Opinia 1
Choć na przestrzeni ostatnich dwóch lat z okładem mieliśmy okazję nie tylko sami rzucić uchem, lecz również podzielić się z Państwem wrażeniami związanymi z wpływem dedykowanych przewodom akcesoriów antywibracyjnych figurującym w portfolio Furutecha pod postacią członków rodziny Boosterów, to tak naprawdę nad eliminacją pasożytniczych drgań i innych szkodliwych interferencji Japończycy pracowali już zdecydowanie wcześniej. Nie wiem, czy Państwo pamiętają, ale już latem 2012 r., czyli niemalże osiem lat temu światło dzienne ujrzał, wywołując niemałe zamieszanie, niepozorny „pierścionek” CF-080 Damping Ring. Prawdę powiedziawszy biorąc go na redakcyjny tapet nie spodziewałem się dwóch rzeczy – skali poprawy jaką jego obecność w moim ówczesnym systemie przyniosła i zdecydowanie bardziej imponującej fali hejtu jaką przypuścili audiosceptyczni troglodyci odsądzając nie tylko mnie, lecz również samego producenta, od czci i wiary. Pech chciał, że co bardziej zajadli i zatwardziali w swej niewierze oponenci z czystej złośliwości pocięli znalezione na podorędziu „gazrurki” założyli takowe, lapidarne polepszacze, które zgodnie ze stanem ich (nie)wiedzy działać prawa nie miały, na wtyki przewodów zasilających w swoich systemach i … o zgrozo coś tam usłyszeli. Jednak nie miejsce to i nie czas na roztrząsanie iście homeryckich starć od wieków spierających się frakcji egzystujących w interesującym nas obszarze percepcji dźwięków wszelakich. Bowiem powyższa retrospekcja miała na celu jedynie uświadomienie niezorientowanej w temacie części naszych Czytelników, iż temat walki z wibracjami w Kraju Kwitnącej Wiśni nie jest niczym nowym a dział R&D Furutecha przez ostatnią niemalże dekadę zdążył nie tylko zgłębić tajniki, jak sobie z owymi anomaliami radzić, lecz również wrócić do podstaw i zaproponować rozwinięcie owego CF-080, czyli będący obiektem niniejszej recenzji NCF Booster Brace-Single.
Furutech NCF Booster Brace-Single prezentuje się nadspodziewanie normalnie i mało absorbująco tak pod względem swoich gabarytów, wagi, jak i aparycji. Ot zamknięty z obu stron plastikowymi kształtkami aluminiowy profil. Prawdę powiedziawszy już CF-080 wydawał się bardziej „biżuteryjnym” bibelotem. Jak to jednak w życiu bywa pozory mylą i nasz dzisiejszy gość, podobnie z resztą, jak jego boosterowe rodzeństwo, czyli wtyczkowa podpórka NCF Booster i przewodowy NCF Booster Signal pod pozornie cywilną skorupą kryje całkiem sporą litanię autorskich rozwiązań. Przykładowo „zwykły” plastikowy korpus to nic innego jak autorska żywica NCF (Nano Crystal² Formula) złożona z ceramicznych nanocząsteczek i proszku węglowego, posiadająca zdolność generowania eliminujących ładunki elektrostatyczne jonów ujemnych, oraz zamieniająca energię cieplną w daleką podczerwień. Właściwości antywibracyjne pełnią również stosowne nacięcia na powierzchniach frontowych owej wywiniętej wytłoczki. Ściany boczne to z kolei specjalnie piaskowany i anodowany aluminiowy profil, pod którym ukryto komorę powietrzną, za której sztywność odpowiadają filary z NCF-u i poprzeczne, wykonane z tego samego materiału przegrody. O ponadnaturalnych właściwościach umieszczonych na powierzchni styku BBS-a (Booster Brace-Single’a) z gniazdem/urządzeniem przylepców nic mi nie wiadomo, więc jedynie wspomnę o ich obecności
Z większością akcesoriów operujących w obszarze zasilania jest ten problem, że jakikolwiek wypięcie/przepięcie przewodu powoduje oczywiste zmiany w niezwykle delikatnej równowadze (bądź jej braku) potencjałów, czyli przekładając to na język zrozumiały dla ogółu, całość musi się od nowa „układać”, a tym samym porównania pomiędzy stanem „z czymś” i bez owego „czegoś” szalenie trudno wykonać „w locie”. Krótko mówiąc słuchamy najpierw z lub bez danego akcesorium, potem burzymy istniejącą równowagę i słuchamy bez/z licząc w cichości ducha, że euforia wynikająca z ze zmiany per se nie przesłoni ewentualnych – rzeczywistych zmian prowadzanych przez dane ustrojstwo. Całe szczęście z BBS-em jest łatwiej, gdyż o ile go nie przykleimy do gniazda ściennego/listwy/urządzenia to do woli możemy nim przesuwać po przewodzie a tym samym, poprzez odsuwanie go od wtyków minimalizować jego wpływ. Oczywiście w warunkach idealnych każdorazowo wypadałoby go usuwać, jednakowoż ze względu na powyżej przedstawione argumenty mniejsze przekłamania uzyskujemy zostawiając go na kablu „luzem” aniżeli wypinając ów kabel w celu zdjęcia BBS-a.
Jednak ad rem. Swoją obecność Furutech NCF Booster Brace-Single manifestuje nie tylko całkiem przyjemną prezentacją natury wizualnej, co przede wszystkim niezaprzeczalnym i niezwykle czytelnym wpływem na system/urządzenie z jakim przyjdzie mu współpracować. W dodatku intensywność jego wpływu jest … odwrotnie proporcjonalna do klasy konfekcji. Odwrotnie? Tak, tak, to nie pomyłka, gdyż im niższej klasy wtyk przyjdzie BBS-owi dopieszczać, tym efekt będzie bardziej oczywisty i jednoznacznie pozytywny. Czy w takim razie można stwierdzić, iż posiadacze topowych wtyków w stylu 50-ek Furutecha mogą sobie dalszą lekturę darować i zapomnieć o temacie? Otóż w żadnym wypadku, gdyż jak to w High-Endzie bywa, choć przyrosty jakościowe są nieporównywalnie mniejsze niżeli w niższych kategoriach, to właśnie o te tysięczne części, niczym w F1, toczy się najbardziej zażarta walka. I nie piszę tego, dla samego pisania – lania wody, lecz opierając się na osobistych doświadczeniach natury empirycznej, gdyż podczas testów oprócz uzbrojonego w podstawowe 11-ki (FI-11G / FI-E11G) Organica tytułowe akcesorium aplikowałem na Furutechy FP-3TS762 z konfekcją FI-28R / FI-E38R, jak i Fi-50 NCF(R), flagowego Nanofluxa, czy też Acrolinki MEXCEL 7N-PC 9900 bazujące na autorsko modyfikowanych Oyaide P-004e/ C-004. Za każdym razem dźwięk podlegał powtarzalnym zmianom, więc dalszą część pozwolę sobie niejako uśrednić jednocześnie licząc na to, iż nasi Szanowni Czytelnicy – znając potencjał własnych systemów z łatwością dopasują stopień intensywności ewentualnego progresu do „stanu posiadania”, czyli po prostu spojrzą na moje trzy po trzy przez pryzmat dźwięku, z którym na co dzień obcują.
I tak, główną domeną, w której BBS króluje jest homogenizacja i niejako kondensacja przekazu. Nie oznacza to bynajmniej, że wolumen i skala kreowanego spektaklu ulega przeskalowaniu w dół, czyli mówiąc wprost pomniejszeniu, lecz osiągamy efekt lepszej zwartości, zdefiniowania tkanki i namacalności. Źródła pozorne stają się bardziej „konkretne”, realne i rzeczywiste a jednocześnie „kubatura” sceny pozostaje niezmienna. Co to oznacza? Przede wszystkim lepszą komunikatywność i co równie istotne wzorową rozdzielczość. Świetnie słychać to na koncertowym albumie „More Never Is Enough – Live in Manchester 2010” supergrupy Transatlantic, w skład której wchodzą Neal Morse (Spock’s Beard), Mike Portnoy (Dream Theater), Roine Stolt (Flower Kings) i Pete Trewavas (Marillion), gdzie materiał jest urzekająco wciągający i misternie wieloplanowy, lecz jednocześnie, przynajmniej jak na progresywnego rocka, przynajmniej w moim mniemaniu, zbyt zwiewny i eteryczny. A aplikacja BBS-a ową lekkość równoważy dociążając i konkretyzując – dając body instrumentom, uwalniając dynamikę i nic a nic nie zabierając z napowietrzenia sceny i rozmachu. W końcu wiedząc, że za perkusją zasiada sam Mike Portnoy a „grube struny” (basowe) szarpie Pete Trewavas podświadomie oczekujemy odpowiedniej dawki uderzeń na trzewia a nie delikatnego łaskotania pawim piórkiem. I to najnowszy „pierścionek” Furutecha zapewnia. Dynamika tak w skali mikro, jak i makro jest wyborna, więc nie ma co marudzić, tylko oddać się muzycznej uczcie. A właśnie, zapomniałem wspomnieć, iż poprawia się również czysto subiektywna przyjemność odsłuchu. Zupełnie mimochodem przestawiamy się bowiem z trybu analizy w tryb asymilacji i chłoniemy otaczającą nas muzykę całym sobą.
Równie pozytywnie odbieram wpływ tytułowego akcesorium na nieco lżejszy gatunkowo repertuar. „Vägen” Tingvall Trio to kwintesencja chłodniejszej odmiany jazzu. Zamiast mrocznego, zadymionego klubu czuć tam orzeźwiającą świeżość, krystaliczną czystość i przestrzeń, co z jednej strony pozwala się delektować nawet najmniejszym szmerem i podziwiać konsystencję audiofilskiego planktonu, jeśli jednak nasz system pójdzie chociaż o krok, pół kroku za daleko w stronę zbytniej analityczności, odsłuch może nosić znamiona nieco przesadzonej sterylności. Tymczasem BBS do owej krystaliczności wprowadza może nie tyle element „baśniowy” (niczym spożywanie procentów u Jana Himilsbacha), co nutkę analogowej koherencji.
Furutech NCF Booster Brace-Single nie sprawi, że znane na pamięć albumy zaczniecie poznawać Państwo na nowo, bądź poznacie swój system od zupełnie nieznanej do tej pory strony. Jeśli jednak oczekujecie Państwo od dobiegającej Waszych uszu muzyki wyrafinowania i zgodnej ze znaną z rzeczywistości koherencji, czy też pełnego spektrum dynamiki z czystej ciekawości sięgnijcie po tytułowe akcesorium i sprawdźcie je u siebie. O ile tylko zbyt daleko nie zabrnęliście w gęstość i lepką „muzykalność” NCF Booster Brace-Single może okazać się przysłowiową kropką nad „i”.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp; Musical Fidelity Nu-Vista Vinyl
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF; Acrolink MEXCEL 7N-PC 9900
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+, Audiomica Anort Consequence + Artoc Ultra Reference + Arago Excellence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
Opinia 2
To co zaraz wygłoszę, dla wielu akcesoryjnych sceptyków zwanych pogromcami mitów audio-voodoo może okazać się pewnego rodzaju szokiem. Powiem więcej, lekkiego zmieszania może doznać również osobnik całkowicie dopuszczający działanie wszelkiego rodzaju dodatków z działu audio. Co mam na myśli? Otóż aby zauważalnie a przy tym pozytywnie wpłynąć na brzmienie swojego zestawu, nie musimy już stosować wymyślnych podstawek, różnego rodzaju okablowania, a nawet elektroniki, wystarczy założyć na sieciówkę wyprodukowany przez japońskiego Furutecha pierścionek stabilizujący wtyk w gnieździe ściennym. Niemożliwe? Przyznam, że gdy przedstawiciel ww. producenta podesłał nam to ustrojstwo do zaopiniowania, po otrząśnięciu się ze wstępnego, lekkiego niedowierzania, w duchu obmyślałem plan, jak zgrabnie wybrnąć z tej sytuacji przed Wami podczas pisania relacji z odsłuchów. Tymczasem sprawy potoczyły się diametralnie inaczej, bowiem gdy kreślę te słowa, nie mam problemu z napisaniem „czy to działa”, tylko jak w miarę strawnie, a przy tym jasno to wyłożyć. Zaskoczeni? Nie musicie odpowiadać, gdyż tym razem jestem pewny, że tak. Dlatego też po wiedzę co wydarzyło się po zastosowaniu dystrybuowanego przez katowicki RCM, tytułowego stabilizatora wtyku prądowego w gnieździe ściennym, bądź jakimkolwiek innym, Furutech NCF Booster Brace-Single, bez sztucznego tworzenia atmosfery tajemniczości zapraszam do lektury poniższego tekstu.
Obserwując załączone fotografie pierwszym nasuwającym się pytaniem jest: „Co w tak małej i niezbyt rozbudowanej technicznie konstrukcji jest w stanie wpłynąć na dźwięk?” Przecież gołym okiem widać jedynie trochę tworzywa sztucznego i estetyczny pierścionek z aluminium. I tutaj Was zaskoczę, gdyż w rzeczonym Boosterze nie znajdziemy technologii rodem z Doliny Krzemowej, a jedynie umiejętnie dobraną konfigurację wspomnianych półproduktów. To znaczy? Idąc za informacjami producenta korpus wykonano z żywicy nylonowej NCF. Niby prosta sprawa, jednak jak to zazwyczaj bywa, diabeł tkwi w szczegółach, gdyż wspomniana konstrukcja nie jest monolitem, tylko została bardzo sprytnie zaprojektowana. Niestety tego nie widać, jednakże pod aluminiową, specjalnie wyprofilowaną obrączką, japońscy inżynierowie zastosowali kilka sprawdzonych w walce z wibracjami tweaków. Co ma do tego temat wibracji? Otóż bardzo wiele, gdyż cała praca tytułowego Boostera skierowana jest na walkę z nimi już na poziomie wtyku ściennego zamierzenie zamieniając je w ciepło. Jak to zadanie projektanci wprowadzili w życie? Spokojnie, nie wymyślili po raz kolejny koła. Wystarczyło zaplanować kilka komór powietrznych, w odpowiednich miejscach wzmocnić ścianki korpusu pionowymi filarami, w innych poprzecznie go ponacinać, na wszystko nałożyć przywołany, również odpowiednio wyprofilowany antywibracyjnie aluminiowy pierścień i po aplikacji takiego produktu w swój tor audio – przyklejamy stosownymi dwustronnymi taśmami do gniazda – otrzymujemy bardzo dobrze słyszalny, co najważniejsze, pozytywny wpływ na dźwięk naszego zestawu. Jaki? O tym w kolejnym akapicie.
Rozpoczynając akapit o wyniku sonicznym aplikacji Boostera w tor audio zaznaczę jedynie, iż to, co wynotowałem podczas testu, nie jest będącym konsekwencją zmęczenia mojego mózgu omamem, tylko potwierdzonym przez kilku znajomych wyraźnym wpływem na dźwięk. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale po wciśnięciu guzika PLAY, muzyka jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nie tylko otworzyła się w wyższej średnicy, ale dodatkowo nabrała fajnej plastyki. Nie w stylu zamulenia dźwięku, tylko wyraźnie słychać było bardziej przyjazne dla ludzkiego ucha wszelkiego rodzaju zawarte w tym pasmie informacje. To było zaskakująco zjawiskowe, gdyż dzięki temu po pierwsze – znacznie lepiej w domenie czytelności wypadała wokaliza, a po drugie – zestaw podczas odtwarzania nawet w najsłabszych realizacji płytowych konsekwentnie trzymał się zasad kindersztuby, czyli po przełożeniu z polskiego na nasze, unikał bolesnych szorstkości i nadmiernego epatowania sybilantami. Ale zaznaczam, całość odbierałem w estetyce tchnięcia w zestaw szczypty gładkości, a nie stanu po zażyciu Pavulonu. Rzecz jasna, przekaz delikatnie przesuwał środek ciężkości w górę dodając tym sposobem nieco oddechu odtwarzanej muzyce i delikatnie zaokrąglając krawędzie dźwięków, jednak były to działania symboliczne, a nie brutalnie zmieniające dotychczasową prezentację. Co na to konkretna muza? Z małym ale, bez większych szkód. Co to oznacza? Zazwyczaj nie było znaczenia, czy w napędzie CD-ka lądowały produkcje stawiające na brutalność w stylu Black Sabbath, które nadal odznaczały się ważnym dla tego typu twórczości drivem, czy w eterze sączyły się jazzowe ballady spod znaku Agi Zaryan, jako lekko doświetlone i przyjemniejsze dla ucha songi, gdyż za każdym razem było to doprawienie dźwięku, a nie jego brutalne przewartościowanie. A co z tym „ale”? Spokojnie, również bez jakiś drastycznych strat. Jednakże w muzyce elektronicznej niesiony stabilizacją wtyczki w gniazdku ściennym, a przez to uspokajający przekaz muzyczny, bo pozbawiony zniekształceń sznyt grania zestawu, w pakiecie sonicznym powodował minimalne ukulturalnienie przecież zamierzonych w tego typu zapisach nutowych, zniekształceń i pisków. Nie było oczywiście przysłowiowego kocyka, jednak wyraźnie wyczuwałem lekkie ugładzenie wspomnianych artefaktów, na co wielbiciele wyniszczającej ich słuch muzyki mogliby ponarzekać. Jednak zaznaczam, temat dotyczy jedynie zatwardziałych ortodoksów, gdyż już stąpający po ziemi rozsądni piewcy komputerowej muzyki bez problemów zrozumieją, że Furutech nie zabija ich ulubionych kawałków, tylko zamierzenie oczyszcza je z brudu.
Jak wynika z powyższego wywodu, po aplikacji tytułowego pierścionka Furutecha system zmienia się w dżentelmena. To źle? Naturalnie nie, gdyż wynik dźwiękowy nie jest wypadkową ingerencji w sygnał audio, tylko stabilizacji wtyczki w gniazdku. To zaś pozwala sugerować, że w momencie zbytniego ukulturalnienia przekazu – przykładowo muzyka zbytnio straciła wigor – system ma problemy z rozdzielczością, a to co uważaliśmy za zjawiskowo odtwarzane artefakty, było zwyczajnymi, teraz wyeliminowanymi przez NCF Booster Brace-Single zniekształceniami. Naciągam fakty? Zapewniam, że nie. A im bardziej będziecie się przed tym bronić, tym większy z owym tematem macie problem. Po czym tak wnioskuję? Posiłkuję się zaczerpniętym z życia tłumaczeniem typowego nałogowca, który oficjalnie nigdy nie ma z daną używką – w Waszym przypadku źle skonfigurowanym systemem – żadnych problemów.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
– wzmacniacz zintegrowany: Accuphase E800
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”, Dynaudio Contour 60
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Dystrybucja: RCM
Cena: 635 PLN
Dane techniczne
Wymiary (S x D x W): 54.3 x 64.8 x 38.5mm
Waga: 67.5g
I don’t know how our meeting today will be viewed by followers of theories like: “all digital audio devices sound the same” or “cabling has absolutely no influence on the sound of a device,” but I should now warn the most nervous audio-voodoo hunters before they start to read this text. What is this all about? For me, this is nothing special, as we will be looking this time not at a cable, but at an accessory for a cable application. But what exactly is it? We will be looking at cable supports, because lately some cables have become very heavy and are pulling the sockets out of our walls and devices . Have I lost my mind? I can assure you that before testing this gadget from the distributor in my own system, I thought I had, but, as it often happens, not everything is as obvious as you might think, and after a few days the ironic grin on my face had disappeared and I was positively surprised. Who played this joke on me? Who could it be? It was none other than the world leader in these types of accessories, the very well-known Japanese company, Furutech, which has introduced to the market a device called the NCF Booster, brought to us for testing by the Katowice-based distributor, RCM.
So what is the Furutech NCF Booster? Looking at it from the top, we see something with the shape of a twisted frog with thin legs. When we start to analyze it from the bottom, we see a base that provides a very good and stable support – the company brochure states that it was made from an ABS resin. Looking up along the rods, which enable the use of the device even up to a height of half a meter, we reach the suspension for the supported plug (made from ABS resin and nylon NCF resin used to eliminate static electricity). As you can see in the photos, located on the sides of the cradle are two very important parts , two screws which enable the user to set the height of the gadget and properly secure it. But this is not all – as on the cable, plug or filter, all supported by the unit, we can place a securing clamp. The latter is made from stainless steel combined with nylon NCF resin. The whole structure is held together by two rubber O-rings, which are not essential if you often move the device after installation. If you just assemble it and leave it, then those two rubber O rings will do the job. To finish this descriptive paragraph, I must explain that when you plan to extend the construction beyond what is supplied in the original package, you must order another set of extenders, which are quite easy to put on because the rods are threaded.
What made me want to describe the influence of this gadget on my audio system? You might be wondering, but the impulse for that was surprisingly clear to me, and what is very important is the positive influence it had on the gear placed on the rack between the speakers. Not that I would complain about my own gear, but frankly speaking, whenever my friends visit me, and without taking into account the great music being played, I begin by directing their attention to my concerns, which are really quite trivial, but are still shortcomings. True, this is nitpicking, but when I manage to improve a certain feature, I show it to them during their next visit. So what was achieved with the use of the tested Booster? This is like a blow to the head. In one second, due to the increase of energy in the reverberation of each of the virtual sound sources on the stage, the readability of the sound improves. The back planes, while staying in their place, gain a certain shine, resulting in the ability to use lower volume levels and still hear with the same clarity. But this is not all that the tested accessory brings to the sound. This clarity is not the result of an improvement of the contours of the instruments by a detrimental thinning of the sound, but instead by the increase in the mass of each of them, and not thickening of the edges. It is just that each phrase is juicier, but still within the boundaries created by the system earlier. Impossible? I didn’t want to believe it at first, but a few tests with music containing excessively heavy bass confirmed the effect I have just described. Is there any catch to it? I do not know if you can describe it this way, as this will depend on the system, the expectations of the listener and the repertoire. It concerns the effect achieved by using additional Furutech supports. Each additional Booster increases the effect in an almost geometrical way. In my system, using a second support was like putting a bit too much icing on the cake. Can I be any clearer? As I mentioned, using the Booster improves the readability of the sound with a very positive reception of its increased energy and contour. But unfortunately, or fortunately, another support placed in front of the line preamplifier almost doubles (more or less) this influence, so listening to quiet music, based on the long decay of the piano sounds or vocals in a church, results in a shortening of the decay time, which translates into a few milliseconds of the sound being lost from its inter-loudspeaker life. This did not happen due to the sound being cut, but knowing the repertoire by heart, I heard the minimal loss of ethereality (it became too blunt) as well as its bearing capability (you could hear something like a cut). But, I would like to remind you that my system, and the music I always play through it, always creates such a romantic atmosphere, that it was easy for me to notice such things. Any other representative of homo sapiens may not even notice it, but those who listen to the strong rhythm of rock, or electronic music, will double their donations to charity after hearing the increase of energy in my Japanese system. Although I used two supports when listening to heavy metal, because I listen mostly to audiophile music, the buying decision only concerned one unit. And, please believe me, I am absolutely not joking. This is the second issue which does not make it easy to classify the increase in the number of those supports. What else can I say? Frankly speaking, I could speak about it for a few more pages, but it’s best to leave it at that.
If somebody knows me, not even personally, but through my writing, then they know that I do not give praise so easily. This naturally suggests that when such gadgets appear, and when they are in some aspect surprising, then there is only one more small step to trap this audiophile and then those things end up in my system. This is also what happened to the Booster. Why it includes only one unit should be clear after reading my text. But you should, as you do not know what will happen when you double the units in your system, ask the distributor to provide you with two pieces for testing. This will cost you nothing, and there is a chance that the system, and the music itself, will be grateful for this doubled effect. To conclude this test, I have one more thing to say which is very important from the point of view of those people who might be interested in this accessory. The influence of the Booster is not only on the NCF family of plugs by Furutech (although in this case the influence will be most visible), but it works with all kinds of plugs, regardless of their manufacturer or the material they were made from. And this, combined with the ease of borrowing items from the distributor for a deposit (or if you know them well – even without a deposit), allows you to test this quite inexpensive device, compared to the cables, and verify for yourself whether what I have written is true. I do not know how this will end, but, rest assured, you will have lots of fun.
Jacek Pazio
Distributor: RCM
Price: 1 690 PLN
System used in this test:
– CD: CEC TL 0 3.0 + Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– Preamplifier: Robert Koda Takumi K-15
– Power amplifier: Reimyo KAP – 777
– Loudspeakers: Trenner & Friedl “ISIS”
– Speaker Cables: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Milon”
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
Digital IC: Harmonix HS 102
Power cables: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Table: SOLID BASE VI
– Accessories: Harmonix Beauty Tone Milion Maestro, Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, Stillpoints ”ULTRA MINI”; antivibration platform by SOLID TECH; Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V; Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– Power distribution board: POWER BASE HIGH END
Analog stage:
– Turntable:
Drive: SME 30/2
Nie wiem, jak dzisiejsze spotkanie odbiorą zagorzali piewcy teorii typu: „wszelkie urządzenia cyfrowe audio grają tak samo” lub „okablowanie nie ma żadnego wpływu na brzmienie danego urządzenia”, ale najbardziej nerwowych tropicieli tematów audio voo-doo przed lekturą tego tekstu lojalnie ostrzegam. O co chodzi? Dla mnie o nic nadzwyczajnego, gdyż w tym odcinku przyjrzymy się nawet nie wspomnianemu przed chwilą okablowaniu, tylko akcesorium do jego aplikacji. Co dokładnie mam na myśli? Porozmawiamy o podstawkach pod ostatnimi czasy bardzo ciężkie, a przez to wyrywające gniazda z naszych komponentów wtyki sieciowe tak w samych urządzeniach, jak i gniazdach ściennych. Postradałem zmysły? Zapewniam Was, przed próbą we własnym systemie w stosunku do oferującego możliwość zapoznania się z tymi zabawkami dystrybutora nachodziły mnie bardzo podobne myśli, ale jak to zwykle bywa, nie wszystko jest tak oczywiste, jak się wydaje i po kilkudniowej zabawie ironiczny śmiech na mojej twarzy zmienił się w minę nakazującego odszczekanie wszelkich drwin pozytywnego zaskoczenia. Kto spłatał mi takiego figla? Jak to kto – światowy lider w tego typu akcesoriach, czyli bardzo dobrze znany na naszym rynku japoński Furutech wprowadzając do oferty produkt pod handlową nazwą NCF Booster, o którego występy na naszym portalu zadbał katowicki dystrybutor RCM.
Co to takiego ten Furutech NCF Booster? Patrząc nań z lotu ptaka mamy do czynienia z czymś na kształt mogącej pochwalić się cienkimi udkami pokracznej żaby. Rozpoczynając analizę budowy od bardzo stabilnej podstawki z materiałów firmowych dowiadujemy się, iż zapewnia ona bardzo dobrą stabilizację i wykonano ją z wykorzystywanej w komponentach audio żywicy ABS. Kierując się ku górze po umożliwiających aplikację nawet na wysokości pół metra nad ziemią wkręcanych prętach dochodzimy do multi-materiałowego (wspomniana żywica ABS i żywica nylonowa NCF dla eliminacji ładunków statycznych) łoża dla podpieranego wtyku. Jak widać na fotografiach, na bokach przywołanej kołyski zlokalizowano dwie bardzo ważne dla jej aplikacji, bo ustalające odpowiednią wysokość, zakończone gałkami ułatwiającymi odpowiednio silne dokręcenie śruby. Ale to nie koniec części składowych tego rebusu, gdyż na tak podpartą i odizolowaną od podłoża wtyczkę, znajdującą się gdzieś po drodze przewodnika baryłkę z układem filtracyjnym, lub sam kabel nakładamy jednostkę dociskową. Ta zaś jest konstrukcyjnym mariażem stali nierdzewnej i podobnie do spodniej części nylonowej żywicy klasy NCF. Całość konstrukcji wieńczą dwie znajdujące się w komplecie, zaczepiane za boczne śruby i wystające od góry pręty gumowe oringi. Naturalnie jeśli opiniowaną podstawką macie zamiar często żonglować, użycie owych gumek nie jest koniecznością. Jeśli jednak jesteście z tych, którzy podobne ustrojstwa montują tylko raz i zostawiają w spokoju, temat założenia spinających wszystko w jedną całość gumek wydaje się być postawieniem kropki nad “i”. Wieńcząc akapit opisowy jestem zobligowany dodać, iż w celu wspomnianego wydłużenia całej konstrukcji do wymiaru większego niż znajdujący się w komplecie pojedynczy zestaw przedłużek, musimy zaopatrzyć się w znajdujący się w ofercie dodatkowy set kilkunastu niesprawiających problemów z montażem nagwintowanych prętów.
Co takiego skłoniło mnie do wydawałoby się karkołomnego opisu wpływu na posiadany zestaw audio będącego dzisiejszym bohaterem pokracznego ustrojstwa? Może się zdziwicie, ale impulsem było jego zaskakująco wyraźne i co jest bardzo istotne pozytywne oddziaływanie na stojący na stoliku pomiędzy kolumnami zbiór elektronicznych klamotów. Nie, żebym na swoje zabawki bardzo narzekał, ale będąc szczerym, zawsze gdy goszczę swoich znajomych, nie drukując meczu świetnymi realizacjami już na starcie ukierunkowuję ich obserwacje w stronę targających zmysłami w moim odczuciu, oscylujących w zakresie mikro, ale jednak mankamentów. To naturalnie najczęściej jest szukanie dziury w całym, ale gdy tylko uda mi się dany aspekt nieco poprawić, natychmiast prezentuję im podczas następnej wizyty. Zatem co takiego wniosła aplikacja tytułowego Boostera? To jest jak uderzenie obuchem w głowę. W jednej sekundzie dzięki zwiększeniu energii wybrzmiewania każdego z usytuowanych na wirtualnej scenie pozornych źródeł dźwięku poprawia się czytelność przekazu. Tylne plany pozostając na swoim miejscu nabierają subtelnego blasku, przez co przy tej samej namacalności generowanej muzyki możemy słuchać jej zdecydowanie ciszej. Ale to nie koniec pozytywnej pracy opisywanej „żabki” w domenie jakości dźwięku. Owa wyrazistość przekazu nie jest pochodną poprawy konturów instrumentów spowodowaną szkodliwym odchudzeniem dźwięku, tylko niewpływającym na pogrubienie krawędzi zastrzykiem masy każdego z nich. Po prostu każda fraza jest bardziej soczysta, ale nadal zawarta we wcześniej wykreowanych przez system ramach. Niemożliwe? Ja też nie chciałem w to uwierzyć, ale kilka prób nawet z przebasowionymi produkcjami nie chciało pokazać mi innego aniżeli wspomniany przed momentem wyniku zastosowania produktu Furutecha. Czy jest jakiś haczyk? Nie wiem, czy można nazwać to haczykiem, gdyż zależeć będzie od samego zestawu, oczekiwań miłośnika muzyki i słuchanego gatunku muzycznego. Chodzi mianowicie o to, że każda następna podstawka wnosi zmiany w prawie geometrycznym przyroście efektów, co u mnie już podczas użycia drugiej powodowało przysłowiową zbyt dużą zawartość cukru w cukrze. Jaśniej? Proszę bardzo. Jak wspominałem, użycie Boostera daje poprawę czytelności przekazu z bardzo pozytywnym w odbiorze zwiększeniem jego energii i konturowości. Niestety, albo stety, kolejny stojak (pod przedwzmacniaczem liniowym) prawie podwajał (mniej więcej) tę manierę, co przy słuchaniu spokojnej, opartej o bardzo długie wybrzmienia fortepianu, czy wokalizy w kubaturach kościelnych powodowało lekkie skrócenie ich trwania, czyli kolokwialnie mówiąc, zebranie się dźwięku w sobie powodowało urwanie kilku milisekund z czasu jego między-kolumnowego bytu. Naturalnie nie było to na zasadzie jego kastrowania, ale znając repertuar na wylot słyszałem minimalną utratę jego eteryczności (stawał się zbyt dosadny) i nośności w zakresie przenikliwości (słychać było coś na kształt wyraźnego cięcia). Ale przypominam, mój zestaw i słuchana na nim muza od zawsze stawiała na takie romantyczne artefakty, dlatego też łatwo było mi to wychwycić. Każdy inny przedstawiciel homo sapiens może na to nie zwrócić uwagi, a już słuchający mocnych rytmów typu rock, czy elektronika za wnoszone przez japoński wspornik dobro energii i konturu podwoją datki na kościelna tacę. Ja w każdym bądź razie przy Heavy Metalu zawsze używałem dwóch sztuk, a że w głównej mierze słucham audiofilskiego plumkania, temat zdroworozsądkowej decyzji zakupowej kręcił się wokół jednego egzemplarza. I uwierzcie mi, w tym momencie jestem daleki od żartów. I to jest właśnie druga, niepozwalająca mi jednoznacznie sklasyfikować powielanie podstawek jako drugą stronę medalu zwanego Furutech NCF Booster. Czy coś mogę jeszcze dodać? Szczerze powiedziawszy, mógłbym lać wodę na młyn naszego bohatera przez następne kilka stron tego tekstu, ale żeby nie obróciło się to przeciwko niemu, poprzestanę na tych może napisanych bardzo skrótowo, ale za to treściwie informacjach.
Jeśli ktoś mnie nawet nie osobiście, ale choćby przez pryzmat pisanych tekstów trochę zna, z pewnością wie, że podobne zachwyty są u mnie rzadkością. To naturalnie sugeruje, że jeśli już się pojawiają, w jakimś aspekcie naprawdę są zaskakujące i będąc kolejnym, choćby małym kroczkiem ku złapaniu audiofilskiego króliczka, zwyczajowo lądują w moim systemie. Tak tez stało się z jednym Boosterem. Dlaczego jednym wydaje się być jasnym po lekturze powyższego tekstu. Jednak Wy, nie wiedząc, co wydarzy się po zdublowaniu produktu w torze, do ewentualnej osobistej próby powinniście zaopatrzyć się w dwie sztuki magicznych stojaków. Nic Was to nie będzie kosztować, a jest szansa że system i sama muzyka ze zdwojoną siłą odwdzięczą się za zdublowane wspomaganie. Kończąc dzisiejsze spotkanie mam jeszcze jedną, z punktu widzenia potencjalnych zainteresowanych bardzo ważną informację. Chodzi mi o fakt oddziaływania Boostera nie tylko na wtyki z rodziny NCF Furutecha (naturalnie w tym przypadku efekty będą najlepsze), ale na wszystkie wtyki sieciowe, bez względu na producenta i materiał z jakiego zostały wykonane. To zaś patrząc na ostatnimi czasy łatwość wypożyczenia za kaucją (chociaż w zależności od stażu znajomości z dystrybutorem często bez) tego stosunkowo niedrogiego w porównaniu z posiadanymi kablami artykułu dopieszczającego nasz audiofilski świat bez problemu powinno zachęcić Was do prywatnych weryfikacji moich obserwacji. Nie wiem, jak to się skończy, ale zapewniam, zabawa będzie co najmniej przednia, a może zakończyć się przysłowiowym szach matem.
Jacek Pazio
Dystrybucja: RCM
Cena: 1 690 PLN
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0, przetwornik D/A Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Najnowsze komentarze