Opinia 1
Od razu na wstępie lojalnie ostrzegę, iż tym razem będzie nawet nie tyle nad wyraz nietypowo, co wręcz wbrew wszystkim głównym dogmatom głoszonym przez mądre głowy marketingu. Mija bowiem dwa i pół roku od mocno konspiracyjnie debiutującego na naszych łamach, przypominającego post-industrialną, loftową instalację elektryczną przewodu zasilającego Argento Audio Flow Master Reference Extreme Power a w tzw. międzyczasie ani producent, ani, co jest w tym momencie jedynie następstwem pierwszego, rodzimy dystrybutor nie wzbogacili zawartości własnych stron internetowych o chociażby lakoniczną wzmiankę, o pełnej charakterystyce, wylistowaniu wchodzących w skład linii modeli i cenniku, nawet nie wspominając. Krótko mówiąc zero oficjalnych materiałów informacyjnych, zero medialnego szumu, czy nawet prób mniej, bądź bardziej zawoalowanych działań mogących uchodzić za promocję. Czyżbyśmy mieli zatem do czynienia z niemalże wzorcowym przykładem kablarskiego undergroundu, bądź tak ścisłej limitacji, że tylko wybrani – nader nieliczni szczęśliwcy są o jego istnieniu informowani i jeśli tylko szczęście im sprzyja dostępują zaszczytu posłuchania? Najdelikatniej rzecz ujmując nie wykluczam takiej opcji, jednakże z tego, co dane było mi wyciągnąć od samych zainteresowanych sprawa jest zdecydowanie mniej tajemnicza i wynika ze zwykłej prozy życia oraz ludzkiej natury. Okazuje się bowiem, iż FMRE (Flow Master Reference Extreme) bez całej, wydawać by się mogło koniecznej marketingowej otoczki, sprzedają się wręcz doskonale, oczywiście jak na produkt stricte high-endowy, a za ogólnoświatową propagacją „duńskich ekstremistów” stoi zorganizowana siatka dealerów i zadowoleni nabywcy. Warto bowiem mieć świadomość faktu, iż brać audiofilska to w większości przypadków rozrzucone po błękitnej planecie większe, bądź mniejsze, dość hermetyczne społeczności, których członkowie zdecydowanie bardziej ufają opiniom współczłonków aniżeli nawet najbardziej kwiecistym opisom komercyjnym. Skoro jednak czytacie Państwo te słowa, to niezbity dowód na to, że jednak od czasu nawet tak undergroundowe delikatesy wypływają na powierzchnię oficjalnych massmediów. Dlatego też z niekłamaną radością zapraszamy Was na spotkanie z kompletem dostarczonego przez katowicki RCM okablowania Argento Audio Flow Master Reference Extreme składającego się ze wspomnianego i mającego swoje przysłowiowe pięć minut przewodu zasilającego, zbalansowanych interkonektów i przewodów głośnikowych.
Wbrew obiegowej opinii mówiącej, iż czerń działa odchudzająco powyższe zdjęcia nader dobitnie pokazują, że może i jest w tym ziarnko prawdy, lecz reguła ta działa najwidoczniej do pewnego poziomu. Nie da się bowiem ukryć w pełni namacalnego faktu, że flagowe Argento są imponujących gabarytów i co nie mniej istotne ich postury idą w parze z równie zauważalną wagą. To nie są ażurowe konstrukcje w stylu in-akustik Reference LS-4004 AIR Pure Silver, lecz rasowe „dyszle” ze ściśle upakowanymi srebrnymi żyłami. Same koszulki w dotyku przypominają jedwab a firmowa konfekcja dopełnia iście piorunującego efektu. I tu uwaga natury funkcjonalnej. Otóż każda z dzisiejszych propozycji jest nad wyraz wymagająca odnośnie wolnej przestrzeni koniecznej zarówno do jej ułożenia, jak i … aplikacji – podłączenia. Tak, tak, nie ma bowiem co ukrywać, iż począwszy od trzech równolegle poprowadzonych żył przewodów zasilających, poprzez monstrualne korpusy wtyków XLR i głośnikowych koniecznym jest wygospodarowanie jeśli nie metra, to co najmniej kilkudziesięciu centymetrów na możliwie jak najmniej karkołomne ułożenie duńskich kabliszczy. W dodatku wtyki „ścienne” przewodów zasilających są kompatybilne jedynie z gniazdami Schuko (bez bolca). I tu warto również zwrócić uwagę na pewną ciekawostkę, czyli różnice na tle „zwykłych” Flow Master Reference. O ile bowiem „niższe stanem” rodzeństwo zasilające przyobleczono w pojedynczą koszulkę a tu mamy do czynienia z potrójnym przebiegiem z utrzymującymi równoległość żył dystanserami, to już w przypadku XLR-ów role się niejako odwracają i FMR mają konstrukcję zbliżoną właśnie do zasilających FMR Extreme Power a z kolei same FMR Extreme XLR przyjęły formę dwóch dość luźno ze sobą splecionych przebiegów. Jedynie głośnikowce, pomijając zmianę umaszczenia wydają się być bliźniaczo podobne, oczywiście pomijając fakt bycia ich negatywami, do swoich protoplastów. Jeśli zaś chodzi o niuanse natury metalurgiczno-technicznej, to muszę Państwa rozczarować, gdyż producent uparcie milczy jak zaklęty, uznając zapewne, iż wiedza o budowie jego produktów nie jest komukolwiek do szczęścia potrzebna, gdyż nijakiego przełożenia na brzmienie nie ma. Dlatego też nie przedłużając dywagacji na temat tego co widać gołym okiem i co czuć pod palcami sugeruję przejść do części poświęconej brzmieniu dzisiejszych gości.
Przystępując do krytycznych odsłuchów i mając w pamięci to, co potrafiły i żywiąc cichą nadzieję nadal potrafią, przewody zasilające zachodziłem w głowę, czy przypadkiem pojawienie się w systemie pozostałych członków ich rodziny nie spowoduje przysłowiowej klęski urodzaju. Zanim jednak znalazłem odpowiedź na nurtujące mnie dylematy musiałem uzbroić się w cierpliwość i zdać na sumienność Jacka, gdyż próba aplikacji duńskich kabliszczy w moim skromnym systemie okazała się niemalże awykonalna. O ile bowiem przewody zasilające udało mi się zaaplikować bez większych problemów, to już interkonekty z racji swojej sztywności i imponującej na szerokość konfekcji wymagały dość poważnej rekonfiguracji zwyczajowego ustawienia a przy głośnikowcach zostałem niejako zmuszony do poddania walki z racji kapitulacji gniazd głośnikowych w moim dyżurnym Brystonie, którego twórcy najwyraźniej chęci podpięcia weń aż takich ekstremalnych wtyków nie przewidzieli. Krótko mówiąc umowny przedsmak 2/3 całości miałem u siebie a nauszną konsumpcję kompletnego zestawu okablowania dokończyłem w OPOS-ie. Niemniej jednak w obu systemach obecność duńskich ekstremistów dawała jednoznaczne efekty. Po pierwsze od razu spieszę uspokoić zainteresowanych, iż o nijakim przesycie firmową sygnaturą nie było mowy a po drugie i niejako przy okazji z łatwością można było obalić nie wiedzieć czemu pokutujący wśród audiofilów mit o osuszaniu i odchudzaniu dźwięku przez srebro. Cóż, jeśli ktoś używa nieodpowiednio zaimplementowanego a przy tym zanieczyszczonego surowca, to może takowe anomalie odnotowywać, jednakże w topowym wydaniu Argento nie sposób owych niezbyt pożądanych cech się doszukać. Ba, duńskie kable grają nie dość, że szalenie rozdzielczo, nie mylić ze zdecydowani niższych lotów detalicznością, to wręcz niezwykle plastycznie, żeby nie powiedzieć, że z lekką dozą przyciemnienia i tonizacji wszelakiej maści granulacji. Nie jest to może ten poziom dociążenia i spektakularności, co w Siltechach Triple Crown z załączonym ekranowaniem, ale śmiało można mówić o podobnej, zbliżonej estetyce z jednoczesnym zachowaniem nieco większego dystansu do słuchacza. Przykładowo na fenomenalnym, polifonicznym „Alpha & Omega” Cappelli Nova pierwszy rząd wokalistów wcale nie jest wypychany w kierunku słuchaczy, by tym jakże prostym, acz w większości przypadków skutecznym zabiegiem zintensyfikować ich pozorną namacalność. Zamiast tego dystans pomiędzy aparatem wykonawczym a odbiorca pozostaje w zgodzie tak ze stanem faktycznym, jak i zamysłem realizatora, dzięki czemu mamy nie tylko pełen wgląd w strukturę – ustawienie wokalistów Capelli Nova, lecz również wraz z dźwiękami bezpośrednimi docierają do nas wszelakiej maści dźwięki odbite, pogłosy i echa zebrane przez mikrofony. Krótko mówiąc otrzymujemy pełen pakiet informacji tak o zespole, lecz również o pomieszczeniu w jakim dokonano rejestracji. Niby mała rzecz a cieszy, gdyż nic tak nie psuje, przynajmniej w moim przypadku, przyjemności obcowania z tego typu, niezwykle uduchowioną i wymagającą skupienia również od samego odbiorcy muzyką, jak tak radykalne oczyszczenie atmosfery i skupienie się na samych solistach, że z sakralnych, bądź podobnych im gabarytem kubatur w sposób mniej, bądź bardziej zamierzony wykonawcy przenoszeni są do niemalże studyjnych i pozbawionych niemalże całkowicie pogłosu studyjnych, dedykowanych lektorom „budek”.
Całe szczęście swój potencjał FMRE pokazują również na zdecydowanie mniej dopieszczonych propozycjach. I choć nie oznacza to, że wszelakiej maści garażowe EP-ki, czy tez po macoszemu potraktowane i płaskie niczym stolnica realizacje nagle zaczną zachwycać trójwymiarowością i iście holograficznymi efektami, bo nawet z ww. okablowaniem takich cudów nikt o zdrowych zmysłach, w tym choćby poprawnym słuchu, Państwu nie obieca…. Chociaż nie, obiecać może, lecz owej obietnicy nie spełni. Czyli dalej będzie płasko i jazgotliwie a mizeria materiału źródłowego zostanie przez Argento może nie tyle bestialsko, co po prostu bez większych emocji obnażona. Jeśli jednak dysponować będziemy wsadem o jakości realizacyjno-muzycznym na poziomie „Black Market Enlightenment” Antimatter, to o efekt finalny nie będzie się co martwić. Dynamika będzie fenomenalna, namacalność bliska występom live a soczystość średnicy … akuratna. Piszę to z niekłamaną radością, gdyż duńskie okablowanie dalekie jest od sztucznego, choć przez co poniektórych nabywców, oczekiwanego dopalenia – dosaturowania barwowego. W zamian tego stawia na prawdomówność, czyli zdolność oddania naturalnej, realnej barwy reprodukowanych wokali i instrumentów. Dodając do tego fakt, iż operujemy na stricte high-endowym pułapie mamy zatem przysłowiowy recital wyłącznie na własny użytek a przestrzeń w jakiej się znajdujemy zależeć będzie wyłącznie od tego, po jaki krążek sięgniemy. Zero kompromisów, zero uproszczeń, tylko my i muzyka w swej pierwotnej, natywnej postaci.
Podobnie jak w przypadku wspominanych in-akustik Reference LS-4004 AIR Pure Silver oraz Siltechach Triple Crown użycie przez Argento srebra nie było celem samym w sobie a jedynie drogą, sposobem do oddania pełni informacji zapisanych w materiale źródłowym. O ile jednak z pewną doza ostrożności próbowałbym aplikacji przewodów głośnikowych Argento Audio Flow Master Reference Extreme do niskomocowych, triodowych wzmacniaczy, to już z mocnymi tranzystorami sprawdzą się wybornie. Co do zastosowania interkonektów i przewodów zasilających praktycznie żadnych uwag, znaczy się przestróg, nie mam za wyjątkiem rozsądku i realnej oceny ich „ciły nośnej”, czyli unikania sytuacji, gdy urządzenia nimi podpięte zaczęłyby niekontrolowanie zmieniać swoje położenie, bądź wręcz lewitować. A tak już zupełnie na serio Argento Audio Flow Master Reference Extreme to prawdziwa liga mistrzów i jeśli tylko znajdują się w Państwa zasięgu gorąco zachęcam do ich odsłuchu, gdyż szanse, iż dzięki swojemu wyrafinowaniu i całkowitej rezygnacji z efekciarstwa na rzecz liniowości i transparentności pozwolą Wam zakończyć poszukiwania idealnego okablowania. O ile tylko oczywiście dopuścicie możliwość istnienia takowego.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones / Synergistic Research MiG SX
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable; Synergistic Research Galileo SX SC
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC; Innuos PhoenixNet
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Jak mawia mój kolega, jak się bawić, to się bawić, a nie drobić jak z racji powagi tego jakże elitarnego zawodu naturalną koleją rzeczy bez wulgarnych przytyków, przysłowiowa gejsza. Co owe motto ma wspólnego z naszym dzisiejszym spotkaniem? Otóż bardzo wiele, gdyż po około dwóch latach od ujrzenia światła dziennego na naszych łamach testu flagowego okablowania zasilającego Argento Audio Flow Master Reference Extreme poszliśmy po tak zwanej bandzie i poprosiliśmy stacjonującego w Katowicach dystrybutora RCM o pełen set tego nomen omen ekstremalnie drogiego modelu od sieci począwszy, przez łączówkę, na secie kolumnowym skończywszy. Jak w oparciu o znany wielu z Wam temperament właściciela tego podmiotu gospodarczego można było się spodziewać, nie musieliśmy dwa razy prosić, bowiem natychmiast po niezobowiązującym anonsie z naszej strony, ze sporym wysiłkiem logistycznym w naszych progach zawitało kilkadziesiąt kilogramów srebra pozwalających okablować kompletny zestaw audio. Co dokładnie? Już zdradzam. Omawiany zestaw opiewał na dwa kable zasilające, jeden XLR oraz głośnikowy, co w naszym przypadku dzięki sterowaniu głośnością z regulowanego wyjścia przetwornika D/A dCS Vivaldi DAC 2.0 pozwalało zaspokoić dosłownie pełny pakiet potrzeb. Jaki był tego efekt? Oczywiście wstępniak nie jest dobrym miejscem na zdradzanie puenty, dlatego zainteresowanych zapraszam do lektury kilku poniższych, okraszonych spostrzeżeniami z pola walki, w miarę zwięzłych akapitów.
Niestety jak to ostatnimi czasy bywa, z uwagi na spore zainteresowanie podrabiającej wszystko co się da konkurencji, podobnie do niedawnego opisu kabla David Laboga System Audio Ruby Ethernet, również w tym przypadku informacje na temat budowy serii Flow Master Referencre Extreme są bardzo zdawkowe. Z tego co udało mi się dowiedzieć, mamy do czynienia ze znanym tylko producentowi splotem drucików opartych o srebro. Próbując opisać je dokładniej, bazując na zmyśle wzroku mogę tylko dodać, że w przypadku sieciówek jak na model Extreme przystało, każda z żył przez znaczącą długość kabla dzięki dedykowanym tulejom, jest prowadzonym równolegle do siebie bytem, co bardzo mocno determinuje ich zewnętrzne gabaryty. Jeśli chodzi o sygnałówkę, ta jest już dość często spotykaną skrętką dwóch pojedynczych przebiegów. Natomiast głośnikowy opiewa na cztery grube, czyli po dwa na kanał, oczywiście pojedyncze dla każdej połówki sygnału „ogrodowe węże”. Wszystkie kable ubrano w identyczną, w celach estetycznych opalizującą czarną plecionkę i zaterminowano firmowymi wtykami. Jako zwieńczenie całości projektu omawianego okablowania, nie tylko w celach pokazania nietuzinkowości produktu, ale również w dbałości jego bezpieczną logistykę, każdy kabel – z wyłączeniem sygnałowego – spakowano osobno w coś na kształt wykonanej z naturalnej świńskiej skóry prostokątnej aktówki.
Rozpoczynając opis wpływu aplikacji kompletnego okablowania Argento w mój tor, nie mogę nie przywołać mojego pozytywnego zaskoczenia z faktu, iż mocną stroną tego modelu drutów jest świetnie oddana energia i plastyka przekazu. Mało tego. Byłem bardzo rad, że owa, znakomicie słyszalna już po wpięciu samych kabli sieciowych struktura wydarzeń muzycznych, po całkowitym ubraniu zestawu w duńską myśl techniczną nie przekroczyła zdroworozsądkowego podejścia do przywołanej estetyki. Owszem, lubię mocne granie plastyczną średnicą, jednak jeśli całość przybiera kształt niekreślonej wyraźną krawędzią i dodatkowo pozbawionej swobody oddania lotności zbyt ociężałej sonicznej pulpy, muzyka staje się nawet nie tyle ugrzeczniona, co najzwyczajniej w świecie nudna. Na szczęście w tym przypadku temat wyglądał wzorcowo, więc praktycznie nie złapałem systemu na nieradzeniu sobie z jakimkolwiek materiałem muzycznym. Naturalnie ktoś hołdujący nadinterpretacji swobody i natychmiastowości narastania sygnału mógłby poczuć zbytnie ukulturalnienie drastycznych popisów rockowych typu Nirvana, tudzież elektronicznych spod znaku Aicd, jednak jeśli spojrzałby na to od strony wartości bezwzględnych, z pewnością przyznałby rację, że co jak co, ale przy całej zabawie wokół zwiększenia krągłości, oferowany przez tytułowy tercet dźwięk nie nosił oznak otyłości i spowolnienia. Co to to nie. Przykład? Weźmy choćby płytę „Nevermind” wspomnianej Nirvany. Zgadzam się, owa grunge’owa muzyka w mojej konfiguracji nabrała lekkiego body, a przez to nasycenia, co spowodowało jej minimalne ugrzecznienie w domenie ostrości rysunku, jednak jako feedback natychmiast odwdzięczało się to świetną prezentacją ważnych dla tej formacji, znacznie energiczniejszych w grze gitar i zjawiskowo, bo mocniej podanego wokalu frontmana. Podobnie było w temacie elektroniki. Nie da się ukryć, na samej górze była nieco gładsza, ale z pewnością nie zgaszona, a za to w środkowym i dolnym paśmie znacznie wymowniejsza od strony wcześniej rzadko słyszanych przeze mnie pomruków, co notabene dla wielu z jej wielbicieli jest tym co tygrysy lubią najbardziej. Ba, nawet ja, zazwyczaj na dłuższą metę stroniący od tego rodzaju nurtu, po takim obrocie sprawy zapodałem sobie kilka tego typu krążków z Depeche Mode oraz Massive Attack włącznie. I to nie po jednym symbolicznym utworze dla spokoju testowego ducha, tylko z pełnym zaliczeniem każdej pozycji.
W podobnym tonie sprawy miały się w starciu z ważną dla mnie muzyką sakralną. W stosunku do codziennego wzorca słychać było przesunięcie priorytetów sonicznych dobiegającej do mnie muzyki, jednak nie jako jakiekolwiek zło, a jedynie skierowanie w produkcjach barokowych typu „El Cant De la Sylbil.la” Catalunya Jordi Savalla, mojej uwagi bardziej na pracę instrumentów lub partii wokalnych, aniżeli na wszechobecne echo goszczących je kubatur. Oczywiście efekty pogłosu nadal były jednym z głównych graczy, ale w odbiorze czuć było minimalne, po posłuchaniu całości pokusiłbym się o opinię, że planowe oddanie pola kolokwialnie mówiąc, w wydaniu testowym przyjemniejszym barwowo generatorom dźwięku. A to dopiero początek fajnej interpretacji tego typu zapisów, gdyż zazwyczaj większe nasycenie i esencja takich prezentacji, czyni je znacznie bardziej namacalnymi, w pewnym sensie realniej przenosząc nas tam i wtedy. Dlatego gdy ktoś gustuje w takiej muzyce, ofertą brzmieniową Argento Audio będzie bardzo ukontentowany.
Na koniec. kilka zdań o jazz-ie. Ten podobnie do pieśni barokowych miał fajny feedback w doniesieniu do instrumentarium, gdyż owo podkręcanie nasycenia muzyki nie wpływało szkodliwie na dobrą czytelność trudnego do oddania podczas solowych popisów kontrabasu oraz nie gasiło tak istotnego dla tej kontemplacyjnej muzyki światła na scenie. Co prawda iskra blach perkusjonaliów na tle moich preferencji była może ciut bardziej złota i ciemniejsza, jednak ku pozytywnemu zaskoczeniu, a w końcowej fazie testu bezproblemowej akceptacji, nadal lotna i rozwibrowana. Jak to możliwe? Być może słowem kluczem jest połączenie zalet srebra i miedzi w testowej konfiguracji – piję do dwóch rodzajów materiału jako przewodnik sygnału. Nie wiem. Jednak wiem na pewno, że mimo nieco większej wagi było wszystko wybrzmiewało z należytym drive-m i oddechem.
Przymierzając się do końca tego testu jedno mogę powiedzieć na pewno. Opisywane druty mimo ewidentnego sznytu grania potrafią go tak dozować, aby nie zabić drzemiącego w danym nurcie muzycznym artystycznego ducha. Gdy trzeba było przyłożyć, Kurt Cobain wraz ze swoimi wokalnymi i gitarowymi popisami dosłownie wgniatał mnie w fotel. W przypadku elektroniki Acid „Liminal”, ta nadal uderzając mnie mocnymi przesterami i piskami, jako wartość dodana bazując na wprowadzanej przez kable szczypcie masy, bez problemu powodowała w moim pokoju mini trzęsienia ziemi. Natomiast uduchowiony jazz i muzyka dawna w sobie tylko znany sposób przenosiły mnie na wizualizujące się przede mną sesje nagraniowe, bez względu czy był to projekt studyjny, czy plenerowy. Czy w takim razie są to kable dla każdego? Jedno jest pewne. Jeśli ktoś jest w stanie przejść do porządku dziennego nad ich ceną, powinien spróbować tej szkoły grania, gdyż moim zdaniem mają coś ciekawego do zaoferowania. Co takiego? To wynika z tekstu. Fajną barwę, oczekiwaną energię i przyjemną w odbiorze plastykę spektaklu muzycznego. Czy trzeba czegoś więcej?
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
Źródło:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Melco N1A/2EX + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
Końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
Kolumny: Dynaudio Consequence Ultimate Edition, Gryphon Trident II, Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Dystrybucja: RCM
Ceny
Argento Audio Flow Master Reference Extreme XLR: 17 000 €/2x1m; 20 400 €/2×1,5m
Argento Audio Flow Master Reference Extreme Speaker: 25 000 €/2x1m; 43 000 €/2×2,5m
Argento Audio Flow Master Reference Extreme Power: 12 000 €/2m
Po ponad dwóch latach od wizyty przewodów zasilających Argento Audio Flow Master Reference Extreme Power rodzina duńskich ekstremistów wreszcie pojawiła się u nas w komplecie.
cdn. …
Najnowsze komentarze