Tag Archives: Enyo


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Enyo

Thrax Enyo

Link do zapowiedzi: Thrax Enyo

Opinia 1

Bułgarski Thrax od swojego debiutu nieodłącznie kojarzył się wszystkim zainteresowanym pasjonatom High-Endu z monolitycznymi, referencyjnie wykonanymi, a więc kosztownymi, aluminiowymi obudowami i tendencjami do dzielenia poszczególnych stopni obróbki, czy też wzmacniania sygnału, aniżeli ich integracji. Na potwierdzenie powyższej tezy posłużę się nader namacalnym przykładem modułowych … kolumn składających się z sekcji średnio-wysokotonowej Lyra i basowej – Basus. Ot taki może nie tyle kaprys, co brak zgody na jakiekolwiek kompromisy w High-Endzie, czyli na pułapie, na którym Rumen Artarski – właściciel marki, czuje się jak przysłowiowa ryba w wodzie. Rynek audio, jak z resztą każdy inny, rządzi się jednak swoimi własnymi prawami a pewnych, zachodzących w nim, oczywiście pod wpływem mniej, bądź bardziej uwarunkowanych chwilową modą, oczekiwań konsumentów nikt przy zdrowych zmysłach nie powinien lekceważyć. Dlatego też podczas zeszłorocznego monachijskiego High Endu światło dzienne ujrzały dwie nie dość, że zintegrowane, to w dodatku modułowe konstrukcje – dwa wzmacniacze zintegrowane – tranzystorowy Ares i lampowy Enyo, którym to właśnie dziwnym zbiegiem okoliczności przyjdzie nam się w ramach niniejszej recenzji zająć.

Jak sami Państwo widzicie Enyo zupełnie nie przypomina czegokolwiek, co do tej pory wyszło spod ręki Rumena Artarkiego. Powiem nawet więcej, otóż kiedy po raz pierwszy miałem okazję zapoznać się z projektem tytułowej integry pierwszym skojarzeniem jakie mi się nasunęło było dość wyraźne podobieństwo do multimedialnych serwerów ReQuest Audio THE BEAST, oraz nomen omen super integry Jeff Rowland Daemon. Z drugiej strony trudno się temu dziwić, skoro zarówno w obu powyższych przypadkach, jak i w Enyo już od pierwszego rzutu okiem uwagę skupia na sobie potężny i centralnie umieszczony wyświetlacz. Całe szczęście w Thraxie nikt nie próbował upchnąć na i tak dość pokaźnej wysokości froncie 10” tabletu, lecz pod czernioną szybą ukrył zdecydowanie mniejszy wyświetlacz a optycznej lekkości służyć mają zarówno połamane płaszczyzny, jak i pionowe srebrne pasy okalające display. Dzięki temu starczyło jeszcze miejsca by pod ww. oknem na świat wkomponować sześć niewielkich przycisków odpowiedzialnych za wybudzanie/usypianie urządzenia, nawigację po menu i regulację głośności/balansu. Słowem wszystko to, co spokojnie da się wykonać z pomocą uniwersalnego, dołączanego w komplecie apple’owskiego pilota. Korpus wzmacniacza jest bardzo mocno ponacinany, co nie powinno dziwić biorąc pod uwagę, iż mamy do czynienia z konstrukcją w pełni lampową. Zanim jednak zajrzymy do trzewi warto choć na chwilę rzucić okiem na ścianę tylną, gdzie w wersji standardowej znajdziemy cztery pary wejść liniowych, z których trzy to RCA a jedna XLR. Terminale głośnikowe mają osobne odczepy do docelowego obciążenia wzmacniacza – 4, bądź 8 Ω. Jednak w ramach opcji nic nie stoi na przeszkodzie, by pod jedno z wejść RCA podpiąć opcjonalny moduł phono a widoczne na zdjęciach zaślepki zastąpić sześcioma wejściami cyfrowymi: LAN (Ethernet), COAX (RCA), Toslink, AES/EBU (XLR),USB a nawet Bluetooth. W dodatku funkcjonalność powyższego DAC-a rozszerzyć można o obsługę serwisu streamingowego Tidal (również MQA), oraz platformę Roon.
Jeśli zaś chodzi o ukryte nie tylko pod grubą blachą obudowy wzmacniacza, lecz również w przypominających silosy rakiet balistycznych dedykowanych tubusach, pracujące w stopniu wyjściowym lampy, to zamiast spodziewanych baniek z rodziny KT (88,90,120,150) bułgarski producent postawił na zdecydowanie mniej popularne 50W (po dwie na kanał) pentody mocy GU-50 (ГУ-50) będące swoistymi kopiami militarnych Telefunkenów LS-50. Ciekawostką jest też fakt użycia w sekcji zasilania i wejściowej wspólnych dla obu najnowszych integr płytek drukowanych, co potwierdza znaczną unifikację wspomnianych konstrukcji, które tak po prawdzie różnią się jedynie technologią w jakiej wykonano ich końcówki mocy.

Jak przystało na rasowego lampowca Enyo do zaprezentowania pełni swoich możliwości potrzebuje po włączeniu dłuższej chwili, więc każdorazowo krytyczny odsłuch warto poświęcić przynajmniej dwa-trzy kwadranse na rozgrzewkę. Jednak od razu uprzedzam, że nie chodzi o włączenie wzmacniacza i li tylko trzymanie go pod prądem, lecz nakarmienie go sygnałem audio. Krótko mówiąc Thrax, żeby zagrać tak, jak naprawdę potrafi musi swoje pograć i już. Gdy powyższe kryterium zostanie spełnione do naszych uszu powinny dotrzeć nader przyjemne dźwięki w naturalny sposób układające się w pasjonującą muzyczną ucztę.
Pierwsze co zwraca uwagę to delikatne, może nie tyle odejście, co zmniejszenie intensywności dotychczas lansowanej szkoły brzmienia stawiającej na iście wyczynową rozdzielczość i dynamikę jedynie delikatnie okraszoną lampowym czarem i słodyczą. Enyo bowiem nawet nie myśli ukrywać, ze jest lampowcem i to co w pewnym sensie stereotypowo lampowe nader zgrabnie wplata we własny pomysł na dźwięk. W porównaniu do swojego starszego rodzeństwa tytułowa integra gra zauważalnie ciemniej i jakby to metaforycznie ująć bardziej „karmelowo” a więc słodziej i gęściej. Proszę się jednak nie obawiać – to nie są ciepłe, rozgotowane kluchy, lecz jedynie z jednej strony delikatne obniżenie środka ciężkości a z drugiej strony przyprószenie górnych rejestrów złocistym pyłem. W rezultacie w większości prawidłowo skonfigurowanych systemów Thrax będzie czarował i sprawiał, że jakakolwiek nerwowość i kanciastość przekazu całkowicie straci rację bytu. Od razu uprzedzę – to nie jest uśrednienie, droga na skróty, czy tez próba grania wszystkiego kolokwialnie mówiąc na jedno kopyto, lecz własna – wynikająca z zaimplementowanej technologii sygnatura brzmienia. Dlatego też bardzo ciekawie wypada repertuar, po który większość audiofilów i melomanów włącza co najwyżej sporadycznie, czyli cięższe, aniżeli lansowane w komercyjnych rozgłośniach radiowych klimaty. Wystarczy bowiem sięgnąć po jeszcze ciepły, elektroniczno – metalowy „Ámr” Ihsahn, czy też trudny do jednoznacznego zaszufladkowania rodzimy „Zang” Glacy, by doświadczyć dość ciekawego uczucia, że jest diametralnie inaczej aniżeli zdążyliśmy się przyzwyczaić. Całość nabiera bowiem masy, soczystości i barwy jednocześnie nie tracąc nic a nic z natywnej agresji i w efekcie przestaje męczyć po kilkudziesięciu minutach odsłuchu nawet na wysokich poziomach głośności. Oczywiście po 50W lampie trudno spodziewać się takiej kontroli i konturowości najniższych składowych jak daleko nie szukając 300W Bryston 4B³, ale na tym pułapie cenowo – jakościowym możemy chyba założyć, iż ktoś decydując się na Thraxa ma, bądź przynajmniej powinien mieć, świadomość co się z tym wiąże i z jakimi kolumnami najlepiej go zestawić. Wspominam o tym nie bez przyczyny, gdyż moje dyżurne Gaudery nie należą do najłatwiejszych obciążeń a dodając do tego dość problematyczny materiał testowy zafundowałem Enyo iście morderczy tor przeszkód, z którym, musze to uczciwie przyznać, poradził sobie świetnie. A że zagrał inaczej aniżeli mam na co dzień, nie można mieć do niego absolutnie żadnej pretensji.
Wystarczy jednak przejść do bardziej cywilizowanych gatunków muzycznych i spokojnie możemy zacząć mówić o zjawiskowości i magii przekazu. Jazzowe, leniwe dialogi Tilla Brönnera i Dietera Ilga zarejestrowane na albumie „Nightfall” pokazały, iż Thrax bez najmniejszych problemów potrafi oddać zarówno skupienie i minimalizm kompozycji, jak i niezwykle trudną do uchwycenia „grę ciszą”, ciszą, która nie dzieli a spaja wysokie, lśniące złotym blaskiem rejestry trąbki z mięsistymi szarpnięciami, nieco pogrubionych, strun kontrabasu. Jednak prawdziwie uzależniający spektakl każdorazowo ropoczynał się w momencie, gdy przed mikrofonem stawała któraś z utalentowanych przedstawicielek płci pięknej, gdyż właśnie wtedy uwalniał się potencjał drzemiący w rozżarzonych szklanych bańkach. Nawet pozornie niezobowiązujący i wręcz cukierkowy album „Just A Little Lovin’” Shelby Lynne nie nudził i nie usypiał, lecz potrafił zaangażować uwagę słuchaczy sugestywnie wysuniętym i atrakcyjnie doświetlonym wokalem artystki, oraz dyskretnie akompaniującym jej muzykom.

Całe szczęście Thrax Enyo nie próbuje ani udawać, ani tym bardziej ścigać się ze swoim starszym, droższym i dzielonym rodzeństwem. Reprezentując nieco miej „wyczynowe” brzmienie i niezwykle pożądaną w dzisiejszych czasach uniwersalność (vide opcjonalne moduły) wydaje się wręcz wymarzoną propozycją dla wszystkich tych, dla których idea wielosegmentowych systemów, czy to ze względów lokalowych, czy też estetycznych, jest nie do przełknięcia. W swym pomyśle na dźwięk stawia na wyrafinowanie, szeroko rozumianą muzykalność, gładkość i eufonię, choć nie brak mu też werwy, gdyż w ciężkich, rockowych klimatach potrafi pokazać pazur jednocześnie cywilizując irytujące zazwyczaj chropowatości.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips

Opinia 2

Nie trzeba być szczególnie dociekliwym, aby zorientować się, że w ostatnich czasach rynek bardzo dobrze odbieranych przez konsumentów produktów audio nie jest już areną tylko i wyłącznie dla największych tuzów tego segmentu światowej gospodarki. Trend ten trwa już kilka lat i przyznam szczerze, że byłbym delikatnie zdziwiony gdybyście nie zdawali sobie sprawy, iż nowe, niekoniecznie pochodzące ze „zgniłego zachodu” marki, walczą o klienta jak równy z równym z rozdającymi karty producentami typu McIntosh, czy Accupchase. Jakie? Wolne żarty, ale przekornie zapytam „znacie mającego kilka pozytywnie ocenianych epizodów na naszym portalu bułgarskiego Trax’a?”. Myślę, że tak, ale jeśli z niewiadomych przyczyn nie, to nic się nie stało, gdyż przedmiotem dzisiejszej epopei będzie produkt o bałkańskim pochodzeniu, czyli znanej nam z czasów komuny i wycieczek nad Morze Czarne Bułgarii w postaci zintegrowanego wzmacniacza lampowego Enyo, o którego obecność w naszych skromnych progach zadbał katowicki dystrybutor RCM.

Jeśli kojarzycie wygląd produktów opisywanego dzisiaj Thraxa, prawdopodobnie pamiętacie, że w zdecydowanej większości są to perfekcyjnie wykonane aluminiowe prostopadłościany o różnym sposobie aplikacji i ilości użytych w danym modelu lamp elektronowych. Tymczasem, w przeciwieństwie do starszych braci, model Enyo chcąc osiągnąć może nie gabarytową, ale wizualną, a przez to często łatwiej akceptowalną przez żony audiofilów aparycję, oferuje nam co prawda nadal sporą, jednak zdecydowanie łatwiejszą w aplikacji na docelowym miejscu, również zamykającą w swoim wnętrzu szklane bańki czarną skrzynkę. Nuda? Nie do końca, gdyż producent prostymi zabiegami designerskimi zadbał o dość ciekawy wygląd produktu. Co mam na myśli? Wiadomym jest, że najważniejszy w organoleptycznym odbiorze danej konstrukcji jest wygląd frontu. I w tej materii Thrax postanowił się przyłożyć, Wspomniany awers jest grubym, oferującym kilka skośnie skorelowanych ze sobą płaszczyzn czarnym płatem aluminium. Jednak nie jest to jedyny zabieg wizerunkowego zbliżenia się do potrzeb klienta, gdyż centralną część frontu od jej bocznych skośnych sąsiadek odcięto przypominającymi szelki maklerów giełdowych połyskującymi srebrem pasami i uzbrojono w solidnej wielkości, a przez to czytelny wyświetlacz. Tuż pod wspomnianym okienkiem informacyjnym znajdziemy jeszcze sześć przycisków funkcyjnych a na przylegającym do niego górnym skosie wydrążono ciekawie wpisujące się w całość projektu plastycznego logo marki. Przyznam szczerze, fotografie tego nie oddają, ale przy bezpośrednim kontakcie organoleptycznym całość nabiera całkowicie innego wymiaru. Przemierzając obudowę integry ku tyłowi na jej płycie górnej i ściankach bocznych znajdziemy niezbędne dla wentylacji grawitacyjnej wykorzystanych w trzewiach wzmacniacza lamp elektronowych ażurowe bloki. Jeśli chodzi zaś o tylny panel przyłączeniowy, temat wygląda następująco. W modelu testowym wykorzystano tylko jego podstawowy, bo zajmujący się wzmocnieniem sygnału audio potencjał, co unaocznia nam szereg niewykorzystanych otworów dla ewentualnych terminali typu: wejście na wewnętrzny przetwornik cyfrowo-analogowy, phonostage lub odtwarzacz sieciowy. Ok., to są dodatkowe opcje, co zatem mamy w standardzie? Na zewnętrznych flankach zaciski kolumnowe dla 4 i 8 Ohm, w centrum pleców śrubę uziemienia, trzy wejścia liniowe RCA, jedno XLR, a także zintegrowane z bezpiecznikiem i głównym włącznikiem gniazdo zasilania IEC. Ostatnią, z punktu widzenia użytkownika ważną informacją jest standardowo dostarczany z każdym egzemplarzem, pochodzący od Apple’a zgrabny pilot zdalnego sterowania.

Co ciekawego proponuje nam, parząc na pełną ofertę Thrax’a, skierowany w stronę mówiąc kolokwialnie zwykłego Kowalskiego wzmacniacz zintegrowany Enyo? Oczywiście jak na lampę przystało, gęsty i przez to bardzo muzykalny dźwięk. Naturalnie wypadkowa poczynionych oszczędności podczas projektowania w stosunku do topowych modeli odcisnęła na fonii swoje piętno, ale zapewniam, bez oglądania się na szczyty cennika, Enyo jest bardzo przyjaznym dla melomana wzmacniaczem. Dlaczego napisałem przyjaznym? Opisywany piecyk nie wykazuje samobójczych zapędów brylując w aspektach przerastających jego możliwości soniczne typu: pełna kontrola najniższych rejestrów bez względu na poziom głośności, czy rozmach oddania w pełnym świetle najdelikatniejszych alikwot górnych rejestrów. To jest propozycja przede wszystkim stawiająca na spójność bardzo ciepłego przekazu ze wszystkimi jego zaletami. Gdy wymaga tego materiał muzyczny, gra z typowo lampową eterycznością, ale bez jej sztucznego pompowania. Oferuje solidną dawkę plastyki, która naturalną koleją rzeczy sprawia, że wysokie tony nie wyskakują przed szereg i w najbardziej rozświetlonych momentach mienią się raczej złotem niż odstającymi od całości prezentacji kryształkami Swarovskiego. A co z basem? Cóż, gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Ale natychmiast zaznaczam, tę maksymę należy odnieść jedynie do możliwości starszych braci, gdyż na tle konkurencji z tego samego przedziału cenowego Enyo często mógłby służyć dla niej jako wzór wyważenia pomiędzy krągłością, energią i wyrazistością brylujących w niskich rejestrach instrumentów. Proponując pokazujące za i przeciw opiniowanej konstrukcji, świadomie wybrane z całego procesu testowego propozycje płytowe rozpocznę od muzyki sakralnej Buxtehudego formacji The Purcel Quartet „Membra Jesu Nostri”. Jak można było się spodziewać, całość kompilacji za sprawą wprowadzenia do dźwięku wysmakowanej estetyki lampy wypadła nader ciekawie. Czy to damska wokaliza, czy oczekujące fajnej dawki wysycenia instrumentarium z epoki świetności tej muzyki, wszystko zdawało się dziękować mi, że tym razem do zaopiniowania trafił mogący pochwalić się wprowadzaniem do muzyki pewnego rodzaju duchowość wzmacniacz lampowy, a nie stawiający na bezduszne taktowanie każdej frazy tranzystor. Ale to nie koniec zalet Bułgara, gdyż nasz bohater bardzo dobrze radził sobie również z tematem oddania akustyki goszczącego muzyków kościoła, pokazując jego rozmach tak w sferze wysokości, jak i metrażu posadzki. Idąc dalej, tym razem na recenzencki tapet wezmę stawiający na wycyzelowanie każdej nuty jazz spod znaku ECM, a dokładnie mówiąc najnowszy krążek Bobo Stensona w trio zatytułowany „Contra La Indecisión”. I co, tutaj również same ochy i achy? Powiem tak. Dla mnie to wydarzenie muzyczne podobnie do twórczości Buxtehudego, czy Monteverdiego również sprawiało bardzo dużo przyjemności ze słuchania. Owszem, kilka akcentów wypadło zbyt lampowo, czyli słodko i miękko, ale nie mogę powiedzieć, że było źle, gdyż muzyka nie utraciła tak ważnego dla jej witalności oddechu, czyli tłumacząc jak chłop krowie na rowie, nie zanotowałem uśredniającej przekaz wirtualnej woalki a jedynie dodatkową szczyptę płynności dźwięku. I gdy na całej operacji z wysyceniem i podgrzaniem temperatury bardzo zyskiwał majestatyczny fortepian, to w pracy kontrabasu czuć było lekkie zaokrąglenie jego konturów, a bardzo ważne dla tego rodzaju muzyki talerza bębniarza mieniły się w zbyt ciemnym odcieniem złota. Jednak natychmiast chciałbym przyjść w sukurs wzmacniaczowi i wyraźnie zaznaczyć, że wielbiciele lamp będą z takiego podania dźwięku bardzo ukontentowani. To po co to całe zamieszanie? Otóż przywołuję te aspekty jedynie w celach dokładnego pokazania pomysłu na muzykę pochodzącego z Bułgarii wzmacniacza, a nie z chęci jego deprecjonowania. Jestem tutaj po to, aby w miarę czytelnie wyłożyć zalety i wady konstrukcji, a bez takich dociekliwych analiz niczego sensownego się nie dowiecie. Ok., koniec tłumaczenia się, co samoczynnie formułuje kolejne pytanie typu: „A co z mocniejszymi nurtami?”. W tym przypadku wesprę się koncertami Kena Vandermarka z krakowskiej Alchemii. Tak, czuć było wyraźną estetykę krągłości i lekkiego spowolnienia lampy w szybkości grania free-jazzowego zespołu, ale w zamian otrzymałem fantastycznie brzmiący saksofon frontmena (Ken Vandermark) i energię masywnej stopy perkusji. To była ewidentna sytuacja oddawania czegoś za coś, ale biorąc pod uwagę cenę wzmacniacza i jedynie delikatne dryfowanie dźwięku w odmienną od znanej mi na co dzień stronę, z czystym sumieniem jestem w stanie stwierdzić, że i w tym przypadku bułgarski wojownik wyszedł z pojedynku z tarczą.

Wpinając tytułową integrę w mój tor audio mocno zastanawiałem się, jak zmuszające konstruktora do zmieszczenia się w zaplanowanym budżecie oszczędności wpłyną na finalne brzmienie wzmacniacza. Czy postawił na będącą bliższą tranzystorom szybkość ewidentnie narażając się tym obozowi ortodoksyjnych lampiarzy. A może zbyt mocno popłynął z prądem szklanych baniek i zestroił swoisty ulepek, a nie tętniący życiem świat muzyki. Po analizie tego testu stanowczo stwierdzam, iż nie ma mowy o odejściu od estetyki konstrukcji lampowych, ale dźwięk został podany tak, aby przemieszczające się w próżni elektrony były nadającą smaku muzyce z wyczuciem dodaną egzotyczną przyprawą, a nie zabijającą piękno tworów nutowych, dominującą w każdym jej aspekcie swoistą warząchwią soli kuchennej. Gdzie w takim razie widzę tytułowy wzmacniacz? Prawie u każdego, kto kocha muzykę przez duże „M”. Dlaczego prawie? Otóż Przed wpisaniem Enyo na listę odsłuchową musicie przyznać się przed sobą jak na spowiedzi, czy przed jego wizytą nie macie problemów z nadmierną soczystością przekazu prywatnej układanki. Jeśli tak, ewentualną porażkę typu zbyt duża otyłość dźwięku zrzucicie na niego, tymczasem ja, mając go u siebie przez kilka tygodni, w mocno zagęszczonym już na starcie systemie wiem, że owszem stawia na muzykalność i wysycenie, ale nie w stopniu przekraczającym zdrowy rozsądek. Zatem jeśli nie macie sobie nic do zarzucenia, nic tylko brać najnowsze dziecko Thrax’a na prywatną sesję odsłuchową. Co prawda sukcesu nie jestem w stanie zagwarantować, ale jedno jest pewne, zważywszy, że mamy do czynienia z umiejętnie dozującą plastykę lampą, nie będzie to stracony czas.

Jacek Pazio

Dystrybucja: RCM
Ceny:
Thrax Enyo: 10 350 €
Moduł DAC z BT 4.0: 1995 €
Moduł streaming do DACa: 820 €
Moduł RIAA MM/MC: 895 €

Dane techniczne:
Moc wyjściowa: 2 x 50W
Wejścia analogowe: 3 pary RCA, 1 para XLR
Pobór mocy: 350 W
Wymiary (S x G x W): 440 x 480 x 190 mm
Waga: 26 kg

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0, przetwornik D/A Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Enyo

Thrax Enyo
artykuł opublikowany / article published in Polish

Bułgarskiego Thraxa naszym wiernym Czytelnikom przedstawiać nie trzeba, jednak o ile do „dzielonek” sygnowanych przez Rumena Atrarskiego zdążyliście się już z pewnością Państwo przyzwyczaić, to teraz przyszła pora na coś nieco bardziej kompaktowego – lampowy wzmacniacz integrowany Enyo .

cdn. …