Z punktu widzenia nawet średnio zorientowanego audiofila malownicza Słowenia analogiem stoi. Nie dość bowiem, iż znajdziemy tam będącą ucieleśnieniem marzeń całkiem sporego grona akolitów znaną i lubianą manufakturę Kuzma Audio, miłośnicy nieco mniej mainstreamowych produktów mogą cieszyć oczy i uszy gramofonami Pear Audio, jak daleko nie szukając recenzowany na naszych łamach Little John, a przeprowadzając się nieco dokładniejszy research na dedykowane właśnie „szlifierkom” 25 warstwowe, carbonowe platformy antywibracyjne MK Acoustics trafić można. Okazuje się jednak, że to zaledwie jedna strona medalu, gdyż wystarczy nieco szersza perspektywa, by odkryć, że i miłośnicy bardziej spersonalizowanych, znaczy się słuchawkowych doznań nausznych mają w czym wybierać. Piję w tym momencie do działalności rękodzielniczej człowieka wielu talentów, czyli niejakiego Blaža Erzetiča, który będąc z wykształcenia elektronikiem, z zamiłowania muzykiem, w tzw. międzyczasie realizując się również w roli projektanta, ilustratora, fotografa oraz wykładowcy na dwóch słoweńskich uniwersytetach: University of Arts oraz University of Natural Sciences postanowił powołać do życia Erzetich Audio. I to właśnie pod tą marką oferuje pięć wzmacniaczy słuchawkowych, których ceny oscylują od 499€ za podstawowego Bacillusa do wycenionego na 4 000€ topowego Deimosa oraz trzy modele słuchawek (Thalia za 599€, Mania za 1 199€, Phobos za 1 999€). Skoro jednak niniejsza epistoła zawisła w dziale muzycznym, to tym razem nie o sprzęcie będzie lecz o muzyce, a dokładnie o trzech wydanych pod marką Erzetich Audio złotych płytach … CD.
Tak, tak – CD, gdyż choć zaczęliśmy od domeny analogowej i aparatury jej eksplorację umożliwiającej, to właśnie fizycznymi nośnikami wydanymi na szlachetnym kruszcu przyszło mi się zająć. W dodatku pod postacią bądź co bądź niekoniecznie przez część odbiorców poważanych samplerów. Zanim jednak zrezygnują Państwo z dalszej lektury spodziewając się peanów na temat wymuskanych poza granice przyzwoitości audiofilskich smętów prosiłbym o chwilę uwagi i cierpliwości. Chodzi bowiem o fakt, iż tym razem będą to nieco inne pod względem stylistycznym i wykonawczym kompilacje. Podejrzewam, że za taki stan rzeczy odpowiadają osobiste gusta Blaža Erzetiča, który sam siebie określa mianem fana industrialnej estetyki, brutalizmu, natury i zakręconego/gotyckiego humoru, co samo w sobie już jest ciekawe, jednak pełny obraz sytuacji dają dopiero popełnione przez niego płyty. Wystarczy bowiem wspomnieć, że Blaž Erzetič ma na koncie cztery pełnowymiarowe krążki, których klimat śmiało można zdefiniować, jako nad wyraz intrygującą i nie mniej depresyjną mieszankę Dark Electro z gotyckim i industrialnym rockiem. Jeśli jesteście państwo ciekawi i chcecie na własne uszy się przekonać, jak to brzmi służę stosownymi namiarami. Otóż w pod banderą formacji Amateur God wyszły „Near Life Experience”, „Around The Corners Of Our Minds” i „Xenofeelia”, a pod szyldem El Soter krążek „Appletree of Discord”. Robi się ciekawie? Ano właśnie. A jak zerkniemy na listę szczęśliwych użytkowników i rekomendujących słoweńskie specjały artystów, wśród których są m.in. Amalie Bruun (vel Myrkur), Anneke Van Giersbergen, Doro Pesch, czy Al Jourgensen, to poprzeczka oczekiwań powinna jeszcze podskoczyć.
I tu mamy kolejny gwałtowny zwrot akcji, gdyż zamiast oferty niszowych brzmień skierowanych do garstki koneserów gatunków niekoniecznie uznawanych za cywilizowane Erzetich Audio za punkt honoru postawiło sobie udowodnić, że promując muzyków, których ogół odbiorów raczej nie będzie w stanie kojarzyć z pierwszych stron gazet i playlist komercyjnych rozgłośni, choć przy chociażby odrobinie dobrej woli będzie w stanie znaleźć ich twórczość w ofercie najpopularniejszych serwisów streamingowych, da się stworzyć kompilacje dalekie od miałkości. Krótko mówiąc nie będzie to jakiś totalny underground a jednocześnie, zgodnie z zapewnieniami wydawcy, powinniśmy otrzymać składanki na swój sposób lekkie, łatwe i przyjemne, zarazem spełniające wyśrubowane audiofilskie standardy jakościowe. Co ciekawe pomimo nader jasno zdefiniowanego profilu słoweńskiej manufaktury nigdzie nie napotkałem wzmianki, by sama realizacja, czy też mastering zostały dokonane z myślą o słuchawkofilach.
I tak też jest w rzeczywistości, gdyż niezależnie od tego, czy złote krążki lądowały w systemie stacjonarnym, czy też pieściły me uszy otulone słuchawkami, każdorazowo w mych notatkach pojawiały się wzmianki o świetnym – zarazem rozdzielczym, naturalnym i nieprzesadzonym brzmieniu utworów utrzymanych w klimatach szeroko rozumianego pop-rocka, folku, bluegrassu, czy indie. Ba, pomimo dość bezpiecznych linii melodycznych sprawiających, że z jednej strony udało się uniknąć zbyt gwałtownych przeskoków stylistycznych a z drugiej jednocześnie nic tak naprawdę nie zapada na dłużej w pamięć, po każdej kilkudziesięciominutowej sesji ani razu nie miałem poczucia straty czasu. Spora w tym zasługa jakże sporadycznie spotykanej obecnie zgodnej z rzeczywistością dynamiki. Próżno tu szukać wszechobecnego „loudness war”, więc ciche pasaże ledwie muskają nasze zmysły a dynamiczne spiętrzenia dźwięków pokazują na co tak naprawdę stać nasz system. Warto również wspomnieć, iż o ile pierwszy i trzeci krążek są zauważalnie bardziej popowo-syntetyczne, to już II-ka poprzez akcent postawiony na bardziej folkowo / soft-rockowy repertuar jest nader przyjemnym przerywnikiem. Z oczywistych względów oprócz autorskich pomysłów część artystów mniej bądź bardziej świadomie wpisuje się w stylistykę lansowanych przez czołowych reprezentantów poszczególnych nurtów, więc mając jako takie rozeznanie w tym co w trawie piszczy z łatwością powinniśmy wyłapać, iż np. Dylana Dunlapa śmiało można umieszczać na playlistach razem z Coldplay a Deborah Henriksson wydaje się oczywistą kontynuacją kolekcji albumów Loreeny McKennitt. I bynajmniej nie chodzi mi w tym momencie o jakieś daleko idące zapożyczenia, co raczej przynależność do określonego zbioru tożsamych z konkretnym nurtem muzycznym środków artystycznego wyrazu.
Niezmiernie cieszy mnie również fakt dopieszczenia „normalnej” – mainstreamowej muzyki, co jest bezdyskusyjnym dowodem na to, że również taka popularna dźwiękowa strawa może i powinna być z odpowiednią dbałością grana i nagrywana. Jest to o tyle istotne, że chyba nie trzeba nikomu uświadamiać niezbyt optymistycznie nastrajającej sytuacji, gdy licząc na dobrze nagrany i zagrany POP, czy tzw. muzykę rozrywkową, wybór ogranicza, a raczej ograniczał się praktycznie do rynków azjatyckich (vide „Perfect Crime” Mai Kuraki) i pojedynczych wypustów remasterów sygnowanych przez MoFi. A tutaj mamy coś, co nieobytych ze „sztuką wyższą” słuchaczy nie wygoni sprzed głośników a złotouchej braci nie sprawi przykrości stając się nader sympatycznym umilaczem rodzinnych spotkań.
Powiem szczerze, że kiedy z propozycją rzucenia uchem na ostatni, wchodzący w skład tytułowego trzypaku, krążek skontaktował się ze mną Blaž Erzetič, nie miałem bladego pojęcia czego się spodziewać. Z reguły audiofilskie samplery powstają po to, by maksymalnie wyeksponować walory soniczne nie tyle zawartości samych krążków, co systemów je reprodukujących. Dlatego też do tematu podchodziłem z uzasadnioną ostrożnością. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że tym razem to właśnie muzyka, i to pozornie ta najzwyklejsza – najbardziej popularna i obecna nieraz jako szum tła, ma grać pierwsze skrzypce a zamiast pojedynczego krążka ze Słowenii dotarły do mnie trzy płyty. Jednak w tym wypadku od przybytku głowa nie boli i proszę mi wierzyć na słowo, że nawet przesłuchanie ich za jednym podejściem nie powinno powodować u Państwa oznak przesytu. Z detali natury porządkowej zwrócę jeszcze uwagę, iż Wydawca do każdego krążka załącza krótkie charakterystyki artystów, którzy na nim się znaleźli, co znacząco ułatwia dalsze działania natury eksploracyjnej, a te znając życie część z zainteresowanych podejmie już w trakcie pierwszych odsłuchów.
I dosłownie na koniec dość istotny drobiazg, czyli cena tych audiofilskich, wydanych na szlachetnym złocie krążków, która wbrew zdrowemu rozsądkowi i galopującej inflacji bynajmniej audiofilska nie jest i wynosi … 10€ (z przesyłką!) za szt. Jeśli więc zastanawiacie się Państwo, czy warto sobie na takie szaleństwo pozwolić podpowiem, że po trzykroć tak, gdyż po pierwsze z powodzeniem możecie najpierw namierzyć poszczególne utwory np. na TIDAL-u a potem dysponując już fizycznym nośnikiem zweryfikować we własnych systemach czy rzeczywiście wieszczona od lat śmierć formatu CD i dominacja tak plików, jak i streamingu są drogą w dobrą stronę. Nie chcę w tym momencie psuć Wam zabawy i uprzedzać faktów, ale jedynie nieśmiało zasugeruję, iż krążki sygnowane przez Erzetich Audio mogą okazać się trudnymi do zastąpienia nośnikami ulubionych melodii.
Marcin Olszewski
Gold
01 Mark Newman – Until the Morning Comes
02 The Inoculated Canaries – Who Are You
03 The Blue Dolphins – I Talk to the Wind
04 Jordan Paul – Fall Asleep
05 Alice Callari – Free
06 Katie Ainge – All Out of Options
07 The Fairest and Best – Celebrity
08 Mason Murphy – Let It Rain
09 Lamontt – Holdin It In
10 Tim McNary – Be With Me
11 Sweet Soubrette – Big Celebrity
12 Catherine Duc – Owen’s Boat
Gold II
01 The Eves – Christmas in Summertime
02 AZTEX – Cloudy Vision
03 Darius Lux – Living the Dream
04 Evie Joy – Expiration Date
05 Dylan Dunlap – What We Had
06 Deetrich – No Job No Money
07 Binary Boyz – Far Away (Acoustic Version)
08 G Ko – Right
09 Lovescandal – Lean on Me
10 Viperstone – Footsteps
11 Nya Crea – Someway Somehow
12 Deborah Henriksson – Calling
Gold III
01 Baker Grace – BYFM
02 Razteria – Why
03 Phonix – Miracle
04 Lipford – Run Away
05 LUME – Silent
06 Michael Wilford – Rattle My Bones (feat. Sail Cassady)
07 UNA – Elephant Girl
08 PELA – In the Young
09 Tart Vandelay – Silver Skies
10 Possimiste – Amazon
11 Bernardine – Horizon
12 LOLAH – Back in Time
13 The Watters – Can’t Hold Onto Time
14 Wonky Tonk & The HiLife – Lessons
Najnowsze komentarze