Tag Archives: German Physiks Emperor Integrated


  1. Soundrebels.com
  2. >
  3. German Physiks Emperor Integrated

German Physiks Emperor Integrated

Link do zapowiedzi: German Physiks Emperor

Opinia 1

Jestem w stu procentach przekonany, że co jak co, ale tytułowy brand znakomicie kojarzycie. Co prawda z tej stajni dotychczas nic na testach nie mieliśmy, jednak to podmiot wszem i wobec znany z produkcji dość nietypowych, bo generujących dźwięk dookólny, dzięki czemu drwiących sobie z tak ważnego dla nas do idealnego odsłuchu muzyki „sweet spotu”, kolumn głośnikowych. Naturalnie z wymienionego przed momentem powodu to propozycja dla konkretnych, czyli wiedzących czego chcą od życia klientów, ale co by nie mówić, wbrew pozorom jest ich sporo. Jednak sporo dla mocodawców German Physiks nie jest optymalną liczbą, dlatego chcąc dotrzeć do większego grona potencjalnych zainteresowanych, pochodzący zza naszej zachodniej granicy team powołał do życia całą serię elektroniki dedykowanej nie tylko produkowanym przez siebie, ale również z powodzeniem zapewniającej idealne warunki pracy kolumnom innych producentów. Zaskoczeni? Powiem szczerze, że gdy się o tym dowiedziałem, osobiście również zaliczyłem taki stan. Stan, który oczywiście z automatu zmusił nas do kontaktu z dystrybutorem w celu głębszego poznania wspomnianych nowości. Takim to sposobem dzięki sporemu zaangażowaniu logistycznemu krakowskiego High End Alliance w nasze okowy trafił monstrualny gabarytowo, niemiecki wzmacniacz zintegrowany German Physiks Emperor.

Nie trzeba przeglądać stopki z danymi technicznymi, bowiem same przestudiowanie serii fotografii jasno daje do zrozumienia, że konstruktorzy Emperor-a podczas powoływania go do życia nie oglądali się zbytnio na koszty. Oczywiście piję do rozmiarów, których nie powstydziłaby się niejedna znacznie wyżej pozycjonowana końcówka mocy. Tymczasem w tym przypadku mamy bezkompromisowo zbudowaną integrę. I żeby było jasne, słowo „bezkompromisowo” nie dotyczy jedynie jej gabarytów, ale znakomicie prezentującej się w zderzeniu osobistym – zdjęcia naprawdę tego nie oddają, bo z klasą wykończonej, oferującej intrygujący design obudowy oraz wypełniające ją po przysłowiowy „dach” elektroniczne trzewia. Korpus Emperor-a jest bardzo ciekawą wariacją na temat prostopadłościanu, w którym wszystkie zewnętrzne połacie wykonano z grubych płatów szczotkowanego aluminium. Te najpierw ozdobiono czterema zdecydowanymi poprzecznymi podfrezowaniami, by finalnie w awersie umieścić okienko dla usadowionego na czarnym tle błękitnego wyświetlacza obsługiwanego pięcioma tuż pod nim znajdującymi się guzikami oraz zorientowane na jego flankach dwie średniej wielkości gałki funkcyjne, a w rewersie zajmujący zdecydowaną większość powierzchni, będący ostoją dla wszelkiej maści wejść i wyjść w standardach RCA/XLR z przelotkami włącznie, zaciskami kolumnowymi i zintegrowanym z włącznikiem głównym gniazdem zasilania, również wykończony w fajnie kontrastującej z obudową czerni panel przyłączeniowy. A to nie koniec wizualnych ciekawostek, gdyż tak zwany „dach” wzmacniacza jest litym płatem wykonanym z identycznego jak reszta obudowy aluminiowym, wokół którego biegnie coś na kształt wentylującej układy elektryczne, czarnej, na bokach mającej skośne nacięcia fosy. Zbędny blichtr? Bynajmniej, gdyż w mojej opinii jest to znakomity zabieg, który oprócz czysto funkcjonalnego chłodzenia konstrukcji, pozwala nieco złagodzić efekt przysadzistości jednak wielkiej bryły. Proszę, nie oceniajcie tego na podstawie fotografii, gdyż w rzeczywistości to jest majstersztyk. Naturalnie w komplecie z rzeczonym wzmacniaczem dostajemy nieprzeładowanego zbędnymi funkcjami pilota zdalnego sterowania. Kończąc akapit o budowie oprócz rozmiarów 474/240/474 mm najistotniejszymi informacjami wydają się być jego ustalona na poziomie 69 kilogramów waga i oddawana moc 300W/8 Ohm i podwojenie jej przy wartości 4 Ohm.

Co ciekawego zaprezentował Emperor? Po pierwsze – niebagatelne pokłady energii skierowanej na wzmocnienie efektu uderzenia muzyką Po drugie – bardzo fajnie podkręcający poziom namacalności zastrzyk jej body. A po trzecie – odpowiednią zwartość i otwartość prezentacji, co przy ewidentnym nasycaniu dźwięku pozwalało mu uniknąć przekroczenia poziomu otyłości i przyduchy. Owszem, ogólnie przekaz był mocny, ale pełen wigoru. W sobie tylko znany sposób wzmacniacz odpowiednio konturował najbardziej mięsiste projekcje, a to przekładało się na zachowanie drive’u nawet podczas słuchania bardzo wymagającego materiału. Dodatkowym ciekawym feedbackiem takiego postawienia sprawy było nieznaczne zbliżenie wirtualnej sceny w stronę słuchacza, jednak z zachowaniem jej proporcji w tylnych okowach. Czyli było bliżej, ale nie płasko, czego wielu z naszych pobratymców wręcz oczekuje. Co bardzo ciekawe, ogólne podejście do sposobu na muzykę według niemieckiego German Physiks było na tyle uniwersalne, że podczas testu widocznych na zdjęciach kolumn wypadł lepiej od stacjonującego u mnie Gryphona APEX. A główną zaletą okazała się być właśnie nieco większa, za to dobrze dozowana energia środka pasma oraz niezapominanie o odpowiednim zastrzyku witalności i fajnej krawędzi źródeł pozornych. Tak skonfigurowany set okazał się na tyle uniwersalnie grający, że nasz bohater nie miał problemu dosłownie z żadnym materiałem muzycznym. A jak to zwykle u mnie bywa, nie mówimy li tylko o plumkaniu kontemplacyjnego jazzu, ale również o buncie Rammsteina i szaleństwie niestety nieżyjącego już Kena Vandermarka. Pierwszy w postaci koncertowego Keitha Jarretta „Inside Out” pokazał nie tylko znakomitą wirtuozerię każdego z muzyków, ale drzemiące w instrumentach pokłady masującego moją skołataną życiem duszę romantyzmu. Naturalnie na wspomnianym krążku jest również małe co nieco dla drugiej strony mojego jestestwa, bowiem panowie pokazują czasem pazur, jednak tę pozycję płytową zapamiętam jako pokaz klasycznego umilania życia melomana przez znakomicie odtworzony projekt koncertowy. W podobnym tonie – oczywiście mam na myśli jakość odbioru – wypadł Rammstein z najnowszą produkcją „Zeit”. Energia, mięcho, znakomite utrzymanie rytmu i czytelnie zaprezentowana wokaliza ewidentnie udowodniły, iż wpisana w kod DNA wzmacniacza estetyka podgrzewania opowieści muzycznej w najmniejszym stopniu nie wypaczała zamierzeń artystów. W tym przypadku również obraz był mocno kolorowy, krągły i soczysty, ale w żadnym przypadku ospały. Ba, wręcz przeciwnie, gdyż w dobrym tego słowa znaczeniu potrafił zaskakująco mocno kopnąć, co u pana Rammsteina jest niezbędnym do pokazania jego prawdziwego „ja” wymogiem. Jak zatem wypadł co prawda nieco inny, bo free, ale jednak już raz omawiany przeze mnie jazz? Po co kolejna podpórka tym nurtem? Wbrew pozorom to bardzo istotne. Free to szaleństwo w najczystszej postaci. Na tyle znamienne, że nie ma do tego napisanych nut, tylko gramy na żywioł. A jeśli tak, dotychczas tak chwalona zwiększona energia musi umieć dość szybko wygasnąć, by za moment ponownie wręcz wybuchnąć. Mało tego. Przekaz podczas tego natłoku informacji, zmian tempa oraz poziomu mocy uderzenia musi cechować dobra rozdzielczość, inaczej wszystko zlepi się w jedną papkę. Być może komuś się to nawet spodoba, ale nie oszukujmy się, free to nieobliczalność, radość z życia, a czasem zadany celowo ból. Niestety aby spełnić te trzy cechy, sekcja wzmocnienia musi umieć odpowiednio dozować energię w czasie. Jak w przypadku naszego bohatera może pokazać ją nawet lekko podkręconą, jednak musi odpowiednio utrzymać w ryzach. I gdy podobnie do niego potrafi nad tym zapanować, śmiem wysnuć wniosek, że nie powinno być dla niej materiału niemożliwego do fajnego odtworzenia. Analizując powyższy tekst, chyba jasnym jest, że tytułowy Emperor w tym temacie zdał egzamin na piątkę, dlatego bez żadnego snucia przypuszczeń jasno potwierdzam, iż dobrze skonstruowany piec, nawet oferując estetykę gęstego grania, bez problemu umie oddać zamierzenia najbardziej szalonych, bo grających na setkę bez przygotowanych nut, tylko ze wstępnym pomysłem na wspólną rozmowę kilku instrumentów freejazzowych artystów. Zapewniam, to nie jest takie proste.

W jakiej konfiguracji ulokowałbym nasz przedmiot zainteresowania? Jak wynika z opisu, wszędzie tam, gdzie przyda się niesiona przez GP The Emperor mocniejsza dawka energii. Wesprze system ciekawym uderzeniem, co przełoży się zaskakujący rozmach prezentacji. Jednym słowem tchnie w dany konglomerat dodatkową szczyptę życia. Jednak po tym, co miałem okazję usłyszeć u siebie, nie skreślałbym go również z występów w zestawach już dobrze osadzonych w masie. W takim przypadku naturalnie mocniej nas kopną, jednak muzyka nie zatraci cech ciekawej nieobliczalności, co przecież solą naszej zabawy. Jak rosły Niemiec wypadnie finalnie, pokaże życie. Jednak najważniejsze jest, że nawet przy braku chemii, słuchana przy użyciu tytułowego wzmacniacza muzyka będzie pełna tak ważnych dla nas emocji. I będąc szczerym, właśnie tą cechą mnie ten piecyk najbardziej uwiódł.

Jacek Pazio

Opinia 2

Do debiutu tytułowej marki na naszych łamach przygotowywaliśmy się od dłuższego czasu. Przymiarki, zgodnie z ogólnie utrwalonym w audiofilskiej świadomości profilem owego bytu, dotyczyły oczywiście kilku mniej, bądź bardziej absorbujących gabarytowo kolumn i gdy wszystko wydawało się zmierzać ku szczęśliwemu finałowi, jak to zwykle w życiu bywa, przewrotny los w osobie dystrybutora ( Audio Anatomy / High End Alliance ) postanowił przypomnieć o swojej wrodzonej nieprzewidywalności podsuwając nam pod nos urządzenie niezbyt z German Physiks, bo to o tymże wytwórcy mowa, kojarzone. Propozycja testu dotyczyła bowiem … ultra high-endowego wzmacniacza zintegrowanego Emperor Integrated. Skoro zatem czytacie Państwo te słowa, to znak, że na ową propozycję przystaliśmy, uznając, że może pierwszy kontakt z działającą od 1992 r. niemiecką marką jest niezbyt oczywisty, lecz jak najbardziej logiczny, gdyż chociaż eksplorację zaczynamy nie od kolumn a elektroniki, to od „dołu” stawki, gdyż w portfolio German Physiks znajdziemy jeszcze przedwzmacniacz, stereofoniczną i monofoniczną końcówkę mocy, oraz … elektroniczną zwrotnicę, na które jeśli tylko wszystko pójdzie po dystrybutora i naszej myśli również powinna przyjść pora. Dlatego też niepotrzebnie nie przedłużając rozbiegówki zapraszam na ciąg dalszy.

Jak widać na powyższych zdjęciach Emperor to zauważalnych rozmiarów i słusznej wagi (to akurat możecie Państwo jedynie domniemywać i wierzyć nam na słowo) jednostka zarówno wpisująca się w obecnie modną ideę superintegr, jak i nieco jej przecząca. O przynależności do owego elitarnego grona świadczą oczywiście jakość wykonania, potężna moc, bezkompromisowość konstrukcji i niestety dość bolesna cena, lecz warto w tym momencie wspomnieć, iż wbrew panującym trendom niemiecki wzmacniacz nie wyposażono w wydawać by się mogło obowiązkowe dodatki w postaci nie tylko streamera, co nawet podstawowego DAC-a, czy phonostage’a. Najwidoczniej konstruktor doszedł do wniosku, że na tym poziomie jakiekolwiek półśrodki, a za takie właśnie płytki rozszerzeń możemy uznać, nie przystoją nawet jego podstawowej integrze, więc jeśli ktoś takowych funkcjonalności potrzebuje to z pewnością zaopatrzy się w stosowne – wolnostojące i adekwatne jakościowo reszcie komponentów urządzenia.
Płytę frontową zdobią cztery głębokie poziome nacięcia z wkomponowanymi dwiema elegancko toczonymi gałkami – lewą wyboru źródeł i prawą regulacji głośności chroniącymi flanki centralnie umieszczonego pod płatem czernionego akrylu dwuwierszowego, niebieskiego wyświetlacza, który może nie poraża czytelnością, jednak przy dokonywaniu nastaw z poziomu frontu daje radę. A właśnie, pod displayem niesymetrycznie ustawiono pięć niewielkich przycisków odpowiedzialnych za wybór wejścia i dedykowanego wzmocnienie (gain) przy bezpośrednim wejściu na końcówkę, uziemienie, wyświetlacz i włączenie/wyłączenie urządzenia. Owa, budząca moje zdziwienie, niesymetryczność wynika z faktu iż przesunięcie przycisków w osi wynika z poprzedzenia ich niewielką diodą informująca o statusie pracy integry i czujnikiem IR.
Wspomniane nacięcia biegną również przez ściany boczne nader udanie maskujące ukryte wewnątrz grzebienie radiatorów. Dla porządku w tym momencie wspomnę, iż chłodzenie Emperora, jest w pełni pasywne.
Ściana tylna z dumą reprezentuje przysłowiowy niemiecki porządek. W pionowej osi symetrii umieszczono przełącznik pracy w roli końcówki, gniazda firmowej magistrali komunikacyjnej, włącznik główny i klasyczne, trójbolcowe gniazdo zasilania IEC C14. Po ich obu stronach rozmieszczono, patrząc od góry – bezpośrednie wejścia RCA i XLR (Neutrik) na końcówkę mocy, po trzy klasyczne wejścia liniowe RCA i XLR, po dwa wyjścia RCA i XLR na zewnętrzną końcówkę mocy i pojedyncze terminale głośnikowe sygnowane przez WBT Nextgen. Na wyposażeniu znajduje się również solidny aluminiowy pilot, białe rękawiczki i … zaskakująco wysokiej klasy, firmowy przewód zasilający Pion N3 ZF, więc przynajmniej na początku szczęśliwemu uzytkownikowi odpadnie dodatkowy wydatek. Mały i coraz rzadziej spotykany, więc tym milszy drobiazg dodatkowo utwierdzający nabywcę o słuszności dokonanego wyboru.
Jak się okazuje korpus Emperora ma konstrukcję „szufladową”, lub jak ktoś woli można uznać ją za audiofilski odpowiednik „matrioszki”, gdzie pod 15mm aluminiowym płaszczem kryje się wewnętrzna, już stalowa baza. Ponadto po odkręceniu kilku(nastu) śrub ozdobioną firmowym logotypem płytę górną zdejmuje się razem ze ścianami bocznymi a waga takiego modułu sięga 17 kg. I kiedy mogłoby się wydawać, że po zdjęciu wierzchniej „skorupy” uzyskamy pełen dostęp do trzewi napotykamy nieprzewidzianą przeszkodę w postaci chroniącej przed promieniowaniem stalowej płyty spod której wyzierają łby zamontowanych na planie X-a czterech imponujących bloków (każdy po 7 szt.) potężnych kondensatorów o łącznej pojemności 92 400 µF (3 300 µF / szt.). Żeby było ciekawiej kondensatory okupują górne płytki, pod którymi ukryto … pięć transformatorów toroidalnych dedykowanym poszczególnym sekcjom (przedwzmacniaczowi, kanałowi lewemu i prawemu, sterowaniu i wyświetlaczowi) dysponujących łączną mocą 2,500kVA. Generalnie mamy do czynienia ze zbalansowaną konstrukcją dual mono a w każdym kanale pracuje w klasie AB po 12 bi-polarnych tranzystorów zdolnych oddać 340W przy ośmio- i 620W przy cztero- Ω obciążeniu. Jeśli na kimś powyższe wartości nie robią większego wrażenia to tylko wspomnę, że Emperor w peaku potrafi puścić do 4 Ω głośników „drobne” 1 000 W zdolne sprawić, że nawet przysłowiowy stół bilardowy powinien zacząć grać nie gorzej od wypasionego Wurlitzera 1015.
Masywne, toczone aluminiowe nóżki zapobiegliwie podklejono miękkim filcem, więc o ile tylko uda nam się usadowić tytułową, blisko 70 kg integrę na docelowej półce, platformie to finalne ustawienie nie będzie już wymagało tyle siły.

Emperor do życia budzi się mniej więcej po 20 sekundach procedury „miękkiego startu” i wnikliwej diagnostyki. Kiedy jednak kliknięcia przekaźników i chyba tylko konstruktor wie czego jeszcze ustaną a z głośników zaczną dobiegać pierwsze dźwięki wszystko, włącznie z nazwą staje się jasne. Integra German Physics gra bowiem niezwykle majestatycznie i doniośle z potęgą i apodyktycznością pod względem kontroli podpiętych pod nią kolumn godną niejednej ultra high-endowej dzielonki. To dźwięk kompletny i skończony, o urzekającej barwie, muzykalności, lecz również uzależniający jeśli chodzi o rozdzielczość i timing. Nawet tak eklektyczne i nieczęsto goszczące na wystawowo – recenzenckich playlistach pozycje jak „Nova” Sylvaine, gdzie iście anielskie, eteryczne – czyste damskie partie wokalne przeplatają się z brutalnym growlem zabrzmiał zaskakująco spójnie i koherentnie umiejętnie łącząc przysłowiowy ogień z wodą. Kiedy miało być delikatnie i lirycznie Emperor jawił się niczym trioda a gdy słuchacza w fotel miała wgnieść istna ściana dźwięków w okamgnieniu pokazywał swoje mroczne i niszczycielskie oblicze. W dodatku im ciężej, gęściej, szybciej i trudniej się robiło, tym niemiecka amplifikacja radośniej rzucała się w wir wydarzeń łapiąc wiatr w żagle. Krótko mówiąc zarówno mainstremowo przebojowy Herbie Hancock („Possibilities”) , jak i bezkompromisowo łojące rodzime szarpidruty ze stołecznego Shadohm („Through Darkness Towards Enlightenment”) nie musieli obawiać się, że jakiś zastosowany przez nich środek artystycznego wyrazu od miotełek poczynając na podwójnej stopie kończąc nie wpasuje się w estetykę wzmacniacza i zabrzmi nie do końca prawdziwie i naturalnie. O nie, tutaj wszystko było na swoim miejscu zarówno jeśli chodzi o rozmiar, jak i energię reprodukowanego instrumentarium, gdyż czy to skupienie, czy stojący na przeciwległym skraju skali iście hollywoodzki rozmach dotyczyły jedynie wolumenu generowanych dźwięków i sceny na jakiej rozgrywają się wydarzenia a nie samych źródeł pozornych. A właśnie, jeśli o nie chodzi, to ich definicja a dokładnie kreska, jaką prowadzone są kontury może nie jest najcieńsza i najtwardsza, ale prawdę powiedziawszy w niczym to nie przeszkadza, gdyż nie rozmywa ich brył a jedynie podkreśla plastykę przekazu. Staje się przez to bliższy naturalności i otaczającej nas rzeczywistości, gdzie przecież wzroku nie ranią ostre jak brzytwa, znane z trybów demonstracyjnych topowych telewizorów przekontrastowane koszmarki. W rezultacie nasze zmysły niejako z automatu przestawiają się z obciążającego zwoje mózgowe trybu analizy w stan relaksującej i przynoszącej ukojenie czysto hedonistycznej absorpcji, gdzie wpadającym w ucho melodiom nie sposób odmówić zaangażowania, lecz nie jest to rozpaczliwe zabieganie o naszą atencję a jedynie przykuwanie uwagi własną, w pełni naturalną atrakcyjnością. Dlatego też co i rusz łapałem się na tym, że zamiast standardowych testów a więc skupiania się na bohaterze niniejszej epistoły zdecydowanie więcej atencji poświęcałem reprodukowanemu materiałowi, gdyż to właśnie on determinował efekt finalny, co przynajmniej w moim mniemaniu dobrze świadczy o samym wzmacniaczu. Warto bowiem mieć świadomość, że z audio a High-Endem w szczególności jest jak z dobrymi perfumami – tych najlepiej do nas dopasowanych nie czujemy i traktujemy jako coś oczywistego i zarazem pomijalnego. Jeśli bowiem przez cały dzień nasze synapsy miały by być drażnione intensywnymi nutami zapachowymi, to po kilku godzinach takiego przebodźcowania migrenę mielibyśmy gwarantowaną. Podobnie jest też na naszym podwórku, gdzie poszczególne składowe systemów może nie tyle muszą, co powinny tworzyć koherentną i homogeniczną całość a nie zlepek nieraz diametralnie różnych pomysłów na dźwięk bliższy atakującemu nas zewsząd migającymi światłami i dźwiękami lunaparkowi, w którym prędzej o postradanie zmysłów aniżeli ukojenie. I właśnie Emperor takową równowagę i harmonię do większości systemów wnosi pozwalając jednocześnie rozkwitnąć współpracującym z nim kolumnom poprzez pokazanie ich bardziej romantycznego oblicza, co dane nam było doświadczyć nie tylko z dyżurnymi Gauderami, jak i goszczącymi u nas jakiś czas temu Alare Labs Remiga 2 Be, na których szczególnie imponująco wypadały nagrania nad wyraz odważnie eksplorujące najgłębsze zakamarki basowego Hadesu. I aby doświadczyć owych iście infradźwiękowych pomruków wcale nie musiałem posiłkować się surową elektroniką w stylu „Humans Become Machines” 潘PAN, lecz nawet mroczy folk spod znaku Osi And The Jupiter („Uthuling Hyl”) z powodzeniem uwalniał drzemiący w Emperorze nieskończony rezerwuar energii.

Śmiem twierdzić, iż choć German Physiks Emperor Integrated z racji zauważalnego iście organicznego, acz zupełnie niewpływającego na wyborną rozdzielczość, uplastycznienia przekazu niezbyt kwalifikuje się jako przedstawiciel przysłowiowego „drutu ze wzmocnieniem”, to jest on bliższy większości gustów aniżeli lwia część dążących do bezwzględnej transparentności i braku własnego charakteru konkurencji. Jest bowiem jakiś i na swój sposób unikalny łącząc wspomnianą potęgę z wyrafinowaniem i muzykalność z rozdzielczością. Jeśli zatem nie dysponujecie Państwo systemami w których nadwaga i ospałość są cechami wiodącymi dość niemrawych kolumn, to kontakt z Emperorem może wprawić Was nie tylko w wyborny nastrój, co niemy zachwyt, dzięki czemu bez większych dyskusji będziecie w stanie wyasygnować konieczną do jego zachowania we własnym systemie kwotę.

Marcin Olszewski

System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, Synergistic Research Orange
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END, FURUTECH e-TP80 ES NCF
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Sensor 2 mk II
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80

Dystrybucja: Audio Anatomy / High End Alliance
Producent: German Physiks
Cena: 156 000 PLN

Dane techniczne
Moc wyjściowa (THD+N <1%): 2 x 340W RMS / 8 Ω; 2 x 620W RMS / 4 Ω
Pasmo przenoszenia: 0.5Hz – 80kHz (-3dB)
Zniekształcenia THD + N: 0.01% (22Hz – 22kHz)
Dynamika: 127 dB
Odstęp sygnał/szum: – 91 dB A
Wejścia: 3 pary RCA; 3 pary XLR
Wyjścia preout: 2 pary RCA; 2 pary XLR
Bezpośrednie wejścia na końcówkę: para RCA; para XLR
Wymiary (S x W x G): 474 x 240 x 474 mm
Waga: 69kg