Opinia 1
Jedno jest pewne – choć jak to w życiu bywa, nie jest regułą, w dziale konstruowania zespołów głośnikowych pośród znakomitej większości producentów niekwestionowany jest fakt walki o jak największą sztywność obudowy. Naturalnie chodzi o zapewnienie przetwornikom podłoża maksymalnie odpornego na wibracje w celu minimalizacji powstawania szkodliwych dla końcowego dźwięku zniekształceń. Jak to robią? Sposobów jest wiele, od zapewnienia skrzynkom dużej wagi – grube ścianki drewnopochodnych półproduktów lub ostatnio modne wykorzystywanie metali nieżelaznych choćby w postaci aluminium, wykonywanie ich w formie kanapki z kilku różnych materiałów, typu sklejka i MDF czasem przedzielonych cienką warstwą wspomnianego glinu, albo tak jak w dzisiejszym spotkaniu wykonanie ich z wydawałoby się zbyt banalnego w swym pochodzeniu, wyglądzie i niełatwego do okiełznania produkcyjnego betonu. Tak tak, nie pomyliłem się, mam na myśli znany Wam wszystkim konstrukcyjny beton. Oczywiście odpowiednio uformowany, dopieszczony wizualnie i jak wiadomo dzięki swej monolityczności sztywny, co według rodzimego konstruktora jest znakomitym budulcem do wykonania „skrzynek” zespołów głośnikowych. Jakich konkretnie i o kim mowa? Otóż w dzisiejszej sesji testowej przyjrzymy się dostarczonym własnym sumptem przez szczecińskiego producenta, niedużym kolumnom monitorowym Gemstone Libra. Intrygujące? Nie powiem, dla mnie też było to interesujące wydarzenie, więc zapraszam do dalszej części tekstu.
Jak widać na serii fotografii, tytułowe kolumny to może nie maleńkie, ale jednak nieduże monitory. Mimo zapewnienia sztywności konstrukcji przez będący specjalnie przygotowaną do tego celu mieszanką kilku półproduktów beton w walce z wewnętrznymi falami stojącymi wykorzystały ustawiającą skośnie względem siebie, wielościenną bryłę. Projekt jest na tyle konsekwentny w unikaniu równoległych płaszczyzn, że tak naprawdę ustawione w ten sposób niektóre są wycinki boków oraz górna i dolna powierzchnia, bowiem nawet plecy zaskakują wariacją na temat skośnej wielościenności. Jeśli chodzi o wyposażenie Libr, na przyklejanym do reszty obudowy, wykonanym również z materiału mineralnego awersie widzimy dwa przetworniki wysokotonowe dla różnych zakresów częstotliwości – jeden wstęgowy i jeden kopułkowy oraz strojony zorientowanym na górnym tylnym ukosie pleców portem bas-refleks średnio-niskotonowiec. Całość wyposażenia zamykają znajdujące się w dolnej parceli rewersu pojedyncze terminale kolumnowe. Ważną informacją jest również opcjonalne dodawanie przez producenta dedykowanych, ciekawych wzorniczo – w formie przestrzennie mijających się pomiędzy dwoma blatami płaskich wstęg, ciężkich, stalowych podstawek. W kwestii istotnych od strony zapewnienia stosownego wzmocnienia technikaliów zaś wiemy, że strojenie tych maluchów pozwoliło osiągnąć wynik na poziomie 86dB skuteczności. Może nie jest to cyfra idąca w rekord łatwości wysterowania, ale słyszałem te konstrukcje w innej niż moja konfiguracji i wiem, że nie są jakimś trudnym zawodnikiem nawet dla średniej mocy wzmacniaczy.
Jakie wrażenie zostawiły po sobie Libry? Mam nadzieję, że znacie mój stosunek do projekcji basu. To tak naprawdę dla mnie konik dobrego grania, gdyż jego zbytnie podbicie zazwyczaj kładzie na łopatki finalny odbiór danych zespołów głośnikowych. A w tym przypadku rozpoczynam od omówienia tego zagadnienia, ponieważ podobne do tytułowych konstrukcji monitorki w znakomitej większości właśnie takim podkręceniem dolnego środka i samego dołu chcą udawać większe kolumny, niż same są. Wówczas robi się z tego nie tylko monotonna, ale na dłuższą metę męcząca papka. Jakież było moje pozytywne zaskoczenie i tak naprawdę odetchnięcie, gdy Libry pokazały, jak zachować w tym aspekcie zdrowy rozsadek. Zdecydowanie pokazać atak niskich rejestrów, ich fajne wypełnienie, ale przy tym nie powodować szkodliwej nadinterpretacji w kwestii koniec końcem szkodliwej ilości. To są monitory, a nie podłogówki i każdy normalny – czytaj znający się na rzeczy – miłośnik słuchania muzyki w dobrej jakości wie, że droga do jakości w tym przypadku nie idzie w parze z ilością pozbawionych kontroli i rozdzielczości trzęsień ziemi. Są pewne naturalne ograniczenia i jak na coś się decydujesz, bądź konsekwentny, a ludzie to docenią. I taką drogą poszedł szczeciński producent. Zaznaczył uderzenie, na ile pozwolił zdrowy rozsądek, pokazał odpowiednie spektrum dziejących się po nim zjawisk akustycznych, ale we wszystkim zachował niezbędny umiar. Suma summarum dostałem narysowany wyraźną, ale daleką od poziomu latających w eterze żyletek kreską przekaz – co notabene bardzo lubię, który dopełniała wpisana w kod źródłowy tego rodzaju kolumn, oddająca realia dosłownie każdego rodzaju muzyki swoboda znikania ich z pomieszczenia. Czyli tłumacząc na nasze dzisiejsze bohaterki obdarowały mnie ciekawie osadzonym w wektorze energii, znakomicie wyartykułowanym w kwestii ostrości krawędzi dźwięku rozmachem wizualizowania świata muzyki. Z pewnością dużą rolę w takim pokazie miało wykorzystanie aż dwóch przetworników wysokotonowych w tak niewielkich kolumnach, jednak szacunek dla pomysłodawcy, że zaprzęgając je do pracy jedynie dla mnie oczekiwanie wyostrzył przekaz nie przekraczając przy tym cienkiej linii w stronę niechcianej nadpobudliwości.
Dzięki temu to naprawdę było fajne granie, bowiem przykładowy J. Garbarek z grupą The Hillard Ensemble w wykonaniu muzyki sakralnej „Officium” przy użyciu Libr bez problemu stawał w szranki z moimi wielkimi kolumnami. Naturalnie nie w pełnym spektrum przekazu, ale w najważniejszych jego aspektach typu: dobre oddanie rozmachu goszczącej muzyków kubatury kościelnej, energii wokalizy i saksofonu, oraz niuansów wszechobecnego echa, co tak naprawdę jest clou tej produkcji. A tylko dlatego, że przekazu nie przytłoczyło nadmierne podciąganie ilości nasycenia, wagi i rozjaśnienia dźwięku. Był nieco lżejszy, niż mam na co dzień, a mimo to odbierałem go jako nadal prawdziwy, bo oprócz wspomnianych realiów rozmachu, fajnie odbierana ogólna transparentność wydarzeń scenicznych nienachalnie, acz dosadnie pokazywała najdrobniejsze informacje zawarte w danym materiale. Jednym słowem dla mnie była to uczta dla uszu.
Z innej beczki, czyli w teorii całkowicie odległym od możliwości kolumn gatunku spod znaku AC/DC wbrew pozorom także udało się osiągnąć fajny konsensus dźwiękowy. Owszem, z uwarunkowaniem braku szans na prawdziwe kopnięcie stopą perkusji, jednak już z niezłym wynikiem nasycenia gitarowych popisów i najczęściej wykrzyczanych fraz wokalnych. To naturalnie zasługa rozdzielczego podania, nieprzesadzonego od strony wagi środka pasma i wspominanego na początku wyraźnego akcentowania niezbędnej do pokazania zamierzeń artystów energii dźwięku. Formalnie bez szans na sejsmiczne pomruki, ale na tyle odpowiednio zbilansowanego, że mierząc siły na zamiary testowanych kolumn całość prezentacji nie budziła bolesnych oznak niedoborów w pokazaniu na co stać tę rockową formację. A trzeba przypomnieć, iż proces testowy odbył się w zbyt dużym dla szczecińskich paczek pomieszczeniu. To co stanie się, gdy Szczecinianki ustawimy w dedykowanej gabarytowo kubaturze? Nie odpowiadajcie, to pytanie retoryczne, na które mam nadzieję, odpowiedź wynika z powyższego tekstu.
Czy to są kolumny dla każdego? I tak i nie. Powodem na nie są dwie spowodowane jedynie brakiem doświadczenia kwestie. Pierwszą jest fakt, że małe kolumny nie są w stanie dobrze jakościowo przestawiać ścian pokoju – mam nadzieję, że wiecie o czym piszę i piewcy ostrego masowania trzewi z uwagi na celowe unikanie takiej projekcji w służbie jakości brzmienia przez opisywane paczki mogą być zawiedzeni. Drugą zaś w celach wykorzystania ich niebagatelnego potencjału, należy zapewnić Librom pojemność lokalu nieprzekraczającą realnych możliwości. Więcej ewentualnych aspektów na „nie” nie widzę. Czyli reasumując, jeśli dysponujecie niedużym pokojem i zdajecie sobie sprawę, że w obcowaniu z muzyką na bazie małych kolumn nie chodzi o zderzenie się ze ścianą przyprawiającego o arytmię serca dźwięku, tylko poruszający naszą duszę śpiew przysłowiowych morskich syren, monitory Gemstone Libra są skrojone właśnie pod Was.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80
Opinia 2
Jak z pewnością większość z Państwa się domyśla, bądź po prostu wie – zna z autopsji, w pewnych kręgach deklaracja, iż coś jest na „mur-beton” była i nadal jest gwarancją należytej solidności. Z kolei w innych (kręgach) tzw. „betonowe buty” definitywnie kończyły żywot nieszczęśników mających odmienne zdanie aniżeli grupa w danym momencie trzymająca władzę. Tymczasem w audio ów beton dziwnym zbiegiem okoliczności niespecjalnie cieszy się zainteresowaniem i estymą tak wśród samych konstruktorów, jak i złotouchej braci. Nie dość bowiem, że niezwykle trudno przypisać mu jakąkolwiek technologiczną innowacyjność a co za tym idzie nie sposób scedować na niego odpowiedzialność za taką a nie inną cenę wyrobu końcowego. Co prawda znawcy gatunku z pewnością od razu wspomną niemieckie Concrete Audio i BETONart-audio, designerską włoską Architettura Sonora, czy też tajwańską CELIA & PERAH, jednak fakt totalnej niszowości tego typu konstrukcji pozostaje faktem. A z faktami, podobnie jak z Małżonką, dyskutować nie sposób. Całe szczęście wspomniana niszowość bynajmniej nie oznacza totalnej absencji, tym bardziej, że całkiem niedawno na rodzimym rynku pojawił się byt owym „budowlanym” surowcem zainteresowany. W dodatku byt, o którego istnieniu nie omieszkaliśmy wspomnieć w relacjach zarówno z nalotu na stołeczną placówkę High End Alliance, jak i minionego, monachijskiego High Endu. Krótko mówiąc w nasze skromne progi zawitały intrygujące, oczywiście betonowe, podstawkowe monitory Libra sygnowane przez szczecińską manufakturę Gemstone, na których recenzję serdecznie zapraszamy.
Zakładam, iż z powyższych fotografii wynika, że Gemstone Libra to nad wyraz intrygujące tak pod względem projektu plastycznego, wykorzystywanego układu głośników, jak i oczywiście budulca niezwykle zgrabne monitory podstawkowe. Ich „połamane” betonowe bryły jasno dają do zrozumienia, że czego, jak czego, ale fal stojących w ich wnętrzu się nie uświadczy, więc przynajmniej jedną z audiofilskich fobii mamy z głowy. Ich wykonane ze specjalnej mieszanki w której skład wchodzi cement ścianki mają grubość 1.2 – 1.5 cm a front, również wykonany z materiału mineralnego, jest do ww. „monolitycznych skorup doklejany. W dodatku zamiast standardowej metody polegającej na odlewaniu form Gemstone postawił na zdecydowanie bardziej pracochłonne ugniatanie. Na wspomnianych frontach zdziwienie budzić może tak układ, jak i sam zestaw użytych przetworników, bowiem zamiast klasycznego duetu twiter + mid-woofer tym razem otrzymujemy set umieszczonych w osi pionowej niewielkiej wstęgi i nisko-średniotonowca, pomiędzy którymi, przesunięta bliżej wewnętrznej krawędzi (kolumny posiadają oznaczenie lewa/prawa) przycupnęła aluminiowa, ukryta za ochronną siateczką kopułka.
Jak przystało na typowy jednoosobowy projekt, gdzie konstruktor/właściciel – Grzegorz Porzuczek jest sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem i przed nikim tłumaczyć się nie musi a jedynie dbać o własną „wartość intelektualną” dane techniczne o tytułowych monitorach śmiało można określić mianem wybitnie lakonicznych. I nie wynika to z ewentualnej złośliwości a samej polityki zainteresowanego wyznającego zasadę, iż de facto „parametry nic nie wnoszą a w momencie wstępnej selekcji jedynie zawężają obszar poszukiwań”, z czym trudno się nie zgodzić. Co ciekawe potencjalny nabywca informowany jest jedynie o wynoszącej 86 dB skuteczności i wymiarach/wadze. Całe szczęście w trakcie standardowej wymiany korespondencji, oraz wystawowych rozmów udało nam się dowiedzieć, że zwrotnice wykonano na płytkach pcb o poszerzonych ścieżkach, oczywiście powietrzne cewki są na tyle oddalone by w jak najmniejszym stopniu wzajemnie na siebie oddziaływać. Ponadto pozostałe, użyte elementy są bardzo wysokiej jakości – znajdziemy tam rezystory Superes, metalizowane kondensatory polipropylenowe, oraz papierowo-olejowe a okablowanie wewnętrzne poprowadzono przewodami Neotecha – linkami i drutem w teflonie. To, co widać gołym okiem, to oczywiście umieszczone pod tylnym ujściem kanału bas-refleks solidne, pojedyncze terminale WBT.
Ponieważ zarówno na Długiej 16, jak i w MOC-u szans na sensowny odsłuch nie było to, czego można spodziewać się po tytułowych monitorach było dla nas jedną wielką niewiadomą. Całe szczęście przesłane wraz z prototypowymi standami Libry miały wystarczający czas na to by w obu naszych systemach się zadomowić i pokazać, co tak naprawdę potrafią. A biorąc pod uwagę ich nad wyraz mało absorbujące gabaryty i całkiem akceptowalną cenę śmiem twierdzić, że pokazują zaskakująco sporo. Otóż pierwsze co zwraca uwagę, to niezwykła rozdzielczość i liniowość – brak podbarwień prezentacji. Nie ma zatem ani zbytniej analityczności (spodziewana pochodna metalowej kopułki i wstęgi), ani próby imitowania kolumny większej aniżeli mamy w rzeczywistości na drodze podbicia przełomu średnicy i basu, czy też ordynarnego „boomboxowego pompowania” najniższych składowych. I już na podstawie powyższej, jakże skrótowej charakterystyki jasno widać, że brzmienie Gemstone bliższe jest studyjnej wierności faktom aniżeli audiofilskiemu rozmarzeniu i zawoalowaniu. Jest bowiem niezwykle holograficzne, transparentne, z lekkim utwardzeniem góry i wyraźnie zaznaczonymi, lecz nieprzejaskrawionymi sybilantami, oraz oferujące fenomenalne zróżnicowanie basu. W rezultacie mamy do czynienia z klasycznym ucieleśnieniem nie tylko natywnej idei Hi-Fi, czyli wysokiej wierności, lecz również nieco mniej poetyckiej maksymy „s**t in, s**t out”, czyli tego, że usłyszymy dokładnie to, czym Libry nakarmimy. I nie ma zmiłuj. Dlatego też niejako na wejściu / bramce rodzime monitory dokonują szybkiej selekcji na materiał wart uwagi i sprawiający dziką frajdę, oraz taki, który gościć będzie na naszych playlistach nad wyraz sporadycznie i głównie ze względów czysto sentymentalnych. Gemstone koncertowo obnażają mizerię realizacji m.in. U2 (vide „Achtung Baby”), które brzmią po prostu płasko, jazgotliwie i zupełnie nieadekwatnie do rangi wykonawcy, by z kolei na „As Time Passes” Arilda Andersena, Daniela Sommera i Roba Lufta wznieść się na wyżyny wspomnianej holografii i wyrafinowania prezentując oszałamiające bogactwo wszelakiej maści wybrzmień, niuansów i jakże uwielbianego przez audiofilów tzw. planktonu. Nie odchudzają i nie osuszają przy tym przekazu – dają pełen pakiet informacji i dyskretnie usuwając się w cień pozwalają wybrzmieć muzyce taką, jaką została zarejestrowana. Dlatego też szalenie trudno określić ich własną sygnaturę, czy też charakter, gdyż przynajmniej w reprodukowanym przez nie paśmie takowe „artefakty” są praktycznie pomijalne. Oczywiście, na tle pełnopasmowych podłogówek o kolosach w stylu redakcyjnych, wyposażonych w diamentowe przetworniki średnio i wysokotonowe Gauderów nawet nie wspominając, rodzime kolumienki oferują zdecydowanie mniejszą skalę i rozmach prezentacji, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie powinien mieć o to do nich pretensji. To są klasyczne podstawkowe monitory, które oprócz natywnej umiejętności natychmiastowego znikania ze sceny oferują ponadnormatywny timing i odmienianą przez wszystkie przypadki holografię, więc nawet dysponując laserowym dalmierzem nie mamy szans na przyłapanie ich na jakichkolwiek uproszczeniach, czy też niefrasobliwości jeśli chodzi o rozmieszczenie źródeł pozornych. Szczególnie wyraźnie to widać, znaczy się słychać, na dużych składach, jak daleko nie szukając nasze dyżurne „Rhapsodies” pod Stokowskim zabrzmiały z właściwą sobie swobodą i złożonością a wynikająca z naturalnych ograniczeń kolumn pewna lekkość przestała absorbować naszą uwagę zanim końca dobiegła otwierająca album „Druga Węgierska” („Hungarian Rhapsody No. 2 in C-Sharp Minor, S.244/2”). Gemstone stawiają bowiem na jakość a nie ilość, więc nie próbują reprodukować częstotliwości dla nich niedostępnych a z szacunku dla słuchacza nie maskują tego podbijając wyższy bas, bądź też furkocąc bas-refleksem.
W ramach podsumowania z nieukrywaną satysfakcją pozwolę sobie stwierdzić, iż mamy do czynienia z nie tylko metaforycznymi, co faktycznymi narodzinami gwiazdy, bądź natrafieniem na prawdziwy (niekoniecznie nieoszlifowany klejnot). Co prawda Gemstone Libra swą aparycją dalece odbiegają od biżuteryjno – bizantyjskiego przepychu, a w roli budulca zamiast meteorytu wykorzystują pospolity cement, jednakże swym bezkompromisowym i wysokiej próby brzmieniem jasno dają do zrozumienia, że w odpowiednio dobranym, stricte high-endowym torze to właśnie one będą najjaśniejszymi gwiazdami świecącymi światłem własnym a nie li tylko odbitym.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Producent/dystrybutor: Gemstone
Cena: 36 000 PLN (bez standów)
Dane techniczne:
Skuteczność: 86 dB
Pasmo przenoszenia: wystarczające
Impedancja: akceptowalna
Wymiary (W x S x G): 37 x 22 x 45 cm
Waga: 9 kg / szt.
Najnowsze komentarze