walkę ze szkodliwymi wibracjami i falami stojącymi wewnątrz obudowy, co oprócz wspomnianej masy potwierdza minimalizacja równoległości ścianek zaprojektowanej skrzynki. Otóż wszystkie oprócz bocznych są albo w całości jak tył i górna, albo tak jak front w górnej części lekko pochylone. Pozornie wydaje się, iż jest to prosta droga do stworzenia wizualnego potworka, tymczasem za sprawą designerskich zabiegów temat ma się całkiem dobrze. Oczywiście mam na myśli ubranie awersu i rewersu w nadającą szyk kolumnom czarną skórę, obłożenie wykonanej z warstwowo sklejanych płatów HDF-u obudowy panelami z litego orzecha, przełamanie monolitu bocznych ścianek pionowymi wstawkami z czarnego akrylu oraz posadowienie tych brył na zwiększających punkty podparcia poprzecznych belkach z regulowanymi kolcami. Jeśli chodzi o garść technikaliów, duńskie panny z przodu zostały uzbrojone w customowane przetworniki Audio Technology – dwa basowe i jeden średniak oraz także dedykowany indywidualnie tym kolumnom Scan Speak – wysokotonówka. Z tyłu zaś mamy dwa sporej średnicy porty bass-refleks i tuż nad podłogą zestaw będących oczkiem w głowie marki, przemyślanych zacisków do kabli głośnikowych. Co mam na myśli? Po prostu nie włożymy dwóch par widełek na siebie, a dociskające kable do terminali zakrętki są albo plastikowymi tulejami – wówczas mamy szansę zastosowania połączenia bananowego, albo aluminiowymi baryłkami z plastikową powierzchnią dociskającą widły do powierzchni czynnej w zacisku kolumny. Tak zaprojektowane El Diablo według informacji producenta są wentylowanymi bass-refleksem konstrukcjami trójdrożnymi, o skuteczności na poziomie 90 dB, maksymalnym spadku impedancji do 5 Ohm i z pasmem przenoszenia w zakresie 20-30000 Hz.

Gdy po kilku niezobowiązujących, stricte technicznych informacjach dotarliśmy do clou dzisiejszego spotkania, jestem zobligowany opisać i potem omówić na kilku przykładach, jak wypadły piękne Dunki. I wiecie co, jak rzadko kiedy w tym przypadku mam z tym może nie problem, ale pewnego rodzaju niepewność sformułowania zrozumiałego dla Was określenia ich poczynań. Gdybym miał posiłkować się opiniami goszczonych u mnie znajomych, spokojnie mógłbym powiedzieć, iż są „bezpieczne”, gdyż ani razu bez względu na poziom głośności muzyka podczas testu nie zakuła mnie w uszy. Jednak aby to dobrze zrozumieć, winny jestem dodatkowo wspomnieć, iż owe bezpieczeństwo nie polegało na będącym częstym pokłosiem ugładzania przekazu, zabiciu radości w jej projekcji, tylko pokazaniu, jak z pozoru będąc orędownikami malowania świata dźwięku w raczej dystyngowany sposób, umiejętnie przemycić najważniejsze aspekty danego wydarzenia. To jakby połączenie wody z ogniem, gdyż z jednej strony przekaz był daleki od napastliwości i zbędnego gonienia za wyczynowością, ale z drugiej otrzymałem pełną dawkę zapisanych w materiale muzycznym informacji. Bez szukania poklasku w domenie rozdrabniania włosa na czworo, a mimo tego z wszystkim niezbędnym do bezgranicznego zatracenia się w obcowaniu z ukochaną muzyką. Muzyką bez problemu wchłanianą ciurkiem przez kilka godzin oprócz potencjalnych odleżyn na tak zwanych czterech literach, bez najmniejszych oznak psychicznego zmęczenia. Naturalnie zdaję sobie sprawę, iż z uwagi na obecną producencką pogoń za wyciskaniem z muzyki siódmych potów w domenie transparentności i natychmiastowości podania na tacy dosłownie wszystkiego, produkt Peak Consult dla wielu początkujących adeptów zabawy w audio może nie być zbyt „trendy”, ale w moim odczuciu chwała Duńczykom za to, że puścili oczko do prawdziwych, a nie farbowanych melomanów. Ten przedostatni by oddać duszę w ręce słuchanej muzyki nie potrzebuje fajerwerków i sonicznych igrzysk, tylko spójności i delikatności podania danego, naturalnie obfitego w pokazujący pełnię maestrii artystów materiału muzycznego. I właśnie tytułowe paczki są w pełni spełniającym wspomniane zadania produktem. Dalekim od awanturniczości, przez co znakomicie kojącym skołataną duszę słuchacza. W jaki sposób? Po pierwsze – oferując bardzo spójny barwowo i esencjonalnie, a przy tym pełen energii obraz. Po drugie powstrzymując górne rejestry na wodzy, jednak oddając przy tym pełnię spektrum ich propagacji w eterze. A po trzecie – mimo sporych gabarytów budując wręcz monitorową, czyli nie dość, że szczelnie wypełnioną w szerz, to do tego zjawiskowo głęboką i znakomicie radzącą sobie z projekcją w estetyce 3D wirtualną scenę. Przyznam szczerze, iż sam ostatnim punktem byłem w pozytywnym tego słowa znaczeniu, mocno zaskoczony. Lubię dobrą głębię malowanego w moim pokoju świata muzyki i nieco kosztem szerokości sceny tak ustawiłem swoje kolumny, ale to co zaoferowały skandynawskie kolumny, było wręcz zjawiskowe. Nie dość, że nieprzerysowane, to do tego w pełni zagospodarowane poszczególnymi źródłami pozornymi. Po prostu bajka. Jaka dokładnie?

Wręcz książkowym przykładem na świetność oddania realiów zarejestrowanych z rozmachem wydarzeń muzycznych był przesłuchany przeze mnie z wielką przyjemnością spektakl operowy „Jezioro Łabędzie” pod Efrem Kurtzem z Yehudi Menuhinem na skrzypcach solo. To bardzo płynna, a zarazem emocjonująca i co bardzo istotne, w momencie słabej prezentacji przez system audio ciężka do przetrawienia opowieść. Co mam na myśli? Pierwsze dwa aspekty są chyba jasne, dlatego przyjrzę się jedynie ostatniemu. Naturalnie powodem zwrócenia uwagi akurat na ten temat jest omówienia znakomitego radzenia sobie kolumn z materiałem na wielkiej scenie i do tego mimo wpisanego w kod DNA spokoju podawania muzyki przez testowane kolumny z pełnym spektrum orkiestrowych niuansików sonicznych. Raz było to ciekawe pokazanie lokalizacji pojedynczego instrumentu, kiedy indziej kilkuosobowych składów, zaś spinającym w jedną całość działaniem w pełni czytelne artykułowanie najdelikatniejszych dźwięków skrzypiec wspomnianego maestro. W pierwszym zderzeniu tego materiału z opiniowanymi kolumnami miałem wrażenie dziwnego, bo rzadko spotykanego stoickiego spokoju. Jednak były to tylko pozory, bowiem pod płaszczykiem nostalgii czaiły się niebagatelne emocje. Co z tego, że któreś kolumny potrafią bardziej świecić, gdy na koniec dnia okazuje się, iż w tak zaprezentowanej muzyce jest jej dramatycznie mało, bo system postawił na wyczynowość, a nie na spójność jej wypowiedzi. Niestety, nawet w obliczu chwilowej fajności pierwszy sposób prezentacji – oczywiście pije do efektu „łał” – na dłuższą metę się nie sprawdza, dlatego tak ważne jest, aby przed wydaniem wyroku na dany kolumnowy koncept poznać jego prawdziwe „ja”. W tym przypadku owe „ja” było pokazaniem najczystszą postać esencji i barwy słuchanej muzyki.

Na koniec coś z drugiego bieguna, czyli grupa Black Sabbath z materiałem „13”. Czyżby porażka? Nic z tych rzeczy. A to dlatego, że przy naturalnym ukulturalnieniu tej muzyki, jej przekaz nie stracił na wyrazistości. Owszem, blachy mniej cykały, ale za to były znakomicie, bo namacalnie zawieszone. Do tego fajnej mocy nabrał głos Ozzy’ego, większej krzepy gitarowe riffy, przez co całość tego szaleństwa mimo skierowania ostrości w kierunku większej płynności nadal wywoływała u mnie stan pełnego zaangażowania w dosłownie każdy instrumentalny i wokalny popis.

Puentując powyższy wywód mam nadzieję, że wszystko jest doskonale zrozumiałe. Tytułowe kolumny Peak Consult Diablo to produkt dla osobnika w pełni zorientowanego na czym polega emocjonalne obcowanie z muzyką. Nie chwilowy strzał w ucho, tylko spójne pokazanie zależności sposobu projekcji muzyki z jej końcowym odbiorem. Gdy szukasz przesadnej wyczynowości, nigdy w pełni nie zrozumiesz o co muzykom tak naprawdę chodzi. Owszem, chwilowe oszołomienie słuchacza ma swoje zalety, jednak z pewnością nie będzie to sposób na wielogodzinne oddawanie się swojemu hobby. Na szczęście dla wielu z nas Duńczycy zdają sobie z tego sprawę i przekornie w odniesieniu do nazwy modelu (El Diablo) zaproponowali nam prawdziwe anioły.

Jacek Pazio

Opinia 2

Do niedawna zwrot „El Diablo” przywodził mi na myśl dwa, no niech będzie trzy, skojarzenia. Pierwszym była współczesna odsłona modelu FXRT z 1983 r., czyli wyposażona w silnik Milwaukee-Eight™ 117 o pojemności 1923 cm³ limitacja Harley-Davidson Low Rider™ El Diablo. Drugim nie mniej intrygująca, należąca do Uniwersum DC, postać niejakiego Chato Santany posługującego się takowym pseudonimem a trzecim, choć lekko naciąganym – bo bez „El”, topowa duńska integra – Gryphon Audio Diablo 300. Jak się jednak okazuje najwyższa pora do powyższego grona dopisać jeszcze jednego diabła, a raczej dwie diablice. Mowa o duńskich i w pewnych kręgach wręcz kultowych kolumnach Peak Consult El Diablo, których obecność zawdzięczamy chełmżyńskiemu Quality Audio.

Pomimo najszczerszych chęci patrząc na duńskie diablice nie potrafię zachować obiektywizmu, więc czysto subiektywnie od razu na wstępie stwierdzę, że tytułowe Peaki prezentują się wręcz obłędnie. Bowiem połączenie skóry z naturalnym drewnem i niebanalnymi bryłami korpusów po prostu nie pozwalają na obojętność. Cechą charakterystyczną i wyróżniającą ww. szatańskie nasienie na tle konkurencji od lat są niezwykle masywne i pracochłonne obudowy wykonywane z wielowarstwowych sandwichy wykonanych z łączonych specjalnym, tłumiącym drgania klejem płyt HDF o łącznej grubości przekraczającej 30 mm (40 mm w El Diablo). Wewnątrz nie zabrakło stosownych, precyzyjnie wyliczonych wzmocnień nadających całości niezwykłej sztywności. Jakby tego było mało ściany boczne i płyty górna, oraz dolne oklejane są 14mm klepkami drewnianymi (w naszym przypadku przepięknym orzechem amerykańskim) a front i plecy skórą, co przekłada się na nad wyraz elegancki i przywodzący na myśl najlepsze włoskie wzorce design. Za oko łapią też akrylowe wstawki biegnących poprzez boczne ściany pionowych pasów. Nie dziwi zatem fakt, iż wykonanie każdej pary kolumn zajmuje ekipie Peaka od ośmiu do szesnastu tygodni. Całość ustawiana jest na dokręcanych masywnych sztabach (widocznych w całej okazałości w trakcie unboxingu)  uzbrojonych w zaoblone solidne, stożkowe nóżki ułatwiające nie tylko precyzyjne wypoziomowanie, ale i zaskakująco łatwe przesuwanie.
Skupmy się jednak na niuansach dostrzegalnych gołym okiem, gdyż najdelikatniej rzecz ujmując jest na czym. Począwszy od lekko złamanego frontu, poprzez unikające równoległości ściany całość sprawia intrygująco dynamiczne wrażenie, które dodatkowo potęguje bateria pyszniących się na ścianach przednich przetworników. Każda z kolumn może pochwalić się modyfikowanym zgodnie z wytycznymi ekipy z Middelfart 26 mm tweeterem (parowany z dokładnością do 0,1dB Illuminator D3004/662000 Scan-Speaka z ponadnormatywnym układem magnetycznym), 5″ średniotonowcem Audiotechnology z charakterystyczną nakładką przeciwpyłową z firmowym logotypem i parą 9″ wooferów również zamawianych w Audiotechnology. Oczywiście nie są to ogólnodostępne „seryjniaki”, lecz wykonywane wg. indywidualnej specyfikacji customy, gdzie średniotownowce przechodzą dodatkowy proces optymalizacji z regulacją nabiegunnika i szczeliny magnetycznej włącznie a basówce posiadają nie tylko inne membrany i większe układy magnetyczne, lecz również lepsze kosze. Ściana tylna gości z kolei dwa układy bas refleks i zdublowane, autorskie terminale głośnikowe.
W porównaniu z wprowadzonym do oferty w 2007 r. protoplastą nieco zmieniono parametry elektryczne. Po pierwsze częstotliwości podziału zwrotnic z 200Hz i 4,8kHz ewoluowały do 350 Hz i 2,4 kHz, po drugie impedancja spadła z 7 do 5 Ω, a po trzecie obniżona została skuteczność całego układu z 94 do 90 dB. Mamy zatem do czynienia z nieco trudniejszym, choć przynajmniej na papierze, jeszcze całkiem przyjaznym dla większości wzmacniaczy obciążeniem. Same zwrotnice są 2 rzędu o stromości zboczy 12dB. Wzrosła za to waga kolumn – z 85,5 do 90kg/szt. Wewnętrzne okablowanie nie jest już jednorodne i zamiast jak dotychczas Stereovoxa zastosowano dedykowane poszczególnym sekcjom kombinacje. Do basowców wykorzystano z miedzi OFC solid core’y, na średnicy plecionkę OFC a do tweeterów biegną posrebrzane miedziaki OFC. Do wytłumienia odseparowanych od siebie asymetrycznych komór dla poszczególnych sekcji przetworników wykorzystano nowe rozwiązanie, czyli filc bitumiczny, którego obecność mogła spowodować delikatny wzrost wagi.

Pomijając zarówno zawiłości techniczne, jak i ponadprzeciętne walory estetyczne warto jednak brać pod uwagę, iż większość nabywców nie będzie kierować się nawet najbardziej zawiłymi, opierającymi się niemalże o fizykę kwantową opracowaniami technicznymi, czy też zdaniem dekoratora wnętrz (wiadomo o kogo chodzi), lecz własnym słuchem, gdyż tak po prawdzie kolumna wyglądać atrakcyjnie co najwyżej może, a dobrze grać … musi. I nie ma zmiłuj. Całe szczęście El Diablo wstydu egzystującym w high-endowym ekosystemie Duńczykom nie tylko nie przynoszą, co wydają się wielce udaną, ekskluzywną wizytówką marki. Piszę to z pełną świadomością, gdyż choć w portfolio Peak Consult znajdziemy jeszcze flagowe – mierzące 188 cm i mogące pochwalić się wagą 382 kg (każda) Dragon Legend, to coś czuję w kościach, że oczekiwana za nie przy kasie kwota (drobne 190 000€) nader skutecznie studzi zapał jednostek pałających chęcią ich posiadania. A „diablice” nie dość, że bardziej poręczne, to jeszcze ponad trzykrotnie tańsze i ujmy na honorze nawet najbardziej zblazowanego audiofila nie przyniosą. Za to za ucho łapią i od siebie, ze skutecznością godną najtwardszych używek, uzależniają. Już od pierwszych taktów okazuje się bowiem, że potrafią coś, co z jednej strony wydawać by się mogło oczywiste a tymczasem, dziwnym zbiegiem okoliczności w tzw. międzyczasie uległo bądź to zapomnieniu, bądź wręcz wypaczeniu na drodze błędnego pojmowania czym tak naprawdę High-End być powinien. Zamiast bowiem podążać jakże dzisiejszymi czasy popularną ścieżką iście pornograficznego przerysowania i pompowania do niemalże gargantuicznych rozmiarów nawet najmniejszych detali w myśl zasady, że większe zawsze oznacza lepsze, Peaki stawiają na naturalność i normalność, czyli możliwe – wynikające z braku ograniczeń tak technicznych, jak i finansowych, zbliżenie do dźwięków rzeczywiście – realnie reprodukowanych przez konkretne instrumentarium i wykonawców. Zauważacie Państwo tę zasadniczą różnicę? Tu nie chodzi o jakiś wyczyn, pokazanie czegoś większym aniżeli w rzeczywistości owo coś jest, zagranie nut, których w partyturze nie ma, bądź wręcz pół żartem, pół serio wykonanie „Walca minutowego” („Waltz D-flat major Op. 64 no.1”) Chopina w 45 sekund, zamiast jak to np. Lang Lang ma w zwyczaju w ponad 2 min., a o wierność oryginałowi. I choć na pierwszy rzut ucha można odnieść wrażenie, że zamiast oczekiwanego, zdejmującego gatki przez głowę i dudniącego techno rollercoastera dostajemy niespieszny cruising amerykańskim krążownikiem szos z dostojnym walcem Straussa sączącym się z głośników, to bardzo szybko utwierdzamy się w przekonaniu, iż nie jest to zwolnienie obrotów a normalizacja. Coś Państwu taka charakterystyka przypomina? Nie? To nie szkodzi, bo już podpowiadam – wierność dokładnie takiej samej estetyce wykazuje przecież od lat japoński C.E.C. W dodatku nie oznacza to bynajmniej jakiejś ospałości i braku drajwu, gdyż nawet thrash metalowy „Ballistic, Sadistic” Annihilatora zabrzmiał z właściwą metalowej gonitwie agresją i fenomenalnym dociążeniem. Dociążeniem, które de facto definiuje naturę El Diablo, bowiem w ich odsłonie dosaturowanie i delikatne obniżenie środka ciężkości zamiast zamulać aktywizuje i intensyfikuje drzemiący w materiale źródłowym ładunek energetyczny. Stopa i generalnie bestialsko smagane przez Fabio Alessandrini’ego „gary” łupią aż miło niczym potężny młot samego Hefajstosa a w gitarowych, ognistych riffach nie brak typowego wygaru potężnych pieców. Jednak pomimo całej swojej potęgi całość nie nuży zbytnią ofensywnością i jazgotliwością, gdyż góra, choć trudno zarzucić jej asekurantyzm, czy wycofanie stawia na jakość i wyrafinowanie zamiast na multiplikowane bogactwo informacji i obłąkańczy atak na nasze zmysły. Warto również nadmienić, iż wbrew pozorom i moim wcześniejszym uwagom o unikaniu gigantomanii tak naprawdę Peaki grają dużym, acz nieprzesadzonym, choć wypadałoby w tym momencie napisać „adekwatnym” do reprodukowanego materiału dźwiękiem. Oferowany przez nie wolumen nie jest też reskalowany na potrzeby pomieszczenia, bądź utrzymywany na sztucznym, założonym przez producenta – uśrednionym poziomie. Tutaj kanadyjscy thrasherzy robią iście kakofoniczny harmider i właściwą uprawianemu gatunkowi ścianę świetnie zróżnicowanych i niezlewających się ze sobą, choć dół pasma wykazuje tendencję do pewnej, znanej m.in. z ostatnio przez nas recenzowanych Dali Kore krągłości, dźwięków. Wystarczy jednak sięgnąć po wielką symfonikę w stylu wydanego przez Telarc albumu „Tchaikovsky: 1812 Overture, Op. 49, TH 49 & Other Orchestral Works” w wykonaniu Cincinnati Pops Orchestra, by na własne uszy przekonać się co oznacza tutti kilkudziesięcioosobowego aparatu wykonawczego i jak prawidłowo powinna być oddana gradacja planów, czyli kreowana w szerz i w głąb scena, w pionie również, lecz nie wspominam o oczywistych na tym pułapie jakości oczywistościach i nic nie wyrywa się przed szereg, bo przecież nie tam jest jego miejsce. O ile jednak chcemy z owej koherentnej całości wyłuskać jakąś poszczególną partię, bądź podążyć za poczynaniami którejś z sekcji, to nie ma z tym najmniejszego problemu – wystarczy tylko, jak to w życiu, skierować nań swoją uwagę. Zasiadając bowiem na widowni doświadczamy dokładnie takiego samego poznawczego dualizmu, gdzie śledząc akcję odbieramy orkiestrę jako całość, jedynie okazjonalnie ekstrahując co bardziej intrygujących solistów, bądź podpatrując mniej bądź bardziej ekspresyjnego dyrygenta. Nie ma zatem mowy o wycinaniu postaci z iście laserową precyzją i możliwością doświadczenia oszałamiającego pakietu detali rodem z materiałów promocyjnych dostępnych w jakości 4, czy wręcz 8K, a jedynie właściwą uczestnictwu na żywo, bądź seansowi kinowemu plastyce. Dzięki temu nawet wielogodzinne maratony muzyczne nie tylko nie męczą, co pozwalają zregenerować się zszarganym całodzienną gonitwą nerwom.

Jak mam cichą nadzieję z powyższych wynurzeń wynika nie taki diabeł straszny, jak go malują i Peak Consult El Diablo zamiast sponiewierać słuchacza starają się go utulić i pozwolić zrelaksować serwując mu niezwykle wyrafinowany i koherentny przekaz o niezwykłej głębi oraz ładunku emocjonalnym. Czy jest to granie dla każdego? Oczywiście, że … nie, gdyż miłośnicy prosektoryjnego chłodu i dzielenia włosa na czworo mogą czuć się zawiedzeni zbyt małą dawką analityczności. Jednak wszyscy ci poszukujący w muzyce muzykalności, swobody i wewnętrznego spokoju, oraz de facto naturalności mogą po duńskie diablice sięgać bez chwili zastanowienia. Warto jednak pamiętać o pewnym szczególe, a mianowicie o odpowiednio wydajnej amplifikacji, bo Peaki chłoną Waty i Ampery niczym przysłowiowa gąbka, więc słabowite lampowce i eteryczne tranzystory mogą nie dać im rady. Nie zaszkodzi też zapewnić im nieco przestrzeni, gdyż usytuowane na plecach ujścia kanałów bas refleks nie są tam jedynie dla ozdoby a i bez wspomagania ścianami El Diablo nieśmiałości najniższych składowych zarzucić nie sposób.

Marcin Olszewski

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition, Klipsch Horn AK6 75 TH Anniversary
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II

Dystrybucja: Quality Audio
Producent: Peak Consult
Cena: 55 000€

Dane techniczne
Konstrukcja: 3-drożna, wentylowana
Częstotliwości podziału: 350 Hz / 2400 Hz
Pasmo przenoszenia: 20 – 30.000 Hz
Skuteczność: 90dB @ 1 W / 1 m
Impedancja: 5+/-1 Ω
Wymiary (W x S x G): 115 x 30 x 54 cm
Waga: 90 kg szt.

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. El Diablo

Peak Consult El Diablo
artykuł opublikowany / article published in Polish
artykuł opublikowany w wersji anglojęzycznej / article published in English

Na rodzimym rynku pojawił się nowy dystrybutor – chełmżyńskie Quality Audio a wraz z nim nad Wisłę zawitały zjawiskowe, duńskie kolumny … Peak Consult z których katalogu trafiły do nas urocze podłogówki El Diablo.

cdn …