Opinia 1
Zakładam, iż choć zarówno dla większości naszych Czytelników, jak i nas samych niderlandzka marka Extraudio kojarzy się gównie z high-endową elektroniką w stylu „pomarańczowej dzielonki” XP5 & XP-A1500, czy też autorskiego DAC2, to warto mieć świadomość, iż w jej portfolio znajdziemy również zaskakująco szeroki wachlarz okablowania. Co ciekawe o ile podstawowe modele wzmacniaczy, bądź przetworników cyfrowo-analogowych startują od zaporowego dla sporego grona potencjalnych zainteresowanych poziomu ok. 50 kPLN, czyli tam, gdzie część nieco lepiej rozpoznawalnej konkurencji kończy zazwyczaj swoje występy, to pod względem okablowania ekipa z Leidschendam jest zdecydowanie łaskawsza dla portfeli nabywców. Okazuje się bowiem, że ceny zaczynają się już od ok. 3-4 kPLN za otwierającą katalog serię One. I to właśnie z niej, na dobry początek, postanowiliśmy wyłuskać wpasowującą się w ostatnio przez nas uskuteczniany maraton cyfrowych interkonektów łączówkę USB o wszystko mówiącym oznaczeniu Extraudio USB One.
Nie da się ukryć, że po dopiero co opisywanym, bezwstydnie pyszniącym się złotem ZenSati sILENzIO nasz dzisiejszy gość prezentuje się nad wyraz skromnie i to zarówno pod względem przekroju, co ogólnie dość zgrzebnej aparycji. Jednak zamiast krytyki należą mu się za to komplementy, gdyż o ile przy reprezentowanym przez Duńczyka ultra high endzie wszystko musi być na tip-top, z górnej półki i najczęściej wręcz ociekać luksusem, o tyle na stricte budżetowym poziomie zamiast trwonić budżet na kosztowne oploty, jubilerską konfekcję i butikowe szkatułki zdecydowanie rozsądniej skupić się na wsadzie materiałowym i co za tym idzie brzmieniu. I właśnie z takiego, co by nie mówić, słusznego założenia wyszedł tytułowy producent jasno dając do zrozumienia, że decydując się na „jedynkę” płacimy wyłącznie za dźwięk a nie „wartość pozorną”, czyli np. „fancy look” rebrandowanego „drukarkowca”. Zgodnie bowiem z zapewnieniami wytwórcy One przyodziano w „ekskluzywną”, ultra-cichą tekstylną koszulkę a ukryte pod nią miedziano-grafitowe przewodniki poddano obróbce kriogenicznej wieńcząc dzieło ferrytowym pierścieniem i pozłacanymi wtykami. Od siebie jeszcze dodam, iż USB One ze względu na swoją wiotkość jest również niezmiernie wdzięczny pod względem układania za łączonymi nim urządzeniami, więc jeśli nie macie Państwo za nimi zbyt wiele przestrzeni, to warto zwrócić na niego uwagę chociażby z tego względu.
Jak się jednak okazuje nie tylko z racji podatności na zginanie niderlandzka łączówka powinna znaleźć się na celowniku osób poszukujących czegoś więcej aniżeli podstawowej rynkowej oferty przewodów USB. Jak się z pewnością Państwo domyślacie kolejnym argumentem „za” jest również jego „brzmienie” a dokładnie sygnatura jaką na nim odciska. A ta w dość oczywisty sposób przywodzi, przynajmniej mi, na myśl to, co przez kilka ładnych lat w moim systemie reprezentowała sobą japońska fidata HFU2. Mam w tym momencie na myśli uzależniającą od pierwszych taktów, opartą na doprawionej dyskretną nutką wyrafinowanej słodyczy i iście jedwabistej gładkości … muzykalność. W dodatku muzykalność niezawłaszczającą sobie całości prezentacji, więc zostawiającą jeszcze miejsce na rozdzielczość, czy dynamikę, bez których całość mogłaby zabrzmieć zbyt asekuracyjnie, czy wręcz nudno. Przykładowo prog-rockowy „Third Degree” Flying Colors to fenomenalny, lecz zarazem szalenie wymagający od systemu krążek, gdyż nie dość, że niemalże w każdej jego minucie dzieje się tyle, że spokojnie starczyło by niejednej formacji na cały i to znacznie przekraczający „radiowe obwarowania” utwór, to jeszcze całość podana została odrobinę zbyt lekko i zwiewnie, wiec wokal Caseya McPhersona jest o włos od krzykliwości i ofensywności, standardowo, znaczy się ponadnormatywnie rozbudowany, zestaw perkusyjny Mike’a Portnoy’a brzmi nieco anorektycznie (szczególnie anemicznie kopiąca stopa) a gitara Steve’a Morse’a usilnie stara się zdjąć nam płytkę nazębną. Oczywiście powyższy opis jest ewidentnym przejaskrawieniem i w pełni zamierzoną przesadą, lecz proszę mi wierzyć, że lepiej nie sięgać po to wydawnictwo, gdy zależy nam na pokazaniu jaką dynamiką i zejściem dysponuje nasz wymuskany system. A tytułowa łączówka Extraudio może nie tyle naprawia wszystkie powyższe grzechy lecz w pewien autorski i nie ma co ukrywać nader udany sposób je tonizuje, finalnie normalizując i sprowadzając całość do zdecydowanie bardziej akceptowalnej postaci. Nie oznacza to jednak zgaszenia, czy wręcz zamulenia przekazu, lecz delikatne przesunięcie równowagi tonalnej ku dołowi, ozłocenie cykającej góry i nadanie całości odpowiedniej saturacji. Całe szczęście nienaruszone pozostały napowietrzenie i swoboda panująca na scenie, wiec pomimo powyższych zabiegów uzdatniająco – upiększających muzyka nie straciła jakże potrzebnego oddechu i witalności.
A jak Extraudio USB One radzi sobie na wydawnictwach, gdzie nic poprawiać nie trzeba, jak np. na „Echoes Of The Inner Prophet” Melissy Aldana? Powiem szczerze, że na wysoce satysfakcjonującym poziomie. Może nie ma takiej rozdzielczości i wyrafinowania, czy też żywiołowości jak stanowiący punkt odniesienia ZenSati Zorro, lecz łącząc gładkość wspomnianej wcześniej fidaty z koherencją Vermöuth Audio Reference USB skupia się na aspekcie emocjonalnym i prezentacji spektaklu muzycznego jako nierozerwalnej całości a nie rozbijaniu dźwięków na atomy i inspekcji zazwyczaj zacienionych zakamarków. Nie mamy jednak do czynienia ze ślizganiem się jedynie po powierzchni bez ambicji zagłębiania się w dalsze plany, lecz z pewnym punktem widzenia, autorską narracją, w której rozkład akcentów jest taki a nie inny a jedynie w upodobaniach odbiorcy upatrywać należy, czy będzie mu z nim po drodze. Wracając jednak do przywołanego jazzowego albumu warto nadmienić, iż zarówno definicja źródeł pozornych, jak i precyzja umiejscowienia ich na scenie nie wywoływały niedosytu a kreślenie ich konturów nieco grubszą aniżeli mam na co dzień kreską nie powodowało utraty możności dokładnego wskazania gdzie kto stoi i z czego / jak wydobywa określone dźwięki.
Nie da się ukryć, że posługując się kolokwialnym słownictwem Extraudio USB One to bardzo „fajny” przewód. Przede wszystkim nawet w wysokiej klasy systemach niczego nie powinien zepsuć oferując jakże potrzebne podczas eksploracji plikotek zawierających nie zawsze referencyjnie zrealizowane pozycje wspomniane muzykalność i gładkość. Za to w zdecydowanie bardziej budżetowych konfiguracjach, w których z racji swojej niebudzącej kontrowersji ceny jego racja bytu wydaje się zdecydowanie bardziej uzasadniona przyjemnie wysyci i metaforycznie rzecz ujmując „zdecyfryzuje” przekaz.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact; Vitus SCD-025mkII
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Pamiętacie radośnie prezentującą się, srebrno-pomarańczową niderlandzką elektronikę (pre-power) Extraudio? Tak tak, to ten brand od ostatnio testowanego, czarno-złotego przetwornika DAC2. Co z nim nie tak? Spokojnie, żadnych dramatycznych tąpnięć, tylko dostarczona spod jego skrzydeł kolejna ciekawa propozycja testowa. Co tym razem pojawiło się w naszych okowach? Otóż po dwóch starciach z konstrukcjami generującymi dźwięk, tym razem chełmżyński dystrybutor Quality Audio zaproponował do testu będący istotnym elementem toru dla wszystkich użytkowników systemów plikowych, rozsądnie wyceniony kabel cyfrowy Extraudio USB One. Z wyglądu skromny, jednak w kwestii brzmienia zaskakująco kompetentny. Czyli? Niestety wstępniak nie jest miejscem do wykładania kawy na ławę, dlatego potencjalnych zainteresowanych rozwikłania określenia „kompetentny” zapraszam do lektury poniższego tekstu.
Jeśli chodzi o budowę naszego bohatera, wiemy, iż sygnał prowadzony jest drutem wykonanym z mieszanki miedzi i grafitu. W jego trzewiach znajdziemy dodatkowo podwojony rdzeń ferrytowy. Podążając za ostatnio częstymi praktykami poddano go obróbce kriogenicznej. Zastosowane wtyki mogą pochwalić się pozłacanymi pinami. Zaś pakiet danych wieńczy informacja o nieprzypadkowej, bo likwidującej zakłócenia cyfrowe, RFI długości 1.8 m. Mało? Być może dla dociekliwych odbiorców tak, jednak dla większości z nas taki pakiet informacji jest zupełnie wystarczający, bowiem clou tej konstrukcji jest jej brzmienie, a nie bardziej lub mniej kwieciście opisane dane techniczne.
Gdy dobrnęliśmy do części poświęconej brzmieniu USB One, przyszedł czas na przybliżenie moich intencji użycia słowa „kompetentny” w określaniu jego sposobu na muzykę. Być może kogoś zaskoczę, ale chodzi li tylko o fakt unikania przez naszego bohatera ekstremalnych, a przez to ryzykowanych działań na polu dosadnego kreowania świata muzyki, na rzecz poświęcenia wydobycia z niej jak największego pakietu muzykalności. Żadnego siłowego wyciskania tak zwanych ostatnich soków w temacie wyrazistości skrajów pasma akustycznego – piję do ostrego krawędziowania basu i centrum pasma wspieranego ekstremalnym doświetlaniem najwyższych rejestrów, w zamian zaś pokazanie piękna wybrzmień i esencjonalności bardzo spójnie zaprezentowanego materiału. Materiału, który z jednej strony mógł pochwalić się znakomitym poziomem soczystej płynności, zaś z drugiej wyraźnie zdefiniowaną, niezbędną do odnalezienia się w wirze wydarzeń scenicznych energią. Oczywiście sama waga dźwięku i jego uderzenie nie jest w stanie oddać tkwiącej w materiale radości i wielobarwności, dlatego bardzo istotnym elementem przekazu było dodatkowo umiejętne pokazanie dźwięcznych, acz pracujących w służbie nadania swobody prezentacji, czyli bez jakichkolwiek zapędów do chadzania swoimi drogami najwyższych rejestrów. Suma summarum wszystkich wyartykułowanych składowych było szukanie w muzyce piękna stawiającego na jej dobrze rozumianą, bo odpowiednio zwartą i dźwięczną krągłość. Jednak zawczasu zaznaczam, całość okazała się być na tyle dobrze wyważona w swej estetyce, że bez najmniejszych problemów znalazła nić porozumienia z moim, już samym w sobie dobrze zdefiniowanym w tej materii systemem. Powiem więcej. Ani razu nie złapałem zestawu na problemach w wizualizacją nawet najbardziej wymagających instrumentalnych pasaży. Chodzi oczywiście o rozdzielczość nie tylko basu ale w szczególności średnicy, które w przypadku stawiania systemu na dobre osadzenie w masie często mają problemy z poprawnym oddaniem krawędzi wirtualnych bytów. Fajnym przykładem utrzymania dobrego timingu i pokazania dobrego pakietu informacji tych zakresów była jazzowa płyta Bobo Stenson Trio „Goodbye”. Chodzi oczywiście nie tylko raz mocną, a innym razem delikatną pracę perkusji, ale w szczególności nieobliczalność wizualizacji kontrabasu. Czasem szybkiego, oferującego kawalkady szybkich szarpnięć, a czasem dostojnego w wektorze rozciągnięcia zawieszenia w eterze, który zbyt mocno skondensowany w domenie rozwibrowania strun i dodatkowo nazbyt zmiękczony w kwestii rysującej jego brzmienie krawędzi zazwyczaj okazuje się nudnym, bo zlanym w jeden impuls dawcą brzdąknięć. Tak, tak, analizując powyższe zdanie dobrze zauważyliście, dla mnie kontrabas jest jednym z najważniejszych instrumentów definiujących umiejętności systemu. Chodzi bowiem o to, że z pozoru będąc mocno rozdmuchanym w kwestii rozmiaru, przy tym krągłym, za to z przyjemnym wcięciem w pasie pudłem rezonansowym z czterema obecnie syntetycznymi lub drucianymi strunami, pokazany z pełnią drzemiącej w nim wirtuozerii aż nadto dosadnie pokazuje w dzisiejszym przypadku jakościowe możliwości testowanego kabla USB. I jeśli dany produkt tak jak dzisiejszy punkt zapalny spotkania wyjdzie ze starcia z nim z tak zwaną tarczą, nie mam najmniejszych oporów zaliczyć delikwenta do bardzo udanych konstrukcji. Naturalnie w oparciu o powyższy opis kabel Extraudio może pochwalić się estetyką brzmienia skierowanego bardziej na muzykalność, niż na wyczynowość, jednak nie zmienia to faktu, że to co robi, robi znakomicie.
Czy bazując na swoich spostrzeżeniach widzę dla naszego bohatera jakieś potencjalne konfiguracyjne niebezpieczeństwa? Oczywiście promil całkowicie niekompatybilnych zestawów zawsze się znajdzie. Jednak zapewniam, to naprawdę musi być bardzo zmanierowany set, aby z jednej strony muzykalny, ale z drugiej pełen wigoru i lotności kabel powiedział pas. Osobiście mimo wielu wizyt u znajomych, a przez to posiadanie sporej wiedzy na temat różnorodności ich brzmienia dotychczas nie spotkałem mogącej zmarnować potencjał Extraudio USB One. A jeśli tak i jesteście w trakcie doboru tego rodzaju okablowania, grzechem byłoby beztroskie pominięcie tytułowej konstrukcji w procesie doboru tej najodpowiedniejszej. Tym bardziej, ze na tle obecnego szaleństwa cenowego w kwestii pozycjonowania w tej wykładni zachowuje zdrowy rozsądek.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Dystrybucja: Quality Audio
Producent: Extraudio
Cena: 3 700 PLN / 1,8m
Najnowsze komentarze