Opinia 1
O ile przy wszelakiej maści akcesoriach antywibracyjnych stosowanych pod elektroniką i kolumnami wszystkie chwyty są dozwolone a inwencja twórców wydaje się nie mieć granic, o tyle przy podstawkach pod kable wydawać by się mogło, że sytuacja jest tyleż klarowna, co prosta jak budowa cepa i jasna jak słońce. Ot kształt ww. ustrojstw może i potrafi być dowolny, podobnie jak i stosowane materiały, lecz już sama konstrukcja zazwyczaj należy do jednego z dwóch obozów – sztywnego monolitu w stylu drewnianego klocka (Cardas Multi Cable Blocks, Acoustic Revive RCI-3HK), lub mniej bądź bardziej finezyjnie obrobionego innego sztywnego materiału (Graphite Audio CIS-35), bądź wariacji nt. tzw. pająka z rozpiętą struną / gumką pełniącą rolę medium odsprzęgającego ułożony na nim przewód (in-akustik Reference Cable Base). Tymczasem Włosi z Omicrona w swych autorskich rozwiązaniach stopień skomplikowania i zaawansowania technologicznego wywindowali na iście kosmiczny, godny NASA, poziom. Począwszy od autorskiego polimeru, z którego powstają korpusy, poprzez różne formy i intensywność odsprzęgania stalowymi, lub porcelanowymi kulkami na modelowaniu … pól magnetycznych skończywszy. Przesada i przerost formy nad treścią? Niekoniecznie, bo o ile na podstawowym poziomie najprostsze rozwiązania zazwyczaj okazują się najskuteczniejsze, to jeśli chcemy wzbić się ponad przeciętność i średnią nieraz nieoczywiste komplikacje przynoszą zaskakująco pożądane rezultaty. Tym oto sposobem dochodzimy do sedna, czyli przedmiotu, w dodatku zbiorowego, niniejszej recenzji, czyli dostarczonego przez chełmżyńskie Quality Audio istnego bezliku dedykowanych głównie okablowaniu podstawek antywibracyjnych Omicron w składzie: Harmonic Stabilizer + Cable Holder Evolution, Cable Holder Special, Cable Stabilizer Faraday i Tesla.
Zanim przejdziemy do części poświęconej brzmieniu intrygujących i debiutujących nad Wisłą Włoszek uznałem za stosowne chociażby pokrótce scharakteryzować ich aparycję, oraz co nieco napomknąć co kryją wewnątrz swych bądź to szczupłych, bądź seksownie przysadzistych brył. I tak, korpusy będących zarówno solowym bytem, jak i podstawą/bazą do bardziej zaawansowanych instalacji Harmonic Stabilizerów wykonane są z polimeru Delrin® (acetal – homopolymer POMH) a rolę elementów odsprzęgających pełnią w nich trzy pozłacane metalowe kulki, które na życzenie mogą zostać zastąpione ceramicznymi odpowiednikami. Co ciekawe częstotliwość oscylacji umożliwiających ustawienie żądanej harmonizacji dźwięku można regulować obracając widoczny na płaszczyźnie górnej pozłacany pierścień. Istnieje również możliwość intensyfikacji ich wpływu poprzez ustawianie Harmonic Stabilizerów jeden na drugim, lub nawet wielopiętrowy montaż większej ich grupy. Z Delrin®-u wykonano również przystosowaną do wkręcenia w Harmonic Stabilizera kolumnę Cable Holder Evolution zdolną przyjąć, po zdjęciu dopasowanego „kapelusza”, zarówno standardowe – okrągłe przewody, jak i taśmy, w których lubuje się np. Nordost, bądź Neyton. Kluczowa jest jednak zasada, aby zielone znaczniki umieszczone zarówno na kolumnie, jak i ww. nasadce znajdowały się po tej samej stronie/nachodziły na siebie.
Tym razem już nie modułowy, a nieco bardziej monolityczny Cable Holder Special kontynuuje rodową tradycję wykorzystania Delrin®-u w roli budulca korpusów, przy czym część „nośną” od podstawy odsprzęgnięto przy użyciu trzech porcelanowych a nie stalowych kulek. Nieco bardziej pojemne aniżeli u młodszego rodzeństwa łoże pod przewód zdolne jest przyjąć kabliszcza o maksymalnej średnicy 35 mm, choć jak sami Państwo widzicie brak jest dedykowanej taśmom przelotki. Nie ma też pierścienia umożliwiającego zmianę parametrów ww. ustrojstwa.
Wzorem swoich nieco mniej imponujących posturą poprzedników korpus Cable Stabilizer Faraday wykonano z polimeru Delrin®, jednak skoro mamy do czynienia z akcesorium wyższej rangi to zamiast pojedynczego układu odsprzęgającego z trzema pozłacanymi stalowymi kulkami układ mechanicznego odsprzęgania nie tylko został zdublowany, lecz również podwojono ilość kulek na każdym poziomie, dzięki czemu znajdziemy ich po sześć na każdym „piętrze”, co w sumie daje dwanaście na każdy stabilizator. Choć w materiałach promocyjnych można natrafić na wpis, iż CSF (Cable Stabilizer Faraday) pozwala na „rozpraszanie drgań przeciwfazowych na dowolnym kablu”, to z racji swojej dość absorbującej postury najrozsądniej aplikować go przede wszystkim do kabli zasilających i „poważnych” średnicowo (nawet do Ø40 mm) głośnikowych, jak daleko nie szukając np. UltraVioletów Signal Projects. Widoczny na płycie górnej zdejmowalnej pokrywy złoty pierścień jest oczywiście obrotowy i jego nastawy pozwalają na precyzyjne dopasowanie brzmienia / wpływu akcesorium do własnych potrzeb i oczekiwań.
Oczywistym rozwinięciem Faradaya jest flagowa Tesla, której czapa oprócz firmowego Delrin®-u otrzymała chromowane dodatki i dwie regulowane spirale których obroty –ustawienie zmieniają emisję pola magnetycznego. Kolejną spiralę znajdziemy w korpusie głównym – wpisaną w łoże dedykowane układanym na nim przewodom, dzięki czemu ilość kombinacji wzrasta wprost lawinowo, więc jeśli tylko ktoś do tematu podejdzie z odpowiednią wnikliwością i otwartą głową, to zabawę na długie przedwiosenne wieczory będzie miał zapewnioną. Tesla, przynajmniej zgodnie z materiałami firmowymi, potrafi bowiem regulować strumień magnetyczny ułożonych na niej przewodów a tym samym niejako optymalizować i kalibrować prąd w owych przewodach płynący. Mówiąc wprost Tesla to „potężny wariator fal elektromagnetycznych powstających w wyniku przepływu prądu w dowolnym elektrycznym przewodzie”. Nie wierzycie? Cóż, w takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić Was na część dotyczącą nie tyle brzmienia włoskich akcesoriów, gdyż te ewentualne dźwięki wydają li tylko przy opukiwaniu i aplikacji, co ich wpływu na brzmienie mojego systemu.
Jeśli komuś w tym momencie się wydaje, że tego typu akcesoria mają walory jedynie estetyczne, oraz ergonomiczne – pozwalają bezinwazyjnie wjechać pod umieszczone na nich przewody mopem/odkurzaczem, to w 100% ma rację. Jedynie mu się wydaje, bowiem pomijając powyższe zalety a tym samym pochwałę wzrokową ze strony Strażniczki Domowego Ogniska, owe niefrasobliwie traktowane w roli bibelotów podstawki i stojaki okazują się pełnoprawnymi elementami toru audio. Nie da się bowiem ukryć, iż ich pojawienie się w torze jest bezdyskusyjnie słyszalne i tylko od naszych indywidualnych – osobistych preferencji zależeć będzie, czy zmiany przez nie wprowadzane wpiszą się w nasze gusta i naszą misterną układankę. Od razu również zaznaczę, iż każdy z goszczących u mnie Omicronów cechowała zaskakująco zbliżona sygnatura a jedynie od stopnia zaawansowania technologicznego danej konstrukcji zależna była jej, znaczy się sygnatury, intensywność.
Idąc zatem zgodnie ze wzrostem poziomu doznań na przysłowiową przystawkę proponuję podstawki Cable Holder Special, które z jednej strony homogenizują i uatrakcyjniają przekaz nadając mu nader udanego połączenia witalności i wyrafinowania a jednocześnie podkreślają jego aspekt dynamiczny. Góra jest zwiewna, otwarta i dźwięczna, średnica szalenie komunikatywna a najniższe składowe zaraźliwie pulsujące, co bynajmniej nie oznacza sztucznego ich podkręcenia i przesady a jedynie dążenie do liniowości i naturalności. Nawet tak wściekle szarpiące i kąsające zmysły pozycje jak tajwański black n’ death metal „Takasago Army”, czy równie egzotyczny, wyrykiwany w znacznej części po … maorysku (Reo Māori) thrashowy „Tū” – nowozelandzkiego trio Alien Weaponry zabrzmiały z potężnym wykopem i agresją a jednocześnie wyeliminowane zostały wszelakiej maści pasożytnicze artefakty odpowiedzialne za ziarnistość i szklistość dźwięku. Dzięki temu można było bez zbytniej fatygi słuchać dobiegającej z głośników kakofonii nie tylko dłużej, co przede wszystkim, ku niewątpliwej uciesze domowników i sąsiadów, … głośniej.
Kolejnym krokiem w kierunku dalszego zaczerniania tła i przyrostu wolumenu generowanych dźwięków okazało się zastąpienie ww. podstawek zestawem Harmonic Stabilizer & Cable Holder Evolution, który pomimo niezaprzeczalnie lżejszej bryły zapewnił jeszcze intensywniejsze doznania. Wraz z ich obecnością poprawie uległa selektywność i rozdzielczość dźwięku a najniższe składowe oprócz masy zwracały uwagę świetną definicją. Pozwoliło to sięgnąć jeszcze głębiej w odmęty mrocznych odmian metalu, co skrupulatnie wykorzystałem serwując znacznie gęstszy i bardziej połamany od poprzedniego album „Tangaroa” Alien Weaponry, by koniec końców do playlisty jeszcze dorzucić blackened death-owy „Carving the Fires of Akhet” egipskiej formacji Crescent. Za ciężko i za gęsto? Nic z tych rzeczy, bowiem właśnie teraz można było delektować się pełnią bogactwa iście egipskich riffów i perkusyjnych kanonad, które zazwyczaj brzmiały jak monolityczny odgłos przechodzącej w pobliżu burzy.
Jeszcze ciekawiej się zrobiło, gdy oprócz okablowania głośnikowego opieką Omicronów objąłem również przewody zasilające aplikując pod nie Faradaye – jeden wylądował pod biegnącą bezpośrednio ze ściany do końcówki mocy Gargantuą II a drugi pod dostarczającym listwie Furutecha e-TP60ER życiodajne Volty i Ampery uzbrojonym w topowe 50-ki Furutechem FP-3TS762. Efekt? Z jednej strony zgodny z wcześniejszymi obserwacjami, lecz tym razem bardziej skupiony wokół najniższych składowych. Zamiast jednak zwiększać ich masę i wolumen sprawił, że schodziły niżej bez zwyczajowej utraty swej konturowości i definicji. Co ciekawe efekt nie miał charakteru nazwijmy to globalnego, czyli nie zaowocował permanentną obecnością iście infradźwiękowych pomruków zawsze o wszędzie, lecz objawiał się tylko tam, gdzie takowe na materiale źródłowym zostały uchwycone. Czyli o ile na „La Tarantella: Antidotum Tarantulae” L’Arpeggiaty z Christiną Pluhar pozornie nic się nie zmieniło, bo sekcja basowa jest tu dość symboliczna, delikatna i zaokrąglona, to już „Khmer” Nilsa Pettear Molværa uaktywniał sejsmografy w PAN-ie. Pozwolę sobie jednak wrócić do owej pozorności braku zmian w „La Tarantella …”, gdyż one, znaczy się zmiany, de facto się dokonały, jednak zamiast skali makro dotyczyły wydarzeń mikro – artykulacji, unaocznienia/unausznienia złożoności każdej frazy i akordu, gdzie dany dźwięk nie bierze się znikąd, lesz jest wyzwalany poprzez trącenie struny, bądź uderzenie w naciąg, czyli mamy przynajmniej trzy jego składowe, fazy. Kluczowym jest jednak fakt, że pomimo wzrostu złożoności serwowanej nam muzycznej strawy jej konsystencja zamiast mętnieć nabiera klarowności. Jest gładziej, czyściej a widać / słychać więcej i lepiej, bo wyeliminowana została semi-transparentna mora ograniczająca, upośledzająca wgląd w strukturę nagrań.
No i najwyższa pora na Teslę, której obecności nie tylko nie sposób pominąć ze względu na aparycję i złożoność samej konstrukcji, co przede wszystkim na jej wpływ na brzmienie, który skalą zmian śmiało można uznać za przewyższający to, co powyżej opisane akcesoria były w stanie osiągnąć razem – wespół/zespół. Tu już nie ma żartów, czy też usilnego doszukiwania się niuansów, lecz operowanie na poziomie zerojedynkowym – z, lub bez Tesli. Ba, okazało się, że zmiany przez nią wprowadzane są słyszalne nie tylko po aplikacji na danym okablowaniu, co nawet przy wstawieniu jej w obręb systemu – li tylko w pobliżu przewodów. Oczywistym sprawcą całego zamieszania jak łatwo się domyślić jest pole magnetyczne przez Teslę wytwarzane. Posadowienie na niej przewodów w oczywisty sposób dodatkowo intensyfikuje skalę zmian i już przy „fabrycznym” ustawieniu każdego z trzech „ślimaków” najogólniej rzecz ujmując robi dźwiękowi dobrze. Poprawia bowiem rozdzielczość i klarowność przekazu przy jednoczesnej trosce o właściwe wysycenie, saturację i realizm. A właśnie, kluczowy jest w tym wypadku ów aspekt realizmu, bo Tesla niczego nie wyolbrzymia i nie rozdmuchuje. Ona jedynie, zarówno w skali mikro, jak i makro, porządkuje – homogenizuje przekaz jednocześnie rozsuwając skraje pasma sprawiając, że wszystko wraca na swoje miejsce i brzmi jak należy. Banał? Teoretycznie tak i o ile początkowo można odnieść wrażenie, że nie ma nad czym dywagować, bo to przecież, przynajmniej od pewnego pułapu, standard i nikt łaski nam nie robi, to wystarczy wyeliminować z toru topowego Omicrona, by nader boleśnie przekonać się w jakiej ułudzie żyliśmy. Z kolei wraz z nim wraca swoboda, niewymuszoność i właśnie realizm do tej pory zarezerwowany wyłącznie dla ultra high-endowych „drutów” w stylu Stealth Audio Śakra v.16 XLR. Przesadzam? Cóż, niech ocenią to ci, którym dane było Teslę gościć we własnych systemach i to nie przez chwilę a kilka, kilkanaście dni, bo optymalne ustawienie wszystkich trzech „ślimaków” wymaga spokoju i przede wszystkim czasu, by z chłodną głową zdecydować która z nastaw najbardziej nam pasuje. Proszę mi uwierzyć, przynajmniej na razie na słowo, że różnice są i choć może nie z gatunku kolosalnych, to dalekie od li tylko kosmetycznych, gdyż dotyczą m.in. sposobu oddania głębi sceny i precyzji ogniskowania źródeł pozornych. Jeśli mógłbym coś zasugerować, to w roli materiału testowego polecam nagrania możliwie najlepiej zrealizowane i oczywiście znane niemalże na pamięć, skoro bowiem mamy cokolwiek modelować, to i punkt wyjściowy powinien być możliwie blisko stałej a nie kolejnej zmiennej. U mnie role papierków lakmusowych przypadły trio Tormod Dalen, Hans Knut Sveen, Sigurd Imsen („Tartini Secondo Natura”) i mrocznej „Tomba sonora” Stemmeklang z Kristin Bolstad (oba albumy sygnowane przez 2L), gdzie z pomocą pierwszego albumu dostroiłem „ostrość” z jaką kreślone były kontury a drugi posłużył do znalezienia optymalnej głębi i aury pogłosowej, co summa summarum zajęło mi niemalże … tydzień. Nerwica natręctw? Nie wykluczam takiej ewentualności, lecz skoro taka zegarmistrzowska robota nadal sprawia mi przyjemność, to nie widzę powodu, dla którego miałbym takowych działań zaniechać.
Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat miałem okazję gościć we własnych czterech kątach nad wyraz szeroki wachlarz wszelakiej maści akcesoriów audio. Jednak zawężając perspektywę li tylko do asortymentu dedykowanemu okablowaniu, to w mej pamięci szczególne miejsce zarezerwowane mają dwa „kliniczne przypadki” – zjawiskowe pod względem aparycji burgundowe drewniane „kręgle” RG1 de facto już nieistniejącego Gregiteka oraz szalenie uniwersalne i zarazem diabelsko skuteczne Booster / Booster Signal Furutecha. Jednak po niniejszym teście do powyższego grona nie tyle zmuszony jestem, co po prostu chcę dopisać całą zgraję Omicronów, z której każdy nie tyle cokolwiek wnosił do dźwięku mojego systemu, co sukcesywnie eliminował pasożytnicze artefakty prawdziwy obraz zamazujące i wypaczające. A jeśli jesteśmy już przy koncercie życzeń, to każdemu z Państwa szczerze życzę nie tylko możliwości przetestowania Tesli, co pozostawienia jej w Waszych systemach na stałe. A proszę mi wierzyć na słowo, że życzę Wam jak najlepiej.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Omicron Magic Dream Classic + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Opinia 2
Gdy prześledzicie naszą zabawę z tematyką audio, z pewnością przekonacie się, że w przeciwieństwie do niektórych periodyków branżowych obok zwyczajowej elektroniki, kolumn oraz okablowania jeśli coś ciekawego z szeroko rozumianych akcesoriów wpadnie nam w ręce, nie mamy oporów, aby o danej ciekawostce wyrazić swoją opinię. Takim to sposobem w naszym portfolio znalazły się mitingi z nie tylko kompletnymi stolikami, czy samodzielnymi pojedynczymi półkami, ale również drobnymi konstrukcjami antywibracyjnymi. Tak na szybko na myśl przychodzą mi podstawki pod kable sieciowe Furutech NCF Booster, stopki pod elektronikę Graphite Audio IC-35 i ostatnio testowane, również stosowane pod elektroniką Franc Audio Accessories Ceramic Disc TH. Przyznacie, że jest w czym wybierać. A, że to zaledwie skromy wycinek oferty dostępnej na naszym, cały czas szukamy nowych produktów, aby znacznie powiększyć bazę danych na naszym portalu. I udało się. Bardzo ciekawym wydaje się być fakt, iż tym razem audiofilska biżuteria spod znaku Omicron Group za sprawą stacjonującego w Chełmży dystrybutora Quality Audio dotarła do nas ze słonecznej Italii. To zaś daje nadzieję na zderzenie się z konstrukcjami nie tylko wielce atrakcyjnymi sonicznie, lecz i wizualnie. I zapewniam Was, tak jest. Co konkretnie wpadło w nasze ręce? Otóż z szerokiej palety Włochów wybraliśmy dwa rodzaje podstawek pod kable głośnikowe – składający się z dwóch części Harmonic Stabilizer + Cable Holder Evolution i nieco prostszy Cable Holder Special oraz dwie podstawki pod kable sieciowe – topowy Omicron Tesla i mniej zaawansowany Cable Stabilizer Faraday.
Mam nadzieję, że zestaw fotografii bez problemu broni moją teorię w kwestii świetnego wyglądu tytułowych produktów. Już na zdjęciach wyglądają znakomicie, ale zapewniam, w kontakcie bezpośrednim tylko dodatkowo zyskują. Jeśli chodzi o ich budowę, wszystkie korpusy w głównej mierze oparte są o fenomenalnie wykończony polimer Delrin® z wieloma złotymi akcentami. Co bardzo istotne wszystkie podstawy w zależności od modelu są dodatkowo separowane od podłoża za pomocą różnego rodzaju i ilości kulek oraz bez względu jak to nowatorsko brzmi, część posiada pokrętła zmieniające potencjał pola magnetycznego. I tak w dwuczęściowej stopie pod kabel głośnikowy lub sygnałowy (Harmonic Stabilizer + Cable Holder Evolution) mamy miękką stabilizację oraz dostępną płynną regulację strojenia w podstawie i jednokierunkowo w działaniu sfokusowany trzon nośny – odpowiednie zastosowanie ustalają zielone kropki. W tańszej podstawie pod sieciówkę (Cable Stabilizer Fraday) w dolnej części zastosowano podobny zestaw amortyzacji jak w głośnikowym oraz regulator pola w górnej pokrywce. Natomiast w najbardziej skomplikowanym konstrukcyjnie wsporniku dla kabli prądowych (Omicron Tesla) z czystym sumieniem stwierdzam, iż ocieramy się o szaleństwo ilości dostępnych regulacji. Nie dość, że podstawa w stylu dwóch poprzednich jest pływająca, to liczba możliwości kreowania i przełamywania pola magnetycznego wzrosła do trzech. Tak, to nie pomyłka, aż trzech. Jedna tuż pod sidłem dla kabla, druga nad nim w dolnej części pokrywki, a trzecia na samej górze. To z jednej strony fajnie, bo daje szerokie pole do popisu, ale z drugiej w momencie częstej audio-nerwicy może okazać się labiryntem nie do przejścia. Ja osobiście jakoś sobie poradziłem, ale nie powiem, kilka razy zdarzyło mi się nieco korygować niby dobrze dopasowany pakiet ustawień. Czy gra była watra świeczki?
Z uwagi na bardzo podobny kierunek działania wszystkich bohaterów naszego spotkania, postanowiłem opisać je ogólnie. Ale zaznaczam, ich wpływ był wprost proporcjonalny do różnorodności zastosowanych działań resetujących szkodliwe wibracje – produkty mają różnią się ilością kulek i materiałem z jakiego je wykonano oraz jak wspominałem dodatkowych tweak-ów.
Co miałem na myśli twierdząc, iż kierunek działania jest bliźniaczy? Otóż w przypadku oferty Omicrona za każdy razem z tematem brzmienia systemu audio dryfowałem w stronę lepszej separacji źródeł pozornych, dzięki temu czytelniejszego tła, a co za tym idzie nienachalnego, jednak przyjemnego w odbiorze konturowania dźwięku. Osobiście odbierałem to jako zdjęcie szkodliwej woalki, dzięki czemu muzyka nabierała oddechu i stawała się bardziej dźwięczna. I to już na bazie najprostszej podstawki pod kabel głośnikowy Cable Holder Special. Nagle jakbym lekko przetarł okulary i wyczyścił uszy. To okazało się być na tyle fajne w odbiorze, ale jednocześnie nieprzesadzone, że przepięcie na jego następcę odbyło się dopiero po kilkunastu przesłuchanych płytach. Mało tego. Przed planowaną roszadą na konstrukcje o teoretycznie lepszych parametrach miałem niezły zgryz, co da się jeszcze lepiej zrobić. Co wydarzyło się podczas użytkowania tym razem dwuczęściowego zestawu Harmonic Stabilizer + Cable Holder Evolution? Ku mojemu zdziwieniu nic nie poszło w stronę większej kanciastości, tylko pogłębiła się namacalność poszczególnych bytów na scenie. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony, bowiem gdy w pierwszej podstawce bez problemu wyczuwalne zmiany kwalifikowałem na poziomie drobnej korekty, to w tym przypadku moc działania była w dobrym tego słowa znaczeniu dramatycznie ciekawsza. Wszystkiego było więcej. Więcej muzyki w muzyce, więcej swobody i więcej powietrza. A do tego w Harmonizerze, czyli podstawie można było pobawić się regulacją częstotliwości oscylacji, co pozwalało mniej lub bardziej wyostrzyć lub wygładzić działanie podstawki. W moim odczuciu delikatnie zmieniała się plastyka przekazu. Nie powiem, trochę się nagimnastykowałem, ale ostatecznie udało mi się dobrałem najbardziej optymalne ustawienie.
Gdy na tapecie wylądowały podstawy pod kable sieciowe, efekt był bardzo podobny do droższej wersji pod głośnikowe. Jednak gdy prostsza kolumna dla kabla prądowego – Cable Stabilizer Fraday zachowywała się prawie bliźniaczo do przed momentem opisywanego tandemu, ku mojemu niedowierzaniu flagowiec zwany Tesla w temacie kształtowania dźwięku na tle całej poprzedzającej go trójki wręcz brylowała. I to w zaskakująco szerokim zakresie, bowiem można było mocno zaciemnić i uspokoić przekaz lub na przeciwległym biegunie przesadnie go wyostrzyć. To oczywiście zasługa aż trzech regulacji pola magnetycznego. Na tyle silnego, że nawet niezobowiązujące postawienie tej podstawki koło kłębowiska drutów za sprzętem potrafiło wpływać na dźwięk zestawu. Naturalnie to była li tylko całkiem przypadkowa, wynikła podczas sprawdzania działania z i bez kabla, ale jakże wiele mówiąca próba co to ustrojstwo potrafi. A jak widać, potrafi wiele. To natomiast jasno sugeruje, że jeśli ktoś nie szuka kompromisów, trzeba zaopatrzyć się we flagowca. Wówczas nic nam nie będzie straszne, gdyż bez względu na zawoalowane lub wyostrzone granie naszego systemu przy pomocy Omicrona Tesla mamy zielone światło do korekty sytuacji w każdym możliwym wypadku. A jak z pewnością wiecie, w znakomitej większości konstrukcji konkurencji to nie jest takie oczywiste. Jednak w tym przypadku z mojej strony mam tylko jedną radę. Jeśli macie choćby zalążki syndromu ADHD uważajcie na siebie. Niestety mnogość ustawień jest zatrważająca i osobnik nie panujący nad swoimi emocjami może wylądować w wariatkowie. Jak jakoś dałem sobie radę, ale przyznaję, było ciężko. Wcześniej opisywane podstawki przy Tesli to pikuś.
Próbując zebrać powyższe wnioski w jedną strawną całość potencjalnym zainteresowanym mogę powiedzieć jedno. Jeśli szukacie drobnych korekt w stronę otwarcia i zebrania się w sobie dźwięku posiadanego zestawu, wystarczy Wam jedna z pierwszych trzech konstrukcji. Spokojnie wystarczą nawet najprostsze podstawy pod okablowanie do kolumn. Jeśli jednak obawiacie się, że z brzmieniem systemu nieco zbłądziliście, bardziej skomplikowane Omicrony naturalnie dadzą więcej możliwości kreowania świata muzyki. Natomiast gdy jesteście prawdziwymi fighterami audio, idźcie na całość i bierzcie Teslę. Z jednej strony zabawy co niemiara, a z drugiej nie ma takiego konfiguracyjnego błędu, którego nie dałoby się skorygować. I nie mówię to z przekąsem, tylko od serca.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– transport: CEC TL 0 3.0
– streamer: Lumin U2 Mini + switch Silent Angel Bonn N8
– przetwornik cyfrowo/analogowy: dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy: Mutec REF 10 SE-120
– reclocker: Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Omega Clock
– Shunyata Sigma V2 NR
Przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
Końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
Kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
Kable głośnikowe: Synergistic Research Galileo SX SC
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”, Siltech Classic Legend 880i
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kabel LAN: NxLT LAN FLAME
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Essence MC
– przedwzmacniacz gramofonowy Sensor 2 mk II
Dystrybucja: Quality Audio
Producent: Omicron
Ceny:
Harmonic Stabilizer + Cable Holder Evolution: 1 950 PLN
Cable Holder Special: 1 550 PLN
Cable Stabilizer Faraday: 2 600 PLN
Tesla: 11 100 PLN
Dane techniczne
Harmonic Stabilizer
Średnica: 100 mm
Wysokość: 60mm
Cable Holder Evolution
Średnica: 60 mm
Wysokość: 150 mm
Cable Holder Special
Średnica: 100 mm
Wysokość: 180 mm
Waga: 1,1 kg
Cable Stabilizer Faraday
Średnica: 160 mm
Wysokość: 150 mm
Tesla
Średnica: 160 mm
Wysokość: 170 mm
Najnowsze komentarze